Głośniki Laudberg M1 to niecodzienny gość w moich skromnych podwojach. Choć specjalizuję się w słuchawkach, to i z głośnikami nie raz i nie dwa miało się do czynienia na płaszczyźnie recenzenckiej. Tak samo również użytkowej, gdzie człowiek czasami ma po prostu już dość tych wszystkich słuchawek i chce swobodnie chodzić sobie po domu. Odskocznia zawsze jest korzystna, a umiar w życiu wręcz potrzebny.
Dlatego z ogromną chęcią i ciekawością przystąpiłem do testów M1. Choć w wypadku głośników nadal pracuję jeszcze nad wiarygodnym i powtarzalnym sposobem ich mierzenia, zawsze staram się podchodzić do każdego produktu uczciwie. Takie same zasady przyświecały mi podczas recenzji Enkl Sound ES2, który to – będąc głośnikiem innego typu – okazał się mocną wtopą za grube pieniądze, żeby nie powiedzieć mocniej. M1 są konwencjonalne, kosztują wielokrotnie mniej, bo 900 zł, a do tego jest to pakiet stereo.
Czy obronią honor głośników w odczuciach entuzjasty słuchawek? Czy konstrukcja ta okaże się miłym zaskoczeniem? Zobaczmy wspólnie w niniejszej recenzji.
Recenzja jest owocem płatnej współpracy z marką Laudberg i jej dystrybutorem, firmą Manta S.A., która podesłała niniejszy sprzęt celem wykonania rzeczywistych testów użytkowych i oceny opłacalności względem dotychczas testowanych zestawów głośnikowych. Jest to tym samym opinia niezależna.
Jakość wykonania i wyposażenie Laudberg M1
Głośniki przychodzą do nas w estetycznym (i podwójnym) kartonie, z bogatym wyposażeniem. W zasadzie mamy tu wszystko co trzeba: podstawowe kable, instrukcje, maskownice, pilota.
Wykonanie bardzo dobre jak na klasę budżetową
Należy pamiętać, że mamy tu do czynienia z głośnikami budżetowymi. Oznacza to, że producent musiał, podkreślam: musiał, gdzieś zaoszczędzić. Nie należy więc oczekiwać, że otrzymamy produkt klasy audiofilskiej, wykonany z kości słoniowej, drewna egzotycznego i metali szlachetnych.
Na szczęście w Laudberg M1 przejawia się to głównie drobnymi śladami po montażu. A to drobne skazy tu i tam, a to zabrudzenia i ślady na zawieszeniu membran przetworników. Czasami tu czy tam zdarzy się drobna plama lub przebarwienie (nie od palców), które można bez trudu usunąć ściereczką. Tak więc jest troszkę gorzej niż u Edifiera, ale biorąc pod uwagę cenę, to dość porównywalnie. Możliwe, że akurat takie miałem szczęście i trafił się taki egzemplarz, ale po szybkim wyczyszczeniu do zdjęć głośniki wyglądały nienagannie. Warto o tym napisać, aby nie panikować w kontekście rzekomych śladów użytkowania. Jeśli pudełko jest zapieczętowane fabrycznie (tak jak u mnie), to nie ma prawa być tu żadnej ingerencji z zewnątrz.
Na korzyść Laudbergów mogę nadmienić, że w przeciwieństwie do w/w Edifiera, nie spotkałem śladów kleju.
Poza tym samo wykonanie jest bardzo odpowiednie jak na takie pieniądze i przekroczyło moje oczekiwania (na bazie tej konkretnej sztuki). Widać, że jest budżetowo, ale trzyma się to kupy, jeśli oceniać stosunek ceny do wkładu materiałowego na tym etapie.
Dużo złącz i gniazd
Jest tu w zasadzie wszystko (niemal), czego można sobie zażyczyć.
- HDMI ARC umożliwi podłączenie do współczesnego telewizora.
- Optyk da nam szansę na podłączenie się do sprzętu A/V lub komputera, a także na ograniczenie przebić z tego ostatniego.
- RCA zezwolą na podłączenie się do wszystkiego innego klasycznym analogiem.
- Gniazdo USB pozwoli na podłączenie się pendrive’m z muzyką, zmieniając system Laudberg M1 w prosty odtwarzacz mp3 (dosłownie, o tym za moment).
- Złącze SUB z kolei da nam opcję na podłączenie subwoofera aktywnego (choć basu miałem tyle, że nie byłoby takiej potrzeby w ogóle).
Jedyne, czego mi osobiście zabrakło, to złącza USB DAC, aby móc podłączyć sprzęt bezpośrednio do komputera. Aczkolwiek nie wiem czy w ogóle wypunktowywać to jako wadę. Możemy za grosze dostać na rynku sprzęt typu dongle do telefonów, który oparty jest często na Realtekach (sam na nich robiłem takie cuda) albo Conexantach.
Łącząc je z kablem RCA-jack który jest w zestawie, uzyskujemy de facto połączenie USB z komputerem. A więc tak, jak gdyby głośniki posiadały takie złącze natywnie. Różnica jest co najwyżej taka, że układ jest w kablu, a nie głośnikach.
Dlatego końcowo nie będę w ogóle traktował tego jako wady. Damy sobie radę za grosze sami.
Bluetooth działa, ale z uwagami
Tryb pracy Bluetooth jest niestety problematyczny, choć to zależy od sytuacji, dystansu, przeszkód i konfiguracji sprzętowej.
Na AX200 co jakiś czas słychać było przerywanie sygnału w trybie SBC, zaś tryb SBC-XQ powodował… całkowite rozłączenie się głośników. Po ponownym połączeniu głośniki pracowały znów w trybie SBC. Jest to jedyny wspierany tu kodek. Być może na AAC byłoby lepiej.
Na BT400 z przystawką dystansującą, przerywanie również występowało. Zwłaszcza, gdy w odpowiednim miejscu znalazła się przeszkoda w postaci fotela z metalowymi elementami. SBC-XQ nadal nie chciało działać. Głośniki nie rozłączały się już automatycznie, ale nie wydawały z siebie podczas odtwarzania żadnego dźwięku.
Dopiero umieszczenie głośników blisko anten od AX200 albo zamontowanie BT400 z przodu powodowało brak przerywania/artefaktów.
Co więcej, niezależnie od adaptera BT, podczas transmisji sygnału w formie bezprzewodowej, słychać było jednostajne przebicie od elektroniki. Brzmiało to jak malutki 25 mm wentylatorek w środku głośnika. Tak więc tutaj Laudberg M1 się nie popisały zupełnie.
Kłopotliwy zasięg
Na moje oko jest to problem z bardzo (czyt. zbyt) prostym układem Bluetooth i/lub nie do końca przemyślanym umiejscowieniem anteny wewnątrz głośnika. Wymaga to bowiem maksymalnej przepustowości anteny po stronie hosta.
Na obronę AX200 i BT400 powiem, że pozostałe urządzenia Bluetooth nie miały z nimi żadnego problemu. Ewidentnie jest to wina zasięgu i to w ramach tego samego nawet pomieszczenia.
Każdorazowa zmiana źródła z BT na coś innego powodowała automatyczne rozłączenie się głośników z hostem.
Generalnie producent podaje, że na pokładzie jest Bluetooth 5.3, ale mam trochę wątpliwości. Można byłoby to zweryfikować poprzez rozkręcenie urządzenia, ale jest to sprzęt całkowicie nowy, a ja sam stronię od takich czynności.
Aczkolwiek może tym razem warto zrobić wyjątek. Skoro jest okazja, a my mamy wydać 900 zł? Żałuję trochę, że nie wykonałem tego przy Enkl Sound ES2, ale nie miałem pewności, czy mogłem to uczynić. Chodziło o to, aby producent nie zarzucił mi potem celowego „uszkodzenia” głośnika, aby napisać krytyczną recenzję. Tu zaś myślę problemu nie będzie.
Rzut okiem na wnętrzności
Na płytce doszukałem się dwóch układów ACME ACM3128A. Jest to chiński układ typu Dual Audio Amplifier, pracujący wg opisów w klasie H.
Układem BT (i nie tylko) jest jak widzę MV Silicon BP1048B2. I rzeczywiście, jest to wg opisów:
„A highly integrated audio application processor with Bluetooth 5 dual mode, DSP and many mixed-signal audio modules”.
Tuż pod nim widać malutką ścieżkę, która przypomina antenę. Ponieważ całość znajduje się z tyłu, tłumaczyłoby to moje obserwacje dot. zasięgu. A więc zwrócić należy honor Laudbergowi za Bluetooth 5, ale moja teoria z anteną też okazała się słuszna.
Poza tym jak widać jest to prosta płytka, radiatory z tyłu, standardowe komponenty. Kondensatory Chmec + jedna złota ELNA. Naprawa w przypadku problemów nie powinna nastręczać trudności. Jedynie diagnostyka co najwyżej, choć płytka sama z siebie jest świetnie opisana.
Chłodzenie odbywa się całkowicie pasywnie i w oparciu o ruch powietrza wewnątrz głośników. Naturalnie elektronika znajduje się tylko w kolumnie-matce (prawa). Kolumna-córka (lewa) jest jej pozbawiona.
Port USB tylko w zgodzie z MP3
Włożenie klucza USB do gniazda powoduje natychmiastowe przełączenie się na niego i rozpoczęcie odtwarzania.
Głośniki obsługują zagnieżdżenia katalogów oraz zapamiętują ostatni odtwarzany utwór wraz z położeniem.
Całość ma tylko jedną wadę – poza odtwarzaniem natychmiast po włożeniu klucza do gniazda – akceptuje tylko pliki MP3. Sprawdziłem jeszcze pliki OGG i FLAC – bez powodzenia. Uważam, że jest to mocne ograniczenie i sugeruje to tylko, że wewnątrz znajduje się przestarzała elektronika. Może to być też z automatu sekretem niskiej ceny głośników Laudberg M1.
Spodziewałem się tego (tj. oszczędności), aczkolwiek w nieco niespodziewanym miejscu.
Pilot działa, ale…
Moja rada, by go nie zgubić. Jest on bowiem niesamowicie przydatnym elementem wyposażenia głośników Laudberg M1. Umożliwia nam również sterowanie niektórymi funkcjami, do których nie mielibyśmy normalnie dostępu.
Przykładem takowych jest wybór predefiniowanego ustawienia EQ, jednego z trzech:
- Movie,
- Music (domyślne),
- Dialog.
Od razu mogę powiedzieć, że poza trybem domyślnym Music, dwa pozostałe są w zasadzie bezużyteczne. Movie generuje nam efekt plastikowych pudełek, a Dialog wypłaszcza przekaz i odcina okrutnie bas. Być może w niektórych sytuacjach będzie to coś przydatnego, ale u mnie ani razu się nie sprawdziło.
Na koniec jeszcze jedna uwaga, że nie zaszkodziłoby dorzucić baterie do zestawu dla pilota. Drobnostka, ale zawsze to pewien ukłon względem użytkownika.
Sterowanie odtwarzaniem działa, ale…
Dodatkowa uwaga też odnośnie pilota, że nie chciał mi działać przycisk USB oraz Play/Pause (BT). Ten pierwszy okazało się, że aktywny jest tylko gdy w głośnikach fizycznie znajduje się klucz USB. Drugi nie działał w trybie Bluetooth.
Nie jestem jednak w stanie stwierdzić, czy jest to spowodowane jakąś niekompatybilnością z komendami MPRIS, czy może ogólnie jest to cecha tego konkretnego układu. W każdym razie przeprowadzony na szybko sanity test wykazał, że zarówno Edifier MS50A, jak i Audio-Technica ATH-S300BT, poprawnie pracują z przyciskami pauzy i odtwarzania.
Szkoda, że nie można włączyć głośników od razu przyciskiem źródła. Musimy zawsze uczynić to głównym przyciskiem, a potem wybrać źródło. Te na szczęście jest zapamiętywane.
Wymuszone budżetem uproszczenia
Tak niestety jest, z tańszymi produktami. Często jest to kwestia wyboru specyficznych rodzajów komponentów lądujących w środku. Te z kolei czasami trudno jest pogodzić ze sobą, ale definitywnie próbuje je się pogodzić z budżetem. Na pewno nie można mieć wszystkiego, bo przeczyłoby to prawidłom rynkowym, o których pisałem niedawno w recenzji Hifimanów HE400se. Laudberg nie jest jednak Hifimanem, na całe szczęście.
Natomiast powiedzmy sobie szczerze: żadna z rzeczy, które wymieniłem, nie dyskwalifikuje Laudberg M1 jako produktu. Głośniki mają tak wiele możliwości podłączenia, że każdy powinien znaleźć coś dla siebie i dopasować do swojego środowiska.
Owszem, o ile nie są to rzeczy dyskwalifikujące, na pewno mogą od czasu do czasu denerwować. Ale w takich modelach ponad wszystkim i tak liczyć się będzie jakość dźwięku. A także – jak pokazał z biegiem czasu przykład Microlabów – również bezawaryjność. W recenzji niestety nie będę w stanie tego wykryć, gdyż trwa ona za krótko, ale nie mam na razie powodów, aby odmawiać Laudbergom kredytu zaufania.
Parę rzeczy mogli zrobić lepiej, w porządku, ale idźmy dalej i zobaczmy co się stanie.
Jakość dźwięku Laudberg M1
Na początku zastrzec muszę, że testy wykonywane były w różnych konfiguracjach w trzech pomieszczeniach, ale żadne z nich nie było (jeszcze) specjalnie przygotowane akustycznie. A przynajmniej nie w pełni. Oznacza to, że niektóre rzeczy (głównie bas) mogą być odbierane w zależności od pomieszczenia, w którym dokonujemy odsłuchu.
Niemniej moim zadaniem było stworzyć Laudbergom jak najlepsze warunki odsłuchowe, zbliżone w sumie do większości domostw użytkowników docelowych.
Pierwsze odpalenie i wrażenie były ogromnie pozytywne. W dużym skrócie, dostałem tu bardzo naturalne, przyjemne brzmienie do słuchania na długie godziny. Poziom zacierający wprost poprzednie „ale” w warstwie użytkowej.
Co konieczne też do podkreślenia, wszystkie testy wykonywane były w trybie Music. Reszta trybów jak pisałem była dla mnie bezużyteczna i traktowałbym je jako jedynie ciekawostkę. Ale po kolei…
Bas fantastyczny
Bas schodził mi tu do piekła, a co zapewne miało jak pisałem też swoje umocowanie w pomieszczeniu. Jednak miałem w tym wszystkim problem z jednoznacznym wychwyceniu modów pomieszczenia. Zatem jest duża szansa, że ten świetny bas da się odtworzyć w domu każdego z Was.
W sumie zasługa tego jest też w dwóch innych rzeczach. Duże przetworniki nisko-średniotonowe frontowe oraz duże porty BR z tyłu. Ten sprzęt potrafi pompować powietrze. Nie sprawdzałem jednak jego możliwości na 100%, ponieważ szanuję ludzi mieszkających obok mnie.
Tak samo pisząc aktualnie recenzję i przelewając swoje wrażenia na wirtualny papier, czynię to w późnej godzinie nocnej siedząc w Sennheiserach HD 580. One to wraz z HD 58X prawdopodobnie są najbliższymi odpowiednikami brzmienia Laudberg M1 w świecie słuchawkowym.
Tony średnie nasycone
Środek pasma był przepysznie podany. Nie są to głośniki przemożnie średnicowe, ale świetnie oddają dociążenie i barwę wokali.
Tony wysokie przyjemne
Uderzyła mnie również naturalność i barwa sopranu. Tu chyba było największe zdziwienie, że głośniki budżetowe mogą tak zagrać. To było coś kompletnie odmiennego od np. Edifierów S880BT czy serii AirPulse. A przecież od obu Laudbergi są tańsze.
Sopran za sprawą bawełnianych kopułek jest nieco ocieplony i przez to bardzo przyjemny, aksamitny. Nie ma tu nieprzyjemnych wybić, ale też zero jakiegokolwiek zamulenia. Chciałoby się powiedzieć, że te głośniki trafiły w mój gust w punkt. I to bez zabawy pokrętłami regulacji barwy.
Wrażenia sceniczne
Te będą mocno zależne od otoczenia, w jakim głośniki pracują, ale u mnie okazało się, że jest całkiem dobrze. Mam tu naprawdę świetnie zaznaczoną głębię. Trochę mniej dzieje się na szerokość, ale Laudberg M1 mają bardzo dobrze kreowany sweet spot, tj. szeroko. Nawiązują tym do moich dawnych KEFów Q80.
Nie ma róży bez kolców – szum własny
Ale nawet i tu spotkamy się z pewnym usprawiedliwieniem tak niskiej ceny. Każde głośniki aktywne, ale też pasywniaki podłączone pod większość wzmacniaczy, będą wydawały z siebie szum. Tak samo dzieje się z Laudberg M1.
Podczas pracy wydzielają z siebie cichy szum tła. Pochodzi on z końcówki mocy, która jest wbudowana w głośnik główny. Typowa klasa D można rzec i nie różni się to niczym od tego, co notowałem z Yamahą A-S201 swego czasu. Tak to po prostu funkcjonuje i jest to rzecz spotykana tak samo u Microlaba w jego głośnikach, jak i Edifierach.
Choć życzyłbym sobie, aby tego szumu było jak najmniej, albo po prostu mniej, nie jest źle. Najbardziej słyszalny jest w ustawieniu na bliskie pole, ale tylko wówczas, gdy nie leci żadna muzyka. Często miesza się on z dźwiękiem otoczenia, więc tym bardziej jego znaczenie staje się w codziennym użytkowaniu marginalne.
Całokształt
Laudberg M1, jeśli otrzymały ode mnie uwagi w części dot. wykonania i ergonomii, sporo nadrobiły w części poświęconej jakości dźwięku. Wręcz można powiedzieć, że rekompensują swoją tonalnością i barwą wszystko to, co może (i prawdopodobnie będzie) na co dzień w nich denerwować.
Zaskoczony pozytywnie jestem przede wszystkim spójnością tonalną i skrajami. Bas z wygarem, sopran z aksamitem, środek z nasyceniem, a całość skrojona na przepyszną i spójną mieszankę. Uwielbiam takie strojenie i przypominają mi się tu eksperymenty z kopułkami berylowymi.
Tych głośników można słuchać bardzo długo, bez efektu zmęczenia albo znudzenia. Nadają się wszędzie i do wszystkiego. No, może poza bardzo mocno rezonującymi pomieszczeniami. Odtworzą nam jednak wszystko, a postawić możemy je zarówno jako monitory BP, jak i zwykłe głośniki salonowe. Tanie, dobre, elastyczne, ładnie grające. EQ co prawda można sobie darować, ale w trybie Music, czyli domyślnym, są autentycznie super jak za te pieniądze.
Szkoda że nie mam jeszcze możliwości ze 100% pewnością zmierzyć takich konstrukcji, ale chodzi mi to po głowie. Z czasem mam nadzieję, że dodatkowe informacje w tym zakresie będę w stanie Wam dostarczyć w takich recenzjach. Aczkolwiek fakt faktem, że specjalizuję się w słuchawkach, więc jest to jakkolwiek myślę zrozumiałe.
Odkupienie wszystkich „ale”
Producenci notorycznie próbują ukrywać swoje oszczędności, a produkty udawać coś, czym nie są. Laudberg M1 odbieram zaś jako produkt szczery. Bardzo sobie cenię takie podejście. Głośniki nie udają haj-endów, nie silą się na audiofilski kicz. Mało tego, w swojej atrakcyjnej cenie jasno i wyraźnie pokazują ograniczenia oraz miejsca, w których producent poszedł na łatwiznę, aby ową cenę dowieźć.
Pod tym względem myślę sobie, że jest to klasyczny przykład „oszczędzajmy na czym się da, byle nie na dźwięku”. I to mnie tu kupiło. Przykłady u nas w słuchawkach są oczywiste: Creative Aurvana SE, Hifiman HE400se, Sennheiser HD 599SE. W sumie same „SE”. Może Laudberg też powinien nazwać swój produkt „M1 SE”?
W każdym razie Laudberg daje mi, jako użytkownikowi produkt, który jest „podwójnym ale”. M1 jako sprzęt „jest fajny, ALE ma pewne niedociągnięcia, ALE całokształtem bije konkurencję”. Tak chyba najlepiej mogę opisać swoje odczucia związane z obcowaniem z M1.
Nie wiem jak dokładnie to wygląda obecnie u Edifiera, bo głośniki na testy dostaję rzadko. Na pewno Microlab Solo26, które testowałem 5 lat temu, nie mają tu czego szukać. Były swego czasu bardzo fajne, ale oferta Laudberga jest lepsza, po prostu.
Podsumowanie
Na ten moment nie mam możliwości akuratnego ich zmierzenia, więc wyjątkowo trzeba będzie uwierzyć mi na słowo. A jest ono takie, że bardzo mi się brzmieniowo te głośniki podobają. Są budżetowe, mają swoje uproszczenia, tu czy tam widać wyraźnie ścinane zakręty, ale co do clou tej oferty – jest solidnie.
Na tyle solidnie, że sam nie miałbym nic przeciwko ich zakupowi. Do 1000 zł jest to moim zdaniem bardzo mocna pozycja, obok której nie należy przechodzić obojętnie. Wieczna dominacja Edifiera też zresztą musiała się kiedyś skończyć i jest to tylko kwestia poznania godnych alternatyw. Laudberg M1 definitywnie do tego grona się zaliczają.
Jakość wykonania i wyposażenie
Drobne skazy tu czy tam. Generalnie w tej cenie jednak jestem mocno zaskoczony na plus. Wyposażenie bardzo adekwatne, a jedyne czego zabrakło, to chyba tylko bateryjek do pilota i ew. kabla RCA-RCA. W tej kategorii 9/10.
Jakość dźwięku
Fantastyczne strojenie domyślne, choć tryby Movie i Dialog były dla mnie bardzo słabe. Korekcja tonów niskich i wysokich to bardzo przydatna rzecz. Narzekać można nieco na szum własny w bardzo cichym pomieszczeniu. Trochę też na przebicia w trybie Bluetooth. Scenicznie nie pogardziłbym zaś większą szerokością. Na plus też całkiem szeroki sweet spot. Sumarycznie mocne 8/10 w tej cenie.
Ergonomia i walory użytkowe
Tu już będę narzekał na niedoróbki tu czy tam. Dość krótki kabel zasilacza, słaby zasięg Bluetooth, brak współpracy z SBC-XQ i jakichkolwiek innych kodeków. Wbudowany odtwarzacz trawi tylko pliki MP3. Play/Pause nie chciało działać w trybie BT, a obsługa ręcznie bez pilota jest utrudniona przez umieszczenie wszystkiego z tyłu. Na plus zaś spora ilość złączy, wyjście na subwoofer aktywny, złącze optyczne czy ogólna obsługa jako całość. W moich warunkach tak z 7/10 można dać.
Sumarycznie
Przy cenie 900 zł dostajemy tu wreszcie godną alternatywę dla Edifierów, które wiecznie dominowały od długiego czasu w tym segmencie rozwiązań. Głośniki dosłownie rzutem na taśmę uratowały się u mnie przed utratą rekomendacji z oceną końcową 8.0/10. Wszystko przez drobne niedoróbki, które jednak nie zdołały wydrzeć im sukcesu i zatrzeć finalnego dobrego wrażenia.
8.0/10
Głośniki na dzień pisania recenzji można zakupić w cenie ok. 900 zł. (sprawdź najniższą cenę i dostępność w sklepach)
Dane techniczne
Specyfikacja techniczna skopiowana w niezmienionej formie wprost ze strony producenta.
- Moc RMS: 120W
- Wysokiej jakości przetworniki dla doskonałej reprodukcji dźwięku : głośniki niskotonowe 6,5″4Ω x2, głośniki wysokotonowe 3″ 6Ω x2
- Pasmo przenoszenia: 40Hz – 20kHz
- SNR ≥80dB
- Łączność bezprzewodowa: Bluetooth 5.3 z zasięgiem do 10 metrów
- Wejścia:
– HDMI ARC – idealne do podłączenia telewizora
– Optyczne – dla najwyższej jakości sygnału cyfrowego
– Coaxialne – alternatywa dla optycznego połączenia
– RCA – klasyczne analogowe połączenie
– USB – dla bezpośredniego odtwarzania plików muzycznych - DSP: Zaawansowany procesor DSP zapewniający optymalizację dźwięku
- Maskownice magnetyczne
- Zasilanie: 24V 2A
- Wymiary: 370 x 260 x 225 mm (jedna kolumna)
Platforma testowa
Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.
- DAC/ADC: Motu M4, Tempotec Sonata BHD Pro
- Wzmacniacz słuchawkowy: Sabaj A20h
- Nadajniki Bluetooth: Asus BT400, Asus PCE-AX58BT, RealMe 9Pro+
- Słuchawki testowe: Creative Aurvana SE, Sennheiser HD 599SE, Sennheiser HD 58X, Sennheiser HD 580 (zmodyfikowane), Audeze LCD-XC
- Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli ACX i AC4 (jeśli miało ono zastosowanie)
- Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
- Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.
Serdeczne podziękowania dla marki Laudberg za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów