Recenzja słuchawek Audio-Technica ATH-MSR7SE

Dzięki ogromnej uprzejmości p. Marcina Drabota miałem okazję pochylić się przez okres miesiąca nad bardzo wyjątkowym modelem Audio-Techniki, bo specjalną edycją modelu MSR7. I już teraz mogę powiedzieć, że faktycznie to słuchawki wyjątkowe, tak podobne do zwykłych MSR7, ale jednak inne, bo z przetwornikami wykonanymi w technologii True Motion. Czy robi to jakąś specjalną różnicę? Oj robi. Ale o tym więcej w dalszej części recenzji.

W zestawie w sumie na bogato - etui duże, etui na kable, same kable w 3 rodzajach... w końcu edycja limitowana.

 

Dane techniczne

  • Przetworniki: 45 mm, dynamiczne, zamknięte,
  • Format: półprzenośny, pomniejszony wokółuszny
  • Impedancja: 35 Ω
  • Pasmo przenoszenia:  5 Hz – 40 kHz
  • Czułość: 100 dB/mW
  • Wtyk: mini jack 3,5 mm
  • Waga (bez kabla): 290 g

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Nie rozpiszę się w tym temacie dlatego, że generalnie całość pakietu MSR7SE w zakresie różnic konstrukcyjnych i fizycznych względem MSR7 możemy sprowadzić do:

  • kabla z metalowymi akcentami w kolorze słuchawek,
  • niebiesko-złotej kolorystyki,
  • dużego logo ATH na boku słuchawek,
  • liter L/R zamiast napisów Left/Right,
  • przetworników jak pisałem z technologią True Motion, którą znaleźć możemy w DSR7BT i SR9,
  • twardego etui jak w ATH-SR9.

Słuchawki ubrano w niebiesko-złotą szatę z brązowymi materiałami eksploatacyjnymi.

I tak naprawdę to wszystko. Wszystkie inne cechy fizyczne tych słuchawek są identyczne jak w regularnych MSR7. Nie mylić należy tego z MSR7b, bowiem SE w stosunku do wersji „b” to:

  • kabel jednostronny zamiast dwustronnego,
  • większa waga słuchawek,
  • większy docisk do głowy,
  • klasyczny system regulacji z poprzednich iteracji modelu MSR7.

Pod względem konstrukcji nie różnią kompletnie nic a nic od zwykłych MSR7

W zakresie ogólnej jakości i wygody, słuchawki więc prezentują się identycznie, więc pozwolę sobie na odesłanie do starej recenzji MSR7. W ogromnym skrócie – trzymają się głowy pewnie i nie powodują żadnych problemów, choć należy pamiętać, że w okresie letnim z wysokimi temperaturami będzie trzeba się jakkolwiek liczyć, jak w każdych zamkniętych.

Ponarzekać mogę jedynie na fakt, że słuchawki są tak ciasno spasowane ze sobą co do plastikowych elementów konstrukcyjnych, że niemożebnie skrzypią. Mi osobiście fakt ten niespecjalnie przeszkadzał jako użytkownikowi i to z tego samego powodu, dla którego wytrzymywałem kwestie wygody u Audeze: bo dźwięk. Ale o nim za moment sobie powiemy więcej, jako że jest to ten właściwy gwóźdź programu.

 

Przygotowanie do odsłuchów i pomiary

Słuchawki o takiej wydajności z reguły nie potrzebują wymyślnego toru i często do poprawnej ewaluacji wystarczy dobry, neutralny tor, jakim w moim przypadku jest odpowiednio ustawiony na wzmacniaczach operacyjnych Essence STX, choć naturalnie zawsze też odsłuchy obejmują zestaw stacjonarny w którego wchodzi wzmacniacz pełnowymiarowy w koniunkcji z odpowiednim DACiem.

  • Konwertery C/A: Pathos Converto
  • Wzmacniacze: Pathos Aurium
  • Karty dźwiękowe: Asus Essence STX (2x MUSES8820 + TPA6120A2)
  • Okablowanie analogowe: AF Balancer4 FLEX, AF Balancer3X PRO
  • Okablowanie cyfrowe: ViaBlue KR-2 Silver USB, ViaBlue H-FLEX
  • Słuchawki do porównań bezpośrednich: Audio-Technica ATH-SR9, ATH-MSR7b / AKG K270 Studio, K340 / Audeze LCD-XC / McIntosh MHP1000
  • Dodatkowe słuchawki referencyjne: AKG K240 DF, K1000

Jak zawsze, sprzęt całościowo wraz z procedurami ujęty został zwyczajowo na osobnej stronie. Można tam dowiedzieć się zarówno w jakich warunkach testuję, jak też dowiedzieć się jakim gustem dysponuję, na co zwracam uwagę, na jakim materiale dokonuję odsłuchów oraz pomiarów. A skoro o tych mowa…

 

Jakość dźwięku

W największym skrócie MSR7SE można opisać jako kablowe wydanie DSR7BT, a więc choć uzależnione od jakości i klasy sprzętu, do którego są podłączane, dające w tym względzie trochę możliwości. Pozwolę sobie na postawienie tezy, która będzie przewijała się przez resztę recenzji, że MSR7SE posiadają przetworniki z DSR7BT, ale konkluzja ta wynika głównie z uzyskiwanych danych.

Wszystko jest dokładnie takie same - włącznie z trzeszczeniem konstrukcji.

Słuchawki przede wszystkim legitymują się wyraźnie zarysowaną linią basową, mocniejszą niż zapamiętałem to ze zwykłej wersji MSR7, ale też i DSR7BT. Z tym że tutaj trzeba liczyć jeszcze wpływ samego sprzętu, bowiem rewelacyjny bas otrzymywałem chociażby na Converto. Dużym plusem Pathosa było jednak to, że nawet z tak wydajnymi słuchawkami szum okazywał się naprawdę minimalny. Gdy miałem Conductora, notorycznie zmuszany byłem do przechodzenia na Aune S7 przy wydajnych lub bardzo wydajnych słuchawkach, aby nie rozpraszać się przy bardzo cichych partiach, których w muzyce mojej jest dosyć sporo.

Logo w kolorze złotym jest malowane na matowej, metalowej puszce.

Bas ma zarówno fajne zejście, wyczuwalny przytup i rytmikę, jak i sporo środkowobasowego wigoru. To właśnie on wybrzmiewa najmocniej i najdonośniej. To zresztą częsta rzecz u Audio-Techniki i chociażby AD2000X niedawno pokazały, że niski bas to raczej domena ich modeli przenośnych.

Średnica nie ucieka nam gdzieś w las, jest bardziej zwrócona w stronę słuchacza, zupełnie jakbyśmy mieli na głowie DSR7BT w opcji wokalnej, a już na pewno MSR7/7b w takiej formie. Głos jest czysty i klarowny, konkretny, z należytym wypełnieniem. Śmiem nawet stwierdzić, że zdolności do prezencji wokali nie są aż tak daleko za K240 DF czy K270 Studio, które to mają w tym względzie chyba najwięcej do powiedzenia pośród tańszych słuchawek, zawstydzając jednocześnie sporo naprawdę drogich i utytułowanych modeli. I niezmiernie przykro jest patrzeć na to, jak – zwłaszcza w przypadku tych pierwszych – sprzedający windują ich cenę w górę „bo wszyscy tak robią”, nie zastanawiając się ani nad tym co sprzedają, ani do jakich zastosowań te słuchawki się nadają. Choć w sumie to ostatnie jest zarzutem także wobec nabywców, którzy myślą, że złapali się audiofilskiego cudu za nogi, podczas gdy słuchawki te są specjalistycznie strojone pod bardzo konkretne zastosowania. MSR7SE nie mają tych obostrzeń, były to od początku do końca słuchawki projektowane dla użytkownika końcowego, zwykłego konsumenta, ale chcącego mieć coś wyjątkowego i odróżniającego się od innych modeli, nie tylko na rynku, ale i w ramach portfolio samego producenta.

System regulacji chodzi trochę ciężkawo, ale pewnie trzyma zadany zakres.

Przechodząc dalej, słuchawki mają ocieplony względem SR9 sopran, jednocześnie też minimalnie cieplejszy względem zarówno DSR7BT jak i MSR7b. Nadaje to im bardzo kuszącego charakteru, jakoby wymieszania się ze sobą detaliczności i nosowej barwy z umiejętnością ocalenia w tym wszystkim odpowiedniej porcji realizmu. Wciąż jednak zaliczyć możemy je do słuchawek grający na planie „V” w kierunku jasności. Są w istocie bardziej nosowe i nieco jaśniejsze niż np. moje K1000 czy K240 DF.

Scenicznie również dominują nad wspomnianymi SR9, ale co do ogólnego opisu sceny, jest to kształt eliptyczny, z wyczuwalną osią przód-tył, w której dokładnie zawieszono punkt wokalny, zaś najbardziej wyróżnia się na tym tle wysunięcie zdrowo na szerokość. MSR7SE kreują dobrą stereofonię i należytą holografię na tyle, aby w pełni móc je zaakceptować i odkryć od strony angażującej, eufonicznej oraz wystarczającej technicznie do naprawdę wielu gatunków muzycznych. Jest to także pełna kontynuacja „tradycji” MSR7, ale o tym zdaje się traktowała już moja recenzja DSR7BT, jako że MSR7SE mają dziedziczone po nich przetworniki i tym samym ogromną większość cech dźwiękowych.

Również mechanizm obrotowy jest tu ciasno spasowany.

Opisy poszczególnych aspektów dźwiękowych są pożyteczne i potrzebne, ale jak zawsze staram się również patrzeć na całokształt, tak samo uważnie jak na czynniki pierwsze. I tu stwierdzić muszę, że jednak Audio-Technica ATH-MSR7SE to słuchawki naprawdę świetne, tak samo jak sam pomysł na ich stworzenie. Patrząc bowiem po pomiarach, jest to w istocie model MSR7 z przetransplantowanymi przetwornikami z DSR7BT, które bardzo mi się swego czasu podobały. Słuchawki grają tak dobrze, że nie miały problemu z pokonaniem wielokrotnie od nich droższych McIntoshy MHP1000 w bezpośredniej konfrontacji. Wszystko przez to, że MHP1000 są znacznie bardziej chłodne, płaskie, do tego jaśniejsze, wyraźnie bardziej neutralne w charakterze, albo przynajmniej próbujące takowe udawać. MSR7SE natomiast stawiają na czysty i nieskrępowany „fun”, jednocześnie nie doprowadzając do wyegzaltowania formy, przejścia z koloryzacji w karykaturę, czy po prostu udawania czegoś, czym nie są.

W najnowszych MSR7b Audio-Technica odeszła od pojedynczego gniazda, ale tu mamy cały czas "klasyka".

To zresztą mnie w nich urzekło i bardzo się ostatecznie spodobało: że mimo wspomnianego „funu” i wyśmienitych predyspozycji do muzyki elektronicznej, nie zapominają o konieczności posiadania ludzkiej natury i uniwersalności. Odtworzą praktycznie większość gatunków bez żadnego problemu, z energią i werwą. Tymczasem SR9… cóż, tutaj mam naprawdę problem, bo ani nie jestem tzw. trebleheadem, czyli miłośnikiem sopranowego, jasnego grania, ani też cecha ta nie pomaga im w gatunkach elektronicznych, w których z kolei brylowały na potęgę DSR9BT. Tym jednak można było przypisać jeszcze fenomenalną głębię sceny, dosłownie fenomenalną. W SR9 – nic z tych rzeczy, klasyczna elipsa. MSR7SE także i na tym polu wypadają od nich lepiej, choć poziom DSR9BT definitywnie to nie jest. Ale może i dobrze, bo DSRy sprawdzały się świetnie w elektronice, a MSRy wciąż nie zapominają także i o pozostałych gatunkach.

Ale i choć MSR7SE wciąż zaliczyć można do słuchawek jaśniejszych, ich strojenie jest bardziej naturalne, pozbawione zarówno kompleksów, jak i powściągliwości. Żywiołowość i szczerość – to właśnie były cechy, a raczej określenia, które biegały mi po głowie przez cały czas prowadzenia testów. Można mieć ogromne pretensje do Audio-Techniki za to, że był to model limitowany i obecnie nie jest już dostępny. A szkoda, bo gdyby przemianowano je na np. MSR8, byłoby to logiczne, naturalne, pożądane i nawet za wyższą cenę – akceptowalne. To naprawdę świetnie grające słuchawki i nie miałbym absolutnie nic przeciwko takiemu obrotowi spraw. Tymczasem niestety trzeba obejść się smakiem i jedyne, co możemy zrobić, to zwrócić się w stronę również piekielnie ciekawych oraz bardzo zbliżonych tonalnie DSR7BT. Tak, wiem, nie ma kabelka, nie ma analogu, ale jest USB, jest Bluetooth, damy sobie więc radę.

 

Porównania i alternatywy

Od razu może też taka ciekawostka, która wpadła mi do głowy po napisaniu ostatniego zdania z poprzedniego akapitu – czy jest sens kupować DSR7BT, jeśli ma się ewentualną okazję na zakup MSR7SE? Zaraz po niej wpadła kolejna: a co z MSR7b? Albo K270 Studio.

O ile ostatnią parę możemy sobie tak naprawdę odpuścić na dłuższą metę, jako że słuchawki te mają swoją własną specyfikę i nie są modelem w jakikolwiek sposób powszechnie dostępnym, o tyle między DSR7 i MSR7SE w zakresie sensu zakupu postawiłbym znak równości, przekazując wybór w ręce użytkownika.

Jeśli interesuje go BT i USB, ma słabszy sprzęt, który nie wykorzystałby potencjału MSR7SE, odpowiedź nasuwa się sama. Jeśli jednak – tak jak ja – ma do czego MSRy podłączyć lub po prostu preferuje połączenia kablowe, oj wtedy można kombinować. Uważam, że z obojętnie którą parą, ostatecznie będzie się tak samo zadowolonym. I co najwyżej narzekać będzie można, że DSRy nie mają wejścia analogowego, a MSRy opcji BT. Dlatego właśnie trzeba między nimi zdecydować na bazie głównie swoich potrzeb i preferencji użytkowych. Bo te brzmieniowe wypadają bardzo podobnie między MSR7SE a DSR7BT, choć nie identycznie, a co udowadniają pomiary akustyczne:

Dzięki nim nie muszę mieć fizycznie słuchawek przy sobie i w większości przypadków, nawet jeśli już mi się pamięć zaczyna zacierać i przestaję przypominać sobie jak dany model grał, pomiary mogą przywrócić całą sytuację i należyty punkt odniesienia. Wtedy też wychodzi czarno na białym, czy to aby mi się wydawało, a może to kwestia sprzętu źródłowego dawniej i dziś, może coś tam coś tam. Od razu rozwiewając wątpliwości, wykres DSR7BT zaczyna się od progu 20 Hz tylko dlatego, że wcześniej od niego zaczynałem pomiary. Dziś natomiast staram się wykonywać je w szerszym spektrum, aby badać również zejście basu i bezwład membrany. Czasami potrafi to pokazać dosyć ciekawe rzeczy, mimo że jako ludzie nie jesteśmy często w stanie tego usłyszeć i jest to nam obojętne te kilka Hz na początku skali.

Ponieważ jednak MSR7SE nie są dostępne, jako że była to edycja limitowana, nam na osłodę pozostają się już jedynie dwa wyjścia. Albo uderzać w również bardzo fajne MSR7b, albo iść w bardzo podobne do SE cyfrowe DSR7BT, opisywane wyżej.

Nowszy wariant jest nieco inaczej zbudowany, prostszy i lżejszy.

Pierwszy scenariusz to nieco inne brzmienie, mające więcej tym razem wspólnego z klasycznymi MSR7. Drugi to jak pisałem rezygnacja z kabla analogowego, choć ma to swoje ogromne zalety zwłaszcza wtedy, gdy chcemy zaoszczędzić na DACu. Jedyne co nam bowiem do szczęścia jest wtedy potrzebne, to sprzęt z Bluetooth oraz USB w komputerze. Przy MSR7SE sprawa jest na tyle też prosta w zakresie doboru źródła, że praktycznie wszystko będzie tu przynajmniej dostatecznie zdatne do użytku. Choć sam osobiście rekomendowałbym sprzęt cieplejszy brzmieniowo.

 

Podsumowanie

Planowałem pierwotnie trzymać te słuchawki na testach dwa tygodnie. Okazało się, że odsłuchy rozwlekły mi się na niemal cały miesiąc. Bardzo przepraszam więc właściciela za ten fakt, ale też intencją moją było zdobyć jak najwięcej danych porównawczych z innymi modelami. I szczerze, gdybym mógł, trzymałbym je jeszcze dłużej. Tak fajnie bowiem grają.

Naprawdę wielka szkoda, że Audio-Technica nie zdecydowała się na seryjną produkcję tego modelu i tym bardziej, że nie jest on już dostępny. Dosłownie – nie jest, chyba że na rynku wtórnym. Być może limitując jego produkcję, Audio-Technica nie chciała torpedować sobie MSR7b, a być może było to zwieńczenie produkcji zwykłych MSR-ek, kto wie. Sam osobiście strzelałbym, że jedno i drugie.

Ostatecznie słuchawki są fantastyczne, ale bardzo trudno dostępne, żeby nie powiedzieć - wcale.

Fakt faktem, MSR7SE to naprawdę bardzo fajne słuchawki, mające swoją wartość nie tylko kolekcjonerską, ale i muzyczną, bo radząc sobie nawet z modelami za osiem i pół tysiąca oraz niektórymi swoimi pobratymcami. Jeśli ktoś jest fanem modelu MSR7, raczej nie ma szans, aby przeszedł obok wersji SE obojętnie. Ich potencjał na wciągnięcie słuchacza w spektakl muzyczny jest po prostu zbyt kuszący.

Słuchawki więc ostatecznie – mimo dramatycznie trzeszczącej od ciasno spasowanych plastików obudowy – bardzo mi się spodobały i jeśli tylko jest szansa na ich nabycie w cenie nieprzekreślającej sensu pójścia w inne opcje, jak najbardziej zachęcam.

 

 

Słuchawki te nie są już możliwe do kupienia, a gdy były, kosztowały ok. 1600 zł. Dlatego też nie będę silił się na oceny ich aspektów, ponieważ wiele będzie zależało od ceny w jakiej je znajdziemy (i korespondującego z nią stanu). Osobom chcącym nabyć podobny dźwięk, proponuję lekturę recenzji najbardziej zbliżonego do nich modelu DSR7BT, który można kupić teraz w całkiem ciekawych cenach.

 

Zalety:

  • bardzo dobra jakość wykonania
  • praktyczna, półkompaktowa konstrukcja
  • etui do przenoszenia w zestawie
  • kompletny zestaw kabli w zestawie
  • bardzo solidny system regulacji wysunięcia muszli
  • subiektywnie atrakcyjne wizualnie wzornictwo
  • efektowne granie na planie muzykalnie i wokalnie wzbogaconego „V”
  • energetyczny charakter nie pozwala się nudzić
  • bardzo dobre sprawowanie się m.in. w gatunkach elektronicznych
  • naprawdę niezła scena jak na słuchawki zamknięte o takim formacie
  • poprawione kilka aspektów brzmieniowych oraz ogólnie wyższa klasa odsłuchu względem zwykłych MSR7

Wady:

  • legendarna skrzypiąca konstrukcja
  • praktycznie niedostępne ani na rynku nowym, ani na rynku wtórnym
  • a jak już się uda, to obawiam się, że cena sprzedaży nie będzie niska

 

Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję p. Marcinowi za możliwość ich spokojnego odsłuchu i porównania.

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

6 komentarzy

  1. Cześć,
    Fajnie, że opisałeś trzeszczenie plastiku, dodałbym taki zapis w MSR7, które zakupiłem 3 dni temu i jest to masakra. Mój model daje o sobie znać tylko przy obracaniu muszli ale w przyszłości może być gorzej…
    Nie wiem czemu ale jakoś mało wygodne są, szczegolnie nacisk pałąka na głowę – niby mam jeszcze opcję wymiany na dt990 edition ale nie wiem czy chcę. Jakieś uwagi odnośnie postawienia obok siebie dt i msr? Ilość basu, scena a przede wszystkim wygoda?

    Mówię o basie bo w msr jest go mniej ale nie zalewa całości – czasem to lubię, czasem nie. Jaki ciepły i z bass mode wzmacniacz budżetowy do msr7 polecacie? FiiO e10k?

    • Witam,

      Cyt. z recenzji MSR7:
      „Słuchawki przyjechały jako egzemplarz testowy z nieustalonym przebiegiem, także nie dane mi było zweryfikować ani przebiegu wygrzewania, ani czasu, jaki byłby na taki proces potrzebny. Dla pewności zawsze zostawiam sobie 24-48h profilaktycznie na ten poczet. Ponownie z powodów wypisanych na początku, słuchawki nie wykazywały żadnych oznak trzeszczenia podczas użytkowania. Wspominam o tym dlatego, że pojawiały się dotychczas pytania w tym zakresie.”

      Recenzja DT990 Edition, aby można było wykonać pełne porównania: https://audiofanatyk.pl/recenzja-beyerdynamic-dt990-edition-600-ohm/
      E10K wraz z linkiem do recenzji: https://audiofanatyk.pl/sklep/produkt/dac-usb-fiio-e10k-olympus-2/

    • Recenzje obie czytałem i głównie o nie podejmowana była decyzja, ale ciężko tak określić. No nic, mam nadziję, że dokonałem właściwego wyboru 😉 basu trochę brakuje ale to na zintegrowanej/ipadzie – w przyszłości się podepnie pod coś lepszego.

  2. Na trzeszczenie zawiasów w MSR7 bardzo polecam Brunox Bike Fit (środek do smarowania rowerów, neutralny dla plastiku), ale może zwykle WD40 też dałoby radę. Aplikuję raz na kilka miesięcy i jest spokój.

  3. Ja mam MSR7 i FiiO e10k. Podbicie basu w FiiO fajnie uzupełnia niedobory basu w MSR7. Trzeszczący plastik faktycznie potrafi wkurzać… Jak można było dopuścić do takiej lipy w słuchawkach w tej cenie? Moje rozwiązanie na trzeszczący plastik – odrobina oleju silikonowego w miejsca tarcia i na jakiś czas jest spokój.
    Z MSR7 jestem zadowolony, ale po dłuższych odsłuchach na większych głośnościach wysokie tony zaczynają kłuć w uszy.

  4. „podobne do zwykłych MSR7, ale jednak inne, bo z przetwornikami wykonanymi w technologii True Motion. Czy robi to jakąś specjalną różnicę? Oj robi.” – nie wiem jak było kiedyś, ale teraz MSR7 również mają identyczne przetworniki z serii True Motion.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *