Z firmą Beyerdynamic miałem już kilkakrotnie styczność, również z modelem 880, ale tylko epizodycznie i po to, aby ostatecznie zdecydować się swego czasu na wyżej numerowany wariant DT990 Edition w wersji 600 Ohm. Tym razem role się odwróciły i to model 880 w tej samej oporności trafiły się na recenzję. Do tego na zasadzie okazji i praktycznie rzutem na taśmę przez pewien niezamierzony splot wydarzeń. Jest to więc jedna z tych publikacji, które wpisują się w dużą spontaniczność, jaka cechuje życie codzienne, ale w sumie też ogólnie branżę audio. Zapraszam tym samym do lektury modelu DT880/600 Edition, za którego wypożyczenie w formie praktycznie nowej sztuki serdecznie dziękuję Państwu Karolinie i Piotrowi Bonieckim, jednocześnie mając nadzieję, że mimo moich uwag zawartych w niniejszej recenzji przypadną im pierwszorzędnie do gustu.
Dane techniczne
– typ przetworników: dynamiczne, półotwarte
– pasmo przenoszenia: 5 Hz – 35 kHz
– impedancja: 600 Ohm
– SPL: 96 dB (dla 1 kHz, 1 V RMS)
– kabel: 3m, wtyk stereo jack 3,5 mm, gwintowany, pozłacany
– waga: 290 g
W zestawie prócz słuchawek otrzymujemy też:
– nakręconą już nasadkę 6,3 mm, pozłacaną
– skórzane etui z profilem gąbkowym i uchwytem
– instrukcję
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki są wykonane całkiem porządnie i sprawiają wrażenie bardzo solidnych przy pierwszym kontakcie. Praktycznie wszystkie cechy użytkowe pokrywają się z recenzją innej wersji tych słuchawek: DT990/600 Edition, toteż odsyłać będę tam. Nie ma bowiem sensu sztucznie wydłużać recenzji opisując sprzęt, który jest praktycznie identycznym z już wcześniej opisywanym.
Sprzęt przychodzi w pokazanym wyżej etui, a więc w transporcie są bardzo dobrze zapakowane i zabezpieczone. Słuchawkom nie ma prawa nic się stać, jeśli tylko (uwaga tyczy się głównie sprzętu używanego) osoba wysyłająca zabezpieczy odpowiednio kabel i wtyk. Słuchawki po wyjęciu prezentują się tak:
Aczkolwiek naturalnie nie identycznym w 100%. Wizualna różnica sprowadza się do innych maskownic zewnętrznych, które zmieniły się z plastikowej „rolety” na klasyczny ażur, najpewniej imitujący metal (magnes reaguje jedynie na pseudo-nity przy „blaszkach” z numerem modelu). Różnica techniczna – do wkładek akustycznych z grubego filcu przyklejonych przed przetwornikiem i nylonowej nakładki na kosz utrzymujący kapsułę przetwornika. Specjalnie na potrzebę pokazania jak wygląda to w rzeczywistości, postanowiłem nieinwazyjnie otworzyć słuchawki i „wysypać” zawartość na zewnątrz.
Dla tych z Państwa, którzy mimo wszystko nie czytali linkowanej wyżej recenzji DT990, przypomnę o otwartości serii DT8/9 od strony kopuły. To słuchawki półotwarte, nie otwarte. Otwory, które widać na zdjęciach, to praktycznie ten sam zabieg, który obserwować możemy w konkurencyjnych modelach AKG z serii K7, choć akurat tam stopnień otwarcia komory jest i tak większy, niż w Beyerdynamicach, w których sprowadza się on do otworu na środku muszli, dokładnie na wprost przetwornika i tylko dla niego. Pozostała powierzchnia wewnętrzna muszli została wyściełana podwójnym krążkiem z watoliny.
Drobne różnice w wygodzie na plus
W zakresie wygody również jest tu niemal 1:1 przekład cech. Z jedną różnicą: DT880 dociskają kopuły do głowy słabiej niż DT990. Podejrzewam jednak, że nie jest to powtarzalna różnica, a cecha po prostu występująca indywidualnie w obu parach i ostatecznie losowo dla użytkownika końcowego. Fakt faktem jednak DT880 były przez to wygodniejsze i pozwalały na dłuższy odsłuch bez konieczności ewentualnego formowania stalowego pałąka na naszą modłę, bo i taką możliwość również mamy.
Na tym kończą się zmiany między tymi modelami. Pytanie jakie naturalnie powstaje w takiej sytuacji: czy z jednego można zrobić drugi i na odwrót w zakresie przetworników? Myślę, że w dużej mierze tak, ale naturalnie nie mogę wykonać żadnej modyfikacji na testowanym modelu, toteż pytanie pozostaje otwarte dla entuzjastów, gotowych pobawić się jednym i drugim egzemplarzem w tej samej chwili i z tego samego sprzętu.
Przygotowanie do odsłuchów
Słuchawki przyjechały jako nowe, toteż można było od razu prześledzić proces wygrzewania (głównie wygniatania nausznic). Poprawiała się dzięki temu średnica i góra, ponieważ ucho mocniej wtapiało się w środek komory odsłuchowej i znajdowało się bliżej przetwornika. W tym kierunku także proszę spodziewać się ewentualnych zmian, które na pewno będą miały miejsce.
Za sprzęt źródłowy i wzmacniający funkcjonowały u mnie głównie:
– Asus Xonar Essence STX (2x Burson SS V5 + Sonic Imagery Labs 994Enh)
– Aune T1 MKII
– Aune T1 SE (MKIII)
– Aune X7S
– Burson Soloist SL MKII
– Matrix M-Stage HPA-3B (standardowe układy / 994Enh)
– NuForce DAC-80
– NuForce HAP-100
Zakres utworów standardowo już stanowiły pliki o wysokiej kompresji, ale też i formaty bezstratne, głównie FLAC 24/44.1 z wielu gatunków, najczęściej muzyki poważnej, IDM i elektroakustyki.
Jakość dźwięku
Model 880/600 to stosunkowo liniowo grające słuchawki klasy premium o bardzo dobrym wyrównaniu lokalnym i ze znaną sobie od lat tendencyjnością do ekspozycji sopranu w zakresie ogólnym, a w szczególności 8-12 kHz. Jest to tym samym tonalność wznosząca. Mają bardzo wiele wspólnego z docenionymi przeze mnie Teslami T1 pierwszej generacji, mogąc pełnić rolę wręcz automatycznej alternatywny dla wszystkich, którym brzmienie z naciskiem na detal i sopran jest bliskie na sercu. Aby lepiej zobrazować odczuwalną tonalność tych słuchawek, posłużę się poniższym wykresem:
Co trzeba przyznać, z posiadanych przeze mnie słuchawek najbliżej sygnaturą brzmieniową stały K400, aczkolwiek dostawały od DT880 – co zresztą zrozumiałe – wyraźne baty w kategoriach czystej ogólnej jakości dźwięku. Z kolei K1000 – a co ponownie było dosyć zrozumiałe – brutalnie rozprawiły się na praktycznie wszystkich płaszczyznach z produktem Beyerdynamica, przegrywając jedynie na ergonomii i obsłudze. Wszystko można powiedzieć więc zgodnie z planem i dokładnie w tym samym miejscu, gdzie wcześniej plasowały się DT990/600 Edition, do których również będę starał się uczynić tu wiele porównań.
Bas
Nareszcie dobry bas od Beyerdynamica. Przez dobry mam tu na myśli nie tyle fakt, że bardzo mi się podoba, ale powody ku temu. Jest słabszy od DT990/600 Edition, utrzymany w należytych proporcjach i dokładnie takich, jakich bym sobie sam osobiście życzył: mocniej niż w T1.1, ale mniej niż w 990. Dokładnie pośrodku, nie za mało, nie za dużo, po prostu idealnie. Konstrukcyjnie jest to wciąż ten sam bas, jaki znaliśmy lub nadal znamy z 990, naciskający troszkę mocniej na środkowy bas, ale tym razem nie kosztem precyzji. Wrażenie ślamazarności jest tu mniejsze od swoich wyżej numerowanych braci, przyjemnie zredukowane na rzecz większej szybkości i dokładności, co przy zachowaniu cech ogólnych basu przyjemnego, daje nam wyraźniejsze wrażenie kompletności i spełniania większej liczby cech, jakie przypisalibyśmy po prostu dobrej i solidnej podstawie basowej.
Nie należy jednak zbyt mocno odpływać w nadziejach na większą muzykalność, bowiem wciąż jest to bas nieco bardziej skłaniający się w kierunku słuchawek precyzyjnych i neutralnych, aniżeli muzykalnych mułków. DT880 tendencję taką będą przejawiały praktycznie w każdym kolejnym aspekcie, nawet scenie, także trzeba mieć to na uwadze i pamiętać, że jeśli podłączy się je pod precyzyjnie grający sprzęt o sporej suchości własnej, dostaniemy w efekcie pieprz i sól. Jeśli przesadzimy, najprawdopodobniej na dłuższą metę nie da się tego zjeść. Owszem, z T1.1 byłoby to jeszcze bardziej widoczne, z T1.2 również, choć tam już głównie w sopranie, także efekt końcowy będzie tu całkiem znacząco uzależniony od posiadanego przez nas sprzętu, ale też i intencji w zakresie tego czym tak naprawdę my sami byśmy chcieli, aby DT880 się stały.
Średnica
Ma bardzo dużo wspólnego z obrazowaniem typowym dla słuchawek monitorowych, nawiązując tym razem wyraźnie do pozycyjności i zachowania T1.1. Nie jest to bezwzględnie intymna średnica nastawiona na czarowanie smakiem i powabem, ale wciąż bliska, mająca w sobie mocny pierwiastek grania profesjonalnego, technicznego, pokazanego użytkownikowi w pełnej krasie technicznej. Przybliżenie jakie notowałem na DT880 od razu przypadło mi do gustu na tle DT990, choć tam miało to swoją pozytywną konsekwencję w zwiększeniu przestrzeni wokół nas. Wokaliści byli lepiej i obszerniej rozmieszczeni na 990-tkach, ale z drugiej strony brakowało mi tam właśnie tego przybliżenia i nieco pełniejszego zobrazowania.
Gdyby 880 i 990 postawić naprzeciw sobie w pojedynku z bandoletami, obie pary zastrzeliłyby się wzajemnie – każda bowiem ma cechę, której brakuje w bezpośrednim porównaniu drugiej. W DT990 walczy się głównie o przybliżenie całej średnicy ku nam, podczas gdy w DT880 sprawa jest znacznie bardziej ułatwiona i sprowadza się najwyżej do nadania jej odpowiedniego charakteru. Stosując źródło o ciepłym usposobieniu, wspomniany monitorowy i obrazujący styl w znacznym stopniu uda nam się może nie tyle zbić, co skutecznie wymieszać w takich proporcjach, aby słuchawki trzymały się obu kierunków: natywnie neutralnego oraz nabytego muzykalnego.
Góra
Powtórka scenariusza z DT990/600. Znów można zaliczyć ją do gatunku jasnych (jest wyraźnie słyszalna w zakresie 8-12 kHz), detalicznych, ale na szczęście robiących krok w tył tam, gdzie T1 mają w zwyczaju już przesadzać. Tak, DT880 w wersji 600 Ohm są ciemniejsze od obu generacji T1. Lekko nosowa barwa potrafi wprowadzić gorąc, a na utworach samych w sobie sykliwych lub nagranych źle zapala się czerwona lampka ostrzegawcza przed wylewaniem się sopranu z dzbanka. Nie czyni tego jednakże z definicji i automatu, a tylko wtedy, gdy zostanie sprowokowany. Niestety ludzie nie zdają sobie często sprawy z tego, że ich sprzęt nie do końca jest w stanie prawidłowo wysterować nabywane słuchawki i pokutuje to również w DT880, którym trzeba dla najlepszych efektów patrzeć na ręce i dbać o to, aby tor docelowy nie wykraczał tonalnością ponad neutralność. Chyba że ktoś faktycznie preferuje jak najostrzejszą górę, ale być może wtedy warto jednak będzie zastanowić się nad np. używanymi T1.1, przy których zacznie działać zupełnie inny przetwornik wraz z dosyć innowacyjnym deflektorem akustycznym, dającym „sparkling” na naprawdę wysokim poziomie, a także czystość, w obu przypadkach ponad DT880.
Wracając do DT880, tak jak ich słucham nic negatywnego nie rzuca mi się w uszy i jest to dobry standard jak na klasę premium. Praktycznie wszystkie więc uwagi z DT990/600 można będzie śmiało przełożyć również i na DT880, a same słuchawki traktować jako znacznie bardziej opłacalną alternatywę dla T1.1. W ramach sopranu niekoniecznie też chłopca do bicia dla T1.2, które prezentują z kolei lepszą głębię sceny oraz bas. Swoją drogą bliżej Teslom Gen. 2 do DT990, ale gdybym tu z kolei miał podejmować dziś, już, teraz decyzję zakupową, wolałbym nabyć z dwojga złego DT990 niż T1.2. Chociażby dlatego, że łatwiej i szybciej można sobie z nimi poradzić pod względem synergii, wypadają znacznie taniej, a swoją czułością nadal mogą się dosyć mocno obronić w zakresie sensowności zakupu.
Scena
Pod tym względem jest optymalnie, ale każdy użytkownik lub słuchacz mający wcześniej styczność z DT990/600 Edition na pewno zauważy, że scena jest w 880 mniejsza. DT990 robiły na mnie swego czasu wrażenie na tym polu również w kontekście niekończących się porównań scenicznych z K500 i HD800, mimo przeogromnych przepaści cenowych dzielących wszystkie te modele. Uważam, że takie porównania, choć teoretycznie mogą zostać uznane właśnie z perspektywy ceny za pozbawione sensu, potrafią pokazać naprawdę wiele ciekawych rzeczy, których nawet byśmy nie przypuszczali, że będą miały miejsce.
W tej recenzji właśnie tamte obserwacje okazały się przydatne, ponieważ ponowna konfrontacja z dokładnie tymi samymi modelami wykazała, że DT880 są z całej trójki najmniej sceniczne. K500 i HD800 spokojnie zaznaczają nad produktem Beyerdynamica swoją wyższość m.in. w swoich żelaznych domenach, jakimi są napowietrzenie i swoboda. 880 trzymają za to wszystko w ryzach, w sposób przewidywalny, scenicznie spokojny, optymalny. Wymagający na pierwszym miejscu od sprzętu połączenia muzykalności z przestrzennością, a o które może być czasami trudno. Mimo to słuchawki bardzo dalekie są od uczucia klaustrofobiczności i tu ze spokojem można postawić znaczek zaliczenia testu scenicznego.
Czułość i responsywność
Także i o te aspekty chciałbym jeszcze po drodze zahaczyć. Słuchawki są całkiem responsywne i nie ma tu aż takiego wrażenia kocyka, jakim emanowały DT990. Zaleta szybszego i krótszego basu. Jest to więc pozytywna obserwacja, bez dwóch zdań. Ale też jednocześnie nie jest to taka sama czułość na tor, bo choć DT880 potrafią pokazać wiele, nawet jak na słuchawki „tylko” dynamiczne, to jednak DT990 Edition były mimo wszystko czulsze i łatwiej będzie potencjalnemu użytkownikowi wyczuć nimi bardzo subtelne zmiany płynące z toru lub torów. W DT880 trzeba się mocno wsłuchiwać, aby stały się one dla nas oczywiste w pierwszym odsłuchu. Do tego stopnia, że na znaczeniu zyskuje sprzęt w topologii wielowejściowej.
Bardzo możliwe, że bierze się to z faktu, że DT990 kreują scenę swobodniej i nie dosuwają tak średnicy, stąd wrażliwość na fluktuacje lepsza. A to z kolei wynika z braku jakiegokolwiek dampingu od strony ucha. Wszystko więc ma tu swoje logiczne uzasadnienie i (niestety) konsekwencje. W efekcie uzyskujemy neutralny i obrazowy charakter DT880, który z jednej strony jest subiektywnie lepszy pod względem strojenia od DT990, ułatwiający w wielu sytuacjach sprawę i sprawdzający się tam, gdzie 990 nie do końca potrafią, ale też za cenę mniejszej czułości (i sceniczności).
Całokształt dźwięku (nie tylko) DT880
Beyerdynamic w seriach DT7/8/9 notorycznie ma u mnie problemy z trafieniem już nawet nie w gust, ale w ogólne ramy poprawności akustycznej, na które składa się naprawdę multum modeli odsłuchiwanych przez lata. Sprowadza się to najczęściej do uwag odnośnie góry oraz mniej lub bardziej wynikającego z niej całokształtu. Ponowny kontakt z DT880 w wydaniu tym razem 600-ohmowym zaowocował przyjemnymi rezultatami. Słuchawki przy pierwszym kontakcie potrafią zrobić nie gorszy efekt WOW niż DT990. Głównie swoją detalicznością, ale też w wielu miejscach poprawnością i równością lokalną. Łatwiej jest podejść do DT880 z perspektywy lepiej zachowującego się ilościowo basu oraz bliższej średnicy, ale trzeba mieć wciąż na uwadze, że przy określonych warunkach będą potrafiły dosyć szybko zmęczyć użytkownika swoim sposobem grania, tak samo zresztą jak 990.
Najważniejszą porównawczą obserwacją jest bas + średnica jako kompletna odwrotność modelu 990 w ramach proporcji i nacisku. 990 więcej pompują nam do uszu basu niż średnicy, tworząc sumarycznie plan „V”, z kolei 880 czynią na odwrót, kreując wykres praktycznie rosnący. Za każdym razem jednak podstawa brzmieniowa obu modeli jest taka sama: wzorowa równość lokalna, przewidywalność, solidność, wzmocniony w konkretnych miejscach sopran, optymalna scena na większość potrzeb.
Ich neutralno-jasne strojenie może być pewnym problemem dla osób mających trudności z ustaleniem własnej identyfikacji brzmieniowej oraz punktu odniesienia słuchawkowo-sprzętowego. Wprowadza bowiem czynnik losowy (reakcja na tonalność toru), który będzie przesuwany raz za razem zawsze wtedy, gdy do gry wejdą nawet nie inne nausznice, a po prostu charakter toru, rzutujący czy to na pozycję sceniczną, czy zakresy tonalne. Zwłaszcza na jednym z forów audio obserwować można obecnie pewną osobę, która co rusz każdą nabytą przez siebie parę słuchawkową traktuje bezkrytycznie, bez względu na jej brzmienie, klasę i cenę. Nikt nikomu naturalnie nie broni, ale jeśli sprzęt taki notorycznie jest przez tą osobę potem wystawiany w tamtejszym dziale Komis, to być może jest coś na rzeczy. Warto dlatego nam samym mimo wszystko, nawet przy całej naszej osobistej sympatii do danego modelu, trzymać emocje na wodzy i patrzeć na sprawy zdrowym, chłodnym i trzeźwym okiem. Na tym polega obiektywność i być może po latach, jakby to ująć, może też dojrzała świadomość realnej wartości danej pary.
Wartość dźwiękowa DT880/600 jest w tym kontekście faktycznie wysoka i bardzo cieszę się, że miałem możliwość zweryfikowania ponownie modelu z tej serii. I to od razu w wydaniu dokładnie takim, jak swego czasu moje DT990 Edition. Obie pary to naprawdę dobre pary słuchawkowe. Nie są pozbawione wad, które jak dało się zauważyć punktuję im czasami z gustu, czasami z obowiązku jako czystą obserwację, ale wiele rzeczy robią na tyle porządnie, że nawet i niedociągnięcia jesteśmy skorzy im wybaczyć na pewnym etapie. Bo i przecież idealnych słuchawek w obiektywnym tego słowa znaczeniu nie ma i jedyną kwestią dyskusyjną będzie pod koniec dnia nasza własna umiejętność zawierania kompromisu.
Mimo upływu czasu nadal doskonale pamiętam wszystkie swoje zabawy z akustyką DT990, cudowanie z wkładkami, korkami, nausznicami etc. Z jednej strony jest to plus, że da się na tym modelu zrobić tak wiele rzeczy, z drugiej z DT880 mam wrażenie, że w większości sytuacji takie zabiegi nie są potrzebne. Wyjęte wprost z pudełka po prostu potrzebują solidnego wygrzania i wygniecenia nausznic, które pod wpływem docisku kształtują się na tyle sprawnie, że słuchawki zaczynają poprawiać się barwowo w zakresie sopranu, a średnica jeszcze bardziej się przybliża. Wszystkie zmiany więc jak najbardziej na plus, dlatego zamiast bawić się w Pomysłowego Dobromira, możemy spokojnie skupić się na odsłuchach, zmianach wynikających z wygrzewania (wygniatania nausznic) oraz sparingów z konkretnymi urządzeniami o konkretnej tonalności. I choć nadal uważam sopran DT880 za nieco zbyt nosowy, a scena również mogłaby być bardziej otwarta podle mojego przyzwyczajenia do poziomu, jaki serwują K500 (nie wspominając o HD800, bo to jednak już kompletnie inna półka cenowa), słuchawki całościowo oceniam bardzo wysoko.
Ciekawym pytaniem jest czy DT880 oceniam wyżej niż DT990? Jako osoba pracująca z akustyką – i tak i nie. Z jednej strony sprzęt tonalnie jest ładnie nadającym się do kontroli tonalności układów źródłowych. Strojenie wydaje mi się bardziej atrakcyjne na moje własne uszy, aczkolwiek nadal uważam, że bardziej atrakcyjne dla zwykłego zjadacza chleba są 990-tki, w których nie będzie marudzenia na pożądaną lekką przesadę z basem oraz plusy wynikające z większej sceny. Widać to zwłaszcza w elektronice, której słucham najczęściej. DT880 to akurat nie umniejsza aż tak mocno, ale właśnie dlatego Beyerdynamic trzyma osobno dwa modele – dla fanów „V”-ki oraz „/”, wedle gustu i potrzeb. Z drugiej strony przyznać trzeba 990-tkom trochę większą scenę, holografię, większy „fun”, ale też i czułość na drobne zmianki zmianeczki ukryte w dwóch torach, które trzeba między sobą porównać. Mając dwa różne wzmacniacze, 990 Edition szybciej nam prawdopodobnie wskażą różnice, niż 880, choć tonalnie częściej lepsze efekty strojenia uzyskamy właśnie z nimi.
Co będzie „lepsze”, zdecydować trzeba będzie już niestety samemu. A kto nie potrafi, niech kupi obie pary, poważnie. Każda ma swoje atuty na tle siebie i tam, gdzie nie spisuje się jedna, najprawdopodobniej spisze się druga. Decydować będą wtedy nasze uszy i nastrój, a co też znam trochę po sobie. Niejednokrotnie w trakcie testów miałem przed sobą naprawdę wiele par słuchawek z różnych przedziałów cenowych. Wiele różnych brzmień, pomysłów na dźwięk, budżetów, możliwości i za każdym razem innych tendencji synergicznych. I często było tak, że jednego dnia dominowała para A, ale drugiego już B i C w zależności od materiału. Jeśli więc mamy problem z wyborem, być może po prostu warto ograniczyć jego opcje, lub też odkryć wszystkie karty jednocześnie i w miarę możliwości, a te, które okażą się słabsze – sprzedać z małą stratą. Doświadczenie i wiedza będą tu cenniejsze niż ona.
Mi osobiście DT990 bardziej widzą się w grach, szeroko pojętej muzyce elektronicznej, a także każdym gatunku, w którym chcemy, aby nasze słuchawki nie były monotonne i nudne. Z kolei DT880 są bardziej uniwersalne, nie mające swoich faworytów gatunkowych, a co jest ich dużym atutem. Synergia również jest łatwiejsza. Może w ogóle stwierdzenie, że słuchawki te są w podejściu całościowym „łatwiejsze”, byłaby tu najwłaściwsza. Jednym słowem na koniec tego akapitu: porządny i neutralny produkt z klasy premium, który spokojnie można rozważać jako alternatywę dla bratnich T1.1, nie tylko DT990.
Synergiczność
Na ten konkretny punkt postanowiłem przeznaczyć cały osobny akapit, ponieważ przez lata słuchawki zyskały miano stałego członka „wielkiego trio” klasy premium i często – mniej lub bardziej zasłużenie – traktowane były jako kwintesencja jasności, tnąca po uszach syczeniem niczym czerwonoarmista z pepeszki. Nie byłem w stanie wytrzymać tego przy T1.2, ale przy DT880 naprawdę da się żyć i nie taki okazał się diabeł straszny, jak go malowali.
Przy DT880/600 wszystko co ciepłe i przestrzenne będzie naszym przyjacielem. Umiarkowane w efekcie końcowym będą układy pokroju np. Aune X7S, który choć nie dostarczy sceny na tyle dużej, aby wyciągnąć DT880 w kosmos na pułapy co bardziej przestrzennych słuchawek, doskonale pogłębi przekaz i napowietrzy stosunkowo bliską średnicę. Można powiedzieć, że to taki efekt średnicowo-korekcyjny, choć niekoniecznie jest tu wymagany w moim odczuciu. Z Aune dobrze zagra również tradycyjnie T1, która delikatnie zacznie nam korygować sopran oraz wstrzykiwać muzykalny charakter w ustrój. Teoretycznie nie powinniśmy mieć też zbyt dużych problemów z X1S, ale przyznam tu preferowałbym znacznie bardziej NuForce Icon HDP, który to jest – mimo statusu nieprodukowanego – wciąż jednym z tych układów, jakie uznaję za wyjątkowych specjalistów od tego typu słuchawek.
Warto również posłuchać DT880 z Cayinów: integry HA-3 oraz wzmacniacza HA-1A pierwszej generacji. Nie będzie specjalnie scenicznie, ale za to odpowiednio muzykalnie i bardzo muzykalnie. Dla wytrwałych i upartych, którzy nie chcą wydawać kroci na sprzęt źródłowy, a posiadają komputer stacjonarny, niezmiennie rekomenduję AIMa SC808 z duetem Burson SS V5 oraz pojedynczym układem MUSES 8820.
W niniejszej recenzji clou odsłuchów wykonywałem na Bursonie Soloist SL MKII zasilanego tradycyjnie DACiem-80 i w takiej konfiguracji można powiedzieć, że słuchawki zachowywały się chyba najrówniej i najbardziej optymalnie w zakresie tego, jak faktycznie grają. Jeśli takie są Państwa priorytety, nie ma wtedy żadnych przeciwwskazań za Kapitalne jednak zachowanie odnotowałem na Bursonie Lycan z jednym SS V5, głównie w zakresie sceniczności, która mocno wyciąga te słuchawki do góry, jednocześnie nadając dużej dozy muzykalności. Jedynym mankamentem zastosowania Lycana jest jego niższa dynamika, którą tak jak w przypadku rozwiązań lampowych niestety należy zaakceptować i starać się odnaleźć zalety w innych – i na szczęście jednocześnie mocnych – atutach.
Ostatecznie jednak całość sprowadzi się do tego, jak Państwo życzycie sobie, aby słuchawki finalnie zagrały. Mając DT880, zyskuje się również wszelkie możliwości płynące z neutralnego charakteru w zakresie kształtowania brzmienia torem. Czy to recabling (nie „rekabeling”), czy to modyfikacje, ale jednak tor będzie torem i jakakolwiek moja rekomendacja pozostanie wciąż tylko i wyłącznie moją rekomendacją. To, że z Bursonami grają na mój gust fajnie, przyjemnie, naprawdę wcale nie musi oznaczać, że będzie to dokładnie to, czego się szuka. O tym jak zawsze decydują uszy posiadacza, a o czym warto pamiętać.
Podsumowanie
Przygody z DT880/600 nie planowałem, ale też bardzo cieszę się, że sprzęt ten zawitał na łamy bloga na dosłownie kilka dni i rzutem na taśmę szukałem możliwości czasowych, aby móc go jakkolwiek „zmęczyć”. Udało się zarówno z tym, jak i ogólnym bardzo szybkim zrozumieniem słuchawek, czego zasługą były wcześniejsze półroczne odsłuchy DT990/600, mających praktycznie te same przetworniki co do fundamentu i różniące się fizycznie niewielkimi, acz słyszalnymi ostatecznie w dźwięku końcowym elementami.
Słuchawki pozostawiły po sobie – mimo pewnych uwag w dwie strony na tle 990 – bardzo dobre wrażenie i przeświadczenie, że to właśnie z nich wywodził się projekt T1 pierwszej generacji. Od nowszego (i byłego już) flagowca DT880 są bardziej matowe, mniej selektywne, ale też równiejsze i bezpieczniejsze, zachowując jednocześnie wszystkie cechy kierunkowe, które być może ktoś miał okazję w T1 słyszeć. DT880 można traktować jako substytut flagowca Beyerdynamica, starą koronę która miała swoje wielkie chwile w historii dynamicznego sprzętu audio i uznawana jest po dziś dzień przez część użytkowników za najwyższy model dynamików klasy premium u tego producenta, wbrew numeracji. Zwłaszcza przez atrakcyjne ostatnio ceny tego modelu – rekomendacja.
Zalety:
+ trwała konstrukcja i bardzo dobre materiały
+ duże możliwości żonglerki nausznicami
+ poręczne etui w zestawie
+ solidne i koherentne brzmienie typu wznoszącego
+ neutralno-monitorowy charakter o dużej poprawności
+ dobre wyrównanie lokalne i optymalność na wszystkich parametrach akustycznych
+ subiektywnie najbliżej podana średnica i najbardziej rozsądne strojenie basu z serii DT7-8-9
+ ich wady w pewnym stopniu można korygować źródłem
+ bardzo dobrze skalkulowana cena (na dzień pisania recenzji)
Wady:
– mimo większej wygody od DT990, nausznice mogą być dla niektórych osób wciąż troszkę zbyt płytkie
– nie są aż tak przestrzenne i holograficzne jak DT990 Edition
– jak na ironię trudniej jest w nich wyczuć subtelne zmiany między różnymi źródłami niż w 990
– na jasnych źródłach i siarczystych utworach góra ma tendencję do sybilowania i suchości
– filc z przodu przetwornika oraz maskownica kosza przetwornika utrudniają nieinwazyjne modyfikacje
Cena:
– ok. 730 do 1000 zł (sprawdź aktualną cenę i dostępność)
Kiedy można spodziewać się recenzji Aune T1 SE, o którym wspomniał Pan w powyższym tekście?
Trudno jest mi wskazać odpowiedni termin Panie Mateuszu. Sama recenzja będzie również dodatkowo czasochłonna ze względu na konieczność porównania ze starszą wersją oraz zamiennymi lampami.
Panie Piotrze, jak wygląda sprawa zapotrzebowania prądowego DT880 w wersji 600 ohmowej? Jak dobrze pędzi je przykładowo Aune T1, będące przytaczanym wielokrotnie jako wydajne prądowo źródło? Low gain wystarczająco je napędza, czy trzeba się tu posłużyć podbiciem?
Pozdrawiam!
Panie Filipie,
Zastanawiam się czy komentarz nie jest przypadkiem kierowany do mnie i z omyłkowym imieniem (nie widzę jednak innej osoby w komentarzach o imieniu Piotr), albo jakimś cudem padł on nie na tym blogu co trzeba. Jeśli mimo wszystko jest kierowany do mnie, autora recenzji, to Aune T1 – tak jak zaznaczyłem w jej treści – nie ma żadnego problemu z ich napędzeniem, praktycznie na dowolnym ustawieniu stopnia wzmocnienia. Standardowo T1 ma ustawiony średni gain, więc od startu nie trzeba w tym urządzeniu niczego zmieniać.
Pozdrawiam.
Najmocniej przepraszam, na osobnej karcie recenzja Pana Ryki, ale komentarz jak najbardziej do Pana, Panie Jakubie. Jeszcze raz przepraszam za pomyłkę, intencje były jak najlepsze! Dziękuję za odpowiedź, nadesłaną w ekspresowym tempie. 🙂
Nic nie szkodzi Panie Filipie :). Proszę uprzejmie.
Dzień dobry,
Najczęściej słucham jazzu z ciepłymi, głębokimi (kobiecymi) wokalami oraz kameralnych składów w muzyce klasycznej. Czy w takim rodzaju muzyki lepiej sprawdzą się DT880 czy 990?
Dziękuję i pozdrawiam,
a
Witam,
W klasyce moim zdaniem lepiej sprawdzają się DT880, ale do takiej muzyki zastanawiałbym się prędzej nad innymi słuchawkami, chociażby HD600 z dobrego, muzykalnego toru.
Pozdrawiam.
bardzo dziekuję za odpowiedź/podpowiedź… a z kategorii „słuchawki przenośne” (czyli coś bardziej „mobilnego” od HD600) do tego rodzaju muzyki – ?!?
pozdrawiam,
arturp
Jeśli w deseń wcześniej wymienianych DT880/990, moim zdaniem Panie Arturze warto zainteresować się Audio-Techniką ATH-MSR7.
Również pozdrawiam.
DT880 czy AKG K7 series (701/02/12pro) – które lepsze do muzyki klasycznej? Dziękuję z góry.
Lepszość to pojęcie bardzo umowne, o którym pisałem w osobnym artykule: http://audiofanatyk.pl/dlaczego-najlepsze-sluchawki-nie-istnieja/
Mówiąc stricte za siebie, z podanych do klasyki wybrałbym najpewniej K702.
Dziękuję za odpowiedź. Wiem, że najlepsze słuchawki nie istnieją. Na czym mi zależy jest wierna reprodukcja źródła i dobra scena z odpowiednią pozycją instrumentalną. Nie lubię koloryzacji. Czytałam Pana recenzję o DT880 i scena wydaje się perfekcyjna, ale jeżeli Pan uważa, iż AKG są odpowiedniejsze w tym aspekcie, zdecyduję się je kupić.
Dzień dobry,
Chciałem się jeszcze zapytać o różnicę w dzwięku pomiędzy wersją DT 880 600 ohm a wersją 32 – czy jest słyszalna i na czym polega?
Dziękuję i pozdrawiam,
Artek
Witam,
Nie sprawdzałem tych wariantów między sobą, ale różnica powinna być słyszalna, jeśli wnioskować po zachowaniu serii DT990 oraz relacji innych użytkowników. Głównie powinna oscylować w basie, jego ilości i zachowaniu.
Również pozdrawiam.
Mam wzmacniacz pioneer A-705R,czy słuchawki Bayerdynamic DT 880/600,będą odpowiednie?
Nie wiem Panie Robercie co rozumuje Pan pod pojęciem „odpowiednie”, ale jeśli pyta Pan o opór, to bez problemu powinny ruszyć.
Dzień dobry czy do Rocka i Metalu lepsze będą słuchawki dt 880 czy dt 990 ?
Raczej DT990, ale raz, że zależy w jakiej oporności, dwa że ostatecznie musi zdecydować o tym gust słuchacza. Znam osoby spokojnie słuchające takich gatunków na DT880 i nie mające z tym żadnego problemu.
Czy sluchawki DT-880 będą dobrze grać na wzmacniaczu Sansui Au-X911Dg.Czy to jest dobry wzmacniacz?
Nie wiem Panie Robercie. Nigdy nie miałem przyjemności obcować ze wspomnianym urządzeniem. Ocenić więc czy to dobry wzmacniacz będzie mógł Pan jedynie własnymi uszami.
Witam,
czy słuchawki bayerdynamic TD 880 ale w wersji 250Ohm będą grały podłączone do interfejsu audio E-MU 0202 USB. Nigdzie nie mogę znaleźć informacji słuchawki o ilu Ohm taki interfejs uciagnie. Nie chcę żeby słuchawki ciszej grały niż inne z mniejszą wartością Ohm.
Proszę o odpowiedź.
Panie Jakubie
Bardzo dziękuję za świetną recenzję. Dzięki Pańskim opisom, które zresztą idealnie zgrywają się z moim odczuwaniem dźwięku, zanabyłem drogą kupna dt 880 i jestem bardzo zadowolony.
Posiadam wersję 32 ohm i póki co wpinam bezpośrednio do iPad-a. W tej prostej konfiguracji jestem już usatysfakcjonowany, a pewnie przyjdzie czas na rozwinięcie sprzętu. Jeszcze raz bardzo Panu dziękuję.
To ja Panie Piotrze dziękuję za to że odwiedził Pan mój skromny blog i podzielił się dobrym słowem. Nic nie cieszy tak, jak świadomość że komuś pomogłem znaleźć ciekawe słuchawki spełniające jego oczekiwania. 🙂
Amazon sprzedawał je niedawno za 430… to jest dopiero „dobrze skalkulowana cena” 😀