Fenda miała już wcześniej okazję do zaprezentowania się premierowo podczas testów modelu R30BT, a który był większym bratem recenzowanych tym razem R25BT. Producent prawdopodobnie postanowił faktem wprowadzenia tych głośników na rynek zawalczyć również i o bardziej budżetowego klienta z Microlabami B77, ale przede wszystkim stworzyć coś bardzo praktycznego i po prostu tańszego względem własnych 30-stek. I zdaje się, że sztuka ta się nawet udała.

Nie licząc instrukcji i karty gwarancyjnej, wraz z zestawem otrzymujemy jedynie kabel sygnałowy i RCA-jack.

Dane techniczne

  • Moc wyjściowa (RMS): 2 x 22W
  • Pasmo przenoszenia: 30 Hz ~ 20 KHz
  • Gniazda wejściowe: 1x RCA, Bluetooth 4.0
  • Gniazda wyjściowe: 1x jack 3,5 mm
  • Głośnik niskotonowy: 4″
  • Głośnik wysokotonowy: 1″
  • Impedancja: 4 Ohm
  • Wymiary: 156 × 280 × 213 mm (szer./wys./gł.)
  • Waga: ok. 5 kg
  • Gwarancja: 24 miesiące

 

Zawartość zestawu:

  • głośniki Fenda R25BT
  • instrukcja obsługi
  • kabel sygnałowy do spięcia obu satelitek
  • kabel jack – 2x RCA
  • karta gwarancyjna

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Orzechowe głośniki przychodzą do nas w pokaźnym opakowaniu jak na budżetówkę, dobrze zapakowane do transportu i w miarę łatwe w zakresie późniejszego rozpakowania.

Konstrukcja prezentuje się całkiem okazale. A to przecież "tylko" komputerówki za 200 zł.

Jakość wykonania jest zaskakująco dobra jak na – znów użyję tego sformułowania – budżetówkę i mało jest miejsc, w których zdradzane byłyby niedoróbki lub ślady ogólnej taniości. Najbardziej rzucać się w oczy mogą zaciągnięcia od kleju o grubości ludzkiego włosa w małych szczelinkach oraz przy przetwornikach, ale ich usunięcie jest banalnie proste. Tak naprawdę tylko maskownice od środka sugerować mogą, że na głośniki nie wydano fortuny, choć podejrzeń można nabrać też i po wielkości przetworników.

Dwudrożna konstrukcja składa się z płyt MDF. To najczęściej stosowany materiał w takich głośnikach.

Konstrukcja wykonanych z płyty MDF cabinetów jest dwudrożna. Każda z kolumienek opiera się na podłożu dzięki czterem nóżkom z utwardzonej gąbki. Fendy R25BT są wyposażone dwa przetworniki (1″ + 4″) odpowiedzialne za odpowiednio wysokie i średnio-niskie tony, zaś te najniższe wspierane są dodatkowo przez wyprowadzone od czoła wąskie porty bass-reflex. Rozwiązanie to błyskawicznie przywiodło mi na myśl budżetowe KEFy z serii C, ale oczywiście tylko z racji wizualnych podobieństw.

Zdjęcie maskownic odsłania srebrno-grafitowe panele przednie. Skojarzenia z Edifierem są tu bardzo widoczne.

Całość nie zajmuje więcej miejsca niż np. Edifiery R1280DB, także gabarytowo nie uzurpują sobie przestrzeni na biurku w sposób agresywny. Obudowy są całkiem masywne jak na tak niską półkę cenową, ale czuć jednocześnie, że wyśmienitą większość z tego wykorzystują materiały, zwłaszcza grube boczne forniry, aniżeli przetworniki czy elektronika. Ta ukryta jest w jednej z satelitek.

Materiał maskownic jest nylonowy i o dużej przepuszczalności, dlatego ich zamontowanie nie wpływa na dźwięk.

Sterowanie zespołem odbywa się w typowy, klasyczny wręcz sposób i nierozerwalnie wiąże się z ich posturą, kątami, wielkością oraz przeznaczeniem. Wszystko to kręci się bowiem wokół bardzo wyraźnego oddelegowania do bycia zestawem biurkowym. Sugeruje to wspomniany kąt nachylenia przednich paneli, dzięki czemu głośniki mogą pracować niżej, niż znajduje się nasza głowa i oś uszu.

Standardowa 1" kopułka. Może sybilować tylko wówczas, gdy siedzimy frontem ku niej.

Niestety w zestawie nie otrzymujemy żadnego pilota zdalnego sterowania, dlatego warto zadbać o dobry dostęp zarówno do jednego z boków, na którym umieszczono wszystkie pokrętła, wyjście słuchawkowe i diodę zasilającą, jak i tyłu, bowiem tam miejsce swoje odnalazł wyłącznik sieciowy.

Głośnik nisko-średniotonowy przybliża do nas średnicę. To dobry zabieg i wpływający pozytywnie na wokalizę.

Głośniki nie posiadają możliwości zmiany źródła dźwięku, wyciszenia głośności czy opcji miękkiego wyłączenia (Soft Power OFF). Selekcja źródła ma miejsce automatycznie, a do dyspozycji użytkownika oddano dwie możliwości doprowadzenia sygnału: za pośrednictwem klasycznej pary gniazd RCA oraz wbudowanego modułu Bluetooth z obsługą NFC. Ogólnie całość działa w taki sposób: głośniki po uruchomieniu automatycznie szukają sparowanego wcześniej urządzenia BT. Jeśli go nie znajdą, również automatycznie przechodzą w tryb parowania. A jeśli przy tym wszystkim zapodamy sygnał analogowy, tą drogą będzie płynął dźwięk.

Płaskie porty bass-reflex przypominają mi budżetowe KEFy. Mogłyby być wydajniejsze.

Tak jak w droższym modelu R30BT, także i tutaj moim zdaniem spokojnie można oprzeć się na komunikacji bezprzewodowej – mamy wtedy o jeden kabel mniej, a także zapewnioną należytą jakość dźwięku minimalnym kosztem, bowiem kupno nadajnika BT jest o wiele tańszym rozwiązaniem, niż nabycie taniego układu dźwiękowego ze wszystkimi tego konsekwencjami. Dopiero przy nieco bardziej poważnej chęci użytkowania słuchawek można się zastanawiać, czy np. Omni Surround 5.1 lub Xonar U5 / U7 nie byłyby warte zakupu.

Boczny panel sterujący ma u siebie również wyjście słuchawkowe. Dioda niestety na ogół jest poza zasięgiem naszego wzroku.

Wyciszenie zespołu następuje jedynie wówczas, gdy podłączymy do niego słuchawki. Co ciekawe przestaje wówczas działać pokrętło głośności i sterowanie odbywa się tylko cyfrowo w systemie, np. poprzez zasobnik systemowy Windows czy klawisze multimedialne klawiatury. Co do samej jakości wyjścia słuchawkowego, najprawdopodobniej jest ono realizowane poprzez wyprowadzenie rezystorowe bezpośrednio z układu końcówki mocy. Brzmienie bardzo mocno pokrywa się też z obserwacjami dot. sposobu grania samych głośników, ale o tym napiszę obszernie za moment.

Z tyłu wiele się nie dzieje, a przynajmniej nic, co nie byłoby standardem w takich konstrukcjach.

Ogólnie więc jakość głośników przedstawia się bardzo dobrze jak na tak tani produkt. Mało jest miejsc w których faktycznie czuć taniznę, a ergonomia jest na akceptowalnym poziomie mimo pewnych ograniczeń wynikających z konieczności utrzymania się w bardzo niskim przedziale cenowym.

Tylko prawa satelitka jest aktywna. Lewy kanał to pełny pasyw.

Ponarzekać można jeszcze na krótki kabel zasilający zamontowany na stałe, ale i na to też można sobie znaleźć solucję (przedłużacz). Tak samo można przygotować się na niekonsekwentne zastosowanie złącz głośnikowych, które w satelicie-córce mają sprężynki, zaś w matce – już nie. Jest to jednak bardzo często spotykane w takich zespołach i prawdopodobnie bierze się stąd, żeby kabel na stałe trzymać jakoby przy jednej kolumience i móc wygodnie łączyć go z drugą.

Głośniki nie posiadają funkcji Soft Power OFF. Choć mogłyby.

W zestawie otrzymujemy za to dosyć długi, bo wynoszący 2 m, kabel łącznikowy do spięcia obu satelit ze sobą, a także dodatkowy kabel RCA-jack. Zabrakło kabla RCA-RCA, ale producent prawdopodobnie doszedł do wniosku, że tak tani zestaw nie będzie podłączany pod nic poważniejszego.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Głośniki przed odsłuchami został poddane standardowej, całkowicie profilaktycznej procedurze 48-godzinnego dotarcia się i uspokojenia czegokolwiek, co miałoby w nich być nie tak (choć żadnych zmian jakoś nie wykryłem).

Sprzętem źródłowym w przypadku testowanych głośników były:

Rolę pomocniczych słuchawek kontrolnych obrały natomiast dwa symulatory monitorów bliskiego pola: AKG K240 DF oraz K1000.

Zwyczajowo muzyką były różnorodne pliki dźwiękowe FLAC w jakości od 16/44 po 24/192 z bardzo różnych gatunków muzycznych, najczęściej elektronicznych, eksperymentalnych, ambientowych i elektroakustycznych, ale z uwzględnieniem również jazzu, klasyki, bluesa czy dynamicznej muzyki filmowej.

Ponieważ sprzęt posiada wbudowany korektor, sprawdzany był również i z jego zastosowaniem, ale clou odsłuchów wykonywane było w położeniu nominalnym (50%) dla basu i sopranu.

 

Jakość dźwięku

Bas to trochę kapryśna sprawa w R25BT i użytkownik powinien mieć tego dużą świadomość. Przede wszystkim zależy on od umiejscowienia głośników w pomieszczeniu. Jego wielkość i kształtująca się akustyka będą odpowiadały wtedy za finalny kształt linii basowej. W trakcie trwania testu głośniki pracowały w dwóch pomieszczeniach: większym i mniejszym, a więc odpowiednio wolnym polu akustycznym oraz typowej „klitce”. W pierwszej sytuacji linia basowa była szybka i oszczędniejsza, bez wyraźnego zejścia i nasycenia, ale za to z wyraźną rytmiką. Bas bardziej stukał niż grzmiał, nie mogąc zebrać się na słyszalny pomruk czy wibrację. Dominowała w nim technika, a więc sytuacja byłą zgoła inna niż przy droższych R30BT.

W drugiej sytuacji do pracy zaprzęgnięte zostało negatywne z reguły zjawisko, jakim były fale odbite. Te, pochodzące od tylnej ściany, okazało się, że skutecznie wypełniają lukę odnotowaną wcześniej w pomieszczeniu większym. Bardzo możliwe więc, że to właśnie w takich sytuacjach głośnikom tym jest pisane pracować – pomieszczeniach małych, ograniczonych, ze ścianą za plecami użytkownika.

Średnica jest w nich natomiast już zaskakująco poprawna. Obrazowa i czytelna, trochę przybliżona, a co ma swoją pewną konsekwencję w umiejętności odwzorowania źródeł pozornych na osi przód-tył. Jest to jednak o ile typowy układ brzmieniowy, to przeze mnie osobiście bardzo pożądany, bo redukujący wszelakie efekty pogłosu i pudełkowatości, a na te cierpi ogrom sprzętu i nie zawsze użytkownik szuka dokładnie takiej prezentacji. Czuć przy tym powiew świeżości związany z podkreśleniem nieco wyższej średnicy.

Sopran także jest niczego sobie i choć nie jest to powalająca na kolana separacja, gdzie część dźwięków lubi się do siebie przykleić, ogólna otwartość i detaliczność stoją na zaskakująco dobrym poziomie. Tu jednak radziłbym głośników używać zgodnie z przeznaczeniem i tym, co sugeruje ich konstrukcja kątowa. Jeśli umieścimy je na wysokości naszych uszu, ich sopranowe strojenie uderzy nas dodatkową, nieprzyjemną ostrością. Natomiast poniżej osi, a więc w sytuacji gdybyśmy pracowali z nimi na biurku np. przy laptopie, tonuje się dokładnie tak, jak powinien i nie wpływa jednocześnie na modulację barwy w niepożądanym kierunku. Tu z kolei jest to zachowanie kompletnie odmienne od chociażby Edifierów R1280DB, które grały znacznie lepiej „na twarz” i jakby na przekór typowym głośnikom komputerowym. Fendy natomiast właśnie w tym nad nimi górują i przez to są znacznie łatwiejszymi w odbiorze i usadowieniu w miejscu docelowym.

Scena obszarowo rysowana jest rozsądnie i akceptowalnie. Więcej jest jej na szerokość niż głębokość, choć do tyłu głośniki potrafią zagrać całkiem nieźle. Wszystko to łączy się z wcześniej opisanym przeze mnie przybliżeniem średnich tonów, dzięki czemu nie cierpi wokaliza, a zestaw zachowuje swoją należytą czytelność. Uważam takie działanie za bardzo kompromisowe, ponieważ przy zachowaniu wrażenia stereofonii na boki, trzyma w ryzach również poprawność prezentacji clou utworu. Oczywiście byłoby fajnie, gdyby udało się wszystkie te cele zrealizować, ale przypomnę nieśmiało, że mówimy tu o dwóch malutkich kolumienkach za raptem 200 złotych. I jak na to radzą sobie całkiem nieźle.

Ogółem głośniki te mogą objawić się słuchaczowi z reguły jednym z trzech oblicz brzmieniowych: szybkiego i lekkiego grania, gdy sprzęt ustawimy w wolnym polu akustycznym, wyważonego i równego z przyjemnym basem, gdy wykorzystamy je w małym pomieszczeniu z efektami ubocznymi w postaci fal odbitych od ściany tylnej, albo aż nazbyt jasnego i trochę spłaszczonego, gdy potraktujemy je jako typowe monitory bliskiego pola i ustawimy na wysokości dokładnie naszych uszu. Najbardziej preferowałem je tym samym w ustawieniu drugim: poniżej osi uszu, na stole i w małym pomieszczeniu. Co ciekawe nie było wtedy aż tak ważne czy znajduję się blisko czy daleko, czy zachowuję zasadę „złotego trójkąta”, czy też zwielokrotniam odległość od bazy. Kierunkowość mają tym samym bardzo dobrą i lepszą, niż niektóre droższe zestawy głośnikowe, a co także nie umyka mojej uwadze.

Ostatecznie R25BT zrobiły na mnie dobre wrażenie. Definitywnie nie można mówić tu o jakiejkolwiek audiofilii, ale tylko skrajny ignorant nie byłby w stanie docenić produktu, który mimo bardzo niskiej ceny prezentuje dobry poziom w jej obrębie. A taki również na mój blog trafia, czego R25 są dobrym przykładem. Choć są odmienne graniem od R30BT, mniej muzykalne wprost z pudełka, to jednak potencjalnie atrakcyjne dla użytkownika. Nie wszystkie modele tego producenta takie są i zdarzało się również odnotować wpadki, jak np. w modelu F60X, który do dziś pamiętam za swoją przeogromną kapryśność w ustawieniu. R25BT są na jego tle moim zdaniem znacznie bardziej dopracowanym produktem, normalnym użytkowo, wybaczającym, akceptowalnym pod wieloma względami przez osoby nie mające ani specjalnego doświadczenia z akustyką zespołów głośnikowych, ani też najmniejszej ochoty, aby nabywać sprzęt w tym względzie problematyczny. Coś po prostu dla „szarego Kowalskiego”, który chce kupić, podłączyć i mieć zakończony temat. I koncepcja ta widać bardzo mocno przyświecała tym razem producentowi.

 

Zastosowanie i opłacalność

Jak już pisałem wcześniej, sprzęt sprawdza się najlepiej na stole wraz z monitorem i peryferiami, poniżej osi uszu, najlepiej w małym pomieszczeniu ze ścianą za plecami, od której fale odbite będziemy mogli wykorzystać na naszą korzyść i nadrobić trochę oszczędniejszy bas. Na dużą opłacalność wpływa jednak nie tylko niska cena, ale też wyposażenie w moduł bezprzewodowy z NFC. Ułatwia to znacznie parowanie z urządzeniami mobilnymi oraz komputerem wyposażonym w takowy nadajnik. A jeśli go nie mamy, znacznie lepiej jest wydać maksymalnie 50 zł na układ wpinany w gniazdo USB i zamknąć w niskiej kwocie cały zestaw, aniżeli kupować za ok. 300-350 zł kartę dźwiękową lub DAC USB. Zwłaszcza że głośniki posiadają w sobie wyjście słuchawkowe, które choć nie powala mocą, paradoksalnie sprawdza się całkiem obiecująco ze słuchawkami ciemniejszymi i wolniejszymi – jakość dźwięku i tonalność odpowiada bowiem sposobowi, w jaki głośniki ogólnie grają i który opisałem wcześniej.

Fundamentalna zaś kwestia, czy warto je nabyć ponad przytaczanymi przeze mnie Microlabami B77 (choć ze względu na bas być może bardziej winno się mówić o B72), to jak zawsze coś, co winien rozsądzić nasz gust. Oczywiście mam świadomość, że na ogół nie da się odsłuchać takich produktów wcześniej i to zwłaszcza w naszym domowym zaciszu, które może mieć bardzo różny wystrój i akustykę, ale też nie powinno się do końca oczekiwać, że ktoś trafnie wskaże nam palcem co kupić i wyręczy tym samym w podjęciu wiążącej decyzji. A przynajmniej ja nie czuję się na siłach. Niestety to nie działa w taki sposób chociażby dlatego, że Fendy grają inaczej od B77, odwracając tonalnie proporcje basu i sopranu między sobą. Są również tańsze i lepiej wyposażone (moduł BT), także ostatecznie prezentują taką samą wartość ogólną jako produkt. W ostateczności można byłoby stwierdzić kompromisowo, że cokolwiek by się nie kupiło, szansa na zadowolenie będzie tak samo wysoka.

 

Podsumowanie

Wobec R25BT producent nakreślił zdaje się bardzo wyraźny obszar zastosowań i mieszczący się typowo tam, gdzie większość niedoświadczonych użytkowników będzie ich najpewniej używać: właśnie w małym pomieszczeniu, na biurku, poniżej osi uszu. Fendy miały sobie w takich właśnie warunkach radzić i radzą o dziwo całkiem dobrze.

Ostatecznie wrażenie robią pozytywne, a z niektórych perspektyw - nawet bardzo.

Głośniki posiadają niewiele wad jeśli spojrzymy na ich cenę, a te, które listuję, wpisują się spokojnie w typowo spotykane w tego typu konstrukcjach. Lżejsze, ale czytelne i świeże granie, które w połączeniu z całkiem dobrą jakością wykonania i niską ceną skutkuje tym, że trudno jest ich nie polecić co bardziej oszczędnym użytkownikom tanich modeli głośników typowo komputerowych. Zwłaszcza pozytywnie odbieram w nich przystępność w zakresie ułożenia i ustawienia, przez co głośniki są łatwe w odbiorze i przystępne również dla niedoświadczonych jeszcze słuchaczy. Stąd też moja rekomendacja właśnie z myślą o takich odbiorcach.

 

 

Głośniki można nabyć w cenie 199 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)

 

Zalety:

  • małe gabaryty
  • dodatkowe boczne wyjście słuchawkowe
  • możliwość komunikacji bezprzewodowej Bluetooth 4,0 z NFC
  • bardzo dobre właściwości kierunkowe podczas pracy biurkowej
  • ogólna umiejętność odszukania się w trudniejszym środowisku
  • zadziwiająco poprawne brzmienie o dużej czytelności i akceptowalności po stronie słuchacza
  • pozytywnie zaskakująca na szerokości scena
  • bliższa średnica lubiąca uczytelnić wokalizę
  • dobra odpowiedź na wbudowaną korekcję przez większość przebiegu
  • duża opłacalność i szansa na dodatkowe oszczędności względem źródła właśnie dzięki komunikacji bezprzewodowej

Wady:

  • trochę zbyt oszczędne zejście na basie
  • drobne zastrzeżenia co do precyzji wykonania
  • niewidoczna dioda zasilania umieszczona z boku
  • brak selektora wejścia sygnału
  • brak wyczuwalnego centrowania się pokręteł na pozycjach wyjściowych
  • trochę krótki kabel zasilający przymocowany na stałe
  • szkoda że w zestawie zabrakło pilota z funkcjami sterowania odtwarzaniem utworów

 

Serdeczne podziękowania dla firmy MOZOS za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

10 komentarzy

  1. Witam,
    Zastosowanie to głównie muzyka (szeroki zakres gatunków w tym rap) i filmy.
    Rozważam zakup pomiędzy:
    >Fenda R25BT (najtańsza opcja),
    >Fenda R30BT (pośrednie cenowo tu mi design trochę nie pasuje do pokoju),
    >Edifier R1600TIII (najdroższa opcja brana pod uwagę)
    Czy podpinając te głośniki do laptopa z „normalną” kartą dźwiękową jest sens kupować coś droższego od Fenda R25BT? Czy aby wykorzystywać potencjał lepszego sprzętu trzeba też mieć porządniejsze „wejście”.

    • Witam,
      W oszczędzaniu na głośnikach tylko z perspektywy posiadania takiego a nie innego układu źródłowego i umownego wykorzystania sprzętu nie ma specjalnej logiki. Nie w tym przedziale cenowym.

  2. Dzień dobry,
    jako posiadacz głośników R30BT rozważam ich sprzedaż i zakup modelu R25BT. Po przeczytaniu tej recenzji przekonują mnie do takiej „degradacji” przede wszystkim trzy rzeczy:

    1. Konstrukcja kątowa R25BT (używam głośników na biurku jako zestawu współpracującego z komputerem).
    2. Porty bass-reflex skierowane do słuchacza (głośniki stoją na moim biurku praktycznie kilka centymetrów od ściany).
    3. Charakterystyka dźwięku. Zachęca mnie opisana wyżej przybliżona i czytelna średnica oraz mniejsza niż w R30BT muzykalność.

    Jestem osobą borykającą się z delikatnym uszczerbkiem w słuchu w zakresie tonów średnich, więc jak najlepsze oddanie wokali i wszystkiego, co pośrodku utworu, jest dla mnie dość ważne. Ogranicza mnie niestety budżet i dlatego szukam w tym momencie głośników w takim, a nie innym przedziale cenowym (mam nadzieję, że mój następny zestaw komputerowy okraszą Presonusy Eris E5). Rozważam jednak dołożenie odpowiednich pieniędzy do modelu R1600TIII od Edifiera, o którego średnicy również czytałem sporo dobrego. Pytanie tylko, czy wyłożenie dwukrotnie większej sumy znalazłoby uzasadnienie we wrażeniach z odsłuchu? Dodam, że używam leciwej już karty dźwiękowej Asus Xonar D1.

    Pozdrawiam serdecznie!

    • Witam Panie Norbercie,
      Nie wiem. Nie jestem Panem i nie wiem co Pan słyszy, a tym bardziej czy znajdzie to u Pana potem pokrycie we wrażeniach z odsłuchu i to jeszcze w kontekście ubytku słuchu. Mogę tylko mówić o własnych, a także zwrócić uwagę, że Edifiery są w Polecanych głośnikach i nie ma tam z tego co pamiętam napisane, że to model średnicowy. Recenzje natomiast piszę tak obszerne i dokładne po to, aby tego wątpliwości móc samodzielnie rozwiązywać po swojej stronie. Sam po prostu nie mam możliwości wejść w takie rozterki w wielu przypadkach. Na pierwszy rzut oka rozumowanie za degradacją wydaje się zasadne.

      Pozdrawiam.

  3. Panie Jakubie, pisze Pan:

    „Na dużą opłacalność wpływa jednak nie tylko niska cena, ale też wyposażenie w moduł bezprzewodowy z NFC. Ułatwia to znacznie parowanie z urządzeniami mobilnymi oraz komputerem wyposażonym w takowy nadajnik. A jeśli go nie mamy, znacznie lepiej jest wydać maksymalnie 50 zł na układ wpinany w gniazdo USB i zamknąć w niskiej kwocie cały zestaw, aniżeli kupować za ok. 300-350 zł kartę dźwiękową lub DAC USB.”

    Moje pytanie jako laika, czy ten adapter zastąpi kartę muzyczną?

    • Z technicznego punktu widzenia – nie. Coś na kształt karty muzycznej jest już wbudowane w same głośniki. Takim adapterem (nadajnikiem) Bluetooth jedynie się z nią komunikujemy bezprzewodowo. Jeśli miałby Pan słuchawki bezprzewodowe – funkcjonowałoby to tak samo. Adapter Bluetooth nie połączy się z żadnym urządzeniem, które nie będzie miało w sobie wbudowanego odbiornika obsługującego taki standard. Adapter Bluetooth można byłoby najszybciej porównać np. do karty WiFi albo adaptera podczerwieni. Nie wiem czy udało mi się to w miarę prosto wyjaśnić.

    • Tak, bardzo dziękuję za szybką odpowiedź. Pytam pod kątem właśnie tych głośników. Podłączyłem je kablem pod zintegrowaną z płytą główną kartę dźwiękową i jakość jest cudna. Natomiast mam problem z lewym głośnikiem, na niskich tonach coś w środku drga, trzeszczy, rezonuje, nie wiem jakie byłoby na to najlepsze określenie, ale na pewno nie powinno tak być. Niestety chyba będę musiał je zareklamować pod tym kątem i czekać na naprawę, bo głośniki naprawdę są tego warte.

  4. Witam wszystkich.
    Właśnie odebrałem swoje Creativy T100 i po podłączeniu i pierwszych odsłuchach nie mogę na nie patrzeć ani dalej ich słuchać. Dają takim plastikiem że aż przykro i to mimo podłączenia przez optyczne złącze.
    Pytanie jest takie czy Fenda zagra lepiej może ma ktoś porównanie z creative T100, które mocno mnie rozczarowały.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *