Recenzja ta będzie myślę dosyć wyjątkowa z paru względów. Nie tylko dlatego, że należeć będzie do grona tych bardziej krytycznych i obfitujących w porównania ze starszymi modelami tego producenta, co powinno dać mocną podstawę ku orientacji w priorytetach i wadach/zaletach, ale przede wszystkim dla mnie osobiście. Do tej pory nie udało mi się bowiem uzyskać jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony dystrybutora tej marki, toteż jest mi bardzo miło testować egzemplarz zamkniętego wariantu z serii AKG K8 – model K872.
Dane techniczne
- Przetworniki: 53 mm, dynamiczne, cewka dwuwarstwowa w technologii 1.5 Tesla
- Format: wokółuszny, zamknięty
- SPL: 112 dB
- Moc maksymalna: 300 mW
- Pasmo przenoszenia: 5 – 54,000 Hz
- Impedancja: 36 Ω
- Waga: 390 g (bez kabla)
- Kabel: 3 m z jednej strony, LEMO + gwintowany wtyk jack 3,5 mm z nasadką 6,3 mm
Zawartość zestawu
- słuchawki K872
- twarde etui podróżne
- 1 kabel prosty 3 m
- nasadka gwintowana na 6,3 mm
- komplet instrukcji
- małe narzędzie do wymiany nausznic
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki przychodzą do nas zapakowane duży karton. W tymże kartonie – w ogromnych rozmiarów dwuczęściowe pudło AKG. W tymże pudle – w twarde wyprofilowane etui. Zabezpieczenie w transporcie jest więc bardzo dobre i nie sprawiające żadnych wątpliwości co do pewności dostarczenia w jednym kawałku.
K8 ogólnie jako seria nie są zbudowane w duchu konstrukcji K7 oraz jakichkolwiek innych modeli tego producenta. Zamiast samoregulującej się opaski z tworzywa lub skóry użyto zębatych suwadeł, które regulują wysunięcie hybrydy materiałowo-skórzanej.
Rozwiązanie to ma swoje wady i zalety. Pozytywnie – nie wpływa na zużycie się tego elementu w związku z eliminacją części elastycznych, mogących sparcieć na osi czasu. Nie ma również potrzeby regulowania w nieskończoność pozycji opaski, ponieważ raz ustawiona będzie zawsze w tym samym miejscu, a co wpływa pozytywnie na zużycie się zębów.
Te z kolei pracują na zasadzie blokady sprężynowej, którą ręcznie się podnosi poprzez naciśnięcie guzika z logiem AKG. To sprytne posunięcie zapewniające dużą żywotność. Negatywnie – każda zmiana wysokości wymaga precyzyjnego regulowania z obu stron, niezależnie i bez pomocy jakichkolwiek podziałek lub cyfr.
Gruby pałąk dawniej składał się z drutów w miękkim plastikowym odlewie. Tym razem sięgnięto po te same materiały, ale w formie dwóch grubych pasów. Nie generują jednakże dużego docisku do głowy – słuchawki leżą na niej dosyć luźno, co wpływa to znacząco na wygodę, ale też nie negując wysokiej izolacji od otoczenia, wcale nie gorszą niż np. K270 Playback.
K872 korzystają z dokładnie tych samych nausznic co K812. To bardzo ciekawy projekt, wykorzystujący przynajmniej kilka aspektów spotykanych w słuchawkach w zakresie kontaktu nausznic z uszami, ich wpływu na brzmienie oraz ogólne zachowywanie ergonomii. Co do zasady, działa to tak jak głosi napis na krawędziach: „sound sealing”. Nausznice są do pewnego stopnia i sztywne, aby trzymać odpowiednią odległość ucha od przetwornika, ale i elastyczne, aby poddać się w miejscach, w których kontakt z głową przekracza ogólną średnią nacisku. Tyczy się to zwłaszcza krawędzi, w których zawiera się gąbka, tworząca swego rodzaju poduszkę. Ponieważ materiał ten się poddaje, tworzy w środku charakterystyczne bąble, które czasami mylnie interpretuje się jako zużycie i odkształcenia negatywne. Choć fakt faktem mają one miejsce w środku, toteż mogą, choć nie muszą, wpływać na specyfikę pracy komory akustycznej.
Materiałem znajdującym się przed każdym przetwornikiem jest dodatkowy filtr z materiału perforowanego, dokładnie takiego jakiego użyto przy opasce. Pracuje on także na korzyść strojenia, bowiem pełni funkcję dampingującą.
Zawieszenie każdej z muszli to dwupierścieniowy układ kardanowy, który AKG tym razem wyciągnęło ze środka kopuł i zrealizowało na zewnątrz. Wrażenie konstrukcyjne i wizualne robi to spore, choć musiano jakoś rozwiązać dzięki temu prowadzenie sygnału do słuchawek. Nie wiem co stało na przeszkodzie umieszczenia okablowania w środku konstrukcji, nawet troszkę kosztem jej grubości, ale zdecydowano się na poprowadzenie wszystkiego na zewnątrz. Aby okablowanie nie rzucało się w oczy, z gniazda głównego, znajdującego się tylko po jednej stronie słuchawek, wychodzą cieniutkie jak włosy kabelki w czarnej otulinie, przechodzące w płaską (i również czarną) taśmę ze ścieżkami drukowanymi (FPWA – Flexible Printed Wire Assembly). Ten drugi element znajduje się dokładnie w tym samym miejscu, co w K812 – a więc punkcie pracy mechanizmu obrotowego i działa jak amortyzator. O ile jest to innowacyjne rozwiązanie, to jednak już sama grubość okablowania „wewnętrznego” powoduje u mnie bardzo duże wątpliwości co do potencjału przenoszenia sygnału analogowego w dobrej jakości.
Kablem sygnałowym jest cały czas standardowy kabel AKG na wtyku Lemo. Jeśli ktokolwiek kiedykolwiek z Państwa czytał lub słyszał o tym, jak niskiej jakości był to element K812 PRO, to mogę zapewnić, że w K872 sytuacja jest identyczna, a wszelkie opisy – nieprzesadzone. Organoleptycznie nie wywołuje także i on zbytnio optymistycznych odczuć. Doprawdy jest to poziom niewiele przekraczający ten, który reprezentowało okablowanie od ISKów HD9999, różniąc się jedynie tym, że zastosowano tam wtyki SwitchCrafta na mXLR 3-pin. Ostatecznie więc jakość okablowania w moim odczuciu mocno ciągnie cały projekt w dół i możliwe też, a raczej niemal pewne, że wpływa negatywnie na jakość później uzyskiwanego dźwięku.
Wygoda słuchawek jest całkiem wysoka, choć jest kilka zjawisk, z którymi należy się liczyć. To, co najbardziej rzuca się „w uszy”, to tworzące się zaraz po założeniu podciśnienie wewnątrz komór odsłuchowych. Do wrażenia tego można się z czasem przyzwyczaić, ale przy pierwszym zetknięciu się wrażenie jest bardzo dziwne. Nie nieprzyjemne, ale po prostu – dziwne. Nagrodą pocieszenia jest za to jak pisałem izolacja od otoczenia, która wykracza ponad przeciętną, jaką po takich słuchawkach bym się spodziewał, zwłaszcza przy dosyć ograniczonym docisku. To dobra wiadomość dla osób mających problemy dociskiem tuż nad uchem, a więc w części skroniowej, choć mimo wszystko nadal istnieje ryzyko (stosunkowo małe, ale też niemożliwe do pełnego wykluczenia) powstania na osi czasu dyskomfortu wynikającego ze wspomnianej twardości płaszczyzny kontaktowej nausznicy. Jest na to jednak solucja, polegająca na ustawieniu wysokości o ząb niżej lub wyżej niż wskazywałaby nam wysokość problematyczna.
Jak również wspominałem, słuchawki leżą na głowie bardzo luźno (to dobrze), dociskając się trochę tylko mocniej niż HD800 (to również dobrze). Dają od nich więcej miejsca na uszy ze względu na pojemniejsze muszle (jak najbardziej pozytywnie), ale fakt faktem możliwe jest zrzucenie pałąka z osi głowy ze względu na konstrukcję prętową w takiej a nie innej formie oraz opaskę nie generującą docisku do głowy i nie ściągającej słuchawek ku sobie. Nawet K340 trzymają się na głowie pewniej, ale też przyznać trzeba, że w K872 nie ma na tym polu tragedii. Jedynie warto o tym wspomnieć, że luźność chwytu stanie się naturalną konsekwencją takiego a nie innego podejścia do wygody. Ta dla mnie osobiście okazała się być na wysokim poziomie i w słuchawkach lubiłem siedzieć godzinami, bez specjalnych efektów zmęczenia.
Ostatnią rzeczą, o której można powiedzieć z perspektywy długodystansowego użytkowania, jest wrażliwość na uszkodzenia mechaniczne. Srebrne elementy są w nich ze szlifem na półmat, zaś pierścienie zewnętrzne są płaszczyzną w pełni kontaktową, toteż bardzo łatwo będzie można na nich zauważyć uszkodzenia powstałe na skutek różnego rodzaju otarć i stuknięć. O tym, że może to być problem, przekonują się użytkownicy K270, K271 czy K340, nawet przy fakcie częściowego schowania pierścieni poza obrysem słuchawek i przy fakcie także znajdujących się poza nim padów. Nie ma więc szans, aby taki problem nie istniał przy serii K8, dlatego gorąco zachęcam do korzystania z nich przy fakcie posiadania jakiegokolwiek stojaka. Artykuł o przechowywaniu i konserwacji słuchawek może być pomocny w zakresie wyboru odpowiedniego rozwiązania.
Przygotowanie do odsłuchów
Sprzęt praktycznie przez cały okres przebywania u mnie przechodził zmiany, na szczęście na lepsze. Zmieniała się przede wszystkim wielkość sceny, ale też separacja i otwartość najdalszego skraju sopranowego. Działo się to głównie za sprawą nabierania odpowiedniego kształtu przez nausznice, zwłaszcza w swojej frontalnej części. Należy mieć zatem ogromne baczenie na ten aspekt i liczyć się z tym podczas proszenia w sklepie o egzemplarz.
Najpoważniejszym moim zdaniem konkurentem cenowo-klasowym wobec tych konkretnych słuchawek są Beyerdynamic T5p v2, jednakże nawiązywać będę również i do innych konstrukcji zamkniętych np. (uprzedzam że nie bezpodstawnie) K270 Playback oraz otwartych, w tym swoich K1000.
Sprzętem źródłowym w przypadku K872 był:
- AIM SC808
- Aune S6 + S7
- Burson Conductor V2+
- NuForce DAC-80 + HAP-100
- RHA DACAMP L1
Z racji wysokiej wydajności sięgnąłem również po odtwarzacze przenośne:
- Colorfly C200
- Shanling M1
- The Bit Opus #1 LE
Jakość dźwięku
Słuchawki grają w dużej mierze wyważonym brzmieniem o dużej koherencji. W pierwszym kontakcie są to naturalnie ciepłe nauszniki, choć z nosową górą mającą tendencję do stawania się cienką i surową, zwłaszcza w utworach o rozbudowanym i skomplikowanym sopranie. Scena optymalnie skrojona na rozmiarze, choć stosunkowo mała i nie do końca tak holograficzna, jak w konkurencyjnych T5p v2, ale ten aspekt potrafi słyszalnie poprawić się wraz z wygrzewaniem i układaniem się nausznic bardziej pod kątem względem ucha użytkownika. Tak samo wspomniana surowość potrafi się w pewnej części uspokoić. Są to więc bardzo brutalnie znoszące proces wygrzewania słuchawki i tak jak wiele modeli Beyerdynamica uzależnione również i od kondycji padów.
K872 mają przede wszystkim przyjemną i równą konstrukcję sekcji średniego i wyższego basu. Oba te podzakresy, ale też i całościowe strojenie, są dobrane względem siebie koherentnie, zaś ilościowo – bardzo dobrze. Ani to słuchawki jednoznacznie chude, ani przebasowione dzięki temu, grające stosunkowo optymalnie pod względem dokładności, szybkości i wypełnienia, ale trochę po tej suchszej stronie jeśli chodzi o charakter.
Z perspektywy słuchawek zamkniętych może wydać się to niewiarygodne, ale K872 mają ilościowo sporo wspólnego na tym polu z K340 (może nawet więcej niż tylko na tym polu, bo także na swój sposób w relatywności basu do sopranu). A także odchodząc od stereotypowego wyobrażenia konstrukcji zamkniętych jako przeraźliwie przebasowionych. Taki model brzmieniowy przeszkadzałby w toku ewentualnej pracy z materiałem dźwiękowym. Z drugiej strony unika się w K872 tego, za co wielokrotnie ganiłem K240 DF, a więc zbyt lekko prowadzony bas, który także przeszkadza, jeśli nie jest należycie kompensowany i powoduje, że utwór jest w odsłuchu chudszy niż powinien, a na wyjściu bardziej basowy niż by wypadało.
Jednocześnie słuchawki mają pewien problem z należytym zejściem i głębią basu. Skupiają się głównie na średnim, nie lekceważą wyższego, nadają przez to ostrzejszych rys całej linii, ale trochę po macoszemu potraktowany został najniższy. Brakuje mu obecności i definicji, co może przywodzić na myśl poniekąd problemy K1000, ale im nie można było odmówić mimo wszystko tej ostatniej oraz wspomnianej głębi. Również i klasyczna seria K7 miała wyśmienity moim zdaniem bas, nawet mimo oszczędnej ilości po całości. No i w każdym z tych przypadków są to jakby nie patrzeć konstrukcje otwarte. Przekłada się to ostatecznie na wrażenie oddolnej powściągliwości, zupełnie jakby nie chciały za żadne skarby dostarczyć basu więcej, niż byłoby to konieczne. Owszem, teoretycznie więcej niż np. w K701, ale broń Boże tyle, żeby zmącić konstrukcję utworu i odbywającą się jego analizę. T5p v2 są wyraźnym dla obu kontrastem na tym polu i ze znacznie większą wrażliwością na kontrolę basu czy też oporność wyjściową.
O ile więc na etapie basowym większość rzeczy jest w K872 do zaakceptowania, swoje też do pochwalenia, to jednak ospale wznoszący się przebieg powoduje, że linia basowa nie ma aż takiego angażu, aby zwrócić na siebie uwagę słuchacza i jednocześnie wywołać przyjemność z tego tytułu. Jest dla mnie zakresem obrazowym i najczęściej ograniczającym poziom emocji, nie odrzucającym w pełni, ale pełniącym rolę tła roboczego. I nie chodzi tylko o zejście, ale o ogólnie lekko suchawy charakter, który choć też nie zawsze i nie wszędzie będzie do nas przebijał – bo i trafiają się utwory, albumy, wykonawcy, w których pojawia się uśmiech na twarzy – to jednak ilościowo będzie to na ogół w mniejszości, zwłaszcza jeśli w K872 pozwolimy sobie na roztrząsanie muzyki kawałek po kawałku, a nie całościowo.
Linia basowa ładnie zaczyna się prostować na sprzęcie mniej muzykalnym, a bardziej dokładnym, technicznym, mającym swój najniższy skraj na takim poziomie, który gwarantuje lepiej utrzymaną kontrolę po stronie słuchawek i trochę lepsze sytuacje zachowawcze w kontekście różnorodnego materiału. Takie warunki spełniła ku mojemu zdumieniu Aune S6, przywracając linii basowej troszkę wyrazistości eufonii ponad przyjemnością i organicznością Conductora V2+. I choć nie ma wątpliwości co do klasowości tego ostatniego, to jak widać w życiu nic nie jest takie oczywiste. Pojawia się więcej werwy i energii, a przez to wrażenie większej dokładności. Tak działa twardszy bas Aune i jest to dobry myślę trop co do tych słuchawek, aby podążać nim w poszukiwaniu innych, podobnych źródeł dźwięku.
Średnica jest w nich naprawdę niezgorsza: obrazowa, choć od słuchacza trochę odsunięta. Neutralna, a jednocześnie należycie nasycona. Do tego płynnie łącząca się z basem i zawieszona niczym w pierwszych T1: między jednoznaczną bliskością, a pełnym zdystansowaniem się. Bardziej jest jej po drodze z tym pierwszym, gdyż dystansowanie się jest tu czynnością wprowadzoną po to, aby stworzyć wrażenie głębi sceny mimo nacisku na wektor zwrotu w stronę słuchacza. I całkiem sprawnie słuchawkom taka konstrukcja wychodzi, nadając im nietuzinkową prezencję w stylu K280 Parabolic, ale bez egzaltacji na kształt nierealny w swej pogłosowości lub niedorzeczny wręcz jak na słuchawki konwencjonalne w ogóle.
Wiele będzie zależało od tego od jakich słuchawek wyjdziemy. W sytuacji gdy będą to np. wspomniane K280 czy K340, K872 wydać się będą nam mogły bliższe, równiejsze, bardziej poprawne – słowem lepsze. Jeśli od słuchawek typowo studyjnych, takich jak K240 DF czy K1000, tu już będzie zupełnie inaczej, dziwniej. Jest to więc kwestia trochę dyskusyjna, czy aby jednak producent nie powinien postawić na większą obrazowość i nie pójść krokiem takich słuchawek jak T1 v1 czy DT880, ba, nawet własnych starych K400 LP.
O ile wszelakie odsuwy średnicy możemy w wielu słuchawkach wybaczyć, zrozumieć, a na pewno w przeważających przypadkach ogromnie polubić, jak np. K280, HD800 itd., to jednak w obu wymienionych przypadkach mamy do czynienia z konstrukcją odpowiednio półotwartą i otwartą. K872 są zamknięte, także im jest znacznie trudniej z definicji zapanować nad takim sposobem prezentacji, aby uniknąć wrażenia sztuczności i pogłosowości. Takowe mogą pojawić się z reguły przy wcześniej wykonywanych odsłuchach na sprzęcie bardzo bliskim i przede wszystkim – otwartym. Słuch jednakże bardzo szybko potrafi się do średnicy K872 przystosować i adaptacyjność w tym względzie wskazywałbym na w istocie ponadprzeciętną.
Na ogół bardzo dobrze wypada w nich artykulacja wokali, zwłaszcza tych bardziej przysadzistych i gardłowych, nieco słabiej wysokiej wokalizy na „gorące” głoski. Ta ostatnia cecha łączy się z tym, że o ile fundamentem średnica jest podklejona do basu w sposób płynny i jednorodny, tak trochę wyżej zaczyna się już w konkretną problematykę.
Przy wariancie półotwartym było na temat sopranu sporo debat, obserwacji, odczuć i porównań, włącznie z legendarnym „tizzem”. W K872 jest on także obecny, ale nie jako bezpośrednia tendencja do sybilowania i „gorąc” sopranu w tymże miejscu, ale zjawisko bardziej natywne i udowadniające, że te przetworniki po prostu grają tak a nie inaczej same z siebie. Zwracając przy okazji wyraźnie zaznaczoną w konkretnych punktach nosowość, typową dla konstrukcji zamkniętych i stawiającą przed użytkownikiem konieczność pewnej jej tolerancji, ale K872 przybierającą wyjątkowo ciekawą i specyficzną formułę. Być może związaną z wywodzeniem się bezpośrednio z konstrukcji otwartej, która też nie bez powodu powstała jako pierwsza.
Opisanie należycie nosowości w sensie stricte jest trudne, ponieważ ogólnie opisywanie barwy dźwięku jest trudne. Zamiast więc silić się na opisy, proponuję zrobić prosty test: nabrać powietrza w płuca i zacząć syczeć ustami, przepuszczając powietrze między zębami, a językiem. Zwykłe głośne mówienie „sssss”. Wystarczy cały czas sycząc zmienić kształt ust z „śmiechu” na równie legendarny i żyjący w mediach społecznościowych operujących na zdjęciach „dziubek”. Ten pierwszy stan jest właśnie tym, który reprezentują w barwie K872.
W zasadzie troszkę się zagalopowałem z poprzednim twierdzeniem, że to przetworniki prezentują taką cechę same z siebie. Podejrzewam, że mają w sobie jedynie tendencję do takich zachowań, której mocnym katalizatorem jest okablowanie. Bardzo cieniutkie druciki, niemal włoski, idące od gniazda Lemo do przetworników, a potem trafiające tam pod postacią tasiemek FPWA, aż wreszcie sam kabel sygnałowy – to wszystko prawdopodobnie sprowadza się do opisywanego wyżej przesunięcia barwowego, prezentującego fragmenty sopranu nie tyle ostrzej, co samo w sobie nie musi być problemem, a jazgotliwiej, szukając problemów czasami aż zbyt nadgorliwie i stwarzając je w efekcie samodzielnie.
Choć więc słuchawki zwracają bardzo dużo informacji, część sopranu ma tendencję wychodzenia z naturalności, którą tworzy ich lekko ciemnawa i lekko pogłosowa natura. Skłonna jest do przechodzenia ku zatracaniu selektywności, wpadając miejscami w skrajności wykazujące elementy surowości i lekkiej metaliczności. Dzieje się to notorycznie w utworach o mocno rozbudowanych partiach sopranowych, zwłaszcza gdy w grę wchodzi ostrzej nagrany wokal oraz jakakolwiek naturalność instrumentów, np. talerzowych czy smyczkowych, różnego rodzaju cymbałków, dzwoneczków i innego wysokoczęstotliwościowego oprzyrządowania obecnego podczas koncertów. Trochę przypomina mi to powtórkę z Beyerdynamików T1 v2 – tam pułap jakościowy sopranu z M220 PRO plasował się wcale nie aż tak daleko za produktem z Niemiec. Tu zaś na starcie uplasował się mniej więcej trochę ponad pułapem K501 i choć w trakcie wygrzewania (nausznice) wrażenie tendencji do wpadania w skrajności słyszalnie się zredukowało, a całościowa jakość zwiększyła, to o całkowitym zniknięciu też nie można mówić. Część jeszcze w nich tkwiła i chodziła za każdym utworem niczym cień, także mimo większej przyjemności nadal o istnieniu problemu pierwotnego można było sobie przypomnieć.
Przy bardziej skomplikowanych utworach lubią część pogłosów, które normalnie są informacją przestrzenną, sprowadzać troszkę do parteru, zrównując i formując trudniejszy w percepcji, zbity blok dźwięków o niższej separacji. Część mikrodetali w utworach wybitnie trudnych (lub cierpiących na przesadzony loudness) jest prezentowana nie jako smaczki, a bardziej jako szum. W muzyce eksperymentalnej często z sampla o pozornie niskiej jakości można wyłonić elementy jakości wysokiej, a jednym z kryterium oceny jest właśnie odróżnienie jednego od drugiego, poznając intencje twórcy i celowość wymieszania ze sobą ścieżki o dwóch różnych biegunach jakościowych. Odróżnić potrafią je HD800, K1000, Lambdy. K872 mają z tym już trochę problem. Dla nich większość takiego materiału zwracana jest jako zbity, brudny dźwięk, nad którym należałoby dalej jeszcze popracować. Dopiero weryfikując nagranie na innej parze słuchawek dokładnie w tym samym rejonie, po pewnym czasie można „nauczyć się” kiedy K872 reagują w taki sposób, a kiedy nie. Przy okazji zauważyć, że sprzęt nie jest aż tak czuły na tor, jeśli zdarza nam się żonglować nim między różnorodnymi klockami.
Z drugiej strony może mieć to swoje pozytywne rezultaty w faktycznym masteringu, bowiem paradoksalnie utwory, które na K872 będą prezentowały się bardzo dobrze, na innych słuchawkach będą najpewniej wprost wybitne. Piszę to naturalnie trochę żartem. Niemniej gdybym miał przed sobą T1 v2, wybrałbym i tak produkt AKG, jako wciąż bardziej przyjemniejszy, nie nastawiony na hiperdetalizację, a bardziej ludzki, naturalny i mający mniej problemów ze strojeniem. Daleki jednak jestem od stwierdzenia, że K872 są niesłuchalne. Wbrew temu wszystkiemu co znalazłem wobec nich w ramach przywar, da się ich spokojnie słuchać, zwłaszcza gdy słuchawki będą ostatecznie należycie wygrzane. Często też o wadach się zapomina, np. gdy skupiamy się jak pisałem na muzyce jako całości i nie robimy tego, do czego słuchawki te zostały teoretycznie stworzone, a co potwierdzają osoby z którymi na temat odsłuchów tego modelu rozmawiałem: analizy utworu sekcja po sekcji.
To też i kolejny tu paradoks, ale sprowadzający się do wniosku, że mimo bardzo dobrze obranego kierunku tonalnościowego (lekko ciemne brzmienie), te kilka strzałów wykresu częstotliwości i ich nosowa modulacja potencjalnie pracują jako wciąż swoista pięta achillesowa serii K8. W wariancie zamkniętym po prostu mniej bezpośrednio zaprezentowana. Podobny kierunek obrały również T5p v2 u Beyerdynamika i choć ich strojenie jest inne, to mimo wszystko równiejsze i zrealizowane z lepszą jakością ogólną niż w K872. Z tym że one mają swoje własne problemy na zupełnie innym polu (bas) i też nie są parą ostateczną, a najwyżej przeciwnością recenzowanych.
Oczywiście w każdych słuchawkach zamkniętych użytkownik jest poniekąd przygotowany na redukcję doznań scenicznych. Powinien być także i tu na taki stan rzeczy przygotowany, zwłaszcza że słuchawki w pierwszym wrażeniu się nie popisują. Swego czasu odebrałem Beyerdynamic T5p v2 jako słuchawki bardzo sceniczne jak na konstrukcję zamkniętą i zdanie to przez pryzmat odsłuchów K872 nie ulega zmianie. Odbiór sceniczny AKG jest niestety silnie uzależniony od naszej anatomii oraz stanu nausznic i właśnie na tym polega proces wygrzewania w dużej części w tym modelu. Moim uszom wyraźnie lepiej odpowiada agresywny kąt nachylenia T5p i ich deflektorów akustycznych, aniżeli oszczędniejszy w serii K8 i tu ujawnia to ekspansja sceny podczas docisku przedniej części nausznic. Po pewnym czasie słuchawki same zaczęły się w ten sposób dostosowywać, toteż pierwotnie odczuwana scena się powiększyła, a całościowy charakter wyrównał i rozjaśnił. Różnice nie były może potężne, ale słyszalne. Jeśli ktoś myślał, że szybkim 10-minutowym odsłuchem cokolwiek w nich akuratnie zdiagnozuje, ze sceną włącznie, to delikatnie mówiąc był w błędzie.
Rodzi to naturalnie ogromne ryzyko związane ze wspomnianym pierwszym wrażeniem, że odsłuchując je na jakimś spotkaniu towarzyskim lub w salonie, gdy najczęściej wszystko jest w stanie nowym i surowym, właśnie te ostatnie spłynie na nas najmocniej. Największy kontrast da się usłyszeć idąc z modeli w pełni otwartych, takich jak K1000 czy HD800. W K872 poczujemy się duszno i akustycznie jak w lekkiej puszce z gęstej siatki-plecionki, tworzącej wrażenie wolności i otwartości. K872 próbują bowiem symulować brzmienie swoich otwartych pobratymców i to jest też kolejny w ich przypadku problem koncepcyjny, że właśnie z tej perspektywy w psychice zakodowana jest podczas odsłuchów otwartość K812. Zapominamy z łatwością, że to model zamknięty, a nie pół/otwarty, toteż porównania z wyżej wymienionymi przeze mnie tuzami są w dużej mierze pozbawione sensu (wieczna wygrana w scenie tak czy inaczej). Źródłem tego jednak nie jest ich ponadprzeciętna sceniczność, a właśnie wspomniane zakodowanie sobie w psychice innych słuchawek.
K872 grają sceną nieco mniejszą od T5p v2, dosyć dobrze wyważoną we wszystkie strony, odpowiednio holograficzną jak na model zamknięty. Obie pary co prawda wszystkich tych aspektach przegrywają z W1000Z, które „oszukują” poprzez strojenie pod wyraźnie mniejszą izolację i tym samym wpuszczanie do ustroju znacznie więcej powietrza oraz dźwięków z otoczenia. Pod tym względem izolacja K872 jest na nieporównywalnie wyższym poziomie, pozwalając się skupić konkretnie na muzyce, a nie na różnorodnych przeszkadzajkach. To m.in. dlatego W1000Z byśmy w takich warunkach i zastosowaniach niespecjalnie użyli.
W pierwszej chwili jest to prezentacja trochę spłaszczona wielowymiarowo, dokładnie tak jak miało to miejsce w K271 MKII, ale jako że słuchawki starają się wymieszać także pewne odsunięcie średnicy scenicznie, coś jak na wzór np. K550, efekty na nieco lepiej dobranym do nich sprzęcie potrafią faktycznie przynieść konkretne owoce. Zamknięte K8 korelując w wielu aspektach ze swoimi znacznie tańszymi braćmi z niższych półek, wciąż opierają się o tą samą technologię co K812, nie grając typowo hermetyczną sceną. Tak, to wciąż słuchawki zamknięte, choć próbujące nie grać jak zamknięte i jednocześnie izolujące jak prawdziwe, porządne zamknięte. Scena może się w nich naprawdę podobać, jeśli tylko nie zmienimy sobie optyki z tej postrzegającej je dokładnie tym czym są i spełnimy kilka wymienionych wcześniej warunków, a więc upewnimy się, że nausznice przyjmują lub ugniatają się pod odpowiedni kąt nachylenia, a także sprzęt źródłowy lubi im odpowiednio „do końca” pociągnąć najwyższy zakres tonalny.
Całościowa tonalność i charakter
Słuchawki te są dla mnie bardzo trudnym obiektem do akuratnej oceny. Od czasu Ultrasone Edition 5 przyznam, że chyba najtrudniejszym. A już na pewno w krótkich, prostych słowach. Niemniej traktuję to jako wyzwanie i z przyjemnością podejmę się pełnej analizy wraz z przykładami (i dramatycznymi zwrotami akcji). Ponieważ nie sądziłem, że otrzymam je na recenzję, interesowałem się ich tematem bardzo intensywnie jeszcze długo przed datą publikacji i przy okazji odsłuchów T5p v2.
Choć istnieje możliwość przyłożenia ich dźwięku z takimi znanymi mi słuchawkami zamkniętymi jak rzeczone Beyerdynamiki T5p v2, ale też Audeze LCD-XC (przynajmniej jeszcze sprzed podwyżki) czy Audio-Technik ATH-W1000Z i W5000, praktycznie wszystkie te pary operują głównie na eufonii, czarach i magii kolorów, sceny, efektowności, niekoniecznie wierności tonalnej. Najbliżej do sedna jest tylko XC, choć na wygodzie sromotnie przegrywają z K872. Gdybym miał skupić się jednak na tych modelach, które mają swój rodowód i renomę w zastosowaniach studyjnych, byłby problem ze znalezieniem odpowiedniego przeciwnika, może pośród starych modeli Sony mających tego typu sławę. Tu liczyć zaczęłaby się wierność, liniowość, poprawność barwowa i akuratność reprodukcji konkretnych fragmentów pasma, a z mojego doświadczenia przytoczyć mógłbym najwyżej modele otwarte, takie jak K1000. Aby było uczciwie więc, swoje odczucia opiszę mając w głowie obie perspektywy, ale jednocześnie unikając bezpośrednich konfrontacji w formie innej niż w toku opisu.
AKG wypadałoby bowiem rozpatrywać przez pryzmat taki, jaki napisano na pudełku – łatwych do napędzenia słuchawek dla osoby zajmujących się miksowaniem dźwięku w locie. A ponad wszystkim: słuchawek zamkniętych za 6 tysięcy złotych. Jest to w ogromnym skrócie jednoprzetwornikowe, wygodne, nosowe wydanie starych K340 w wersji Bass Heavy. Trochę bardziej przekładając ten opis na współczesny sprzęt: model potencjalnie łatający niektóre cechy szeroko opisywane przy okazji K812, ale akustycznie cały czas kroczący drogą słuchawek zamkniętych tego producenta, a więc K550 MKI i – a może przede wszystkim – K271 MKII, mając po drodze kilka punktów zaczepienia także z kilkoma z moich zabytków. K271 to słuchawki oczywiście znacznie niższej klasy, ale prezentujące ten sam nurt, czy może bardziej po prostu podejście do rozwiązywania problemów natury akustyczno-konstrukcyjnej, między którymi wyczuwam różnego rodzaju analogie. Nie całościowe, a ideowe.
Słuchawki mieszają ze sobą spokojny (acz trochę suchawy) bas, z naturalną średnicą, a potem tak zsumowaną mieszankę z lekko ciemnawą, ale punktowo nosową górą, mającą przez to w sobie więcej z mainstreamu, niż wyższych audiofilskich sfer. Powoduje to przemożne wrażenie dyskursu. Z jednej strony z basem jest wszystko w porządku w zakresie jego strojenia, ale najniższe zakresy nie są mocno i głęboko zaznaczane, toteż potrzebują sprzętu równego i precyzyjnego. Tak samo sopran pozytywnie adresuje uwagi z modelu półotwartego co do swojej nadmiernej wrażliwości, ale nie rozwiązuje ich mimo wszystko do końca i pozostawia po sobie wrażenie zmieszania przyjemnej ciepłoty z detalem i rozciągnięciem na najwyższe oktawy, ale niepotrzebnie wykazując po drodze tendencję do zagrania cienko i metalicznie, gdy tylko energia sopranu skupi się w miejscach jednoznacznego „przegrzania” na wykresie częstotliwości. Scena również jest co prawda dobrze wyważona międzyosiowo, o poprawnych parametrach, sprawiająca wrażenie bycia w połowie drogi między modelem zamkniętym, a otwartym, ale np. T5p v2 łatwiej pokazują, że można z takiego układu sił wyciągnąć albo podobne rezultaty, albo troszkę więcej, bez obostrzeń co do nausznic czy konkretnego doboru toru. W średnicy także można byłoby dyskutować o tym, czy jej delikatna pogłosowa natura nie powinna być bardziej obrazowa jak na słuchawki tego typu, choć samo w sobie wadą to nie jest i jak pisałem pozytywnie wpływa na zdolności sceniczne.
Mimo mojej ogromnej sympatii i sentymentu do tej marki, kreowanej przez pryzmat siły starych, często zapomnianych modeli, a także flagowych, ikonicznych K1000, najnowsze K872 mają pewien problem z jednoznacznym przekonaniem mnie do swojego profesjonalizmu w kontekście tak a nie inaczej ustawionej ceny i tylu warunków, które należałoby spełnić by móc je akuratnie przetestować i opisać, nie mówiąc już o tym, że spodobać. Bo i K872 podobać się mogą, większość czasu jaki z nimi spędziłem miał właśnie takową konkluzję, ale też nie było potem wrażenia wracając na inny mój sprzęt, że zdejmuję je z głowy z żalem i smutkiem, a „stare śmieci” nakładam ze zgorszeniem i ręką drżącą za serwisami aukcyjnymi.
Słuchawkom wiele by nie brakowało do spełnienia pokładanych w nich przeze mnie oczekiwań: głębszy i lepiej wykończony od spodu bas oraz spokojniejszy sopran o bardziej wygładzonym przebiegu i lepszej barwie. Scena sama by się zapewne wtedy unormowała, zwłaszcza gdyby pomóc trochę ostatniej, najwyższej oktawie. Bardzo możliwe, że słuchawki byłyby już wtedy u mnie na stałe, a ja nie miałbym zapewne żadnych wątpliwości. Te rodzą się głównie z powodu adnotacji warunkowych typu „będzie dobrze, tylko musisz uważać na…”.
Dla przeciwwagi za bardziej profesjonalne słuchawki uznaję Sennheisery HD800. Z bardzo prostego powodu: wrażenia że utwory boją się tych słuchawek. Tudzież tor, który HD800 także potrafią wyszlifować co do piędzi w zakresie tego co się za cuda w nim skryły. Można powiedzieć, że to niemalże ideał recenzenta audio, a więc słuchawki czułe, obrazujące, pokazujące tak wiele, że w takich konkretnie aplikacjach sprawdzają się niemożebnie dobrze. Tymczasem w K872 jest trochę tak, jakby to słuchawki bały się utworów, a co kontrastuje z ich dobrą tolerancją na sprzęt źródłowy. Słuchawki szybko wsiąkają w sprzęt źródłowy, potrafią zagrać zgodnie ze swoimi możliwościami także i z tańszego sprzętu, niekoniecznie potrzebują Bóg wie jakich cudów audiofilskich na stole. Mocy też im wystarcza tyle, ile dostaną nawet z przenośnego odtwarzacza. Do tego sam słuchacz potrafi przyzwyczaić się do ich nosowości, uznać to za naturalną linię brzmieniową. Także przykro trochę, że następnego dnia z rana po założeniu K872 słuch okazuje się, że wrócił do normy i znów trzeba chwili, aby zaadaptować się do podniesionego tonu linii sopranowej, a na liście odtwarzania szuka się dokładnie tych samych albumów, które ze słuchawkami się poprzednio sprawdziły. Dlatego też po wszystkich odsłuchach mam na temat szczytowych AKG ocenę mieszaną: jako tako pozytywną, ale z zastrzeżeniami. Swoją drogą na większy pozytyw zapracowały sobie praktycznie na samym końcu z Aune S6, która okazała się integrą całkiem sprawnie do nich dopasowaną swoją twardością na basie i ogólną dokładnością wraz z lekkim doświetleniem niższej średnicy.
Słuchawki mają sporo cech faktycznie ciekawych i przyjmowanych przeze mnie z otwartymi ramionami, ale nie rozumiem dlaczego np. producent tak usilnie forsował koncepcję wysokiej skuteczności przy niskiej oporności, dlaczego nie starał się zaadresować uwag o okablowaniu, czemu nadal usilnie stosuje włosy zamiast normalnych kabli przy okablowaniu wewnętrznym i głównym sygnałowym. W efekcie brakuje im w kluczowych miejscach tego „czegoś”, co powoduje szybsze bicie serca i powoduje że słuchawki ostatecznie zostają się pod strzechą. Beyerdynamic w swoich T5p v2 miał to „coś” – była to akustyka deflektorów w układzie zamkniętym, dająca jakość, efektowność i wysoką eufonię, niekoniecznie wierność. K872 mają już na starcie znacznie gorzej, ponieważ są pozbawione tak efektownie strojonych skrajów i nie mają aż takiej ogólnej jakości sopranu, także ostatecznie przekłada się to na pomniejszoną eufonię, którą powinno zastąpić w takiej sytuacji wrażenie profesjonalizmu i rzetelności. Z tymi ostatnimi nie mam w K872 praktycznie żadnego problemu do czasu, gdy na doskonale znanym mi utworze nie pojawi się rzeczony sopran atakujący dokładnie te miejsca, w których w AKG lubi następować przesunięcie barwy.
Nie powiem, sam także przyzwyczaiłem się dosyć mocno do sposobu ich grania i nauczyłem się go doceniać oraz sobie ukryty potencjał, ale jednocześnie uważam, że ktoś ktoś go po prostu zredukował śmiesznymi kabelkami grubości kociego wąsa i taśmami cieńszymi niż izolacyjna. Tak nie powinno być, to po prostu nie w porządku. Powiedzmy jednak, że jesteśmy zaradni. Pierwsza myśl – no dobrze, skoro użytkownicy w K812 wymieniają kabel sygnałowy na lepszej klasy, to może wymienimy też interwiring? Pomysł dobry, ale konstrukcja tych słuchawek zdaje się bardzo mocno utrudnia takie manewry. Miejsca jest mało, całość jest widoczna gołym okiem jeśli się dobrze przyjrzeć, praktycznie wszystko mając na zewnątrz i w miejscach aktywnie pracujących elementów konstrukcyjnych. O ile założylibyśmy nawet, że jest to wykonalne, to znak stop pojawia się po zadaniu jednego, konkretnego pytania: „czy naprawdę musimy poprawiać producenta mającego dziesiątki lat doświadczenia przy słuchawkach za ponad sześć tysięcy złotych?”. Oczywiście, jesteśmy entuzjastami, potrafimy przysłowiowo „grzebać” i w droższym, dopasowując go pod swoje własne wymagania tak czy inaczej, ale tu mówimy o słuchawkach rzekomo w pełni referencyjnych, służących może w locie, ale wciąż na etapie produkcji dźwięku właśnie pod te wszystkie audiofilskie cuda za nie mniejsze niż one pieniądze.
Także właśnie dlatego, gdy tylko sobie o tym pomyślę, cały czar, jaki mozolnie słuchawki starały się w każdym utworze budować, zaczyna pryskać pod naporem myśli o nosowości i ograniczeniach konstrukcyjnych podyktowanych chęcią bycia produktem aż nazbyt innowacyjnym. Największa ujma dla słuchawek to moim zdaniem sytuacja, w której zamiast dyskutować (tudzież rozpisywać się, bo przecież recenzja to raczej forma monologu) o guście i zastanawiać się z jakim sprzętem są w stanie zagrać najprzyjemniej, lwia część dywagacji oscyluje wokół tego, jak słuchawki powinny zagrać, aby było przede wszystkim poprawnie, a dopiero potem akceptowalnie wobec takiego czy innego gustu. To nie jest typowy koncert życzeń oparty o gust, ale sprawa wyślę dosyć elementarna, od której żadna para tak czy inaczej nie ucieknie, zwłaszcza ta roszcząca sobie prawa do bycia parą ostateczną w zakresie masteringu.
Słuchawki tego typu nie tyle powinny być analityczne, co ułatwiać wykrycie potencjalnych błędów montażowych, skutkujących między innymi przebarwieniami konkretnych partii instrumentów. Choć dosyć dobrze wychodzą z zadania kontrolnego względem konstrukcji utworu, jest mi trudniej ocenić za ich sprawą rozdzielczość i jakość góry nowych albumów przez to, że czasami nie wiem, czy natarczywość niektórych zakresów wynika z punktowości sopranu słuchawek, czy faktycznie coś jest źle nagrane. Wymaga to w praktyce cały czas wspomagania się wizualizerem spektrum. Niektóre instrumenty (np. talerze) prezentowane są inaczej, niż na wielu innych słuchawkach, także tych uznawanych za studyjne legendy. Czasami zupełnie inaczej. Ostrzej i surowiej. Bardzo fajnie słychać to na muzyce klasycznej (Marianne Thorsen / Trondheim Solistene – Violin Concerto no. 4 in D major KV 218 – Allegro) i znacznie trudniej wychwycić w ramach wariacji sampli w muzyce elektronicznej, dlatego to tej drugiej lepiej mi się na K872 słuchało, aczkolwiek to również nie był poziom znany z innych słuchawek, jako że do gry wchodziła „zamknięta” scena, typowa dla takich konstrukcji i nie mogąca w sposób jednoznaczny konkurować z modelami otwartymi.
To wciąż dla mnie dosyć śmiały i innowacyjny projekt, także z tym profesjonalizmem bywa najczęściej bardzo w porządku, jeśli tylko słuchawki podłączamy pod dobrze dopasowany do ich właściwości sprzęt, a po drodze nie okaże się, że przez swoją odziedziczoną po K812 natarczywość, będą modulowały barwę sopranu ponad rzeczywistą sytuację mającą miejsce w badanym utworze. Co prawda pełni to często rolę wyjątku potwierdzającego regułę, ale moim zdaniem rzecz powinna tyczyć się w takich słuchawkach bezwzględnego zaufania. W każdych warunkach. Niestety na niekorzyść K872 działa w ramach tej recenzji również fakt, że nie muszę w żaden sposób udawać, że znany mi jest studyjny rodowód marki i najbardziej znakomite, uznane przez lata produkty AKG na tym polu. Nie muszę gorączkowo szukać po forach i innych serwisach opisów i recenzji np. K240 DF czy K1000, aby móc wykonać między nimi porównanie, a wystarczy że ściągnę je z kołka lub ze stojaka. Oczywiście biorąc wcześniej bardzo mocną poprawkę na różnice konstrukcyjne, wiekowe i wszelakie inne, które stawiają takie konfrontacje pod znakiem zapytania. Jeśli już je przytoczyłem, to na tle K240 DF recenzowane K872 wypadają na ten przykład w bardzo wielu aspektach lepiej w zakresie wierności, ale też w ramach sceny i barwy sopranu to K1000 bezwzględnie wiodą prym. Głębia fortepianu czy sekcja skrzypiec z I Was Lost Without You (Sam Hulick, muzyka z gry Mass Effect 3) były wyraźnie lepiej (żywiej, realniej) zaznaczane na K1000, często zresztą opisywanych jako przejaskrawione i analityczne.
Prawdziwym zaskoczeniem tego testu okazały się jednak małe, poczciwe i katowane przez poprzedniego właściciela, a przeze mnie cudem odratowane K270 Playback. Słuchawki zamknięte, znacznie niższe klasowo od K872, cięższe, mniej wygodne, mocniej uciskające, izolujące tak samo dobrze, ale mające na pokładzie sekretną broń w postaci opisywanych przeze mnie szeroko i głęboko podwójnych przetworników w formie dwóch soczewek akustycznych. Mimo to dymu i popiołu K872 nie powinny z nich zostawić, miażdżąc doszczętnie i ścierając w proch. Wyjąłem je na samym początku na chwilę gdy szukałem analogii z jakąś parą już posiadaną w swojej kolekcji. Porównanie trwało dosyć krótko i zakończyło się niespecjalnie odkrywczą konkluzją, że są to mimo zamknięcia dwa kompletnie różne od siebie style grania. Wróciłem jednak do nich w sumie przypadkiem, ale tym razem podpiętych nie do V2+ czy S6, ale do małego przenośnego RHA DACAMP L1. Sprzęt ten ma jedną cechę, którą RHA zaimplementowało specjalnie na potrzeby swoich słuchawek z serii CL, a dokładniej prosty equalizer oparty o dwa małe pokrętła z regulacją poziomów basu i sopranu w skali od -3 do +9. Postanowiłem spróbować zasymulować za pomocą L1 sposób grania K872 na K270. Okazało się to jednak niemożliwe, ponieważ sposób kreacji dźwięku różnił się zbyt fundamentalnie. Pozwolił mi natomiast na zrównanie poziomu basu, a także na delikatne podkreślenie sopranu w celu dodatkowej detaliczności (ustawienia odpowiednio +6, +1, gain HIGH).
Rezultat: brzmienie bardzo równe, dokładne, z wyczuwalnym zejściem basu oraz precyzyjnym najwyższym detalem, które natywnie K270 posiadają w standardzie i o których pisałem w ich recenzji w samych superlatywach. Do tego bliska średnica, świetnie i obrazowo pokazująca wokale, namacalnie i intymnie, a jednocześnie dokładnie i klarownie. Scena z mniejszą głębią, ale za to szersza, a ponad wszystkim: perfekcyjnie uchwycona barwa sopranu z mniejszymi zniekształceniami całościowymi (za sprawą efektu soczewkowania) również i przy większych głośnościach. Słuchawki nie były i nadal nie są ani przerabiane, ani recablowane, posiadają oryginalne przetworniki i skrupulatnie odtwarzane materiały akustyczne pod nausznicami. Brzmieniowo tymczasem nagle jest i bas (dzięki podbiciu z L1), są też wszystkie cechy jakie opisywałem w tej recenzji pod adresem K872, a jednak bliżej, z eufonią i bez negacji równości. Jako weryfikator postanowiłem potraktować sprzęt, którego jakości i ogólnie tonalności jestem absolutnie pewien – K1000. Po ich założeniu trudno byłoby nie stwierdzić, że to kompletnie inna konstrukcja, wyraźnie wyższa klasa odsłuchu, a tonalnie: detal jeszcze (i niepotrzebnie) wyraźniejszy, niski bas oczywiście słabszy, całość znacznie bardziej sceniczna. Ale poza oczywistymi zmianami sposób kreacji dźwięku pozostał w dużej mierze podobny, potwierdzając tym samym, że kierunek jednak obrany został za dobry. Tak dostrojone brzmienie K270 skonfrontowałem następnie z K872 podłączonych do teoretycznie najlepiej z nimi grającej Aune S6. Rezultat: zupełnie inny sposób kreacji dźwięku, sopran mocno nosowy, a wokaliza z oddali, ani to nie jest to samo, ani też nie jest tak poprawnie i naturalnie jak w obu poprzednich parach.
Z tej obserwacji sam jestem przyznam do cna zaskoczony. Nie wiedziałem że Playbacki to takie bestie i że w ogóle będę je tutaj konfrontował z takimi tuzami. Ale nie tyle świadczy to o nich, co bardziej o K872 i potwierdza tylko fakt, że tytuł „master reference” jest tu bardziej samozwańczym hasłem marketingowym, które tylko w części pokrywa się z realnymi możliwościami, aniżeli coś zdatne do wzięcia za aksjomat. A przynajmniej jeśli będziemy mówili o referencji w ramach tonalności. Oczywiście nie wyklucza to wciąż że słuchawki mogą się subiektywnie podobać, ale nie będę ukrywał, że stawia mnie to w ogromnym zakłopotaniu to co usłyszałem. Ostatecznie z prób dojścia do jakiejś budującej konkluzji wyszło mi, że mój vintage najwyraźniej jeszcze ma kilka ładnych kart w rękawie, ale i to też warunkowo, bowiem gdyby nie „pomoc” L1 i equalizacja sprzętowa, takich efektów bym zapewne nie uzyskał z innego toru, jak zapasowego, wyposażonego w pełnowymiarowy equalizer.
Co do przedmiotu recenzji – tu pozostało się przeświadczenie, że K872 to słuchawki z jednej strony może i bardzo ciekawe jako całokształt, ale z drugiej mimo wszystko potrzebujące jeszcze trochę sobie zapracować na miano słuchawek „master reference” i na tak wysoką cenę. Gdyby tylko AKG mogło poprawić im wymieniane przeze mnie aspekty związane z najniższym basem i barwą sopranu, bylibyśmy praktycznie w domu. Tymczasem wydaje mi się, że producent na swój sposób przy K872 bał się podjąć ryzyko modyfikacji większych, niż tylko zamknięcie i ponowne zestrojenie dampingiem już istniejącej sygnatury K812 PRO. Być może to dlatego Harman planuje pożegnać się w połowie roku z ekipą inżynierów AKG, któż to wie. Dla regularnego konsumenta jednak oznacza to na dzień dzisiejszy tyle, że dwaj największy konkurencji – Sennheiser i Beyerdynamic – nadal są (i będą) o te pół kroku/krok do przodu. Obaj sprawiają wrażenie, że lepiej są w stanie dopracować technologię magnesów typu „Tesla”: ci pierwsi z rękami w kieszeniach opracowali swój sławny „ring radiator” obecny w HD800/S i nadal żądają sobie za niego tyle a nie mniej, zaś drudzy konsekwentnie próbują dopracować własne rozwiązania oparte nie tylko o driver pracujący w ogromnej korelacji z nausznicami i ich stanem (kształtem), ale też deflektorem akustycznym. Gdy Beyerdynamic wypuścił pierwsze T1 i T5p, wiele osób stwierdziło, że producent ten próbował ścigać się z Sennheiserem za pomocą wspomnianych deflektorów i choć słuchawki wyszły ciekawe, nadal było to o ten symboliczny krok do tyłu. Zaraz potem do imprezy dołączyło AKG, które również miało owy krok do tyłu i tańcowało bardziej z Beyerdynamikiem o tytuł drugiego miejsca w konkursie na królową balu, aniżeli samą koronę.
Dziś jest zaś tak, że również i Berlin (obecnie siedziba znajduje się w Heilbronn) konsekwentnie zaczyna tu i ówdzie AKG uciekać. A Wiedeń? Cały czas obraca się wokół starych przywar i konkluzji pojawiających się przy okazji K812 i choć wedle różnych relacji osób porównujących ze sobą obie konstrukcje z serii K8 w K872 jest lepiej lub wyraźnie lepiej, a sam także zaliczam się absolutnie do tego grona, to cały czas mam wrażenie nie jest ono w stanie uciec od cały czas tych samych demonów, z „tizzyness” na czele. W formacie zamkniętym rozwiązano sporo, ale też i jeszcze nie trafiono w dziesiątkę, wciąż zostawiając sobie pole do manewru. Gdyby tymże polem były K812/872 MKII, przyznam byłbym ogromnie ciekaw tych modeli. A jeśli zobaczyłbym normalne okablowanie i interwiring – już w szczególności. Tymczasem pozostaje niewygodne i niemiłe uczucie, że być może to właśnie seria K8 jest przyczyną likwidacji wiedeńskiej fabryki AKG i zwolnieniem całego zespołu odpowiedzialnego za badania i rozwój. Może po prostu nic nie dzieje się przypadkiem.
Zastosowanie i synergiczność
W przypadku K8 mamy moim zdaniem do wyboru dwie drogi: albo na wzór Beyerdynamików T1 v2 tor bardziej analogowy, wygładzony i wybaczający konkretne regiony sopranowe, albo na wzór T5p v2 taki o większej precyzji basowej i nie do końca wzmocnionym jeszcze sopranie, na którym słuchawki wzmocnią swoją analizę i dokładność, choć mniej lub bardziej kosztem słyszalnej surowości w swoich punktach sopranowych, a więc 4-5 kHz i 6,5-7 kHz. Przykładem takiego grania będzie chociażby Aune S6. Przyjemniejszy, choć bardziej ospały scenariusz czeka nas przy bramce numer 1, ale będzie to moim zdaniem podejście przeczące trochę genezie tych słuchawek i ich przeznaczeniu, także pod koniec jakoby sam przeciw sobie musiałem stwierdzić, że także i wspomniana integra od Aune ma swoje mocne atuty z K872.
To właśnie to urządzenie wskazywałbym jako docelowe do przesłuchania z nimi, ponieważ zaskakująco dobrze przebiega kontrola i wyrównanie najdalszych skrajów pasma i jednocześnie w całkiem sprawny sposób pokazuje większość możliwości samych słuchawek. Zdumiewająco dla mnie, ale efekty jakie odnotowywałem z Aune były niezgorsze niż ze znacznie droższym Bursonem, który bardziej stawiał na organiczność i jeszcze lepszą scenę, ale nie renderował takiej precyzji na krańcach pasm jak S6. Jednocześnie „es szóstka” nie jest tak nerwowa w sopranie jak często przytaczany przeze mnie Matrix Quattro II, a do tego jest tańsza. To naprawdę zwracające na siebie uwagę połączenie.
O ile cieszyć może fakt, że dla dobrej synergii i efektów wystarczy sprzęt za 2500 zł, to jednak ze wszystkich słuchawek jakie posiadałem ostatnimi czasy, naprawdę nie pamiętam żeby którakolwiek dała się w tak prosty sposób „nabrać”. Ostatnią taką sytuację miałem z Superluxami HD330 parowanymi z E09K. Zarówno droższe, jak i tańsze konstrukcje, nie miały większych problemów ze stwierdzeniem który sprzęt faktycznie jest lepszej klasy, tymczasem K872 po prostu grały „najlepiej” z Aune i choć zwracały zalety i przewagi Conductora, nie dopuszczały do użytkownika pełnego obrazu skali zmian i jednoznacznego stwierdzenia co jest lepsze, a co gorsze. Jestem wysoce przekonany, że z perspektywy AKG wybrałby on z automatu Aune jako tańszy sprzęt o większych możliwościach i bardziej dopasowanym brzmieniu pod te zamknięte słuchawki. Tymczasem żyjąc w tym przeświadczeniu i podłączając być może w przyszłości droższe słuchawki, o znacznie większej niż K872 czułości (np. LCD-4), jestem głęboko przekonany, że nie będzie się miało wtedy złudzeń co do klasowości swojego sprzętu. Z jednej strony więc o ile dobrze to, że z K872 można osiągnąć „szczęście” przy tak niskim koszcie całego toru, z drugiej jest to trochę oszukiwanie się dokładnie tak samo, jak w przytoczonym przykładzie z E09K, stawiając przy okazji kolejne znaki zapytania przy określeniu „master reference”.
Co do gatunków docelowych, moim zdaniem słuchawki nie mają jednoznacznych preferencji i całość jak pisałem sprowadza się jedynie do unikania albumów nagranych z naciskiem na wymienione w recenzji fragmenty pasma, czy to natężeniem, czy umniejszone jakościowo. Teoretycznie jednak lepiej leżą im gatunki elektroniczne, ponieważ nie analizuje się wtedy tak mocno barwy poszczególnych instrumentów. Muzyka klasyczna, jazz czy blues mogą mieć zatem cięższe chwile, jeśli znamy swój repertuar z perspektywy np. słuchawek muzykalnych i ujmujących koloryt różnych instrumentów lepiej.
Podsumowanie
Przygoda z najnowszym dzieckiem AKG, choć samotnego i bez bezpośredniego porównania łeb w łeb z wariantem półotwartym, dobiega już końca. Do aktualnie najdroższego tworu tej firmy podchodziłem z dużą nadzieją i oczekiwaniami, podsycanymi płomiennymi opisami użytkowników i przygodnych słuchaczy na jednym z większych międzynarodowych forów. Wypożyczenie w dużej mierze zaspokoiło ciekawość wobec możliwości tego modelu, który mam wrażenie poznałem bardzo dobrze na wskroś tak na możliwościach, jak i drzemiącym potencjale. Aczkolwiek co do tego ostatniego tak naprawdę wszystko mogłoby się okazać jeszcze całkiem zaskakująco, gdyby była możliwość może nie tyle wykonania, co po prostu przetestowania egzemplarza z porządnie wykonanym interwiringiem i kablem sygnałowym. Użytkowo byłoby idealnie, choć słuchawki współdzielą z HD800 tendencję do spadania z głowy przy ruchach góra-dół przez niski docisk oraz mogą powodować uczucie lekkiego dyskomfortu ze względu na nausznice i zamknięcie.
Choć jest to bardzo interesująca konstrukcja i sprawiająca mimo wszystko sporo przyjemności z odsłuchu, mam wrażenie, że producentowi zabrakło jakiegoś nadrzędnego wzorca, który mógłby wyznaczyć zdatny do podążania kierunek, albo też ktoś odpowiedzialny za ten projekt zbagatelizował kilka (jak się okazuje dosyć ważnych) aspektów konstrukcyjnych, mających podejrzewam konkretne przełożenie na dźwięk. Tym samym moje jedyne uwagi w tych słuchawkach mogą oscylować głównie w obrębie słabszego zejścia basu i wałkowanego do znudzenia sopranu, który notuje pewne ubytki w rozdzielczości oraz przesunięcie barwy w stronę nosowości. O ile sama barwa w ramach konstrukcji zamkniętej może być na ogół tolerowana jako typowa cecha takowych, to jednak mówimy tu o modelu celującym w zastosowania bardziej przemysłowe, niż audiofilskie. Zamknięte modele o tym ostatnim przeznaczeniu powinny nas przede wszystkim czarować kokieterią i kolorkami (jak np. W1000Z), zaś modele takie jak K872 – wysoką poprawnością, jakością i czułością. No i stać jak lew na straży tezy, że są warte swojej ceny, która jakby nie patrzeć jest niemała. A w niej zaś wydaje mi się, że porządniej jakości kabel należy nam się jak psu kość.
Prawdopodobnie największym wrogiem K872 jest w ramach tej recenzji fakt, że nie muszę w żaden sposób udawać, że znany mi jest studyjny rodowód marki i najbardziej znakomite, uznane przez lata produkty AKG na tym polu. Tak jak pisałem, na końcowych etapach odsłuchów do stylu i sposobu brzmienia K872 dosyć mocno się przyzwyczaiłem i zacząłem je doceniać, choć nie przeceniać. W głowie kołaczą się z zamkniętych modeli wciąż bardziej eufoniczne T5p v2, bardziej przestrzenne W1000Z (teoretycznie powinienem liczyć tu W5000), mające lepszy sopran D7100 czy większe wyczulenie na konstrukcję sekcji średnio-wysokotonowej LCD-XC. Biegają też radośnie otwarte konstrukcje: całkowicie wolne K1000, niesamowicie czułe T1 v1, uznane na całym świecie i obszerne HD800, przepięknie holograficzne Lambdy. Pośród nich K872 to wciąż pewien unikat, dlatego nie można ich jednoznacznie skreślić – to wysokie podejście do zamkniętego monitoringu i referencji od strony inżynierskiej i profesjonalnej, w dużej części też ludzkiej. Po prostu ten plan, o ile jak najbardziej słuszny, nie został wykonany w 100%, a czego dowodem najdobitniejszym jest zaskakująca na wyniku konfrontacja z K270 Playback wspartych odpowiednio ustawionym RHA L1.
Z dokonanych odsłuchów K872 wychodzę zatem w tym przydługim podsumowaniu przede wszystkim bardzo wdzięczny sklepowi za stworzenie mi takowej możliwość, bogatszy o wiedzę jak dokładnie gra ten konkretny model słuchawek, jaka jest jego realna budowa, konstrukcja, wady i zalety, ryzyka i możliwości. Była to naprawdę fajna przygoda, w wielu miejscach ciekawa i budująca, brzmiąca bardzo dobrze, ale przy szalejącym sopranie i zwłaszcza w tej cenie wciąż jest to za mało na jednoznaczne słowa uznania. Tym samym rozstając się z nimi życzę inżynierom z Wiednia, żeby ucząc się na błędach ich współczesne konstrukcje okazały się w przyszłości naprawdę bezkonkurencyjne. Albo przynajmniej należycie przetestowane przed wprowadzeniem na rynek.
Słuchawki AKG K872 są do nabycia na dzień pisania recenzji w cenie 6 299 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- śmiała i nowoczesna konstrukcja o dużej wytrzymałości
- wysoka jakość użytych materiałów
- wymienne okablowanie i dołączone do zestawu twarde etui podróżne
- co do reguły dosyć duża wygoda użytkowania
- wyrównane brzmienie na planie ciepłego, lekko pogłosowego „V”
- w dużej mierze poprawiają przywary punktowane przy otwartym wariancie K8
- wyważona scena starająca się wyjść poza standardy słuchawek zamkniętych
- bardzo łatwe do napędzenia i wysterowania
- potrafią zagrać na optimum swoich możliwości już z tańszego sprzętu źródłowego
Wady:
- pewne braki w najniższym basie i rozdzielczości
- sopran z punktową tendencją do metaliczności i o przesadnej nosowości
- kreacja sceny uzależniona od anatomii ucha oraz ugniecenia nausznic od frontu
- nausznice mogą u niektórych osób uciskać wrażliwe obszary nad uchem
- trochę zabawy z początkową regulacją opaski
- srebrne pierścienie wrażliwe na uszkodzenia mechaniczne
- kiepska jakość okablowania wewnętrznego i sygnałowego
- ograniczona czułość na klasę źródła
- po takim sprzęcie do takich zastosowań spodziewałbym się w tej cenie jednak więcej
Serdeczne podziękowania za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów.
Dla mnie cichym, drugoplanowym bohaterem tej recenzji jest stand ROOMs – genialnie prezentuje się z tymi AKGami 🙂
Szanowny Panie Jakubie!
Słowa uznania za bloga. Otworzył mi on oczy na rzeczywistość słuchawek. Fascynujące.
Przepraszam za nie do końca odpowiedni wpis pod recenzją tych słuchawek. Jednak zwracam się z prośbą, bo poszukuję dobrej recenzji słuchawek AKG K601. I tak zupełnie przy okazji: czy te słuchawki dobrze będą współpracować z DragonFly – Black v1.5? Serdecznie pozrawiam i życzę jeszcze wielu wspaniałych recenzji
Witam Panie Jarosławie,
Bardzo dziękuję za miłe słowa. Zgadza się, tak jak już korespondowaliśmy bardziej pasowałby pod recenzją K612 PRO, które są znacznie bardziej tożsame do brzmienia K601. Ale warto abym odpowiedział także i tutaj, aby komentarz nie pozostał bez odpowiedzi :).
Co do DFB 1.5 to moim zdaniem nie będzie wcale źle, ale proszę pamiętać, że ocena ta jest subiektywna i oparta o mój własny gust. Nie bez powodu preferuję od K6xx starszą serię K500, ponieważ odwracają one proporcje średnicy i sopranu względem swoich następców.
Również pozdrawiam.
Witam,
Jaki wzmacniacz sluchawkowy poleca Pan do odsluchow z sluchawkami AKG K 872? Chodzi o kwote do 3500z. Slucham glownie muzyki klasycznej, jak rowniez lubie meskie i damskie wokale.
Witam,
Recenzja posiada wyszczególniony czytelnie akapit ze wskazówkami jakiego sprzętu należy szukać do tych słuchawek.