Recenzja wzmacniacza lampowego Lucarto Audio Songolo HPA300SE

Lucarto Audio to firma polska i jakby przyjrzeć się nazwie, nietrudno jest zgadnąć jakim imieniem posługuje się jej właściciel. W ofercie znajdują się kable analogowe i zasilające, elementy kondycjonowania elektrycznego, ale przede wszystkim wzmacniacze stereo, monobloki, przedwzmacniacze, DACi a nawet pełnowymiarowe kolumny. Tym bardziej dziwne, że jakoś na co dzień nie było mi dane o tych wyrobach usłyszeć i to zwłaszcza, że sporo urządzeń – mimo wykonywania w całości ręcznie – jest spokojnie w zasięgu możliwości większości z nas. No, może nie tyczy się to do końca recenzowanego urządzenia, ale to dlatego, że mówimy o flagowym modelu wzmacniacza słuchawkowego o naprawdę monumentalnej posturze: Songolo HPA300SE. Jednocześnie była to bardzo fajna okazja, aby na takich konstrukcjach sprawdzić nie tylko posiadane przeze mnie na co dzień słuchawki, ale też gościnnie przysłane Final Audio Design D8000.

Wzmacniacz w pełnej krasie od frontu.

Dane techniczne

  • Klasa: A
  • Moc wyjściowa: chwilowa 6 W, stała 3 W
  • Impedancja wejściowa: 50 kΩ
  • Impedancja słuchawek: 32 Ω – 300 Ω
  • Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 45 kHz +/- 3 dB
  • Czułość wejścia: 0,5V
  • Lampy: 2x 6n13S, 2x CV181 PSvane, 1x 5c3S
  • Zniekształcenia: < 0,005% dla pełnego wzmocnienia
  • Waga: 26 kg
  • Moc pobierana z sieci: 300 W
  • Wymiary: 420 x 250 x 420 mm
  • Dostępne kolory: biały, czarny
  • Dostępne kolory drewna: jasne, orzech

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Wzmacniacz przybywa do nas bardzo dobrze zapakowany, żeby nie powiedzieć wzorowo. Dostajemy bowiem wszystko w drewnianej skrzyni 53 x 53 x 34 cm z okuciami metalowymi, mnogością wkrętów do odkręcenia i dwiema plombami, które musimy zerwać, aby do sprzętu się jakkolwiek dostać. Całość waży prawie 31 kg i jest koszmarem jeśli chodzi o przenoszenie. Kluczowe są więc tutaj boczne rączki, za które sprzęt trzeba złapać i przenosić, najlepiej w dwie osoby. Jedną oczywiście też się da, ale zalecam ostrożność. I krzepę.

Drewniana skrzynia w której przychodzi do nas wzmacniacz.

Okazuje się, że 26 kg należy stricte do wzmacniacza. Obudowa jest potężna, złożona z bardzo grubych płyt, które chronią znajdującą się w środku elektronikę przed niesprzyjającym wpływem pocisków przeciwpancernych, bomb lotniczych i niekompetentnych pracowników firm kurierskich, choć jak wiadomo ci ostatni są na tyle kreatywni, że o ile wzmacniacz przeżyłby bombardowanie Berlina Wschodniego, to w transporcie i tak by go załatwili…

Lewa strona wzmacniacza

Ustawienie wzmacniacza nastręcza sporo problemów, ponieważ zabrakło mi tu wspomnianych rączek, które zostały się przy drewnianym pudle. Wzmacniacza nie ma jak wygodnie złapać i jego wyciągnięcie ze skrzyni jest już samo w sobie wyzwaniem. Zalecam asekurację drugiej osoby i chwytanie za ranty dolne od przodu i tyłu urządzenia. Należy znaleźć mu potem na tyle dużo miejsca, aby nie było problemów z umiejscowieniem pozostałych komponentów audio, bowiem jedyna opcja dla Songolo, to ustawienie czegoś obok lub puszczanie sygnału z dłuższej odległości. I mówię to ze świadomością, że w ofercie producenta znajdują się segmenty, na których możemy wzmacniacz bez problemu postawić. Nie rekomenduję tego jednak ze względu na jego masę i możliwość uszkodzenia drewnianych topów tychże.

Prawa strona częściowo z frontem.

Tu też dochodzimy do tego, co przyznać trzeba należnie: ten wzmacniacz jest przepiękny. Bardzo mi się podoba wizualnie, jego jakość wykonania jest nienaganna, użyte materiały są pierwszego sortu. Na sprzęt aż chce się patrzeć i umiejscowienie sprzętu jeden na drugim byłoby delikatnie mówiąc niestosowne, żeby nie powiedzieć wręcz znieważające. Zabija to kompletnie ideę, która wielu osobom nabywającym taki sprzęt przyświeca – prezencję. Wiem że czasami wywołuje to śmieszność, bo przecież dźwięk i możliwości winny liczyć się najbardziej, ale nie czarujmy się – za tyle pieniędzy ludzie się takim sprzętem po prostu chcą pochwalić i w tym wypadku trzymanie takiego wzmacniacza w salonie przy fotelu naprawdę nie jest niczym złym. Zresztą czyż z kolumnami często nie czynimy podobnie?

Tył wzmacniacza.

Mimo to wszystko, pierwsze wrażenie HPA300SE potrafi zrobić wręcz negatywne, właśnie przez swoje gabaryty. W moim przypadku tak właśnie przyznam było, a wynika to z faktu, że po prostu nie jestem zwolennikiem segmentów monolitycznych. Sprzęt musi być dla mnie taki, aby jego transport nie nastręczał mi trudności, tak samo jak umiejscowienie. Minęło trochę czasu zanim udało mi się wykombinować przestrzeń testową na tyle dobrą, abym mógł wykorzystać swój flagowy interkonekt, który ma niestety tylko 1 metr długości i obarczony jest moją sporą niechęcią do tworzenia kolejnego tylko i wyłącznie z tego powodu.

Pokrętło głośności.

Wzmacniacz pobór rozruchowy zanotował na bardzo wysokich 190 W, ale bardzo szybko stabilizuje się do poziomu 140 W (ponoć maksimum to 300 W, ale nie śmiałem tego sprawdzać). Po ok. pół godzinie wskazanie miernika wynosiło już 142,5 W. Wyłączony – trochę w sumie nie wiem jakim cudem – wzmacniacz pobiera 1,2-1,5 W prądu.

Środkowy panel z diodą zasilającą świecącą na czerwono.

Cały ten pobór sprowadza się do zaoferowania aż 6 W mocy na wyjściu, szczytowo. Z reguły można spodziewać się tu 3 W, ale i to jest więcej niż trzeba – pokrętło ustawiałem na maksymalnie 10%, bowiem głośność jest tu tak duża, że grozi realnym zniszczeniem słuchawek.

Selektor wejść sygnałowych.

Za wrażenia tego typu pełnią odpowiedzialność bierze pięć majestatycznych baniek próżniowych z żarnikami, z czego trzy są produkcji sowieckiej (NOS), a dwie chińskiej (sterujące PSVane CV181). Lampa środkowa (5c3S) nie ma pełnych pinów – posiada tylko 5, z czego tylko 4 są aktywne. Bierze się to stąd, że jest to lampa mocy, a zasilanie zrobiono również lampowe. Zastosowano tylko jedną lampę, ponieważ de facto tylko jedna jest wymagana – 5c3S to duodioda, więc jakoby dwie lampy zamknięte w jednej bańce. To właśnie też na środkowej przy rozruchu widać często przeskakujące iskry – wspaniały spektakl, ale z tego co wiem kompletnie normalny przy tego typu lampach. Podczas testów nie odnotowałem absolutnie żadnych negatywnych cech lub symptomów.

Skrajne boczne lampy mocy (2x 6n13S) fantastycznie przyświecają pracę długimi elektrodami, naprawdę świetnie to wygląda, ale też generuje bardzo dużo ciepła (czysta klasa A). Są one datowane na końcówkę lat 70-tych i pełnią rolę lamp mocy. Topologię mamy więc 2+2+1(2). Wzmacniacz posiada funkcję Soft-Start oraz stabilizację napięcia anodowego, dzięki czemu lampy nie są nadmiernie zużywane i ich załączanie nie ma żadnych konsekwencji dla sprzętu lub użytkownika. Oczywiście nie mogło zabraknąć również funkcji auto-bias.

Wyjście słuchawkowe wraz z regulatorem impedancji.

Wzmacniacz posiada łożyskowany selektor wejść (3x RCA) oraz podświetlenie wskazania potencjometru (Alps Blue). Wizualnie komponuje się to z ogromną czerwoną diodą na środku, jako żywo przypominającą mi moją nieposiadaną już Yamahę M35.

Gniazda RCA marki CMC Swiss.

Wzmacniacz posiada manualny selektor impedancji słuchawek, który łatwo pomylić z ustawieniem gainu, ale co muszę powiedzieć – nie cierpię go. Jest bardzo mały i stawia ogromny opór, przez co od operowania nim najzwyczajniej w świecie bolą palce. Niestety każdy posiadacz tego wzmacniacza będzie musiał z tym żyć, choć najłatwiej będą mieli właściciele tylko jednej pary słuchawek lub ogólnie kilku, ale mniej więcej z tego samego przedziału impedancji.

Wyjęta jedna lampa PSVane.

Każdy wzmacniacz posiada swój indywidualny numer seryjny i jest wykonywany całkowicie ręcznie, za co również należą się ogromne słowa uznania patrząc po tym jak dobrze jest on złożony. Odpowiednia tabliczka znajduje się z tyłu urządzenia.

Prawa lampa mocy 6n13S.

Szumienie i brumienie to tematy obecne w każdym wzmacniaczu lampowym i lubię je opisywać jako część aspektów technicznych. W przypadku Songolo pierwsze w ogóle nie występuje. Praktycznie nie ma tutaj żadnego szumu, co jest bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Brumienie natomiast niestety występuje, ale stety jest dosyć umiarkowane i tylko na bardzo czułych słuchawkach o niskiej impedancji, także jakby poza domeną HPA300SE. O ile bowiem jest możliwość ustawienia go w taki tryb, o tyle ilość mocy jaką posiada na pokładzie i oddawana praktycznie od startu, jest wręcz przerażająca. To trochę tak jakby wsiadać do samochodu i przy ruszaniu na parkingu po lekkim naciśnięciu pedału gazu stawać na tylnych kołach paląc gumę w miejscu.

Lampa zasilająca 5c3S.

Dlatego też, choć nie było to konieczne ze względów technicznych, przy przepinaniu słuchawek często skręcałem potencjometr na zero. To praktyka ze wzmacniaczy DIY, które nie posiadają żadnych zabezpieczeń i choć nie tyczy się to HPA300SE, jako że takowe w sobie posiada, mimo to uznałem za bezpieczniejsze dla siebie stosowanie tej właśnie zasady. Zwłaszcza, że różnica w zapotrzebowaniu na moc między np. K1000 a D8000 była spora i słuchawek nie chciałem uszkodzić ani sobie (choć akurat byłoby to raczej trudne w przypadku AKG), ani właścicielowi Finali.

Lewa lampa mocy 6n13S.

Ogólnie wrażenie – pomijając może gabaryty – wzmacniacz robi więc piorunujące, naprawdę jestem pod wrażeniem. Gdyby natomiast skupiać się tylko na gabarytach, a więc chociażby braku jakichkolwiek wcięć do przenoszenia albo większego dystansu dna od podłoża, dużej masie, przytłaczającym wrażeniu monumentalności i przesady, na pewno część osób będzie na starcie zrażona do tej konstrukcji.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Sprzęt jaki w dużej mierze został użyty do napisania tej recenzji:

Jak zawsze wszystko całościowo wraz z procedurami ujęte zostało zwyczajowo na osobnej stronie. Można tam dowiedzieć się zarówno w jakich warunkach testuję, jak też dowiedzieć się jakim gustem dysponuję, na co zwracam uwagę, na jakim materiale dokonuję odsłuchów oraz pomiarów.

 

Jakość dźwięku

Tak jak pisałem, pierwsze wrażenie wzmacniacz zaliczył u mnie troszkę negatywne. Jeszcze dobrze nie wyjąłem go z pudła, jeszcze nie odsłuchałem, a już byłem nastawiony nieco na minus. I niestety każda osoba na moim miejscu popełni dokładnie ten sam błąd. Ale to nie jego gabaryty stanowią o jego sile i aby się o tym przekonać, trzeba go po prostu rozstawić, podłączyć a na pewno przesłuchać. Wtedy okaże się, że gdy podłączymy wszystko jak należy, przygotujemy nawet nie jedną parę słuchawek, a całą paletę, to nagle pozostajemy się sam na sam z dźwiękiem. Tylko my i muzyka. Naprawdę niewiele urządzeń to potrafi i Songolo można śmiało postawić w jednym rzędzie, jeśli nie nawet trochę wyżej, niż bardzo cenione przeze mnie integry lub wzmacniacze, które dane mi było w różnych cenach testować na przestrzeni ostatniego roku lub dwóch.

Przede wszystkim kluczem jest przyjęcie do wiadomości, że jego gabaryty to celowy zabieg producenta. Tak to wszystko miało być, od samego początku. Wzmacniacz rodził się jako kolos i być może dlatego jest tak dobry, skrojony na miarę, a jednocześnie zostawiający na tyle miejsca w środku jak mniemam, żeby ułatwić serwis. Przynajmniej mi by przyświecała taka myśl, gdybym miał się postawić w roli konstruktora. Nie jest to więc sprzęt dla osoby żonglującej komponentami toru. Decyzja zakupowa za Songolo musi być przemyślana, ale na szczęście nie w zakresie brzmieniowym, ale organizacyjnym, miejsca, możliwości. Brzmieniowo wzmacniacz okazał się bowiem tak bardzo uniwersalny i uniwersalnie przyjemny przede wszystkim, że naprawdę ciężko jest dobrać do niego słuchawki, które – jeśli tylko same z siebie nie grają jakkolwiek źle – nie znalazłyby z nim wspólnego języka.

Dźwięk Songolo można określić najprościej jako spokojny, ale dynamiczny i kompetentnie muzykalny. Strojenie zatem jest ustawione bardzo bezpiecznie, ale nie na zasadzie przygaszenia czy uproszczeń, a faktycznej muzykalności, gładkości, miękkości, która nie rzutuje na detale w stopniu jakkolwiek inwazyjnym. Zdradza więc wyraźny wkład w projektowanie jego brzmienia, gdzie czynniki losowe są sprowadzone do niewygodnego aż minimum.

Zaczynając od basu, jest go o dziwo mniej niż w Aurium. Ale to akurat pozytyw, ponieważ to właśnie Pathos podkreśla tenże zakres, a nie że Lucarto jest mu go brak. Jeśli miałbym wskazać więc wierność, bliżej ku niej jest HPA300SE. Zaskoczyła mnie też na plus cecha linii basowej Songolo, którą najlepiej byłoby określić jako „elastyczność” basu. Trochę tak, jakby bęben był pokryty nie płachtą ze skóry, jak dawniej to bywało, ale czymś bardziej wzmocnionym, sztywniejszym i nie powodującym problemów z naciągiem. Bas jest tu muzykalny, luźny, ale nie frywolny i choć buja się w szeregu, nie wychodzi z niego. Zakres jest więc równy, rzetelny, bez typowego lampowego zaokrąglenia i efektu „buły”, a zamiast tego z nutką dokładności i podkreślenia na przełomie średniego i wysokiego basu.

Średnica zachowuje się jakby żywcem wyjęta z Aurium w trybie BAL. Przyjemnie nasycona, pełna, ale utrzymująca zdrowy dystans między – no właśnie – zdystansowaniem się od nas, jak i nadmierną bliskością. Absolutnie nie mam ani jednej uwagi do tego zakresu i przypomina mi się tu chociażby Copland ze swoją średnicą nie do końca może sumującą się z K1000. Tym razem te słuchawki nie mają takich problemów jak tam, gdzie dobra w średnicy było aż nadto, ale też jakby było tego wszystkiego mniej, również bym nie narzekał. Nie oceniając jednak sprzętu przez pryzmat tylko tej jednej pary, środek Songolo jest moim zdaniem świetnie skrojony i ustawiony tak, aby każda para była w stanie się na nim odnaleźć. A co ma to też potem przełożenie na wrażenie głębi sceny.

Sopran to konstrukcja bardzo ciekawa, bo nie tylko wygładzona w ten typowy dla lamp sposób, urokliwy i trochę tajemniczy, ale raz, iż wciąż niepozbawiona przy tym dużej dozy detalu, a dwa, że z delikatną wklęsłością w niższej górze. Jest to jedyna rzecz, którą byłbym w stanie uznać za element jakkolwiek wypadkowy użytych lamp czy wynikający z aspektów konstrukcyjnych, ale równie dobrze może to być zabieg celowy i nastawiony na różne słuchawki mające tam jakąkolwiek nagromadzoną energię, vide K1000 czy spora grupa modeli tego konkretnego producenta.

Definitywnie jednak mamy możliwość obcowania z sopranem wysokiej jakości i żadnych innych cech nie strojenia nie udało mi się zdiagnozować. Wspomniana lekka wklęsłość rzuca się w uszy tylko wtedy, gdy dokonujemy faktycznych porównań A-B, albo mamy słuchawki wysoce czułe w tym rejonie i bardzo dobrą pamięć dźwiękową. W normalnym odsłuchu odbierzemy to raczej jako integralny element wygładzonego charakteru sekcji sopranowej. Na wielki plus zanotować można natomiast bardzo dobrą rozdzielczość i naprawdę wiele osób nie spodziewałoby się usłyszeć czegoś takiego ze wzmacniacza w pełni lampowego. Co więcej, Songolo praktycznie w ogóle nie szumi i jedynie przy bardzo wydajnych modelach idzie się czegoś doszukać, gdy muzyka płynąć przestaje. Gdyby lampy były w pełni schowane, bardzo trudno byłoby zgadnąć czy to tylko i wyłącznie lampa, czy jednak hybryda, czy może jeszcze coś innego.

Dochodząc do ostatniego elementu układanki – scenicznie muszę powiedzieć, że spektakl serwowany przez Songolo jest godny podziwu. Choć rozmiarowo nie jest to może scena jak w Conductorze, a na szerokość również i jak w Aurium, ale już pod względem głębi jest świetnie. Wzmacniacz serwuje scenę bardzo dobrze poukładaną, nie aż tak bezwzględnie dokładną, aby nie zatracić jednak tej „lampowej mgiełki”, dobrze wyprowadzoną na każdą oś odległościowo, przyjmując tym samym kształt okręgu aniżeli elipsy. Świetnie się to dogaduje ze słuchawkami albo scenicznymi (K1000, HD800), albo poprawnymi w tym zakresie (LCD-2). To jest też ta cecha, którą bardzo szanuję w sprzęcie stacjonarnym: jeśli nie jesteś w stanie wyciągnąć maksimum z A, wyciągnij to z B i C. Dlatego skoro nie można było uzyskać mega-wielkiej sceny i całość sprowadziła się do sceny należytej, nie za małej, nie za dużej, oczy zwrócono jak mniemam w stronę poprawności odległości, zrównania przekazu, dobrej holografii.

To też na swój sposób rzecz zaskakująca trochę osoby, które spodziewały się dostać tu stereotypowego „cieplucha”, który daje mocno zniekształcony, spowolniony dźwięk z bułą na basie i zwijającymi się skrajami pasma oraz małą scenę o dużym zbiciu. Nie, tego w programie Lucarto nie uświadczymy. W tej cenie mamy prawo oczekiwać super grającego sprzętu i tak też się dzieje. Choć nie ukrywam, że do sposobu grania tego wzmacniacza musiałem się na początku trochę przyzwyczaić. Gdy to jednak nastąpiło, naprawdę nie było potem dnia, żebym nie odpalił HPA300SE.

Komplet wszystkich 5 lamp na stanowiskach.

Sekret tej konstrukcji w wymiarze dźwiękowym to fundamentalna jakość dźwięku, którą próbuje uzyskać się z topologii czysto lampowej. Robi się to na tyle kompetentnie, że osiągając ją, nie zatraca się po drodze czynnika muzykalnego, substancji i płynności dźwięku, ale też nie kosztem sceny czy czystości. Dzieje się to tak mocno, że w pewnym momencie dźwięk uzależnia i nie można przestać go słuchać. Ma się wrażenie iż gra to jak hybryda, a nie pełny lampowiec. Dlatego chwaliłem i nadal chwalę takie konstrukcje jak DAC215, ale przede wszystkim Conductor V2 czy Aurium, jeśli operować tylko na wzmacniaczach. Fakt, tańszych, ale mających z przedmiotem testu wspólne cechy. Znacznie więcej będzie ich po stronie Aurium i wcale nie dlatego, że to hybryda, ale po prostu dlatego, że daje się to usłyszeć w odtwarzanym dźwięku.

Choć Aurium dzielnie próbuje nawiązywać z Songolo walkę, to jednak musiałbym wymienić w nim lampy oraz zainwestować w lepsze zasilanie. I nagle z 5500 zł zaczyna mi się robić kwota większa, która spycha powoli atut ekonomiczny, a i tak nie gwarantowałaby sukcesu. Pozostaje się większy pakiet gniazd i gabaryty, ale wciąż jakby nie patrzeć mamy do czynienia z hybrydą. Songolo to natomiast pełna lampa, klasa A, nie mająca żadnych kompleksów ani skrupułów. Brutalna moc podawana w bardzo czystej formie, jednocześnie bez obostrzeń takich, jakie miały miejsce przy Audio-GD HE-9, jak też bez szumu czy kompromisów, jak w iFi Audio iCAN PRO. Choć też ponownie bez możliwości podłączenia dużej ilości sprzętu oraz regulacji, które ten wzmacniacz cechowały. W sumie trochę też strach o tym teraz pisać, bo temat eskalował do miana wyjątkowo zapalnego.

Ponieważ posiadam obecnie Aurium, najprościej jest mi wykonać właśnie względem niego porównania (a co też czynię w zasadzie od początku tej recenzji). Średnica oraz ogólna czystość sygnału jest między nimi płaszczyzną współdzieloną. Z jednej strony Aurium punktuje średnicą i jej nasyceniem „jak u lampy”, z drugiej Songolo stawia nam przed uszami czystość pozbawioną słyszalnych szumów „jak w hybrydzie”. Aczkolwiek na czułych słuchawkach o niskiej impedancji da się już to i owo usłyszeć, taki jest urok większości lamp. Nie ma natomiast tutaj cech odnotowanych u Fezza Omega Lupi i tak, jak Lucarto to uczynił, powinny być zrobione wszystkie wzmacniacze lampowe lepszego sortu.

To bowiem, co mnie osobiście przy takich konstrukcjach powstrzymywało i jednocześnie stało się ostatecznie przyczynkiem do zakupu hybrydy, to cechy od czasu do czasu im towarzyszące:

  • brumienie,
  • szum w tłe,
  • problemy z dopasowaniem impedancji do słuchawek,
  • notorycznie mała i sklejona scena

Lucarto Audio w swoim wzmacniaczu adresuje powyższą listę obaw bardzo sprawnie, bowiem:

  • jakiekolwiek brumienie daje się wyczuć tylko na czułych słuchawkach o niskiej impedancji,
  • szumu tła praktycznie nie ma w zakresach w których dokonuję odsłuchu muzyki,
  • dopasowanie wykonuje się ręcznie za pomocą selektora,
  • scena jest przestronna i należycie skonstruowana.

Wzmacniacz ten zachowuje się w wielu chwilach jak hybryda, trochę bardziej konfigurowalna, mniej bezobsługowa, ale też dająca absolutnie wszystko to, co można z konstrukcji lampowej wyciągnąć.

Jednocześnie podkreślić trzeba, że dźwięk Songolo jest bardzo, ale to bardzo uniwersalny, praktycznie zawsze akceptowalny, przyjemny i konsekwentnie naturalny, co przekłada się na wysokie zdolności synergiczne. Musielibyśmy trafić na słuchawki karykaturalne, aby dało się „lepiej”, z tym że lepiej byłoby raczej tylko w ramach tej konkretnej pary. Jeśli bowiem zbilibyśmy zakres 6 kHz pod HD800, to nagle ograniczymy się głównie do takich konstrukcji lub modeli posiadających taką właśnie wadę.

Lucarto posiada regulator impedancji słuchawek. Coś podobnego miał na sobie Fezz Omega Lupi i zapewne każdy, kto czytał moją recenzję, pamięta sytuację z tym związaną. Wychodziły wtedy kompletnie różne od siebie wykresy akustyczne w zależności od jego położenia. Oczywiście nie omieszkałem sprawdzić tego samego przy HPA300SE.

Znów HD800 i tym razem jednak rezultaty całkowicie w normie (zakres od 2 do 5 Hz wynika z bezwładu membrany i pracy przetwornika poza zakresem). Tryby impedancji praktycznie nie różnią się od siebie sonicznie, poza może tym, że w trybie najwyższym wzmacniacz gra minimalnie cieplej od pozostałych. Ma też wyżej położony punkt bezwładu membrany przy progu ultra-początkowym, co jest również korzystne. Na wykresach porównujących dźwięk z Aurium widać za to wyraźnie, że skraje Songolo są zaokrąglone, a także że w trybie wysokiej impedancji jest na nim cieplej.

Moje odsłuchy (więcej basu i delikatnie mniejsza gładkość sopranu Aurium) korespondują więc idealnie z tym, co odnotowują mikrofony pomiarowe. Lucarto absolutnie nie przejawia ani problemu „zgaszonego” basu, ani tak ekstremalnych różnic w zależności od położenia selektora impedancji. Moim zdaniem powinno być właśnie tak jak na tutaj na wykresach.

 

Synergiczność

Wniosek jaki zrodził mi się po przeglądzie większości słuchawek jakie miałem jest taki, że HPA300SE pozostawia wciąż wolną rękę, nie narzuca się słuchawkom, miesza ze sobą zarówno cechy sprzętu uniwersalnego, jak i tego pod przyjemne, wysoce indywidualne odsłuchy. Aby to unaocznić, mimo wszystko weźmy pod lupę kilka przykładowych par i prześledźmy dokładnie na czym to polega.

 

+ Audeze LCD-2

LCD-2 podłączone pod Songolo grają jeszcze pełniej i przyjemniej, idąc może nie w stronę LCD-3, ale troszkę jakby skłaniając się w kierunku LCD-4 co do ogólnego strojenia. Oczywiście nie ma co liczyć na to, że nagle ze wzmacniacza za 10000 zł zagrają jak sprzęt wart 4x tyle, ile obecnie kosztują, ale nie da się ukryć, że mariaż jest to interesujący do co efektów końcowych – jest muzykalnie, z lekkim wygładzeniem, płynniej i naturalniej, nieco mniej dystansując się od D8000, niż miałem okazję słyszeć to parując oba te modele na Converto MK2.

Osobnym tematem jest jednak zasadność takich mariaży. Jeśli LCD-2 możemy dostać używane w cenie 3-4 tysięcy, to moim zdaniem znacznie bardziej ekonomicznie byłoby trzymać się tańszych systemów, może integr słuchawkowych, aby utrzymać całościową opłacalność toru na dobrym poziomie. Tego dylematu nie będzie natomiast przy Czwórkach i tutaj moim zdaniem powinniśmy alokować swój wzrok i zainteresowanie.

 

+ Sennheiser HD800

Choć nie jest to wzmacniacz „dedykowany” do HD800 i gdyby był, recenzja musiałaby zajmować się głównie takimi właśnie słuchawkami jak 800-tki, ale fakt faktem przy całej uniwersalności HPA300SE, te konkretne nauszniki dostają tego jakże im potrzebnego ocieplenia, ale nie na tyle, aby zaniknęła ich zdolność precyzji, percepcji i sceny, nota bene świetnie się z tym wzmacniaczem dogadującej. Jeśli zależy nam na efektach końcowych tylko i wyłącznie, musimy raczej i tak sięgać po sprzęt oferujący mocną ingerencję w zakres 6 kHz, albo – mówiąc wprost – w inwazyjne korekcje tonalności. Albo w ogóle zmianę słuchawek. Życie z Songolo będzie jednak o tyle łatwiejsze, że sprzęt zachowując swoją uniwersalność próbuje się również i z nimi dogadywać, a w sytuacji gdybyśmy chcieli migrować na inny sprzęt, decyzja ta nie pociągnęłaby za sobą toru. To jest właśnie ta ogromna zaleta sprzętu uniwersalno-muzykalnego i powód, dla którego ostatnie moje urządzenia oscylowały wokół tego typu sygnatur. A także powód, dla którego HPA300SE od razu wpadł mi w ucho.

 

+ AKG K1000

K1000 dostają tyle „sosu” od strony mocy, że jeśli ktoś ośmieli się coś powiedzieć o problemie z napędem, to albo ma słuchawki zepsute, albo po prostu kłamie. Choć możliwe też, że zwraca uwagę na bas i po tym sądzi, że słuchawki nie dostają należytego prądu. W praktyce wynika to tylko z faktu, że Songolo nie jest układem jednoznacznie basowym, a po prostu równym i porządnym w tej materii. Daje więcej basu dla K1000 niż Conductor V2+, iHA-6, iCAN PRO czy HE-9, ale też trochę mniej niż Aurium. Być może jego poziom jest podobny co w DAC215, ale tu już mówię wprost z pamięci i raczej skłaniałbym się ku temu, że będzie go mniej i na takim samym poziomie, jak w CV2+. Jednocześnie jednak HPA300SE utrzymuje te słuchawki w bardzo przyjemnej konfiguracji sonicznej, w której zyskują na głębi scenicznej i jednocześnie kompensują się na szerokość. Wraz z modyfikacjami K1000 w zakresie utworzenia w środku nich czegoś na kształt falowodu, aby linię basową podkreślić, może okazać się to świetnym połączeniem o bardzo dobrej jakości.

 

+ Audeze LCD-XC

LCD-XC to przede wszystkim drżąca ręka co do pokrętła głośności, gdzie najbezpieczniej jest po prostu skręcić gałkę na minimum i wtedy powoli podnosić poziom, ale też naprawdę świetna synergia.

Jeśli dla kogoś są to słuchawki wysoce basowe, albo posiada tak jak ja system podkreślający tenże zakres, HPA300SE da praktycznie perfekcyjny bas. Perfekcyjny. Nic absolutnie mu nie brakuje, jest zejście, definicja, dokładność, elastyczność, kontrola. Wiele w tym zakresie oddają oczywiście same słuchawki, ale choć ogromnie podoba mi się bas Aurium, dopiero na Songolo słyszę, że technicznie da się jeszcze coś konkretnego z tego wyciągnąć. Jest równiej i dokładniej, podczas gdy Pathos bawi się w nieco mocniejszą kolorowankę, tak świetnie pasującą do K1000, LCD-4 czy HD800, ale obojętną XC-kom. Średnica muzykalna i pełna, świetnie miesza się z bliskością i monitorowym stylem tych słuchawek. Sopran wpasowuje się natomiast idealnie w tonalność XC, dodając (a raczej odejmując) subtelnie tam gdzie trzeba. Wszystko to przy zachowaniu dobrej głębi i korelacji z dużą szerokością sceniczną tego modelu.

 

+ Final Audio Design D8000

Naprawdę bałem się podłączać te słuchawki pod takie monstrum, ale ostatecznie okazało się, że wszystko było w porządku. Poza tym, że nie mogłem wzmacniacza akuratnie na tych słuchawkach przetestować.

Problemem okazały się fundamentalne wady ergonomiczne, które powodowały, że słuchawki tak jak się ułożyły, tak grały i potrafiły przesunąć się nawet jedną muszlą, aby spowodować dysproporcję na sopranie. Wynika to z faktu zastosowania w nich częściowo przysłaniających światło przetworników dławików akustycznych, ale o tym będzie traktowała dokładniej ich osobna recenzja.

Gdyby jednak wysilić się do jakiegokolwiek opisu, Songolo generalnie pasowałby do nich jak ulał. Sopran w dużej mierze w preferencyjnym dla mnie ustawieniu – czyli słuchawkach delikatnie do przodu – plasuje się gładko i płynnie, wzmacniając naturalne właściwości słuchawek, aklimatyzując się w grzejąc przyjemnie w uszy bez uczucia utraty tchu, a przede wszystkim przy zachowaniu bardzo dobrej dynamiki. Średnica pełna i na bogato, ale czuć sytość, nie przesyt. Bas wkomponowany jest za to idealnie. Na Aurium potrafiły mocniej gruchnąć, ale na Songolo testowane D8000 są spokojniejsze, bardziej kulturalne można powiedzieć, a także mniej przysadziste.

Słuchawki nie szumią praktycznie wcale, jedynie słychać w tle ten delikatny brum, który towarzyszył np. K242 HD (o ile nie jest afrontem w ogóle o nich tu wspominać). Miał on jednak miejsce tylko przy kompletnej ciszy i wyłączonej muzyce.

 

+ AKG K270 Studio

Może zabrzmi to dziwnie, ale K270 S wypadły mi tu troszkę przesłodzone. HPA nie jest wcale mocno ciepłym wzmacniaczem, nie serwuje też mocno podkreślonej średnicy, a jednak moje AKG były na nim bardzo gładkie i prawdopodobnie winne były tu pady, choć specjalnie zamontowałem te, które towarzyszyły mi przy porównaniach z LCD-4z. Po zamontowaniu innych powinno być lepiej, choć słuchawki tracą wtedy swój urok w pewnej części. Najbardziej więc zwracam tu uwagę po prostu na to, że większość słuchawek – włącznie z LCD-2 – serwowała troszkę bardziej podkreśloną górę w punkcie 6 kHz i stąd możliwe, że z takimi modelami Songolo po prostu łatwiej się dogaduje. Niemniej muzyki oczywiście dało się słuchać i to z wielką przyjemnością. Po prostu pasowało to bardziej do pory nocnej, gdy mój organizm był już dosyć zmęczony, a w pamięci kołatała iskra wspomnień tego jak K270 S potrafiły zagrać z takiego ADI 2 PRO albo S7.

 

Sumarycznie więc jeśli ująć temat synergii, okazuje się, że wzmacniacz ten w istocie jest niesamowicie bezpieczny. Nie moduluje zbyt mocno barwy toru, zachowuje się zawsze równo i rzetelnie, nie ma więc ryzyka, że – o ile nasze słuchawki nie są jakąś poczwarą akustyczną – coś ze sobą się nie dogada. Jedynie pary faktycznie ciepłe mogą dawać się premiować na jaśniejszym sprzęcie.

 

Podsumowanie

Najczęściej można spotkać sprzęt, który na początku robi efekt „WOW” i potem całe wrażenie znika. Albo następuje to niedługo potem, albo na dłuższej osi czasu. Po prostu sprzęt się nudzi. Jednak jeśli są w nim jakieś problemy, degradacja z „WOW” następuje bardzo szybko, a więc o nudzie raczej trudno mówić, a bardziej o skrupulatnym odkrywaniu kart i „blefu”, jaki sprzęt próbował nam przy dźwiękowym pokerze zaserwować. Tak było chociażby przy iFi iCAN PRO, który na początku zagrał mi naprawdę fajnie i wzbudził żywe zainteresowanie, ale im dalej w las i coraz więcej elementów składowych dźwięku pojawiało się na światło dzienne, tym więcej rzeczy okazywało się nie do końca takimi, jakich bym oczekiwał po sprzęcie za całkiem przecież niemałe pieniądze. Wciąż jednak jest to – wraz z późniejszymi dużymi nieprzyjemnościami po jego recenzji – pewne doświadczenie, a na pewno wiele cennych wniosków na przyszłość.

Porównanie gabarytów wzmacniacza ze słuchawkami Audeze LCD-XC i stojakiem ROOMs Design FS White.

Lucarto Audio Songolo HPA300SE to natomiast przeciwieństwo tej sytuacji. I nie chodzi tylko o nienaganną kulturę komunikacji oraz pełną akceptację tego, że w kierunku sprzętu mogę wystosować uwagi krytyczne. Wzmacniacz na początku ewidentnie manifestował w sposób celowy swoje gabaryty, ale też potężną moc 6 W generowaną przy poborze 140 W prądu za sprawą pięciu potężnych lamp. Wszystko jest w nim „naj”. Musi takie być. Monumentalne, potężne, masywne. Może się to podobać, może i nie, ale taką koncepcję obrano przy jego konstrukcji i w naszych rękach pozostaje ostateczna decyzja. Nie jest to sprzęt dla każdego i nie jest wcale ujmą, jeśli nie będzie mieścił się w naszej własnej koncepcji na system audio. Sam miałem na początku jak pisałem pewien dyskomfort obcowania ze sprzętem takiego formatu, ale ja to ja i słuchając go sam na sam, album po albumie, na kolejnych parach słuchawek, po prostu do niego dojrzałem i mój światopogląd zaczął się zmieniać.

Gdy już udało się przezwyciężyć pierwszy szok i ustawiłem wszystko w gotowości do pracy, dźwiękowo zaprezentował się najpierw jako „takie lepsze Aurium”, ale im dalej w las, tym mój szacunek i entuzjazm rosły coraz mocniej. W przeciwieństwie bowiem do przytaczanego już iCANa, z każdym albumem i każdą kolejną parą słuchawek wzmacniacz zaczynał śmielej sobie poczynać, odkrywać karty swoje i podłączanych do niego słuchawek, coraz mocniejsze, lepsze, rozdawane w progresywnie wyrafinowany sposób, niczym w końcówce partii pokerowej z „Casino Royale” w kasynie w Czarnogórze. Ten spokój, konsekwencja, dynamika, profesjonalne podejście do muzykalności, praktycznie zero szumu, mocny klimat, a jednocześnie brak zamulenia i przesłodzenia samego z siebie – wszystko to zaczynało działać i to, co człowieka przykuwało człowieka do fotela na długie godziny, to (nie)świadomość, że konstrukcja w pełni lampowa może zagrać na takim poziomie i zaoferować zarówno cechy typowe dla lampowca, jak i takie, których spodziewalibyśmy się przynajmniej po hybrydach. Do tego stopnia, że względem notatek i not końcowych, zmieniałem to wszystko parę razy, bo okazywało się, że z czymś jeszcze wzmacniacz błysnął, a tu jeszcze coś pokazał ciekawego, a tutaj jakością po uszach dało…

HPA300SE przypadł mi tym samym do gustu tak samo, jak uczynił to Aurium czy inne wzmacniacze i integry serwujące podobną organiczność, substancję, płynność i nasycenie, jednocześnie ze świetnym basem. Ten jest od Aurium o nieco mniejszej mocy ale większej sprężystości oraz aksamitnej, rozdzielczej górze. Wszystko to przy akompaniamencie bardzo dobrej sceny, która choć rozmiarem może nieco ustępować np. Conductorowi V2+, to jednak wciąż nawiązując z nim walkę i to tylko przy pomocy samych lamp. Ta technologia wcale nie umarła, wręcz przeciwnie, trzeba tylko umieć wyciągnąć z niej maksimum potencjału i mam wrażenie, że Lucarto Audio się ta sztuka udała. Jest to swego rodzaju manifest dźwiękowy, który pokazuje jak daleko można posunąć konstrukcje tego typu, aby osiągnąć – wcale nie umowny – hi-end w temacie wzmacniaczy słuchawkowych. Zresztą, co bym nie napisał, jeśli sprzęt po testach z żalem i ciężkim sercem odsyłam, to znaczy że naprawdę był to kawał dobrego dźwięku, z którym moje uszy miały wielki trud się rozstać, bo tak mocno od siebie uzależnia. Na tą chwilę więc HPA300SE mogę wpisać na swoją bardzo krótką listę najlepszych komponentów toru słuchawkowego, jaki miałem przyjemność testować.

 

 

Sprzęt można nabyć na dzień pisania recenzji bezpośrednio na stronie producenta w cenie 10 000 zł.

 

Zalety:

  • pancerna budowa i tak samo pancerne opakowanie
  • kapitalny wygląd i przepiękne żarniki lamp podczas pracy
  • bardzo wysoka jakość użytych materiałów
  • wysokiej klasy komponenty i lampy NOS w oryginalnych pudełkach
  • w całości lampowa konstrukcja bez ani jednego układu scalonego dla fanów purystycznych konstrukcji tego typu
  • super solidnie pracujące potencjometry i regulatory
  • podświetlany wskaźnik potencjometru ułatwiający precyzyjne operowanie nawet w nocy
  • auto-bias i soft-start
  • trzy niezależne wejścia sygnałowe
  • bardzo duża moc na wyjściu
  • możliwość ręcznej selekcji impedancji
  • obłędne brzmienie lamp połączone z wysoką jakością w stylu hybryd
  • świetnie konstruowana scena we wszystkich kierunkach
  • wysoka rozdzielczość sopranu
  • praktycznie brak szumu własnego
  • sprzęt wykonywany w Polsce i całkowicie ręcznie, co też powinno budzić podziw

Wady:

  • ogromne rozmiary wymagają dużej ilości miejsca
  • ogromna masa wymaga odpowiedniej nośności mebli
  • ogromna konstrukcja wymaga krzepy przy przenoszeniu
  • ogromna moc podawana już od spodu wymaga ostrożności
  • malutkie pokrętło selektora impedancji trudne w przełączaniu
  • jak to u flagowca: bardzo duża czułość na okablowanie i sprzęt towarzyszący
  • jak to u lampowca: całkiem duży pobór prądu i delikatne brumienie na bardzo wydajnych słuchawkach

 

Serdeczne podziękowania dla Lucarto Audio za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

11 komentarzy

  1. Niewiele mam do powiedzenia, sprzęt poza moim perymetrem zainteresowań i możliwości finansowych. Recenzja, mam nadzieję, spotka się z mojej strony z osobistym testem, a póki co dopiszę tylko, że brakuje mi tu zdjęcia z wieczornego słuchania w półmroku, z czerwonymi żarnikami lamp w roli głównej 🙂

    • Dziękuję za uwagę Panie Jacku – bardzo ciekawa koncepcja, naprawdę szkoda że sam na to nie wpadłem. Postaram się poprawić przy kolejnych recenzjach. 🙂

  2. Witam.

    To nie jest OTL.

    Wzmacniacz nie ma klasycznej topologii dual mono jak to się sugeruje w forumowej dyskusji (jest tylko jedna duodiodia prostownicza).

    Strzelanie iskrami w diodzie podczas rozruchu to wspaniały spektakl – fakt; tonący statek to jeszcze wspanialszy spektakl. Drugi jest zazwyczaj wynikiem błędu załogi, a pierwszy niefrasobliwości konstruktora, który zapewne zastosował bezpośrednio za 5c3s kondensator o pojemności wielokrotnie wyższej niż katalogowe (dla tej lampy) 4uF.

    • Witam,

      Wiem, ale fakt, że zdanie mogłem sformułować trochę niefortunnie.

      Co do budowy, nie byłem w stanie jej otworzyć i sfotografować wnętrza, ale jestem niemal pewien, że topologia okazałaby się jednak dual-mono 🙂

    • Nie trzeba otwierać – mamy jedną diodę, to wyklucza klasyczne dual mono, czyli dwa osobne wzmacniacze na kanał, tylko że w jednej obudowie i z jednym gniazdem zasilania.
      Z tego co wiem, to ten wzmak ma tylko osobne trafa do zasilania napięcia anodowego oraz zasilania żarzenia i układów sterujących (tu z pewnością półprzewodnikowe)

      I jeszcze raz powtarzam to nie jest OTL (output transformerless), tylko wzmak z trafami głośnikowymi na wyjściu (w przypadku OTL na pojedynczych 6n13s na kanał, można byłoby zapomnieć o napędzaniu niektórych słuchawek, a zwłaszcza K1000)
      Ma to swoje zalety (wyższa wydajność prądowa), ale i wady – trafa wyjściowe (ich odczepy) powinny być dedykowane dla konkretnych impedancji odbiorników (kolumn, słuchawek) o wcale niedużych zakresach; np. dla kolumn są osobne odczepy dla 4, 8 i czasem 16ohm.

    • Dziękujemy za czujność. Konstrukcja wzmacniacza została zaprojektowana zgodnie ze sztuką. Wzmacniacz w swojej strukturze został wyposażony w niezależne układy zasilania lamp mocy osobno dla każdego z kanałów. Układy są schowane wewnątrz obudowy wzmacniacza. Dodatkowo urządzenia powsiada swojej strukturze dwa niezależne transformatory dla każdej z sekcji układów. Podczas uruchamiania wzmacniacza następuje duże zapotrzebowanie na energię. Układ soft startu steruje pracą lamp, tak aby prąd anodowy narastał liniowo. Charakterystyczna niebieska poświata tworząca się podczas uruchomiania lamp, jest parametrem charakterystycznym dla lamp 5c3s oraz 6n13s. Nie wpływa to w żaden sposób na żywotność urządzenia oraz jego parametry. Urządzenia używane są ciągle od kilku lat przez naszych klientów i nigdy nie zdarzyła się nam usterka. Na całe urządzenie udzielamy oczywiście pełnej gwarancji.

  3. Aha, tego: „Zniekształcenia: < 0,005% dla PEŁNEGO WZMOCNIENIA" nawet nie będę komentował, bo producent "pomylił się" o jakieś trzy zera z umieszczeniem przecinka, nawet gdyby nie było traf na wyjściu. Parametrów lamp nie da się przeskoczyć.
    Proszę nie traktować powyższych uwag jako złośliwy atak, tylko zachętę dla wszystkich, aby poruszali się w świecie rzeczywistym, a nie wykreowanym przez konstruktora lub forumowe opowieści.

    • Dziękujemy za uwagę. Pomiar zniekształceń nieliniowych wykonywany był w ściśle określonych warunkach pomiarowych dla układu przedwzmacniacza. Wzmacniacz wyposażony jest w transformatory słuchawkowe (głośnikowe) specjalnie zaprojektowanych do HPA300. Urządzenie posiada zmianę impedancji obciążenia. Regulacja ta występuje w trzech zakresach. Dzięki temu mamy możliwość ściśle dopasować impedancję wyjściową urządzenia przystosowaną dla danego typu słuchawek oraz wykorzystanie w całości dostępnych parametrów oferowanych przez wzmacniacz. Nie jest to zatem układ OTL.

  4. Witam serdecznie Panie Jakubie. Czy sądzi Pan że ten wzmacniacz byłby dobrym połączeniem z audeze lcd-x na kablu heimdall 2 ? Szukam wzmacniacza A klasowego, moim źródłem jest marantz tt15s1.

  5. Witam. Mam pytanie. Co to znaczy brumi ale nie szumi ? Czy w glosnikach tez to slychac ? Czy brumienie w lampówkach to norma ?

    Pozdrawiam

  6. U pana Łukasza Kisiel, właściciela Lucarto Audio w ubiegłym roku zamówiłem produkt zawierający jednocześnie wzmacniacz słuchawkowy i przedwzmacniacz gramofonowy z lampą Philips SQ E88CC, dodatkowo poprosiłem o pełnowartościową lampę Simens, którą sprzedał mi za pół ceny, balansem i gniazdem słuchawkowym po prawej stronie panelu urządzenia, jednak wymagało to wykonania kolejnego otworu. Z uwagi na to, że nie mieszkam w Polsce, przez covida mogłem mieć kontakt z produktem dopiero po roku.
    Gdy usłyszałem muzykę z niego płynącą na lampie Philips – zachwyciłem się, niesamowite doznanie.
    Za uprzejmą zgodą pana Łukasza, mogę wymieniać lamy bez utraty gwarancji gdy przy tym zabiegu będę wyłączał wzmacniacz z sieci elektrycznej i stosował lampy z serii E88CC.
    Pokusiłem się o użycie tej drugiej, którą dołączył pan Łukasz. Jakie było moje zaskoczenie gdy usłyszałem same trzaski. Okazało się też, że drugie gniazdo słuchawkowe działa dzięki przedłużce z tego pierwszego wykonane ze zwykłego przewodu telefonicznego. Nie zastosowano soldermaski na płytkach wzmacniacza, co jest zwykłym zabiegiem zapobiegającym utlenianiu miedzi. Input selector po przekręceniu na lewo, powodował powstawanie trzasków, zamiast przełączyć na inne urządzenie.
    Po przedstawieniu panu Łukaszowi problemu, otrzymałem odpowiedź –
    Najprosciej podeslac mi urzadzenie i wymienie na nowy selektor. Samemu prosze nie majsterkowac.
    … Z lampka nie pomoge, to sa nosy z dawnych lat wiec nie daje gwarancji. Jak by Pan dal mi znac od razu to nie bylo by problemu a po tym czasie nie ma mozliwosci.

    Dialog z panem Łukaszem na temat tego urządzenia rozpocząłem we wrześniu, wzmacniacz powstał z końcem grudnia ub.r. Uważam, że było wystarczająco czasu, by uniknąć tego typu błędów i utraty zaufania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *