Moon to marka należąca do kanadyjskiej firmy Simaudio Ltd., produkującej od 1980 roku różnorodny sprzęt audio, od słuchawkowego, przez kolumnowe wzmacniacze wielokanałowe aż po odtwarzacze CD. Recenzowana integra słuchawkowa jest natomiast pierwszym (i mam nadzieję że nie jedynym) urządzeniem tego producenta, jaki z wielkim przytupem wleciał mi na warsztat. Jest to też kolejna po rewelacyjnym Coplandzie premiera ciekawie zapowiadającego się sprzętu wieszczącego eksplorację (jeszcze) nieznanych mi do tej pory producentów świata audio.
Dane techniczne
- Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz
- Przesłuch międzykanałowy: 80 dB
- Odstęp sygnał/szum: 115 dB
- THD+N: 0.005% przy 1 kHz
- Próbkowanie maksymalne dla wejść koaksjalnego i optycznego: 192KHz @ 32 bit
- Próbkowanie dla USB: PCM 384kHz @ 32bit
- DSD: 64 / 128 / 256
- Obsługa impedancji słuchawek: 20-600 Ohm
- Impedancja wyjściowa wzmacniacza: 1,25 Ohm
- Pobór prądu: 10W
- Waga: ok. 2,8 kg
- Wymiary (mm): 178 x 280 x 76
Oficjalne sterowniki USB dla Windows do pobrania: LINK
Moc wzmacniacza słuchawkowego:
- 1 W dla 50 Ohm
- 200 mW dla 300 Ohm
- 100 mW dla 600 Ohm
Zawartość zestawu:
- Moon 230HAD
- kabel zasilający
- pilot zdalnego sterowania
- baterie do w/w
- instrukcja oraz wkładka z informacją o sterownikach
- karta gwarancyjna
Jakość wykonania i konstrukcja
Sprzęt przybywa do nas w zwykłym kartonie, ale bardzo dobrze zabezpieczony w stelażu z syntetycznego wypełniacza. W zestawie nie ma specjalnego wyposażenia, bo jedynie kabel zasilający, pilot z bateriami, instrukcja, karta gwarancyjna, wkładka instruująca co do pobrania sterowników USB oraz spis wyposażenia całego pudełka. Nie dostajemy żadnych interkonektów ani nawet zwykłego kabla USB, zatem dodatkowo musimy uwzględnić je przy zakupie lub w ogóle na swojej liście zakupowej.
Z instrukcji nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się niczego konkretnego co do budowy układu, poza tym, że na wyjściu znajdują się kości bipolarne. Z tego jednak co mi wiadomo, na pokładzie znalazł się doskonale znany i ceniony DAC ESS Sabre 9018K2M oraz układ USB bazujący na układzie Xilinxa. Nie mam co prawda wglądu w typ użytych tranzystorów mocy, ale rola wzmacniaczy operacyjnych przypadła również doskonale znanym układom NE5532 od Texas Instruments.
Potencjometr wraz z diodami znajdują się na oddzielnej płytce scalonej. A w zasadzie dwóch płytkach. Identyczne rozwiązania stosuje Burson, także starając się odseparować od siebie poszczególne moduły.
Sekcja cyfrowa również znajduje się na całkowicie odseparowanej od reszty urządzenia płytce scalonej. Komunikacja realizowana jest po taśmie transmisyjnej.
W środku swoje miejsce znalazło zasilanie pod postacią jednego transformatora 10VA w puszce chłodzącej. Nie jest to jednostka duża, ale wystarczająca do spokojnego zaopatrzenia całość w niezbędną energię. Tuż za gniazdem IEC umieszczono klasyczny bezpiecznik topikowy.
Konstrukcja jest zwarta i sztywna, wykonana z aluminiowego panelu przedniego w kształcie delikatnie uwypuklonym oraz malowanej proszkowo pokrywy metalowej okalającej resztę. Choć prawdopodobnie miało to przeciwdziałać palcowaniu się obudowy, ślady nadal potrafią być widoczne, a chropowata faktura pokrywy skutecznie utrudnia jakiekolwiek czyszczenie za pomocą szmatek, niszcząc je i zaciągając ich włókna.
Przedni panel to przede wszystkim rzucające się w oczy duże logo producenta oraz potencjometr, którego gałka spokojnie może rywalizować jak równy z równym ze sprzętem kolumnowym. I to nie tylko gabarytami, ale i sposobem działania. Okazuje się bowiem, że Moon zastosował silniczek, który przekręca nim również wtedy, gdy urządzeniem sterujemy za pomocą dołączonego pilota. Czujnik tegoż znajduje się zaraz obok jego gałki. Nie jestem przekonany co do jego położenia, ponieważ przy umieszczeniu sprzętu z prawej strony, pokrętło głośności może pod pewnym kątem zasłaniać receptor. Problem nie istnieje w przypadku osób praworęcznych i preferujących tak jak ja trzymanie sprzętu po lewej stronie, zwłaszcza przy słuchawkach z kablem umieszczonym po tejże stronie w konfiguracji jednostronnej.
Bezpośrednio pod logo znalazło się miejsce dla włącznika oraz diody zasilania, świecącej na niebiesko w trakcie pracy. Nie jest to „pełnoprawny” przycisk na zasadzie przełącznika i wystarczy jedynie zwykłe jego naciśnięcie, aby sprzęt się obudził. Jest to bardzo przyjemne i wygodne rozwiązanie, zwłaszcza że włączanie i wyłączanie nie wymaga żadnego przytrzymywania przycisku przez dłuższy czas – tylko proste „klik” i gotowe.
Drugi przycisk o identycznych co on wymiarach znajduje się obok i w tym przypadku odpowiada za przełączanie się między źródłami, wyrażonymi za pomocą sześciu czerwonych diod LED. Tuż obok nich umieszczono kontrolki trybu sygnału, które wskazują częstotliwość próbkowania lub tryb pracy z materiałem DSD. Jest to identyczne rozwiązanie jak w testowanym niedawno Coplandzie DAC 215.
W lewym dolnym rogu znalazły swoje miejsce jeszcze dwa ważne elementy: wejście „MP in” na jack mały oraz wyjście słuchawkowe na duży jack. To pierwsze przeznaczone jest dla odtwarzaczy przenośnych i telefonów jako proste i łatwe w użyciu wejście AUX. Do tego ostatniego przyczepić mogę się natomiast w zakresie kątowego otworu, jaki narzuca na niego przedni panel obudowy. Najbardziej wysunięta krawędź może lubić się ocierać i w ten sposób odsłaniać srebrne aluminium. Kwestia więc jakiego wtyku będziemy używali, a raczej jaki posiadają nasze słuchawki docelowe, aczkolwiek nie miałem żadnego problemu z niedokładnym kontaktem którejkolwiek ze swoich par.
Bardzo ciekawie dzieje się też i z tyłu urządzenia. Urodziły nam się tam dwie sekcje: cyfrowa i analogowa, czytelnie oznaczone i oddzielone od siebie. W skład pierwszej wchodzi podwójne wejście koaksjalne, wejście optyczne oraz USB. Drugie zawiera wejście analogowe oraz dwie pary wyjść: DAC (fixed) i PRE (variable). Identycznie jak (niemal wszystkie) inne urządzenia w tym przedziale cenowym, na jedno z nich podawany jest sygnał o stałym natężeniu, zaś na drugim – regulowanym przez potencjometr.
Ostatnią rzeczą rzucającą się w oczy jest seria otworów wentylacyjnych na boku urządzenia. Dzięki nim sprzęt niemal się nie nagrzewa, natomiast z gniazdka jest w stanie maksymalnie pobrać jedynie 10W, a co także jest miło wiedzieć.
Pozostaje też kwestia pilota CRM-2, jaki otrzymujemy w zestawie. Choć wykonany został z typowego plastiku, pozostawia po sobie dobre wrażenie użytkowe. Duży i konwencjonalny, stanowiący bardzo dobrą alternatywę dla taniutkich kilkuprzyciskowych pilocików przypominających bardziej zabawki niż coś poważniejszego. Operuje na protokole komunikacyjnym Philips RC-5 i może być wykorzystywany również z innymi urządzeniami Moona, a przynajmniej z tymi z serii Neo, do której to testowane urządzenie należy. Uniwersalność pilota to akurat dobra rzecz, bowiem z 230HAD współpracuje bardzo limitowana pula przycisków, zupełnie jak miało to miejsce przy Hugo TT, ale tym razem z potwierdzeniem, że współgrać będzie z innymi urządzeniami tego producenta. Aby pilot współpracował nam akurat z 230-stką, należy wcisnąć przycisk D/A. To zaś aktywuje możliwość sterowania głośnością, selektorem wejścia oraz wyłącznikiem sieciowym. Na tym jednak kres opcji w sytuacji, gdy w skład zestawu będzie wchodziła tylko testowana jednostka. Szkoda że nie działa sterowanie balansem oraz tryb wyciszenia, bowiem te funkcje mogłyby być moim zdaniem spokojnie tu realizowane. No ale jakoś przeżyjemy.
Przygotowanie do odsłuchów
Jak każdy sprzęt, także i Moon podlegał obowiązkowemu wygrzewaniu przez 48 godzin. Nie zanotowałem jednak żadnych zmian w jego brzmieniu, a co może być związane jest z faktem bycia już wcześniej testowanym przez nieznaną mi liczbę godzin lub po prostu brakiem występowania w nim jakichkolwiek zmian.
Sprzętem bezpośrednio porównywanym z 230HAD były inne integry z tego przedziału cenowego:
– Burson Conductor V2+
– Copland DAC 215
Pomocniczo występował również duet Aune S6 + S7. W roli słuchawek obserwacje były realizowane z perspektywy wszystkich znajdujących się w mojej kolekcji, ale ze szczególnym uwzględnieniem:
– AKG K1000
– Audeze LCD-2F
– AudioQuest NightOwl
– Sennheiser HD800
– STAX SRS-3100
Jakość dźwięku
W Moonie stosunkowo ciężko jest opisać brzmienie z rozbiciem na wszystkie elementy składowe, ponieważ sprzęt ten za każdym razem prezentował się z perspektywy całości swojej sygnatury. Ale też dlatego, że żaden z elementów jego brzmienia niespecjalnie wybija się na jakieś szczególne obserwacje ponad wrażeniem bardzo dużej poprawności i stosunkowej neutralności, która od zawsze towarzyszyła układom NE5532 gdziekolwiek się z nimi nie zetknąłem i mam przemożne wrażenie, że słyszę ją także i tutaj.
W skali mikro sprzęt charakteryzuje się więc równym brzmieniem o względnie optymalnie dobranych proporcjach względem siebie i małą ilością ubytków bądź wybić. Do nich zaliczyć można praktycznie tylko dwa obszary: nieco mniejszy nacisk na zejście w zakresie basu oraz lekkie podkreślenie przełomu średnicy z sopranem, bardziej w stronę tej pierwszej, ale reagując w obu fragmentach. Nie jest to układ nastawiony na przemożne walenie basem, do chudych też jednocześnie nie należąc. Niemniej miałem wrażenie, że jednak Copland i Burson dają troszkę więcej nasycenia w tym rejonie, aczkolwiek z Coplandem ogólnie sam charakter wskazuje bardzo często na soczystość i ciepło brzmienia jako całości, nie tylko basu. Tak samo miałem przemożne uczucie, że Burson dawał trochę więcej dokładności, zaś Moon nieco luźniej podchodził do tematu kontroli i dynamiki, bardziej faworyzując równość tonalną ponad wszystkim.
Tak samo średnica była obszarem spójnym i skonsolidowanym, wyważającym się pozycyjnością oraz skupieniem ponad pozostałymi układami. Nie tak bliska i aksamitna jak w Coplandzie, a także nie tak urokliwa i lekko dyfuzyjna jak w Bursonie. Niemniej dlatego właśnie szybciej mi się polubiła z K1000 niż przy DACu 215, na którym średnicowego dobra było aż za dużo na tych konkretnych słuchawkach.
Bardzo podobnie było przy sopranie, który – ponownie – na równi budował jedynie dodatkowy plus do czytelności i świeżości opisywanym wyżej lekko wzmocnionym łączeniem na styku średnicy z górą. Taką cechę spotkać można w wielu układach tranzystorowych, a ostatnio jak kojarzę opisywałem takie zachowanie przy Aune S6. Ponieważ dosyć sporo osób miało kontakt z tym urządzeniem, a także z poprzednikiem o oznaczeniu S16, nie powinno być problemów z przynajmniej częściowym wyobrażeniem sobie w jaki sposób ten dokładnie punkt jest w Moonie reprodukowany.
Scenicznie układ ten przypomina mi w dużym stopniu kształt i zachowanie się Hugo TT, a więc typową, konwencjonalną w tym konkretnym wydaniu scenę na planie lekkiej elipsy. Moon lepiej zaznacza wychylenie na boki aniżeli stara się rozbudować planarnie przekaz na osi przód-tył. Powodem jest trzymanie w większych ryzach średnicy i dlatego też jej „rozlatanie” dookoła nas jest częściowo wstrzymywane.
Podczas wszystkich testów Moon prezentował się jako układ równy, czytelny, a przede wszystkim poprawny i solidny, jakby wywodzący się trochę od szkoły Lehmanna i z jedynym zastrzeżeniem, że nie stawiając aż tak mocno na przemożne bezpieczeństwo oraz przez swój charakter troszkę abdykując z czynnego brania udziału w tworzeniu finalnego brzmienia, oddając sporo w ręce samych słuchawek. Nie pełni bowiem roli stricte korekcyjnej z jakąś określoną z góry tonalnością.
Przełożyło się to tym samym na najciekawsze efekty końcowe w ramach LCD-2 oraz K1000. I przy tym ostatnim sprzęcie ewaluacyjnym sam jestem przyznam zdziwiony. Zgrał się bowiem lepiej z 230HAD, niż HD800, najpewniej układając się tak, żeby wypełnić część sopranową w ramach jej natywnych ubytków po stronie słuchawek. Dzięki temu na AKG było z Moonem jaśniej, ale nie aż tak, aby stało się to męczące. HD800 nie miały tyle szczęścia, bowiem zakres 6 kHz nie do końca trafił w tą definicję i ostatecznie wyszło tak, że po pewnym czasie tęsknota za Coplandem faktycznie przychodziła na myśl samoistnie.
W porównaniu do pozostałych integr, Moon ustawiał Bursona między sobą, a Coplandem, przyjmując przez to trochę skrajną pozycję z całej trójki. Copland trzymał w rękach atuty najbliższej i najpełniejszej średnicy oraz najbardziej ciepłego strojenia. Burson klasycznie serwował urokliwy charakter nawiązujący trochę do powyższego, ale z większym od niego detalem i przebijającą się co rusz holografią. Moon natomiast serwował najrówniejszy styl grania, zastępując to wszystko wrażeniem liniowego, rzetelnego, portretowania dźwięku.
To dlatego dźwięk na AKG stawał się bardzo domenowy dla tych słuchawek, bo ze studyjnym, równym zacięciem. Moon mniejszy nacisk stawiał na czarowanie barwami lub ekspansywną holografię, a przez swoje zwyczajne, solidne granie powodował wrażenie rzetelności i jeszcze większej liniowości samych słuchawek. Choć oczywiście daleko im do tego pojęcia jako po całokształcie, to fakt faktem zmianę poczytywałem właśnie w takim kierunku. Nawet z napędem nie było aż tak strasznie, bowiem na w pełni zadowalającej głośności z lekkim naddatkiem zatrzymywałem się z reguły przy 25-33% skali regulatora. Czyli jednak Moon, cytując klasykę, „potrafi coś tam, coś tam”.
Bardzo interesująco zrobiło się natomiast po drugiej stronie medalu, a więc przy sprzęcie cieplejszym i nietypowym. Tu Moon błysnął zdolnościami trzymania brzmienia w ryzach. Cichym bohaterem stało się połączenie 230HAD z K280 Parabolic. Pomijając bardzo prowokacyjną w tym momencie różnicę klasową między jednym i drugim sprzętem, bynajmniej była to z mojej strony celowa próba sprofanowania tego urządzenia czymś jego niegodnym. Wręcz przeciwnie. Paraboliki wykorzystuję od pamiętnego testy AudioQuestów NightHawk jako swego rodzaju ich substytuty, które również skupiają się m.in. na nadrzędnym pryncypium pogłosowej, halowej prezentacji dźwięku. Ten efekt kinowy jest w obu wydaniach nie identyczny, ale podobny na tyle, aby móc ocenić skuteczność danego urządzenia w radzeniu sobie z jego okiełznaniem. I to akurat Moonowi bardzo się udaje.
Środek sceny w Parabolikach, będący ich największym problemem w zakresie kontroli, jest bardzo ładnie uchwycony w swoich granicach na 230HAD. Przestaje nam uciekać, znika denerwująca frywolność, a pojawia się większa bliskość i ponad wszystkim czytelność. Słuchawki prostują się w sposób słyszalny i tu przyznam, że wolałbym je właśnie z HAD’em niż z Conductorem czy DACiem 215. A że są to przedstawiciele dosyć unikatowej kasty modeli, można spekulować za dobrymi efektami także i przy rzeczonych NightHawkach. Wtórują temu również poniekąd NightOwle, które także ładnie się z tym sprzętem dogadują. Śmiałbym również wieszczyć dobre relacje np. z ATH-W1000Z.
Nie należy jednak przeceniać możliwości Moona i traktować go jako typową latarnię, co to będzie nam rozświetlać mroki każdej pary słuchawkowej. Na bardzo ciemne modele nie będzie to remedium, toteż o ile np. z Audeze LCD-2F efekty strojenia są całkiem obiecujące, o tyle już z ciemniejszymi i wolniejszymi LCD-X nie miałbym przekonania co do pełności efektu końcowego. Oczywiście będzie z nimi lepiej niż np. gdyby za źródło miał robić Copland, ale tam szukałbym czegoś jeszcze wyraźniejszego i jaśniejszego.
Dlatego też w przypadku produktu Kanadyjczyków ważnym jest, aby użytkownik był ogólnie zadowolony ze swoich słuchawek i nie polegał stricte na roli korekcyjnej, jaką mógłby pełnić tor. Moon pokaże bowiem je takimi, jakimi generalnie są w rzeczywistości. Do tego odpowiednio napędzi i sprawi, że zwłaszcza przy wszelakich dalszych porównaniach, będzie można oprzeć się na nim w pierwszej kolejności i wtedy na jego tle rozsądzać który inny produkt jak gra i w którą stronę się przechyla. Czasami są to cechy bardzo cenne i przyznam, że czułbym się z 230HAD wygodnie i spokojnie, gdyby miał on pełnić takową rolę u mnie. Bo choć Conductor jest w tej roli także nieoceniony, stawia jednocześnie wymóg brania poprawki na jego własne cechy, takie jak subtelne zabarwienie oraz holografię. Akurat tu jest o tyle dobrze, że mam ich pełną świadomość i zawsze jestem w stanie wziąć tą przysłowiową „poprawkę na wiatr”, niemniej Moon byłby takiej konieczności tak czy inaczej pozbawiony.
W sytuacji gdy mowa o sprzęcie do odsłuchów prywatnych, tu już panuje spora dowolność doboru sprzętu do siebie i 230HAD prezentuje w tym kontekście po prostu jedno z podejść do tego tematu. To tak naprawdę użytkownik będzie decydował, czy będzie chciał szukać sprzętu od niego bardziej scenicznego, cieplejszego, czy jaśniejszego. Tudzież posiadającego kilka różnych cech jednocześnie. Przykładowo Chord Hugo TT gra dosyć podobnie do Moona, aczkolwiek trzyma lepszą dynamikę, kontrolę oraz bliższą średnicę. Trudno zresztą dziwić się temu, jeśli spojrzy się na praktycznie dwukrotną różnicę cenową. Niemniej to właśnie z tych cech czyni sobie wyróżniki. Na tej samej zasadzie robi Copland, który w DACu 215 gra na większą ciepłotę i nasycenie średnicy. To ostatnie jeszcze mocniej i głębiej sięgające niż w Hugo TT, przez co nadaje mu zupełnie inny, typowo lampowy smak. To także są pewne wyróżniki ponad pewną linią bazową. Są słuchawki które pasować będą do jednego urządzenia, są też takie co przykleją się i do drugiego. Będzie też pewna pula rozwiązań, którym pisany stanie się inny sprzęt, a także grono użytkowników, którym zależy na spojrzeniu jak najrówniejszym i najczystszym w sensie pozbawienia mocno bałamutnych ulepszaczy. Mam tym samym nieodparte wrażenie, że to właśnie do nich 230-stka jest kierowana.
Czy są rzeczy których można sobie życzyć w przypadku Moona jako potencjalnych zmian na lepsze? Oczywiście. Wyróżnić mógłbym przynajmniej dwa takie życzenia, jeśli chodzi o moją własną perspektywę. Po pierwsze: troszkę zwiększyłbym dynamikę, ponieważ pod tym względem urządzenie lekko odstaje od swojej stawki. Nie jest to różnica dramatyczna, ale jednak w punkt trochę dokładniej i śmielej poczynają sobie pozostałe modele z tego przedziału cenowego. Po drugie: mimo wszystko jednak pokusiłbym się o zawarcie w nim jakiegoś wyróżnika sonicznego, chociażby w formie konfigurowalnych filtrów dźwiękowych (lub wymiennych wzmacniaczy operacyjnych!), aby przy tym nie rezygnować z jego standardowej równości i rzetelności.
Byłoby to naprawdę iście mistrzowskie posunięcie ze strony Moona i jak ulał pasujące do sławnej koncepcji „każdemu wg potrzeb”. Pozwalałoby bowiem na zachowanie linearności i dodatkowe wstrzyknięcie jednej-dwóch równorzędnych sygnatur, które bardziej mogą przykuć ucho słuchacza w koniunkcji z jakąś konkretną parą słuchawek, albo przerzucić cały ten ciężar na decyzję samego użytkownika, który mógłby sobie samodzielnie zaaplikować dowolny preferowany układ, tak długo jak będzie on mieścił się w granicach specyfikacji urządzenia. Oczami wyobraźni jedynie, ale gdybym mógł wstawić tu np. SS V5i lub coś mocniejszego… oj działoby się.
Bez tego natomiast użytkownik powinien kierować się ostatecznie świadomością przy wyborze: w jakich sytuacjach i z jakimi słuchawkami 230HAD okaże się dla niego bardzo dobry, czy wręcz niezastąpiony. Bo i takowym potrafi być, a na przeszkodzie stać będzie najczęściej możliwość sprawdzenia różnych par słuchawek, aby samemu móc odkryć jego mocne strony i konkretne zastosowania. Równość i liniowość mogą być równie dobrze wielkim atutem, jak i punktem od którego prowadzić będzie się najwyżej dalsze poszukiwania.
Podsumowanie
Podczas premierowego testu Moon 230HAD okazał się sprzętem dopracowanym i solidnym. Wielowymiarowo w tym ostatnim, bowiem zarówno pod względem jakości wykonania i użytych materiałów, ale też i dźwięku, który choć w pierwszej chwili nie prezentuje żadnego słyszalnego wyróżnika, jak podbitego basu czy sopranu, ale po dłuższej daje się poznać od strony solidnego i równego grania, które samo w sobie staje się atutem. Sprzęt bardzo profesjonalnie zagrał z moimi K1000, sprawdził się też rzetelnie przy Audeze LCD-2, ale też ze znacznie niższymi klasowo K280 Parabolic pokazał niezły pazur i świetnie się dogadał. Obsługa jest przy tym bardzo sprawna, wyposażenie należyte, a prezencja całkiem schludna. No i moc zasadna. Wszystko podręcznikowo.
Ostatecznie więc przyczepić można się do trochę pomniejszonej dynamiki oraz nadmiernej „zwyczajności”, tj. braku „audiofilskich” smaczków w dźwięku, które nadawałyby urządzeniu potem specyficzny smak i wyraz. Moon postawił w swoim urządzeniu na równość, liniowość i przewidywalność korelującą wysoce z sygnaturą użytych układów Texasa, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Oddaje samym słuchawkom narzędzia do tworzenia pierwszych skrzypiec w ramach ostatecznego klimatu i nie powoduje, że sprzęt będzie grał wybitnie tylko z określonym wąskim gronem rozwiązań i koniec, ale jeszcze po drodze bardzo dobrze z większością z nich. Jeśli więc poszukujemy sprzętu o jak największej uniwersalności i elastyczności, a ponad wszystkim równości i poprawności, Moon może być ciekawym rozwiązaniem wartym posłuchania.
Sprzęt można nabyć w sieci sklepów Top HiFi w cenie 6 999 zł.
Zalety:
- całkiem solidnie wykonany i z użyciem odpowiednich jak na tą półkę materiałów
- dobre wyposażenie w funkcje użytkowe (w tym możliwość pracy jako DAC/PRE)
- podwójne wejście koaksjalne
- znany i ceniony DAC ESS Sabre 9018K2M na pokładzie
- bardzo kulturalny termalnie
- nacisk na wysoką równość i poprawność brzmieniową
- wszystkie parametry dźwiękowe zachowane w ramach optimum pozwalają na pełnienie roli uniwersalnego punktu odniesienia
- potrafi spokojnie zgrać się z większością słuchawek i to bez względu na ich klasę
- dosyć rozsądnie dobrana moc, dzięki czemu sprzęt radzi sobie także i z mocniejszymi słuchawkami
- poręczny i uniwersalny pilot w zestawie
- praktyczny włącznik umieszczony z przodu
Wady:
- niektórym może brakować umiejętności przejęcia przez niego tonalnej inicjatywy
- podatność na rysowanie się farby po prawej stronie otworu dla gniazda jack, jeśli wtyk będzie z gatunku tych większych
- receptor pilota może być zasłaniany przez gałkę potencjometru gdy sprzęt znajduje się pod ostrym kątem z naszej prawej strony
- trudna w czyszczeniu pokrywa górna z racji jej chropowatej powierzchni
- przy takim strojeniu przydałyby się dodatkowe możliwości konfiguracji dźwięku za pomocą filtrów lub wymiennych OPA
- fani systemów zbalansowanych będą musieli obejść się smakiem z racji tylko jednego wyjścia słuchawkowego single-ended
Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Witam
Powiem szczerze że bardzo mnie ucieszyła recenzja tej integry bo niedawno robiłem odsłuch tego urządzenia i odebralem je bardzo pozytywnie, jak urządzenie na którym miło słuch sie muzyki. Co prawda zaraz po moon słuchałem wzmacniacza Lehmannaudio linear i ifi iDSD BL jako DAC i ten komplet zagrał w moim odczuciu ciekawiej zwłaszcza w górnej części pasma, utwory były generalnie muzykalniejsze.
Czy zamierza Pan zrobić test Luxmana DA 150?
I jak po tym teście ma się Burson?
Pozdrawiam
Witam Panie Jacku,
Miło czytać. Mam nadzieję że mój odbiór sprzętu pokrywa się z Pana subiektywnymi odczuciami.
Na razie nie mam takich planów, ale jeśli pojawiłyby się, byłbym bardzo zadowolony z możliwości wykonania kolejnej premierowej recenzji.
A wie Pan że w sumie niewzruszenie. Cały czas jest ze mną i definitywnie nie planujemy rozstania.
Również pozdrawiam.
A dlaczego nie ma zdjec srodka?
7 tys a pewnie we wnetrzu adiofilskie powietrze jak zwykle.
Ponieważ zazwyczaj sprzętu nie rozkręcam. Specjalnie dla Pana uczyniłem wyjątek i zaktualizowałem recenzję. Aby nie czuł Pan niedosytu, wywołałem nie jedno a kilka ujęć, aby można sobie było na spokojnie owe powietrze pooglądać.
Szkoda że przez tak długi czas nie znalazł Pan dostatecznej ilości odwagi, aby ustosunkować się do poczynionej przeze mnie aktualizacji.