Z marką PSB Speakers nie miałem jeszcze nigdy styczności, ani drogą przygodnych odsłuchów, ani testowo w wymiarze słuchawkowym, ani też głośnikowym, choć to ostatnie to teoretycznie obszar, w którym firma ta czuje się najlepiej. Tak się więc złożyło, że nadarzyła się okazja na testy modelu słuchawek M4U9 z serii Music For You: kosztujących 3300 zł uniwersalnych nauszników zamkniętych z BT, ANC, USB, pracą po analogu itd. Zobaczmy zatem jakież to firma ta odkryje przed nami tajemnice.
Recenzja jest owocem płatnej współpracy z marką PSB za pośrednictwem sieci salonów Top HiFi, która podesłała niniejszy sprzęt do testów.
Jakość wykonania i wyposażenie
Ten aspekt PSB M4U9 to trochę mieszane uczucia. Teoretycznie słuchawki wykonane są poprawnie, mają pełne wyposażenie, własną dedykowaną aplikację, a okablowanie sygnałowe jest zaplatane, ale rzucają się w oczy wyczuwalne odlewy, wrażenie „plastikowości” (plastikowatości?), nierówna pod względem siły wysuwania regulacja lewej i prawej muszli, „klekotanie” konstrukcji, nierówne szczeliny wokół logo PSB przez które widać zieloną powierzchnię płytki PCB i duże rezonowanie obudowy oraz mikrofonowanie od kabla. Całość natomiast wieńczy dźwięk przebić (brzęczenie i pierdzenie) gdy kabel analogowy umieszczony jest w lewej muszli i chcemy pracować z trybem DSP/ANC. W prawej (gdzie znajduje się cała elektronika) problem nie występuje, a co prawdopodobnie wynika z bardzo krótkiej ścieżki sygnałowej i brak efektu anteny.
Ponieważ mówimy tu o słuchawkach za niemałe pieniądze, tego typu uwagi nie powinny mieć miejsca. Mikrofonowanie to rzecz często po prostu wypadkowa i z którą trzeba się liczyć w słuchawkach (taki ich urok), ale wszystko inne to już kwestie do rozwiązania w taki czy inny sposób.
Wyczuwalne odlewy na krawędziach plastikowych, szczeliny, plastikowość i nierówność wysuwania to elementy związane bezpośrednio z użytymi materiałami oraz kontrolą jakości. Zielone PCB spokojnie można byłoby zamienić na czarny laminat. Rezonowanie obudowy to problem wytłumienia, a klekotanie to brak amortyzatorów/stoperów. Dosłownie kilka kawałków płaskiej gumy rozwiązałoby ten problem. Przebicia z kolei najprościej byłoby wyeliminować rezygnacją z dziurki po lewej stronie na rzecz tej z prawej, od razu przy elektronice. Koszt tego jest uważam niewielki w stosunku do wrażenia dopracowania produktu próbującego celować w klienta nieco bardziej wymagającego i mogącego sobie pozwolić na więcej w domenie wciąż sprzętu praktycznego i nie będącego jednoznacznie kierowanym do audiofilów.
Słuchawki starają się nadrabiać to wyposażeniem i wspomnianą praktycznością. Klasyczny układ dwóch regulatorów + włącznika, przycisk BT, ale również ciekawy wachlarz zastosowań co do złącz, gdzie możemy pracować w następujących trybach:
- Bluetooth
- Bluetooth + ANC
- USB
- USB + ANC
- Analog pasywny
- Analog aktywny
- Analog aktywny + ANC
M4U9 umożliwiają nie tylko więc ładowanie po USB (słuchawki są w stanie wykręcić do 25 h pracy) czy alternatywną pracę po złączu analogowym, ale też z pełnym wykorzystaniem ich wówczas jako urządzeń audio i drzemiącej na pokładzie elektroniki dającej określone profity.
Tymi profitami będą przede wszystkim wbudowany tryb DSP o charakterze stałym (RoomFeel) oraz możliwość profilowania pod kątem indywidualnej HRTF w oparciu o mechanizmy opracowane przez firmę Audiodo, z którą PSB nawiązało współpracę w 2021 roku (źródło).
Wygoda PSB jest o dziwo całkiem dobra, tak samo jak izolacja pasywna i aktywna (głównie wycinająca tony niskie). Oczywiście nie jesteśmy i nigdy nie będziemy odcinani od świata zewnętrznego całkowicie, bo to nie tego typu konstrukcja słuchawek, ale na przynajmniej dostateczny poziom izolacji na żadnym etapie testów nie narzekałem. Niemniej jestem na przestrzeni ostatnich lat zdaje się coraz bardziej wrażliwy na hałas, dlatego coraz więcej uwagi przykładam do swojego otoczenia i to też jest jednym z powodów, dla których notorycznie uciekam poza miasto.
Tak więc poza wymienionymi uwagami, w PSB nie znalazłem innych przywar, toteż śmiało możemy skupić się na jakości dźwięku i badaniu wszystkich trybów pracy tych słuchawek. A będzie tego sporo, ale może najpierw nieco jeszcze słowem wstępu.
Słuchawki są reklamowane przede wszystkim jako posiadające technologię RoomFeel oraz z możliwością personalizacji dźwięku o nazwie dokładnie takiej samej jak firma, z którą jak pisałem wcześniej nawiązano współpracę, a więc po prostu Audiodo. Miałem trochę wątpliwości, w jaki sposób ująć podejście do opisu ich dźwięku, ale najprawdopodobniej najlepszym będzie skupienie się na tym jak słuchawki grają wprost z pudełka, aby akuratnie ocenić ich realne możliwości.
Technologia RoomFeel jest jak rozumiem po prostu odpowiednim profilem DSP aplikowanym w sposób stały, gdy tylko słuchawki zaczynają pracować w trybie cyfrowym, że tak powiem.
Audiodo to z kolei mechanizm zaimplementowany w aplikację mobilną PSB, będący automatycznym equalizerem opartym nie o wartości parametryczne, a słuchowe-preferencyjne w oparciu o próbki i serię pytań. Czyli jednym słowem otrzymujemy bas taki i taki oraz pytanie, który z nich nam się podoba. Jest to bardzo ciekawe podejście do tematu dopasowywania dźwięku pod siebie (zwłaszcza przez laików), ale jednak equalizacji, a nie dźwięku rzeczywiście generowanego.
Stąd uważam, że skupić się powinniśmy na tym, co słuchawki reprezentują same sobą, bez tego typu wspomagania (choć RF/DSP będzie, tak czy inaczej, aktywne przy większości trybów sygnału, o czym opowiem za moment). A że mamy tu akumulatory, słuchawki zacząłem poznawać w pierwszej kolejności tak, jak najprawdopodobniej będą najczęściej użytkowane: za pośrednictwem Bluetootha. Ale jak się o tym później przekonamy, każdy inny tryb, w którym suwak z boku słuchawek zostanie przesunięty na pozycję ON, będzie nam się prezentował tak samo.
Jakość dźwięku
Ten zwyczajowy w każdej mojej recenzji akapit opisuje nie tylko jakość w sensie stricte, ale jest też próbą „odkodowania” zamysłu inżyniera, producenta, projektanta stojącego za produktem. I to nie na zasadzie przekazywania tego, co którykolwiek z nich chciałby przekazać (i tak najczęściej w swojej firmie wyręcza ich dział marketingu), a podejścia czysto konsumenckiego, tj. „po owocach ich poznacie”. Tak więc ja, jako użytkownik, staram się poznać owoce czyjejś pracy i spróbować – subiektywnie bo subiektywnie – odgadnąć, jaki smak mają te owoce, czy miały tak smakować i jak ogólnie wyszło z wartościami odżywczymi – czyli obiektywnie, bo już pomiarowo. Nie wszystko bowiem, co smakuje dobrze, musi być zdrowe, prawda?
Użytkowników PSB rzadko widuję na forach, jeśli chodzi o słuchawki. Nie wiem, przyznam, czemu, choć mogę się domyślać. Słuchając M4U9 na początku nie zostałem powalony na kolana czymś „nowym” i chyba to właśnie powoduje, że łatwo obok nich przejść do porządku dziennego. Plastikowa obudowa trąca nim okrutnie. Wizualnie też nie są efektowne w wymiarze wzornictwa, więc, mówiąc kolokwialnie, lans też odpada. A jednak z każdym albumem przekonywałem się do tych słuchawek coraz bardziej. Być może wynika to z doświadczenia producenta w konstrukcjach głośnikowych, które daje się odczuć najbardziej w sposobie prezentacji. I to jest klucz do zrozumienia specyfiki M4U9.
PSB w pierwszym odsłuchu, jak pisałem, nie generują efektu WOW jakimś niesamowicie wybitym basem, miliardem detali, kosmiczną sceną w stylu HD800. O ile można byłoby na upartego mieć o to do nich pretensje, w rzeczywistości jest to ich atutem, z miejsca przywodząc mi na myśl na przykład NADa i ich serię VISO. Jest to po prostu ten typ słuchawek, który producent kieruje do użytkownika neutralnego lub naturalnego. Słowem: takiego, który nie ma preferencji uznawanych za „młodzieżowe”, a bardziej „klasyczne” i niefaworyzujące mocno konkretnego fragmentu pasma.
Osobiście nie jestem fanem silenia się na szufladkowanie wszystkiego i wszystkich, dlatego czynię to tylko celem akuratnego ujęcia filozofii stojącej za powstaniem i egzystencją M4U9 (poza oczywistą: zarobkową) tak, jak ja jako ich użytkownik to czuję i odbieram. Słuchawki muszą być jednak dla mnie ekstremalnie praktyczne i najlepiej na tyle uniwersalne, że nawet gdyby realizowały jakieś specyficzne cele, to nadal miałoby to ręce i nogi. Nie raz i nie dwa miałem okazję czytać w innych recenzjach, że dane słuchawki zostały jakoby stworzone pod tylko jeden konkretny gatunek muzyki. Jest to na ogół sprytny sposób na ukazanie kiepskiego produktu w pozytywnym świetle, a to, że nam się dany model nie spodobał brzmieniowo, to nie jego wina, tylko nasza, bo przecież próbujemy słuchać na nim innego gatunku muzyki, do którego nie został on predysponowany.
Na szczęście w przypadku M4U9 taka sytuacja nie zachodzi, a przynajmniej producent nie sili się na takie usprawiedliwianie ich egzystencji, ponieważ innych recenzji na ich temat nie czytałem i nie zamierzam. Jeśli nie ma w nich pomiarów, będą to w 100% subiektywne opinie, do których dany Twórca będzie miał święte prawo, aby je wyrazić. Mnie zaś interesuje, abym swoją mógł wyrazić również swobodnie i bez skrępowania, a przede wszystkim w ogóle ją mieć. Tak jak bowiem często powtarzam użytkownikom pytającym o zakup słuchawek, pójście do salonu i posłuchanie na spokojnie sprzętu samemu, zwalnia z konieczności czytania potem jakichkolwiek recenzji. Słyszeliśmy sprzęt na własnych uszach? Słyszeliśmy. I to jest dla nas największa wartość. A nie to, co powiedziała osoba X lub Y, chyba że w wymiarze użytkowym, jakichś problemów technicznych lub na polu trwałości. Oczywiście fajnie jest mieć świadomość, że podobające się nam słuchawki czynią to też innym, ale najgorszy błąd jaki popełnia się w audio, nie tylko słuchawkowym, to weryfikowanie sprzętu cudzymi uszami, choć wcześniej zrobiło się to już samemu. Inna sprawa, gdy nie ma takiej możliwości. Wówczas przydatne okazują się takie treści jak niniejsza recenzja.
No dobrze, no to jak w końcu brzmią te PSB?
Słuchawki grają na ucho w miarę neutralnie uchwyconym basem i rozsądnie rozjaśnionym sopranem. W średnicy czuć natomiast pewne spłaszczenie prezentacji, trochę jakby wstrzyknąć do ustroju efekt crossfeed, ale na tyle, aby nie zepsuć jeszcze normalnej słuchawkowej prezentacji. Ma to oczywiście swoje odzwierciedlenie też w scenie, która jest bardzo ekspansywna na boki, ale już niespecjalnie na osi przód-tył.
W praktyce daje to jednak zdumiewająco spójną prezentację i słuchając muzyki nie ma się wrażenia, że coś jest nie tak. Wręcz przeciwnie, wiele utworów nabrało „sensu” i przestałem słyszeć je jako specyfikę realizacji, a bardziej jako jej przeznaczenie pod konkretny sposób odsłuchu: słuchawkowy lub głośnikowy. Chyba tak właśnie działa wspomniana technologia RoomFeel.
Pewną wskazówką ku temu było też pudełko, na którym producent rozpisał się właśnie o tym, że próbował w swoich słuchawkach odtworzyć specyfikę odsłuchową nagrań przeznaczonych pod głośniki, ale korzystając wyłącznie ze słuchawek. Wielu producentów też próbowało takiej sztuczki, nie tylko jeśli chodzi o słuchawki. Wzmacniacze mające wspomnianą funkcję crossfeed, słuchawki mające mieć taką prezentację, a nawet zaawansowane symulatory systemów tego typu oparte o wiele przetworników i manipulowanie opóźnieniami – to wszystko już przerabiałem i zazwyczaj bardzo trudno było wykrzesać z tego coś sensownego. Ostatnią taką próbą było spotkanie ze słuchawkami CrossZone CZ-1, którym ta sztuka moim zdaniem kompletnie się nie udała i co starałem się rzetelnie udokumentować tak rzeczowo, jak i również pomiarowo. Najważniejsze, że samo doświadczenie obcowania z taką konstrukcją było dla mnie bardzo pouczające i wymagające żmudnych testów, analiz oraz odkrywania kolejnej cząstki wiedzy o audio. Poniekąd czynią to też PSB, ale tu sprawa jest tym łatwiejsza, że są to słuchawki konwencjonalne, oparte na jednym przetworniku, a nie kilku jednocześnie i zabawie opóźnieniami.
Gdyby zmusić się do dokładnego określenia jak bardzo M4U9 są konwencjonalne, byłoby to wyraźnie bliżej normalnych słuchawek mających w sobie odpowiednią specyfikę, niż czegoś stricte tworzonego pod taką a nie inną prezentację lub wykorzystującego kosmiczną technologię. Posłuchajcie w nich bez żadnych wspomagaczy czegokolwiek, co pozwoli Wam ocenić barwę średnicy i jej pozycjonowanie w przestrzeni względem pogłosu przedniego i tylnego, a zrozumiecie co mam na myśli. Chociaż co uszy to opinia, jak zawsze w audio, stąd pomiary.
W zakresie basu i sopranu temat będzie już znacznie prostszy w interpretacji, gdyż, jak pisałem, są to zakresy ujęte w sposób umiarkowany, normalnie podane w domenie naszego słuchu. Linia basowa wydaje się, że ma ładne zejście mimo charakteru narastającego ku średnicy, a sopran mimo detaliczności nie wybija się ostrościami w uszy. Tak samo czyniły to NADy, które jednak mocniej forsowały jak pamiętam środek i miały delikatnie bardziej wygładzony sopran. Zresztą, tak jak PSB uważam za znacznie bardziej konwencjonalne od CrossZone, tak NADy uważam za bardziej konwencjonalne od PSB.
Nie pamiętam bowiem, aby NADy na pomiarach tak bardzo różniły się między swoimi trybami pracy, tj. z DSP (lub ogólnie wsparciem ze strony elektroniki wewnętrznej) lub bez. Zacznijmy od tych pierwszych, a więc ze wspomaganiem:
Wykres impulsowy:
Bas wygląda na w miarę sensowny. Średnica jest wyraźnie wybita (i tak też jest), a góra powinna być bardzo nosowa z racji wystrzelenia pasma 6 kHz, ale również nie słyszę tego w taki sposób, gdyż jest dosyć duży obszarowo (szeroka podstawa szczytu) i reaguje po części z zakresem 1,5 kHz. Ale to tylko jedna strona medalu.
W rzeczywistości słuchawki są bardzo wrażliwe na umiejscowienie na głowie (przesunięcie ich bardziej do przodu lub do tyłu głowy zmienia barwę średnicy) i wykonanie dokładnych pomiarów na sztucznych uszach silikonowych czasami skutkuje nie do końca akuratnym odczytem basu i góry co do ich proporcji (ale nie umiejscowienia). Następuje tzw. efekt wycieku. Wiąże się to oczywiście z padami, które są bardziej z gatunku tych kompaktowych. Zdradza to też tryb ANC, który stara się kompensować i wybijać linię basową:
Przede wszystkim bardzo cieszy mnie, że PSB grają dokładnie tak samo w trybie BT, po USB (jednoczesne ładowanie i praca po USB) oraz w „aktywnym analogu”, który oznaczam tutaj jako AA. Jest to tryb, w którym słuchawki czerpią sygnał analogowy, ale są zasilane bateryjnie same z siebie. Szkoda, że tryb ANC moduluje dźwięk i nie tylko na pomiarach jest to widoczne, ale i odsłuchowo. Natomiast kompletnie różny od wszystkich tryb pasywny-analogowy (PA) jest w istocie demaskatorski:
Różnice są bardzo duże i dopiero tutaj okazuje się, że M4U9 są tak naprawdę bardzo mocno equalizowanymi słuchawkami, w których opisywane wcześniej cele symulacyjne zostały osiągnięte w sposób cyfrowy, wymagający działania pokładowego wzmacniacza i procesora dźwiękowego w jednym. Na całe szczęście nie przekłada się to na generowanie słyszalnych artefaktów, aczkolwiek jeśli już się czegoś doszukiwać, to lekko w dzieje się coś w okolicach 1 kHz na materiale syntetycznym. Porównując ze sobą odczyty trybu PA i AA widać, że wybicie w tym rejonie jest zabiegiem celowym i ekspozycja wokalu – w tym też takie a nie inne pozycjonowanie sceniczne – jest właśnie tego zasługą.
Niestety tryb zwykłego pasywnego analogu jest co do wrażeń odsłuchowych dość kiepski. Dźwięk wydaje się przebrzmiały, mało selektywny, pozbawiony jakości. W takich chwilach warto posiłkować się wykresami zniekształceń, bowiem potrafią powiedzieć wiele o tym co się dzieje.
I tak, pomiar THD w trybach cyfrowych (warto zwrócić uwagę na zakres do 1 kHz, jako że pomiar robiłem na dziurce lewej, aby zobrazować co się dzieje przy przebiciach z THD):
Ten sam pomiar ale przy włączonym ANC (również z dziurki lewej, a różnica między lewą a prawą sprowadza się jedynie do równej kreski zamiast mocno pofalowanej):
A tu dla porównania sytuacja gdy przetworniki mają zagrać same, bez niczyjej pomocy (dziurka lewa/prawa w czystym analogu nie mają znaczenia):
Wszystko więc jasne.
Dodatkowo zauważyłem, że słuchawki te z trudem radzą sobie przy scenariuszach głośnego słuchania (w sumie to dobrze, zaoszczędzimy na zdrowiu). Przy dużych natężeniach dźwięku, tak na oko gdzieś na pułapie i powyżej 80 dB, zaczynają wpadać w zauważalne przestery i rezonanse, prawdopodobnie pochodzące od obudowy, alternatywnie od końcówki mocy lub nawet samych przetworników. Dlatego też o ile pierwotnie szykowałem się na powiedzenie paru pozytywnych słów o zaimplementowaniu trybu analogowego poza pracą na akumulatorach, aby można było dalej sobie na słuchawkach pracować po ich wyczerpaniu, po założeniu na głowę i odsłuchaniu, tryb ten jest jakościowo najsłabszym elementem PSB M4U9. Uważam, że znacznie bardziej sensowne jest pracowanie z nimi via USB, łącząc dalsze korzystanie ze słuchawek z ładowaniem ich w tej samej chwili. Efektem tego było to, że przez 95% czasu odsłuchów siedziałem wyłącznie na trybie BT/USB i moim zdaniem jest to jedyny słuszny sposób pracy z M4U9.
Z jednej strony, w cenie 3300 zł oczekiwałbym dostać pełnoprawny produkt bez tego typu gwiazdek i ukrytych kosztów, bo jednak ktoś może zostać zmylony alternatywnym trybem pracy po analogu i w rzeczywistości nie dostać pełni jakości dźwięku tych słuchawek. Z drugiej strony można próbować bronić producenta, że np. w Mobiusach w ogóle nie ma opcji analogu pasywnego. Co najwyżej jest tam tryb aktywny, który także w PSB jest obecny, więc jest to czepialstwo. Czy tak faktycznie jest, pozostawiam we własnej ocenie.
Druga sprawa to zniekształcenia, które w trybie analoga pasywnego są większe niż po analogu aktywnym, a więc zaryzykować można tezę, że producent stanął na głowie, aby z takiej a nie innej obudowy, wykrzesać te słynne 300% normy wszelkimi możliwymi sposobami. A jeśli teza ta byłaby prawidłowa, to osobom chcącym chylić czoła PSB, że nie odbyło się to tak jak w wielu innych produktach (które dosłownie wymiotują artefaktami i kompresją), śmiem przypomnieć o potężnych przebiciach i zakłóceniach w trybie analogowym-aktywnym, gdy kabel jest podłączony do lewej słuchawki zamiast prawej. Ktoś powie „no dobrze, ale co ma piernik do wiatraka, skoro mówimy o artefaktach z komunikacji bezprzewodowej, a nie przewodowej, a tych nie ma”. Owszem, nie ma, ale za to są inne, w ramach funkcji za które przecież płacimy. Słuchawki umożliwiają podłączenie się kablem analogowym do obu muszli w zależności od preferencji? Tak. Pozwalają na pracę sygnał po analogu + włączenie wewnętrznej elektroniki? Tak. No i dziękuję, tyle w temacie. A to że jedne artefakty są zamienione na inne, nie przekreśla faktu że za jedno i drugie i tak byśmy zapłacili, mimo że to zjawiska w oczywisty sposób niepożądane bez względu na to jaki to produkt, jakiego producenta i za ile. Bo nie jest to problem jedynie PSB, ale całej branży słuchawkowej z klasy wireless.
Finalnie, pozostają kwestie związane z RoomFeel i Audiodo. Oba elementy tych słuchawek działają i nie jest to papierowy tygrys, jak miało to miejsce w przypadku „dźwięku 8k” u Finala w ZE8000. Ale też abyśmy mieli świadomość: są to tylko dodatki.
RoomFeel to po prostu takie a nie inne strojenie układu wewnętrznego, aplikowane na zamysł producenta i tego jak on chciał, aby M4U9 były strojone. Czy to sobie nazwiemy tak czy inaczej, jest to tak naprawdę bez znaczenia.
Audiodo z kolei to wygodna w konfiguracji forma EQ, która jest dopieszczeniem dźwięku M4U9 tak jak my chcemy, aby były one strojone, tym razem pod nasz gust. Tak samo można byłoby to uczynić za pomocą innych słuchawek i oprogramowania do cyfrowej equalizacji, ale byłaby to droga przez mękę i konieczność poświęcania naprawdę sporej ilości czasu, często posiadając przy tym sprzęt pomiarowy tak czy siak (lub przynajmniej dobrych pomiarów i dużej powtarzalności egzemplarzy). Obie te rzeczy stanowią w M4U9 już wartość wliczoną w koszt, toteż płacimy tu za wygodę, wygodę i jeszcze raz wygodę. Nie jest to natomiast coś, co wpływa na poprawę poziomu zniekształceń, albo rozwiązywało ich ilość po czystym analogu. Paradoksalnie, gdyby producent nie zdecydował się na implementację dziurek jack 3,5 mm lub usunął możliwość pracy bez włączenia słuchawek, nie byłoby to aż tak bardzo wobec nich demaskatorskie.
Słuchawki odsłuchowo w trybie aktywnym (cyfrowym) robią znacznie lepsze wrażenie niż w pasywnym (analogowym) i moje pozytywne zdanie wytworzone w trakcie słuchania muzyki wynikało najprawdopodobniej z tego, że od razu rzuciłem się na Bluetooth, później USB, a dopiero na samym końcu zacząłem bawić się w inne połączenia/kombinacje, na czele z kablem analogowym.
Z tego powodu, patrząc po całokształcie, prowadzi to nas do konkretnej konkluzji. Wygląda na to, że PSB M4U9 to bardzo ciekawe i praktyczne słuchawki, nafaszerowane interesującymi funkcjami i możliwościami, ale oparte na najprawdopodobniej przeciętnie skonstruowanej komorze akustycznej, zamkniętej w trącającej trochę plastikiem konstrukcji. Wysoce konfigurowalne i nowoczesne, z opcjami personalizacji, pracą cyfrową bez konieczności posiadania jakiegokolwiek źródła (duży plus) oraz przyklejonym po macoszemu kabelkiem jack 3,5 mm, który ma sens w zasadzie tylko wtedy, gdy słuchawki nie będą chciały pracować po USB/BT z danym urządzeniem (np. z bardzo starym standardem lub pozbawionym takich złącz). Natomiast cenowo płacimy tu tak wiele właśnie za wspomniane wcześniej personalizacje i natywne symulowanie dźwięku „jakby” głośnikowego, ale nie do końca głośnikowego. Oto jest moim zdaniem sekret PSB M4U9 i też poniekąd odpowiedź na pytanie dlaczego nie są to słuchawki tak bardzo popularne. Po prostu nie są to słuchawki dla purystów audio, mocno operujące na equalizacji i customizacji pod użytkownika, który jest gotów zapłacić ekstra za to, aby nie mając wiedzy na temat korekcji i może nawet do końca swoich własnych preferencji, mógł sobie wygodnie i szybko dostroić słuchawki tak, jak chce, oszczędzając sobie latania po sklepach i robienia niepotrzebnych zwrotów. Z tej perspektywy widzę w PSB M4U9 naprawdę sporo sensu.
Co zatem bym w tych słuchawkach zmienił? Osobiście na pewno wybadałbym temat analogu i źródła tak dużych zniekształceń. Przetworniki najprawdopodobniej nie radzą sobie z dużymi natężeniami, a i połączyć można byłoby to ze zmianą obudowy na lepiej wykonaną lub z lepszych materiałów. Tu w ciemno strzelałbym, że oscylujemy w granicy 1500 zł, może 1800 zł biorąc pod uwagę markę, za którą w końcu też się płaci. Zdumiony byłem zaś widząc cenę 3300 zł i w niej oczekiwałbym jednak znacznie mniejszych rezonansów oraz powtarzalności dźwięku również na tryb pasywny analogowy. Tym bardziej, że słuchawki mają niski poziom artefaktów przy bądź co bądź zaawansowanym trybie DSP dającym naprawdę ciekawe efekty dźwiękowe. Nie obraziłbym się też za normalną skórę na padach zamiast proteinówki, a co byłoby podyktowane trwałością materiałów eksploatacyjnych. Co do samego strojenia, to tak jak mówiłem o dziwo te słuchawki naprawdę ciekawie się prezentują, więc biorąc pod uwagę egzystencję profilowania, nie zmieniałbym tu zbyt wiele, jeśli w ogóle cokolwiek. Tak sobie PSB wymyśliło, ma to wspomniane ręce i nogi, więc jest w porządku, niech tak sobie będzie. Nie wszystko musi przecież grać na jedną modłę i gdyby tak było, każdy z nas miałby tylko jeden model słuchawek, bo wszystko inne byłoby dla niego „bleh”, bo nie gra tak samo (np. jak K1000). A jeśli zdać sobie sprawę, że nasz słuch (i gust) cały czas podlegają zmianom nawet w ciągu tego samego dnia, w można zauważyć ograniczenia takiej filozofii.
Podsumowanie
Dawno nie miałem tak teoretycznie prostych, a w praktyce tak trudnych słuchawek w ocenie. Ale spróbujmy zebrać to wszystko sobie do kupy.
Jakość wykonana i wyposażenie na początku robią super wrażenie, choć słuchawki wzięte do ręki wydają się „zwyczajne” i „plastikowe”, a gdy pojawia się klekotanie, dochodzą niedokładności spasowania albo ostre krawędzie odlewów, to i zaczynają się troszkę wątpliwości natury zakresu wkładu materiałowego oraz dbałości o detale. Na koniec słuchawki popisują się jednym gniazdem analogowym wymiotującym przebiciami od efektu antenowego oraz lewym mechanizmem wysunięcia muszli bardziej luźnym niż prawy. Całościowo więc (i zwłaszcza w tej cenie) spodziewałem się więcej niż tylko przeciętnego wykonania. Ocena 5/10.
Wygoda i ergonomia są za to bardzo wysokie. Słuchawki składają się, regulują na wysunięciu bez problemów, są wygodne a jednocześnie nawet pasywnie dobrze izolowały od otoczenia, nie łamały głowy wagą ani nie cisnęły niczym imadło. Do tego ANC, multum opcji przyłączeniowych, osobne sterowanie na wszystkie najważniejsze funkcje, praca po USB i to jednocześnie w czasie ładowania… tu PSB bardzo mi się spodobało i nie mam się w sumie chyba do czego przyczepić poza strasznym mikrofonowaniem kabli, które było – zwłaszcza po USB – niesamowicie denerwujące. Gdyby nie to, nie miałbym się do czego przyczepić. Stąd ocena 9/10.
No i tak też dochodzimy do jakości dźwięku, który z jednej strony brzmieniowo naprawdę nie jest zły po BT/USB i w aktywnym trybie analogowym, grając faktycznie tak, jakby łączył w sobie cechy głośnikowej prezentacji ze słuchawkową formułą. Z drugiej strony w tej cenie jednak oczekiwałbym równiejszych pomiarów i lepszego THD dla trybu pasywnie analogowego, lepszego zachowania przetworników przy większym natężeniu i najlepiej takiego samego brzmienia w pasywnym trybie analogowym bez dodatkowych „wspomagaczy”. Wciąż jednak decydują na koniec dnia uszy użytkownika, a tu prezentacja po BT/USB/AA mi się nawet podobała, plus dochodzą jeszcze możliwości łatwej personalizacji, więc mimo pewnych wad konstrukcyjnych, M4U9 wykręciły 6,5/10.
W całości daje to nam ocenę 6,7/10 i uważam, że jest to uczciwe podejście do słuchawek mających tak wiele zalet i jednocześnie sporo niedoróbek, w tym kilka cech wskazujących na niedoróbki natury konstrukcyjnej. Mimo wszystko uważam czas spędzony z PSB za bardzo pouczający i rozwijający. Jeśli komuś nie przeszkadzają wymienione przeze mnie niedoróbki, a możliwość personalizacji i uzyskania prezentacji semi-głośnikowej wydaje mu się bardzo kusząca, może PSB M4U9 wpisać sobie na listę sprzętu do odsłuchania, nawet jeśli tylko aby zaspokoić swoją ciekawość.
6.7/10
Słuchawki są dostępne m.in. w salonach Top Hifi w cenie 3299 zł.
Zalety:
- sensowne wyposażenie
- odpinane okablowanie
- satysfakcjonująca wygoda i izolacja od otoczenia
- łatwe w napędzeniu
- brak artefaktów kompresyjnych w dźwięku via BT
- możliwość pracy w trybie analogowym z jednocześnie włączoną elektroniką dającą stały efekt DSP
- możliwość pracy po USB z jednoczesnym ładowaniem akumulatorów
- całkiem niezłe strojenie faktycznie próbujące symulować efekt głośnikowy w wymiarze charakteru prezentacji
- zadziwiająco uniwersalne co do zastosowań
- bardzo dobrze wychylona scena na boki
- możliwość dodatkowej personalizacji słuchawek poprzez aplikację na telefon i serię testów + pytań dostarczonych przez Audiodo
Wady:
- miejscami surowe krawędzie odlewów plastikowych
- przebicia na lewej dziurce jack 3,5 mm w trybie aktywnym-analogowym
- duże mikrofonowanie kabli oraz rezonanse od obudowy
- dźwięk po pasywnym analogu znacznie odstaje od pozostałych trybów
- dźwięk w trybie ANC ulega modulacji względem trybu bez ANC
- lewy mechanizm wysuwania muszli stawia inny opór niż prawy
- klekocząca i strasznie plastikowa konstrukcja
- uwagi co do precyzji spasowania elementów
Plastikowe sluchaweczki za takie pieniądze to nieśmieszny żart, nawet jakby grały najcudowniej na świecie.
Czyli powinny być wykonane z marmuru, ważyć 5 kg i mogą grać jak najtańsze pchełki z bazaru. Ok, zanotowane. 😉
Byłem posiadaczem PSB M4U8. Granie nawet mi się podobało, najbardziej w trybie RoomFeel. Niestety (widzę że nic nie poprawiono) nie mogłem znieść klekotania muszli, każda zmiana pozycji głowy, powodowała nieprzyjemny dźwięk uderzenia plastiku. Bardzo fajnym rozwiązaniem są baterie „paluszki” lub akumulatory, eliminuje to problem, z zużyciem wbudowanego akumulatora
Pamiętam z dekadę temu kupiłem w Ottawie, mamusi pierwszą wersję słuchawek PSB, M4U1 czyli najprostszej wersji bez ANC czy BT. Ponieważ nie wielu, nawet sprzedawca, nie wiedzieli czym zajmuję się Paul Barton w komorze bezechowej NRC na Montreal Rd., słuchawki się nie sprzedawały najlepiej – ponieważ nie było kartonowego opakowania moja cena wyszła coś około $140can. Ciężko było przepuścić okazję.
Najlepszą rzeczą w nich to futerał, kabel z mikrofonem, a przede wszystkim dodatkowa oryginalna para nauszników. I co ciekawe oryginalne pads jeszcze do teraz służą, co w porównaniu z padami w ATH-M50, 50X, czy nawet Bose NC700, daje mi do myślenia o jakości użytych materiałów. Co samego brzmienia, wiadomo nie można cudów oczekiwać, trochę brak wysokich i dziwna scena, bardziej po bokach nich z frontu. Reszta to takie same minusy jak opisane w recenzji i przez użytkowników. Dziś na pewno rozglądał bym się za czymś innym.