Recenzja Sennheiser Momentum M2 AEG

Naprawdę jak człowiek sam nie sprawdzi, to się nie dowie. Sennheiser przy swoich pierwszych Momentum wprowadził właściwie nowy trend w słuchawkach przenośnych. Bardzo szybko temat podchwycił np. Philips ze swoją serią Citiscape. Dziś zaś mamy przed sobą następcę Momentum – model M2 AEG, którego na potrzeby niniejszej recenzji użyczył Pan Grzegorz Jaworek z Krakowa. Bardzo serdecznie mu z tego tytułu pragnę podziękować.

 

W zestawie to co najpotrzebniejsze, ale w przedniej jakości.

 

Dane techniczne

– Przetworniki: dynamiczne, zamknięte
– Pasmo przenoszenia: 16 Hz – 22 kHz
– Impedancja: 18 Ohm
– Maks. SPL: 113 dB (1 kHz / 1 Vrms)
– THD: < 0,5%
– Kabel: 1,4 m, kątowy z pilotem i mikrofonem, micro jack 2,5 mm – jack TRRS 3,5 mm
– Wersje zgodności pilota: Apple (AEI) oraz pozostałe smartfony na bazie systemu Android (AEG)
– Dostępne kolory: czarny, brązowy, kremowy

W zestawie prócz słuchawek znajdziemy:
– wysokiej jakości etui ze schowkiem na okablowanie
– kabel 1,4 m
– komplet dokumentów

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Sprzęt już od pierwszych chwil sprawia wrażenie świetnie wykonanego i godnego kwoty dobijającej często do 1 000 zł. Naprawdę jakość materiałów jest tu pierwszej klasy i tak, jak byłem pod wrażeniem wykonania Samsungów Level Over, tak samo M2 należą się gromkie pochwały za precyzję i przemyślany projekt. Jest to gwarantem wysokiej trwałości słuchawek, a co w przypadku modeli mobilnych ma niebagatelne znaczenie. Takie słuchawki bowiem notorycznie ciągną się za człowiekiem wszędzie tam, gdzie on sam zapragnie się udać, a to stwarza multum sytuacji, w których albo coś się otrze, albo spadnie, albo stuknie etc.

Jeśli zwrócą Państwo uwagę na różnokolorowe logo Sennheisera – mieniło się pod światłem statywów fotograficznych właściwie we wszystkich kolorach, także proszę się nie obawiać, nie trzeba będzie po mieście paradować ze słuchawkami wyposażonymi w różowe akcenty. No, chyba że akurat tak padnie światło…

O gustach się co prawda nie dyskutuje, ale to naprawdę śliczne słuchawki.

Obojętnie z której strony ich nie podziwiać.

Mogą się wydawać ogromne, ale w rzeczywistości to skromny gabarytowo model.

 

System regulacji muszli, choć podobny zasadą działania do tego z Rockmasterów OE, sprawa wrażenie bardziej solidnego i trwalszego. Słuchawki łatwo jest też odróżnić na tle poprzednika – wystarczy zwrócić uwagę na istnienie mechanizmu składania muszli do środka. W oczy wpadają też wygodnie wyglądające nausznice. Dokładnie takie same są w rzeczywistości, dobrze obszyte, mięciutkie, przyjemne, emanujące materiałami stosowanymi głównie w wyższych modelach na słuchawkowym rynku. W tej cenie zresztą nie spodziewałbym się niczego innego – słuchawki potrafią dobijać w niektórych sklepach do 1 300 zł.

W zasadzie do wykonania tych słuchawek uwagi miałbym tylko w kilku aspektach.

Po pierwsze: kabel, który wydaje się bardzo wątły i obawiam się, aby nie puściła mu otulina. Zwłaszcza przy wtyku znajdującym się w słuchawkach. Z tego co się dowiadywałem, mimo zastosowania mechanizmu blokowania przypadkowego wysunięcia wtyku (identyczna sprawa jak przy ATH-R70X), istnieje możliwość spokojnego dosztukowania sobie kabla tego typu. Naturalnie byłaby to opcja bez pilota i mikrofonu, ale niestety coś za coś. Od razu zaznaczam, że nie miałem możliwości sprawdzenia zamiennika i jego wpływu na dźwięk – posiadane przeze mnie okablowanie nie ma wtyków micro jack o takim profilu.  Szkoda też, że Sennheiser nie dodaje drugiego kabla, dłuższego.

 

Po złożeniu i odpięciu kabla możemy je spokojnie zabrać gdzie tylko chcemy.

 

Po drugie: obicie pałąka, które jest niesamowicie twarde i przez to może powodować taki sam dyskomfort, jak np. u niektórych wypustki na opaskach AKG Q701. Pisałem o nich wtedy, że odpowiednie ułożenie opaski na głowie może skutecznie zniwelować dyskomfort tak powstałego punktowego nacisku na czaszkę. Taka sama zasada powinna tyczyć się również M2, ale przyznam jest to w tej chwili bardziej założenie hipotetyczne, ponieważ u siebie nie stwierdziłem takiego problemu, a przynajmniej nie w takiej skali jak u AKG.

Po trzecie: pojemność na uszy, która przy zachowaniu kompaktowego formatu i wciąż bycia modelem wokółusznym, na duże małżowiny nie pozostawia aż tak wiele miejsca. Moje owe dosyć duże części ciała wchodziły dosłownie na styk. To trochę dziwne biorąc pod uwagę, że słuchawki miały 60-70% wysunięcia w skali, toteż na objętość głowy zdają się mieć większy zakres tolerancji niż na same małżowiny. Nie ma tu jednak problemu jak w Noontecach Hammo, które same nie wiedziały czy są modele wokółusznym, czy nausznym. Ostatecznie M2 były więc dla mnie i tak dosyć przyjemne w użyciu, także nie spodziewam się specjalnych problemów na tym polu u Państwa.

 

System regulacji okrutnie prosty, ale skuteczny. Podobnie jest w Rockmasterach OE.

 

Czy do czegoś jeszcze można się przyczepić? W zasadzie chyba nie, to by było na tyle, jeśli chodzi o kwestie techniczne, także może przejdźmy do standardowego opisu brzmieniowego.

A nie, przepraszam, jeszcze jedna wzmianka rozwijająca oznaczenia z danych technicznych: testowana sztuka była w kolorze czarnym i wersji AEG, a więc dostosowana funkcjonalnością pilota do smartfonów innych niż nadgryziony ananas. Jeśli jesteśmy posiadaczami owocowego urządzenia, powinniśmy zaopatrzyć się w wersję AEI.

 

Jakość dźwięku

Co prawda z pamięci będzie to stwierdzenie, ale nowe Momentum wydają mi się faktycznie poprawione brzmieniowo względem pierwszej edycji. Cała sztuka w kreacji dźwięku ze strony Sennheiserów tkwi w kokieterii i czarowaniu słuchacza iluzją dźwięku większego, niż one same są w stanie zdaje się wykreować. Próbują grać z dużym rozmachem jak słuchawki większego formatu, ale nie będą miały specjalnego pola manewru by przeskoczyć ograniczenia wynikające ze wzornictwa, przenośności i zamkniętości. W słuchawkach tych na pierwszym planie jest przede wszystkim bas i wspomniany rozmach, a także czysta jakość dźwięku, którą nadrabiają z powodzeniem wszystkie przywary.

Bas jest tu z ładnym zejściem i dobrą czystością oraz kontrolą. Stara się być zakresem wyrównanym i przewidywalnym bez względu na otoczenie i sprzęt docelowy. Nie jest to typowo młodzieżowy zakres nastawiony na tłuczenie cegłą po głowie swojego użytkownika, a bardziej dla konesera czystego, ładnego basu, który choć mocniejszy, jest spokojnie słuchalny i akceptowalny nawet przez osoby, które za jego ilością w normalnych warunkach nie gonią specjalnie z wiaderkiem. Niezwykle cieszy mnie więc, że Sennheiser postanowił nie robić ze swoich słuchawek kolejnego nudnego młotka pneumatycznego.

 

Z jednej strony producent umieścił nazwę produktu na spince.

Z drugiej zaś własne logo. Opaska jest teoretycznie niewymienna, a przynajmniej samodzielnie.

 

Nie mogę jednak puścić mimo uszu delikatnie cofającej się średnicy czy też braku zwinności scenicznej wokół niej. Słuchawki grają przez to bardziej energicznie, ale poważnie. Nie jest to samo w sobie złe, ale efektem ubocznym jest troszkę sztywny charakter dźwięku, tak jakby przyjść do baru w garniturze, z kamienną twarzą i nie znać się na żartach. Angaż i wokaliza są z tego tytułu mniejsze, z nastawieniem na sprzęt średnicowy. Tu już odzywają się zresztą moje preferencje dotyczące tegoż zakresu. I choć nie jest on jakkolwiek zły, to jednak nie ma w sobie przynajmniej takiej przestronności, jak w DT990/600 Edition. Tak, wiem, to model półotwarty i porównanie jest trochę nie na miejscu, ale mimo wszystko coraz częściej mamy styczność z produktami, którym konstrukcja przetwornika nie przeszkadza w osiąganiu rzeczy do tej pory stereotypowo zarezerwowanych dla modeli otwartych. Dzięki temu M2 trzymają się na ogół średnicy ocieplonej i obrazowej, towarzyszącej, aniżeli pełniącej rolę magnesu i lepiku na słuchacza. Warto więc aby sprzęt źródłowy decydował o tym inaczej, albo nasze preferencje.

Zaskakująca jest dla mnie góra, ponieważ jakościowo stoi na dobrym poziomie i pod względem strojenia stara się nadać brzmieniu jak najwięcej detali bez przeiskrzania i z zachowaniem cały czas przyjemnego, gładkiego charakteru. To bardzo duży plus.

Scena kreowana jest na planie elipsy, z bardziej zaznaczonym wychyleniem bocznym na osi L-R niż przód-tył. Do tego z ograniczonym poczuciem otwartości, przykryciem może nie tyle kocykiem w sensie barwy, ale redukcji pogłosów i wytłumienia. Na niektórych utworach dzięki temu słuchawki grają faktycznie jak zza kotary, ale też w wielu prezentują nadspodziewaną detaliczność i werwę. Zależy więc też wiele od realizacji, ale na ogół o większej otwartości można zapomnieć, a i głębia sceny np. jest tu mniejsza, niż w znacznie tańszych Rockmasterach OE, zaś szerokość niż w HD669. Nie samą sceną jednak człowiek żyje i w kategorii jakości oba te modele dostają od M2 spore łupnie. Zresztą trudno byłoby oczekiwać innego rezultatu przecież.

 

Solidne zawiasy. Nie spodziewam się z nimi żadnych problemów użytkowych.

 

Gdybym miał znaleźć jakieś bardzo krótkie określenie na dźwięk M2 AEG, powiedziałbym, że to kinowe brzmienie w HD. Zejście basu, całościowa jakość dźwięku, dobra rozdzielczość, należyty detal, słychać w nich jak mocno Sennheiser odrobił lekcję po poprzednim modelu. Nadal jest to przechył w stronę ciepłoty, ale bardziej charakteru ogólnego, aniżeli bezpośredniej tonalności, bo nie odbywa się z negacją detalu oraz iskierek. Zachowują się dzięki temu zarówno obrazowo, pokazując nam jako widzowi cały teatr brzmieniowy, jak i melodyjnie, podkreślając przyjemniejsze walory utworów. Naprawdę szkoda, że nie ma tu dodatkowo podmuchu powietrza scenicznego, bo jedynie tylko tak twardość i toporność wymiarowości wraz z trochę za mało intymną średnicą mnie tu najbardziej boli. Ale też nie obraziłbym się, gdyby bas nieco się uspokoił, a muszle ogólnie były większe i pozwalały moim uszom się wejść w nie bez żadnego dyskomfortu.

 

Malowanie muszli bardzo przypomina również "mieniące się" HD650.

 

Ale tak ogólnie trzeba przyznać, że to naprawdę dobre słuchawki z właśnie należytą jakością ogólną reprodukowanego dźwięku. Jak na zamknięty model radzą sobie w tym względzie bardzo dobrze, wykraczając poza założenia, jakie stawiałbym modelowi za takie pieniądze i o tak małych muszlach. Słychać, że ktoś u Sennheisera naprawdę przysiadł do tego projektu i popracował głową, a nie kalkulatorem. Słuchawkom spokojnie można więc z tego względu wspomnianą sztywność sceniczną wybaczyć, skupiając się na efektowności, zwłaszcza w muzyce klubowej i normalnej, elementarnej jakości. Nie są specjalnie szybkie czy precyzyjne, trzymają się po tej łatwiejszej, wolniejszej stronie dźwiękowej, nie latają z mikroskopem za jakością nagrań, ale premiują nadal dobry sprzęt i dobre utwory. Słuchawki są więc idealne do codziennego słuchania muzyki. Muzyki, nie dźwięku.

 

Prawdziwym przeznaczeniem tych słuchawek jest głównie outdoor.

Pamiątkowe zdjęcie porównawcze z K500. 500-ki są znacznie większe od M2 AEG. I lżejsze.

 

Choć nie jestem bezpośrednim fanem sprzętu portable, Sennheisery bardzo mi się spodobały swoim dopracowaniem, czystością i rozdzielczością. Brzmienie jest typowo skrojone na efektowność i to również pasuje im tu idealnie, w bardzo naturalny sposób korelując z technikaliami oraz wzornictwem. Jedynie ta nieszczęsna scena, otwartość, rześkość, powiew powietrza – to będą rzeczy, których w Sennheiserach może zabraknąć na dłuższą metę i które są tu pewną konsekwencją projektową. Dla mnie osobiście byłoby to właśnie powodem, dla którego sam bym dla siebie ich nie kupił – nie mam potrzeby posiadania modelu zamkniętego i do tego jeszcze z tak dużą przenośnością. Dla kogoś innego jednak wszystko prócz ogromnej sceny będzie w tych słuchawkach robiło swoją robotę. Kompaktowe, przenośne, świetnie wykonane, świetnie brzmiące, czego chcieć więcej? A tak, niższej ceny. No ale cóż, za jakość trzeba tym razem zapłacić, a przynajmniej w razie czego przeczekać jeszcze obowiązujący podatek od nowości. Jeśli więc tylko mamy szansę na tańszy zakup, można je myślę śmiało rozważyć w zakresie potencjalnego zakupu.

 

Podsumowanie

Zalety:
+ naprawdę stylowe, kapitalnie wykonane i z wysokiej jakości materiałów
+ składana konstrukcja umożliwiająca praktycznie nieograniczone możliwości mobilne
+ dobrej jakości wyposażenie oraz odpinany kabel z blokadą i pilotem
+ duża wygoda mimo bardzo kompaktowych rozmiarów
+ wysoka jakość brzmienia jak na model zamknięty o dużej efektowności
+ wyrównane, na planie delikatnego U i z podkreślonym rozsądnie basem
+ dobra rozdzielczość i dynamika dźwięku
+ wybaczające sprzętowi i nagraniom
+ niskie wymagania napędowe

Wady:
– scenie brakuje rześkości, otwartości i trójwymiarowości (czyli klasycznie jak w wielu zamkniętych)
– może być troszkę ciasno w środku osobom o większych małżowinach, ale bez tragedii
– wątły kabel, o który trochę się martwię pod względem żywotności
– brak w zestawie dłuższego, zapasowego, np. do pracy stacjonarnej
– twarde obicie pałąka od strony głowy nie wszystkim może się podobać
– nie pogniewałbym się za trochę niższą cenę

Cena:
– ok. 1000-1350 zł na dzień pisania recenzji (sprawdź dostępność i najniższą cenę)

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

17 komentarzy

  1. patrząc na załączone zdjęcia nigdy bym nie pomyślał, że można wypiąć przewód z tych słuchawek, zwłaszcza że to co wystaje ze słuchawek bardziej przypomina odgiętkę niż wtyczkę
    może warto dodawać zdjęcie z wypiętym przewodem? 😉

    • Dlatego Panie Sławku jest jeszcze tekst pisany ;). O kablu niestety nie mam najlepszego zdania, a raczej pełen jestem wątpliwości, choć użytkownicy mówią iż nie ma problemu z jego żywotnością. Uwagę jednak postaram się uwzględnić przy przyszłych sesjach zdjęciowych.

  2. Witam Panie Jakubie, na jednym z Pana zdjęć widnieje, przy recenzowanych słuchawkach, przenośny odtwarzacz Colorfly C10, czy to pozwala mieć nadzieję, że niedługo ukaże się na Pana blogu recenzja owego odtwarzacza? Przyznam, że jestem bardzo ciekawy Pana zdania na temat tego sprzętu. Pozdrawiam.

  3. Witam Panie Jakubie, że 

    Ostatnio zakupiłem ATH MSR7 jak i DT990/250 – wszystko napędzane E10K poza Msr7 do użytku mobilnego. Wybrałem MSR7 zamiast M2 z racji zywszego dźwięku.

    Ale do rzeczy :

    Rzecz o które chciałbym spytać – czy E10K jest w stanie dobrze (przyzwoicie) napędzic HD650tki, czy powinienem po prostu zrezygnować narazie, załatwić lampowy do 990tek i w przyszłości żyć dobrze? Czytałem już wiele forów jak i teoretycznych testów, ale stwierdziłem że jeszcze skieruje się tutaj. Teoretycznie do 990tek chce podłączyć coś w stylu Little dot Mk.3 lub cracka w przyszłości może że speedballem, i iść dalej w słuchawkach. Ale mam wątpliwości czy osiągnę to czego chce z 650tkami i E10K – Wiadomo że nie pełny potencjał niestety, ale proszę o jakąś radę co by Pan zrobił na moim miejscu? Myślałem jeszcze wcześniej nad AD900X ale poszedłem głupio za 990tkami 🙁

    • Witam Panie Piotrze,

      Moim zdaniem nie będzie w stanie. Będzie miał Pan owszem, całkiem ciekawy efekt, ale w ramach bardziej kontrolowanego underampingu, niż wykorzystania pełni możliwości. HD650 to słuchawki bardziej nastawione na relaks, które należy przyspieszać i otwierać, ale pod względem czułości chociażby przyznam, że DT990 (Edition 600 Ohm) na ten przykład cenię sobie wyżej. Jeśli słuchawek Pan jeszcze nie kupił, to moim zdaniem nie ma sensu i na razie sprawdził gdzie w DT990 kończy się lampowa królicza nora. Wszystko jednak zależeć będzie od tego co tak naprawdę chce Pan osiągnąć.

      Pozdrawiam.

  4. Witam czy słuchawki te nadają się do muzyki electro, są w pewnym sensie przebojowe i żywiołowe?

    • Witam Panie Kacprze,

      Żywiołowość i przebojowość owszem jest ich cechą wyróżniającą się, jeśli rozumiemy przez nie akurat to samo :), ale w muzyce elektronicznej sam osobiście preferuję bardziej zaznaczony sopran i przede wszystkim większą scenę.

  5. Panie Jakubie, po przeczytaniu wielu Pana recenzji, jako posiadacz pierwszej wersji tych słuchawek mam pytanie jaki DAC by pan do nich polecił? Samemu, po rozeznaniu w tym co jest dostępne na rynku, wybrałem 3 konstrukcje Fiio E10K, Nuforce uDAC’a 3 i Aune T1 SE. Wstępnie skłaniam się ku sprzętowi Aune jednak nie wiem czy to nie przesada i chciałbym wysłuchać głosu profesjonalisty. DAC ten miałby być stacjonarny i zastąpić fatalne „coś” o nazwie ALC269, wbudowane w mojego laptopa. Wiem że wymienione konstrukcje znajdują się w różnych przedziałach cenowych i jestem również otwarty na inne propozycje, górną barierą budżetową jest cena Aune T1. Który z tych lub innych DAC’ów by Pan polecił do tych słuchawek?
    Byłbym bardzo wdzięczny za odpowiedź.

    Pozdrawiam

    • Jeśli posiada Pan budżet na T1 SE, to jednak bardziej wskazane byłoby wybrać X1S – daje bardziej neutralne brzmienie i jest bardziej przyjazny dla słuchawek wysokowydajnościowych. T1 SE widziałbym z kolei w sytuacji, gdyby potrzebna była konkretna moc i duży gain. uDAC nie pasuje moim zdaniem tonalnie do Momentum i będzie jedynie eksponował ich sygnaturę, zaś E10K to niepotrzebne uwstecznianie się na tle pozostałych konstrukcji.

      Również pozdrawiam.

    • Bardzo dziekuje za poradę.Po przeczytaniu pana recenzji i opinii na head-fi zakupiłem Aune X1S. Jeśli Pana to interesuje dam znać jak ten duet będzie grał kiedy DAC do mnie dotrze.

      Pozdrawiam

  6. A ja Momentum 2 mam od prawie roku i mam myśl trochę od rzyci strony.
    Moim zdaniem słuchawki są wykonane z niemiecką solidnością a dźwiękiem nie mają się czego wstydzić. Tak naprawdę jedyne, czego ktoś mógłby się czepiać, to barwa, ale to już kwestia gustu. Jak dla mnie ogólna „fajność” tych słuchawek przykrywa minusy typu kabel…
    Barwa… te słuchawki aż proszą o odpowiednio dobrane barwą źródło. Zgrają ze wszystkim – to fakt. Ale żeby nie grać z byt misiowato, przyda się źródło. Czy jest jakieś źródło, które pozwoli niedowiarkom usłyszeć, że wersja 2 została poprawiona względem 1 jeśli chodzi o mułowatość?

    • Owszem, są takie urządzenia, np. Matrix Quadro II, ale wszystko zależy od budżetu i konkretnych potrzeb. A także tego, czy druga osoba jest w stanie dać się przekonać w toku czy to racjonalnej argumentacji, czy też odsłuchów samodzielnych.

  7. Kupiłem. Myślę, że są trochę niewarte swojej ceny, ale zarzutów innych nie mam. Z telefonu lub laptopa jednak nie da się na nich słuchać muzyki, dopiero Fiio X3 coś z nich wydobyły. I są bardzo wrażliwe na jakość dźwięku, większość streamów daje zbyt niską :/ Trochę też uciskają uszy, dla mnie 2h słuchania to max na nich. Generalnie jednak dają bardzo przyjemny dźwięk. Muzyka na nich nie porusza jakość specjalnie, za to wrażenia sensoryczne są przednie.

    • Jednak zmieniam zdanie. Te słuchawki są beznadziejne. Porównywałem je sobie do moich AKG K7XX i mimo takiej samej ceny AKG całkowicie zmiata Senheisery. Te Momentum to niewiele warty szmelc. Nie dają przyjemności ze słuchania muzyki mimo, że dźwięk wydaje się prawidłowy. Muzyka w Momentum jest jakby leniwa, rozlana, pusta, płytka. Nie ma też żadnych wrażeń przestrzennych.

    • Porównuje Pan półotwarte słuchawki domowe do przenośnych zamkniętych. Inne zastosowania, inne pryncypia, inny kompletnie dźwięk.

    • Wiem, ale sam Pan w tym artykule porównał te słuchawki do półotwartych DT990/600 Edition. A moim zdaniem to co Pan w tym fragmencie napisał powinno być napisane wielkimi literami i być wytłuszczone. Być może jednak to także kwestia moich preferencji i nie powinienem w ogóle korzystać ze słuchawek zamkniętych…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *