OPPO to w korzeniach chińska (choć rozwijana i usytuowana w USA) marka, mająca swój debiut w materii słuchawkowej modelem PM2, później PM1 i PM3. Do dziś są to trzy jedyne modele figurujące w ich ofercie, zaraz obok smartfonów, odtwarzaczy Blu-Ray i innych. Zdawałoby się więc, że przysłowiowa bida z nyndzą, a jednak producent nie na rozpiętości swojej oferty tak sprawnie operuje, co na jej jakości. W szerokim tego słowa znaczeniu i nawet mimo pierwotnego pochodzenia z kraju, w którym słowo „jakość” potrafi przybierać postać bez „ć”. Czas więc zapoznać się z najtańszym, podstawowym modelem PM3 i tym samym zaliczyć kolejną premierę nowej marki na łamach AF.

 

W zestawie na bogato. To chyba pierwsze słuchawki w których spotkałem łącznie aż 4 kable. Bynajmniej jako opcję.

 

Dane techniczne

  • Przetworniki: magnetostatyczne, okrągłe, 55 mm na magnesach neodymowych
  • Format: zamknięty, półkompaktowy, wokółuszny
  • Impedancja: 26 Ohm
  • Skuteczność: 102 dB przy 1 mW
  • Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 50 kHz
  • Maksymalna moc wejściowa: 500 mW
  • Maksymalna szczytowa moc wejściowa: 2 W
  • Siła docisku nauszników: 5 N
  • Waga 320 g (bez kabla)

 

W zakresie wyposażenia, prócz słuchawek znajdziemy w pudełku także:

  • 3 m odłączany kabel (3.5 mm / nasadka gwintowana na 6.35 mm)
  • 1.2 m odłączany kabel (3.5 mm)
  • 1.2 m odłączany kabel dla urządzeń z Android (3.5 mm)
  • 1.2 m odłączany kabel dla iPhone (3.5 mm)
  • sztywne etui do przenoszenia słuchawek
  • instrukcję obsługi

 

Jakość wykonania i konstrukcja

W tym zakresie jest naprawdę bardzo dobrze i fakt że OPPO są modelem z najniższej półki na całe szczęście nie odbiło się negatywnie na jakości wykonania. PM3 są zamkniętymi, półkompaktowymi słuchawkami magnetostatycznymi, których głównym przeznaczeniem jest niewymagający dużej izolacji outdoor oraz wygodny odsłuch domowy. Konstrukcja opiera się o całkiem wysokiej jakości „gwiezdny plastik”, który mieni się w świetle turkusowo-niebieskim pyłkiem. Na bardzo podobnej zasadzie sprawa wyglądała również w Momentum M2, a zapadł mi ten fakt w pamięć głównie dlatego, że na zdjęciach sprawiało to wrażenie bardzo wysokiego ISO. Na szczęście plastik ten nie pełni w PM3 roli dominującej – resztę uzupełniają elementy metalowe lub imitujące metal (np. chromowane obręcze).

Jednocześnie są to bardzo solidnie wykonane słuchawki.

Tarcze muszli są z czarnego, szczotkowanego metalu, tak samo jak i widełki wraz z mechanizmem nośnym/regulacyjnym. Każdą muszlę możemy wykręcić o 180′ i położyć w ten sposób słuchawki „na płasko” bez żadnego problemu. Wszystkie komponenty są bardzo dobrze spasowane i sprawiają wrażenie bardzo wytrzymałych, wręcz niemożliwych do uszkodzenia nawet podstawowymi, celowymi działaniami. Dawno nie miałem tak dobrze wykonanych słuchawek na warsztacie.

Teoretycznie sprzęt jest czarny. Aparat wychwytuje jednak niebieskawy odcień plastików muszli.

Na słowa uznania zasługuje także dbałość o takie detale jak malutkie gumowe stopki amortyzujące widełki przy kontakcie z plastikiem, aby ten się nie porysował. Takimi zdawałoby się bzdurkami często buduje się własną markę i renomę, pokazując, że producent nie jest frywolnym zgrupowaniem osób chcących po prostu zarobić na słuchawkach, ale też mogących się potem pod takim projektem otwarcie podpisać, że wszystko co mogli przemyśleli i dopieścili.

Docisk do głowy jest bardzo rozsądnie dobrany. W efekcie słuchawki są bardzo wygodne i nie spadają.

Co ciekawe, słuchawki nie są symetryczne. Każda z muszli jest z nieco obróconym talerzem ku tyłowi głowy, w efekcie użytkownik bezwiednie zakłada je prawidłowo i z pałąkiem przesuniętym nieco ku przodowi. Sam on jest obity materiałem skóropodobnym, tak samo jak bardzo miękkie nausznice. Siła docisku nie jest duża, toteż mimo nieco mniejszych gabarytów moje uszy nie miały specjalnego problemu ani ze zmieszczeniem się w środku, ani też z wytrzymaniem w nich dłuższego czasu.

Nie ma też najmniejszego problemu ze składaniem i transportem.

W tym ostatnim względzie jest przyznam bardzo dobrze. Obawiałem się iż sprzęt nie popisze się zbyt dużą pojemnością na uszy i spowoduje tym samym kłopoty podobne do rzeczonych Momentum, ale okazało się to na szczęście niepotrzebnym umartwianiem. Jak w tej anegdotce o facecie, który planował kupić Mercedesa a już się martwił co będzie gdy papierosem tapicerkę przypali. Różnica między jedną a drugą parą słuchawek sprowadza się do profilu wewnętrznej krawędzi nausznicy.

Osoby o dużych głowach również mogą spać spokojnie - słuchawki są bardzo pojemne.

Sennheiser modeluje je na klasycznego „ściętego pączka”, podczas gdy OPPO jakoby odwraca go spadem ku użytkownikowi. W efekcie w M2 moja małżowina musiała się wciskać w ustalony już otwór o stałej średnicy, podczas gdy w PM3 mogła spokojnie opierać się większą częścią o jej krawędź, nie powodując żadnego nieprzyjemnego wrażenia. Tak samo nie mogę nic złego powiedzieć o pojemności na głowę, gdzie przy 60-70% osiągałem dla siebie optimum. Głowę mam szerszą niż wyższą, dlatego bardziej dokucza mi docisk niż brak marginesu objętościowego, ale być może komuś z Państwa przyda się taka wiedza przy słuchawkach kosztujących ponad 2 tysiące złotych, jakby nie patrzeć.

Mechanizm regulacyjno-obrotowy sprawia wrażenie pancernego.

Oczekiwałbym za to jak pies kości możliwości wymiany nausznic. Te są przytwierdzone do słuchawek niemal na stałe i prawdopodobnie da się je zdjąć tylko siłą, jako że przytrzymuje je 6 plastikowych zatrzasków. Co prawda dzięki temu słuchawki utrzymują jednorodne przyleganie nausznic do powierzchni talerzy, ale też z racji narzucanych na użytkownika ograniczeń w potencjalnym serwisowaniu – nie może to ujść krytyce.

Niby drobny detal, a jednak o czymś świadczy - stopka zapobiegająca klekotaniu widełek o muszlę.

O tym, że OPPO pozycjonuje PM3 jako model uniwersalny, dla każdego i do wszystkiego, niech świadczy chociażby fakt dołożenia do zestawu dodatkowego kabla stacjonarnego: grubszego, dłuższego i zakończonego gwintowaną nasadką na duży jack. Słuchawki tak samo możemy zabrać w podróż dzięki sztywnemu etui i użyć krótkiego kabla mobilnego, jak też trzymać w domu jako poręczną parę stacjonarną.

Wnęka z ukrytym gniazdem jack to już powoli standard. I jak zwykle problem przy konfekcji.

Kable ze względu na swoją sporą giętkość nie mikrofonują zbyt mocno, także jest to także duży plus dla użytkownika, zwłaszcza przenośnego. Kabel pociągnięto wygodnie tylko do jednej muszli, zaś sygnał przekazywany jest do drugiej cienkim kabelkiem łącznikowym – wzorem wielu innych producentów, np. Beyerdynamica. Jedyną wadą jest tradycyjne utrudnianie życia innym poprzez osadzenie głębiej gniazda jack w słuchawkach. Z jednej strony dodatkowo zabezpiecza to sam wtyk, owszem, ale w nagrodę ujmuje nam mocno z ewentualnej konfekcji i ogranicza do zastosowania tylko najmniejszych wtyków typu slim.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Ponieważ przyjechały jako sprzęt używany, nie jestem w stanie powiedzieć niczego o ich wygrzewaniu lub czasie, jaki jest na ten proces w nich potrzebny. Jak zawsze jednak zalecam profilaktyczne 2 dni niewiążących odsłuchów przed przystąpieniem do poważniejszej analizy.

W roli źródeł i wzmacniaczy wystąpiły:

 

Jakość dźwięku

W ogólnym zarysie słuchawki prezentują naturalny, ciepławy dźwięk z ładnie schodzącym basem, bezpośrednią średnicą i dużą koherencją. Bardzo poprawne, płynne, wyważone między granicą faktycznej ciepłoty a neutralności. Scena eliptyczna, rozbudowana bardziej na boki, mniej w głąb. Jedynie dostateczna szybkość i rytmika, ale na tyle obecne, aby nie czuć ubytków. W dużej mierze są to po prostu zwyczajne, dobrze grające słuchawki bez ekscesów i agresji.

chart1_pm3

 

Bas

OPPO PM3 to w tym zakresie stereotypowe słuchawki magnetostatyczne, a więc z tradycyjnym, planarnym basem mającym wydźwięk i wygar już od parteru, a mimo to nie szalejącym tak jak np. w Meze 99 Classics (i równocześnie z nimi podesłanymi T5p v2). Jest więc basowo równo, zarówno z dobrym niskim, jak i środkowym basem, bez rzucania się w uszy czymś negatywnym i z potencjałem na wibrację przy mocniej pikującym w dół utworze. Ilościowo z pewnym naddatkiem, ale tak jak pisałem odnośnie porównania z modelami od Meze i Beyerdynamica – absolutnie w granicach tolerancji. De facto najsłabiej z całej trójki, choć od T5p nie dzieli ich wcale duży margines, a stosunkowo mały i ułatwiający przechodzenie z jednej pary na drugą. Wynika to m.in. z faktu, że tak jak one, słuchawki lubią bardzo sytuacje z wysoce kontrolowanym basem, ułatwiającym trzymanie tej samej, fajnej rytmiki, tylko po prostu z bardziej wypełnionym „planarnie” charakterem:

 

 

Co jednak trzeba przyznać, nie kwalifikuje się na duży szust. W ramach rytmiki i precyzji jest więc na dosyć wyważonym poziomie, sporadycznie raz to przyspieszając, raz spowalniając, ale na ogół trzymający się punktu optymalnego między tymi określeniami. Dlatego słuchawki mogą wydawać się w pierwszym kontakcie dosyć powolne i potulne, zwłaszcza na średnio fortunnie dobranym urządzeniu źródłowym.

 

Średnica

Bardzo ładna z perspektywy strojenia i praktycznie od razu zwracająca moją uwagę w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Podana jest blisko i smacznie, z nasyceniem, choć i pewnym lekkim zbiciem się dźwięku. Konkretyzuje to przekaz, ale też od razu kojarzy mi się z zastosowaniem równie konkretnego dampingu przy przetwornikach. A ponad wszystkim – przypomina o zamkniętej konstrukcji tych słuchawek.

Niemniej póki bas nie zaczyna wibrować, to właśnie do niej należą pierwsze skrzypce i to średnica jest najbardziej słyszalnym elementem spektaklu. Trochę kojarzyła mi się z tą obecną w HD650, ale że tym razem w ramach zamkniętych przetworników – funkcjonuje to za pozytyw. Słuchawki są dzięki temu w stanie nadać utworom sensu i konkretu, a wokalistom należytej ciężkości. Zwłaszcza jeśli dysponujemy sprzętem klarownym, jest wielka szansa na to, że naprawdę docenimy tą ich właściwość.

OPPO PM3 w ten sposób same z siebie wprowadzają do obiegu pojęcie muzykalności. Nie wymuszają na nas mozolnego poszukiwania „smaku” w dźwięku odpowiednio grającym torem czy konkretnym urządzeniem, a zamiast tego przerzucają na siebie całość tego zadania. Umożliwia to bardzo korzystne rozmieszczenie siły nacisku między źródłem oraz słuchawkami w takim układzie ciężkości, aby precyzja, szybkość i kontrola leżały po stronie źródła, zaś barwa i nasycenie po stronie słuchawek. Pierwsze będzie przyspieszało i sterowało drugie. Drugie nasycało i urzeczywistniało pierwsze. Dwa elementy dążące do pełnej symbiozy i przez wielu tak przecież poszukiwanego balansu.

 

Góra

Absolutnie żadnych nieprzyjemnych ekscesów. Przyciemniona, przez co przyjemna, wygładzona, ale definitywnie bardziej potulna niż wymieniane już T5p v2. Ale nie tylko, bowiem ze słuchawek zamkniętych jakie posiadam lub testowałem ostatnimi czasy, tylko tanie modele bezprzewodowe grały ewidentnie ciemniej. K270 są już na ten przykład jaśniejsze.

Okazało się, że góra w PM3 była ogólnie najbardziej chyba rywalizująca z moimi K240 Monitor, które mimo bardziej gardłowego, niższego tonu, mają większą zdolność do operowania detalem i umieszczania go w przestrzeni (jak nie trudno jest się domyślić, zasługa tkwi w formacie półotwartym). To walka trochę nierówna, ale jako naukowa obserwacja – ciekawa. Słuchawki nie są przy tym tak ciemne jak AudioQuesty, co daje się odczuć praktycznie od razu i jeśli między tymi parami miałbym rozsądzać, której bliżej do „prawdy” w dźwięku, z marszu przyznałbym pierwszeństwo OPPO. Prędzej Night Owl będą w stanie coś pokazać, ale póki co jest to na razie czysta spekulacja.

Mimo wspomnianego przygładzenia, podoba mi się krewkość w operowaniu detalem. Bardziej co prawda słuchawki władają tym ogólnym spektrum detaliczności, aniżeli w skali mikro, ale przez to bardziej skupiają się na ogólnej jakości, wybaczają drobniutkie niedoskonałości, nie analizują sampla po samplu, a bardziej uchwycają clou, któremu wtóruje na ogół pierwszoplanowo serwowana średnica. Przejścia są zatem płynne, a uzyskiwana tak całość wraz z łącznikami – koherentna.

 

Scena

Scenicznie słuchawki wypadają na ogół dobrze, czasami akceptowalnie, ale cały czas oscylując wobec standardu modeli swojego typu. Przede wszystkim abyśmy się dobrze zrozumieli – firma wykonała naprawdę kawał porządnej roboty ze strojeniem i co najważniejsze upchaniem wszystkiego w formie półprzenośnej zamkniętej, także mam pełną świadomość, że w trochę kompromisowy sposób musiano rozwiązać kwestię sceniczną.

chart2_pm3

W efekcie scena przyjmuje kształt dosyć typowej elipsy z dobrym fokusem na środku i optymalnym rozbudowaniu, ale za cenę holografii plasującej się trochę poniżej przeciętnej. A przynajmniej tej, jaką osobiście ustawiałbym dla tej konkretnej półki cenowej.

Choć rozmieszczenie dźwięków w przestrzeni jest nader poprawne, odbywa się głównie w ramach osi lewo-prawo i bardzo obrazowo w charakterze, a co z kolei kojarzy mi się tym razem z Shure SRH1440. Na całe szczęście jednak te konkretne słuchawki nie popełniają ich błędów, przynajmniej w tym zakresie.

To bowiem co moim skromnym zdaniem trochę kuleje, to napowietrzenie. W OPPO są takie momenty (tj. utwory), w których może nie w całości czasu trwania, a po prostu wielu momentach, ma się wrażenie jakby ktoś trzymał nam ręce na gardle i lekko naciskał utrudniając oddychanie. Przykładem takiego utworu jest np. Volor Flex – Trick or Threat:

 

 

Wracają więc skojarzenia z Momentum M2, a dokładniej mam na myśli kwestię napowietrzenia. I choć tam można było jeszcze z racji ceny to i owo przełknąć, tak przy OPPO muszę niestety mocniej zwrócić na ten aspekt uwagę. Ostatecznie PM3 nie są krytycznie pozbawione cech dobrych słuchawek scenicznych, ale po prostu będzie za nami chodziła często ich kompaktowa maniera w tym względzie.

 

Całokształt

W pierwszych chwilach trudno powiedzieć żeby OPPO PM3 wyróżniały się czymś szczególnym. Pierwszy kontakt jest w ich bardzo zwyczajny i w pierwszej chwili nie wiedziałem jak opisać brzmienie PM3, na czym się skupić, co wyłuszczyć. I właśnie w tym tkwi ich zarówno wada, jak i potęga. To słuchawki okrutnie koherentne, bardzo muzykalne, naturalne, tonalnie poprawne, poukładane, może aż do znudzenia, któremu powstaniu przeszkadza jedynie przyjemnie schodzący niski bas.

To zupełnie przeciwna para do testowanych niedawno AudioQuest Nighthawk. Nie tylko dlatego, że zamknięta, magnetostatyczna, od zupełnie innego producenta i pozbawiona pierwiastków wyzywającej ekstrawagancji celującej w audiofilskie salony. Zamiast nadmiernej pogłosowości i ciemnoty, mamy tu naturalizm i obrazowość. Wszystko jest tak jak być powinno, optymalnie akcentując praktycznie wszystkie walory dźwięku z większości źródeł, a z jaśniejszych i bardziej precyzyjnych grając wręcz wzorowo naturalnie.

 

 

Czy zatem PM3 mają jakąkolwiek wadę? W zasadzie tak, mają na moje uszy dwie, za które odjąłem z oceny końcowej: tendencję do monotonności oraz polotu w scenie sprowadzonego do subtelności i sporadycznego pozytywnego zaskakiwania słuchacza, ale na zasadzie bardziej wyjątku potwierdzającego regułę. Potrafią zagrać czasami aż nazbyt poprawnie w swojej poprawności i utrudnić tym samym doszukiwanie się w nich konkretnego zaangażowania zaskoczeniem i atakiem. Nie są też w stanie uciec od swojej własnej, konstrukcyjnej rzeczywistości – faktu zamkniętości i półkompaktowości, przekładających się słyszalnie na walory akustyczne w ramach sceny.

Są to jednak ich jedyne cechy soniczne, których mógłbym się przyczepić. W ramach tak bardzo poprawnej, poukładanej maniery tonalnej, ich scena również jest bardzo poprawna i w pierwszej nie zdradzająca niczego szczególnego poza jednym: że coś podczas odsłuchu jest nie tak. Tym czymś okazało się być napowietrzenie. Ten sam „problem” trapił też (nota bene bardzo podobne) Sennheisery Momentum M2, ale też nie chciałbym patrzeć na PM3 przez pryzmat braku użytego cudzysłowu. Z prostego powodu: scenicznie słuchawki te starają się jak mogą i byłoby skrajną ignorancją nie dostrzec tychże trudów.

Nie interpretuję więc w nich mniejszych zdolności scenicznych jako czegoś poważnego, a jedynie jako kompromisową konsekwencję, na którą świadomie musimy się zgodzić decydując się na najtańszy model z linii PM. Nawet jednak jeśli to zrobimy, w żadnym wypadku nie uczynimy błędu. W ramach słuchawek półprzenośnych PM3 robią bardzo dobre wrażenie i jeśli tylko ktoś z Państwa szuka sprzętu półkompaktowego, który nie będzie miał się z grubsza czego wstydzić przed większymi modelami, to OPPO jest jak najbardziej na miejscu. Zwłaszcza że ogólna jakość dźwięku jest jakby nie patrzeć wysoka.

Moim zdaniem zacznie gorzej byłoby, gdyby producent starał się za wszelką cenę nadganiać aspekt sceniczny i niszczyć tak świetne strojenie, jakim legitymują się PM3. Wyszłaby nam wtedy z tego karykatura, która sztucznie próbowałaby grać na wszystkie fronty, a co jak znamy z historii wojen, jest w stanie doprowadzić do klęski. Trochę przykładem świecą RP-HD10, które właśnie tak odebrałem i w efekcie miałem problem, czy zganić, czy pochwalić. Wiele zależało bowiem od punktu siedzenia oceniającego.

Zamiast tego OPPO zrobiło najbardziej słuszny krok z możliwych i po prostu dało sobie na wstrzymanie (tj. zatrzymało te starania dla PM-2) i nie kombinowało ponad miarę, aby stworzyć coś, co będzie musiało bezwzględnie zaspokoić wszystkich i wszędzie. Co nam ostatecznie w rękach z tych działań zostało to bardzo przyjemnie grająca para, jako żywo przypominająca mi Momentum M2, ale grająca w wyższej klasie. I taka też optyka zdaje się powinna być dla nich poprawna.

 

Synergiczność

Tu też może pojawić się jeszcze jedna przywara: że w swojej poprawności tak jak pisałem okażą się aż nazbyt poprawne. Zależnie jeszcze jakim sprzętem dysponujemy, ale zwłaszcza porównując je z innymi słuchawkami OPPO były częściej potulne, niż wskazywałaby to naturalna konstrukcja utworu. Jednym słowem brakowało mi czasami przysłowiowego „pazura”. Coś, co wiele osób wytyka m.in. HD600. Dlatego też OPPO odnalazły mi się bardziej w spokojnym odsłuchu z odtwarzaczy przenośnych takich jak Opus #1, ale też i nie gardzą np. Colorfly’em C200.

W naturalny sposób przesuwa to potencjalne parowanie na wysoką synergię w stronę sprzętu bardziej agresywnego lub po prostu neutralnego i o szybszej manierze. W przypadku stacjonarnych urządzeń byłyby to dla mnie np. Matrix Quattro II, ale też kilkukrotnie tańszy SMSL VMV V2. Źle sparowane PM3 potrafią zagrać niemrawo i ospale, bardzo ”zwyczajnie” w negatywnym tego słowa znaczeniu, trochę parnie. Warto o tym pamiętać. W moim przypadku są w stanie zagrać na maksimum swoich możliwości głównie za sprawą Bursona Conductor v2+, choć oczywiście jest to obserwacja poczyniona w ramach sprzętu testowego na poczet samych słuchawek i określenia ich potencjału. Z perspektywy zakupowej taki manewr nie miałby dużego sensu i nie była to też intencja samego producenta jak mniemam. Rozsądne optimum uzyskami z nimi znacznie niżej.

 

Podsumowanie

OPPO dostarczyły mi swoim graniem naprawdę sporo przyjemności, nawet mimo faktu, że po pewnym czasie pojawiała mi się ochota aby przesiąść się na coś bardziej żywiołowego. Jest to jeden z tych modeli przenośnych, które spokojnie mogą pełnić moim zdaniem rolę uniwersalnego allroundera, nie tylko pod wyjście, ale i do domu. Sprzyjają temu ich świetne walory ergonomiczne, nie tylko brzmieniowe. Przyjemne, muzykalne granie o dużej naturalności i bezpieczeństwie, ocieplone, przygładzone, potulne, ale czytelne i potrafiące błysnąć świeżością, zwłaszcza na jaśniejszym układzie dobrej klasy.

Ostatecznie trudno jest tych słuchawek nie polecić. Nawet mimo faktu, że czasami potrafią przynudzić.

W sumie może i dobrze się stało, że mój kontakt z firmą zaczął się od ich najmniejszego modelu. Brzmi na tyle obiecująco, że spowodował konkretne zainteresowanie się wyższymi pozycjami z oferty. Mimo że słuchawki na moje uszy mogłyby nie wytracać tak szybko angażu na rzecz jednostajności, a scena również mogłaby być bardziej rozsunięta, nie widzę żadnych przeciwwskazań, aby PM3 nie zarekomendować jako porządnych słuchawek półprzenośnych dla wymagających i oczekujących naturalnego, płynnego grania. Osoby szukające wybuchowości i efektów raczej powinny pomyśleć o innym sprzęcie, ale nie sądzę, aby udało się znaleźć tak dobrze zaprojektowane, wykonane i brzmiące (jednocześnie we wszystkich tych trzech aspektach) słuchawki alternatywne. Najbliżej po głowie chodzą mi Audeze Sine, których niestety ostatecznie nie doczekałem się ujrzeć wraz z niosącym ich kurierem w drzwiach. Z tego co jednak wiem na ich temat, już na samej wygodzie mają szansę sromotnie u mnie przegrać, jako że to model nauszny, a nie wokółuszny. No ale o tym może jeszcze kiedyś się zdążę przekonać osobiście.

 

 

OPPO PM3 na dzień pisania recenzji można nabyć w sklepach za średnio ok. 2 400 zł (sprawdź dostępność i najniższą cenę)

 

Zalety:

  • bardzo dobra jakość wykonania
  • wysoka wygoda i ergonomia
  • wymienne (mnogie) okablowanie i etui do przenoszenia
  • wygodny sposób montażu nausznic
  • w miarę łatwe w napędzeniu
  • bardzo elastyczne w zastosowaniu
  • przyjemne, naturalne, muzykalne i lekko-ciepłe granie
  • bliska średnica wzmacnia wokale i nadaje im intymnego charakteru
  • mimo spokojnej natury potrafią błysnąć detalem i wyrwać do przodu, zwłaszcza na lepszym sprzęcie
  • zadowalająca scena jak na słuchawki zamknięte o takim formacie
  • atrakcyjna cena w stosunku do oferowanej jakości dźwięku

Wady:

  • po pewnym czasie potrafią zacząć usypiać
  • nie pogardziłbym odrobiną więcej powietrza
  • małe gniazda wejściowe przekreślają konfekcję większości wtyków w kablach od innych producentów i wytwórców
  • izolacja od otoczenia zbyt mała na środki transportu
  • niemalże niemożliwe w wymianie nausznice

 

Serdeczne podziękowania dla pana Leszka Grzędy za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów.

 

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

10 komentarzy

  1. Porównywałem swego czasu PM3 i Sine i te drugie zrobiły na mnie lepsze wrażenie. Czysto brzmieniowo, bo faktycznie wygoda PM3 stoi na dużo wyższym poziomie. Teraz z pamięci: w Sine przeszkadzała mi jedynie wyraźnie mniejsza scena i trochę tnąca po uszach momentami góra, w PM3 nie podszedł mi bas i jego faktura, a głównie brzmienie… werbla, który brzmiał płasko i brzydko.

    Być może jednak problem leżał w źródle – tamte odsłuchy były przeprowadzane na Cowon Plenue D (+Aune B1), teraz korzystam z C200, który z PM3 powinien zgrywać się znacznie lepiej. Na codzień korzystam z właśnie z wspomnianych w recenzji Momentum M2, które z Colorflyem brzmią zawodowo.

    Jak zwykle świetna recenzja.

    • Prędzej PM2 / LCD-2F. T5p v2 to trochę inne granie. Chyba że w grę wchodzą modele tylko i wyłącznie zamknięte i łatwe do napędzenia.

  2. Oppo produkujące powyższe słuchawki nie jest firmą z Chin!.Powszechnie jest to powielona bajka tak jak niegdyś firma kenwood rzekomo produkująca sprzet audio i miksery do ciasta.
    Firma OPPO produkująca audio jest firmą amerykańską mającą siedzibę w USA -OPPODIGITAL(sprawdzenie w google nie boli) dawniej firma ta produkowała moduły i części zamienne dla innych firm z branży AV,natomiast jest jeszcze druga firma w Chinach zajmująca się produkcją telefonów i osprzętu :Oppo .Na wielu blogach sprzedawana jest zainteresowanym przepisywana od innych blogerów papka informacyjna bez sprawdzenia u źródeł.

    • Zgadzam się z Panem jeśli chodzi o formalne pochodzenie firmy-zwracam szacunek.Natomiast OPPO z siedzibą w USA jest jak Pan wspomniał niezależnym oddziałem zatrudniającym amerykańskich inżynierów projektujących i produkujących produkty audio na amerykańskiej ziemi (nie w prowincji Guangdong) i chociażby z tego tytułu należałoby umieścić małą wzmiankę o niezależności oddziału w USA.Tym zdaniem: „W szerokim tego słowa znaczeniu i nawet mimo pochodzenia z kraju, w którym słowo „jakość” potrafi przybierać postać bez „ć”.” czytelnik Pana bloga może zostać wprowadzony w błąd pomimo że nie było takich intencji.Zdaje sobie sprawę że wiele chińskich produktów aktualnie już przewyższa jakością amerykańskie lub europejskie w tym samym przedziale cenowym.
      Sutuacja z firmą Oppo jest podobna do tej jak z Biedronką którą wiekszość polaków uważa za typowo polską a której właścicielem jest portugalskie konsorcjum Jerónimo Martins.Produkty sprzedawane w Biedronce też w większości są produkowane w Polsce a nie w Portugali.
      Mam nadzieje, że w miarę czytelnie wytłumaczyłem co miałem na myśli.Bardzo szanuję Pana pracę i ten blog jest jednym z kilku na stałe wpisanych w „ulubionych”.Moim zamiarem nie było zarzucania Panu kłamstwa jak Pan napisał tylko zasygnalizowanie że Oppodigital nie można wrzucić do jednego worka z całą masą chińskich firm produkujących audio.
      Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na następne recenzje produktów Oppo (szczególnie przetworniki D/A)

    • Ale cały czas na kapitale z Chin :). Także owa niezależność też nie jest całkowita. Jednakże dla klarowności detalu związanego z pochodzeniem edytowałem wstęp tak, aby nie było wątpliwości.

      Co do ich pozostałego sprzętu, trudno mi cokolwiek obiecać, ponieważ dystrybutor zdaje się niespecjalnie jest skory do kontaktu. Mogę tylko domniemywać, że tak jak jednemu z dystrybutorów AKG, niespecjalnie zależy mu na promowaniu tego sprzętu poprzez wysyłanie go na testy.

      Również pozdrawiam.

  3. Volor Flex – Eternal Return – świetny kawałek do testowania holograficzności słuchawek! Nagle znienacka pojawiające się w różnych miejscach dźwięku, jedne po chwili cichnące tam gdzie się pojawiły zaś inne uciekają w dal powoli gasnąc. Polecisz jakieś podobne (może trochę bardziej muzykalne) utwory o podobnej charakterystyce?

  4. Czy mógłby Pan porównać dźwięk tych słuchawek do Meze 99 oraz AT W1000Z ?
    Zależy mi dobrym dociążeniu dźwięku, ale bez bułkowatości, ciepłej nasyconej bliskiej średnicy oraz łagodnej górze.

    • Recenzję W1000Z ma Pan na blogu, więc porównanie można wykonać praktycznie od ręki samodzielnie. Wszystkie recenzje pisała bowiem jedna i ta sama osoba, a więc sprzęt oceniały jedne i te same uszy. Meze 99 są na tle obu tych modeli wyraźnie bardziej basowe, więc nie jestem pewien czy ich to na starcie nie dyskwalifikuje. OPPO są z całej trójki najbezpieczniejsze i prawdopodobnie to one powinny wyjść u Pana na prowadzenie, natomiast sam osobiście preferuję W1000Z za ich wysoką sceniczność, mimo ich dużej czułości i wrażenia analogowości brzmienia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *