Aune to bardzo ciekawy producent trzeba przyznać. Taki, który potrafi jedną linię produktów wypuścić dosyć przeciętną jak na swoją cenę (na przykład odtwarzacze przenośne), a inną jako wysoce udaną, tak jak najnowsza seria X oraz wysokie modele z serii S. Być może więc idąc za ciosem bardzo ciekawego X7s, który wprowadził jako pierwszy do produktów Aune topologię semi-BAL (symetryzującą sygnał RCA w kalkulacji na czystą moc), ten sam zespół zaprojektował potwora, którego można byłoby spokojnie nazwać X77. Zdecydowano jednak inaczej i tak oto powstał wzmacniacz zbalansowany S7. Tym razem w pełni.
Dane techniczne
- Pasmo przenoszenia 20 Hz – 80 kHz (+/-0.1 dB)
- THD+n: <0.0005% dla 1kHz / 32 Ohm
- Impedancja wyjściowa: < 1 Ohm
- Stopień wzmocnienia (gain): -15 dB (LOW), +4 dB (HIGH)
- Wymiary: 288 × 211 × 63 mm
- Waga: 3 kg
Wyjścia słuchawkowe
- XLR (BAL)
– SNR: > 126dB (dla 600 Ohm)
– Moc dla 32 Ohm: 3400 mW
– Moc dla 300 Ohm: 450 mW
– Przesłuch międzykanałowy: >-105 dB (dla 1 kHz / 600 Ohm)
- 6.3 mm (SE)
– SNR: > 124dB (dla 600 Ohm)
– Moc dla 32 Ohm: 1050 mW
– Moc dla 300 Ohm: 112 mW
– Przesłuch międzykanałowy: >-101 dB (dla 1 kHz / 600 Ohm)
Zawartość opakowania
- instrukcja
- kabel zasilający
- adapter jack 6.3 mm – 3.5 mm
Jakość wykonania i konstrukcja
Przyznam że byłem dosyć ostrożny na początku wobec tego wzmacniacza, zwłaszcza w ramach jego oceny opłacalności w kontekście „pełniej” wyposażonej S6… kosztującej tyle samo. Dopiero z czasem zacząłem nie tylko coraz mocniej doceniać walory tego wzmacniacza, ale i odkryłem sporo dodatkowych atutów, których nie dało się w pierwszych chwilach dostrzec. Trzeba było do tego nie tylko kilkunastu bardzo różnych par słuchawek i wrzucenia wzmacniacza na głębokie wody, ale też zmiany mojej własnej na niego optyki: nie jako „kompana” dla S6 tak jak przy X1s i X7s, a zupełnie niezależną pozycję w ofercie, bardziej jak S16 i S18. Urządzenia więc takie, które choć wyglądają bardzo podobnie i tworzą wspólnie system odsłuchowy, nie są sobie w sposób bezwzględny dedykowane. Będę to podkreślał jeszcze kilka razy w treści recenzji, bowiem jest to moim zdaniem rzecz bardzo ważna dla potencjalnego nabywcy i nie sugerująca mu konieczności nabywania dwóch segmentów jednocześnie, aczkolwiek nikt nie mówi że tak uczynić nie można i nie będzie grało to bardzo dobrze (zwłaszcza po wyjściach BAL).
Wzmacniacz przychodzi do nas bardzo dobrze zapakowany, w tym samym praktycznie pudełku co S6, różniąc się jedynie wyposażeniem. Wykonany jest z wysokiej jakości materiałów, nawiązując materiałowo do serii X. Nawet sposób malowania jest ten sam, tj. matowość lakieru kontrastująca z tym, co mieliśmy na S16, ale i tak mamy tu mocny alarm przeciwpaluchowy (okrutnie wszystko widać).
Przednia ścianka to kanonada wyjść słuchawkowych. Mamy tu wszystko co potrzebne współczesnemu zjadaczowi słuchawek: XLR 4-pin, dwa osobne XLRy 3-pinowe oraz klasyczne wyjście single-ended 6,3 mm. Do wyboru, do koloru. Należy jednak pamiętać, aby wykorzystywać w danej chwili tylko jedno wyjście słuchawkowe, dokładnie tak jak miało to miejsce przy X7s. Inaczej bardzo łatwo będzie można przeciążyć końcówkę mocy wzmacniacza, zwłaszcza gdy będziemy próbowali mieszać ze sobą parę SE z parą BAL o różnych opornościach. Analogii można poszukać np. przy wzmacniaczach stereo.
Kontrola nad wzmacniaczem odbywa się poprzez mały przełącznik SELECT na wzór X1s. Ma on dwie funkcje: przy krótkim naciśnięciu wybierane jest wejście INPUT sygnalizowane diodą LED: czerwona to RCA, zielona zaś – XLR. Przytrzymanie z kolei powoduje zmianę stopnia wzmocnienia. Dostępne są dwa tryby: LOW GAIN (zielona dioda) i HIGH GAIN (czerwona dioda), pierwszy mający -4 dB, zaś drugi aż +15 dB. To ogromny skok głośności i bardzo często przyznam brakowało mi jakiegoś stanu pośredniego. Z niektórymi słuchawkami w trybie L musiałem wędrować potencjometrem daleko poza połowę skali i zbliżać się do końca regulatora, ale przy trybie H musiałem trzymać się bardzo blisko jej początkowych zakresów.
Potencjometr jest tu analogowy i przyznam: po raz pierwszy chyba żałuję, że nie jest to układ cyfrowy jak w S6. Wszystko przez to, że ze względu na topologię mieszającą ze sobą zarówno SE jak i BAL, występuje tu naturalny przy takich konstrukcjach (i bardzo specyficzny) problem z balansem kanałów przy bardzo niskich poziomach głośności. W normalnych warunkach (tj. w trybie L) nie ma problemu, tak samo jeśli źródło samo w sobie ma regulację głośności, ale ze względu na potężny zastrzyk wzmocnienia w trybie H (oraz 100% głośności przy źródłach takich jak SC808) często natrafiałem na sytuację, w której jeden z obu (!) kanałów mi zanikał. Da się to wyregulować, ponieważ w jedną stronę zanika lewy, w drugą prawy i przy odpowiednich ruchach potencjometrem można je spokojnie wyważyć w centrum, ale fakt faktem przy wydajnych słuchawkach potrafi być to trochę irytujące. Niestety z tego co wiem wiele sprzętów zbalansowanych posiada takie problemy, jeśli nie wszystkie i loteria polega na tym, czy uda nam się z posiadanym przez nas sprzętem to usłyszeć.
Z tyłu oczywiście miał miejsce pogrom, bowiem wyleciała cała sekcja cyfrowa i pozostawiono tylko i wyłącznie parę wejść XLR i RCA. Denerwuje włącznik sieciowy, który swoje miejsce znalazł po lewej stronie od wtyku zasilającego. Wolałbym, aby znajdował się z prawej strony przy krawędzi obudowy urządzenia, by można było wygodniej po niego sięgać i nie wyginać w ten sposób niepotrzebnie palców.
Trochę boli też brak funkcjonalności przelotkowej lub PRE, jak w X7s, ale cóż, nic na to nie poradzimy. Niezrozumiały jest dla mnie brak kabli sygnałowych RCA lub XLR. Nie posiadają ich co prawda także X7s (tu uznaję to za podyktowane względami budżetowymi) i S6, ale o ile ta ostatnia może działać spokojnie samodzielnie (w końcu to integra) i obejść się praktycznie bez czegokolwiek (kabel USB jest w zestawie), o tyle tutaj przyznam już przy takiej kwocie raczej wypadałoby coś dorzucić. Głowy by nie urwało, a sporo ułatwiło, chociażby jakieś początkowe etapy testowe.
Mimo wszytko urządzenie pozostawiło po sobie dobre wrażenie i nawet do zachowania się potencjometru można rękę przyzwyczaić. Ba, paradoksalnie nawet wykorzystać w pewnych sytuacjach jego ułomność na naszą korzyść, gdy słuchawki same z siebie mają problemy z balansem kanałów. Aczkolwiek jest to już trochę takie szukanie pozytywów na siłę, którego w cenie 2500 zł moim zdaniem jednak być nie powinno. Możliwe też jest, że to tylko przypadłość sztuki testowej. Osobiście cieszę się również, że balans odpowiednimi ruchami gałką da się wypozycjonować idealnie bez względu na głośność docelową, także w sytuacji, gdyby ten „typowy ALPS” miał miejsce przy sprzęcie konwencjonalnym, nie mielibyśmy nawet i tego.
Przygotowanie do odsłuchów
Aune S7 przyjechał jako sprzęt całkowicie nowy, także podlegał standardowej procedurze 48-godzinnego dotarcia. W tym czasie (i w sumie też wykraczając poza niego) zademonstrował w zasadzie tylko jedną istotną zmianę: redukcję narzutu własnego. Ostatecznie miałem wrażenie, że nastąpiła ona do proporcji przynajmniej 30:70, przekazując potem znacznie więcej smaczków ze źródła. Warto więc wykorzystać maksymalnie swój okres testowy, również po to aby sprawdzić ją z maksymalną ilością sprzętu przez nas posiadanego.
Sprzętem źródłowym w przypadku testowanego wzmacniacza były:
Konfiguracje wzmacniaczy operacyjnych dla obu kart obejmowały przeróżne kombinacje opierające się o układy:
- Burr Brown OPA2604
- Japan Radio Corp. JRC4580D
- Texas Instruments LM4562NA
- Burson Supreme Sound V5-D (ta kombinacja z SC808 była najczęściej pełniącą honory źródła dla S7)
- SIL 994Enh
W zakresie słuchawek użytych do testów wystąpiły:
- AKG K240 DF
- AKG K240 Monitor
- AKG K270 Playback
- AKG K340 ES-D
- AKG K872
- AKG K1000
- Bowers & Wilkins P7 Wireless (po kablu)
- Bowers & Wilkins P9 Signature
- Etymotic HF2
- Final Audio Design Sonorous III
- Final Audio Design Sonorous IV
- RHA T20
- Sennheiser HD800
Zwyczajowo muzyką były różnorodne pliki dźwiękowe FLAC w jakości od 16/44 po 24/192 z bardzo różnych gatunków muzycznych, najczęściej elektronicznych, eksperymentalnych, ambientowych i elektroakustycznych, ale z uwzględnieniem również jazzu, klasyki, bluesa czy dynamicznej muzyki filmowej.
Jakość dźwięku
Wzmacniacz po pełnym wygrzaniu przekazuje sporo informacji ze źródła, także to ono będzie decydowało o jego ostatecznym kształcie, ale w ramach wspólnego zarysu jest to dźwięk oparty o bliźniaczy fundament co identycznie stylizowana integra S6. Całkiem szybki i równy bas, bardzo podatna na zmiany średnica zachowująca się przez to bardzo różnie (tj. elastycznie), sopran z lekkim wzmocnieniem w punkcie łączenia się ze średnicą i zachowaniem posmaku neutralnego charakteru.
Bas
Równy, należycie szybki i precyzyjny, nie ujmujący jednak potencjalnej mocy. Na wielu źródłach zachowywał mi te właściwości, różnicując jednocześnie swoją konstrukcję lokalną i natężenie w oparciu o to, co otrzymał wejściowo. Choć nie jest to aż taka musztra paradna a’la Quattro II, pułap względem np. także zbalansowanego HPA-3B jest moim zdaniem nieporównywalny na plus dla S7. Aby zmusić go do spowolnienia i przysłowiowego „zamulenia”, konieczne okazało się w moim przypadku sięgnięcie bo bardzo powolne, analogowe układy i zastosowanie kabli również bardziej budżetowych. Rewelacyjnie za to spisały się interkonekty typu Solid Core, że aż sam jestem pod wrażeniem.
Elementy wspólne tego wzmacniacza względem różnych źródeł, o których pisałem wyżej, zasługują na szczególną uwagę. Są w zasadzie zawsze słyszalne i jest w nich taka zaleta, że ponad wszystkim co się zmienia, ta właśnie baza, ten fundament, pozostanie niezmienny i unikając wrażenia monotonności wprowadza pewność i stabilizację. Kompetentna linia basowa to taka, na której możemy się zawsze oprzeć z przekonaniem, że nawet co bardziej frywolne słuchawki nie będą nam wariować. S7 utrzymuje tym samym warstwę kontrolną jakoby podniesioną w jednej ręce, pracując i układając dźwięk poniżej drugą. Po skończonej pracy kładzie zawartość jedną na drugą, aby mogły ze sobą współgrać. Dokładnie w taki sposób odbieram metody kreacji linii basowej S7, ale też w sumie jest to zjawisko słyszane praktycznie na każdym innym etapie i podzakresie tego wzmacniacza. Cały czas jest to pewna drobna warstwa abstrakcji i cechy własne, które wzmacniacz nakłada na sowicie przyjmowaną tonalność źródła.
Powoduje to naturalne problemy z pełnym określeniem jakież te cechy wspólne w ogóle są i nie ukrywam, że to właśnie S7 z całego duetu Aune zajął mi najwięcej czasu potrzebnego na skuteczną ewaluację. Nieocenione okazały się przy tym posiadane przeze mnie karty dźwiękowe, ponieważ ich wymienne konfiguracje wzmacniaczy operacyjnych potrafią w jeden wieczór dać całkiem dobre pojęcie o potencjale do przekazywania skali zmian. A gdy ma się pod ręką jeszcze kilka urządzeń i to wyższej klasy oraz czyniło się tak już wielokrotnie wcześniej (proces poznawczy dawno ukończony), tym bardziej obraz robi się pełniejszy.
Średnica
Optymalna ze wszystkimi tego pozytywami i przymiotnikami. Bardzo ładnie reaguje na charakter źródła, przeklejając słuchaczowi w zależności od jego rodzaju a to bliskie wokale o słyszalnym rozjaśnieniu, a to przyciemnione i nie do końca aż tak bezpośrednie, czy wręcz posiadające w sobie efekt lekkiej dyfuzji, nadając słuchawkom o intymnym, przybliżonym środku spektakularnego zastrzyku przestrzeni i wydźwięku.
Możliwości płynące z tak dużego odzwierciedlania źródła są bardzo duże i rekompensujące chociażby takie funkcje jak spotykane w niektórych integrach konfigurowalne filtry dźwiękowe czy też selektory toru lampowego/tranzystorowego. Nie wymaga to też bezwzględnego posiadania fizycznie kilku źródeł dźwiękowych, aby mogło być przy S7 zrealizowane. Z pomocą przychodzą wymienne wzmacniacze operacyjne i choć jest to zabawa już na poważnie z dźwiękiem, toteż nieroztropna żonglerka przez niedoświadczone osoby powinna być unikana, udało mi się uzyskać w różnych kombinacjach ze zwykłej karty dźwiękowej uzyskać przynajmniej kilka różnych średnic. Każda z nich miała swoje własne zastosowanie, silne i słabe strony, a także odpowiedni zgryw z konkretnymi parami słuchawek.
Daje to całkiem spory obraz możliwości adaptacji toru do swoich potrzeb, ale też trzeba podkreślić, że często jest to balansowanie między kilkoma połączonymi ze sobą zależnościami i jeśli posiadamy np. wyjątkowo ciemne słuchawki, możliwe że dobór innego, stricte jasnego wzmacniacza i DACa będzie lepszym wyborem. Przy założeniu, że ze słuchawkami nie będziemy chcieli się rozstać. Taki dylemat miałbym gdybym przykładowo operował tylko i wyłącznie na Sonorousach III, które to są słuchawkami stosunkowo ciemnymi i przez to lubiącymi się nieco bardziej albo przy jasnych jednoznacznie konfiguracjach z S7, albo S6, ale i tak mimo wszystko jednak preferujących coś zdaje się jeszcze bardziej jasnego, w stylu wspomnianego HPA-3B z podwójnym 994Enh czy też niespecjalnie przeze mnie lubianego HA-2i.
Góra
Neutralna i klarowna w ramach fundamentu, a dopiero potem przekazująca treści ze źródła. S7 na ogół stara się zachowywać zrównoważenie między skrajnymi kierunkami ku jasności i ciemności. Swoisty status quo. Nie jest przez to specjalnie korekcyjny wobec słuchawek, choć nie psuje też i tych znajdujących się po drugiej stronie medalu. Ciemne słuchawki nie do końca w warunkach „generycznych” będą się na nim rozjaśniały, ale też i te jasne nie budowały jeszcze przemożnej jazgotliwości. Opisałem to jednak jako staranie zamiast faktycznej czynności, bowiem w rzeczywistości S7 jest co do reguły delikatnie przesunięty w stronę jasności. Wrażenie to bierze swój początek właśnie z fundamentalnego nawiązania stylem grania do S6, ale ponownie: raptem jedynie nawiązania, nie przejęcia w całości (S6 jest jaśniejsza).
W efekcie wzmacniacz zawsze stara się grać świeżo i czysto, nawet w sytuacji gdy źródło nie jest dobrej jakości i wręcz trąca stęchlizną. Znajdzie się miejsce, żeby wstrzyknąć tu i ówdzie trochę detalu, a to jakieś smaczki, zdrową dawkę dokładności. Teoretycznie nie zawsze jest to korzystne i objawiać się może takowym w systemach i słuchawkach jasnych samych z siebie, tylko że wtedy winniśmy szukać raczej typowo ciepłych konstrukcji, zupełnie przeciwnie niż przykłady wymienione przeze mnie przy okazji opisu średnicy. Przy S7 zaś zanotować sobie możemy adaptacyjność, stale obecną domieszkę świeżości i ogólną uniwersalność – a więc bardzo dobre przymiotniki.
Scena
Bardzo fajna i potrafiąca – po raz n-ty już – upodobnić się do tego co serwuje na wyjściu DAC. To właśnie dlatego najbardziej widziała mi się przy kombinacji S7 z SC808 wyposażonym w Bursony V5. Dźwięk zachowywał się wtedy bardzo w porządku w zakresie konstrukcji, choć też przesuwał się z układu wokalocentrycznego na bardziej dyfuzyjny, dając fantastyczne efekty sceniczne i holograficzne z wieloma modelami słuchawek. Standardowo też występowała tu tendencja do eliptyczności: S7 lubi zaznaczać więcej przestrzeni na szerokość aniżeli głębokość. Może jednak robić to wciąż bardzo kompleksowo, a o czym przekonałem się łącząc S7 po pełnym balansie z S6. Ta ostatnia dziedziczyła po S16 lekką manierę do skracania sobie przebiegów międzyosiowych, podczas gdy wzmacniacz skutecznie to korygował i nadawał w pełni obły kształt.
Dla S7 moim zdaniem najlepszą możliwą sytuacją jest DAC sceniczny. Nie musi to być S6, bo i z DACiem-80 efekty były kapitalne, ale też w ogóle przykład z SC808 może stać się pewną ucieczką z problematyki i zaoszczędzeniem kilku złociszy, jeśli zdecydujemy się na zakup jej z dwoma V5 w duecie dla sekcji I/V. Ze standardowymi JRC4580D również było ciekawie, ale tak ustawiony AIM to bardziej nacisk na werwę i rytmikę oraz równość tonalną z dodatkowym mocnym basem, aniżeli wrażenia sceniczne. Różnica między fabrycznymi I/V a Bursonowskimi w kategoriach tych jest wyraźnie słyszalna i niemożliwa do pominięcia nawet przy 5-8 minutowej pauzie koniecznej na przełożenie kości w ramach jednej karty.
Różnice między BAL i SE
Ze względu na ogromnie wygodny fakt dostarczenia mi jednocześnie z recenzowanym wzmacniaczem Aune S6, miałem możliwość sprawdzenia różnic między połączeniem single-ended oraz zbalansowanego pochodzącymi z tego samego źródła.
Posiadacz obu segmentów zyskuje teoretycznie nie aż tak dużo przymiotników, jakby mogłoby się wydawać z obecności S7. Dźwiękowo były to bowiem lepsza separacja, pełniejszy kształt sceny oraz lepsza rytmika i prowadzenie. O ile efekty były jednoznacznie pozytywne i wzmacniacz kompletnie niczego nie psuł, a tylko i wyłącznie rozszerzał, o tyle było to wciąż praktycznie te same brzmienie co S6. Zestaw nie zmieniał swojego charakteru, nie stawał się nagle ciepłym, potulnym misiem, ale też nie robił z siebie władcy igieł i żyletek. Decydować o zakupie w takiej sytuacji będą więc głównie posiadane słuchawki, dla których moc S7 będzie rozpatrywana jako aspekt priorytetowy, ale też i separacja, której nie da się pominąć: jest spokojnie słyszalna na plus.
Co warte przypomnienia, posiadając wcześniej Aune S16, Matrixa Quattro II oraz dedykowanego mu HPA-3B, we wszystkich konfiguracjach obejmujących te urządzenia dało się odczuć po balansie dokładnie te same zmiany dźwiękowe, które wyżej odnotowałem.
Całościowa tonalność i charakter
Aune S7 jest wzorcowym przykładem tego, jak ważny jest proces adaptacyjny i możliwość spokojnego zapoznania się ze sprzętem, wykraczająca nawet ponad te rutynowe 48 godzin. Sprzęt ma lekko ponad tydzień prawie ciągłej pracy za sobą i nadal mam wrażenie, że jeszcze troszkę potencjału można z tej kopalni wykrzesać. Clou jednak się już zdążyło spokojnie ustabilizować i umożliwić spokojne spisanie sobie wszystkich wniosków z bardzo wysokim co do ich trafności przekonaniem.
Należy myślę wyraźnie zdementować jedną zasadniczą rzecz: komplementarność względem S6. Założyłem w ciemno, że jest to sprzęt – wzorem innych segmentów występujących w ramach jednej serii – wobec siebie uzupełniający i wypełniający wzajemne ułomności lub cechy szczególne. Potwierdzenie ku takiemu myśleniu znajduję chociażby w serii X tego samego producenta, gdzie X7s był wzmacniaczem doskonale z X1s korelującym tonalnie i możliwościami. Okazało się to postrzeganiem błędnym – urządzenia z najnowszej serii S są wobec siebie równoważne i mające taki sam wymiar egzystencjalny oraz wartość własną. Na samym początku nie byłem co do tego pewien i dopiero, gdy sprzęt zdążył się rozruszać, a ja sięgnąć po większą ilość par oraz źródła konfigurowalne tonalnie, na jaw wypłynęły powyższe wnioski. A także inne bardzo ciekawe rzeczy.
Przede wszystko okazało się, że na tle S6 wyeliminowany został całkowicie szum tła przy słuchawkach wysokowydajnych, takich jak Sonorousy czy dokanałówki pokroju RHA lub Etymotica. Stąd moja gorąca rada, aby przed wydaniem wiążących opinii zapoznać się z jak największą liczbą urządzeń źródłowych i słuchawek bez względu na klasę. Na przykład SC808: na fabrycznych kościach z tą znacznie od S7 tańszą kartą całość zagrała zaskakująco dobrze, równo, rytmicznie, z mocnym basem, kompletnie mnie przy okazji zaskakując. Oczywiście był to dźwięk gorszej klasy niż z S6, ale jak ulał pasował mi do niektórych słuchawek, wprowadzając wibrację i namacalność w dźwięku której aż chciało się słuchać. W normalnych warunkach każdy machnąłby ręką, a u mnie traf chciał, że żonglowałem kartami między komputerami i z czystego lenistwa nie chciało mi się zmieniać w tej konkretnej sztuce wzmacniaczy operacyjnych – potrzebowałem na niej tylko wyjść S/PDIF.
To właśnie tchnęło mnie do dalszych poszukiwań, wygrzebania pudełek z ekstenderami, wzmacniaczami dyskretnymi i porównania sobie wcześniej ustalonych, sprawdzonych kombinacji. Zadziwiająco tym razem, ale o ile wysoko chwalone tu i ówdzie moją ręką połączenie Bursonowo-SILowe (V5 + 994Enh) na pokładzie STXa zagrało na poziomie zbliżonym nawet do S6, o tyle ostatecznie przegrało z SC808 wyposażonym w tylko dwa SS V5 (bufor słuchawkowy nie bierze udziału w torze sygnału). Dźwięk na tle fabrycznej karty dostał niesamowitego awansu do głębi sceny. Wrażenie miejscami graniczyło z wkroczeniem dyfuzji, jednocześnie przyjemnie zmiękczało skraje, na dole mieszając się z wciąż słyszalną rytmiką i precyzją S7, zaś na sopranie delikatnie się wygładzając, uzupełniając i wkraczając nieśmiało na naturalną, realistyczną ścieżkę.
To oczywiście tylko trzy przykłady różnych połączeń OPA i kart, ale nawet mimo faktu bycia kartami komputerowymi, dla wielu stopni wyjściowych akuratne wychwycenie różnic między nimi (a więc czułość na tonalność) potrafi być sporym wyzwaniem. Aune S7 moje oczekiwania w tym względzie spełnił nie tylko całkowicie, ale jak na ironię – nieoczekiwanie (in plus). Trochę gorzej ma się sfera wrażliwości na klasę sprzętu źródłowego, ale również i tu zachowane jest przynajmniej rozsądne optimum i parowanie z droższym sprzętem na marne definitywnie nie pójdzie.
Żonglerka źródłami pozwoliła przy okazji zdefiniować S7 jako bardzo elastyczny wzmacniacz co do efektu końcowego. Łączenie z niespecjalnie jaskrawymi kablami oraz ciepło i muzykalnie grającymi DACami skutkować będzie takim właśnie przełożeniem na sygnaturę systemu. Nie w całości oczywiście, ale gdybym miał określić minimalny stosunek transparencji do narzutu własnego po kilkudniowym wygrzaniu – estymowałbym go tak jak pisałem na poziomie przynajmniej 70:30. To bardzo dużo, bowiem przy założeniu, że stosujemy kable nie ingerujące w przekaz, przynajmniej 70% tonalności źródła jest przekazywane na wzmacniacz, uzupełniający potem ten obraz o swoje własne 30% lub mniej.
Problemem jest więc ustalenie owych umownych trzydziestu procent i tym samym określenie tego jak sama z siebie S7 potrafi zagrać. Odpowiedź okazała się zaskakująco prosta i ukryta w tym, co napisałem wcześniej o braku komplementarności: jest to bliźniaczy fundament co S6, stąd różnice między nimi się z definicji zacierają. Brzmienie równe, dosyć dokładne, zaznaczające delikatnie swoją obecność na styku średnicy z sopranem. Jest to jednak na tyle narzut skromny w ramach ostatecznego dźwiękowego dania, że jego smak nam doprawia, a nie przesala. I chyba właśnie ku temu miały zmierzać wszystkie starania inżynierów odpowiedzialnych za ten projekt. Czy tak było – nie mam pojęcia, jednak subiektywnie tak właśnie odbieram ich zamysł przez pryzmat rezultatów ukazanych mi w S7. Ten wzmacniacz w tak wielu miejscach robi tak wiele rzeczy dobrze, że moim zdaniem trudno jest przy pełnej świadomości tonalności swojego źródła z nim przestrzelić.
Zastosowania i opłacalność
Mam wrażenie tym samym, że Aune podeszło do S7 w dwojaki, albo nawet trojaki sposób od strony koncepcji, a więc tego, z czego ustaleniem miałem na początku tak wielkie problemy:
- jako maksymalnie rozwiniętą wersję X7s
- jako swego rodzaju „S6 pozbawioną funkcji DAC” i bycie wobec niej równorzędnym urządzeniem
- jako czysty „power upgrade” dla posiadacza S6/S16 bez większego wpływu na ich tonalność
Wszystkie trzy koncepcje chciałbym pokrótce omówić, także akapit ten będzie dosyć obszerny. Mam za to nadzieję, że uda się uniknąć wielu pytań i dylematów związanych z tymi sprawami.
Mały X7s bardzo mi się swego czasu podobał, zwłaszcza w zakresie jego funkcjonalności jako PRE. Grało to naprawdę nieźle z moim zestawem testowym w tejże roli i wyniosło go na tyle wysoko, aby zasłużyć na moją Rekomendację. Nie ma jednak co ukrywać – S7, choć pozbawiona funkcjonalności PRE, jest od mniejszego braciszka lepsza praktycznie w każdym aspekcie. W ogóle się nie grzeje, podczas gdy X7s potrafiło wyczuwalnie dać w gwizdek, zwłaszcza w słabo wentylowanym miejscu/pomieszczeniu. Gain reguluje się prosto i szybko, a nie dwoma przełącznikami typu DIP. Jest to pełna topologia zbalansowana, a nie układ jedynie symetryzujący nastawiony na mnożnik mocy. No i ponad wszystkim nie tylko owa moc się między nimi różni, ale też podatność na tonalność źródła, któremu S7 narzuca wyraźnie mniej, zaś X7s trochę decyduje na swój sposób na nas (na szczęście wciąż w wielu sytuacjach korzystnie).
Druga koncepcja jest myślę już tą właściwą. Ze wszystkich kombinacji jakie przeprowadziłem wyłania mi się bowiem obraz, że S7 to nic innego jak S6 z wyjętym DACiem i maksymalnie rozbudowaną funkcjonalnością wzmacniacza. Zupełnie jakby S6 została dedykowana tej roli ze wszystkimi tego obostrzeniami, wymaganiami i konsekwencjami, skutkującymi przy tym samym budżecie powstaniem sprzętu specjalistycznego nastawionego na mistrzostwo jednej funkcji, aniżeli mającego pomieścić w sobie ich jak największą ilość. To dlatego w S7 znalazło się tyle wyjść oraz topologia umożliwiająca dowolną de/symetryzację wraz z regulowanym gainem. Wszystko pozostałe zdaje się poszło bezpośrednio w jakość dźwięku i zdaje się, że słuszniejszej decyzji nie można było podjąć. W efekcie mamy stosunkowo transparentny wzmacniacz z dużą mocą, świetnymi parametrami i wysoką podłączalnością. Z tej perspektywy opłacalność jest moim zdaniem potężna.
Trzecia koncepcja to w zasadzie próba rozwiązania pewnego dylematu zakupowego. A nawet kilku: czy brać S6, czy może S7 + „coś”? Czy może jedno z drugim? To całkiem ciekawe pytania.
Jak pisałem wcześniej, oba segmenty z najnowszej serii S są wobec siebie niezależne. Jeśli nie jesteśmy ograniczeni kosztami (tudzież nie zależy nam na natywnym balansie wprost od źródła i chcemy iść w bardziej klasowy single-ended) oraz nie będzie nas gryzł problem dwóch różnych urządzeń – myślę że nabycie S7 z innym kompanem do towarzystwa jest opcją wartą rozważenia. W zakresie rozwiązań wysoce opłacalnych zwłaszcza połączenie z tanią kartą SC808 i dwoma Bursonami SS V5 okazało się warte takiego grzechu. Niemniej decydować winna przede wszystkim tonalność słuchawek oraz ostateczne zastosowania. Jeśli mocowo i synergicznie S6 będzie pasowała do posiadanej przez nas pary, męczenie się z kilkoma segmentami traci sens. Dodatkowo S6, choć nie oferuje bezpośredniego dostosowania dźwięku pod użytkownika, daje sama w sobie duże możliwości do dalszej rozbudowy także i o inne wzmacniacze, w tym konstrukcje zbalansowane. Jako więc fundament systemu sprawdzi się lepiej niż rzeczona wyżej karta komputerowa, ograniczająca nas do jednostki stacjonarnej i mająca wszelakie konsekwencje wynikające np. z szumów elektronicznych czy sterowników. Jeśli jednak mamy już niezgorszego DACa, zakup S7 będzie bardzo rozsądnym moim zdaniem ulepszeniem, o ile nie będzie nam potrzebny sprzęt specyficzny tonalnie ze względu na słuchawki: celowo znacznie rozjaśniony lub przyciemniony.
Z kolei nabycie obu segmentów jednocześnie na pewno ma swoje korzyści i nie ograniczają się one tylko do kwestii wizualnych. Zyskamy kontrolę wzmocnienia napięciowego, większy zakres opornościowy dla słuchawek, bardzo niską impedancję wyjściową, dodatkowe wyjścia XLR 3-pin, wejście na drugie urządzenie źródłowe (topologia 2-do-1), a także czarne tło z dużą dynamiką. Zwłaszcza z połączenia zbalansowanego wyciągniemy dodatkową precyzję kreowania dźwięku oraz lepszą scenę z większym wrażeniem holograficzności. Pamiętać należy, że charakter S6 zostanie w dużym stopniu przekazany na S7 i jeśli jakaś para już od startu nam się nie zgrywała z podstawą, także i przystawka będzie miała to ryzyko. Ze względu jednak na wybieralne źródło wzmacniacza jest zawsze opcja na zbudowanie dwu-źródłowego systemu o dwóch różnych tonalnościach po stronie DACa i tym samym zaoferowanie różnym słuchawkom sporej szansy na dogadanie się w ramach jednego systemu. To strategiczna informacja zwłaszcza dla posiadaczy różnie grających modeli słuchawek.
Synergiczność
Wzmacniacz okazał się elastyczny i z tego tytułu jest bardzo uniwersalny. Do samego końca warto podkreślać te cechy, bowiem jego wybór do naszego systemu bardzo możliwe, że nie rozwiąże nam problemów synergicznych, a co najwyżej stworzy pole do manewru dla innych rozwiązań ku temu zadaniu. Nie rozwiąże ich nie dlatego, że ma jakieś ułomności, ale ze względu na właśnie swoją uniwersalności: coś co będzie bardzo dobre ze wszystkim, możliwe że nie stanie się wybitne z czymś jednym. To dlatego nie poleciłbym bezpośrednio S7 np. do Beyerdynamików T1.2 czy bezpośrednio do wymienianych już tu Sonorousów III – tu za jasno, tu wciąż za ciemno. Brałbym taką opcję pod uwagę dopiero wówczas, gdy użytkownik jest w pełni świadomy nadmienianych tu opcji z dostrojeniem brzmienia po stronie DACa. Prościej jednak byłoby wtedy próbować z innymi słuchawkami lub po prostu wzmacniaczem z zupełnie innej beczki.
W ramach słuchawek mniej ekstremalnych i nie egzaltujących tak mocno sopranu w jedną bądź drugą stronę, będzie już naprawdę wszystko w porządku. Nie miałem specjalnego problemu z wciąż ciepłymi K240 Monitor, a więc automatycznie i nie będzie specjalnych kwestii z OPPO PM3. Ale też i stosunkowo liniowych i czułych K270 i K240 DF słuchałem z bardzo dużą przyjemnością. Bardzo fajnie zaprezentowały się tez K872, którym przecież można sporo zarzucić w kontekście jakości sopranu i jego podatności na przesadzoną nosowość. Przy bardziej specyficznych modelach, jak K340 i K280 pojawiła się już chęć na zmiany strojenia źródła na bardziej płaską i jaśniejszą modłę. A skoro Paraboliki tak mają, to i tak samo będzie z AudioQuest NightHawk, słuchawkami od nich jeszcze ciemniejszymi. Niemniej w ich przypadku nadgonić będzie można trochę jeszcze źródłem, także przy jasnym nadajniku sygnału oraz np. kablach ze srebra, możliwe wciąż jest wyciągnięcie jasności z tego modelu do poziomu takiego, w którym wraz z dobrą kontrolą zrobi się naprawdę dobrze.
Moc maksymalną wzmacniacza są w stanie w pełni skonsumować moje K1000 (bezwzględnie w trybie HIGH GAIN), ale tu również nie ma łatwo – trzeba nagimnastykować się trochę elementami toru, aby uzyskać z nimi gładszą tonalność. Mimo to jest to wciąż moim zdaniem ciekawe połączenie i bardzo opłacalne względem tych konkretnych słuchawek.
Trochę większy znak zapytania będzie przy Sennheiserach HD800. Z S7 preferowałbym je również po pewnej gimnastyce, obejmującej cieplejsze strojenie źródła (np. DAC-80), niestandardowy kabel (np. z miedzi OCC 7n) oraz dodatkowych modyfikacjach (wkładki dampingujące). Nawet już tylko z tymi ostatnimi robiło się naprawdę całkiem znośnie, choć jeśli przesadzimy, słuchawki stracą swoją hiperdetaliczność i prędkość.
Fantastyczne efekty uzyskiwałem za to z P7 Wireless w trybie kablowym, ale już np. z ich flagowymi P9 Signature preferowałbym znacznie droższego Conductora. Głównie z tego powodu, że słuchawki reagują całkiem sprawnie na klasę źródła i nie bez powodu kosztują aż 4000 zł. Organiczna sceniczność V2+ po prostu pasuje im klasowo i tonalnie lepiej, niż nawet bardzo bliźniaczo strojony duet S7 z SC808 na ich własnych V5. Wszystko przez to, że to trudne w okiełznaniu słuchawki i paradoksalnie powodem tego jest ich wyjątkowo równa sygnatura w sekcji średnio-wysokotonowej. Dały mi w tym względzie mocno popalić i bez kunsztu oraz klasowości Conductora trudno byłoby mi je w pełni objąć uchem co do możliwości. Winy S7 jednak w tym absolutnie nie ma (z S6 i Opusa #1 LE są jeszcze trudniejsze).
Podsumowanie
Przyznam, że na początku zachodziłem w głowę nad opłacalnością tego segmentu ponad sensem nabycia obficiej wyposażonej S6 za tyle samo. Niby jako wzmacniacz sprzęt wszystko w sobie miał w porządku, ale tak jakoś nie mogłem się do niego przekonać co do koncepcji i spojrzenia na jego zasadność przy i w duecie z wyżej wymienioną integrą. Na jej tle przy dokładnie tej samej cenie mamy na papierze przecież „tylko” wzmacniacz, a słuchawki ze zwykłym jackiem podepniemy pod jedno i drugie, tak samo te z wtykiem XLR 4-pin. Tracimy owszem regulowany gain oraz mniej ekonomiczne 2x 3-pin XLR, ale zyskujemy DACa, wyjścia BAL na inne wzmacniacze, PRE dla obu wyjść. Jakby więc nie patrzeć, chłodna matematyka i bilans zysków w funkcjonalnościach względem strat są jednoznacznie korzystne względem S6. Ale im dalej w las tym mocniej i pewniej Aune S7 mnie do siebie przekonywał, ale ponad wszystkim udowadniał, że nie jest wobec S6 komplementarny, a równorzędny i tak właśnie należy na niego patrzeć: jak na S6 bez DACa i z maksymalnie rozwiniętym aspektem wzmacniającym.
Jest to przykład sprzętu, do którego trzeba się przekonać i najlepiej sprawdzić – nawet rutynowo – przynajmniej kilka różnych stylowo źródeł oraz słuchawek, aby móc złapać jakkolwiek jego potencjał. A ponad wszystkim odrzucić koncepcję systemową, w której przyjmuje on jedynie jedną lub dwie swoje maski. Tych masek jest znacznie więcej i im bardziej doświadczony w konfigurowaniu toru jest dany użytkownik, albo też po prostu posiadający multum sprzętu, tym mocniejsza może okazać się ostateczna pozycja S7 w jego systemie. A wraz z dużym przyrostem mocy i wspomnianym regulowanym stopniem wzmocnienia kroczy ekstremalnie niska impedancja wyjściowa na wszystkich wyjściach, pełna symetryzacja i desymetryzacja bez względu na to jakich wejść byśmy nie użyli, wysoka dynamika i cały wachlarz obsługiwanych impedancji słuchawek docelowych.
Brzmieniowo zaś jest to bardzo fajny, równy i responsywny sprzęt z wieloma nawiązaniami charakterem do S6, ale też podatnością na zmiany płynące stricte ze źródła. To właśnie dzięki niemu wróciłem do żonglerki wzmacniaczami operacyjnymi i odkryłem kilka nowych kombinacji oraz sprawdziłem skalę wprowadzanych zmian i ich rodzaj w kontekście dopasowania do konkretnych modeli mających za każdym razem różne potrzeby. Była to ekscytująca gonitwa za smaczkami i tonalnością, w której stałym elementem była cały czas S7. Jeśli nie brać pod uwagę trochę „szalejącego” na początku skali potencjometru, braku pośredniego stopnia wzmocnienia i konieczności grzebania każdorazowo z tyłu za włącznikiem, byłby to sprzęt praktycznie pozbawiony wad. Nie przeszkadza to jednak w żaden sposób temu, aby za całokształt możliwości nagrodzić go bardzo mocnym znaczkiem Rekomendacji.
Wzmacniacz Aune S7 jest dostępny do kupienia na dzień pisania recenzji w cenie dokładnie 2499 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- bardzo solidnie wykonany i z użyciem porządnych komponentów
- pełna topolgia symetryczna i desymetryczna w obie strony
- bardzo duża moc zaczynająca się od niskich oporności
- wyjątkowo mała oporność wyjściowa własna
- praktycznie w ogóle się nie grzeje
- odwrócone etykiety ułatwiają identyfikację tylnych gniazd
- regulowany gain i wybieralne źródło dźwięku
- wyraźna responsywność na tonalność źródła
- duża dynamika i brak szumów własnych nawet z bardzo wydajnymi słuchawkami
- połączenie precyzyjnych skrajów z nutą techniczności z tym co otrzyma ze źródła
- zawsze słyszalna scena z dobrym rozbudowaniem na boki
- potrafi uniwersalnie zgrać się z większością słuchawek bez względu na ich klasę
- świetny jako platforma testowa
- atrakcyjna cena jak na swoje możliwości
Wady:
- troszkę „szalejący” w obie strony na balansie kanałów potencjometr na samym dole skali (pomaga wyregulowanie ciszej źródła)
- włącznik urządzenia trochę niepraktycznie umieszczony z tyłu i nie przy krawędzi obudowy
- brakuje mi pośredniego stopnia gain: różnica między L i H jest często zbyt duża
- szkoda że nie ma opcji przelotki liniowej lub PRE
- brak w zestawie jakichkolwiek kabli sygnałowych (należy więc dokupić je we własnym zakresie)
Sprzęt został przeze mnie zakupiony zaraz po recenzji jako główny wzmacniacz testowy uniwersalnego przeznaczenia.
Zachęcony recenzjami aune x7s kupiłem go. Po przesłuchaniu z moimi senkami hd650 oddałem go z powrotem. Dźwięk nie był lepszy niż ze zwykłego gniazda słuchawkowego z mojego pioneera sx-n30. Zawiodłem się. Teraz zakupiłem ifi idsd le nano. To maleństwo bije na głowę x7s i jest tańsze, teraz nareszcie słyszę różnicę w dźwięku, jestem w pełni zadowolony.
Widocznie Pana sprzęt był całkiem dobry do tych słuchawek. Nie wiem tylko Panie Piotrze co X7s ma do recenzowanego S7. Są to dwa zupełnie od siebie różne urządzenia.
Nie zdążyłem odpisać do Pańskiej odpowiedzi. Po prostu chciałem napisać że generalnie zawiodłem się na wzmacniaczu słuchawkowym aune. Po recenzjach które przeczytałem, oczekiwałem że zagra on na wyższym poziomie, więc teraz kiedy czytam o kolejnym sprzęcie tej firmy po prostu nie mam już zaufania co do innych „wyrobów” tej firmy. Tamtego aune kupiłem bo przecież takie przeciętne wyjście słuchawkowe w przeciętnym i budżetowym grajku jakim jest pioneer sx-n30 nie ma raczej prawa zagrać tak dobrze jak dedykowany ponoć pod senki aune s7x.
Staram się aby komentarze odpowiadały opisywanym na blogu urządzeniom. Niestety w ramach systemu Disqus mogę je tylko oflagować jako nie na temat, nie mogę ich przenieść pod konkretne recenzje.
Zawsze warto najpierw zapoznać się z konkretnym sprzętem, a dopiero później wyrabiać sobie na jego temat opinię bazując na samodzielnych odsłuchach. Może bowiem okazać się, że rzeczywistość jest zgoła inna, a dwa różne urządzenia nawet tego samego producenta potrafią zagrać kompletnie od siebie inaczej.
HD650 są ciepłymi słuchawkami, które potrafią odnaleźć się na bardzo różnym sprzęcie, paradoksalnie częściej i tym budżetowym, ale grającym jasno, szybko i agresywnie. Często też i wzmacniacze stereo (nie grajki, gdyż takie określenie jest stosowane raczej dla odtwarzaczy przenośnych) z klasy D są w stanie błysnąć znacznie ponad swoje realne możliwości właśnie dlatego, że sprzęt słuchawkowy jest taki a nie inny.
X7s nie ma nic wspólnego z S7 brzmieniowo, są to dwa kompletnie różne urządzenia. Każde na swój sposób ciekawe, a w przypadku S7 już w szczególności, czego też wyrazem jest moja recenzja. Z kolei z produktami ifi miałem już styczność i nie powiedziałbym żeby było to specjalne odkrycie. Model LE Nano dopiero ma wejść na nasz rynek, więc nie jestem pewien gdzie go Pan zakupił, ale martwią mnie bardzo często czytane opinie nt. wysokiej awaryjności tych urządzeń. U niektórych użytkowników po kilka nawet razy. Gwarancję zaś nadawano tylko roczną, prawdopodobnie też nie bez powodu.
Ostatecznie więc całość sprowadza się do tego, że każdy ma inne oczekiwania i też posiadany sprzęt. Synergia synergią, ale ostatecznie decyduje o ocenie całościowy potencjał co do odszukania się z różnymi parami słuchawkowymi. Z również bardzo ciemnymi Sonorousami III np. znacznie droższy od Aune sprzęt mi się nie zgrywa. Nie znaczy to jednak absolutnie, że jest faktycznie gorszy lub nie wart swojej kwoty. W sumie też na tym polega obiektywizm. Jako recenzent niestety często nie mam tego luksusu możliwości wyrażenia się tylko i wyłącznie subiektywnie, aby nie było to ze szkodą dla sprzętu, który spodobać może się wybornie osobie o innym guście niż mój.
Witam,mam pytanie odnosnie Aune s 7,czy dzwiekowo jest znaczna roznica w porownaniu bezporednim z Bursonem Conduktorem v2 plus.
Witam,
To są dwa zupełnie różne urządzenia. Do tego bardzo mocno różniące się ceną.
Panie Jakubie to, że są to dwa różne urządzenia i różnią się ceną to każdy wie. Pytanie dotyczyło konkretnie różnicy w dźwięku. Taka wymijająca odpowiedz budzi podejrzenia, że z jakiś względów nie chce Pan udzielić konkretnej odpowiedzi a to z kolei powoduje spadek wiarygodności pańskiej niezależności w stosunku do handlujących sprzętami. Czyżby nie chciał Pan nikomu psuć wyników sprzedaży?
Nie wydało mi się to różnicą oczywistą w zakresie zadanego pytania. Nie udzieliłem na nie konkretnej odpowiedzi z bardzo prostego powodu: została już przeze mnie udzielona. Wystarczy przeczytać recenzje S7 i Conductora, dokonując między nimi porównania tekst w tekst. W tej ostatniej uwzględnione jest także brzmienie V2 bez plusa. Recenzje są pisane z perspektywy powtarzalnego sprzętu testowego i na usystematyzowanej metodologii, aby można było je dowolnie porównywać między sobą w jak największym względzie. Na pewno jednak nie jest to podstawą do wysuwania tego typu insynuacji.
Szanowny Panie, zakres zadanego pytania obejmował (aż i tylko) pytanie o to, czy Aune s 7 dźwiękowo znacznie się różni w porównaniu bezpośrednim z Bursonem Conduktorem v2 plus. Proste pytanie, można je przeczytać powyżej. Autor „tas”, nie pytał czy to są różne urządzenia i czy różnią się ceną. Pytał o dźwięk. Jeżeli chodzi o recenzje do których Pan odsyła to tylko ta z 2017-03-27 Aune s7 mogła opierać się na bezpośrednim porównaniu z Bursonem Conduktorem v2 plus, bowiem tu wymienia go Pan jako sprzęt źródłowy. W recenzji z 2016-10-14 Bursona v2 plus nie widnieje Aune s7 jako sprzęt porównawczy. Wracając jednak do recenzji późniejszej tzn. Szanowny Panie, zakres zadanego pytania obejmował (aż i tylko) pytanie o to, czy Aune s 7 dźwiękowo znacznie się różni w porównaniu bezpośrednim z Bursonem Conduktorem v2 plus. Proste pytanie, można je przeczytać powyżej. Autor „tas”, nie pytał czy to są różne urządzenia i czy różnią się ceną. Pytał o dźwięk. Jeżeli chodzi o recenzje do których Pan odsyła to tylko ta z 2017-03-27 Aune s7 mogła opierać się na bezpośrednim porównaniu z Bursonem Conduktorem v2 plus, bowiem tu wymienia go Pan jako sprzęt źródłowy. W recenzji z 2016-10-14 Bursona v2 plus nie widnieje Aune s7 jako sprzęt porównawczy. Wracając jednak do recenzji późniejszej Szanowny Panie, zakres zadanego pytania obejmował (aż i tylko) pytanie o to, czy Aune s 7 dźwiękowo znacznie się różni w porównaniu bezpośrednim z Bursonem Conduktorem v2 plus. Proste pytanie, można je przeczytać powyżej. Autor „tas”, nie pytał czy to są różne urządzenia i czy różnią się ceną. Pytał o dźwięk. Jeżeli chodzi o recenzje do których Pan odsyła to tylko ta z 2017-03-27 Aune s7 mogła opierać się na bezpośrednim porównaniu z Bursonem Conduktorem v2 plus, bowiem tu wymienia go Pan jako sprzęt źródłowy. W recenzji z 2016-10-14 Bursona v2 plus nie widnieje Aune s7 jako sprzęt porównawczy. Wracając jednak do recenzji późniejszej Aune s7 z 2017-03-27 proszę wskazać gdzie odnosi się Pan do bezpośredniego porównania dźwieku Aune s7 z Bursonem Conduktorem v2 plus ? Jedyną cenną dygresję odnośnie Aune s7 i Bursonem Conduktorem v2 plus znalazłem we fragmencie, cyt. : ,,Fantastyczne efekty uzyskiwałem za to z P7 Wireless w trybie kablowym, ale już np. z ich flagowymi P9 Signature preferowałbym znacznie droższego Conductora. Głównie z tego powodu, że słuchawki reagują całkiem sprawnie na klasę źródła i nie bez powodu kosztują aż 4000 zł. Organiczna sceniczność V2+ po prostu pasuje im klasowo i tonalnie lepiej, niż nawet bardzo bliźniaczo strojony duet S7 z SC808 na ich własnych V5. Wszystko przez to, że to trudne w okiełznaniu słuchawki i paradoksalnie powodem tego jest ich wyjątkowo równa sygnatura w sekcji średnio-wysokotonowej. Dały mi w tym względzie mocno popalić i bez kunsztu oraz klasowości Conductora trudno byłoby mi je w pełni objąć uchem co do możliwości. Winy S7 jednak w tym absolutnie nie ma (z S6 i Opusa #1 LE są jeszcze trudniejsze).” Czy to jest odpowiedź na pytanie forumowicza „tas” ?
Panie jank, przecież odpowiedź jest wystarczająca. To są zgoła różne urządzenia (integra kontra sam wzmacniacz), w wypadku samego wzmaka na brzmienie ma ogromny wpływ DAC, więc porównanie nie ma sensu. Doszukuje się Pan dziury w całym zwłaszcza, że autor komentarza w ogóle nie odniósł się do odpowiedzi póki co.
Szanowny Panie, zakres zadanego pytania obejmował (aż i tylko) pytanie o to, czy Aune s 7 dźwiękowo znacznie się różni w porównaniu bezpośrednim z Bursonem Conduktorem v2 plus. Proste pytanie, można je przeczytać powyżej. Autor „tas”, nie pytał czy to są różne urządzenia i czy różnią się ceną. Pytał o dźwięk. Jeżeli chodzi o recenzje do których Pan odsyła to tylko ta z 2017-03-27 Aune s7 mogła opierać się na bezpośrednim porównaniu z Bursonem Conduktorem v2 plus, bowiem tu wymienia go Pan jako sprzęt źródłowy. W recenzji z 2016-10-14 Bursona v2 plus nie widnieje Aune s7 jako sprzęt porównawczy. Wracając jednak do recenzji późniejszej. Aune s7 z 2017-03-27 proszę wskazać gdzie odnosi się Pan do bezpośredniego porównania dźwieku Aune s7 z Bursonem Conduktorem v2 plus ? Jedyną cenną dygresję odnośnie Aune s7 i Bursona Conduktora v2 plus znalazłem we fragmencie, cyt. : ,,Fantastyczne efekty uzyskiwałem za to z P7 Wireless w trybie kablowym, ale już np. z ich flagowymi P9 Signature preferowałbym znacznie droższego Conductora. Głównie z tego powodu, że słuchawki reagują całkiem sprawnie na klasę źródła i nie bez powodu kosztują aż 4000 zł. Organiczna sceniczność V2+ po prostu pasuje im klasowo i tonalnie lepiej, niż nawet bardzo bliźniaczo strojony duet S7 z SC808 na ich własnych V5. Wszystko przez to, że to trudne w okiełznaniu słuchawki i paradoksalnie powodem tego jest ich wyjątkowo równa sygnatura w sekcji średnio-wysokotonowej. Dały mi w tym względzie mocno popalić i bez kunsztu oraz klasowości Conductora trudno byłoby mi je w pełni objąć uchem co do możliwości. Winy S7 jednak w tym absolutnie nie ma (z S6 i Opusa #1 LE są jeszcze trudniejsze).” Czy to jest odpowiedź na pytanie forumowicza „tas” ? Proszę o skasowanie poprzedniej mojej odpowiedzi, która jest źle napisana.
Panie Jakubie, przymierzam się do zakupu Aune s7 pro, czy ta zaktualizowana wersja wzmacniacza gra podobnie do s7? No i czy zmiany przeprowadzone przez Aune są na plus?
Nie wiem Panie Marcinie. Nie współpracuję już z Aune i testy tego modelu nie są w planach. Sam na dzień dzisiejszy korzystam z modelu S7 non-PRO i jest to jedyny sprzęt od Aune jaki się u mnie został. Wykorzystuję go stricte do testów na potrzeby recenzji.
Panie Jakubie, czy ten wzmacniacz pasuje klasowo do Matrix X Sabre Pro? Czy nie zdegraduje SQ Matrixa w torze słuchawkowym?
Raczej klasa niżej. Do X-Sabre PRO trzeba szukać czegoś pokroju Pathos Aurium i wyżej.
Dzień dobry.
Moc Aune S7 z XLR dla 300 Ohm: 450 mW, z SE dla 300 Ohm: 112 mW
Moc Aune X7s z XLR dla 300 Ohm: 1000 mW, z SE dla 300 Ohm: 250 mW
Dla słuchawek 600 Ohm (które posiadam) moce są około 2 x mniejsze.
Zatem mniejszy Aune ma większą moc niż jego większy brat dla słuchawek wysokoomowych.
Mimo tego ocenia Pan brzmienie S7 wyżej niż X7S? Słuchawki przecież dostają mniej prądu.
Proszę o odpowiedź jak to jest?
Leszek
Dzień dobry Panie Leszku,
Parametry które Pan podaje to moc maksymalna, która nie jest tożsama ani z jakością dźwięku, ani nawet z realnym zapotrzebowaniem słuchawek dla osiągnięcia głośności odsłuchowej. Polecam swój artykuł na ten temat: https://audiofanatyk.pl/o-tym-ile-mocy-potrzebujemy-i-jak-glosno-sluchamy-slow-kilka/
Dzień dobry.
Wdzięczny jestem za odpowiedź. Artykuł już przeczytałem i wiem teraz dzięki Panu znacznie więcej w nurtującym mnie temacie.
Mam jeszcze jedno pytanie:
Na wyjściu słuch. XLR jest większa moc, co słychać. Ale tylko wtedy gdy S7 dostanie sygnał ze zbalansowanego źródła przez wejścia XLR czy również gdy źródło nie będzie zbalansowane a sygnał z niego podłączamy przez adaptery RCA-XLR do gniazd XLR?
Leszek
Proszę uprzejmie.
Większa moc na wyjściu XLR jest zawsze, bez względu na to w jakiej formie dostarczy Pan sygnał do urządzenia. Adaptery RCA-XLR są zbędne, a w niektórych sytuacjach mogą być wręcz szkodliwe. Jeśli posiada Pan źródło posiadające wyłącznie gniazda RCA, to takich należy użyć. Adapter RCA-XLR nic nie da w takiej sytuacji. Standard XLR w domyśle był projektowany jako standard studyjny, który miał służyć transmisji na większe odległości. Jeśli ma Pan źródło z gniazdami XLR, względem RCA dostarczy Pan do S7 po prostu trochę lepszą separację kanałów.
Ponownie dziękuję za odpowiedź.
O tym studyjnym rodowodzie xlr wiedziałem. Pytanie wynikało z chęci podłączenia jednocześnie dwóch źródeł i wykorzystania możliwości ich wyboru przełącznikiem.
Ewentualną szkodliwość adapterów mogę zweryfikować jedynie empirycznie. Inaczej tego raczej nie sprawdzę.
Pozdrawiam gorąco i pozostaję wiernym czytelnikiem.
Pana blog to kopalnia świetnej, sprawdzonej własnymi uszami wiedzy.
Leszek
Proszę uprzejmie i bardzo dziękuję za ciepłe słowa.
Co do przełącznika (jak zakładam są to dwa źródła z gniazdami tylko RCA), moim zdaniem najlepiej rozwiązać ten problem tak, żeby zastosować przełącznik 2x IN -> 1x OUT i przełączać się nie na S7, a na przełączniku. Można spróbować takie urządzenie zbudować samodzielnie, może być na przełączniku mechanicznym lub przekaźnikach. Jeśli jedno ze źródeł ma złącze XLR, to S7 pozwala na podłączone dwa różne źródła jednocześnie i wygodne przełączanie się między nimi.
Dodam jeszcze tylko, że dokupiłem zasilacz XP-3 do tego X7S i dźwięk się wygładził (ale nie był przecież szorstki), stał się milszy, ładniejszy a od niskich częstotliwości fajnie się troszkę zaokrąglił (podejrzewał Pan podobne zmiany w recenzji X7S) . Ocieplenie całości dało jak mi się wydaje nieznaczne zwężenie szerokości sceny. Przy czym słowo „zwężenie” jest zbyt dosadne.
W takich okolicznościach zastanawiam się czy zakup S7 podniesie ogólną jakość dźwięku i zanotuję postęp w tej materii.
Pozdrawiam
Tak – dwa źródła z RCA.
Świetnie to Pan wyłożył.
Myślę, że mimo ocieplenia brzmienia X7S dzięki XP-3, jednak S7 ma większą kulturę dźwięku.
Dobry wieczór.
Stałem się posiadaczem używanego Aune S7 mając wciąż X7S.
Podłączyłem do S7 cd z dwoma wyjściami RCA dwoma parami identycznych kabli RCA do wejścia rca a do wejścia xlr przez wyglądające na solidne adaptery KaCsa MC-930G.
Na wyjściu słuch 6,3 mm sygnał jest cichszy niż na wyjściu XLR czy to włączone jest wejście ze źródła przez rca czy przez xlr. Jak na razie wszystko się zgadza. Moc z wyjścia xlr jest większa.
Ale z obu wyjść słuch. muzyka jest głośniejsza gdy gram z wejścia rca (potencjometr głośności na godz. 8:30). Po przełączeniu źródła z wejścia xlr muzyka jest cichsza. Aby osiągnąć ten sam poziom głośności muszę ustawić potencjometr na godz. 12.
Próba z odtwarzaczem zbalansowanym z wyjściami zbalansowanymi na kablach dała ten sam wynik. Głośniej jest na S7 z wejścia rca niż z xlr.
Konkluzja – wzmacniacz jest uszkodzony czy taka jego dziwna uroda?
Mam nadzieję, że opisałem zjawisko zrozumiale.
Pozdrawiam
Leszek
Być może uszkodził się od stosowania wspomnianych adapterów. Część producentów wprost nie zaleca stosowania takowych. Ale to bardziej do ustalenia przez serwis producenta. Swojego S7 sprzedałem sporo czasu temu, ale na pewno po XLR miałem głośniejszy sygnał niż przez RCA.
Najpierw testowałem ze zbalansowanym cd a dopiero potem z adapterami.
Dziękuję za odpowiedź.
Dobry wieczór.
W nawiązaniu do wymiany informacji nt. Aune S7 i cichszego sygnału wejściowego z wejścia XLR niż z RCA.
W jednym ze sklepów audio wykonałem próbę odsłuchu tego wzmacniacza znajdującego się na stanie sklepu. Źródło zbalansowane, podłączone przez xlr i rca.
Wynik był taki jak w moim – ciszej przez wejścia xlr, głośniej przez wejścia rca. Sprzedawca twierdził, iż nie jest zasadą, że przez xlr zawsze będzie głośniej. Ciekawostka.
Wniosek – mój wzmacniacz nie jest uszkodzony.
Pozdrawiam
Leszek
p.s. – w Pańskiej recenzji albo w danych technicznych albo w opisie S7 jest błąd w kwestii „gaina”.
Panie Leszku,
Przy całym szacunku dla osoby pana Sprzedawcy, powiedział on Panu jednym słowem, że standaryzacja nie istnieje i nie ma żadnego zastosowania w urządzeniach, a specyfikacje techniczne nie mają znaczenia bo każdy robi sobie jak chce. Myślę, że obaj zgodzimy się co do tego, że nie jest to prawdą. 🙂
Standard to nic innego jak ustalona norma wyrażona określonymi parametrami, której producenci sprzętu się trzymają. Sprzęt albo spełnia określone standardy, albo ich nie spełnia. Gdyby producenci nie stosowali się w żadnym stopniu do przynajmniej ogólnych zasad, co rusz miałby Pan problemy techniczne lub awarie polegające na spalonych stopniach wejściowych.
Dla standardów złącz XLR oraz RCA w sprzęcie audio najczęściej odwołujemy się do norm IEC (np. IEC 60268-3, IEC 61938) oraz AES (np. AES14). Każda z tych norm określa szczegóły techniczne dotyczące implementacji i poziomów sygnałów. Aby nie zmuszać obu Panów do lektury, wyjścia XLR mają standardowy poziom sygnału wynoszący +4 dBu (1,23 V RMS), podczas gdy wyjścia RCA mają poziom sygnału wynoszący -10 dBV (0,316 V RMS). To oznacza, że poziom sygnału na wyjściu XLR jest ok. 12 dB wyższy, niż na wyjściu RCA. Czym skutkuje wyższy poziom sygnału? Ano skutkuje głośniejszym dźwiękiem.
Pytanie więc, czy Sprzedawca zmierzył przy Panu napięcia na wyjściach? Jeśli nie, to ośmielę się stwierdzić, że został Pan po prostu, mówiąc kolokwialnie, spławiony. Interesujące jest natomiast, że drugie urządzenie również zachowuje się w ten sam sposób. Albo więc nie jest trzymany jakikolwiek standard przez producenta urządzenia, albo jest to defekt produkcyjny i poziom na wyjściach został zamieniony. Tak bowiem mówią standardy i towarzyszące im konkretne wartości. Tu jednak bez pomiaru wartości na wyjściach nic więcej nie da się ustalić.
Oczywiście, że nie zmierzył.
Zgadza się – poziom sygnału z xlr jest większy niż z rca więc powinno być głośniej z xlr.
Dopytam ich jeszcze w tym sklepie naciskając na wyjaśnienie.
I podpowiem taką próbę z S17.
Zatem wielce wskazane byłoby takie pomiary wykonać, oczywiście o ile mają taką możliwość. Wówczas zyskacie Państwo wiedzę co się rzeczywiście dzieje.
Może być bowiem jeszcze tak, że wcale nie odwrócono poziomów sygnałów RCA i XLR. Poziom sygnału dla RCA może być jak najbardziej prawidłowy. To XLR może być osłabiony.
Przy dwóch urządzeniach zachowujących się dokładnie w ten sam sposób, mamy dwie możliwości jak pisałem:
Osobiście stawiałbym bardziej na to drugie, ale widziałem już sytuację taką, że producent pewnego wzmacniacza słuchawkowego pomylił się i zalutował w odwrotnej kolejności stopnie wzmocnienia. W efekcie pokrętło ustawione na High, dawało podbicie jak na Low i na odwrót. Jedynie Medium był prawidłowo podłączony (logiczne). Jeśli więc pomiar napięć rzeczywiście coś by wykazał, wówczas wysoce wskazane byłoby zmierzenie wspomnianego S17. Jeśli i tam zaobserwuje Pan takie zachowanie jak u poprzedników, to znaczy, że mamy na 100% opcję nr 2.
Jeśli mogę sobie pozwolić na odrobinę profetyzmu, prawdopodobnie usłyszy Pan, że skoro urządzenie działa i poza różnicą w poziomach sygnałów nic mu nie dolega, będzie Pan zachęcany do korzystania tylko z RCA.
W rzeczy samej – profetyzm ten jest prawdopodobny.
Jeśli dojdzie do testu S17 lub pomiarów (tu wątpię) – poinformuję Pana o tym.
Tymczasem wdzięczny jestem za odpowiedzi i wyjaśnienia
Pozdrawiam i dobrej nocy.
Leszek