Ten pochodzący z Danii producent sprzętu audio, wytwarza swój sprzęt nieprzerwanie od 1984 roku. Niemniej dopiero teraz nadarzyła mi się sposobność, aby z marką tą się zaznajomić i opisać w bardzo obszernej, miejscami osobistej, recenzji. Przedmiotem odsłuchów jest zresztą nie byle co, bo kosztujący 8 499 złotych DAC 215. A że na pokładzie lampki, zapowiadała się prawdziwa audiofilska uczta, którą pragnę rozpocząć czym prędzej i bez zbędnych wstępów.
Dane techniczne
- Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz (20 Hz – 100 kHz dla wzmacniacza)
- Separacja kanałów: 142 dB @ 1KHz / 135 dB @ 20KHz
- THD+N: 0.004%
- Próbkowanie maksymalne dla wejść koaksjalnego i optycznego: 192KHz @ 32 bit
- Próbkowanie dla USB: PCM 384kHz @ 32bit
- DSD: 64 / 128
- Odstęp sygnał/szum: 90 dB (wzmacniacz), >120 dB (DAC)
- Stopień wzmocnienia: 10 dB
- Waga: ok. 3,8 kg
- Wymiary (mm): 200 x 280 x 115
- Wsparcie systemów operacyjnych: Windows Vista, 7, 8, 10 w wersjach x86 oraz x64, Mac OSX, Linux (z UAC2, bez sterowników)
- Kolorystyka: czarny, srebrny
Oficjalne sterowniki USB do pobrania: LINK
Impedancja wyjściowa:
- wzmacniacz słuchawkowy: 5 Ohm
- wyjście liniowe: 100 Ohm
Zawartość zestawu:
- Copland DAC 215
- kabel zasilający
- instrukcja
Jakość wykonania i konstrukcja
Copland DAC 215 to stylizowana na wzór retro, hybrydowa integra słuchawkowa klasy A, oparta o połączenie technologii tranzystorowej (bufor prądowy) oraz dwóch lamp ECC88 (zamiennych z 6DJ8 oraz 6922) na stopniu wzmacniającym. Urządzenie ma na pokładzie doskonale znany układ ESS Sabre ES9018, przekładając się w koniunkcji z innymi podzespołami na obsługę sygnału PCM o gęstości maksymalnie 384 kHz przy 32 bitach. Nie zabrakło także obsługi DSD w postaci trybu 128 włącznie. Za komunikację po USB odpowiada natomiast moduł Combo384 od Amanero.
Konstrukcja Coplanda jest bardzo solidna i jednocześnie dająca całkiem dobre możliwości wentylacji lamp, dodatkowo podświetlanych szeregiem czerwonych diod wraz z czerwonymi płytkami scalonymi. W ten sposób producent zadbał o odpowiednią prezencję sprzętu podczas pracy, nie grzebiąc przy tym aspektów praktycznych i bezpieczeństwa. Klasa A + lampy = całkiem duży współczynnik wydzielania ciepła. Pobór energii według producenta wynosić ma 25 W. Mocy urządzenia z kolei w ogóle nie podano, a określono jedynie napięcie wyjściowe na maksymalnie 8,5 V rms. Nie ma więc praktycznie żadnej informacji przy jakich wartościach oporu jest możliwa do osiągnięcia jaka moc, aczkolwiek przy mających 300 Ohm HD800 operowałem najczęściej w położeniu ok. 20-25% skali. Dopiero przy K1000 konieczne było sowite odkręcenie kurka.
Na przedniej ściance znajdziemy od lewej: wyjście słuchawkowe, transparentny przełącznik wzmacniacza słuchawkowego (dezaktywujący wyjścia liniowe), pokrętło głośności, diodowy wskaźnik trybu pracy układu DAC, selektor wejściowy oraz przycisk zasilania. Ten ostatni cieszy mnie najmocniej, jako że wreszcie ktoś pomyślał o tym, że może nie chcieć mi się cały czas sięgać i macać urządzenie po tyłku, aby znaleźć włącznik.
Jednocześnie przełącznik wzmacniacza uznaję za najsłabszy element tego urządzenia. Wystarczy spojrzeć na materiał, z jakiego został wykonany.
O ile domyślam się, że producentowi zależało na wyraźnym zaznaczeniu jego położenia i stanu pracy za pomocą skrywanej za nim diody LED rozświetlającej go na zielono (aktywacja) i czerwono (wzmacniacz wyłączony, tryb liniowy), o tyle wątpliwości budzi trochę jego potencjalna trwałość. Niemniej włącznik ten nie jest czymś, co często będziemy myślę przełączać, ponieważ w trybie wyłączonym na wyjście słuchawkowe podawany jest ultra-słaby sygnał, który wychwycić da się dopiero na czułych słuchawkach i maksymalnym odkręceniu pokrętła głośności.
Na pochwałę zasługują metalowe selektory i pokrętła właściwe – chodzą bardzo pewnie i solidnie, nie są w żaden sposób chybotliwe, także istnieje możliwość bardzo precyzyjnego za ich pomocą wyboru źródła oraz dobrania głośności. Dodatkowo ich powłoka jest chropowata, co znacznie zmniejsza ryzyko ześlizgnięcia się palców podczas manipulowania.
Z tyłu obrodziło nam całą chorągwią złącz. Mamy tu wejście USB, koaksjalne, analogowe i aż dwa wejścia optyczne. Widać wyraźnie, że producent nastawił się dosyć mocno właśnie na taką formę transportu sygnału do swojego urządzenia. Z wyjść przekazano do naszej dyspozycji dwa analogi: bezpośrednio z DACa oraz na wzmacniacz, a więc tak jak chociażby u Bursona jest to duet LINE + PRE. W ramach dodatkowego zabezpieczenia termalnego, cały szczyt tylnej ścianki opieczętowano dużymi otworami wentylacyjnymi. Podobnie perforowana jest też górna ścianka, tuż nad lampami. Co ciekawe dawniej producent umożliwiał jej odkręcenie i zdjęcie tak, aby możliwa była w razie czego łatwa wymiana lamp. Egzemplarz który trafił do mnie na testy jest tego jednak pozbawiony, a co karze sądzić, że intencją była praca dokładnie z tym rodzajem lamp, jakie są wraz z urządzeniem dostarczane.
A skoro już o zabezpieczeniach mowa – sprzęt posiada komplet przekaźników, które odcinają sygnał przy każdej możliwej okazji: przy wyłączaniu wzmacniacza, wyciąganiu jacka, starcie urządzenia. Czas rozgrzania się lamp i przepuszczenia sygnału od momentu włączenia trwa ok. 30 sekund. Podczas wyłączania nie słychać natomiast żadnych niepokojących dźwięków czy opróżniania się kondensatorów. Jedynie ciche spokojne pyknięcie.
Na tym etapie w Coplandzie w zasadzie jedyną rzeczą, jakiej mi brakuje, jest wyposażenie. Jednak wypadałoby dać coś więcej przy tej cenie, niż tylko kabel zasilający. Prawdopodobnie jednak producent uznaje, że osoba kupująca jego urządzenie ma już przygotowane odpowiednie fundamenty, tudzież w ogóle nie będzie korzystała np. z interkonektów. Mimo to chociażby dla czystej formalności jednak jakikolwiek dodatkowy kabel podłączeniowy, np. USB, bym dla spokoju ducha dorzucił. Przydałby się również pilot, jako że coraz więcej urządzeń na rynku go posiada i nie są od tego wyjątkiem również urządzenia lampowe, aczkolwiek z racji wysokich temperatur pracy jednak bezpieczniej jest, jeśli do urządzenia dostęp będzie tylko manualnie.
Przygotowanie do odsłuchów
Standardowo sprzęt dostał pewien okres dla profilaktycznego dotarcia się, które jednocześnie uspokoi osoby podchodzące do tematu wygrzewania w sposób znacznie bardziej maniakalny i przesadny, niż ja. W tym okresie nie zaobserwowałem specjalnych zmian w brzmieniu. Wyjątkowo jednak sprzęt przepracował u mnie tydzień, zanim zacząłem spisywać pierwsze wnioski.
Słuchawkami użytymi w teście były różne słuchawki, choć przez większość czasu trwania testów dominowały u mnie:
- AKG K270 Playback
- AKG K500
- AKG K1000
- Audeze LCD-2F
- Aune E1 i Etymotic HF2 (dla kontroli czułości)
- Sennheiser HD800
Partnerem do porównań był jak zawsze mój niezastąpiony Conductor V2+, ale też i Aune S7 jako pomocniczy stopień wyjściowy. Recenzja pisana jest przede wszystkim z perspektywy pracy jako integra słuchawkowa, jako że w trybie DAC zachowuje się dosyć podobnie co V2+.
Jakość dźwięku
Bas jest bardzo przyjemny, trochę zaokrąglony i zmiękczony na najniższym podzakresie, ale wyraźnie obecny. Producent postanowił tak dobrać go ilościowo, aby wypośrodkować między sobą jego wady i zalety. Tym samym jest go na tyle dużo, aby zaokrąglenie nam nie przeszkadzało, jednocześnie na tyle mało, aby tworzący się powoli naddatek w średnim basie nie panoszył się nam bezkarnie po słuchawkach. Sprzęt nie ma problemu z nadaniem należytej szybkości i rytmiki, zupełnie tak jakby lampy były bardzo mocno filtrowane na wyjściu i wzbogacane w umiejętny, jednorodny sposób. I tak właśnie moim zdaniem powinny grać dobrze zaprojektowane tego typu konstrukcje.
Ponieważ z linią basową wszystko jest w porządku, następna w kolejności będzie średnica. Ta natomiast to rzecz, która w DACu 215 gra pierwsze skrzypce, wpisując się w stereotypowe wyobrażenie o efektach zastosowania lamp w torze audio, ale od tej akurat bardzo pozytywnej strony. Wokal jest tu wspaniale nasycony, przybliżony, pełny barw i pastelowości, ale wciąż zachowując klarowność i nie przesadzając z grubością pędzla. Przypomina mi w tym względzie Soloista SL MKII, ale z większym kunsztem i organicznością.
Efekty średnicowego grania są bardzo łatwe do usłyszenia i przede wszystkim docenienia z perspektywy słuchawek, które ogromnie preferują tak właśnie grające źródła. Przykładem pierwszym z brzegu niech będą chociażby HD800. Słuchawki drogie i często niewdzięczne, bo kapryśne na tor aż do przesady. Ich dwa problemy nadrzędne to nie tylko zbyt agresywnie poprowadzony zakres 6 kHz, ale też właśnie oddawanie średnicy na rzecz wrażenia ogromu scenicznego. Jest tam po prostu zbyt wiele eteryczności i powietrza, toteż sprzęt źródłowy winien trzymać przysłowiowo wszystko za pysk. Copland tak właśnie czyni. Praktycznie jedynym skutkiem ubocznym grania w ten właśnie sposób będzie nadmiar średnicowego dobra, gdy podłączone zostaną słuchawki nie mające żadnego problemu takiej maści. Tam wtedy istnieje ryzyko, że średnica stanie się aż nadto nasycona. Jedynymi słuchawkami na których odnotowałem taki rezultat, były K1000, ale o tym jeszcze trochę dalej się rozwlekę.
Góra – jak można się łatwo domyślić – prezentuje się w Coplandzie jako ta „lampowa”, a więc z wyraźnym analogowym stylem, przyjemnym przygładzeniem, lekkim zmiękczeniem i przyjemnością. Ale nie do końca. To bowiem, co wyróżnia to urządzenie na tle wielu innych świecidełek elektronowych, to fakt, że realizuje to wszystko ze świetnym rozciągnięciem, którego egzystencji nigdy byśmy prawdopodobnie nie zakładali nawet przy cały czas analogowym kunszcie takiej kreacji. Tu też pokutuje trochę stereotypowe wyobrażenie lamp, jako mięciutkich miśków kojarzących się bardziej z trzaskami i szumami a’la płyty gramofonowe i kasety magnetofonowe, aniżeli czymś, co pasowałoby do dzisiejszych czasów hi-resów i innych floresów.
Tymczasem proszę, jednak jest wykonalne pogodzenie ognia z wodą. Szumy i zniekształcenia? Nie tutaj. Podłączałem pod Coplanda przeróżne słuchawki i z każdymi zachowywał się nienagannie. Dzięki zastosowaniu konstrukcji hybrydowej i odpowiednich stopni filtracji, producent w rewelacyjny sposób połączył tym samym ze sobą smak i strojenie analogu z techniczną doskonałością tranzystora. Jedynie przy słuchawkach dokanałowych, takich jak Aune E1, udawało się w tle usłyszeć delikatny szum, ale niespecjalnie przeszkadzał on podczas odsłuchu muzyki nie zawierających bardzo cichych partii, ani też ogólnie DAC 215 nie jest dedykowany takim właśnie konstrukcjom. A utrata detali na rzecz puszystości? Też nie tutaj. Detali jest bardzo dużo i informacji nam absolutnie nie brakuje, po prostu nie są wbijane nam w skroń, a zamiast tego lane szczodrym, ale spokojnym i opanowanym do perfekcji strumieniem. Klasa Bursona w pełnej krasie można rzec.
Scena, z racji intymnego zachowania się średnicy, bardziej emanuje w stronę elipsy nastawionej na oś lewo-prawo, aniżeli przesadnie rozbudowaną głębię, choć wielkim zaskoczeniem będzie dla słuchacza fakt, że nawet mimo to sprzęt zachowuje wysoką kulturę gradacji planów i należytą holografię. Sam nie spodziewałem się tego wszystkiego tu usłyszeć, a już na pewno nie razem w tym samym momencie. Przybliżenie wokalu nie neguje bowiem ani percepcji na osi przód-tył, ani też nie przeszkadza w należytym podkreśleniu harmonicznych tak, by uzyskać połączenie znów nawiązujące do wymienionego wcześniej ognia i wody, a któremu bliżej do zachowania, jakie znam ze słuchawek STAXa. Tam holografia łączyła się z bliską, namacalną wręcz średnicą. Tutaj natomiast, mimo że oczywiście debatujemy o sprzęcie grającym, a nie słuchawkach, bardzo podobnie próbuje się nam zaserwować taki układ sił: słyszalny fokus na średnicy, bliższe wokale, uzupełnienie tejże cechy w przypadku modeli mających z tym problemy, a jednocześnie brak tendencji do podporządkowania sobie wszystkiego innego tylko i wyłącznie tej jednej właściwości.
Jeśli spojrzeć na Coplanda całościowo – a co moim zdaniem jest jedynym słusznym podejściem z racji bogactwa oferowanego brzmienia i płynności połączenia wszystkiego ze sobą – to jest to naprawdę klasowy dźwięk, który jak pisałem łączy w sobie praktycznie wszystkie najlepsze cechy tranzystora i lampy. Z tego pierwszego czerpie techniczną doskonałość i nie wprowadza do obiegu żadnych niepożądanych szumów lub buczenia, natomiast lampa nadaje całemu brzmieniu szlachetności i powabu. Choć osobiście bardzo lubię swojego Bursona, wreszcie udało mi się znaleźć integrę, która gra w jego klasie z HD800 subiektywnie lepiej, ale właśnie dlatego, że te konkretne słuchawki wyjątkowo lubią się z lampami. Było tak już przy okazji testów Cayina HA-1A, ale Copland nie zostawia z niego nawet dymu i popiołu. W efekcie Sennheisery, często opisywane jako ostrawe, anemiczne i oddalające wokal słuchawki, nabierają zupełnie innego smaku. Szklistość i ostrość zamieniają na blask, surowość zmienia się powoli w płynność, średnica nabiera masy i faktury, bas zaś zostaje takim jakim był do tej pory przez większość czasu i jedynie troszkę bardziej zmiękczonym na dole. W scenie układ zmienia się na bardzo łatwy do przewidzenia: korektę średnicy uzyskano przehandlowując trochę głębi za lepszy fokus. Tymczasem sekret HD800 przy takich mariażach jest taki, że te słuchawki mają przecież już w standardzie scenę bardzo dużą, także definitywnie jest skąd brać. Jeśli dorzucimy do tego niespecjalnie gorszą zdolność Coplanda do holograficznej kreacji planów dźwiękowych, powstaje nam mieszanka iście magnetyczna.
Najbardziej zabawnym elementem Coplanda jest to, że układ ten jest do bólu aż niepozorny, bo swoją stylistyką retro przypomina zapomnianego bywalca dawnych salonów, aniżeli sprzęt pasujący do współczesności. I być może właśnie dlatego DAC215 zrobił na mnie tak wielkie wrażenie, tak samo jak fakt, że to właśnie HD800 są przeze mnie niemal cały czas wyciągane do testów w pierwszej kolejności. W Audeze spędzam sporo czasu po prostu słuchając muzyki z przyjemnością, AKG to moje personalne flagowce, natomiast HD800 to przysłowiowy wół roboczy, ponieważ jako że znam je jak własną kieszeń i słuchałem na naprawdę wielu różnych urządzeniach, najłatwiej jest mi z ich perspektywy określić różnice między jednym a drugim sprzętem, czy nawet odnieść się do pamięci.
Spośród wszystkich par słuchawek nawiązała się też w pewnym momencie bardzo ciekawa wymiana ciosów, ale od strony Coplanda konfrontowanego z Bursonem. Okazało się bowiem, że choć Copland wyrwał Bursonowi punkty lepszym dogadaniem się z HD800, tak ten oddał mu równie boleśnie kradnąc związek z K1000. Czemu? W dużej mierze z tego samego powodu, co przy Hugo TT: średnica. Chord serwował ją bliżej i już sam ten fakt powodował lekkie przedobrzenie na AKG, tymczasem 215-stka idzie o krok dalej i nie tylko ją przybliża jeszcze mocniej, ale też nasyca i dociąża. Jeśli doliczymy do tego wspominane lekkie zmiękczenie niższego basu oraz subtelne przygładzenie sopranu, okaże się, że przyjemności być może w K1000 będzie nadmiar i ponownie wpadniemy w przedobrzenie. Moją M-35 uwielbiałem m.in. za to, że choć potrafiła przygładzić sopran, dawała w zamian dodatkowy wygar na basie. Czuć było moc i szczere kopnięcie, a co przy tak niewydajnych słuchawkach jak K1000 jest czasami sprawą wręcz kluczową. Copland tak z basem nie czyni. Burson nadaje natomiast większej dokładności i precyzji na linii basowej, robiąc przy okazji niemały użytek ze swojej dużej mocy wyjściowej. Gra z nimi lepiej technicznie, do tego przestronniej i z większa gracją podkreślając ich naturalną otwartość. Jak nie trudno więc się domyślić, grające właśnie w taki techniczny sposób HD800 stały się naturalnym kompanem do przyjemniejszego i bardziej potulnego grania Coplanda. Każdy więc ma tu swojego amatora i towarzysza serwującego wszystko to, co najlepsze, zmierzając ku pojęciu „złotej synergii” swoją własną, indywidualną ścieżką.
A co tymczasem z Audeze? W tym teście zadziwiająco, ale okazały się swego rodzaju ignorantami. Jakkolwiek by to nie brzmiało pod ich adresem obraźliwie, po prostu było im w sumie bez znaczenia, czy rolę źródła pełniło jedno czy drugie urządzenie, bowiem z każdym potrafiły się porozumieć bardzo dobrze, a co dobrze świadczy o ich uniwersalności. Z Coplandem grały nieco bardziej średnicowo od Bursona, bardziej kameralnie, ale niesamowicie urokliwie.
Zbliżając się już powoli ku końcowi pozostaje mi stwierdzić, że Copland DAC 215 to urządzenie pod paroma względami zaskakujące. Najpierw zaskakuje ceną, bo jednak 8500 zł to nie przelewki. W tym kontekście zaskakuje trochę wzornictwo, które będąc stylistyką retro, kontrastuje z dotychczasowymi trendami na coraz bardziej nowoczesne w kształtach modele w kontekście wspomnianej ceny. Ale gdy podepnie się im porządne słuchawki, wtedy zaskakuje wszystkim innym: paletą barw, przyjemnością, emocjami, ciepłotą. Tą ostatnią nie w sensie tonalnym, a charakteru, pozytywnego i pełnego szczerych emocji, przyjaznych intencji, kojących nas dźwiękami tak, jakby przyszło nam się rozpłakać po doświadczeniu zrozumienia, miłosierdzia i przebaczenia ze strony osoby przez lata przez nas gnębionej i poniewieranej.
To może się wydawać głupie z perspektywy samej recenzji, ale osoby słuchające muzyki nietypowej, wolnej i nieunikającej właśnie sfery emocjonalnej, potrafią z odpowiednim sprzętem i na odpowiednich słuchawkach przeżywać muzykę tak samo głęboko, jak inni podczas oglądania dobrego filmu czy książki. I tak samo wzruszać się, płakać. Mi także się to zdarzyło, podczas nocnego słuchania ścieżki dźwiękowej Austina Wintorego do gry ABZÛ, którą kupiłem w wydaniu cyfrowym zaraz po tym.
Wiele osób nie dowierza, że muzyka może powodować – zwłaszcza w dorosłym człowieku – takie reakcje (nie tylko Clannad). Nie świadczą one wcale o jego słabości czy problemach emocjonalnych, jak niektórzy próbują przy tej okazji imputować, ale posiadania unikatowej w dzisiejszych czasach umiejętności doszukania się w muzyce piękna pierwotnego i czegoś więcej. Być może swoistej cząstki Bożej, złożonej z pracy ludzi obdarzonych na tyle dużym talentem, aby stać się częścią tak przepięknie grającej orkiestry. To znacznie większy i szlachetniejszy obraz aniżeli sprowadzenie muzyki do przekleństw, łupania basem i byle jakiego tła do wykonywania codziennych, nudnych czynności.
To coś głębokiego i osobistego, przeżywanego często samemu w zaciszu, prywatny koncert pełen światła i ciepła rozgrywany w naszej głowie tu i teraz, a jeśli ktoś tego nie rozumie, jego sprawa. Niemniej sprzęt odgrywa w tym wszystkim znaczącą rolę, tak samo jak okoliczności w których przychodzi nam muzyki słuchać. Nie da się przejąć książką w pociągu, gdy wokół pełno nieznanych nam ludzi, przed którymi najczęściej ukrywamy swoje emocje. Tak samo nie da się wzruszyć filmem odtwarzanym na malutkim ekranie i nędznych głośniczkach. Nie inaczej nie da się moim zdaniem zasmakować głębi muzyki na byle jakim sprzęcie, który z wszystkich niuansów, detali i realizmu nam go będzie ograbiał. Albo czynił nadmiernie technicznym, odtwarzanym.
Przy trochę mniej personalnej z kolei analizie powstaje pytanie czy aby wzruszenie takie ma charakter autentyczny, a jeśli tak, to czy potrzeba jest wydać aż tyle pieniędzy. Odpowiedź na to pierwsze każdy znajdzie sobie sam indywidualnie podczas samodzielnych odsłuchów, natomiast na to drugie brzmi ona: teoretycznie nie. Można kupić sprzęt tańszy i czerpać z niego równie wielką satysfakcję oraz doszukiwać się tego samego ładunku emocji zaklętego w danej muzyce. Nie zmienia to jednak faktu, że Copland absolutnie się do grona takich urządzeń zalicza i nawet stosunkowo syntetycznym słuchawkom potrafi zaświecić niczym Zbawca sprowadzający na dobrą drogę, wynosząc wspomniane emocje na zupełnie inny, nowy i wysoki poziom. DAC 215 kierowany jest dla osób chcących wyjść poza schematy i muzykę autentycznie przeżyć, a nie tylko sobie ją odtworzyć. Dla nich będzie on wart tych pieniędzy, a wobec konkurencyjnego asortymentu sprowadzi się w kwestiach wyboru do serwowania tych samych emocji, ale od innej strony i o innym smaku.
Podsumowanie
Ostatecznie mogę powiedzieć, że z odsłuchów Coplanda wychodzę bogatszy o nowe doświadczenia i doznania. Moje zadowolenie oscyluje nie tylko wokół sposobności usłyszenia bardzo interesującego brzmienia, ale też zdobycia kolejnej wartościowej cegiełki dorzuconej do wciąż rosnącej ściany wiedzy i doświadczenia. Była to też duża wartość poznawcza wobec kreującego się u mnie powoli przeświadczenia, że nie da się znaleźć na rynku porządnej integry opartej o stopień lampowy. Oczywiście wszystko jest kwestią ceny i z pewnością rynek audiofilski miałby przynajmniej parę sugestii (rujnujących przy okazji portfel kwotą pięciocyfrową), ale o ile osiem i pół tysiąca złotych może się wydać kwotą również dosyć zawrotną, to właśnie tutaj okazało się, że spełnienie wymagań jakościowych do tego stopnia, by rywalizować z bardzo uznaną integrą dyskretną, mogło mieć miejsce.
Copland okazał się być układem może mniej uniwersalnym, ale skłaniającym się w bardzo kuszącą, przyjemną i niesłychanie wynagradzającą wszelaki trud stronę. To układ moim zdaniem strojony wybitnie do pracy z HD800 i wszelakim im podobnych modelom słuchawek, takich jak K812 PRO, T1 itd. Cała śmietanka dynamiczna, która od bardzo długiego czasu potrafi być targana za uszy z tytułu ekscesywnej góry, tak trudnej do opanowania na wielu układach, a jednocześnie tak zdaje się banalnej z perspektywy 215-stki. Ale i inne słuchawki również się na nich świetnie odnajdują, bardzo mocno ograniczając ilość tych, co do których w efekt końcowy będzie można powątpiewać. Mimo teoretycznie mniejszej Po mojej stronie taką parą w zasadzie okazały się praktycznie tylko K1000, ale to unikat, który ma przecież też swoje wymagania i kaprysy. Z innymi słuchawkami najczęściej było obficie, pełnie, zupełnie jak „nie lampa”, ale jednak lampa. I chyba właśnie o to chodziło, przez co sprzęt tak bardzo przypadł mi do gustu i z takim żalem go potem odsyłałem. Tym samym z mojej strony Rekomendacja dla kolejnego ciekawego klocka wartego posłuchania. Zwłaszcza z dobrymi słuchawkami.
Sprzęt można nabyć w sieci sklepów Top HiFi w cenie 8 499 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- bardzo solidnie wykonany i z użyciem porządnych materiałów
- dobre wyposażenie w funkcje użytkowe (w tym możliwość pracy jako DAC/PRE)
- podwójne wejście optyczne
- DAC ESS Sabre32 z nadajnikiem Amanero na pokładzie
- zastosowane rozsądne rozwiązania termalne
- kapitalnie łączy ze sobą możliwości tranzystora i lampy
- bardzo niski poziom szumów własnych
- nacisk na przyjemność, realizm i wokalizę
- bardzo dobrze kreowana scena pod względem szerokości i ogólnej holografii
- potrafi z łatwością zgrać się z większością słuchawek bez względu na ich klasę (jednocześnie preferując oczywiście te z wyższych sfer)
- świetne rezultaty w połączeniu z wyższymi słuchawkami dynamicznymi
- praktyczny włącznik umieszczony z przodu
Wady:
- ze słuchawkami grającymi od startu średnicowo możliwe jest przedobrzenie na efekcie końcowym
- brak czytelnej informacji nt. mocy wzmacniacza słuchawkowego
- akrylowy przełącznik wzmacniacza jednak zamieniłbym na metalowy
- praktycznie brak jakichkolwiek akcesoriów dodatkowych
- przy wymianie lamp konieczne jest zdjęcie całej obudowy
- poza tym nie pogardziłbym jeszcze pilotem zdalnego sterowania
Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Wreszcie lampa! W dodatku tak dobra… zazdroszczę, z przyjemnością sam spędziłbym kilka wieczorów na odsłuchach. Wygląd w retro stylu jednak kolorystyką pasujący do dzisiejszej mody. Z tego co widziałem jest również czarna wersja kolorystyczna która wygląda równie ciekawie, zwłaszcza po wygrzaniu lamp.
Czytając recenzje czuję się wpływ dźwięku na tekst pisany i emocje w nim zawarte. Jedna z lepszych jaką czytałem, oby więcej takich sprzętów. Pozdrawiam.
Bardzo dziękuję za ciepłe słowa.
To prawda, Coplandowi bardzo się ich układ udał i słuchałem go z nieskrywaną w treści recenzji przyjemnością. Na pewno nie jest to pierwsze urządzenie wpływające swoim graniem na formułę recenzji w stronę bardziej górnolotnej, ale też również mam nadzieję, że wiele jeszcze innych sprzętów wywoła u mnie takie emocje. Zwłaszcza że Copland nie ma typowych wad sprzętu tego typu i przyznam byłby na mojej krótkiej liście zakupowej, jeśli nie miałbym w tej chwili V2+ (na całe szczęście wciąż mam więc portfel jakkolwiek ocalony). Tak, jest również wersja czarna i to właśnie w nią bym celował, nawet mimo faktu że srebrny front bardziej komponuje się z HD800.
Również pozdrawiam.
Świetny sprzęt i kolejna świetna recenzja 🙂
Nie rozumiem tylko, dlaczego producenci zarówno tego combo, jak i Bursona poskąpili na wyjściu BAL – rozumiem, gdyby w portfolio były lepsze – droższe propozycje tego typu, ale oba urządzenia z tego co widzę są jedynymi przedstawicielami. Czy są może jakieś ograniczenia typu konieczność stosowania dwóch kości DAC aby takie złącze było aplikowane i miało sens? Chińska konkurencja zdaje się nie mieć tego typu problemów i oferuje w swoich modelach komplet wyjść.
Dziękuję.
Burson kiedyś ustosunkował się z tego co pamiętam do takiego pytania i odpowiedział, jeśli dobrze pamiętam, że nie są w tej chwili zainteresowani takimi urządzeniami. O dokładnych powodach nie wspomniano, ale balans sam w sobie jest:
– nie aż taki prosty do wdrożenia, jak mogłoby się wydawać,
– podnoszącym koszt całościowy rozwiązaniem,
– nakładającym wymagania i ograniczenia,
– rozwiązującym na ogół problemy mocowe, których akurat Conductor na ten przykład nie posiada.
W przypadku chińskiej konkurencji też różnie może to być realizowane. Sygnał musiałby być w pełni podlegać rozseparowaniu, a więc dual AMP, dual DAC i do tego odpowiednie sterowanie. Część urządzeń jakie widziałem potrafiła mieć „oszukany” balans, ze względów oszczędności czy bezpieczeństwa. Polegał on na tym, że sygnał symetryczny był w pewnym momencie desymetryzowany i potem ponownie rozdzielany. W efekcie nie uzyskiwało się sygnału mającego prawidłowy w ramach definicji balansu przebieg przez wszystkie etapy toru audio.
Poza tym same słuchawki również winny mieć złącze zbalansowane oraz na tyle duże wymagania, aby skorzystanie z trybu zbalansowanego miało tam jakikolwiek sens. Dominują natomiast na rynku dziś urządzenia wysokowydajne z kablem jednostronnym oraz coraz śmielej wchodzące urządzenia bezprzewodowe. To powoduje ostatecznie, że taki sprzęt traktowany jest jako nisza dla entuzjastów jak podejrzewam.
Tak też myślałem, dziękuję za szczegółowe opisanie problemu i jako początkujący entuzjasta czuję się w tej materii (braku BAL) mocno niedpieszczony przy takim pułapie cenowym 😉 Dodatkowe plusy dla recenzji i recenzenta lecą za wspomniany Clannad 😉 i chętnie w przyszłości widziałbym odniesienie do większej ilości „materiału testowego” bo już kilka propozycji muzycznych przypdało mi do gustu 🙂
Proszę uprzejmie.
Problem jest taki, że materiały te raz iż się często powtarzają, dwa że lubią znikać ze streamów i pozostawiać wtedy w recenzji 404-ki w miejscach ich osadzenia. W razie czego sporo ostatnio muzyki przewija się po forum, także tam zapewne znajdzie się coś ciekawego 🙂 .
Jest szansa,że to urządzenie dobrze wysteruje słuchawki Audeze LCD-3 bez tzw. „gumowego basu” i przegrzanej średnicy ?
Jeśli prawdą jest, że nowsza rewizja LCD-3 gra równiej i jaśniej od starszej, to myślę że jest na to szansa.
Dzięki za odpowiedż.Miałem kiedyś jak się tylko pojawiły w Polsce LCD-2 jeszcze bez „F” i pamiętam jak ciężko było je dobrze „napędzić”, nawet z posiadanym wtedy przeze mnie Lebenem 300 było przyjemnie acz tylko poprawnie .
Słyszałem je potem z różnymi tranzystorami było lepiej technicznie ale nie było tego czaru jak z lampy 🙂
Pytałem w kontekście ciekawej promocji robionej przez Dystrybutora w której zestawia ze sobą te dwa urządzenia .
Niestety jestem jeszcze kilka tygodni poza Krajem i nie mam możliwości osobiście posłuchać .
Proszę uprzejmie. Być może ta dyskusja rzuci trochę światła na kwestię: https://forum.audiofanatyk.pl/index.php?/topic/1617-zestaw-s%C5%82uchawkowy/&do=findComment&comment=7739
Co do napędzenia, przyznam że nie miałem przyjemności próbować w tym względzie wcześniejszych wersji LCD-2, ale wszystkie ich modele były dla mnie z reguły „łatwopędliwe” i nawet z LCD-4 nie miałem na tym polu problemów. Bardziej myślę jest to kwestia realnej klasy sprzętu.
Dzięki za recenzję Jakubie.
Czyli można pokusić się o stwierdzenie że recenzowany tutj sprzęt to takie Aune T1 mk2, tylko że o parę klas lepsze?
Pozdrawiam
Sprzęt prezentuje bardzo dobry stosunek cena/jakość. Posiadam go w dużej mierze dzięki Pańskiej recenzji i mnie bardzo mile zaskoczył. Miałem ostatnio wypożyczone Focale Utopie i grały na nim niezwykle detalicznie, dynamicznie, ze świetnym wypełnieniem średnicy oraz spójnie, muzykalnie. Zrobiło na mnie w wielu utworach ogromne wrażenie. Myślę, że synergia między nimi z pewnością więcej niż dobra. Moimi spostrzeżeniami na temat brzmienia słuchawek wraz z tą integrą, podzieliłem się na ceneo: https://www.ceneo.pl/49918664#tab=reviews
Dziękuję za recenzje, która pomogła mi w doborze odpowiedniego sprzętu, zgodnego z moimi upodobaniami muzycznymi!!!
Serdecznie pozdrawiam!!!
Witam
Czy Te same spostrzeżenia odnosnie wybitnej synergii Coplanda z oryginalnymi HD800 będą odnosiły się także do wersji nowszej z S – HD 800S ?
Czy może od tamtego czasu pojawiły się jakieś sprzęty które także mają tak dobrą synergie z HD800S ?
Wogóle to wybitna recenzja – można czytać z niezwykle przyjemnym rozmarzeniem.
Pozdrawiam
Witam i dziękuję za ciepłe słowa.
Jeśli mowa o starych rewizjach HD 800 S to powinno być podobnie dobrze. Natomiast do nowszej rewizji raczej skłaniałbym się w stronę Pathosa Aurium, jako że nowsze HD 800 S mają mniej basu od oryginalnych 800-tek. Aurium może ładnie wyciągnąć im najniższe rejestry.
Również pozdrawiam
Dziękuje za odpowiedz, nie wiedziałem że HD800 miały rewizje, byłem pewny że wypuszczono w 2009r. oryginalne HD800 a nastepnie w 2015r. – HD800S i na tym koniec. Ja mam swoje od miesiące czyli wychodzi na to że mają słabszy bas niż wcześniejsze ? Na razie mam integre Bursona performance 3, Dac z bursona chyba powinien się zgrać z Aurium, jak Pan myśli ? Jeszcze wchodzi w gre integra Pathosa – Converto ale obawiam się żę może jednak za bardzo zagęścić i „zmulić” dzwięk a ja lubie dokładnośc precyzje i szczegółówość HD800S 🙂
Chyba że na razie tylko Aurium + Burson a w przyszłości Aurium + Converto tylko czy nie bedzie też za mało precyzji a za dużo ciepła. A też ten Copland po Pana recenzji dalej kusi 🙂
Proszę uprzejmie Panie Piotrze. Również jestem mocno zaskoczony, ale pomiary i odsłuchy z pamięci jednak mocno wskazały na to, że HD 800 S posiadają dwie rewizje. Zaraz Panu wszystko dokładnie wyjaśnię, aczkolwiek zapowiadam już teraz że kusi mnie retrospekcyjna recenzja HD 800 S właśnie w nowej rewizji.
HD 800 non-S, czyli te oryginalne, podobno miały mieć 3 rewizje. Do numerów seryjnych 3000, potem do 17000, potem już bez odchyleń. Wg właścicieli tych słuchawek, różnica jest w cieplejszym graniu. Im starsze, tym cieplej grające i z mniejszym wybiciem na sopranie. Osobiście uważam że jest to wrażenie powstałe wyłącznie z racji przebiegu, padów i zużycia słuchawek, a HD 800 tak naprawdę miały wyłącznie jedną rewizję. Mój egzemplarz miał numer w okolicach 48000 jeśli dobrze pamiętam.
HD 800 S posiadają dwie rewizje.
Pierwszą znajdzie Pan na blogu, posiadała pudełko takie same jak HD 800 non-S, kable różniły się tylko kolorami, w zestawie dawano wersję XLR, pałąk posiadał kontynuowaną numerację z modelu HD 800 i ogólnie nazwę modelu tylko HD 800. Ta wersja grała faktycznie mocniejszym basem i cieplejszą górą niż model non-S, ale zwróciłem uwagę iż odbyło się to kosztem sceny oraz czystości basu. Na „brudny bas” zwrócił swego czasu uwagę także Tyll Hertens z InnerFidelity, więc swoje wrażenia jakoby potwierdziłem w ten sposób. Niestety nie wykonywałem wówczas jeszcze pomiarów.
Druga rewizja to zmiany na wielu płaszczyznach. Zmienili pudełko i wyposażenie, zastępując aksamitną wyściółkę zwykłą gąbką. Kable mają inne splittery, wersja 6,3 mm nie ma już napisu „Sennheiser” na sobie, a wersję XLR zastąpiono wariantem 4,4 mm. Być może takie były życzenia użytkowników. Konstrukcyjnie nowe HD 800 S dostały inną obudowę: widełki są zwykłym plastikiem zamiast malowanym plastikiem, są też grubsze i nie mają już przykręcanego śrubką wnętrza, tylko wciskane. To najłatwiejsza do rozpoznania cecha zewnętrzna. Pałąk ma już napis HD 800 S ze zrestartowaną numeracją i pisany inną czcionką. Brzmieniowo natomiast jest to model pośredni między 800 a starymi 800 S: ma najmniej basu, jest go mniej niż w 800 w zakresie zejścia. Średnica mam wrażenie że delikatnie została pogłębiona, choć tutaj zmiany są raczej minimalne i pochodne innych cech. Góra jest bardziej punktowo znormalizowana, czyli powalczono z pikiem w 6 kHz bez ocieplania całości jak w starych 800 S. Scena uległa redukcji, zwłaszcza na szerokość. 800 miały zauważalnie większą scenę na szerokość.
Bursona na testach od czasów CV2+ nie miałem. Otrzymałem co prawda ofertę przetestowania jednego egzemplarza od osoby prywatnej, ale z niedorzecznymi żądaniami, toteż odmówiłem. Niedługo potem egzemplarz ten uległ z tego co czytałem awarii (szumy, trzaski, jeden kanał martwy). Zamiast Converto może Pan bardzo tanio wybrnąć z tematu za sprawą Toppinga D90 lub nawet D10S ale ze zmienionym wzmacniaczem operacyjnym i do dowolnego z nich Aurium jako wzmacniaczem. Converto jest precyzyjny, ale do HD 800 S szukałbym czegoś z po prostu większą sceną, aby wyciągnąć szerokość nowej rewizji tych słuchawek. Copland nie ma z tym problemu, bo grał pięknie na szerokość. Jeśli ma Pan gdzieś w pobliżu salon audio z Coplandem na wystawie, można przejść się do nich ze słuchawkami i spróbować odsłuchów na miejscu. Wtedy wszystko stałoby się jasne. Moim zdaniem Copland to wbrew pozorom bardzo bezpieczny wybór pod nowe HD 800 S.
Niewiem jak Panu dziękować za tak szczegółowa odpowiedz 🙂
A czy połączenie Aurium + dac z burson 3performance już nie powinno byc zadowolajace ? Czy topping d90 + aurium to zdecydowanie lepsze połączenie ? Odnośnie samych hd800s zauważyłem właśnie niekiedy wycofanie średniego pasma (instrumenty które zazwyczaj byly dobrze słyszalne niekiedy prawie znikaja z piosenki).
Proszę uprzejmie.
Nie wiem, gdyż jak pisałem urządzenia nie testowałem, ale patrząc po opisach osób bardzo osłuchanych w takiej klasy sprzęcie, raz iż połączenie to nie ma sensu przy koncepcji użycia osobnego wzmacniacza, a dwa, że z D90 wychodzi to po prostu taniej i bardzo czysto jeśli chodzi o dźwięk.
Copland może ten efekt załagodzić.
Witam ,wiem że temat stary ,ale właśnie kupiłem to urządzenie głównie po przecztaniu tej recenzji po odsłuchu w salonie, wiem jak działa wzmacniacz w tym Coplandzie ,wiem że DAC nie wykorzystuje lamp ,ale nie wiem co się dzieje gdy słucham tego DACa z wyjścia słuchawkowego tego urządzenia ,czy sygnał przechodzi przez lampy ,czy brzmienie jest docieplone jak w samym wzmacniaczu czy raczej gra jak DAC ,czyli bez zabiegów dopełniających ,bardziej sucho ?
Witam ! Panie Jakubie, jeśli mógłbym prosić o poradę byłbym b. wdzięczny. Chciałbym się zapytać jaki sprzęt byłby lepszy do Audeze lcd2 classic. Zamierzam kupić owe słuchawki, bardzo mi sie spodobały i miałem okazje przetestować je z Coplandem, świetnie to brzmiało. Ale pierwotnie myślałem o Burson Conductor 3xPerformance DAC/Amp. Niestety nie mam okazji posłuchać go razem ze słuchawkami. Nie wiem czy Copland nie ociepla za bardzo i tak już ciepłych słuchawek, może lepiej sasowany byłby Burson który jeszcze ma balans… Oba na pewno są super, ale który bardziej pasowałby do LCd2 classic. Czy może lepiej dopłacić do LCD2 ?
Witam Panie Andrzeju,
LCD-2C kojarzę że były wystawione u nas na forum w dziale Komis. Chyba nawet od razu z kablem ode mnie, więc można powiedzieć że okazja na dwie pieczenie na jednym ogniu.
Co do urządzeń wymienionych, tylko jedno z nich „super” i jest nim Copland. Burson to moim zdaniem wyrzucenie pieniędzy w błoto. Sprzęt szumi, strzela przy włączaniu/wyłączaniu, jest awaryjny i niebezpieczny dla słuchawek. Ludzie narzekają na wyświetlacze, zasilacze, USB, w sumie na wszystko. Na head-fi spalił komuś Susvary. Tak więc dylemat między tymi urządzeniami dla mnie osobiście praktycznie nie istnieje. Warto też poczytać u nas na forum o gwarancji co się potrafi tam dziać.
Baaardzo dziękuję za tak szybką odpowiedź. Postanowiłem przetestować Coplanda po pana świetnej recenzji. Oprócz Lcd2c podpiąłem pod niego używane przeze mnie w terj chwili Hifiman Sundary i szczerze mówiąc byłem zdumiony. Wyniósł te słuchawki na poziom wyżej, nie spodziewałem się aż takiej różnicy a miałem kilka innych wzmacniaczy do nich wcześniej. Ifi zen dac, Fostex. Ale to co zrobił ten Copland….. Nie mniej Audeze jednak bardziej do mnie przemawiają i zdecyduje się na ten krok 😉
Dzień dobry,
Widzę, że ten sprzęt cieszy się uznaniem od ponad 6 lat, i zastanawiam się czy dac nie powinien przejść jakiejś ewolucji. Czy po prostu jest tak dobry, że nie ma co zmienić.
Pytam w kontekście zakupu czy np. nie szukać nowszych rozwiązań.
Dzień dobry,
Ewolucję musiałby być może w pierwszej kolejności przejść człowiek, aby usłyszeć różnicę płynącą z lepszych parametrów technicznych :). Tą w zakresie recenzowanego Coplanda raczej i tak zniwelowałaby hybrydowa topologia urządzenia. Lampa zawsze będzie miała swoje ograniczenia (ale i pewne korzyści) płynące ze swojego zastosowania. Osobiście uważam, że poziom Coplanda był i nadal jest w zupełności wystarczający do zbudowania bardzo fajnego systemu audio.
Dzień dobry,
Od 3 lat jestem fanem słuchawek Audeze i dzięki tej recenzji trafiłem na tego Copland.
Do niedawna posiadałem Audeze LCD2C i zasilałem je kompaktowym Shanling H7 po balansie na kablu Forza Noir, byłem b.zadowolony z tej konfiguracji. Niedawno udało mi się kupić upragnione od zawsze LCD3 i jednak z tego co słyszę, zasługują one na lepsze źródło niż te które obecnie posiadam. Mam wrażenie że jest niewykorzystany ich potencjał. Idąc za ciosem, myślę o tym Copland. Tym bardziej że cena jest już w miarę przystępna.
Ale mam dylemat i tu zwracam się z uprzejmą prośbą o doradzenie. Czytając Pana świetne recenzje, zachwala Pan Burson V2+ który podobno też świetnie zgrywa się z LCD3. Czy warto oszczędzić ponad 3000 zł i kupić używany V2+ (akurat jest okazja). Czy jednak DAC215 ?
Pozdrawiam serdecznie