Tym razem recenzja będzie dosyć nietypowa, bo składać się na nią będzie kompletny zestaw odsłuchowy od AudioQuesta. W jego poczet wchodzą słuchawki NighOwl, malutki DAC DragonFly Red oraz firmowy stojak Perch. Jest to już trzecie spotkanie z produktami tej marki na łamach AF i mimo, że całość ma charakter zbiorczy, postaram się opisać wszystko również z perspektywy myślenia o nim w kategoriach bardziej uniwersalnych.
Dane techniczne słuchawek
- przetworniki: 50 mm, dynamiczne, zamknięte, membrana papierowa, zawieszenie gumowe
- moc magnesów: 1,2 T
- impedancja: 25 Ohm
- czułość: 99 dB / mW
- moc maksymalna: 1,5 W
- wtyk: 3,5 mm TRRS (2x 2,5 mm mono do słuchawek)
- długość kabla: 1,3 m
- waga: 346 g
Zawartość zestawu słuchawkowego:
- słuchawki NightOwl
- 1x kabel sygnałowy mobilny z pilotem
- posrebrzany adapter na duży jack 6,3 mm
- kuferek skóropodobny
- dokumentacja
- dwa woreczki do przenoszenia
Jakość wykonania i konstrukcja
Z racji że jak pisałem w recenzji występują aż trzy elementy w formie zestawu, pozwolę sobie na ujęcie ich osobno w odpowiednich akapitach.
NightOwl
Słuchawki nie różnią się praktycznie niczym od rok wcześniej testowanego przeze mnie modelu NightHawk poza tym, że tym razem otrzymujemy słuchawki w formule zamkniętej i z innym wykończeniem, bo tym razem z włókna węglowego.
Otwór dyfuzyjny wcześniej skrywający siatkę zabezpieczającą został zastąpiony solidnym kapslem, zaś całość utrzymano w jednolitej, czarnej stylistyce. Choć w sumie też nie do końca – zwłaszcza przy świetle muszle mienią się „pyłkiem” na identycznej zasadzie, co np. Momentum M2. Na zdjęciach może więc wyglądać to jak „śnieg”, ale zapewniam, że aparat oraz sam proces wywoływania zdjęć były jak najbardziej sprawne na przestrzeni całej sesji zdjęciowej.
Nausznice montuje się w tych słuchawkach bardzo łatwo i szybko. Każda opiera się na czterech bolcach-zatrzaskach, które wraz z bardzo czytelnie oznaczoną polaryzacją (producent przeniósł ją do wewnątrz nausznic, nie grawerując ich już na samych muszlach) i wyprofilowaniem w kształt ludzkiego ucha umieszcza się w odpowiednich otworach na muszli.
Za szczelność odpowiada amortyzująca powleczka na krawędzi każdej z nausznic. Zachowano przy tym dosyć unikatową na dzień dzisiejszy konstrukcję (nie licząc np. Sennheiserów HD1000) zawieszenia muszli, przez co minimalizuje się ryzyko wystąpienia efektu mikrofonowego.
Wygoda jest fantastyczna i za nią Sowom należą się gromkie pochwały. Zastosowanie muszli z lekkiego włókna węglowego wpłynęło korzystnie na wagę, zaś obszerna opaska i pojemne nausznice w dwóch wersjach skutecznie dokonują ostatecznego dzieła komfortu.
Nawet z racji braku potencjalnej cyrkulacji powietrza, typowej zresztą dla modeli zamkniętych, mogłem siedzieć w słuchawkach godzinami i jedynie od czasu do czasu robić krótkie przerwy, aby dać uszom odetchnąć. W ogromnej większości słuchawek zamkniętych musiałem czynić to znacznie szybciej i bezwzględniej. Tym samym są to jedne z najwygodniejszych słuchawek typu zamkniętego, jakie zdarzyło mi się testować.
Ponarzekać więc Nocne Sowy mi nie dają, aczkolwiek chciałbym uczynić to w kontekście jego kabla. NO starają się być modelem bardzo uniwersalnym, nadającym się zarówno pod pracę ze sprzętem przenośnym, jak i stacjonarnym. To też odzwierciedla kabel tych słuchawek, w którego splitter wbudowano – dosyć ryzykownie – mikrofon z przyciskiem odbierania rozmów. Jednocześnie kabel jest bardzo cienki w swoich początkowych odcinkach, natomiast po splitterze staje się typowo sztywnym i grubym przewodem stacjonarnym.
Ale tylko po to, aby przy wejściu do urządzenia źródłowego przyjąć częściową kątowość odgiętki i powodować trochę problemów z usadowieniem go w gnieździe, zwłaszcza z nasadzonym adapterem 6,3 mm i w sytuacji, gdy słuchacz musi zarządzać odpowiednio położeniem kabla. Było to po prostu średnio praktyczne i aż nazbyt uniwersalne, jakoby zachęcając wprost co bardziej upartych użytkowników do eksperymentowania z własnym okablowaniem.
Na całe szczęście AudioQuest nie zastosował żadnych udziwnionych gniazd lub systemów zapadkowych, co z jednej strony powoduje owszem potencjalne ryzyko niefortunnego wyszarpnięcia wtyków ze słuchawek, ale z drugiej mimo głębokiego osadzenia gniazd i tak częściowo ułatwia wszelaką konfekcję, np. w stronę kabli srebrzonych i srebrnych. Jakie to jednak ostatecznie jest w stanie dać efekty – tu pozostawiam już miejsce na własne eksperymenty w ramach indywidualnie ustalanych potrzeb.
DragonFly Red
Znany i lubiany układ DAC z wbudowanym wzmacniaczem w koncepcji pendrive’wowej. Jest to bardziej rozwinięty brat modelu Black, a przez rozwinięcie mam na myśli chociażby wyższe napięcie oferowane na wyjściu słuchawkowym względem wersji Black, czy też ogólnie większą dojrzałość brzmieniową. Wizualnie różni się praktycznie tylko kolorem i wykończeniem, które tym razem uczyniono na krwisto-czerwony kolor z dużym połyskiem. Wszystkie akcesoria pozostały przy tym niezmienione, a więc cała paleta dodatkowych kabli i złączek dostępnych opcjonalnie za dopłatą, a w pudełku tradycyjne etui skórzane.
Na pokładzie cały czas mamy niezmiennie układ z serii Sabre32, ale tym razem zamiast ESS9010 zastosowano kość ESS9016 ze stopniem filtrującym. Wspomniane napięcie wzrosło z 1,2 V na 2,1 V, zaś kontrola głośności realizowana jest w pełni za sprawą 64-bitowych mechanizmów cyfrowych (bit-perfect). Brak zmian można zanotować w układzie mikrokontrolera USB 2.0 (Microchip PIC32MX), trybach próbkowania (wciąż maksymalnie 24/96) oraz ogólnie w gabarytach. Sprzęt nadal oferuje łączoną funkcję DACa, wzmacniacza i przedwzmacniacza.
Perch
Ostatnim elementem recenzowanego zestawu jest trójnożny stojak słuchawkowy o konstrukcji metalowej. Składa się z trzech części: stopki, dwuprętowego ramienia wkręcanego na dwie solidne śruby w podstawę oraz poduszki z materiału syntetycznego, na której słuchawki ostatecznie spoczywają. Całość malowana jest farbą proszkową (sądząc po dotyku) w kolorze czarnym-grafitowym.
Rzecz, która rzuciła mi się w oczy od razu, to wysokość całej konstrukcji. Prawdopodobnie nie ma słuchawek, które nie miałyby należytej przestrzeni na wtyki i jest to nie tylko gest wobec własnej oferty producenta, ale też takich słuchawek jak np. Audeze, których wtyki wystają do przodu pod kątem. Nawet stare konstrukcje sprzed odświeżenia, które miały wtyki skierowane agresywnie w dół i nie posiadały kostek kątowych mXLR, nie miałyby żadnych problemów i to czyste zwycięstwo takiej koncepcji ponad np. tym, co oferują moje własne stojaki od ROOM’s Design. Tam trzeba niestety czasami jeszcze uważać, a Audeze zawieszać najlepiej wtykami ku frontowi. Mowa oczywiście o kablu fabrycznym.
Przygotowanie do odsłuchów
Ponieważ przyjechały jako sprzęt używany, nie jestem w stanie powiedzieć niczego o ich wygrzewaniu lub czasie, jaki jest na ten proces w nich potrzebny. Można jednak spokojnie założyć, że sprzęt swoje będzie musiał sobie odpracować przed krytycznymi odsłuchami.
Słuchawki wzorem NightHawków były przeze mnie porównywane głównie z najcieplejszymi i najbardziej pogłosowymi parami jakie posiadam:
- AKG K240 Monitor
- AKG K280 Parabolic
- AKG K290 Surround
W roli wzorcowego punktu odniesienia tym razem prócz AKG K500 EP funkcjonowały też niezmiennie Audeze LCD-2F. Dla ciekawości skonfrontowałem je też z zamkniętymi K270 oraz K340, jednak w obu przypadkach są to pary unikatowe i jedynie służące tu bardziej za element zabawy niż coś faktycznie mogącego wpłynąć na jakieś znaczące obserwacje.
W roli źródeł i wzmacniaczy – prócz opisywanego w niniejszej recenzji DragonFly Red – wystąpiły:
Jakość dźwięku
W pomiarach słuchawki wychodzą nam dosyć typowo i w miarę równo, choć nie jest to stan idealny w rozumieniu stricte przez zakres 1-5 kHz z kulminacją w 2-3 kHz. Jednak tak samo jak wcześniejszy model AudioQuesta, tak i tym razem producent stawia na kreowanie w ten sposób nietypowego, klimatycznego dźwięku.
Bas AudioQuest dobrał moim zdaniem bardzo dobrze. Pasuje do tych słuchawek jak ulał i jest go mam wrażenie mniej niż przy NightHawkach. Do tego konstrukcyjnie mimo delikatnych odchyleń prezentuje wysoce kompetentne wyważenie między zejściem, wybrzmiewaniem a rytmiką. Nic nie puka, nic nie stuka jak to mawiają w pewnej branży, a przynajmniej nie ponad normę. Ilościowo jest dla mnie również bardzo dobrze – na tyle abym był w stanie go poczuć i złapać wrażenie „mocy” danego utworu, ale nie na tyle, aby zaczynał mi przeszkadzać, a już na pewno dominować ponad clou przekazu.
Średnica to zakres kameralny, bardzo plastyczny, operujący tym razem nie na pogłosie, a oddaleniu części wokalu w ramach unormowanej całościowo struktury dźwiękowej. Jeśli więc w przeszłości ktokolwiek z Państwa zetknął się z NightHawkami i nie spodobało mu się wrażenie pogłosowości, z którego zresztą brały swój początek mniejsze lub większe kontrowersje, to takowe w Owlach jest słyszalnie mniejsze. Zastąpione zostało natomiast efektem specyficznym dla słuchawek, bo operującym na przyciemnionym przełomie średnicy i sopranu. Słuchawki grają przez to zarówno bliskim, nasyconym wokalem przez wzgląd na swoje niższe partie, jak też i nieco skrytym, zasłoniętym z racji mniejszego nacisku na przebieg wyższy. Nie ma efektu przeostrzenia i kąśliwości przez to, ale też czasami przydałoby mu się trochę światła i świeżości, zależnie jak alokuje się energia utworu.
Praktycznie jedyną moją uwagą na tym etapie, chyba zresztą najpoważniejszą w ramach ich brzmienia, jest powstające na tym polu nie tyle wrażenie zasłony, co obniżonej separacji. Słuchawki lepiej czują się dzięki temu na sprzęcie jaśniejszym i mniej uplastyczniającym, umuzykalniającym średnicę. A gdy tylko podniesie się zakres w okolicach 2-3 kHz, nagle całość się otwiera i opisane przeze mnie wrażenie magicznie znika. O obu tych aspektach postaram się jeszcze obficie napisać w dalszej części recenzji.
Sopran zachowuje się za to już jak typowy zakres znany z dobrych słuchawek, choć także ma w sobie nutę potulności i co najbardziej rzucające się w uszy – styl kreacji a’la LCD-3 w punkcie 7 kHz. Tam również nie dają one pełnego przebiegu, ale fakt faktem ubytek Owli jest słyszalnie mniejszy i nie stwarza wrażenia bycia błędem, a bardziej sposobem, unikatową recepturą na tworzenie fali dźwiękowej.
M.in. na tym polega też wspomniana kontrowersyjność. Produkty AudioQuesta mają to do siebie, że podzieliły wielu użytkowników w stosunku do tego jak zagrały. Polaryzacja miała miejsce albo na poczet zachwytów i wieszczenia odkrycia audio na miarę niemalże nowej technologii, albo ku drapaniu się po głowie jak ta pierwsza grupa może wypisywać takie rzeczy. Słuchawki według najbardziej surowych ocen mialy niemalże nie grać, być ciemnymi i mocno spowolnionymi słuchawkami nastawionymi na tani kicz. Negowano ich potencjał i jakość, starano się udowodnić przesadę w wycenie lub ubytki konstrukcyjne. Moim zdaniem niesłusznie, bo o ile gust zawsze na końcu nam zdecyduje, tak nie można było im odmówić naprawdę sporych pokładów jakościowych. Owle idą tym samym kierunkiem, ale z racji zamkniętej budowy jakoby równoważą obie te skrajności między sobą.
To dlatego część nawet i posiadaczy modelu NH sprzedawała je, aby spróbować NO i często zostawała właśnie z tym drugim. Co naturalnie nie znaczy od razu, że pierwszy został przez drugi zdeklasowany. Przy Hawkach wyraziłem pogląd, że porównując je łeb w łeb z leciwymi K280, mi osobiście do tych drugich było jednak bliżej, mimo dzielących ich różnic klasowych na korzyść AudioQuestów, choć osoba idąca stricte w jakość i czystość spokojnie powinna skupić się na tych ostatnich, zamiast ryzykować podróże w starocie. Gdy jednak teraz skonfrontowałem K280 z Owlami, uzyskałem dwie różne prezentacje i przyznam bliżej mi zaczęło się robić ku Sowom, właśnie przez ich większą konwencjonalność i brak przemożnego efektu pogłosu, a jedynie jego zredukowaną do rozsądnych rozmiarów formułę.
To też przekłada się na efekty sceniczne. NightHawki potrafiły złapać człowieka za gardło efektem głębi, kreowanym sprawnie i z łatwością. Większym też niż wspomniane K280 mogły przekazać same z siebie. Owle działają inaczej. Część pogłosu zamieniają na efekt pogłębienia sceny w ramach możliwości płynących z (niekorzystnego de facto) zamknięcia, skupiając się za to bardziej na strojeniu i kontroli. Nie robią już efektu „wow” rozpiętością samej osi przód-tył, a czynią to bardziej utrzymywaniem bardzo należytej sceny i brzmienia całościowo. I to przy fakcie, że to przecież słuchawki zamknięte.
Ponad wszystko słuchawki rzucają się w uszy całkiem wysoką klasą dźwięku, a więc uderzając w dzwoneczek NightHawków. Teoretycznie chciałoby się rzec, że było to oczywiste i trudno spodziewać się innego rezultatu, skoro to „ta sama rama konstrukcyjna”, ale nie zawsze sprawy przybierają tak prosty obrót. Przykładem niech świecą chociażby Audeze LCD-X i XC: ten sam przetwornik, ta sama konstrukcja, po zdjęciu wszystkich maskownic/puszek identyczne brzmienie, a jednak założenie maskownic z filtrami czyni z nich jeden styl grania, zaś zamknięcie – diametralnie inny. Tam powodowało ono wyraźny wzrost poziomu dokładności i techniczności, a także detaliczności, ale za cenę rozmachu scenicznego, ogólnego formatu dźwięku. W NH i NO tymczasem zamknięcie prowadzi głównie do lawirowania skalą pogłosu i jasności, ale nie właściwościami czysto związanymi z charakterem.
Między Owl a Hawk występuje natomiast znacznie więcej analogii. Przede wszystkim rdzeń muzyczny tych słuchawek wywodzi się z pogłosowych NightHawków, które bardzo ciekawie radziły sobie także po zamknięciu otworów dyfuzyjnych czyniących z nich model otwarty. Przede wszystkim w uszy rzucała mi się specyfika Sów – tendencja do prezentowania bardzo plastycznej średnicy i to nie na łącznikach z pozostałymi podzakresami, ale w samym swoim sercu.
Podejrzewać mogę, że producent nie stworzył „tylko” zamkniętego wariantu NH poprzez dorobienie kopułek zamykających, ale dodatkowo poświęcił swoją uwagę na dostrojenie słuchawek w taki sposób, aby były bardziej zbliżone do pierwotnej konstrukcji bazowej przy jednoczesnym zachowywaniu się jako wariant praktyczny, proponowany ludziom szukającym „czegoś jak NH, tylko że zamkniętego”. Nie jest to jednakże granie takie, jakim NH się szczyciły i przykuwały do siebie w ramach uwagi słuchacza. Można powiedzieć, że NO są tym razem bardziej przewidywalne, mniej ekstraordynaryjne. Ale też nietypowe jak na słuchawki zamknięte. Trochę, naprawdę trochę, jest w nich pierwiastków z Ultrasone Edition 5. One także miały tą dosyć wyjątkową zdolność do podkreślenia detali bez efektu przeostrzenia, jednocześnie egzekwując typową dla siebie tonalność nie skupioną wokół średnicy. NO także mają tą cechę, ale ich wokal jest inny, niby odsunięty, ale jednak bliski, niby czytelny, ale często lepki i plastyczny.
Co ważne jest podkreślenia, słuchawki te – tak samo jak otwarty wariant – są predysponowane do słuchania głośniejszego. Słuchacz powinien dostroić je na głośności tak, aby nie mieć problemu z usłyszeniem sopranu, który staje się wyznacznikiem bariery natężenia dźwięku. Średnica jest wtedy zakresem wypadkowym i tak jak wyturla się nam pod nogi to taka będzie. Bas natomiast będzie bardziej donośny. Moim zdaniem jest to najbardziej właściwe podejście do odsłuchu tego modelu, zwłaszcza u osób takich jak ja, które nie mają w zwyczaju słuchania głośniejszego. Warto więc sobie z nimi taki test wykonać przed ostatecznym werdyktem co do ich tonalności. Ale przede wszystkim zaklinam na wszystkie świętości, aby przepuścić je przez korektor z dosłownie jednym suwakiem: 2,4 kHz.
To jest bowiem źródło ich plastycznego, „ciemnośrednicowego” grania. Punkt ten jest bardzo ważny w nadawaniu świeżości wokalowi, mocno eksploatowany przy tym przez starsze AKG oraz maltretowany przez nowsze. To tu właśnie tkwi magiczny klucz do otwarcia skrzyni ze skarbami. Nagle wszelkie uwagi znikają, pozostaje się bardzo wciągające, przyjemne i kompetentne brzmienie mające w sobie ogromną dozę zarówno referencji, jak i organiki, płynności niezbędnej do rozkoszowania się dźwiękiem. Dokładnie tak te słuchawki powinny na moje uszy grać od samego początku. I gdy grają, sprawiają naprawdę dobre całościowo wrażenie.
Dobór źródła ma znaczenie
Część pożądanych przez siebie cech byłem w stanie przywrócić na szybszych i nieco chudszych torach, takich jak Aune S6/S7 czy Shanlingu M1. Ale nie tylko na nich. Okazało się bowiem, że świetne rezultaty uzyskałem po sparowaniu ich z fabrycznym DragonFly Red v1.0, dostarczonym mi jakoby w zestawie z tymi słuchawkami. I definitywnie nie był to przypadek.
Podczas gdy na S6 i M1 było coraz lepiej, trochę jaśniej, czytelniej na średnicy, a na M1 dodatkowo z mniejszym basem pozwalającym na jeszcze nieco głośniejsze słuchanie, cały czas czuć było przebłyskami ich pierwotny charakter. Na Bursonie, choć klasa odsłuchu była świetna, synergicznie można było sobie życzyć tego i owego. Tak samo na Coplandzie, zwłaszcza że ten oferuje nasycenie, którego Owlom nie potrzeba. Pokazuje to, że mimo użycia klasowego toru, sam ten fakt jest tylko jedną częścią składową. Zareagują na niego pozytywnie, owszem, ale jednocześnie aby nie okazało się, jak bardzo niewzruszonym fundamentem grają Nocne Sowy, potrzebne jest zastosowanie w ich przypadku jaśniejszego systemu, który swoją energię alokować będzie w niższych zakresach sopranowych.
To dlatego wspominałem wcześniej o S6 i tak samo świetne efekty daje sparowanie ich z DFR. Brzmienie robi się z Czerwoną Ważką szybsze, bardziej wyraźne i ostre, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, bo dążąc do wyrównania, a nie przelania jednych cech drugimi. Jednocześnie mam wrażenie, że Sowy nie potrzebują mocy S6 i łatwiej odnajdują się na „dovoltowanym” DFR, przekładając wszystko to na po prostu lepszą całościowo kontrolę. Podobne efekty notowałem poniekąd na SC808 + OPA301b, ale w ramach zupełnie innych słuchawek i wymagań ich się tyczących.
O ile sam osobiście do wszystkich różnego rodzaju akcesoriów i komponentów dedykowanych podchodzę z dystansem z racji tendencji do wykorzystywania tego faktu na poczet wyższej ceny, tak w tym konkretnym przypadku trudno jest mi nie przyznać, że duet ten gra po prostu bardzo dobrze względem siebie i – w przypadku DFR – nie kosztuje wcale fortuny. Mało tego, jest to bardziej atrakcyjne cenowo rozwiązanie od wspomnianej S6, do tego z lepszym efektem końcowym, ale i bez tak dużej zarówno funkcjonalności, jak i uniwersalności. Prawdopodobnie AudioQuest celowo tak uzupełnił je synergicznie, aby nabywca miał możliwość łącznego nabycia ich jako kompletnego systemu o dużej przenośności, jednocześnie więc realizując i pewne cele praktyczne, jak i brzmieniowe.
Dodatkowe obserwacje po equalizacji
Specjalnie na okoliczność not poczynionych w zakresie potencjału NightHawków, postanowiłem powtórzyć pomiary i sprawdzić słuchawki także i po zastosowaniu korektora. Chociażby z czystej ciekawości. Efekty okazały się takie jak na poniższej ilustracji.
Jak widać wykres złapany został obszarowo dokładnie tam, gdzie chciałem i podciągnięty również dokładnie tak, jakbym sobie tego życzył. I właśnie dlatego zachęcałem wcześniej do eksperymentowania w zakresie naszych możliwości. Nie tylko z NO, ale ogólnie z każdymi słuchawkami, które mieć będziemy w rękach. Bowiem jak widać, sprzęt praktycznie sam dąży tu do równowagi tonalnej. Dopiero wówczas, a więc na fundamencie równości, przewaga jednych cech nad drugimi powinna mieć miejsce, ale na zasadzie bardziej zabarwienia dźwięku.
Zarówno NightOwl jak i NightHawk od samego początku były słuchawkami nastawionymi bardziej na to ostatnie, ale doprowadzone do skrajności tonalno-akustycznej. Były kierowane po prostu do konkretnych użytkowników z konkretnym gustem, a co zresztą dosyć dobitnie wspominałem w ich recenzji sporo czasu temu. Na takich słuchawkach z reguły bardzo trudno się pracuje, by doprowadzić je do określonego efektu sonicznego, a mimo to AudioQuestowi jak pisałem udało się – mimo decyzji o przyjęciu na siebie ciężaru egzaltacji konkretnego obrazu dźwiękowego – zachować w sobie na tyle dużo pola manewru, aby doszukanie się go było jakkolwiek możliwe. A gdy już się to uda, żeby nie żałować poświęconego nań trudu.
Pokazuje to, że słuchawki mają w sobie po raz kolejny całkiem spory potencjał. Zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie podczas odsłuchów po equalizacji chociażby klimatycznego dark ambientu, a dokładniej rzecz ujmując utworu Keosz – Low Down.
Można trochę żałować przy NO, że wyjęte wprost z pudełka nie grają tak jak na wykresie, ale odbywałoby się to podejrzewam za cenę ich bardzo unikalnego klimatu. Zresztą dobrze o tym podpowiadają nam chociażby relacje z odsłuchów na nausznicach nieskórkowych, które teoretycznie korzystniejsze dla Sów, jednak zatracają na nich troszkę ich stylowość i tajemniczość. I to nie tylko moja opinia, ale też jak widziałem także i ich posiadaczy.
Ponieważ dodatkowo słuchawki te sprawiają wrażenie poniekąd przeznaczonych dla purystów, toteż nie wiem jak zareagowaliby oni na wizję equalizacji słuchawek za 3 tysiące złotych. Ale i tu pojawia się wątpliwość, czy jest to w ogóle potrzebne w kontekście szerszego grona i pozostaje jako słuszna opcja dla osób mojego pokroju? Takich, które podchodzą do tematu bardziej od strony inżynierskiej z racji wykształcenia i nie boją się ani wszystkiego sprawdzić, ani poeksperymentować, choćby pomysły na liście do wypróbowania wydawałby się co najmniej niedorzeczne? To naprawdę dobre pytanie, a pełnej na nie odpowiedzi udzielić będzie mogła jedynie ta osoba, która mając je na głowie będzie zmuszona odpowiedzieć stricte za siebie.
Problemem będzie wtedy już tylko perspektywa ostatecznej oceny, a dokładniej procentowy udział wpływu tak wystrojonych słuchawek na naszą całościową na ich temat opinię. Każdy sam musi zdecydować, czy słuchawki po korekcjach, grając niewątpliwie lepiej, zasługują na zatarcie odsłuchów wykonywanych wcześniej i bez takich „wspomagaczy”, czy też jest to tylko i wyłącznie opcja, z której dobrze jest wiedzieć, że można skorzystać, ale na tym koniec. Z jednej strony płacimy konkretne pieniądze za sprzęt, który powinien „dobrze grać” już z pudełka, z drugiej mamy świadomość, że sporo osób lubi takie brzmienie jakie mają u siebie w standardzie na pokładzie, a prostym trikiem będziemy w stanie stworzyć sobie z nich bardzo wyrównane, a ponad wszystkim nadal muzykalne, słuchawki zamknięte, których dosyć trudno byłoby się w innych okolicznościach na rynku doszukać.
DragonFly Red z innymi słuchawkami
O ile to właśnie z EQ i w konfiguracji z DFR spędziłem później cały dostępny czas z tymi słuchawkami, ciesząc się z uzyskiwanych rezultatów w muzyce, tak gdy przyszedł czas na rozpinanie zwłaszcza tego ostatniego duetu, do gry wkroczyły pozostałe słuchawki i tym samym puszka synergiczna została otwarta.
Jak nietrudno domyślić się po efektach synergicznych z NO, czerwonemu maleństwu gra się jaśniej i ostrzej. Dlatego pasuje do trochę ciemniejszych słuchawek i z nimi radzi sobie najlepiej, a więc w domenie, w której operuje AudioQuest ze swoimi własnymi produktami. Choć z drugiej strony różnica też nie jest aż tak znaczna, ażeby rozjaśnić kompletnie nieprzenikniony mrok i nie sprawdzić się z jaśniejszymi słuchawkami. Byle tylko nie do przesady.
Przykładami słuchawek, które osiągają moim zdaniem dobre rezultaty lub w ogóle mają szansę na takowe, to generalnie sprzęt oscylujący wokół opisywanych tu AudioQuestów, ale też moich własnych K240 Monitor (a więc od razu z K70) czy tak obficie konfrontowanych z NightHawkami K280 Parabolic czy K260 Professional. Ale i świetnie gra to także i z LCD-2F, głównie przez tendencję do uczytelniania niższego sopranu, przez co Audeze wydają się względem innego sprzętu trochę jaśniejsze i szybsze, bardziej dokładne. Różnica nie jest spora w ramach wspomnianej jasności, raczej na zasadzie dodatkowej posypki do smaku lub subtelnego poprawienia wizji, ale właśnie ta subtelność zmian wraz z przysunięciem wokalu powoduje wyżej wymienione wrażenie czytelniejszego przekazu. Scenicznie jest natomiast podobnie jak przy DFB, a więc więcej szerokości kosztem głębokości (plus łączenie się w tym miejscu właśnie z bliższym wokalem).
Swoją drogą dochodzę przy tej okazji do wniosku, że jednak Audeze nie bez powodu tak bardzo mi się swego czasu spodobały, bo to jednak „moje” brzmienie. Przypomniało mi się też dlaczego zakupiłem je drugi raz: właśnie ze względu na ich elastyczność. Grają dla mnie bardzo naturalnie, wszechstronnie i bez względu na to pod co ich nie podłączam, zagrają w dużej mierze w swoim stylu. Podpinam je pod Conductora – jest świetnie. Podpinam pod bardziej średnicowego i kapkę cieplejszego Coplanda – również jest bardzo dobrze, ze smakiem, z nasyceniem, kierunek jakby delikatnie w stronę LCD-3. Podpinam pod DragonFly’a – też się na nim odnajdują, jest mniej scenicznie, ale czytelniej, jaśniej, ostrzej. To także ma swój urok i potrafi się podobać, jeśli tylko źródło gra po prostu kompetentnie w ramach swojej tonalności, jakakolwiek by ona nie była, byle nie karykaturalna.
Ale wracając do tematu, co jeszcze można byłoby wymienić za słuchawki mające szansę się z DFR dogadać… może Sonorous III albo HD650. Coś w stylu DT150 lub Custom One PRO oraz cieplejszych Philipsów z serii Fidelio. Z żadnej z tych par nie zrobi się nagle iskrzących analizatorów, a po prostu dozna się całej garści subtelnych zmian na plus. I już to samo może okazać się wystarczające. Oczywiście wszelkie słuchawki co bardziej neutralne lub lekko jasne także są doskonale słuchalne z DFR i jedyny znak zapytania będzie rodził się przy modelach jaśniejszych, które mogą, ale nie muszą zwracać większej ilości błędów po podpięciu do tego maleństwa.
Na sam koniec jeszcze parę słów na temat porównania wersji Red do Black. O ile teoretycznie każdy sam mógłby takie porównanie wykonać w oparciu o powyższy opis oraz opublikowaną już wcześniej recenzję tego drugiego, w dużym skrócie Red powinien okazać się od Black:
- jaśniejszy i odchodząc od analogowego stylu grania,
- bardziej przejrzysty i czytelny,
- bardziej detaliczny,
- z lepszą separacją,
- z podobną sceną na szerokość,
- z nieco lepszą kontrolą z racji troszkę podkręconych parametrów napięciowych.
Brzmienie całościowo jest więc jaśniejsze, czytelniejsze i pracujące w wyższej klasie co do ogółu. Czy lepsze od DFB? Jakościowo tak, synergicznie… to zależy. Jak zawsze. Do jaśniejszych słuchawek które nie są specjalnie przeczulone na punkcie klasy podłączanego sprzętu, DFB wciąż może mieć sporo sensu i z przemawiającą na swoją korzyść ekonomią. Niestety, tego nie da się określić siedząc z boku, słuchacz musi zdecydować sam.
Podsumowanie
Patrząc po całokształcie, AudioQuestowi udało się stworzyć praktycznie kompletny system odsłuchowy: bardzo ciekawe słuchawki, świetnie dopasowany pod nie układ, estetyczny i praktyczny stojak, który przyda się gdy sprzętu nie będziemy w danej chwili użytkowali. Całość utrzymana w formie niby stacjonarnej, ale bardzo mobilnej.
Najbardziej wyróżniającym się elementem tej układanki są oczywiście Nocne Sowy i to właśnie nad nimi w swoich ocenach chciałbym się skupić. To słuchawki próbujące mam wrażenie dostarczyć słuchaczowi jednocześnie muzykalność i detaliczność, ciepłotę i równość, kameralność bez przełożenia się na upośledzenie sceniczne, a także nie tak pogłosowy styl grania jak u swojego otwartego odpowiednika. Grają tym razem na jak największą kompetencję w ramach konstrukcji zamkniętej, nie czyniąc sobie z tego ujmy. Dla kogo dobrym rozwiązaniem będą NightOwl? Na pewno dla osób bardzo lubiących przyjemne, nasycone, bezpieczne granie bez żadnych suchości czy surowości, a jednocześnie z odpowiednią jakością i wyraźnym detalem, który nie stoi w opozycji do wcześniej wymienionych cech. Zawdzięczać to można oparciu się na konstrukcji otwartego poprzednika, który już wtedy emanował sporym w tym zakresie potencjałem. Dla mnie natomiast wspomnianej plastyczności mogłoby być mniej i tu już potrzebne będzie albo ich skorygowanie (skądinąd bardzo proste, a wystarczy aby tylko było dokładnie w punkt), albo sparowanie z dobrym towarzyszem, który częściowo osiągnie z nimi podobny efekt.
Co tyczy się dodatków nie biorących udziału w finalnej ocenie, a pełniących tu rolę jedynie towarzyszącą, DragonFly Red jest dla nich w tym względzie takim właśnie urządzeniem, ale naturalnie nic nie stoi na przeszkodzie przed własnym poeksperymentowaniem. Sprawdzi się na pewno u tych osób, którym podobał się Black, ale brakowało im doświetlenia, separacji i detali. Wszystko to DFR realizuje lepiej, a jedyną ceną, jaką przyjdzie nam zapłacić ponad tą wyrażoną w złotówkach, będzie lepsze tym razem sprawdzanie się z równiejszymi lub trochę cieplejszymi słuchawkami, a więc przeciwieństwo DFB. Urządzenie to jednak nie jest tu głównym bohaterem i traktuję je jako dodatek „do zestawu”, prawdopodobnie zgodnie z jego pierwotnym przeznaczeniem i zamysłem.
Perch w tym wszystkim jest również dodatkiem do zestawu, surowym, ale stylowym, zwłaszcza jeśli inne rozwiązania nie przykuły do tej pory naszej uwagi. Solidny stojak stalowy, w którym liczy się nie tylko „dedykowalność” pod testowany tu zestaw, ale przede wszystkim mający duży atut przy słuchawkach o delikatnych lub wysokich wtykach wpinanych bezpośrednio do słuchawek.
Sprzęt można nabyć w sieci sklepów TopHiFi na dzień pisania recenzji w następujących cenach:
- 2399 zł za słuchawki NightOwl Carbon (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
- 749 zł za DragonFly Red (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
- 399 zł za stojak Perch (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- nawet fajnie wykonane słuchawki i z użyciem bardzo ciekawych materiałów
- dobrej jakości wyposażenie i dodatkowe pady w zestawie
- odpinany kabel dający dodatkowe możliwości
- wygoda nawet podczas długich odsłuchów
- bardzo skuteczne zawieszenie obu muszli
- specyficzny ciemno-ciepły dźwięk o dużym wygładzeniu i dobrej jakości ogólnej
- bardziej bezpieczne, dokładne i konwencjonalne na tle NightHawków
- mimo to niezatracanie umiejętności przekazania odpowiedniej ilości detali
- całkiem dobrze rysowana scena przez nawiązanie do pogłosowości modelu półotwartego
- łatwe w napędzeniu, a przy tym rozsądnie refleksyjne na jakość i charakter toru
- duża podatność na strojenie torem oraz dobre rezultaty po equalizacji
Wady:
- tylko jeden kabel w zestawie i do tego trochę niepraktyczny: do splittera cieniutki i wątły, od splittera gruby i sztywny
- potencjalnie utrudniona konfekcja okablowania ze względu na głęboko umieszczane wtyki w muszlach
- nadmierna plastyczność w średnicy spowodowana przyciemnieniem przełomu z sopranem
- dlatego mimo wszystko wciąż kwalifikują się na korekcje, aby wyciągnąć z nich maksimum drzemiącego potencjału
Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Czy wszystkie recenzje są przeprowadzane według jednego gustu muzycznego który pan prezentuje w każdej recenzji ?
Czy też recenzje są przeprowadzane na różnorakich stylach/gatunkach muzycznych ?
Cyt. z jednej z recenzji:
„Muzyką jak zawsze były różnorodne pliki dźwiękowe, od MP3 i OGG VBR po FLAC 24/96 z bardzo różnych gatunków muzycznych, najczęściej elektronicznych, eksperymentalnych, ambientowych i elektroakustycznych, ale z uwzględnieniem również jazzu, klasyki, bluesa czy dynamicznej muzyki filmowej.”
Gratuluję recenzji! Przyznam, że czekałem na nią od kilku dni z racji, iż jestem w posiadaniu NH i myślałem nad zmianą na NO. Widzę, że nie ma ku temu sensu, bowiem pogłosowość NH (mimo że nie do końca naturalna), bardziej mi pasuje. Tak samo jak bardziej zaskakująca średnica i głębia. To chyba najważniejsze dla mnie różnice, bo rzecz jasna można mówić jeszcze o ilości dołu, ale do tego w NH nie mam zastrzeżeń.
Nie mogę doszukać się tylko odpowiedzi na pytanie jak zachowuje się góra w NO, względem NH. Jeśli podobnie, jeszcze bardziej będę cieszył się z posiadania z NH, bo już od długiego czasu nie mogę znaleźć dla nich alternatywy (której na siłę już przestałem szukać 🙂 ).
Bardzo dziękuję Panie Jakubie za ciepłe słowa. NO mają górę jaśniejszą od NH, z perspektywy ogólnej poprawności akustycznej jest ona „lepsza” i szybciej można ją doprowadzić do stanu „wyrównania”. W NH jest ciemniejsza, bardziej urokliwa i klimatyczna, mniej podana wprost. Jeśli taki styl grania Panu odpowiada, moim zdaniem nie ma sensu dokonywać migracji. Jeśli ma Pan do NH zastrzeżenia w tym względzie i słuchawki są dla Pana za mało techniczne i za bardzo kameralne, wtedy można myśleć o zamianie. Z wypowiedzi wnioskuję, że ma miejsce to pierwsze i NH celnie trafiają w punkt preferencji. Tak jak pisałem w recenzji NH, jedyną jako taką alternatywą, choć niższego lotu, są dla mnie stare K280 Parabolic, aczkolwiek jeśli weźmiemy tam pod uwagę konieczność użerania się z tematem zabytków, różnego stanu techniczno-wizualnego, regeneracji czy wreszcie wygody, nad którą też trzeba szukać sobie czasami patentów, najprościej byłoby pozostać przy tym co się ma i faktycznie nie szukać na siłę.
Dziękuję za odpowiedź.
Być może jaśniejsza góra by przypasowała nieco bardziej, choć tak jak Pan napisał – ta z NH ma klimat, niczym w klubie jazzowym, ponadto zadymionym. 🙂 Reszta aspektów stoi za NH, zatem raczej posłucham NO kiedyś z ciekawości, aniżeli z racji chęci zamiany.
Czasem jednak chce się odskoczni, ale tu już mogę załatwić sprawę budżetowo w postaci K701/K702 i mieć mniej kompromisów, bo wiadomo, że zawsze są. Czasem chcemy ten zadymiony klub, czasem otwartą halę… 🙂 Ale to już temat nie na miejscu tutaj.
Pozdrawiam 🙂
Witam
Jedyne słuchawki wyższych lotów jakie mam to DT150. Bardzo mi się podoba ich granie. Czy związku z tym, myśli Pan, że otwarte NightHawk byłyby dobrym pomysłem na wyjście na wyższy poziom grania?
Witam Panie Grzegorzu,
Wydaje mi się, że prędzej recenzowane tu NightOwl. Sam osobiście optowałbym natomiast w Audeze LCD-3, choć będzie to jakościowo i finansowo skok kosmiczny.
Miałem okazję posłuchać NH i NO na ostatnim AVS. Wiadomo, odsłuchy kilkunastominutowe to nie jest szczyt oczekiwań, ale w miejscu gdzie były prezentowane było relatywnie cicho jak na tego rodzaju miejsce. W każdym razie testowałem je na DF Black i na Opusie #1. I muszę przyznać bez bicia, że o wiele bardziej leżała mi średnica w NH 🙂 Ta w Sowach była dziwnie przyciemniona, zbita i mało dynamiczna, za to ta w Hawkach bardziej czytelna, jaśniejsza, bardziej wyrazista oraz energiczna. I teoretycznie obie pary miały na liczniku ponad 500h przebiegu 🙂
To zapewne odezwała się ta wspominana w recenzji plastyczność średnicy. Lubi znikać gdy sprzęt gra w odpowiedni sposób lub gdy zastosowane są korekcje punktowe.
Miałem NightHawk oraz DragonFlyRED – To super COMBO ale po AVS zmieniłem na Audeze LCD2 + no własnie…. DAC/AMP który kupiłem do NH. W mojej ocenie duzym krokiem do przedu w każdy sonicnzym i scenicznym aspekcie będzie ifi idsd micro black label. Nie bedę się rozpisywał ale spędziłem blisko 2 godziny z tym DAC/AMP i moimi NH.
w/w informacja dla wszytkich którzy doceniają NH i oczekują wiecej….
Mam Dragonfly Red i Dragonfly Black. Osłuchałem się tych DAC z K550 i K701. Do tego wszystkiego porównywałem brzmienie z Fiio E10 Olympus 2. Moim zdaniem największą scenę daje Dragonfly Red za nim jest Black a na końcu Fiio. Różnica między Red a Black jest taka, że Red w wyraźny sposób kreuje scenę, na samym początku słychać odsunięcie średnicy od słuchacza na Black wszystko jest bardziej zbite. Red ma lepszą kontrolę nad basem, lepszą szczegółowość, więcej tekstury, jest rzeczywiście ostrzejszy. Jeśli mógłbym zasugerować, proszę spróbować Dragonfly Red ze starymi nagraniami, chodzi mi o metodę nagrywania, z czasów kiedy nie było komputerów, chodzi też o stare nagrania z lat 60 trochę zepsutych 😉 Red mnie rozwalił – wykreował te stare utwory dla mnie – powiedział mi i zrozumiałem wreszcie jak one powinny brzmieć. Więc trochę dziwi mnie tutaj stwierdzenie, że DFR odchodzi od analogowego grania. Nie miałem lampy ale to co zrobił ze starymi nagraniami dało mi do myślenia, wydaje mi się, że Dragonfly Red jest właśnie dla tego czerwony bo sili się na symulowanie analogowego brzmienia. Więc moje wnioski są nieco inne a słucham już rok tych DAC. Mogę się mylić w 100% ale obecnie szukam jakiegoś punktu odniesienia czyli kolejnego DAC 😉 Najlepiej Icon HD albo jakiś zamiennik do K701. Coś co mi pokaże czy się mylę czy mam rację. Pozdrawiam
Czy na takich słuchawkach jak Sennheiser hd 569 odczuję te różnice między DF red i black? Czy w ogóle DF to dobry pomysł dla tych słuchawek?
Czy Dragonfly red + Sennheiser hd 569 to dobre połączenie?
Być może.
Witam
Czy połączenie HTC 10 + Dragonfly Red + Aune E1 ma sens? Jako ze HTC 10 ma osobny układ DAC do audio, czy nie mija się z celem dokładanie kolejnego przetwornika?
Szukam już dosyć długo i nie mogę znaleźć jednoznacznej odpowiedzi na moje pytania. Dopiero raczkuje w świecie audiofili, E1 kupiłem dzięki Pana artykułowi „Najlepsze słuchawki dla początkującego audiofila”
(do tej pory używałem CAL! 2). Pana artykuły są świetne a komentarze są pomocne i treściwe.
Pozdrawiam
Witam,
Nad polem do wprowadzania komentarza jest umieszczony na czerwono komunikat: „Jeśli nie wiesz co kupić, rozważ zadanie swojego pytania na forum.audiofanatyk.pl”. Nigdy nie miałem styczności z HTC 10, natomiast DFR moim zdaniem i na moje uszy nie do końca pasuje do E1. To natomiast powinno wynikać z treści artykułów, tj. recenzji powyższej oraz samych E1. 😉
Pozdrawiam.
Dzien dobry Panie Jakubie,
Czy uwaza Pan, ze Burson Play v6 vivid bedzie dobrze wspolgral z tymi sluchawkami?
Bartosz
Czy wg Pana wymiana sluchawek AKG K 550 na model Audioquest NightOwl ma sens jesli chodzi o jakosc brzmienia? Na poczatku mam zamiar podlaczyc sluchawki do Samsung Galaxy Note 9… ktory wbrew pozorom gra bardzo dobrze z plikami flac. Np, plyta Straussa w wykonaniu filharmoni pod batuta von Karajana w polaczeniu AKG K 550 z Note9 gra lepiej niz moj system stereo Marantz pm 7004, Marantz sa 7003, Tannoy Revolution dc6t… wiec moze Audioquest NightOwl zagraja z tym Samsungiem jeszcze lepiej…
Wspomniał Pan o korekcie słuchawek przy częstotliwości 2,4kHz. Wiem, że to bardzo indywidualna sprawa, ale chciałbym się zapytać, ile dB wynosiła u Pana ta korekta (jeśli Pan pamięta)? I przy okazji – jakiego programu do odtwarzania Pan używa? Pytam, bo kilka przeze mnie sprawdzonych nie miało suwaka na tej częstotliwości.
Niestety już nie pamiętam, jako że recenzja odbyła się dawno temu, ale co do programu, używam APO Equalizera.
Jestem posiadaczem tych słuchawek i nie rozumiem dlaczego wszyscy wzbraniają się jak ognia używania korektora kiedy nawet nie tyle można co należy go używać do kalibracji tych słuchawek. Zresztą i wszystkich innych słuchawek. Nie używanie EQ to jakby kupić gitarę w sklepie i grać na niej na ustawieniach fabrycznych bez strojenia i narzekać że sprzęt źle gra. Kompletny nonsens. Zacznijmy od tego że aby usłyszeć fakturę utworu trzeba słuchać muzyki głośno a te słuchawki potrafią grać głośno i powinny grać głośno. Wtedy dopiero poczujecie różnice i zrozumiecie za co warto dopłacić. Dźwięki nie wydają się wtedy posklejane można uchwycić przerwy między nimi wrażenie przestrzenności. Rośnie moc wzrasta dynamika pojawiają się fizyczne doznania słuchowe nieosiągalne przy cichym odsłuchu. Ale nie da się słuchać głośnej muzyki na tych słuchawkach bez korekcji ponieważ uszy i mózg nie wytrzymają tego przez dłuższy czas. Dojście do efektu pierwszych rzędów na koncercie bez zmęczenia słuchu jest możliwe na tym sprzęcie ale nie bez odpowiedniej modyfikacji na EQ. Moc bez kontroli jest bez sensu i co najwyżej skończy się bólem głowy albo narzekaniem na zbyt mocne doły lub mroczne brzmienie tego modelu. Takim ludziom polecam udanie się do sklepu i kupienie jeszcze droższych słuchawek które grają jeszcze lepiej. Dla tych którzy oprócz posiadania potrafią jeszcze coś wyregulować zanim kupią jeszcze droższe i jeszcze lepsze polecam kalibrację sprzętu i dopasowanie ich do własnego indywidualnego idealnego brzmienia. Osobiście uważam że każdy utwór wymaga drobnej korekcji żeby wydobyć z niego jego indywidualny charakter. Ostatecznie artysta nie wie na jakim sprzęcie będzie odtwarzany jego utwór ale na pewno wiedział jak miał on brzmieć. Więc zachęcam do poszukiwań swojego najprzyjemniejszego brzmienia kręcenia gałkami i przesuwania suwakami zamiast narzekać że wokal jest schowany gdzieś z tylu. Zapewniam to nie wina sprzętu on jest w stanie wyemitować więcej niż jesteście w stanie usłyszeć lub znieść 😉
> „nie rozumiem dlaczego wszyscy wzbraniają się jak ognia używania korektora”
Ponieważ wprowadza on artefakty/zniekształcenia/clipping i musi być naprawdę dobrej jakości albo być realizowanym na poziomie DSP dokładnie dopasowanego pod dane słuchawki, aby uniknąć problemów. EQ nie nadaje się do mocnych korekcji. Może pomóc, ale im większe zmiany natężenia pasm, tym większa liczba artefaktów i zniekształceń. Nawet jeśli ich nie słychać na pierwszy rzut ucha, leci na twarz THD i wychodzi to na pomiarach oraz odsłuchach czystych sygnałów testowych.
> „Zacznijmy od tego że aby usłyszeć fakturę utworu trzeba słuchać muzyki głośno a te słuchawki potrafią grać głośno i powinny grać głośno.”
Nie trzeba słuchać głośno muzyki, aby cieszyć się „fakturą utworu”, nawet jeśli słuchawki grać głośno potrafią. Na starość można bowiem cieszyć się potem fakturą, ale aparatu słuchowego.
> „Rośnie moc wzrasta dynamika pojawiają się fizyczne doznania słuchowe nieosiągalne przy cichym odsłuchu.”
W takiej sytuacji zdrowsze będzie kupienie głośników.
> „Dojście do efektu pierwszych rzędów na koncercie bez zmęczenia słuchu jest możliwe na tym sprzęcie ale nie bez odpowiedniej modyfikacji na EQ.”
lub zmiany słuchawek na takie, które potrafią to osiągnąć bez jego pomocy i podkręcania głośności 🙂
> „Moc bez kontroli jest bez sensu i co najwyżej skończy się bólem głowy albo narzekaniem na zbyt mocne doły lub mroczne brzmienie tego modelu.”
Opisuję słuchawki zawsze takimi, jakimi są. Rzadko sięgam po modyfikacje i EQ, bo nie każdy jest w stanie zaaplikować poprawnie i skutecznie takie rzeczy w swoim systemie.
> „Takim ludziom polecam udanie się do sklepu i kupienie jeszcze droższych słuchawek które grają jeszcze lepiej. Dla tych którzy oprócz posiadania potrafią jeszcze coś wyregulować zanim kupią jeszcze droższe i jeszcze lepsze polecam kalibrację sprzętu i dopasowanie ich do własnego indywidualnego idealnego brzmienia.”
Jeśli jest to uwaga do mnie, to na całe szczęście nie muszę tego robić i posiadam słuchawki zarówno droższe, grające jeszcze lepiej, jak i dopasowane do mojego gustu bez konieczności użycia EQ. Jedynym modelem w którym stosuję jakąkolwiek equalizację, są LCD-i3, a i tu też głównie w formie dedykowanego kabla z DACiem mającym w sobie DSP i zaaplikowany przez producenta preset dla tej serii słuchawek.
> „Osobiście uważam że każdy utwór wymaga drobnej korekcji żeby wydobyć z niego jego indywidualny charakter. Ostatecznie artysta nie wie na jakim sprzęcie będzie odtwarzany jego utwór ale na pewno wiedział jak miał on brzmieć.”
Logicznie nie trzyma się to kupy.
> „Więc zachęcam do poszukiwań swojego najprzyjemniejszego brzmienia kręcenia gałkami i przesuwania suwakami zamiast narzekać że wokal jest schowany gdzieś z tylu.”
Czyli wbrew intencji artysty i traktując EQ jako lek na całe zło, z kiepskim masteringiem włącznie, na który artysta ów wpływu często nie ma. Nie sądzę poza tym, aby rzetelna recenzja miała polegać na stwierdzeniu np.: „no wiecie, słuchawki kosztują 5000 zł i grają średnio na jeża, ale to sobie możecie EQ wyregulować jak chcecie, więc polecam” 😉
> ” Zapewniam to nie wina sprzętu on jest w stanie wyemitować więcej niż jesteście w stanie usłyszeć lub znieść ?”
Ależ to jest wina sprzętu, że nie trafia w dany gust. I dlatego na rynku jest tyle urządzeń i słuchawek o tak różnym strojeniu, aby każdy mógł dostosować go pod swoje wymagania. 😉