Tym razem na blogu miejsce mieć będzie premiera flagowych słuchawek, ale należących producenta oscylującego wokół klienteli młodszej, dla której priorytetem jest ponad wszystkim bas oraz wygląd. Choć nawet i takie wymagania można zrealizować na kilka sposobów, a jeśli skupić się tylko na basie – na dwa: albo pompując go ponad miarę i bez kontroli, albo faktycznie spróbować zaspokoić jego pożądanie z głową, tworząc produkt, który osoby nie mającej takich ciągot nie odrzuci i nie spowoduje bólu głowy od jego nadmiaru, ani też nie zawiedzie tych, dla których słuchawki muszą się na głowie (dosłownie) trząść. Ponad wszystkim fajnie byłoby zapewne, aby słuchawki były wytrzymałe i bezprzewodowe, ale też aby dało się je jeszcze podłączyć pod coś innego niż iPhone 7. A no i żeby bateria długo trzymała, jak również cena nie była za wysoka. Wymagań wbrew pozorom jest sporo. Pytanie czy da się to wszystko ze sobą harmonijnie połączyć w ramach jednej pary słuchawek? Okazuje się, że da się. Przed Państwem zaskakujący praktycznością flagship marki Skullcandy – model Crusher Wireless, który będzie miał swoją oficjalną premierę 9 listopada 2016.
Jakość wykonania i konstrukcja
Jak zapewne dało się zauważyć, w recenzji nie ma akapitu nt. surowych danych technicznych. Powodem jest fakt, że producent ich po prostu nie podaje. Na temat oporności czy innych parametrów nie wiemy albo zbyt wiele, albo nic, dlatego będę starał się zawrzeć w recenzji tyle obserwacji i danych faktycznie pewnych, ile tylko zdołam. Założyć można jednak pasmo przenoszenia i oporność z poprzedniego modelu kablowego, a więc 20 Hz – 20 kHz oraz 32 Ohmy.
Na samym wstępie warto wspomnieć, że marka Skullcandy zapewne kojarzy się większości z Państwa z kolorowymi słuchawkami młodzieżowymi, dla których kwestie wizerunkowe to sprawa honoru. Mi również. Crusher Wireless to na całe szczęście odejście od tego obrazu i choć Skullcandy nadal nie czyni to producentem produktów kierowanych do starszego, poważniejszego grona, a już zwłaszcza odbiorcy audiofilskiego, oczom naszym po wyjęciu słuchawek z pudełka ukazuje się bardzo gustowny, stonowany produkt. Wręcz niepozorny, zwłaszcza na tle wcześniej recenzowanych Bluedio. Mało tego, ich prezencja jest skromniejsza nawet od Panasoniców RP-HD10. Jedynym elementem mówiącym nam o producencie słuchawek jest karykatura czaszki na bokach, ale również w kolorze kompletnie nie rzucającym się w oczy.
Ponieważ jednak kwestie wizualne to rzecz kompletnie nieistotna, przejdźmy do opisu konstrukcji.
Słuchawki przychodzą do nas w całkiem stylowym opakowaniu z magnetycznym otwarciem bocznym, praktycznie identycznym co model kablowy. W skład całego pakietu wchodzą:
– słuchawki
– etui w formie grubego worka z siateczkami na akcesoria
– kabel ładowania microUSB
– kabel sygnałowy 1,2 m z mikrofonem i wtykiem mini jack 3,5 mm TRRS
– instrukcja wraz z kartą gwarancyjną
Crushery Wireless to zamknięte, wieloprzetwornikowe (po dwa przetworniki na muszlę, Rex40 oraz Sensation55) słuchawki składane w formacie kompaktowo-wokółusznym o konstrukcji plastikowo-metalowej. Wagowo stoją przeciętnie (272 g), nie są ani za ciężkie, ani za lekkie. Wszystkie plastiki pokryte zostały warstwą gumo-matową, dzięki czemu łatwiej jest nam je obsługiwać, łapać, ściągać, zakładać etc., jak również trudniej zostawić odciski palców, choć też trudniej je potem z nich usunąć. Wygoda i izolacja od otoczenia stoją na dobrym poziomie i nie kolidują ze sobą mimo dociskowego charakteru – wszystko za sprawą bardzo miękkich nausznic i zachowania ponad wszystkim wokółusznego charakteru. Słuchawki ich pojemnością nie różnią się specjalnie do bliższych mi dźwiękowo Sennheiserów Momentum M2, może nawet są minimalnie od nich większe. W każdym razie ucho wchodziło mi bez problemu i nie odczuwałem podczas testów dyskomfortu związanego z dociskiem czy to małżowin, czy samych słuchawek do głowy.
Pałąk wykonany jest z dwóch elementów okrywających, samemu będąc metalowym paskiem. Górna część to materiał skóropodobny, nie mający na sobie żadnego logo czy czegokolwiek w tym guście. Wewnętrzna strona zaś to element z bardzo miękkiej gumy z wyprofilowanym środkiem, który ułatwia wieszanie słuchawek na prostych stojakach o płaskim nosidle.
Elementy wysuwane widełek są metalowe, ale nie posiadają żadnego stopniowania, a jedynie zwykłe tarcie. Tak samo mechanizm składania nie ma jakiegoś mocno wyczuwalnego zablokowania w pozycji maksymalnie rozłożonej lub złożonej, ale też stawia tu sensowny opór i zapobiega frywolnemu składaniu się do środka lub na zewnątrz.
Mimo, że słuchawki są modelem bezprzewodowym, producent wyposażył je również w możliwość pracy po kablu analogowym. W ten sposób mocno zwiększył żywotność sprzętu, choć jednocześnie też utrudnił wymianę kabla na inny. Wszystko przez kwadratowe wyprofilowanie, w którym zmieściły się obok siebie na kompletny styk gniazdo ładowania microUSB oraz jack. Kabel fabryczny ma wyprofilowaną specjalnie obudowę wtyku – kwadratową. Dlatego też użycie mojego testowego kabla nie było w tym modelu możliwe, jego wtyk NYS-231BG nie dochodził do końca. Fizycznie jednak jest to jedyne utrudnienie, jakie znalazłem w tych słuchawkach.
Sterowanie odbywa się na bocznych ściankach muszli, na których znalazły się: z lewej strony suwadło regulacji basu (oraz mikrofon wbudowany w muszlę – od frontu), a z prawej przyciski sterujące. Nie wymagają one opisu, ponieważ wyprofilowano je w kształcie odpowiadającym ich funkcjom, co maksymalnie ułatwia ich bezwzrokową obsługę. W przeciwieństwie do Bluedio, nie byłem również ani razu zmuszony sięgać po instrukcję obsługi. Także z prawej strony swoje miejsce znalazła trójkolorowa dioda sygnalizacyjna. Informuje ona o trybie pracy nadajnika BT oraz ostrzega o stanie naładowania baterii. Poleceniom które wydajemy przyciskami wtóruje albo sygnał tonowy, albo żeński lektor (angielski).
Słuchawki można sparować bezpośrednio z komputerem i wykorzystywać również jako headset, co niezmiernie mnie cieszy. Bardzo mi tego brakowało w Panasonicach RP-BTS50, ponieważ jestem bardziej przywiązany do pracy na takich właśnie maszynach, niż do chodzenia z telefonem. SCCW można połączyć tylko z jednym urządzeniem w danej chwili. Ale to co się dzieje już po samym połączeniu w zakresie warstwy użytkowej przechodzi ludzkie pojęcie, nawet mimo braku aptX.
Sprzęt jest w stanie pracować bowiem bezprzewodowo aż przez 40 godzin. Używałem SCCW w tym trybie również jako słuchawki Bluetooth by sprawdzić, jak długo w praktycznym teście będę w stanie je wykorzystywać w takiej roli i czy aby 40 godzin nie jest tu wartością przesadzoną. Okazało się, że tak jak rozpocząłem procedurę w poniedziałek, tak ładować musiałem je już we wtorek… dwa tygodnie później. A rozmawiam dosyć dużo: klienci, ustalenia, konsultacje, blog, dom rodzinny, nękający mnie bardzo agresywnym marketingiem pewien „najlepszy bank dla przedsiębiorców”… jest tego sporo. Zrobiło to na mnie całościowo ogromne wrażenie. Ładowanie do pełna zajęło mi ok. 3 godzin z wykorzystaniem portu USB z komputera.
Słuchawki w dzisiejszych czasach mają również swój niezaprzeczalny wymiar praktyczny, którego często sprzęt zabytkowy z dawnych lat w ogóle nawet nie uwzględniał, ponieważ projektant nie przewidywał lub wyobrażał sobie jego funkcjonowania w przyszłości. W tym miejscu chylę czoła przed ich możliwościami – są naprawdę rewelacyjnym partnerem w podróży i bardzo z tej perspektywy w moim odczuciu opłacalne dla osób nastawionych na sprzęt zorientowany na komunikatywność i praktyczność. Nie rozłączają się co rusz z telefonem podczas nieużytkowania, przez co mogą spokojnie zastąpić również i słuchawkę BT. Rozmowy prowadzone w podróży są dobrej jakości, z lekkim tylko pogłosem, ale nie wpływającym na czytelność głosu. Doliczmy jeszcze te wymienne okablowanie, bezproblemowe parowanie z PC, regulowany bas, składaną solidną konstrukcję – robi się tego naprawdę sporo. Tym samym za możliwości i ergonomię wystawiam tym słuchawkom bardzo wysoką ocenę. Sprawdziły się w tym względzie na mojej głowie i z moim sprzętem perfekcyjnie, nawet w świetle utrudnionej konfekcji kablowej.
Chyba jedynymi przywarami pod względem wygody lub konstrukcji, jakie mogę w nich odnaleźć, to mały zakres obrotu muszli oraz ogólna pojemność na głowę. Na moją słuchawki wchodziły bezproblemowo przy maksymalnym wysunięciu widełek, ale jednocześnie zapas jaki zostawał się z tego tytułu był bardzo mały. Sam kabel sygnałowy również nie sprawia solidnego wrażenia. Warto więc na niego uważać. To by było jednak na tyle.
Na sam koniec nawiązać chciałem jeszcze do konstrukcji membran basowych tych słuchawek. Przy każdym stuknięciu w muszlę słychać wyraźny rezonans od jakiejś błony i prawdopodobnie są to właśnie przetworniki basowe w formie bardzo sztywnych membran aktywnych, zasilanych po przesunięciu suwaka z baterii wbudowanej w słuchawki.
Technologia ta podejrzewam mocno opiera się na poprzedniku kablowym, a więc na przetworniku Sensation55 – specjalnie dedykowanym układzie odpowiadającym za reprodukcję tylko i wyłącznie basu. Rezonans który słyszę po stuknięciu w muszlę jest bardzo podobny do drgania kawałka metalowej membrany. I faktycznie jest to cecha konstrukcyjna Sensation55, bowiem zamiast membrany klasycznej, cewka porusza metalową płytką opartą na specjalnym rusztowaniu, powodującą ekstremalny, wręcz fizyczny rezonans w okolicach 50-60 Hz.
Całość jest zasilana aktywnie ze względu na użyte materiały za sprawą wbudowanego w lewą słuchawkę wzmacniacza (prawdopodobnie o mocy 5 W), który jest zawsze włączony gdy słuchawki pracują, a jedynie regulowany za pomocą rzeczonego suwadła i dezaktywujący się po ok. 10 sekundach przy braku wykrycia sygnału. To dlatego Crushery są w stanie zagrać w taki sposób. Jednocześnie pokrywają w trybie najmniejszego natężenia basu największy zakres tonalny wchodzący w jego skład.
Jakość dźwięku
Słuchawki zaliczyć można do popularnej grupy ulicznych potęg basowych. Stosunkowo ciepłe i basowe granie na planie tonalnym spadkowym, choć gdyby uwzględnić najniższą pozycję suwaka basowego i wybicie wykresu w punkcie 7 kHz (poprzednik miał w nawyku mocno podkreślać punkt 4 kHz), wyszłaby nam z tego basowa „V” lub odbity w drugą stronę znak pierwiastka. Ale może jak zawsze po kolei wyjaśnię dokładnie jak to wygląda w poszczególnych zakresach.
Bas
Bardzo zgodny z nazwą tych słuchawek i najbardziej rzucający się w uszy element programu dzięki wymienionym już wcześniej dodatkowym specjalnym przetwornikom. Sprzęt ten jak żaden inny nadaje się dla fanów naprawdę potężnego basu. Powtarzam i nie umniejszam: potężnego. Bas w najniższym trybie jest mocny, ale po przesunięciu suwaka na maksimum, staje się monumentalną salwą basowego dudnienia, eksplozją rezonansu, który wprawia całe słuchawki w wesołe drgania, masując nam skronie przy tej okazji. Nie jest to opis wrażenia, a stwierdzenie faktu – te słuchawki naprawdę drgają przy otwartych przetwornikach basowych, gdy do gry wkracza zwłaszcza niski bas w utworach.
Jeśli więc ktokolwiek szuka basu, który przypomina samochodową tubę basową i może aspirować do miana symulatora takowej, to Crushery są dla niego słuchawkami wręcz przeznaczonymi, pisanymi od zarania dziejów. Ja tymczasem zadowalam się najniższym ustawieniem, które dodatkowo redukuję sobie na 60 Hz o jakieś -8 dB i odrobinę jeszcze na progu 150 Hz z -2 dB. Tak jest dla mnie idealnie pod względem natężenia, choć brakuje mi trochę innych cech, jak lepszej precyzji i kontroli wynikającej z dosyć skokowego wzrostu rezonansu w punkcie 55-60 Hz. Całkowita redukcja tego punktu też z drugiej strony jest w nich nieprawidłowa, bo zatracają wtedy swój basowy pazurek i robią się aż nazbyt zwyczajne i pospolite.
Poza tym jednak bas sam w sobie, prócz wydźwięku wykraczającego poza skalę, jest całkowicie zdatny do słuchania na umiarkowanych poziomach głośności i rzeczonym suwaku na minimum. Jakościowo także trzeba przyznać, że robi bardzo dobre wrażenie. Jego odpowiednie ujarzmienie torem jest tu możliwością, z której warto skorzystać. I nie dotykać suwaka – słuchawki są na niego bardzo czułe.
Średnica
Dosyć obecna, muzykalna, ale też potrafiąca być gęsta i wolniejsza, zwłaszcza gdy zostaje przykryta przez bas. Redukcja tego ostatniego i wyciągnięcie lekko progu granicznego w 1 kHz potrafią zdziałać jednak cuda. Wokale brzmią więc masywnie i z mocnym przytwierdzeniem do podstawy. Jest to stosunkowo przewidywalna konsekwencja w słuchawkach o rozbudowanych walorach basowych, także skłamałbym, gdybym stwierdził zaskoczenie tym faktem w Crusherach.
Jednocześnie jeśli parujemy je ze źródłem średnicowym, takim jak np. SMSL M2 6th Anniversary, lub dorzucamy wspomnianego dodatku w 1 kHz, słuchawkom trudno jest zarzucić coś szczególnego w średnicy ponad ogółem ich charakteru. Cały czas trzeba jedynie mieć na uwadze, że słuchawki nie należą do szybkich, także mniejsza bądź większa redukcja precyzji obecna jest jako stały element ich gry.
Muzyki można słuchać przy takiej średnicy o dziwo przyjemnie i przyjemność ta rośnie jak na ironię tym bardziej, im słabsze lub jaśniejsze jest nasze źródło. Sprawdziłem więc SCCW z perspektywy słabszej karty dźwiękowej oraz telefonu. I faktycznie – słuchawki mają z takiego sprzętu tendencję do normalizacji. Dźwięk wyrównuje się i uczytelnia, choć naturalnie przemawiają wtedy także i walory samego sprzętu odsłuchowego, które dodatkowo mogą wypłynąć na nasz odbiór słuchawek.
Fakt faktem jednak jest to kolejny namacalny dowód na to, że sprzęt ma konkretne zastosowania wobec których producent pozostał bardzo konsekwentny i skrupulatnie stara się realizować swój plan.
Góra
Czy to celowo, czy też trochę wypadkowo, jej obecność ma miejsce w jakby przytłumionej formule, ale są to wrażenia płynące raz, że z podkreślonego basu, dwa że wcześniej mocno nurkującego wykresu w punkcie 2 kHz. To on powoduje, że brakuje nam tego pierwszego powiewu powietrza i światła, gdy brzmienia Crusherów jeszcze nie znamy i dopiero zakładamy je w celach odsłuchowych.
Idąc dalej analizą z perspektywy czysto technicznej, zakresy 2,4-3 kHz, 7 kHz oraz 13 kHz to najmocniejsze punkty tonalne, pomiędzy którymi słuchawki tracą trochę sopranowego wigoru. Całość jest lekko nosowa w charakterze, ale jednocześnie udało się uniknąć kilku pułapek, które czyhają na konstrukcje zamknięte. Pułapek czysto akustycznych, jak chociażby przeraźliwa redukcja wymiarowości i rozdzielczości. Jest to góra odpowiadająca poprzednikowi klasą, a więc na pułapie tych lekko ponad 100 USD. Jeśli doliczymy do tego koszty uczynienia z SCCW modelu bezprzewodowego, wszystko zaczyna się zatem kalkulować.
Mimo to praktycznie nie stosowałem wobec Crusherów korekcji góry jako takiej i choć na początku próbowałem, tak po redukcji basu ograniczałem się wyłącznie do zabaw w zakresie 1-2 kHz. Nic więcej moim zdaniem im do szczęścia nie było potrzeba, przynajmniej w ramach konstrukcji zamkniętej. Tu poruszają się w ramach swojej domeny, a więc trochę nosowo w barwie, z częściową ekspozycją detaliczności (wspomniane 7 kHz chociażby), ale nadal bezpiecznie dla muzyki i słuchacza. Jest to granie mniej czytelne od np. Panasoniców RP-HD10, ale też mogłoby ono dodatkowo przeszkadzać w podróży, gdy hałas otoczenia zacznie nam kompensować się z nadmiarowym basem. Z tej perspektywy jest to więc dosyć przemyślana decyzja i dalej wskazująca na konkretne zastosowania tego modelu.
Scena
Nie jest to przeogromna scena rodem ze słuchawek otwartych. Nie jest to też K550, ale mimo to wykazuje poprawne parametry w każdą stronę. SCCW grają mniej na boki, ale przywracają wgląd na głębokość i wyraźnie bardziej balansują scenę w stronę równomierności i poprawności. Scena ponownie unika więc wpadania w pułapkę modeli zamkniętych, których głębia redukuje się na poczet szerokości. Dlatego też scenicznie poradziły sobie z utytułowanym producentem RP-HD10 na tym polu, ku mojemu dużemu zaskoczeniu. Panasonic mocno redukował głębię, obrazował dźwięk na krótkiej smyczy, przedkładając słuchaczowi ekspansywną szerokość sceniczną, aby odwrócić jego uwagę od swojej największej słabości.
Sumarycznie scena była więc bardzo podobna do Bluedio, ale tym razem nie można było jej dodatkowo pogłębić efektami. Crushery nie mają takich funkcji w sobie. Możemy tym samym liczyć na lepsze wrażenia płynące ze stereo zawsze wtedy, gdy redukujemy bas ręcznie i dopuszczamy w ten sposób sopran do głosu.
Tryb bezprzewodowy
Można praktycznie przełożyć 1:1 zachowanie się słuchawek Bluedio Turbine T3+ na Skullcandy. Wszelakie obserwacje są tu tożsame, ale z recenzencko-blogerskiej przyzwoitości nie będę odsyłał Państwa do poprzedniej recenzji i podejmę jeszcze raz opis zachowania się „czaszkowych cukierków” w takiej sytuacji.
Przejście na tryb bezprzewodowy przede wszystkim basowo jest dla tych słuchawek moim zdaniem korzystne. A ponieważ w trybie bezprzewodowym basowy wigor lubi sobie nieco odpuścić, tym samym ilościowo sopran zaczyna do nas dochodzić skuteczniej, dlatego rekomenduję sprawdzenie SCCW właśnie w nim i również w docelowym korzystaniu z nich w formule stacjonarnej. Identycznie dzieje się w średnicy, która także zyskuje na czytelności, sumarycznie wpływając element po elemencie na bardziej słyszalne wrażenia sceniczne. Scena trochę się powiększa, zaczynamy czuć więcej powietrza i jedyną ceną za to będzie nieco większe zaznaczenie nosowego charakteru sopranowego. Przeszkadzać może to jednak chyba tylko osobom, które albo są bardzo mocno przyzwyczajone do gardłowo grających słuchawek, albo szukają modelu zamkniętego, który nie gra jak zamknięty. W obu przypadkach znalezienie takich słuchawek w formule przenośnej może być zadaniem bardzo trudnym.
Całokształt
Flagowe Scullcandy to krążowniki środków transportu masowego, celowane w konkretną klientelę i zastosowania. Nie dziwota więc za takim a nie innym strojeniem: ciepłym i basowym, nastawionym na kompensację przez otoczenie i słabsze prądowo urządzenia. Nazwa Crusher idealnie pasuje do tych słuchawek, jako że basem potrafią człowieka faktycznie zmiażdżyć, jeśli posuniemy zbyt daleko suwak jego regulacji. Fani naprawdę potężnego basu porównywalnego z samochodowymi tubami basowymi powinni w tym momencie zamawiać dużo alkoholu wiwatując z radości że oto wreszcie pojawił się na rynku sprzęt godny ludzi ich formatu. Bo i jakościowo też w Crusherach jest całkiem nieźle.
Paradoksalnie Crushery zrobiły na mnie wrażenie właśnie swoim basem, a raczej zdolnością do dosłownie trzęsienia się na głowie i funkcjonowania bardzo zgodnie ze swoją nazwą. Przyznam że jeszcze tak zachowujących się słuchawek na niej nie miałem i jest to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, szczerze i bez przekąsu. Zastanawiam się jak Skullcandy rozwiązało to technologicznie i jedyne co przychodzi mi do głowy to bardzo sztywne membrany z dodatkowym zawieszeniem.
Mimo bycia bardzo basowym modelem, można się do nich całkiem szybko przyzwyczaić i zapomnieć, że to oddolne monstra. Wszystko dlatego, że nie zapominają jakimś cudem o bardzo ludzkiej twarzy, jaką winna mieć muzyka. Tu też ogólne „pobasowe” przyciemnienie i spowolnienie determinują taki a nie inny mój ich odbiór. Tego samego uczą zresztą i inne słuchawki tego typu, człowiek przyzwyczaja się do bezpieczeństwa, ale i umiejętności ukrywania przesadnej kompresji oraz niskiej dynamiki, jaka trapi współczesne realizacje. Przykładem niech będzie The Prodigy – The Day Is My Enemy, gdzie na niektórych moich własnych parach, zwłaszcza tych czulszych na jakość utworów, zarówno on jak i wszystkie pozostałe z tego albumu są po prostu niesłuchalne. Zastanawiam się co jest nie tak, czy coś ze źródłem, czy ze słuchawkami, nagle zmiana albumu na coś znacznie lepiej zrealizowanego i wrażenie pryska. Crushery są jakoby już w standardzie przygotowane na takie ekscesy, mają za zadanie przylać basem, dać smaczną średnicę i na tyle nieprzesadzoną średnicę zaoferować, aby takie realizacje nie powodowały w nas chęci ściągnięcia słuchawek i posłuchania fascynujących autobusowych opowieści o najnowszej sytuacji ekonomicznej dzisiejszych emerytów.
Poza sytuacjami z szansą na użycie korektora by odjąć im basu, Crusherów lepiej przyznam używa mi się w trybie bezprzewodowym lub z bardzo słabych prądowo źródeł o jaśniejszej karnacji – wtedy zaczynają się prostować tonalnie na tyle, że jestem w stanie spokojnie je zaakceptować. Jakościowo nie muszą być wyciągane, ponieważ odpowiadają spokojnie swojej półce cenowej, rywalizując chociażby z Samsungami Level ON, może też i OVER. OVER są od nich bardziej ekskluzywne w dotyku, lepiej wyposażone (dotykowe panele, ANC), ale czy lepsze brzmieniowo? Trudno powiedzieć, ponieważ mają inne strojenie, ale gdyby znormalizować oba modele do wspólnego mianownika, byłoby naprawdę ciekawie i kto wie, czy Crushery nie wysunęłyby się na prowadzenie. Oczywiście to tylko moje domniemanie, ponieważ od czasu recenzji tych słuchawek nie miałem już z nimi kontaktu i operować mogę tylko na swojej własnej treści oraz pamięci. Z Level ON jest znacznie prostsza sprawa, ponieważ słuchawki Skullcandy wygrywają na dzień dobry u mnie wygodą, brzmieniowo pracując jakoby w tej samej praktycznie klasie.
Synergiczność
Słuchawkom bardzo łatwo jest znaleźć partnera do rozmowy, także nie będzie tu myślę specjalnej filozofii. Zasada przy Crusherach jest prosta: po kablu jasno i oszczędnie z mocą. Nawet układy zintegrowane spełniają te założenia, tak samo jak inne komputerowe karty dźwiękowe pokroju X-Fi Gamer czy Xonarów DX/D1. Przy podłączeniu pod komputer stacjonarny warto jednak zaopatrzyć się w dłuższy kabel o jak najmniejszych wtykach jack, najlepiej typu slim z nasadką, która podwyższa cały wtyk i oddala korpus.
W przypadku trybu bezprzewodowego oczywiście możemy wszystkie te rzeczy zignorować. Naszym jedynym zmartwieniem będzie posiadanie jedynie nadajnika z EDR w jak najwyższej wersji.
Podsumowanie
Skullcandy Crusher Wireless to dla mnie przykład porządnych bezprzewodowych słuchawek, które choć kierowane do osób lubiących mocny bas (suwak na minimum) i bezwzględnych rezonansowych bassheadów (suwak na maksimum), starają się utrzymać także i swój wymiar praktyczny dla osób o odmiennych gustach lub potrzebach bardziej zorientowanych sprzętowo, niż dźwiękowo. To właśnie w tym ostatnim aspekcie sprawdziły się u mnie fantastycznie.
Formatem są na tyle duże, żeby nie powodowały u mnie problemów z wygodą mimo dociskowego charakteru i dobrej izolacji pasywnej. Do tego nie rzucają się w oczy, przez co łatwiej o dyskrecję, jak również z idiotycznie długim czasem pracy na baterii jeśli prowadzimy rozmowy telefoniczne. W słuchawkach prowadziłem je co rusz przez bite dwa tygodnie i dopiero w trzecim byłem zmuszony je naładować.
Z trzech par słuchawek zamkniętych, jakie miałem w momencie realizowania tej recenzji, małe tanie Bluedio wiodły prym w wyposażeniu i funkcjonalnościach, dwukrotnie droższe i konwencjonalne Panasonici w wygodzie, ale Crusherom w moim odczuciu przypadła rola najlepiej przygotowanej do pracy bezprzewodowej, jednocześnie najpraktyczniejszej w codziennym użytkowaniu mimo drobnych zabiegów niektóre rzeczy utrudniających, głównie oscylujących wokół kabla. Podsumowując: basowe, ale zaskakująco praktyczne słuchawki bezprzewodowe.
Słuchawki według mojej najlepszej wiedzy będą kosztowały u nas w kraju dokładnie 650 zł.
Zalety:
- kompaktowy, składany format
- solidna konstrukcja nośna przy zachowaniu sensownej wagi
- dobra izolacja od otoczenia bez poświęcania wygody
- możliwość pracy w trybie kablowym i bezprzewodowym
- możliwość wymiany okablowania
- wyjątkowo długi czas pracy w trybie bezprzewodowym
- mocna antena i bezproblemowe parowanie z PC
- bardzo intuicyjne przyciski sterujące
- potencjał do zastąpienia nawet sprzętu samochodowego hands-free
- regulowany stopień pracy rezonatorów basowych
- ciemno-ciepłe brzmienie z poprawną akustyką na planie basowego „V”
- łatwe w equalizacji oraz ogólnie w napędzeniu i wysterowaniu
- również poprawna kierunkowo scena
- po BT grają równiej i czytelniej
- atrakcyjna cena
Wady:
- rezonatory wzmacniają głównie zakres 50-60 Hz, a nie cały bas
- sam bas mógłby być spokojniejszy ilościowo po kablu z większości źródeł
- typowo oszczędna w napowietrzeniu scena
- czasami chciałoby się więcej szybkości
- nie są to słuchawki na bardzo duże głowy
- obrót muszli również mógłby być większy
- wątły kabel sygnałowy
- brak obsługi aptX
- gniazdo jack 3,5 mm w kwadratowej niecce utrudnia konfekcję innych kabli
Serdeczne podziękowania dla dystrybutora marki Skullcandy, firmy Freeway OMT Sp. z o.o. za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
panie Jakubie zamierzam kupić słuchawki dokanałowe
BRAINWAVZ M3.Mają służyć wraz z lg v10.Mam pytanie,czy w tym przedziale cenowym to dobry wybór czy jest lepsza alternatywa.słucham różnej muzyki z naciskiem na rock,rap.Nie będą używane podczas biegania itp.Z góry dziękuje za odpowiedź
Nie jestem pewien co wspólnego mają recenzowane słuchawki z Brainwavz M3. Słuchawki te wylistowałem w zestawieniu polecanych modeli dokanałowych, więc raczej logiczne jest jego polecanie przeze mnie w danym przedziale cenowym :).
Pozdrawiam.
WHAT? Nie tego się spodziewałem po tej recenzji. Chyba, zbyt łagodnie podszedłeś do tego modelu…
Panie Mateuszu,
Każdej parze słuchawek daję na starcie czystą kartkę i nie kieruję się uprzedzeniami. Gdybym tak robił, sprzętu w ogóle nawet nie wziąłbym na warsztat. A tak okazało się, że choć są to słuchawki nie pasujące mi basowo, praktycznością nie miały się czego wstydzić. Proponuję ich troszkę poużywać przed finalnym osądem. Chyba że interesuje Pana tylko brzmienie, wtedy lepiej będzie szukać np. Momentum z pierwszej serii.
Coś równie mocno basowego jak sccw ale nieco tańszego?
Jeśli bez efektu rezonansowego, być może HP-580.
to po kosztach totalnie 😀 no nic pewnie spróbuję
Witam,
Szukam słuchawek, ale nie wiem, czy nie kombinuję za bardzo z ich zastosowaniem.
Otóż:
1. 30-60 minut dziennie spędzam na dworze słuchając z telefonu muzyki lub podcastów – dobrze więc, gdyby miały wbudowany mikrofon do rozmów. Ponieważ nie lubię kombinować z kablem, to zastosowanie wolałbym bezprzewodowo.
2. Z drogiej strony, chciałbym móc wykorzystać te słuchawki do gier oraz muzyki z komputera (karta dźwiękowa Creative X-Fi Extreme Music). W tym przypadku sygnał może iść po kablu. Dobry mikrofon nie jest tu konieczny bo będzie zewnętrzny – ważny jest tylko ten mikrofon do rozmów przez telefon.
3. Eweeeentualnie także do TV – tu także bez przewodu. To zastosowanie jest najmniej ważne.
Budżet: 400-500 zł
Rodzaj dźwięku: Podcasty, Gry, Muzyka filmowa i jazz
Czy jest sens w tym przypadku iść w bezprzewodowy? I czy ten konkretny model Scullcandy sprawdziłby się w tym zakresie cenowym?
Z góry dzięki za wszelkie podpowiedzi,
Damian
Witam,
Od zapytań zakupowych Panie Damianie generalnie jest forum: http://forum.audiofanatyk.pl/
Z telewizorem jakiekolwiek słuchawki Bluetooth zepnie Pan tylko gdy będzie miał on w sobie wbudowany nadajnik BT lub użyje Pan takiego nadajnika, który będzie posiadał w sobie jednocześnie wbudowany przetwornik C/A i pozwoli sparować ze sobą słuchawki bezprzewodowe, a następnie da się podłączyć np. pod wyjście słuchawkowe telewizora. Co do samych zastosowań, moim zdaniem Crushery nie sprawdzą się w takich zastosowaniach, a co w sumie powinno jasno wynikać też z samej recenzji. Po to piszę je w tak obszerny sposób, aby czytający miał jak najbardziej pełny obraz sytuacji.
Pozdrawiam.
Wie Pan Panie Jakubie, ja nie mam tej wiedzy co Pan i to, co dla mnie wynika z tego tekstu może różnić się od Pana intencji 🙂
Pisał Pan sporo o wysokiej ergonomii, więc zakładając, że głównym zastosowaniem będzie zastosowanie mobilne przez telefon i po kablu przez komputer, nie widzę w jaki sposób recenzja dyskwalifikuje te słuchawki do takiego zastosowania 🙂
Jednakże bardzo dziękuję za odpowiedź, spróbuję jeszcze poszukać, bo z tego co widziałem na forum, w zakresie słuchawek bezprzewodowych niewielu rozmówców chętnie udziela rad 🙂
Z pozdrowieniami
DL
Pocieszę Panie Damianie, że ja również nie mam tej wiedzy co Pan i to, co wydaje mi się, że może być dla Pana dobre, w rzeczywistości może się takowym nie okazać 🙂 . To też jest dla mnie przyznam problem, bo choć ma Pan rację i troszkę sprzętu udało mi się już przesłuchać, to jednak każdy słyszy inaczej i ma trochę inne postrzeganie cech akustycznych. Zdarza mi się spotykać osoby, dla których słuchawki uznawane przeze mnie za skrajnie basowe i męczące są uznawane za nie mające go w pożądanej przez nich ilości. Także obawiam się że przez subiektywny charakter tego hobby zawsze gdzieś tam różnica między odbiorem a intencjami będzie miała miejsce.
Bardziej miałem na myśli brzmienie. SCW były projektowane jako słuchawki basowe i dostarczające go wręcz w sposób fizyczny za pomocą wbudowanych rezonatorów basowych. Obawiam się więc, że będzie to brzmienie znacznie bardziej „młodzieżowe” i nie do końca dopasowane do np. jazzu, niż wskazują Pana oczekiwania.
Niestety forum jest stosunkowo młodym tworem, toteż nie gości zbyt wielu użytkowników i nie jest w stanie samodzielnie (tj. bez mojej ingerencji) pokryć wszystkich tematów audio. A i ja sam też mam swoje własne specjalizacje, preferencje i doświadczenia, których nigdy za wiele, a najczęściej za mało, aby móc odpowiedzieć na absolutnie każde pytanie. Co gorsza słuchawki bezprzewodowe pełnowymiarowe to akurat jeden z rzadziej podejmowanych przeze mnie tematów. Mimo to forum jako ogólnie forma wypowiedzi i doradzania jest wygodniejsza myślę od komentarzy.
Również pozdrawiam.
Jeśli nie zależy wam na aktywnym wyciszeniu otoczenia to polecam, ja używam ich w domu do oglądania filmów(efekt prawie jak w kinie) i podczas pracy w biurze, dla mnie słuchanie muzyki z ch słuchawek to istny orgazm dla uszu 🙂
Kupiłem kremowo-brązowy model 2 dni temu. Lubię słuchać muzyki popularnej ale też i rockowej. W piosenkach z mid basem czy też bez dużego midu a z poprawnym basem, brzmienie jest DLA MNIE cudowne. Suwak trzymam zazwyczaj w dolnej „połowie”, bo wyżej to już nie da się słuchać ;D Jak leci metal, hard czy nawet muzyka klasyczna, z którą jestem za pan brat, suwak jak Pan pisał, daje na minimum i brzmienie jest także bardzo przyzwoite. Nie będę tu pisać jakie one są cudowne, ale słuchając głównie basowych utworów słuchawki okazały się idealnym wyborem. Niedawno odsprzedałem Beats PRO, a w sklepie odsłuchiwałem Beats Solo 2 i wg mnie żaden z tych basowych potworów nie był tak „czysty” i nie posiadał basu tak miłego dla ucha. W Beats PRO, wg mnie bass wszystko przytłumiał a przy rocku czy klasyce musiałem klikać w telefonie EQ a w Crusherach suwaczek i gotowe. Solo 2 był moim pierwszym wyborem i grały lepiej niż Beats PRO, ale jak dorwałem i to przez przypadek Crushery to już ich nie puściłem. Polecam wszystkim lubiącym bass, starym i młodym. Nie przejmujcie się logo, sam czaszek też nie lubie, ale dla dobrego brzmienia robię wyjatek. Mam jeden problem, mam S7 Edge i na andku nie ma niestety wskaźnika baterii i nigdy nie wiem ile jej zostało. Nie ma żadnych apek w sklepie Play, które jak w Samsungach by pokazały stan baterii. To dla mnie jedyny minus. Bo za wygode noszenia i braku bólu małżowin daje 10/10, zwłaszcza, że nosze okulary. To idealny model dla okularników, po wielogodzinnych sesjach na uszach nie czuje się, że coś na nich było.
Pozdrawiam.
Michał
Witam, Panie Jakubie co Pan miał na myśli pisząc że te słuchawki nie nadają się na duże głowy? mam obwód głowy 60cm i myślę że to jest dość sporo, z recenzji ten model bardzo by mi odpowiadał ale nic na siłę, tyle że nie wiem jaką miał bym alternatywę tym bardziej że nie mam gdzie tych słuchawek przymierzyć.
Witam Panie Julianie,
Na myśli miałem połączenie docisku i objętości, jaką słuchawki mogą wykazać przy maksymalnym rozsunięciu nausznic. Niestety indywidualnych kwestii anatomicznych nie da się do końca przewidzieć i w rzeczywistości może być tak jak u mnie (na styk i akceptowalnie), albo też nieco poniżej tego pułapu (jak miałem np. z M&D MH30). Tak naprawdę weryfikacja nastąpi dopiero po zakupie, ale jak zawsze funkcjonuje tutaj instytucja zwrotu w terminie 14 dni.
Witam
Słuchawki „Crusher” można teraz kupić za około 550zł, czy uważa Pan ze warto je kupić za tyle czy w tej można znaleść coś ciekawszego?
Witam,
Aktualnie są od nich ciekawsze słuchawki, o ile nie interesują Pana ich właściwości opisane przeze mnie wyżej.
Dziekuje.
A co Pan by polecal w tej cenie, bluetooth i wokółuszne?
http://forum.audiofanatyk.pl/
Witam,
Jak czy te słuchawki nadadzą się do gier, czy lepiej zainwestować w coś innego? Chodzi mi głównie o pozycjonowanie oraz realistyczne dźwięki w grach.
Witam,
Nie.
Potrzebowal bym opini o sluchawkach tego producenta model venue…syn chce sluchawki do sluchania muzyki w domu i w komunikacji miejskiej…ewentualnie cos w nizszych kosztach o nie gorszych parametrach…o ile te rzeczywiscie warte sa uwagi za 700 zl.