Dużym zaskoczeniem dla mnie (i chyba nie tylko dla mnie) było wypuszczenie przez Aune swoich pierwszych słuchawek pełnowymiarowych, a więc Aune AR5000. Producent ten znany jest wszystkim głównie z dobrych i rozsądnych cenowo rozwiązań typu DAC/AMP. Z nich sam osobiście najbardziej ceniłem sobie wzmacniacz zbalansowany S7. Był on swego czasu często i gęsto wykorzystywany w testach na blogu. Ale i do dziś pamiętam rewelacyjne dokanałowe E1, które polecam niezmiennie mimo upływu lat. Do tego grona dołączy dziś bohater niniejszej recenzji, bowiem pomiary i wrażenia, choć nie bez uwag krytycznych, pozostawiają po sobie pozytywny ślad.
Recenzja jest owocem płatnej współpracy z marką Aune za pośrednictwem jej wyłącznego dystrybutora na Polskę, sklepu Audeos, który podesłał niniejszy sprzęt do testów.
Dane techniczne
Dane przetłumaczone z tyłu pudełka:
- Przetworniki: 50 mm dynamiczne, otwarte
- Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 41,8 kHz
- Impedancja nominalna: 28 Ω
- Czułość dla 1 kHz / 1 Vrms: 108 dB SPL
- THD dla 1 kHz przy 100 dB SPL: <0,03%
- Kabel: 1,5 m OFC odpinany (3,5 mm do 3,5 mm/6,3 mm)
Cena słuchawek AR5000: ok. 1500 zł (sprawdź aktualne ceny i dostępność)
Jakość wykonania i konstrukcja Aune AR5000
O słuchawkach napiszę w tym akapicie krótko, ale nie znaczy to, że Aune AR5000 nie mają co pokazać. Po prostu nie chcę rozpływać się w superlatywach. Konkretnie, jak na premierowy model producenta i brak doświadczenia po jego stronie, spodziewałbym się ostrożnego podejścia i np. większej ilości plastiku. Tymczasem mamy tu obudowę niemal w całości metalową, skonstruowaną z bardzo lekkich stopów, ze stalowym pałąkiem, prostym mechanizmem regulacji i elementami, które nie są dedykowane.
Producent zdecydował się na zajmujące mało miejsca gniazda jack 3,5 mm oraz wymienne okablowanie. Otwiera ono drogę do stosowania innych konstrukcji i w innych standardach. Domyślnie słuchawki zakończone są wtykiem również 3,5 mm (w zestawie jest nasadka na 6,3 mm), ale możliwe jest przerobienie w ten sposób słuchawek na dowolny inny wtyk. O tym będzie jeszcze w dalszych akapitach. Natomiast co do samego kabla, jest on estetycznie wykonany, w zupełności wystarczający do tych słuchawek, ale mimo wszystko ma dwie wady: jest stosunkowo krótki i ma tendencję do mikrofonowania. Szkoda, że w zestawie nie znalazł się dodatkowy, dłuższy kabel, który byłby bardziej dopasowany do stacjonarnego użytkowania. Może to sugerować, że z racji bardzo łatwego napędu (o tym też za moment powiem więcej), producent celuje głównie w sprzęt mobilny i telefony. Same słuchawki nie są jednak dopasowane stricte do scenariuszy wyjściowych.
Dodatkowy kabel zbalansowany jest dostępny jako akcesorium i choć jego cena jest bardzo kusząca, bo jedynie 300 zł, egzemplarz dostarczony wraz ze słuchawkami okazał się być uszkodzony od nowości (przerywanie dźwięku). Dlatego preferuję swoje własne kable, ponieważ po prostu wiem co w nich drzemie i w razie problemu jestem w stanie je naprawić. Z kablem Aune nie mam takiej możliwości (brak możliwości rozebrania). Tym samym testy zostały wykonane w oparciu o wyłącznie kabel single-ended dołączony do zestawu.
Naprawdę, za 1500 zł spodziewałem się tu dostać znacznie mniej. Tymczasem mamy tu więcej, niż u niejednego producenta uznawanego za klasę premium. Takie rzeczy zawsze trzeba bardzo jasno podkreślać i chwalić, jeśli mają one miejsce. Na tle Aune AR5000, takie np. PSB M4U9 wydają się być wręcz plastikową zabawką. Naturalnie będzie to miało swoje konsekwencje podczas niechlujnego obchodzenia się ze słuchawkami. Byle upadek spowoduje widoczne uszkodzenia na szampańskich muszlach.
Otwartość słuchawek jest oczywiście kwestią bezdyskusyjną, ale mającą pewną ciekawostkę. Otóż zarówno maskownica ażurowa, jak i otwory boczne, są faktycznymi elementami akustycznymi i nie znajdują się tu tylko dla dekoracji. Zaglądając przez boczne szczeliny jesteśmy nawet w stanie zauważyć fragment kopuły przetwornika oraz przewody sygnałowe. Wszystko jest dyskretnie ukryte i choć nie ma tu specjalnego zabezpieczenia przeciwkurzowego. W sumie tak samo jak i w ATH-R70X na ten przykład, nie będzie to stanowiło żadnego problemu w użytkowaniu.
Dla ciekawości sprawdziłem też sposób montowania widełek do pałąka i zastosowano tu mechanizm wpuszczony na śrubę imbusową. Całość chodzi cichuteńko i nic nie klekocze. Nie powinno też się w żaden sposób luzować w trakcie pracy.
Pady i opaska w Aune AR5000
Pady i opaskę możemy w razie problemu spokojnie wymienić, a jeśli opaski dostać nie będziemy mogli, to konstrukcja pozwala na inwencję własną. Tak samo z padami, które instaluje się na zasadzie kołnierza umieszczonego w rancie muszli.
Nie tylko nie powinno być żadnych kłopotów ze znalezieniem zamienników, ale też otwiera to pole do dalszych zabaw dźwiękiem i akustyką wewnętrzną, bowiem odległość ucha od przetwornika właśnie tak będziemy mogli sobie modyfikować najłatwiej (a tym samym sweet spot).
Wygoda i izolacja Aune AR5000
Z racji otwartej konstrukcji, izolacja od otoczenia nie istnieje. Konstrukcyjnie słuchawki zapewniają jednak ogromną wygodę użytkowania. Muszle posiadają dość miejsca i wykorzystują podobny trik, jak Bowersy Px8, a więc zrobienie dużej przestrzeni na małżowinę i umieszczenie przetworników pod kątem. W ten sposób nawet największe „uszaty” będą miały szansę na odnalezienie się w tych słuchawkach.
Realna impedancja przetworników w Aune AR5000
Impedancja deklarowana przez producenta to 28 Ω, ale mierzona to 23,8 Ω i nie jest to wartość dla jednego, a dla obu kanałów, z wahaniem dopiero na drugim miejscu po przecinku. Mamy więc idealne spasowanie impedancyjne i prawdopodobnie bardzo skrupulatne parowanie przetworników. Tutaj serio jestem pod wrażeniem. Jednocześnie zastanawiam się, dlaczego mamy tu aż taką różnicę względem deklaracji na pudełku. Przy tak małych wartościach, wszelkie odchylenia są niestety dużym procentem i w tym wypadku wynoszą 15%.
Zabezpieczenie przetworników mogłoby być lepsze
Tak jeszcze w temacie przetworników, jedyną uwagę zwrócił sposób ich zabezpieczenia przed kurzem. Producent stosuje tutaj papier czerpany o dużej sztywności, ale moim zdaniem jest to kluczowy błąd.
Materiał ten stosowało dawniej AKG w swoich modelach zabytkowych i struktura tegoż materiału uczestniczy aktywnie w dampingu akustycznym. Jeśli ten sam element ma kontakt z naszą skórą, potem, wilgotnością, ale przede wszystkim brudem, solą i kwaśnym pH, może to być bardzo mszczące się po latach. Materiał będzie się pruł ze starości i łatwo będzie go uszkodzić (np. palcami). W przypadku uszkodzenia, spodziewałbym się wystrzelenia góry, może też zmian w obrębie basu.
Aune powinno moim zdaniem rozwiązać problem tak, że papier umieszczony zostałby pod kratownicą zabezpieczającą, a nie na niej. Wtedy zabezpieczenie przeciwkurzowe w formie np. membrany wysokoprzepuszczalnej z płótna powinno zostać zintegrowane z padami (zszyte). W ten sposób producent mocno zminimalizowałby ryzyko uszkodzeń i jeszcze bardziej zwiększył trwałość swoich słuchawek. No ale ja to ja, swoje pomysły mam, mogę tylko oceniać wszystko jako postronny widz.
Jakość dźwięku Aune AR5000
Pierwsze wrażenie słuchawki zostawiają po sobie bardzo dobre, a wręcz nawet znajome. Podobnie bowiem grały mi Tungsteny, poniekąd i Audeze MM-100, ale żadne z nich nie kosztowały 1500 zł. Co najwyżej te pierwsze, ale nie złotówek, a dolarów. W recenzji będę poruszał się oczywiście w bardziej przyziemnym przedziale rozwiązań i o ile MM-100 są modelem „po sąsiedzku” dostępnym cenowo względem AR5000, obie pary grają inaczej. Ale to po kolei.
Niestety jedna z największych wad użytkowych AR5000 to uzyskiwanie dźwięku zależnego od pozycji ucha względem przetwornika (lub na odwrót, jak kto woli). Oznacza to, że odsłuchy AR5000 nie mogą być krótkie i jednocześnie wiążące. Z kolei dla posiadaczy przekłada się to na wyrobienie sobie nawyku odpowiedniego ich nakładania i ustawiania.
Opis dźwiękowy opierać się będzie zatem na pozycji wypracowanej, najbardziej dla mnie komfortowej i wydającej się być maksymalnie naturalną. Jednocześnie wykres pasma przenoszenia będzie danymi uśrednionymi z kilku różnych prób pomiarowych.
Bas nie jest przesadnie mocny i przypomina mi bardzo mocno ten z Tungstenów, zwłaszcza zejściem. To one – wraz z równością basu – powoduje bardzo dobre odczucia i efekty w muzyce. Ma się wrażenie obcowania z dźwiękiem od dołu bardzo rozciągniętym zakresowo, choć sporo z tego znajduje się w częstotliwościach niesłyszalnych dla naszego ucha. Niemniej w tej cenie nie spodziewałem się tak technicznie dobrze zrealizowanego basu i to w konstrukcji otwartej. Obawiam się, że nie ma czego szukać w tym zakresie w sporej części słuchawek dostępnych na rynku. Równość basu i jego zejście aż do piekła to jeden z największych atutów brzmieniowych tych słuchawek.
Średnica jest klarowna i prezentowana „portretowo”, a więc z bliska i trochę przed słuchaczem. Uwagę zwraca jej naturalny ton, klarowność oraz łączenie się z pewną cechą sceniczną, o której powiem za moment.
Sopran jest doświetlony, całkiem czysty i ogólnie nieźle uchwycony barwowo. To właśnie on powodował u mnie pierwsze skojarzenia z MM-100 czy Tungstenami. Ogólnie jednak słuchawki możemy uznać za bezpiecznie jasne, z szeroko podkreślaną górą. Ilościowo uważam, że mogłoby być go trochę mniej i bardziej w stronę np. LCD-XC po modyfikacjach, ale słuchawki obawiam się, że utraciłyby swój lekko analityczny charakter. No i ponad wszystkim trudno jest oczekiwać od nich strojenia np. takiego, jakie cechuje DFMODy.
Scena jest za to moim zdaniem najsłabszym punktem programu AR5000 i niestety mogę potwierdzić doniesienia z innych recenzji. Słuchawki grają głównie na osi lewo-prawo, pomijając w dużej mierze głębię sceny. Holografia pojawia się stosunkowo rzadko i choć instrumenty mają między sobą powietrze, a na scenie jest komfortowe uczucie luzu, to nie ma w tym dostatecznej efektowności. Nie taniego efekciarstwa, a efektowności, po prostu zwykłego „wow” korelującego z oczekiwaniami wobec modelu otwartego. Ma to też swoje usprawiedliwienie i dobre strony. Usprawiedliwienie z racji wymienionego wcześniej portretowego charakteru średnicy. A dobre strony stąd, że po raz kolejny udowadnia, że otwartość lub zamkniętość słuchawek nie jest automatycznym gwarantem małej lub dużej sceny. Po prostu są to dwie recepty na wytłumianie fal odbitych, czasami dodatkowo przekładając się na komfort użytkowania po stronie użytkownika. Zawsze jednak priorytetem jest akustyka i zachowanie się przetwornika.
Jeśli chodzi o responsywność, to tu słuchawki bardzo ładnie się prezentują. Większe wychylenia ustają już po 200-400 μs, co jest wynikiem wyśmienitym.
W temacie czystości, słuchawki odebrałem jako bardzo czyste, a przynajmniej przez większość swojego pasma przenoszenia. Współgra to z pomiarami, które wykazują THD+N na poziomie -52,4 dB @90 dB SPL:
W zakresie użytecznym, dopiero w sopranie można coś usłyszeć, a co zawdzięczamy wzrostowi zniekształceń do poziomu 0,58% (-44,7 dB). Są to już wartości, które nasze ucho niestety wychwyci.
Dźwięk AR5000 zależny od pozycji przetwornika
Jak pisałem, wiele będzie zależało od pozycji założenia słuchawek na uszy. Wynikać mogą z tego niestety różnego rodzaju przekłamania i różnice w odbiorze między poszczególnymi osobami.
Rozróżnić możemy tak naprawdę trzy główne pozycje:
- słuchawki przesunięte do tyłu (wykres zielony),
- przesunięte do przodu (wykres turkusowy),
- ustawione idealnie centralnie (wykres pomarańczowy).
Ustawienie centralne jest dokładnie takie, jakie jak zakładam każdy użytkownik dobierze sobie w pierwszej kolejności. To właśnie na nim recenzja była jak pisałem sporządzana.
Przy przesunięciu słuchawek do tyłu, uzyskujemy cieplejszą barwę dźwięku i najmocniejszy bas. Wadą jest nienaturalne parcie na tył małżowin usznych.
Z kolei przy ustawieniu do przodu, otrzymujemy moim zdaniem najciekawszy dźwięk, bo najbardziej „otwarty”, ale też za cenę wygody, jeśli zbyt mocno posuniemy słuchawki na głowie ku tyłowi. Zmniejszy się nam bowiem miejsce na małżowiny, które zaczną dotykać plastikowych talerzy skrywających przetworniki.
Osobiście najbardziej pasowało mi ustawienie pośrednie między przednim a centralnym, ale tylko ze względu na dźwięk. W praktyce użytkowanie AR5000 było usłane niekończącym się poprawianiem ich na głowie celem znalezienia odpowiedniego ułożenia, a część ruchów głową powodowało problem „zepsucia” mozolnie układanych na głowie słuchawek.
Mimo wszystko, umiejętne ich zakładanie i uzyskiwane w ten sposób efekty dźwiękowe, kwalifikują AR5000 na pełnienie roli całkiem solidnego punktu odniesienia u osób szukających neutralno-analitycznie brzmiących słuchawek o dużej równości tonalnej i wygodzie.
Istnieje teoretycznie nieskończona ilość wariacji pośrednich oraz sposobów odbioru słuchawek z punktu widzenia anatomii, a nawet na osi czasu, ponieważ głębokość padów również wpływa mocno na punkt zbiegu fali akustycznej (sweet spot) oraz rezonanse.
Aune AR5000 nie zauważyłem, aby w jakikolwiek sposób się wygrzewały, ale nie wyklucza to w żaden sposób zmian dźwięku płynących od padów i to właśnie one, a dokładniej ich „uklepanie” się oraz dopasowanie do naszej głowy na osi czasu, będzie prawdziwym powodem zaistnienia tychże zmian.
Okablowanie zbalansowane AR3
Do słuchawek dostępne jest akcesoryjne okablowanie zbalansowane Aune AR3. O ile jego zakup jest opcjonalny i bardzo atrakcyjny cenowo (raptem 300 zł), to nie jest on wymagany do poprawnej pracy AR5000. Słuchawki są bowiem banalnie proste w napędzeniu i wysterowaniu z powodu swojej dużej wydajności prądowej. Połączenie zbalansowane nie ma tu więc większego sensu i nie da nam nic konkretnego, poza co najwyżej lepszym samopoczuciem związanym z niekoniecznie tak mocnym kręceniem gałką głośności. Które i tak niestety zostać może popsute awarią okablowania od nowości, jak w moim przypadku. No cóż, pech.
W życiu jednak często jest tak, że do wyboru mamy nie tylko scenariusze białe i czarne. Rozważanie balansu do AR5000 mogą czynić głównie osoby posiadające urządzenia, których producent potraktował wyjście single-ended jak zło konieczne. Jest to działanie, które czasami wymusza na użytkowniku stosowanie połączeń zbalansowanych z racji podjętych oszczędności na układach i drastycznej różnicy w parametrach technicznych. Wówczas stosujemy takie kable tylko dlatego, że ktoś na nas to wymusił, choć teoretycznie nie powinno mieć to miejsca.
Patrząc po tym, jak zachowują się AR5000 w kontekście ułożenia na głowie oraz tonalności własnej, osobiście rekomendowałbym skupienie się bardziej na modyfikacjach w obrębie padów czy dampingu. Ale i tu należy uważać, gdyż ma to bezpośrednie przełożenie na komfort.
Wymiana kabla byłaby natomiast usprawiedliwiona w kontekście uszkodzenia mechanicznego albo efektu mikrofonowego, który na fabrycznym okablowaniu faktycznie zachodzi i może niestety denerwować. Pod ręką miałem jedynie Fanatum Pyrina, który jest zauważalnie droższy od samych słuchawek, ale choć dawał naprawdę fajne efekty, to większość osób i tak pozostanie myślę przy fabrycznym okablowaniu, bowiem te nic nas nie kosztuje, jest w zestawie i po prostu działa, będąc przy tym dostatecznie dobrze wykonanym.
Porównanie Aune AR5000 z Sennheiser HD800S
Choć pierwotnie kusiło mnie, aby porównać Aune z Audeze LCD-XC, ku mojemu zaskoczeniu, natrafiłem na bardzo ciekawą obserwację co do ogólnej tonalności. Okazało się, że AR5000 wykazują sporą zbieżność z Sennheiserami HD800S.
Jak na debiutanta, Aune wypadają tu nad wyraz dobrze na tle utytułowanego produktu za o wiele większe pieniądze. Choć teoretycznie HD800S są od AR5000 niewiele czystsze w pomiarach, uwagę zwracają dwa kluczowe obszary: sopran oraz trzecia harmoniczna, które u Aune prezentują się zauważalnie gorzej. Jest to całkowicie zrozumiałe i jednocześnie powodujące, że Aune odbierzemy w każdych warunkach jako słuchawki klasowo gorsze od Sennheiserów.
Co do samej tonalności, basowo obie pary są bardzo podobne, ze wskazaniem na Aune z racji większej równości. Średnica jest bardziej eteryczna w HD800S kontra bardziej portretowa w AR5000. Sopran, choć wydawać by się mogło, że bardzo podobny, jest kompletnie inny i Aune można odebrać jako „HD800 bez igły w 6 kHz”.
800-tki wydają się bardziej nosowe i ostrzejsze, czytelniejsze na sopranie w dalszym jego odcinku, podczas gdy w AR5000 przy porównaniach A-B od razu słychać spad sopranu. Trzeba tu jednak uwzględnić, że mój słuch jest wyczulony dość mocno na 6 kHz, a porównania względem HD800, T1, ADX5000 czy innych jasnych słuchawek, zawsze będą pokazywały pewne przekłamania z racji równania do ekstremum.
Scena to pełna deklasacja AR5000 przez HD800S. Niestety, od razu po założeniu Sennheiserów, daje się odczuć skok holografii i głębi sceny. Zupełnie inny świat i format prezentacji dźwięku, wbijający wręcz w fotel i nadrabiający wspomniane wybicie w 6 kHz u Sennheisera. Aune próbują, bardzo próbują, ale poza szerokością sceniczną nie są w stanie dorównać w żaden sposób propozycji Niemców.
Z tym że pytanie, czy w ogóle muszą? Sennheisery są obecnie dostępne za ok. 7000 zł, tak więc jest to zauważalnie wyższa półka cenowa od Aune. Dostajemy tam więcej za więcej (ignorując mocno plastikową obudowę), co jest całkowicie logiczne i zrozumiałe. Ważąc jednak ogólną opłacalność obu modeli, AR5000 stoją wyżej.
Porównanie z Hifiman Sundara
Aune AR5000 automatycznie będą również przegrywać scenicznie z Sundarami, choć i tak w cenie 1500 zł przebiją je na jakości wykonania i równości dźwięku jako całości, będąc praktycznie w tej samej klasie cenowej.
Sundary zagrają mocniejszym basem, ale nie o takiej równości; bardziej oddaloną średnicą, ale o większej gradacji planów dźwiękowych; jaśniejszą górą o większej punktowości, ale większą sceną i związanym z tym efektem „wow”. Zawsze będzie tu jakieś „ale” i wymiana ciosów jest wręcz niesamowita.
Aune są z kolei produktem bardziej dopracowanym i przemyślanym, ponieważ nie stawiają dźwięku na pierwszym miejscu kosztem wszystkiego innego, tylko równoważą wszystkie elementy ze sobą. Choć jest to wciąż kompletna nowość na rynku i nie wiadomo jeszcze jak wygląda temat awaryjności, osobiście miałbym większe zaufanie do Aune niż Hifimana, patrząc na historie, które przewijają się po sieci.
Oczywiście można dywagować nad zjawiskiem popularności jednego i drugiego producenta i stąd przełożenia tego na raporty awaryjności, ale chyba nikt nie ośmieli się zakwestionować faktu, że to ten drugi potrafił zbudować kilka modeli słuchawek wyglądających identycznie, wypuścić flagowca z urywającymi się opaskami nagłownymi (HE1000), czy używać tych samych materiałów w tak najtańszym, jak i najdroższym modelu słuchawek w swojej ofercie.
Jako absolutny fan słuchawek i dźwięku uzyskiwanego tą drogą, tak jak stawiam jakość dźwięku zawsze na pierwszym miejscu, tak uważam, że nie może się to odbywać kosztem elementarnych rzeczy, takich jak wygoda, ale przede wszystkim żywotność i trwałość produktu. Kiedyś byłem skłonny przymknąć oko na to czy tamto, ale niestety zbyt często można dziś zaobserwować, że jest to nadużywane, a paliwem ku temu jest nasz entuzjazm, pasja i często też ta słynna audionervosa.
Sundary nie mają problemu z wygodą, bardzo dobrze leżały mi na głowie. Ale praktycznie chyba wszystkie modele, które miałem na warsztacie, były albo przed wypożyczeniem, albo po wypożyczeniu, obiektem zainteresowania serwisu producenta. Obecnie na warsztacie mam wypożyczone prywatne HE-400i, które miały wymienioną całą jedną muszlę i to tak, że po złożeniu, otwór na wtyk słuchawkowy jest umieszczony pod innym kątem (!) niż w muszli drugiej. Nie są to części dorabiane, a jak mi przekazano bezpośrednio wymieniane przez serwis. Fajnie.
Więc to nie jest tak, że to ja mam coś do Hifimana, tylko oni sami coś do siebie mają.
Pomijając to, analizując oba te modele i konfrontując swoje odczucia, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, jakby Aune celowo wybrało sobie taki a nie inny cel. Trochę tak, jakby przeczytali cały Internet w poszukiwaniu żali i pretensji do Sundar, po czym zrobili coś podobnego, w podobnej cenie, ale starając się dopracować wszystko co się tylko da i zmieniając po drodze przetworniki na coś, co jest łatwiejsze do opanowania produkcyjnie, czyli dynamiki. Efekty dźwiękowe może i będą gorsze, ale lepiej to wypada w temacie ogólnego strojenia oraz perspektywy dłuższego użytkowania bez żadnych limitów.
Porównanie do Beyerdynamic DT1990
Bardzo podobnie może się rzecz mieć do DT1990, z tym że tam względem Sundar byłbym gotów przywołać z pamięci więcej sopranu. Słuchawki te w ramach rozwiązań grających na planie „V” są całkiem dobre, również pod kątem wykonania, ale jeśli mówić o tym która para jest bliższa ogólnej wierności dźwięku (neutralności) i bardziej opłacalna, to po ostatnich podwyżkach ceny DT1990, AR5000 wychodzą na prowadzenie.
Jeśli wyrównamy się do punktu kontrolnego i wybierzemy średnicę jako ten zakres, który w obu słuchawkach ma nam zagrać tak samo głośno, Beyerdynamic DT1990 zagrają wyraźnie mocniejszym basem i górą z dużym pikiem na 6 kHz. Jeśli wyrównamy poziomy głośności do natężenia skrajów pasma, uzyskamy dwie rzeczy:
- zauważalnie bardziej wycofaną średnicę w DT1990,
- słyszalną modulację barwy sopranu w DT1990.
Mówiąc wprost, Aune są po prostu równiejsze. W kategoriach technicznych, słuchawki za 1500 zł są więc lepsze od innego modelu za 2100 zł. Naturalnie dla kogoś, kto szuka mocniejszego basu i góry, DT1990 wciąż mogą mu dać to, czego w Aune AR5000 nie znajdzie. Te drugie mogą wydawać się na ich tle płaskie i z lekkim basem. Zresztą, wystarczy spojrzeć na to ile osób do dziś z zadowoleniem używa starszych DT990, mających podobne strojenie. Każdemu więc wg potrzeb.
Dla kogo Aune AR5000 będą dobre?
Patrząc po wykonaniu, strojeniu oraz łatwości w napędzeniu, pierwsze słuchawki pełnowymiarowe Aune kreują się jako produkt uniwersalny w zastosowaniach i przeznaczony dla dość szerokiego grona odbiorców.
Izolacji tu nie uświadczymy, więc na pewno nie jest to model dla osoby pracującej w głośnym otoczeniu. Problemy mogą też mieć osoby z „zaszumianymi” źródłami, na których wysoka skuteczność Aune AR5000 wyciągnie niepożądane śmieci z tła.
Zawiedzione mogą być osoby szukające ogromnej sceny we wszystkich kierunkach, liczące na „HD800 po taniości”. Choć Aune AR5000 bardzo się starają, nie będą w stanie sprostać takim wymaganiom. Tak samo fani dźwięku na planie „V” i gniotącego mózg basu, ale to raczej oczywiste i takie osoby nie wiem czy w ogóle mój blog czytają.
Zadowolone będą natomiast osoby szukające jak najbardziej równych, czystych i wygodnych słuchawek do codziennego użytku do 1500 zł, które nie rozpadną się na głowie od samego patrzenia, a którym po głowie chodziły do tej pory bardziej rozwiązania kompromisowe w tej materii, jak Sundary.
Szczególnie uradowani mogą być użytkownicy siedzący w słuchawkach po kilka ładnych godzin dziennie, z małymi przerwami, gustujący w dynamicznej elektronice. Tam najwięcej uda się ugrać z racji świetnie równego basu z zejściem oraz bardzo sensownej czystości przekładanej na odtwarzane sample.
Jaki wzmacniacz do Aune AR5000?
Właściwie to „żaden”. Słuchawki są naprawdę bardzo łatwe w napędzeniu i nie potrzebują żadnej elektrowni w stylu AKG K240 DF, AKG K1000 czy MHA Tungsten. Nawet dobry układ zintegrowany na płycie głównej da sobie z nimi radę, nie mówiąc o przenośnych DAPach czy podstawowych kartach dźwiękowych oraz DACach w formie dongli/przelotek.
Tak jak wspominałem w recenzji Feliks Audio Elise, moje HD800S nadal są podłączone do malutkiego dongle’a Fanatum, który zbudowałem sobie na boku dla zabawy i trochę też z racji posiadania luzem części. Efekty końcowe przekroczyły grubo moje oczekiwania, a przecież HD800S to 300Ω, a nie 23,8, czyli ponad 10x więcej. A jeszcze niedawno HD800 (nie-S) podłączałem pod hybrydowego Pathosa. Co więc się stało? Postęp się stał. I pomiary. I przemyślenie wszystkiego na spokojnie. W ten sposób wyszło, że słuchawki z jednego i drugiego zagrają całkiem dobrze, ale gdybym miał wybierać, to mimo wszystko jak najczystszy sygnał w jak najsensowniejszych gabarytach.
To też pisząc, bezwzględnie unikałbym parowania Aune AR5000 ze wzmacniaczami lampowymi. Raz, że zgwałcimy sobie tylko niepotrzebnie jakość dźwięku w imię chęci potencjalnego przygaszenia nieco góry, a dwa, że lampa to zupełnie zbyteczne dla takich konstrukcji urządzenie.
Tak samo powtórzę się z obserwacjami dotyczącymi kabla zbalansowanego i połączeń tego typu, które także nie są potrzebne, a jeśli są, to znaczy, że należy rozważyć pozbycie się urządzenia, które oferuje nam dysonans poznawczy na wyjściach i zmusza do konkretnych połączeń/inwestycji.
W audio najczęściej problemem jest jedna rzecz: nadmierna oszczędność (a dokładniej oszczędność w skali produkcji masowej). Do Sennheiserów HD800S balans ma jeszcze sens, zwłaszcza przy malutkich urządzeniach jak wspomniany dongle, ale do Aune AR5000 wystarczy dobry, porządny układ single-ended o jak największej czystości i jesteśmy w domu.
Czy Aune AR5000 będą dobre w zastosowaniach profesjonalnych?
To ciekawy wątek, zwłaszcza w kontekście niedawnego testu Audeze MM-100, które z definicji przeznaczone były do tytułowych zastosowań. Przez to rozumiem m.in. tworzenie własnej muzyki, odsłuchy krytyczne, podłączanie pod interfejsy audio, a także wykorzystywanie jako punkt odniesienia w recenzjach audio, takich jak ta.
Moim zdaniem we wszystkich wymienionych mają one sporo sensu i powinny dowieźć niezłe efekty. Choć osobiście nadal preferowałbym tu AKG K240 DFMOD albo zmodyfikowane Audeze LCD-XC, obie te opcje wymagają albo zabaw w DIY, albo są mniej praktyczne/wygodne przy dłuższym użytkowaniu. Alternatywnie można byłoby jeszcze myśleć o rzeczonych Hifiman HE-400i w takich zastosowaniach, jeśli szukalibyśmy czegoś z gatunku słuchawek neutralnych, albo nawet coś w deseń Beyerdynamików DT880, ale pierwsze to nadal ten sam Hifiman, którego przed momentem skrytykowałem, a drugie na pewno będą wymagały wspomnianych zabaw w DIY lub EQ, aby należycie dać się ustawić.
Tak naprawdę jedyną przeszkodą w Aune AR5000 w tym kontekście może być dla użytkownika wspominana już przeze mnie losowość dźwięku po założeniu i konieczność każdorazowego ustawienia sobie słuchawek na głowie tak, aby grały dobrze. W tym względzie jednak lepsze są MM-100 i jeśli ktokolwiek zastanawiałby się między jednym a drugim modelem w takich właśnie zastosowaniach, możliwe, że mniej frustracji sprawią mu MM-ki. O 500-tkach nawet nie mówię, bo to już zupełnie inna klasa cenowa.
Podsumowanie
Mimo, iż jest to pierwszy model w ofercie tego producenta, nie było tu taryfy ulgowej, ale też chciałem, aby recenzja była jak najbardziej informacyjna, porównawcza i pomocna. Kto wie, być może nawet dla samego producenta, który zapewne zbierze na bazie takich treści ostateczny feedback i zdecyduje się wypuścić coś lepszego albo zamkniętego? Tego nie wiem, nie jestem producentem, nie mam wpływu na jego decyzje. Tak samo jak on nie ma wpływu na moją ocenę, która kształtuje się następująco:
Jakość wykonania – Aune się popisało i swój premierowy model wykonało bardzo dobrze. Naprawdę trudno jest się tu do czegokolwiek przyczepić w tej cenie. 10/10
Jakość dźwięku – neutralne strojenie mające relatywnie mało wad i o dużej czystości, w tej cenie bardzo do mnie przemawia. Największe zastrzeżenia mam jednak do sceny dźwiękowej, która jest renderowana głównie na boki. Nie jest to jeszcze koniec świata, ponieważ w zamian dostajemy bardzo portretową średnicę, która jest bliska, a jednocześnie neutralna, tak jak cały charakter Aune AR5000. Na upartego można byłoby nieco odwrócić proporcje basu z sopranem, ponieważ mielibyśmy wtedy troszkę więcej od dołu, a troszkę mniej analityczności, ale jest to bardziej kwestia de gustibus, aniżeli wymóg potrzebny do szczęścia. Poza tym strasznie irytujące było uzyskiwanie różnych efektów brzmieniowych w zależności od ułożenia. Na trzy przykładowe pozycje uzyskałem trzy różne sygnatury. Mimo tych mankamentów, słuchawki punktowałbym na solidne 8/10.
Ergonomia i praktyczność są również bardzo wysokie. Zastrzeżenia mam – prócz wspomnianego losowego brzmienia w zależności od założenia – do efektu mikrofonowego od kabla oraz maskownic wewnętrznych na ażurach przetworników. Można było to zabezpieczyć lepiej (czyt. mądrzej). Na plus natomiast mamy wszystko inne: pady które spokojnie możemy zmienić na inne bez szukania tygodniami ofert z dedykowanymi nausznikami, odpinane okablowanie, ogromną wygodę użytkowania, banalność w napędzeniu, a nawet potencjał na DIY i EQ. Stąd bardzo wysokie 9/10 w tej kategorii.
Sumarycznie słuchawki wykręciły 8.7/10, co jak na model tworzony bez wcześniejszego doświadczenia jest tym większym pozytywem.
Choć nie jest to dokładnie ta sygnatura, która cechowała E1, nota bene też ich pierwsze dokanałówki, cieszę się, że Aune AR5000 trafiają na rynek. Będzie to bowiem miało swoje konsekwencje, gdyż widać tu aspirację do wepchnięcia się z łokcia w zdawałoby się zabetonowany już segment rynku. Taka sytuacja dla nas – konsumentów – jest zawsze dobrą monetą, bo wymuszającą albo wzięcie się przez innych producentów do roboty, albo obniżki cenowe. W jednym i drugim przypadku jesteśmy wygrani, bo nic nie napędza rozwoju tak, jak oddech konkurencji na plecach. A nawet jeśli zmian to żadnych nie spowoduje, to klient i tak wybierze na koniec to, co bardziej do niego przemawia w danych pieniądzach.
To też mówiąc, mogę zarekomendować Aune AR5000 jako całkiem dobrze strojone i wygodne słuchawki domowe o przeznaczeniu uniwersalnym i w bardzo kuszącej cenie. Tym samym obok dokanałowych E1, jest to druga pozycja w ich ofercie warta odsłuchania.
8.7/10
Słuchawki na dzień pisania recenzji są dostępne bezpośrednio w sklepie Audeos oraz winnych sklepach w cenie ok. 1500 zł (sprawdź aktualne ceny i dostępność w sklepach).
Zalety:
- ponadprzeciętnie dobre wykonanie słuchawek w tej cenie
- odpinane okablowanie typu „Y”
- perfekcyjne sparowanie impedancji przetworników w testowanym egzemplarzu
- spora wygoda
- potencjalnie bardzo duża trwałość i niezawodność
- bardzo łatwe w napędzeniu
- względnie neutralne strojenie z elementami spokoju i opanowania
- dobra scena na szerokość
- wysoka uniwersalność w zastosowaniach
- duża podatność na EQ i modyfikacje
- solidna opłacalność
Wady:
- problemy z głębią sceniczną
- wysoka wrażliwość na położenie przetworników względem uszu, co skutkuje różnicami w odbiorze (i pomiarach)
- mikrofonowanie kabla fabrycznego
- szkoda że nie ma drugiego, dłuższego kabla w zestawie
Ciekawe jak się one mają do Sivga S023. Z opisu wydają się dosyć podobne.