Panasonic ze swoim modelem RP-HD10 chciał najprawdopodobniej zaatakować nieco segment tańszych słuchawek premium, choć ostatecznie skłaniałbym się ku tezie, że mimo wszystko wyższe mid-fi. Cokolwiek by nie było jednak na celowniku tego producenta, z typową dla siebie fantazją co do patentów i wzornictwem klasycznym w najlepszym tego słowa znaczeniu, próbuje pokazać, że potrafi gryźć po łydkach. Tym razem modelem pełnowymiarowym (choć w formacie półkompaktowym) i do tego zamkniętym.
Dane techniczne
- Przetworniki: 50 mm, zamknięte, dynamiczne
- Typ magnesu: neodymowy
- Impedancja: 18 Ω
- Czułość: 92 dB/mW
- Maks. moc wejściowa: 1500 mW (*1 IEC)
- Pasmo przenoszenia: 4 Hz – 50 kHz
- Waga: 320 g (bez kabla)
Wraz ze słuchawkami w zestawie otrzymujemy:
- Kabel 1,2 m (wtyk L)
- Kabel 3,0 m (wtyk prosty)
- Przejściówka 6,3 mm do wtyków
- Pokrowiec
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki są wykonane całkiem sensownie, choć nie sprawiają takiego wrażenia przy pierwszym kontakcie. Wrażenie to swoje źródło czerpie w najciekawszym patencie występującym w tym modelu, a o którym mówiłem wcześniej we wstępie – możliwości przesuwania całego pałąka względem muszli, albo jak kto woli: muszli względem pałąka.
RP-HD10 mają bowiem nie tylko możliwości w pełni obrotowe niczym system X-Axis znany z AKG, ale też specjalnie oznaczoną skalę na elementach łącznikowych (BAND POSITION). Każda muszla przesuwa się niezależnie i nie stawia zbyt dużego w tym aspekcie oporu, wzbogacając go od siebie luźnością w tym miejscu. W efekcie łatwo jest zmienić pozycję pałąka podczas trzymania słuchawek w rękach, jednocześnie skrzywić się nieco od lekkiego telepania. Takie wrażenia nie sprzyjają budowaniu więzi opartej o poczucie trwałości, ale z drugiej strony możliwe, że to tylko taka uroda tych elementów i wytrzymałością będzie jednak dobrze (sam nie sprawdzałem, od razu zapewniam).
Bez względu jednak na to, sam patent jest całkiem niegłupi. Podyktowany był najpewniej chęcią uczynienia słuchawek jak najbardziej elastycznym i wygodnym partnerem podczas dłuższych odsłuchów. I to akurat prawda – słuchawki są rzeczywiście bardzo, ale to bardzo wygodne. Choć to formuła półkompaktowa, zachowują się tak, jakby w płynny sposób łączyły cechy modeli realnie kompaktowych z wokółusznymi. Rozstaw muszli między sobą jest dosyć spory, a nausznice stosunkowo pojemne i wygodne. Dlatego można w nich spokojnie siedzieć przez dłuższy czas i rozkoszować się muzyką.
Ma to naturalnie i swoje konsekwencje. Przede wszystkim izolacja. Jest poniżej przeciętnej, jaką reprezentują podobne modele z tego przedziału cenowego. Słuchawki odcinają nas od małej ilości dźwięków, najczęściej tych z wyższych częstotliwości. Owszem, cały czas jest to tak czy inaczej pozytyw ponad dowolnym modelem otwartym, ale też dla osób takich jak ja – które sięgają po słuchawki zamknięte właśnie dla tejże izolacji – staje się to obciążeniem, zabiegiem niepotrzebnym z perspektywy wpływu na ostateczną akustykę.
Izolacja jest tu de facto na porównywalnym poziomie, co w „prawie” zamkniętych K340, gdyby mówić o sprzęcie z poprzedniego akapitu posiadanym przeze mnie prywatnie. Ze słuchawek faktycznie zamkniętych posiadam tylko K270 Playback i właśnie to, że potrafią mocno odciąć mnie od otoczenia, jest ich największą zaletą, w dużej mierze usprawiedliwiającą wynikające z tego faktu uproszczenia i kompromisy dźwiękowe. HD10 nie wywołują u mnie takiego poczucia. Miałem w nich wrażenie, że producent zrobił je zamkniętymi bo tak, bo nie miał innej koncepcji. Z drugiej strony trudno jest też doszukać się na rynku drugiej pary słuchawek zamkniętych o takiej wygodzie, także jeśli przeżyć fakt braku otwartości – który przecież sam w sobie nie musi być wadą – całkiem szybko możemy nauczyć się z tą świadomością z nimi żyć.
Sporym plusem okazała się możliwość wymiany okablowania. Choć producent chwali się zawieszeniem przetwornika zmniejszającym wibracje i rezonanse, tyczy się to tylko i wyłącznie stanu jego pracy, nie konstrukcji słuchawek jako ogółu. Jak to ma się do kabla? Tak, że Panasonici niemiłosiernie mikrofonują. Doprawdy tak mocno mikrofonujących słuchawek dawno nie było mi dane używać. Słychać w nich absolutnie wszystkie otarcia kabla i oplotu o każdą przeszkodę, nawet ubranie. A im sztywniejszy kabel, tym gorzej. Tu również dźwiękowo kabel ten był jak najbardziej korzystny, ułatwiający dźwiękom lepiej rozłożyć się w przestrzeni, a z czego słuchawki z racji swojej specyfiki skrzętnie korzystały, ale fakt faktem mikrofonowanie było wysoko poza skalą w zakresie typowego natężenia tego zjawiska.
Poza tym jednak żadnych innych obserwacji nie udało mi się uczynić. Poza może jedną: uchwyty kopuł to malowany metal, toteż widać na nim z czasem wszystkie uszkodzenia. Warto słuchawki odkładać zawsze na miękkie podłoże. Jeśli brakuje Państwu w tym względzie pomysłów, jakiś czas temu pisałem artykuł na temat przechowywania i konserwacji słuchawek, do którego lektury z całą serdecznością zachęcam.
A tymczasem osoby ciekawe tego jak Panasonici grają, zaciągam niezwłocznie do opisu brzmieniowego.
Przygotowanie do odsłuchów
Ponieważ przyjechały jako sprzęt używany, nie jestem w stanie powiedzieć niczego o ich wygrzewaniu lub czasie, jaki jest na ten proces w nich potrzebny. Dla nowego egzemplarza dla bezpieczeństwa zalecałbym jednakże przynajmniej te dwa dni względnie ciągłego użytkowania.
Słuchawki były przeze mnie dodatkowo porównywane głównie z innymi modelami zamkniętymi, ale bardziej na zasadzie cech „ma”-„nie ma”:
- AKG K270 Playback
- Bluedio Turbine T3+
- Skullcandy Crusher Wireless
W roli źródeł i wzmacniaczy wystąpiły tradycyjnie:
- AIM SC808 (3x Burson SS V5i)
- Asus Essence STX (2x Burson SS V5 + SIL 994Enh)
- NuForce DAC-80 (+ NuForce HAP-100)
Jakość dźwięku
Słuchawki w ogólnym rozrachunku można sklasyfikować jako grające na planie V z przebiegiem tonalnym niejednorodnym. Oznacza to, że Panasonici nie trzymają jednolitej tonalności i notują raz to wzrost, raz spadek.
W praktyce przekłada się to na kompletny brak nudy i częste zaskakiwanie słuchacza efektami brzmieniowymi, ale też całościowo trochę specyficzne brzmienie, które próbuje udawać słuchawki półotwarte (co samo w sobie nie jest wcale wadą).
Jak zawsze jeśli jakieś wyrażenia z recenzji są dla Państwa niezrozumiałe, pomocny może okazać się mój mały Słownik popularnych pojęć audio.
Bas
Jeśli ktokolwiek spodziewał się, że RP-HD10 będą atakowały użytkownika dużym basem, przeliczy się. Jeśli oczekiwania były również obliczone na bas słabiutki i ulotny, również będzie to zaskoczenie. Zastać w Panasonicach można bowiem mieszankę niskiego i wysokiego basu, ze słyszalnym ubytkiem o jakieś 2 dB w punkcie 50 Hz, gdzie szczytowanie udało mi się jednocześnie ustalić na punkty sąsiednie w 40 i 80 Hz.
Mówiąc bardziej po ludzku, linia basowa charakteryzuje się tu słyszalnym zejściem, mocą i bardzo fajną jakością, połączoną z całkiem dokładnym, punktowym uderzeniem. Jedynie wybrzmiewanie schodzi w niej jakoby na dalszy plan. Niestety naddatek o którym mówiłem wyżej ciągnie się aż do 200 Hz i w co bardziej basowych utworach potrafi mnie zmęczyć.
Średnica
Odgrywa rolę trochę drugoplanową, tak samo jak wspomniany średni bas. Dołuje w punkcie 400 Hz, który powoduje wrażenie braku obecności. W ten sposób kreowane odsunięcie się średnicy nie idzie w parze z wrażeniem stworzenia głębi, a co najwyżej sporego bezpiecznego marginesu przed słuchaczem, aby mógł spokojnie rozprostować ręce.
Słuchawki mają dzięki temu problem z przekazaniem słuchaczowi pełni emocji, choć są też osoby, które nie lubią, gdy wpycha się im średnicę w gardło, dlatego ten konkretny model Panasonica może je wybornie zainteresować. Zwłaszcza, że ubytek w 300-500 Hz jest jedyną wadą zakresu średniotonowego. Słuchawki pozostałe części trzymają już dosyć równo i pewnie, wraz z ogólnie neutralnym charakterem tegoż zakresu.
Góra
Odnotowuje bardzo równy przebieg tonalny już od 1 kHz. Dopiero w punkcie od 3 kHz zaczyna coś się dziać, dostaje drgań i spada o jakieś 4 dB w przestrzeni między 5 a 6 kHz. To punkt odpowiedzialny za stworzenie wrażenia braku doświetlenia niektórych utworów. Zwłaszcza że sąsiadujące podzakresy są w punkcie wyjściowym. Tak, już przy 8 kHz góra odzyskuje bowiem wigor i wybija aż do 10 kHz, po czym znów spada, na moment odzyskując oddech w 15 kHz. Przestrzeń 5-6 kHz jest jednak dla sopranu RP-HD10 kluczowa i wraz z poprzednio wymienianym zakresem 300-500 Hz jest to drugi punkt korekcyjny, jaki należałoby wziąć pod uwagę w sytuacji, gdybyśmy chcieli Panasonici tonalnie „naprawić”.
Nie przekreśla to jedna góry jako takiej. Fakt że nie jest ona jakości pierwszej próby i producent potraktował ją troszkę po macoszemu, ale też w sytuacji, gdy energia utworu alokuje się w naddatkach, na całościową kondycję góry faktycznie nie można specjalnie narzekać, nawet mimo typowej dla słuchawek zamkniętych nosowości i ujmy na wielowymiarowości.
Scena
Ci z Państwa, którzy mieli już okazję czytać moje recenzje, zapewne pamiętają o wielkim moim sentymencie za wszelkimi przejawami sceniczności kompetentnej, a więc takiej, która nie jest tworzona kompromisowo na zasadzie wymian lub pomijania, a bardziej całościowo i uzupełniająco wobec objętości, napowietrzenia, holografii, etc. Podchodzę tak do każdych słuchawek, jakie recenzuję i wnikliwa ewaluacja RP-HD10 także nie ominęła.
Niestety dla samych słuchawek chyba byłoby lepiej, gdyby tak się właśnie stało. Scena jest kreowana głównie na boki, żeby nie powiedzieć, iż tylko na boki. Głębokość sceniczna jest tu bardzo mała, a ja mam ogromne problemy z poprawną oceną odległości źródła pozornego zarówno sprzede mnie, jak i za mną.
To mocno spłaszczona elipsa i na nieszczęście dla Panasoniców, praktycznie każda para zamkniętych słuchawek, która była w tamtej chwili na wyposażeniu, prezentowała głębię co do sztuki większą od nich. RP-HD10 przegrały tym samym na tym jednym elemencie nie tylko ze starymi i dziwacznie skonstruowanymi K270, ale znacznie bardziej współczesnymi i celowanymi w innych w ogóle użytkowników Skullcandy Crusher Wireless oraz nausznymi (!) Bluedio Turbine T3+. To bardzo duży blamaż, choć przyznać trzeba na obronę, że pod względem szerokości mocno tym razem oddawały ciosy. Osoby szukające zamkniętej sceniczności nadal będą musiały znów patrzeć w stronę K550 coś czuję.
Całokształt
Choć Panasonic RP-HD10 to bardzo ciekawe słuchawki o dużej ilości zalet, przyznam miały problemy, żeby mnie do siebie przekonać. Z jednej strony naprawdę całkiem dobrej jakości granie jak na słuchawki zamknięte, świetna szerokość sceny i bardzo ciekawie skonstruowany bas. Z drugiej praktycznie w każdym akapicie brzmieniowym odnalazłem w nich jakąś przywarę. Na basie brakuje mi średniego wydźwięku, w średnicy kuleje obecność oraz punkt 400 Hz, góra notuje dogaszenie w 5-6 kHz i powoduje, że alokacja energii utworu determinuje jego niejednorodny odbiór. Scena z bardzo skromną głębią. O tak, na papierze słuchawkom jest trochę w plecy.
Lubię, gdy bas jest mocny, ale kompletny i niemęczący. Lubię, gdy średnica jest bliska i namacalna, nasycona tak, abym mógł się nią najeść i nie dostać jednocześnie niestrawności. Lubię, gdy góra jest doświetlona, czytelna, dokładna i rozdzielcza, ale nie do przesady rozjaśniona lub nierówna. No i wreszcie scena, która powinna mieć wszystko to o czym pisałem w jej akapicie. Panasonic mają ewidentny problem ze zmieszczeniem się w tym opisie.
W praktyce sprzęt nie jest jednak taki straszny, jak go namalowałem. Da się go lubić, ale trzeba mieć ku temu odpowiednio ugruntowany gust lub zapotrzebowanie na takie słuchawki. Ja po prostu nie posiadam w tym momencie obu, dlatego skupiam się bardziej na kwestiach stricte technicznych. Nie ukrywam też, że mimo to bardzo przyjemnie mi się w nich siedziało, a po prostych korekcjach w wymienionych przeze mnie miejscach w rękach pozostaje się praktycznie tylko scena. Wszystko inne można w nich naprawić. Przykładowo w Crusherach equalizacja przebiega już trudniej, zaś basu Turbine T3+ do końca wyważyć się w domowych warunkach nie da. Panasonici mają w tym swoją zaletę, że grają jak grają, ale nie jest to coś, co by kogokolwiek jakkolwiek miało odrzucić lub doprowadzić do odruchów konwulsyjnych. Także choć nie jest to para ze wszech miar doskonała, tak ma w sobie wiele cech naprawdę pozytywnych oraz takich, że nawet jeśli będą scharakteryzowane jako wady, to można się będzie do nich przyzwyczaić. Tonalnie niewiele im bowiem przecież brakuje tak czy inaczej.
Podsumowanie
Największą zaletą Panasoniców jest może nie tyle ich dźwięk, co naprawdę ogromna wygoda użytkowania i zdolność dopasowania się do praktycznie każdej głowy. To ogromny atut, ponieważ kojarzymy takie słuchawki zazwyczaj z gotowaniem uszu i nagłownym imadłem. Do tego wymienny kabel, przesuwany pałąk, zadowalająca izolacja od otoczenia.
W zakresie brzmienia słuchawki robią kilka rzeczy na opak, ale też i sporo dobrego są w stanie sobą zademonstrować. Ostatecznie po korekcjach jedyną rzeczą, na którą nie mogłem znaleźć recepty, była głębia sceny, ból wielu modeli słuchawek zamkniętych, który w Panasonicach jest po prostu najmocniej odczuwalny. Docenić będą mogli je przede wszystkim użytkownicy szukający wygodnej pary zamkniętej / półkompaktowej na miasto i do domu, dla których wspomniana wygoda w zamkniętej formule to najczęściej ogromny problem i mozolne poszukiwanie odpowiedniego modelu.
Panasonic RP-HD10 można zakupić na dzień pisania recenzji w przedziale cenowym od ok. 650 do 800 zł (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- całkiem fajnie wykonane
- odpinany kabel z bezproblemowymi możliwościami ku własnej konfekcji
- duża wygoda użytkowania
- ogromne możliwości dopasowania się do różnych głów i uszu
- wysoka uniwersalność zastosowań i poręczność w codziennym użytkowaniu
- bardzo rozsądnie dobrany bas o dobrej jakości
- szerokość sceny powyżej normy
- neutralność charakteru i specyfika próbujące wykraczać poza manierę typowych słuchawek zamkniętych
Wady:
- metalowe objemki muszli podatne na uszkodzenia lakieru
- luzy przy mechanizmach przesuwania pałąka
- ogromna podatność na mikrofonowanie kabli konfekcjonowanych
- problemy z utrzymaniem jednorodności przebiegu tonalnego
- głębia sceny mogłaby być słyszalnie lepsza
- niska izolacja od otoczenia jako konsekwencja dużej wygody użytkowania
Serdeczne podziękowania dla użytkownika Karmazynowy za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów.
Grające na planie V a charakterystyka płaska jak stół 😀
Wykresy nie grają i nie zawsze pokazują charakter lub zachowanie sceniczne, często też przy zagęszczonej skali nie widać gwałtowniejszych zmian jako takowe. Identycznie było z P7W, które na wykresie miały spory dołek w niższej średnicy, a grały fantastycznie. W recenzji powinno wynikać to dokładnie z lektury jej całości.