Jak sięgam pamięcią tak drogiego urządzenia jeszcze moje podwoje nie gościły. A i trudno też się dziwić pod wieloma względami ograniczonemu zainteresowaniu ze strony klienta masowego, skoro wielu zwyczajnie nie stać na tak wielką ekstrawagancję, aby wydać większą kwotę na tylko jeden segment, podczas gdy w koszcie tym można byłoby zawrzeć cały tor i to wcale niezgorszej jakości. Są jednak osoby, przez które tego typu sprzęt traktowany jest z niesamowitą uwagą i większy wydatek oznacza najczęściej nabycie bardzo solidnej podstawy pod budowę systemu słuchawkowego z prawdziwego zdarzenia. W niniejszej recenzji będziemy przyglądali się kosztującej aż 17 tysięcy złotych integrze przenośnej Chord Hugo TT, o konstrukcji i obsłudze tak samo intrygującej, co jej nazwa. Jednocześnie też jest to kolejna z premier marek, jakie udało mi się w ostatnim czasie przygarnąć na testy i gruntownie przesłuchać wzdłuż i wszerz.

W zestawie dostajemy to co na zdjęciu. Jedynie zasilacz sieciowy wygląda jakby dołączony został na siłę.

Dane techniczne

  • Obsługa sygnału PCM: 44.1kHz, 48kHz, 88.2kHz, 96kHz, 176.4kHz, 192kHz, 358.8kHz oraz 384kHz
  • Obsługa sygnału DSD (DoP): DSD64, DSD128, DSD256
  • Wejścia sygnałowe:
    – 2x USB (białe): 44.1kHz – 384kHz – 16bit – 32bit
    – COAX (BNC) (czerwone): 44.1kHz – 384kHz – 16bit – 32bit
    – OPT (zielone): 44.1kHz – 192kHz – 16bit – 24bit
    – Bluetooth z aptX (niebieskie): 44.1kHz – 48kHz – 16bit
  • Wyjścia:
    – 2x słuchawkowe jack 6,3mm
    – 1x słuchawkowe jack 3.5mm
    – 1x stereo RCA (niezbalansowane)
    – 1x stereo XLR (zbalansowane – choć producent ma wypisane w danych że są to złącza rzekomo niezbalansowane)
  • Kontrola głośności: cyfrowa ze skokiem co 1 dB
  • Bateria: cztery ładowalne litowo-jonowe ogniwa Enix Energies 3.7v / 9,6Wh
  • Pojemność kodensatorów: 10,000,000μF
  • Czas odtwarzania bateryjnego: do 14 godzin
  • Czas ładowania: ok. 8 godzin przy użyciu dołączonej ładowarki-zasilacza

 

Zawartość zestawu:

  • Chord Hugo TT
  • zasilacz sieciowy z funkcją ładowarki (1,5m)
  • kabel USB typu A (1,5m)
  • kabel TOSLINK
  • pilot zdalnego sterowania
  • instrukcja obsługi

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Już na pierwszy rzut oka widać, że Chord definitywnie ma się czym pochwalić na tym polu. Całość wykonana została z aluminium w formie dwóch pokryw: górnej i dolnej. Pokrywy są masywne, ponieważ przy fakcie braku sekcji zasilającej zintegrowanej w samym urządzeniu waży ono aż 3 kg. Każdy element ma tu swoje miejsce i odpowiednio został w ramach niego zaznaczony. Górna pokrywa to duże, wygrawerowane w aluminium logo „Hugo TT” współdzielące przestrzeń z wyświetlaczem, okienkiem, częścią plastikowej maskownicy bocznej oraz pokrętłem głośności. Wszystko to jest jednak tak niespotykane, że aż wymaga wskazania palcem element po elemencie co jest czym.

Samo urządzenie wygląda bardzo nietuzinkowo.

Boczny plastikowy panel skrywa elektronikę odpowiedzialną za komunikację bezprzewodową Bluetooth, przede wszystkim sporej wielkości antenę. W środku obudowy ukryto również baterię – sprzęt potrafi, a może nawet powinien, pracować również na niej i jest w stanie to czynić przez kilkanaście godzin. Wszystko przez to, że do naszej dyspozycji oddaje się tu nie jedną, a aż cztery ogniwa i do tego połączone z dwoma „superkondesatorami” PowerStor o bardzo dużej pojemności. DAC pracuje na autorskiej topologii Roberta Wattsa, założyciela firmy DPA. Jego sercem jest układ FPGA Xilinx Spartan-6. Dla porównania flagowy model Dave wykorzystuje aż 4 takie układy, choć z nieco innej serii (LX75). Oczywiście w takim urządzeniu nie mogło zabraknąć obsługi plików o dużej gęstości czy DSD (maksymalnie DSD256).

Prawdziwą osobliwością jest natomiast dla mnie coś innego – owalne zagłębienie nad szybką z diodami, w której umieszczony został kulisty potencjometr:

Tj. z naciskiem na słowo "BARDZO".

Kulka jest wykonana z matowego, przezroczystego plastiku i jest niestety trochę nieergonomiczna. Sygnalizuje głośność jedynie poprzez zmianę swojego koloru, a że Chord użył wszystkich kolorów tęczy do wskazania natężenia dźwięku, nie jest możliwe intuicyjne obsługiwanie tegoż elementu. Co najwyżej na pamięć, który kolor odpowiada jakiemu etapowi na skali. Głośność nie jest zapamiętywana po zaniku zasilania, a że urządzenie nie posiada czegoś takiego jak Soft Power OFF, trzeba za każdym razem głośność ustawić ręcznie po włączeniu.

Takich przycisków raczej trudno szukać w innych urządzeniach. Jeśli Chord stawia na oryginalność, to stara się być konsekwentny.

Frontowy panel również jest ciekawy. Przyciski sterujące to ponownie kulki, do tego obracające się (są luźne) ale bez żadnej funkcji pod tym faktem się kryjącej. Jeden odpowiada za zmianę źródła, drugi za sterowanie efektem crossfeedu. Osobom nie mającym pojęcia co to jest podpowiadam, że jest to sposób na symulowanie poprawnego odsłuchu materiału przeznaczonego dla głośników na słuchawkach. W słuchawkach każdy przetwornik jest izolowany od drugiego i przypisany stricte do jednego ucha. Jeśli sygnał puścimy tylko i wyłącznie jednym kanałem, odbierzemy go w całości tylko jednym uchem. Natomiast w przypadku kolumn głośnikowych w takiej sytuacji część dźwięku i tak zostałaby odebrana przez drugie ucho, po prostu znacznie słabiej i z lekką modulacją, która wynika z faktu przesłaniania dźwięku przez naszą głowę. Crossfeed ma za zadanie wyeliminować tą cechę i tak przygotować sygnał stereo, aby uzyskać wrażenie odsłuchu „jakby na głośnikach”, a co wiąże się z odpowiednim przekierowaniem jego części do drugiego sygnału oraz wspomnianym zmodulowaniem z uwzględnieniem efektu zasłaniania przez głowę i opóźnieniem wynikającym z różnicy odległości od źródła dźwięku. Do wyboru mamy trzy poziomy pracy różniące się natężeniem efektu. Sprzęt posiada również „sekretną funkcję” w postaci trybu liniowego, który aktywuje się poprzez naciśnięcie obu przycisków podczas uruchamiania urządzenia. Należy uważać wtedy jednak z jakimikolwiek słuchawkami czy innym sprzętem, ponieważ natężenie dźwięku będzie ustawione na stałe w pozycji 100%.

Trzecie wgłębienie to receptor podczerwieni (dla pilota). Na środku umieszczono przykręcone srebrne logo Chorda, pod którym znajduje się podłużne wgłębienie z czarnym klasycznym „pstryczkiem”. To włącznik sieciowy, także miło, że nie trzeba sięgać ręką i macać za nim z tyłu.

Aż potrójne wyjście słuchawkowe robi wrażenie. Szkoda że jednym z nich nie jest XLR pod słuchawki zbalansowane.

Po prawej stronie znalazły się natomiast wyjścia słuchawkowe – małe w kształcie karykaturalnego termometru służy do podłączania słuchawek wysokowydajnych. Dwa pozostałe są już dla par „normalnych” na duży jack i mających swoje wymagania.

Za to na osłodę XLRy dostajemy na tylnej ściance.

Tylny panel to kanonada wejść i wyjść. Chord zastosował w swoim urządzeniu aż dwa wejścia USB oznaczone jako:

  • SD – Standard Definition, sterowany przez układ PCM2706,
  • HD – High Definition.

Jak bardzo łatwo jest się domyślić, jedynie SD nie potrzebuje sterowników do pracy, jako że jest to swoisty „safe mode” działający również pod OSX i Linuksem. HD wymaga natomiast pobrania ich ze strony Chorda. Pozostałe dwa wejścia cyfrowe to optyczne i BNC/COAX. Tego drugiego tak łatwo jednak nie wykorzystamy w praktyce, jako że producent w Hugo TT nie dodaje adaptera potrzebnego do zamontowania w tym miejscu i umożliwienia zastosowania standardowego kabla koaksjalnego. Niestety również takowego u siebie akurat w chwili przeprowadzania testu nie posiadałem.

Kolejne dwie pary gniazd to już wyjścia RCA i zbalansowane XLR. Tym ostatnim wewnętrznie asystuje 6 wzmacniaczy operacyjnych NE5534. Co do samych gniazd, mają pewną uwagę z mojej strony w postaci położenia dosyć wysoko i tym samym utrudnienia wypinania kabli mających przycisk zwalniający (przeszkadza w tym brzeg górnej pokrywy). RCA tego problemu oczywiście nie mają.

Ostatnie już boczne gniazdko to złącze zasilacza sieciowego. Ten jest dokładnie tym samym, jaki otrzymamy przy zakupie np. tańszego 2Qute i choć nie było najmniejszych problemów z jego pracą, jednak spodziewałbym się jednostki trochę bardziej adekwatnej w zakresie jakości wykonania w stosunku do urządzenia głównego oraz jego ceny. Sam producent bardziej traktuje go jako ładowarkę aniżeli pełnoprawny zasilacz i być może stąd się to bierze.

4 litery w jednej linii - Chord uznał że tyle nam wystarczy. I w sumie miał rację.

Wyświetlacz uformowany jest w formie „łezki” i znajduje się na krawędzi kopuły oraz przedniej ścianki. Jego szybka jest w pełni owalna, choć on sam – już nie. To kompletne przeciwieństwo OLEDowego wyświetlacza prezentowanego poprzednio przez Matrixa X-Sabre PRO. Informacje są na nim wyświetlane w formie zielonych diod formujących maksymalnie 4 znaki w jednej linii. To bardzo oszczędne podejście do tematu. I ryzykowne, zwłaszcza że zbyt głęboko osadzony wyświetlacz jest widoczny w pełni głównie z przodu, zaś patrząc z boku potrafi nam „umknąć” jedna skrajna litera.

W "oku" cyklonu mieszczą się trzy diody. Wskazywanie stanu pracy kolorem to ważny element Hugo TT.

Również okrągła szybka znajdująca się na środku górnej pokrywy skrywa pod sobą logo Chorda naniesione na płytkę PCB, jak również trzy diody sygnalizacyjne. Świecą różnokolorowo w zależności od trybu pracy urządzenia. Niestety trudno było to uchwycić na zdjęciu, tak samo jak podświetlenie kulki potencjometru.

Zastanawiający trochę jest natomiast pilot zdalnego sterowania którego bogate przyciski mają się nijak do zakresu funkcjonalności Hugo TT. Okazuje się, że ponad połowa z nich nie działa i producent otwarcie opisuje go taki sposób w instrukcji obsługi urządzenia. Sprawia on wrażenie dobrze wykonanego co prawda, ale jakby w ogóle nie pochodził od tego modelu lub był dołączany jako dodatek „na zaś”, aby być wykorzystanym wraz ze stworzeniem zestawu paru segmentów Chorda w jednolity system. Mimo usilnych poszukiwań nie znalazłem jednak na stronie Chorda żadnego mogącego sprawiać wrażenie elementu uzupełniającego Hugo TT na tyle, aby egzystencja tego pilota nabrała w moim odczuciu sensu (dodatkowy moduł stereo TTOBY zdaje się nie jest sterowany pilotem). Preferowałbym tym samym skromniejsze jego wydanie, ale posiadające dokładnie te przyciski, które faktycznie będę mógł wykorzystać.

Ostatecznie produkt Chorda, mimo sporadycznych znaków zapytania, robi dobre wrażenie, zwłaszcza że nad subiektywnie odbieranymi kwestiami wizualnymi można dyskutować i spierać się w nieskończoność, a do sposobów obsługi prędzej czy później się przyzwyczaić. I owszem część z tego sprowadza się do faktu, że nie jestem przyzwyczajony do tak niekonwencjonalnych koncepcji i zmieniania warstwy wizualno-użytkowej wbrew powszechnie przyjętym standardom, jakoby na przekór trochę kierunkowi, który sam osobiście mógłbym uznać za innowację. Honor trzeba Chordowi jednak uczynić, że ma odwagę, by zaproponować swoim użytkownikom w takiej cenie tego typu rozwiązania, a stale rosnące zamówienia zdają się zdradzać żywe zainteresowanie klientów wobec propozycji nietuzinkowych.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Standardowo i klasycznie już, sprzęt dostał pewien okres dla profilaktycznego dotarcia się, które jednocześnie uspokoi osoby podchodzące do tematu wygrzewania w sposób znacznie bardziej maniakalny i przesadny, niż ja. W tym okresie nie zaobserwowałem praktycznie żadnych specjalnych zmian w brzmieniu, a co nie było dla mnie osobiście dziwne – sprzęt był egzemplarzem testowym. Profilaktyka ma jednak to do siebie, że dmuchamy na zimne, toteż owego dmuchania zaserwowano w ilości godzin 48.

Słuchawkami użytymi w teście były:

Partnerem do porównań z Chordem był przede wszystkim mój Conductor V2+, ale też i dodatkowe urządzenia: Matrix X-Sabre PRO, Chord 2Qute oraz Aune S6, aby móc dobrze prześledzić proces ewentualnego skalowania się urządzenia, a także konfrontowania tejże integry w roli DACa z urządzeniami stricte tego typu.

Sprzęt był testowany na wszystkich złączach i metodach komunikacji prócz gniazda koaksjalnego – z racji braku odpowiedniego adaptera. Odsłuchy były wykonywane natomiast przy wyłączonej funkcji crossfeed. Testy wykazały, że o ile jest to ciekawa opcja, notorycznie odbijała się na percepcji sceny (in minus: scena się zmniejszała). Pozostaje więc ona w ramach bardziej myślę ciekawostki niż elementu krytycznego i niezbędnego w codziennym użytkowaniu.

 

Jakość dźwięku

Chord Hugo to stosunkowo równo grający sprzęt – rzetelnie i liniowo, ale wciąż z ludzkim charakterem, bliższą średnicą i mniejszą z tego tytułu głębią. Jednym słowem dokładnie i z szacunkiem dla wokalizy. Przy tak drogich urządzeniach więcej przyznam mam na ogół przemyśleń ogólnych, niż sposobności na drobiazgowe wchodzenie w każdy pojedynczy element, jak np. scenę czy bas. Tak zresztą skonstruowane są na ogół recenzje od strony logicznej, że przecież opisuje się całokształt. Rozpisanie części pierwszych to tylko formalność i rzecz, z której potem składa się ogólny obraz brzmieniowy, niczym z puzzli. W tej recenzji jednak chciałbym ponownie zastosować bardziej płynną i zwartą formę opisową.

Zaczynając od samego początku, linii basowej trudno jest cokolwiek zarzucić. Wpada w ucho kompetencjami w zakresie prowadzenia i dokładności, ale bez zatracania ludzkiego wyrazu. Takie wrażenia dominowały praktycznie cały czas przy także i innych podzakresach. Podczas gdy Conductor daje trochę przyjemniejszy i miększy bas, Hugo TT próbuje wyważyć go nieco lepiej między tym właśnie kierunkiem, a technicznością. W efekcie linia basowa nie jest ani jednoznacznie techniczna, ani typowo zmiękczona i zaokrąglona.

W ramach średnicy Chord postanowił wyłożyć ze swojej talii mocną kartę na stół i zaakcentować nieco wokalizę. Hugo brzmi przez to bardziej „ku nam”, choć jak nietrudno się domyślić, odbywa się to trochę za cenę głębi sceny. Nie wydaje mi się jednak aby nie był to zabieg celowy. Moim zdaniem Chord zmierzał właśnie w takim kierunku intencjonalnie, aby Hugo TT miał większą szansę na nawiązanie emocjonalnego związku ze słuchaczem i przekonać go do siebie angażem płynącym właśnie z bliskości średnicy. Zwłaszcza, że nie jest to przysunięcie ofensywne, a jedynie gustowna modyfikacja, ubarwienie.

Góra jest w zasadzie w takim samym kształcie jak bas i kieruje się identycznymi co on pryncypiami. Ponownie Conductor jest bardziej potulny i analogowy, podczas gdy Hugo TT próbuje mimo wszystko utrzymywać dosyć czytelną technikę. Różnica między nimi jednakże nie jest duża – cały czas jest to coś, co słyszymy, ale nabiera znaczenia dopiero przy dłuższych odsłuchach i wyraźnie klasowych, czułych słuchawkach.

Scena Hugo TT to mieszanka konwencjonalności, w której nacisk kładzie się z reguły na szerokość, z czarowaniem, które przypisalibyśmy dźwiękowi ewidentnie z wyższych sfer. Z racji bliższej i bardziej intymnej średnicy ma się wrażenie przybliżenia na osi przód-tył, ale mimo to układ zachowuje wciąż swoje właściwości sceniczne jako takie. Na szerokość równa się tym samym bardzo moim zdaniem przestrzennego DACa-80, zachowując jednocześnie układ sceniczny w stylu Soloista SL MKII. A ponad wszystkim nie powodując w ramach takiej mieszanki wrażenia kompromisowości lub chodzenia na łatwiznę. Zresztą kto jak kto ale Chord nie mógłby sobie pozwolić na takie przytyki.

W zasadzie wiele konkluzji dotyczących Hugo TT wynika z bezpośredniego i praktycznie nieustannego porównywania go do Conductora V2+. Chord jest układem pracującym w tej samej klasie co on, mającym swój własny, odmienny trochę styl, ale próbującym osiągnąć jakoby te same cele co produkt Australijczyków, po prostu czyniąc to innymi metodami. Burson próbuje podejść od strony muzykalności i realizmu prowadzących do kompetencji i dokładności, zaś Chord od warstwy technicznej perfekcji, ale z ludzką twarzą. To tak jakby oba urządzenia miały się ku sobie i jedno ciągnęło do drugiego oraz na odwrót.

Absolutnie nie oznacza to jednak, że oba grają tak samo. Nie grają. Mimo wielu analogii, przekładających się na stosunkowo małą skalę różnic, Chord Hugo TT ponad Conductorem:

  • jest nieco jaśniejszy,
  • sprawia też wrażenie nieco równiejszego,
  • ma nieco bardziej neutralny charakter i nie tak analogowy,
  • prezentuje sznyt trochę dokładniejszy,
  • jest bliższy na średnicy,
  • a także szerszy w scenie.

Wiele w ramach poczynanych obserwacji zależeć będzie od słuchawek, przez pryzmat których spojrzymy na tą integrę, choć funkcjonować to będzie tak czy inaczej w każdą stronę, bowiem także i w kontekście Bursona pozwoli to na ostateczne ustalenie konkretnej, wspólnej perspektywy, przez którą już każdy z użytkowników będzie oceniać każde z tych lub dowolnych innych urządzeń.

Na pierwszy ogień weźmy sobie AKG K1000. Mniejsza delikatność Hugo i jego tendencja do prezentowania dźwięku mniej kameralnie, a bardziej połyskliwie, na tych starych panoramikach moim zdaniem gorzej się sprawdza. Bas jest minimalnie mniej „tłusty”, choć akurat w tym wypadku jest to przywara dla Chorda. Średnica niepotrzebnie jest dosuwana słuchaczowi pod nos, ponieważ słuchawki same z siebie prezentują ją należycie. Góra – może nie tyle „im ciemniej tym lepiej”, ale K1000 premiują wszelakie wygładzenia, jeśli tylko nie odbywają się kosztem sceny. W przypadku Hugo owa połyskliwość może przy dłuższych odsłuchach zamienić się w zmęczenie słuchacza.

Z kolei z magnetostatycznymi słuchawkami iSine 20 od Audeze bardzo przyjemnie mi się pracowało na Hugo TT i działo się to lepiej, niż przy połączeniu S6 + S7. O ile duet Aune bardzo dobrze się z nimi zgrywa, o tyle Hugo wynosi to na wyższą klasę jakościową i okrasza dodatkowym oddechem holografii. Jednocześnie jego lekko przybliżona średnica bardzo korzystnie, tak samo jak w Aune, wpływa na jej intymność. Para Chorda i Audeze to można powiedzieć cisi zwycięzcy tej recenzji, choć podkreślić należy, że trochę gorszy ale znacznie tańszy duet Aune cały czas gdzieś tam czai się za rogiem jako ekonomiczna alternatywa.

Z perspektywy tonalnej połączenie z Bowers & Wilkins P9 Signature to generalnie powtórka z obserwacji poczynionych przy K1000. O ile słuchawki dobrze czują się na Hugo jako całość, zwłaszcza klasowo, neutralna sygnatura brzmieniowa w sekcji średnio-wysokotonowej jednak tonalnie premiuje ponownie sprzęt przyjemniejszy i bardziej miękki na charakterze. Toteż sumarycznie nadal preferowałbym je z Bursonem.

Teoretycznie Hugo nie powinien natomiast pasować jak ulał do używanych przeze mnie bardzo często w testach Sennheiserów HD800. W praktyce miałbym przyznam pewien dylemat. Na Hugo uzyskujemy świetną scenę, a co przy Bursonie mimo w zasadzie tej samej rozpiętości na osi przód-tył, częściej eksponowana w utworach szerokość lubi się zaprezentować na wyskok w Chordzie. Tak samo pozytywnie można odebrać bliższą średnicę, co przy tych akurat słuchawkach często przybiera charakter wręcz korekcyjny. Dylemat kreuje się jednak z tego faktu, że Hugo TT jest jeszcze ciut jaśniejszy od Conductora. Tonalnie mniej pasuje do tych konkretnych słuchawek, a jednocześnie kreuje z nimi wcale nie gorszą warstwę efektowności co Burson. Po prostu inną, mającą swój punkt zaczepienia w innym miejscu. Ot taki paradoks.

W sumie ze wszystkich par słuchawek użytych w teście, z Hugo z największą przyjemnością słuchałem… małych iSine. Uważam że ogólnie takie właśnie modele będą do niego pasowały idealnie, tzn. nie dokanałowe, ale tonalnie – lekko powściągliwe i z uciekającą nam troszkę średnicą. Te, które są jasne i analityczne, choć trafią w Hugo na dosyć neutralny obiektywnie grunt, nie będą osiągały efektów synergicznych takich, jak w przypadku gdybyśmy użyli cieplejszych i bardziej nasyconych urządzeń. Im bardziej pisany będzie tym samym mały Mojo, słynący i chwalony za swoją organiczność. Oczywiście nie znaczy to, że np. HD800 z Hugo TT słuchać się nie dało. Było bardzo dobrze, zwłaszcza że jedna z cech tych słuchawek – średnica – była ładnie korygowana, zupełnie jakby Hugo był strojony pod ich wariant S. Naturalnie jest to tylko przypuszczenie z mojej strony. Tak naprawdę nie jest mi wiadomym na czym bazowali konstruktorzy Chorda, po prostu w ramach 800-tek słyszę, że to i owo zachowuje się na nich pożądanie.

Hugo TT błysnął również bardzo wyraźnym światłem w roli czystego DACa, przekładając swoje brzmienie w pełni na umieszczone z tyłu wyjścia. O ile w trybie integry Burson jest dla Chorda bardzo wyrównanym przeciwnikiem jak się okazuje, tak w roli DACa mój Conductor w dużej mierze sprowadził się do roli nieco lepszego brzmienia modelu Air. Wynika to z racji tego, że w tym trybie pomijany jest dyskretny stopień wyjściowy, budujący w V2+ tak misternie jego klimat i będący najgłębszym jego sekretem. W efekcie dźwięk jest bardziej techniczny, równy i neutralny niż z końcówki mocy. Chord natomiast nie różnicuje tego jak i gdzie pracuje, jest mu to obojętne, stara się więc zaprezentować dokładnie tak samo zarówno w trybie integry, jak i DACa. Z Aune S7 całość zagrała naprawdę bardzo dobrze, spokojnie przebijając poziom S6, ale też wykazując się na tle V2+ większym charakterem. Po części zasługa jest naturalnie w połączeniu zbalansowanym, ale dobrze jest wiedzieć, że także jako DAC sprzęt ten ma co pokazać. Burson też pokazuje co prawda, ale rodzi się między RCA a wyjściem słuchawkowym kontrast, którego u Chorda próżno szukać.

Jak więc widać, Chord spokojnie broni się brzmieniowo i ostatecznie nie mam możliwości wytknięcia mu czegoś namacalnego w dźwięku, co jednoznacznie mógłbym okrzyknąć wadą bardziej jednoznacznie i przede wszystkim obiektywnie. Jedyne w co można wejść i jako tako polemizować, to temat bardzo subiektywnych odczuć już w koniunkcji z konkretnymi słuchawkami, decyzjami i oczekiwaniami. I to nawet nie ogólnie, bo jednak uniwersalność brzmieniowa Hugo jest stosunkowo wysoka, a bardziej na zasadzie pojedynkowania się z innymi drogimi urządzeniami, do tej pory uznawanymi przez nas za mocny punkt wyjściowy. Będzie to podejrzewam najczęściej „pojedynek systemów”, w którym jedne słuchawki dogadają się z jednym urządzeniem i naprzeciwko nim stawiać będzie się inne urządzenie z kompletnie innym modelem nauszników. Stąd też myślę, że warto się z Chordem na spokojnie osłuchać i (d)ocenić wszystkie jego walory w miarę upływu kolejnych godzin oraz zmienianych utworów lub słuchawek.

 

Podsumowanie

Chord zaprezentował się jako urządzenie doprawdy nieortodoksyjne, wykraczające poza pewne schematy i przyzwyczajenia w rejony iście surowe, dzikie i być może nie do końca też dla niektórych osób zrozumiałe. Niemniej wciąż ciekawe, a ponad wszystkim świetnie wyposażone w dużą ilość złącz i kryjących się za nimi możliwości, jak również z wbudowanym potrójnym filtrem typu crossfeed.

Ostatecznie integra zaprezentowała się bardzo ciekawie brzmieniowo i w zakresie możliwości.

Brzmieniowo jest natomiast bardzo dobrze i to zarówno w trybie DACa, jak i integry/wzmacniacza. Najbardziej przemawia do mnie jego przełożenie układu tonalnego w stylu Soloista SL MKII na poziom, który prezentuje Conductor (jeśli oceniać integrę). Byłoby chyba najbardziej trafnym opisanie jego brzmienia właśnie w taki sposób i wraz z uwzględnieniem jego ogólnej jakości. Z tym jednak wyróżnieniem, że Hugo mniej kładzie nacisk na organikę i substancję, a bardziej na dokładność, grając praktycznie na wszystkie fronty jednocześnie. Dlatego też naprawdę trudno jest mi wytknąć Chordowi czegokolwiek, co robiłby źle i tylko bardzo subiektywne oczekiwania lub specyfika słuchawek mogłaby stan ten zmącić.

Chord Hugo TT jest możliwy do nabycia na dzień pisania recenzji w cenie 16 990 zł (sprawdź dostępność i najniższą cenę)

 

Zalety:

  • bardzo solidnie wykonany i z użyciem porządnych materiałów
  • dobre wyposażenie w funkcje użytkowe oraz możliwości
  • aż potrójne wyjście słuchawkowe i podwójne wejście USB
  • wbudowana łączność bezprzewodowa Bluetooth
  • wbudowany potrójny filtr crossfeed
  • możliwość pracy w bezpośrednim trybie liniowym lub standardowym PRE
  • potężny system bateryjny z długim czasem pracy
  • bardzo kulturalny termalnie
  • wysoce kompetentne połączenie precyzyjnych skrajów z bardzo fajną, bliższą średnicą
  • zbalansowany charakter między dokładnym, technicznym i analogowym posmakiem dźwięku
  • wyraźna klasowość, czystość i dynamika, a także bardzo dobrze kreowana (zwłaszcza na szerokość) scena
  • bardzo dobry DAC, nieustępujący w żaden sposób wbudowanej końcówce mocy
  • wysoka responsywność na charakter sygnału wejściowego

Wady:

  • brak adaptera BNC-COAX w zestawie
  • szkoda że nie ma wyjść zbalansowanych także na słuchawki
  • nieaktywna część przycisków z pilota
  • trochę tanio wyglądający zasilacz sieciowy
  • resetująca się głośność cyfrowa po wyłączeniu i włączeniu urządzenia
  • miejscami trochę dziwne decyzje ergonomiczne

 

Serdeczne podziękowania za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

5 komentarzy

  1. Matowość sprzętu aż bije po oczach – rzadko ogląda się takie zdjęcia na Audiofanatyku.
    Moim skromnym zdaniem i czytając tą recenzję to nic nie usprawiedliwia takiej ceny za combo – 2,5x tańszy CV2+ zdaje się być niewiele gorszy. Brak słuchawkowego XLR jest mocno zastanawiający. Za taką cenę można nabyć Brystona BDA-2 & BHA-1. Fakt, nie będzie to przenośne combo, więc może tu tkwi cała tajemnica ceny… Ale z drugiej strony jest jeszcze bardziej przenośny Hugo2 wyceniony w połowie TT – bardzo chętnie przeczytałbym tu recenzję tego urządzenia.

    • Zdjęcia zostały wykonane tym samym sprzętem i w tej samej technice/parametrach co zawsze. Tak po prostu zachowuje się czarny lakier tego urządzenia. Podobne zachowanie notowałem np. z Momentum 2.

      Co prawda bardzo lubię swojego Conductora, ale nie posiada on ani tylnych wyjść BAL L+R, ani kilku dedykowanych wyjść słuchawkowych, ani trybu liniowego, ani modułu bezprzewodowego, ani zasilania bateryjnego. Oba urządzenia nie posiadają też wyjścia słuchawkowego w konfiguracji BAL, choć sam radzę sobie adapterem umożliwiającym mi podłączenie takich słuchawek. Tracę tylko kilka cech, jakie prawdziwy balans wprowadzałby swoją obecnością. Ale prawda, jest on moim zdaniem bardziej opłacalną opcją, gdy liczy się tylko brzmienie i wciąż jako tako sensowne wyposażenie. Tak samo z przytoczonymi Brystonami, choć nie będzie to tak oszczędne względem zajmowanego miejsca.

      Co do Hugo2 – tak jak pisałem na konkurencyjnym forum, nigdy nie wiadomo czy akurat nie trafi się okazja także i na ten konkretny model.

  2. Chcę Pana zapytać o „przenośność” tej cegiełki, skoro waży 3 kg. Nie za bardzo wyobrażam sobie słuchanie muzyki na spacerze czy też rowerze za pomocą tego Chord’a, a do tego czas ładowania (8h) jest niemożebnie długi w stosunku do czasu pracy (14h). Wydaje mi się że mobilność powyższej integry bliska jest zeru. Co Pan na to? Pozdrawiam.

    • Nie jest to przenośność w rozumieniu tak dosłownym, w jakim Pan Hugo TT postrzega, bowiem w ramach niej owszem, ma Pan rację. Na spacery czy na rower przeznaczony jest bardziej ich Mojo. Tu natomiast po prostu istnieje możliwość pracy na baterii w przypadku zaniku prądu (np. razem z laptopem w takiej sytuacji) czy braku możliwości podłączenia sprzętu pod gniazdko. Samo zasilanie bateryjne ma z kolei bardzo dobre właściwości prądowe objawiające się wysoką stabilnością podawanych wartości napięcia i natężenia. Przypomnę że ma ją np. osławiony Bakoon, ale też niektóre konstrukcje DIFY.

      Pozdrawiam.

  3. Ale taki włącznik w sprzęcie za 17000? Nie mógłbym mieć sprzętu tak wyglądającego nawet jakby był mitycznym króliczkiem.
    pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *