T20 wraz modelem wyposażonym w mikrofon są serią drugą od góry w ofercie RHA – producenta pochodzącego z Wielkiej Brytanii, a dokładniej ze Szkocji. Na naszym rynku jest od niedawna, najbardziej rozpoznawalny za sprawą modelu MA750i, ale naturalnie to nie jedyna para słuchawek warta u nich uwagi. Miałem bardzo wygodną możliwość przetestowania praktycznie wszystkich modeli znajdujących się w katalogu, od najtańszych po najdroższe, a w przypadku T20 jednocześnie zweryfikować dźwięk na więcej niż jednej parze i porównać z modelem mikrofonowym. Jednym słowem dużo pracy, aby mieć pewność co do tego, jak dobre słuchawki RHA udało się faktycznie wypuścić.
Dane techniczne
- Przetworniki: dynamiczne, DualCoil™
- Pasmo przenoszenia: 16-40,000Hz
- Impedancja: 16 Ohm
- Czułość: 90 dB
- Moc znamionowa: 2 mW
- Moc maksymalna: 5 mW
- Waga: 39 g
- Kabel: 1,35 m, multicore OFC
- Wtyk: pozłacany mini jack stereo 3,5 mm, prosty
- Gwarancja: 3 lata
Zawartość zestawu
W zestawie znajdziemy prócz słuchawek bogate akcesoria dodatkowe:
- instrukcję obsługi
- dwie pary dodatkowych filtrów wkręconych na metalową blaszkę
- 5 par dodatkowych tipsów silikonowych
- 2 pary tipsów typu bi-flange
- 2 pary pianek (T20i: Comply Wax Guard, T20: twarde pianki stożkowe)
- blaszkę do przechowywania wszystkich tipsów razem
- etui do przechowywania całego wyposażenia
- klips do ubrania
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki dostępne są w dwóch wersjach „malowania”: czarnym oraz surowym srebrnym. Cudzysłów zastosowany został przeze mnie dlatego, że tylko te pierwsze są tak naprawdę jakkolwiek malowane. Drugie to po prostu wypolerowane aluminium, przez co w tej wersji sprzęt jest znacznie bardziej odporny na uszkodzenia mechaniczne w zakresie zewnętrznej warstwy.
Właśnie w tej drugiej wersji słuchawki były przeze mnie testowane. Wykonane są z naprawdę dobrej jakości materiałów i poza drobnymi szczelinami przy wyjściu kabli sygnałowych nie zdradzają żadnych oznak niedopracowania lub innych niedoskonałości. Osoby korzystające wcześniej lub mające jakąkolwiek styczność z modelem MA750i powinny mieć znacznie łatwiej w ocenie jakości wykonania słuchawek z perspektywy drugiej strony monitora: jest to np. praktycznie takie same okablowanie i materiały, także jeśli chodzi o korpusy i splittery. Jedyną różnicą są odcinki pamięciowe z karbowanej otuliny, których MA750 nie posiadały.
Słuchawki mimo bycia konstrukcją dynamiczną, nie wpisują się bezpośrednio w kanon tychże. Okazuje się, że RHA zastosowało przetworniki nietypowe, bo z podwójną cewką. Pierścienie znajdują się zarówno na zewnętrznym obrysie, jak i bardzo blisko centrum. To prawdopodobnie właśnie dlatego słuchawki te grają tak jak grają.
Na uwagę zasługuje bogate wyposażenie, do którego dochodzi zestaw wymiennych filtrów akustycznych w formie gwintowanych tulejek z gumową uszczelką i zębami ułatwiającymi zarówno montaż/demontaż w korpusie, jak i utrzymujące pewniej tipsy na swoim miejscu. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie drobny szczegół techniczny związany z pakowaniem. A raczej dwa.
RHA oba modele pakuje tak, że kabel sygnałowy przechodzi pod gąbkową paletką zawierającą słuchawki. Pod nimi znajduje się zwykły blistrowy stelaż z instrukcją, klipsem, ale przede wszystkim pokrowce. Sęk w tym, że pudełko nie daje zbyt wiele miejsca na to wszystko i kabel chcąc nie chcąc opiera się na pokrowcu. W efekcie dostajemy od nowości „używane” etui z widocznymi wgnieceniami. Niestety producent w ramach pudełka nie błysnął kunsztem.
Drugi problem dotyczy już ekskluzywnie modelu T20i. W centralnej części paletki jest na sztywno wklejona aluminiowa płytka z filtrami. W obu modelach występuje ona w tym samym miejscu. T20i mają jak wiadomo pilota, który również musiał swoje miejsce na paletce znaleźć. Tu zaczyna się jednak cały ambaras. O ile górna część płytki nie jest przyklejona do paletki w T20 i można spokojnie ją wygiąć, przewlekając kabel pod nią, tak w T20i jest ona przyklejona z obu stron. Oznacza to, że aby wyjąć słuchawki, musimy płytkę tak czy siak albo wykleić w całości, albo przynajmniej w górnej części, przy okazji wyginając trochę paletkę i odkształcając ją w tymże miejscu. Innego sposobu na wyjęcie słuchawek przyznam nie doszukałem się, ale może było zbyt późno i na umyśle mnie już ćmiło.
Gdyby iść dalej i wykroczyć poza moje własne potrzeby oraz odczucia, zwłaszcza w kwestii wygody, można byłoby spróbować doszukać się jeszcze kilku punktów wymagających pewnej uwagi ze strony kupującego. Takim jest chociażby waga korpusów wykonanych z aluminium. Choć w moim przypadku nie było z tym żadnego problemu, a słuchawki z racji konfiguracji OTE bardzo sprawnie siedziały mi w uszach, możliwe jest nadal że to właśnie waga będzie niektórym osobom przeszkadzała. Tak samo problemem nie jest dla mnie dosyć niskie położenie Y-splittera, ponieważ jestem raz, że dużego wzrostu człowiekiem, dwa że bardzo często korzystam z takich słuchawek stacjonarnie. Oczywiście ma on suwadło ściągające, więc potencjalnie jest to taki problem, że żaden. Dla kogoś innego może to jednak być już pewną przeszkodą, nawet uwzględniając jeszcze obecność klipsa w zestawie, który teoretycznie także powinien trochę to rekompensować. Relatywizacja jest tu o tyle denerwująca, że grubość kabla także może być dla innej osoby wadą, choć dla mnie jest zaletą (wytrzymałość), a jeśli ktoś będzie chciał doszukiwać się na siłę przywar, to w końcu wyjdzie na to że ostatecznie niczego nie kupi, bo wszystko będzie potencjalnie złe.
Tak czy inaczej są to moim zdaniem najpoważniejsze wady tak realne (pakowanie), jak i teoretyczne (waga korpusów, położenie splittera, grubość kabla), jakich się doszukałem lub mogę założyć, że doszuka się osoba trzecia, nawet na siłę. Nie stanie się nic, jeśli ktoś z Państwa uzna to za czepialstwo z mojej strony – wypadałoby, abym taki właśnie był i wskazywał na wszystkie możliwe punkty newralgiczne warte obadania przed zakupem. Dzięki temu jest duża szansa, że jeśli ja niczego poza wymienionymi rzeczami nie wykryję, to i Państwu nie będzie to potem dane, a być może i rzeczy wykryte w żaden sposób nie okażą się jakoś specjalnie przeszkadzające. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Wierzę, że na wszystko jest sposób, toteż producent nie zostawia nas tu samych i każdy swój pomysł próbuje od razu ubezpieczać. Korpusy najbardziej wytrzymałe są metalowe, ale za cenę wagi. Rozwiązanie? OTE. Nisko położony splitter. Wyjście? Klips + suwadło ściągające. Różne uszy i kanały słuchowe. Solucja? Armia tipsów w zestawie. Różne gusta. Recepta? Wymienne filtry. Także tu naprawdę dzieje się wysoka troska o to abyśmy w ich cenie byli jak najbardziej nie tylko zadowoleni, ale i ubezpieczeni na „wszelki wielki”. Teoretycznie można podejść nawet i do sprawy pakowania i etui lekceważąco, bo „przecież i tak się etui będzie zużywało i wygniatało”. Ale tu już byłoby to zbytnie usprawiedliwianie ewidentnego tym razem niedopatrzenia. To tak samo jak byśmy poszli do salonu po nowe auto, które ma na zderzaku szlif, a sprzedawca z kwadratowymi oczami i uśmieszkiem wypala nam „przecież postawi Pan na parkingu to i tak Panu przytrą”.
Wracając do rzeczy, jeszcze jedna przykuła moją uwagę – to sprężynowa odgiętka przy wtyku. Ponieważ przypomina mi takowe przy tańszych wtykach, jakie widuję przy nieudolnie i po kosztach naprawianych, a potem usilnie spekulowanych słuchawkach vintage, powoduje u mnie mieszane uczucia, aczkolwiek wydaje mi się, że mimo wszystko spełnia swoją rolę i neguje stres mechaniczny na tenże element. W teorii ułatwia też późniejsze serwisowanie lub recabling, więc powiedzmy że opuścimy ten element.
Poza tym nic złego nie rzuciło mi się w oczy czy uszy. Słuchawki zakłada się całkiem szybko i z dobrą izolacją od otoczenia, podczas gdy niski profil i konstrukcja OTE pracują na całościową dyskrecję. Możemy bezkarnie nosić RHA pod czapką lub przy trochę niższych temperaturach, ponieważ sprzęt jest i tak nagrzewany przez naszą małżowinę. Gorzej jeśli dostajemy po nich bezpośrednio zimnym wiatrem – wtedy korpusy działają jak radiatory i mogą doprowadzić do dużej różnicy temperatur. Konsekwencje mogą być różne, na ogół żadne, ale w skrajnych sytuacjach nawet zapaleniem ucha. Takie konstrukcje jak T20 zyskują tu mocną przewagę swoim małym profilem, zaś najgorzej stoją modele UIEM klasyczne, z wystającymi daleko poza obrys ucha korpusami (np. EP-101M). Także warto mimo wszystko słuchawki mieć nie tylko w głowie, ale używać ich z głową, jako uniwersalną zasadę.
Ze swojej strony jedyne czego żałuję, że nie znalazło się w T20, to odpinane okablowanie na wzór CL1, uniemożliwiające podłączenie słuchawek np. bezpośrednio pod tor zbalansowany czy to po stronie odtwarzacza, czy też fabrycznego DACAMP’a L1. Aby dostąpić tej przyjemności, musielibyśmy wysupłać drugie tyle na wspomniane CL’ki, aczkolwiek są to zupełnie inaczej grające od opisywanych słuchawki. Na nie zapewne również jeszcze przyjdzie czas.
Przygotowanie do odsłuchów
Słuchawki przyjechały jako egzemplarz nowy, toteż jak zawsze zostawiam sobie profilaktycznie pewien czas na dojście słuchawek do siebie. Standardowo jest to okres 24-48 godzin.
Punktem przyłożenia będą w recenzji m.in. całkiem dobrze ocenione przeze mnie Beyerdynamic T8ie MKII, prototypowe Aune E1, Etymotic Research HF2 oraz wszystkie pozostałe modele RHA, jakie są dostępne na dzień dzisiejszy w ich ofercie:
– MA350
– MA600
– MA750i
– S500
– T10
– T20i
– CL750
– CL1
Ze względu na dużą ilość analogii, obszernie odniosę się również do słuchawek pełnowymiarowych takich jak Beyerdynamic T5p v2.
Prócz sprzętu stacjonarnego, rolę źródeł pełniła cała gama odtwarzaczy:
– Astell & Kern AK300 (+ AMP380)
– Colorfly C200
– Shanling M1
– TheBit OPUS #1 LE
Na potrzeby określenia ich jak najpełniejszego grania, recenzja opisywać będzie T20 z zaaplikowanymi standardowo filtrami Reference, ale z uwzględnieniem wielu godzin spędzonych także na pozostałych filtrach. O ich wpływie oraz innych czynnikach mogących mieć odbicie w dźwięku opiszę po kolei w osobnych akapitach.
W toku pisania recenzji i pod wpływem odnotowywanych wyników miałem również możliwość przetestowania dodatkowej pary T20, aby wykluczyć ewentualne różnice między sztuką będącą samplem testowym, a pełnym modelem sklepowym. Odbywało się to również w kontekście różnic względem T20i. Żadnych jednak odchyłów między obydwoma egzemplarzami T20 nie wykryłem – były to dokładnie tak samo grające modele.
Jakość dźwięku
T20 grają w ogólnym zarysie żywiołowym dźwiękiem na planie najczęściej basowego V. Najczęściej, bowiem ich tonalność można w małym zakresie modulować wymiennymi filtrami akustycznymi. Świetna detaliczność bez przeostrzeń, dobra dynamika i jakość ogólna, dobra rozdzielczość sopranu oraz scena, jedynie ilościowo basu lubi być nieco za dużo jak na mój gust.
Bas
T20 mają dużo basu z wyczuwalnym zejściem i wypełnieniem, miejscami wręcz w kinowym formacie, zapewnianym przez wspominany przeze mnie wcześniej dużej wielkości przetwornik z podwójną cewką. To właśnie miałem wtedy na myśli, że słuchawki grają tak jak grają, ponieważ siły działające na membranę są w ten sposób zwielokrotnione. Każda osoba, która lubi ten zakres w wydaniu wzmocnionym lub trochę bardziej niż wzmocnionym, będzie moim zdaniem zauroczona. Zwłaszcza, że mimo ilości stara się zachowywać względnie dużą precyzję i szybkość.
Ze względu na ilość basu i jego zachowanie, bardzo szybko przypominają mi się tu T5p i T8ie. Im również w dużym stopniu służyła kontrola i opanowanie po stronie odtwarzacza, czy też może ogólnie sprzętu źródłowego. Bas w T20 nie wykazywał mi jednakże tendencji do utraty kontroli, co po prostu wrażliwość na to, czy otrzymywany sygnał jest mocny, czy też nie. Jednym słowem, szybciej zareagują na stan „wzmacniacz: tak/nie”, niż jego parametry związane z impedancją wyjściową.
Sporo jest na całe szczęście utworów, w których linia basowa nie jest aż tak prominentna i to właśnie w nich słuchawki pokazują, że mają także i w zakresie innych swoich aspektów dźwiękowych sporo do zaoferowania. W co bardziej spokojniejszych i wyważonych basowo utworach to, co jest wzmacniacze w T20, przekłada się na bardzo przyjemne, namacalne uderzenia basu, z głębią i wyrazem. Bębny brzmią jak bębny bojowe, młoty jak gniew, uderzenia stają się nasączone złowrogą aurą. Choć tak jak pisałem wcześniej, jeśli już wszystko naraz rąbnie, bas potrafi wzbudzić się z wyczuwalnym grzmotem, który po długich godzinach potrafi mnie wymęczyć.
Średnica
Szara eminencja brzmienia T20. Szczera i czytelna, choć na ogół nieco odsunięta od słuchacza. Czy mniej lub bardziej – to wypada już różnie w zależności od użytych filtrów. Na czarnych (B) jest jej więcej niż sopranu, choć razem z nim nie są łącznie w stanie przezwyciężyć ilości basu. Niemniej to właśnie w takiej konfiguracji była dla mnie najprzyjemniejsza, mająca zarówno dobre obrazowanie, jak i należyte nasycenie i pulchność, dociążając wokalizę i po prostu grając miło, muzykalnie, z powabem.
Z kolei na filtrach srebrnych (R), zachowywała swoje optymalne właściwości między tak odsunięciem, jak i wspomnianą czytelnością oraz nasyceniem, jednocześnie pozostając we wciąż zdrowej korelacji z sopranem. Nic się nie odkleja, nie ma nagłego skoku tonalności, a jedynie równe przejście ilościowe na sopran.
Góra
Tu również wszystko zależy od tego jakich filtrów użyjemy, ale co do zasady jest to jednak granie na planie „V” i sopran będzie w sposób natywny tu i ówdzie faworyzowany. Największe zaskoczenie i jednocześnie ogromny pozytyw, że czyni to w sposób bardzo opanowany, unikający sybilacji, a oferujący w zamian dużej porcji detali i czystości. Jakość i rozdzielczość sopranu są bardzo mocnymi atutami T20 i ze wszystkich słuchawek jakie RHA ma w swojej ofercie – jest to zakres najlepiej wystrojony ilościowo i barwowo.
Za każdym razem gdy w utworach miało miejsce ciśnięcie na średnicę oraz sopran, T20 brylowały dużym formatem dźwięku, w pełni pokrywającym się ze znaczkiem Hi-Res Audio, skrzętnie ukrytym na opakowaniu. Zdumiewająco poziom góry T20 na srebrnych filtrach Reference nie ma żadnych oporów, aby niczym Dawid walczący z Goliatem stawać w szranki nawet wobec flagowych AKG K872 i wcale nie dostawać w takim pojedynku po uszach. Zresztą też i DT990 nie miały w zwyczaju kapitulować od tak przed wieloma innymi konstrukcjami.
Pod dużym wrażeniem jestem również rozciągnięcia sopranu na najwyższych oktawach i – zwłaszcza na tle najdroższych CL1 – zachowanie się T20 jest dla mnie bardzo ekstraordynaryjne. Ale też i w ogóle w ramach innych modeli dokanałowych, stawiając RHA na tą chwilę w pozycji solidnego gracza w mocno zaniedbanej mam wrażenie przestrzeni 1000 złotych.
Scena
Jedna z największych pośród wszystkich RHA i zawdzięczająca ten talent wspomnianej wysokiej rozdzielczości oraz rozciągnięciu, wpływającym sumarycznie na nośność pogłosów w dal i czas wybrzmiewania każdego efektu. Choć jest to granie eliptyczne, głębia sceny jest na bardzo akceptowalnym poziomie, tak samo jak całościowa holografia. W lepiej zrealizowanych scenicznie utworach nawet nie ma się specjalnej możliwości dodania „jak na dokanałówki”.
To dla modeli tego typu największa pochwała, gdy ich dźwięk pozwala progresywnie zapominać o tym, że to przecież tylko dwa malutkie korpusiki a nie pełnowymiarowe słuchawki obejmujące całą głowę.
Różnice między T20 vs T20i
Choć może wydawać się to nieprawdopodobne, ale obie pary nie różnią się tylko ceną i obecnością pilota, a mimo wszystko także i sposobem grania. Trudno jest mi jednoznacznie i z całą pewnością stwierdzić jaka jest tego przyczyna. Czy winę za to ponosi inny kabel, czy może sposób implementacji pilota. Na pewno jednak nie jest to kwestia wynikająca po stronie sprzętu źródłowego i ewentualnych adapterów, bowiem na sprzęcie przenośnym różnice również występują. Nie jest to też obserwacja związana z T20, jako że porównanie z inną sztuką sklepową niczego nie wykazało: obie sztuki T20 grały identycznie i obie w ten sam sposób prezentowały w zakresie dyskursów z T20i. Oba modele pracują w tej samej klasie i na tym samym poziomie jakościowym, także różnice duże nie są, choć idzie je łatwo wyczuć przy bardziej wnikliwych testach A-B. Największy „problem” to fakt, że nie można ich jednoznacznie zaklasyfikować do zalet lub wad na poczet któregokolwiek z modeli, bowiem różnica w sposobie grania może okazać się dla kogoś tak samo pozytywna, jak i negatywna.
To tyle tytułem wstępu, także przechodząc do sedna – w dużym skrócie model T20i ma słabiej od T20 zaznaczone skraje, grając przez to delikatnie mniejszą „V”-ką. T20 mają tym samym nieco więcej basu i ciut bardziej zaznaczoną górę, nastawioną na nieco więcej detali i tworzącą w różnych sytuacjach wrażenie lepszego rozciągnięcia oraz mniejszego efektu matowości.
Wszystko znów będzie zależało od użytych filtrów akustycznych, ale można byłoby wszystkie obserwacje uśrednić i powiedzieć, że T20 stawiają po prostu na jakość i eufonię, zaś T20i na równość i uniwersalność.
Całościowa tonalność i charakter
Modele T20 i T20i są przedostatnimi słuchawkami w katalogu ofertowym szkockiej Reid Heath Audio. I paradoksalnie dającymi najwięcej możliwości, więcej nawet niż flagowe CL1. Wszystko to za sprawą nie wymiennych kabli jak w CL i możliwości sparowania w trybie BAL z ich DACAMPL1, ale wymiennych filtrów akustycznych. Jest to jeden z powodów dla których bardzo mnie zainteresowały, ale nie jedyny. Nadrzędny to oczywiście brzmienie, które serwowane jest w typowy dla RHA sposób na planie „V”, bardzo przypominający mi z modeli pełnowymiarowych T5p v2, a z dokanałowych T8ie MKII. Dla większości osób pomocna będzie jednakże analogia do znacznie bardziej dostępnych DT990, ale z zastrzeżeniem, że tym razem z większą dominacją basu nad sopranem, który co najwyżej można sobie zrównać wspomnianymi filtrami, a nie na odwrót.
Słuchawki mają duży potencjał akustyczny i w wielu miejscach zachowują się naprawdę ponadprzeciętnie w ramach ogólnych właściwości akustycznych. Bardzo nie podoba mi się w tym wszystkim jedynie ilość basu, którego jest po prostu za dużo i w stosunku do którego trzeba zawsze brać pewną poprawkę (przynajmniej w moim przypadku), ale to w zasadzie jedyna wada jakiej jestem w stanie doszukać się w T20. Wszystkie inne aspekty są tu obiektywnie na bardzo dobrym poziomie.
Moją uwagę zwrócił duży poziom eufonii, jaki towarzyszy odsłuchom modelu T20, a także rozdzielczość góry, przekładając się na bardzo dobre właściwości sceniczne. W tym względzie tylko CL1 są w stanie zaprezentować się lepiej. Ze względu na podkreślony bas, oba modele z serii T są jednymi z niewielu, które preferuję (i które rzeczywiście bardzo dobrze brzmią) w cichszych odsłuchach.
Gdybym miał podchodzić do T20 z własnej perspektywy, życzyłbym sobie, aby strojone były tak jak prototypowe Aune E1. Z jednego prostego powodu: Aune są strojone na wzór K500 EP (i przy okazji piekielnie trudne w wygrzewaniu przez swoje przetworniki z membranami berylowymi). Także zakres zmian obejmowałby w przypadku T20 trochę mniej basu, trochę więcej średnicy, może też minimalnie tknięcie barwy sopranu. Na całe szczęście słuchawki jako takie korekt na gwałt nie potrzebują, także spokojnie będą sobie radziły i w pełni cieszyły większość swoich użytkowników absolutnie bez żadnych łatek czy wspomagaczy. Sam również ograniczam się np. w Shanlingu M1 tylko do redukcji basu i to też nie zawsze, bowiem w słabszych basowo albumach dodatkowy oddolny blast bardzo się przydaje.
Choć kusi mnie, aby nazwać je dokanałowymi DT990, być może bardziej na miejscu byłoby określić je jako tańszą alternatywę dla T8ie MKII, bowiem jeśli już z czymś będą chciały przesadzać, to ze wspomnianym basem, mającym bardzo dobre zejście, wypełnienie i kinowy w efekcie format co do ilości obu. Trudno jest mi przejść obojętnie wobec jakości, szczerości i energii tych słuchawek w kontekście ich ceny oraz wykonania i to jedna z tych sytuacji, gdzie sprzęt nawet nie trafiając bezpośrednio w mój subiektywny gust są w stanie zwrócić moją uwagę w sposób pozytywny. Średnica nie jest dramatycznie wycofana, góra nie sybiluje, scena jest więcej niż odpowiednia, słuchawki bogate są w detal i należytą rozdzielczość, także w tym wszystkim trochę przesadzony bas jest elementem naprawdę mocno zagłuszanym konkretnymi zaletami.
Być może dobrym podejściem do RHA, jeśli już wystąpią pewne niedopasowania basu względem gustu słuchacza, będzie uczynienie tego samego co ja: nauczenia się wobec nich pewnej tolerancji, wykorzystania ich izolacji dla nieco cichszego odsłuchu oraz dobrania sobie takiego repertuaru, który w naturalny sposób sam odnajdzie na tych słuchawkach to co w nich najlepsze. Muzyka typu Dub czy Dubstep, zwłaszcza ta z „ekscentrycznie” nagranym basem sugerującym, że mastering odbywał się pod dyktando słuchawek pokroju K240 DF (a więc „lichtbass”), prezentowała się wyraźnie gorzej niż np. spokojniejsza elektronika stawiająca mniej na energię, a na jakość. W ten sposób RHA naturalnie oddawały w muzykę swoją własną energię, a przy tym pozwalały zwłaszcza sopranowi na osiągnięcie wysokiej kondycji jakościowej. Oczywiście w większości przypadków takich dylematów użytkownik raczej mieć nie będzie – ludzie kochają takie brzmienie jakie natywnie można spotkać w T20, zaś ja, choć lubię dobry bas, po prostu często mam dni preferencji lżejszych, tak jak wielokrotnie zdarza mi się być drażnionym przez sopran. Wspomniany minimalnie cichszy odsłuch czyni w nich w tym kontekście istne cuda, a także nie męczy dalej ośrodka słuchu. Przyjemne z pożytecznym, ale dlatego na ogół korzystam z modeli pełnowymiarowych. Ostatecznie więc i definitywnie: trochę za dużo basu w części gatunków jak dla mnie i odejście od sygnatury jaką osobiście preferuję, ale z dużą eufonią i jakością, które bardzo do mnie przemawiają. A także możliwościami, o których za moment powiem znacznie szerzej.
Filtry akustyczne i tipsy
Tak jak w praktycznie każdej swojej recenzji raczę wspominać, każda ocena słuchawek zależy od bardzo konkretnego gustu i oczekiwań swojego użytkownika. Dlatego też z otwartymi ramionami witam w danej parze słuchawek zarówno oferowane przez samego producenta możliwości dopasowania dźwięku pod swoje wymagania, jak również wszelakie inne okazje do stworzenia sobie takowych poprzez drobne i tanie modyfikacje, dostosowania, wkładki itd.
Ponieważ RHA w serii T10 i T20 dostarczane są z kompletem filtrów, nie mogło zabraknąć krótkiego, ale zwięzłego opisania różnych kombinacji tulejek zawierających materiał reagujący akustycznie. Dla większej pewności co do uzyskiwanych rezultatów, postanowiłem pogrupować filtru również według modelu/egzemplarza, z którym przyjechały, aby wykluczyć ewentualne wahania spowodowane inną mieszanką lub ilością materiału akustycznego w każdym filtrze. Jedynie filtry Treble były z tej czynności zwolnione. Wszystkie grały dokładnie tak jak powinny i nie stwierdziłem żadnych problemów lub różnic.
Filtry TREBLE
Gwintowane filtry w kolorze miedzianym nie posiadają w sobie żadnego materiału akustycznego – stąd też brak potrzeby zamiany względem modeli. Jedyne co znajduje się w nich to podstawowa siatka metalowa utrzymywana w ryzach za pomocą maskownicy w kształcie trójramiennego shurikena.
W tej konfiguracji T20 mają natywnie więcej basu oraz góry od T20i, przez co grają najbardziej słyszalnym planem „V” w konfrontacji z tak samo ustawionymi T20i. Tym z kolei ze względu na nieco mniej zaznaczone skraje filtry Treble służą lepiej. To na nich idzie najszybciej wykryć różnice tonalne między jednym a drugim modelem.
Filtry REFERENCE
Są to standardowe filtry z jakimi przychodzą do nas słuchawki, toteż ich kolor bezpośrednio odpowiada srebrnym korpusom T20. Posiadają w sobie wkładkę z czarnej gąbki, dostatecznie przepuszczającą światło przez siebie.
Równoważące bas i sopran, teoretycznie sprawdzają się najlepiej na T20i z racji słabszych skrajów. Dzięki temu trzymają poprawną barwę góry i nie przesadzają z basem, choć ten tak czy inaczej jest mocny i po pewnym czasie męczący na bardziej basowych utworach. T20 są w tej konfiguracji żywsze i bardziej detaliczne, choć na bas – o ile nie ma jeszcze tragedii – trzeba nadal uważać, jeśli jest się na niego wyczulonym.
Filtry BASS
Malowane na czarno filtry, które poza zwielokrotnionym materiałem gąbkowym nie różnią się od srebrnych praktycznie niczym. Mają najmniejszą przepuszczalność światła.
Paradoksalnie najlepiej sprawują się na T20, ponieważ redukują górę bez aż tak oczywistych kosztów w scenie. T20-B wydają się bardziej ludzkie, przyjemne i eufoniczne, pomijając mocniej zaznaczony bas i delikatne wrażenie przymglenia.
Ustawione na filtrach basowych T20i sprawiają wrażenie jeszcze bardziej przymglonych od T20, ale też (jako nowo słyszana różnica) bardziej matowych i z gorszą sceną. Jednocześnie jednak mogą okazać się bardziej bezpieczne i wciąż z nie aż tak mocno zaznaczonym basem. Co jednak muszę podkreślić, sam zysk basowy nie jest na tych filtrach jakoś szczególnie słyszalny ponad filtrami Reference. Tak czy inaczej obie pary T20 ponad filtrami basowymi są na Reference lżejsze i bardziej sceniczne, a także czytelniejsze – bo jaśniejsze.
Filtry DIY
Wykorzystując filtry Treble użytkownik jest w stanie stworzyć sobie samodzielnie własne filtry. To bardzo dobra opcja w sytuacji, gdy np. odkupujemy niekompletne RHA z drugiej ręki lub nasze własne filtry R lub B zostały zagubione.
Użytkownik ma z nimi jednak tylko możliwość redukowania góry, a więc tworzenia filtrów Reference i Bass lub wielokrotności tych ostatnich. Przyciemniać można sopran i dalej zwiększać bas, ale odbywać się to będzie kosztem sceny, selektywności, detaliczności oraz całościowo ściszając tak ustawione słuchawki. Najlepszy materiał to gąbka o niskiej perforacji, najlepiej z oryginalnych wkładek Beyerdynamica do ich DT100 lub też AKG Foam net padów stosowanych w serii AKG K2.
Z bardzo różnych kombinacji pełnego zakresu materiałów, od waty i watoliny, przez gąbki wszelkiej maści, po blokery akustyczne, nie ma niestety żadnego, który dawałby jakąkolwiek poważną redukcję basu. Nawet na filtrach Treble linia basowa wciąż jest wyczuwalna i oporna na modulację. Wszelakie modyfikacje są więc dokonywane w ramach rejonu, który moim zdaniem takowych nie potrzebuje.
Mimo to dobrze jest wiedzieć, że słuchawki można w ten sposób maksymalnie sobie ocieplić i ubasowić, jeśli jakimś cudem ich sygnatura będzie nie do końca trafiała w preferencje. Dyskutować można było jednakże czy w takiej sytuacji nie lepiej byłoby rozważyć tańsze T10, które grają od T20 wyraźnie cieplej.
Tipsy
Teoretycznie to, czego nie można ugrać filtrami, najpewniej da się zrobić tipsami. A przynajmniej takie miałem przeświadczenie. Choć RHA przychodzą do nas z potężną baterią tipsów i stwarzają wrażenie dodatkowych możliwości ku zmianom brzmieniowym, okazało się, że jest to bardziej ukłon w stronę dopasowania komfortu i aplikacji, aniżeli dopasowania brzmienia.
W zakresie tipsów silikonowych, obie pary bi-flange oraz standardowe tipsy z twardym środkiem mają takie same właściwości akustyczne i nie modulują dźwięku w żaden sposób, chyba że np. na tych drugich użytkownik nie miał poprzednio poprawnej izolacji.
Tipsy piankowe w przypadku T20 to zwykłe stożki pamięciowe, zaś w T20i są to kulkowe Comply z serii Wax Guard. One także nie wpływaj znacząco na brzmienie poza może nieco bardziej matowym sopranem. Problem miałem z tymi ostatnimi jednakże taki, że są to tipsy rozmiarowo dla mnie po prostu za duże, toteż długo nie mogłem w nich usiedzieć.
Rozwiązaniem tego problemu okazały się alternatywne tipsy piankowe: Snab InserTone FT-3 oraz Comply S400. Te pierwsze zaoferowały doskonałą wygodę przy zachowaniu właściwości wyżej wymienionych, zaś S400 wyraźnie wpłynęły na redukcję basu, niestety przy okazji wpływając na poczucie realizmu przekazu oraz izolację.
Bardzo obiecujące okazały się za to silikonowe tipsy od NuForce NE770X, które są po prostu zwykłymi końcówkami i stożkowych czapach i dużych otworach wylotowych. O ile na filtrach Reference nadal preferowałem fabryczne zwykłe tipsy dostarczane wraz ze słuchawkami, tak na filtrach Bass to właśnie na tychże końcówkach odnotowywałem najlepsze efekty: minimalnie redukujące bas oraz podnoszące czytelność i przestrzenność, nadając muzyce jakości, przyjemności i nasycenia. Tipsy NU nie są niczym mistycznym – to zwykłe klasyczne silikony, jakie można spotkać w każdych innych słuchawkach. Jedyna różnica to grubsze ścianki kapelusza, przez co sprawiają wyraźnie lepsze wrażenie jakościowe. No i rzutem na taśmę okazują się być świetnie dopasowane do moich kanałów.
Zastosowania i synergiczność
Słuchawki są fantastyczne nie tylko w gatunkach elektronicznych, w których błyszczą efektownością skrajów i smaczkami stereo, ale też i nawet w muzyce poważnej, w której starają się w sekcji sopranowej i wyższej średnicowej ująć jak najwięcej poprawności i realnej barwy instrumentów, serwując sporo detalu, ale wciąż unikając tak efektu kocyka jak i przejaskrawienia i przedetalizowania przekazu. Jawią się w tym również jako najlepiej wyważone między sąsiadującymi modelami: T10 są od nich wyraźnie ciemniejsze, podczas gdy CL1 wyraźnie jaśniejsze i chudsze na basie.
Fun płynący z T20 to wyraźny punkt programu i rzecz, którą będziemy musieli praktycznie zawsze w pewnym stopniu akceptować. Zwłaszcza ten basowy pomruk, który obecny jest bez względu na użyte filtry. O ile więc nie wskazują inaczej nasze preferencje, najlepiej jest parować te konkretne RHA ze wszystkim, co jest albo średnicowe, albo lekkobasowe, a najlepiej prezentujące jedno i drugie.
Z odtwarzaczy dwie mocne rekomendacje wystawiam tu Astellowi AK300 oraz Shanlingowi M1. Oba radzą sobie z T20 wyśmienicie, choć wiadomo, AK300 będzie bardziej klasowym towarzyszem i do tego z kompletnie czarnym tłem. Ponieważ słuchawki są bardzo wydajne, mają niestety tendencję do zwracania szumów własnych urządzeń źródłowych.
Słuchawki zadziwiająco dobrze radzą sobie również z telefonami, także niekoniecznie tymi muzycznymi. Choć ich właściwości akustyczne i ogólna czułość obnażają różnice jakościowe między wykorzystywanym przez nas układem a czymś, co w ewentualnym porównaniu oferowałoby lepszy dźwięk i większą moc, to naddatek basowy jest tu w sposób bardzo przyjemny kompensowany na rzecz większego wyrównania.
Opłacalność
Teoretycznie wydanie lekko ponad 1000 złotych na słuchawki dokanałowe, to poważny wydatek, aczkolwiek szczerze poza starymi Westone 2 nie kojarzę nawet w przeszłości specjalnie atrakcyjnych moim zdaniem zakupów w tym obszarze, może poza najtańszymi słuchawkami typu CIEM. Dlatego też uważam T20 w kategorii UIEM OTE do 1000 zł za kuszącą pozycję, zwłaszcza jeśli wypominany do znudzenia naddatkowy bas nie będzie nam specjalnie przeszkadzał. W ten sposób wypełniają lukę między np. Flare Audio R2S czy własnymi RHA MA750i, a np. Etymoticami ER4XR czy Sony MDR-EX1000. Suma wykonania, możliwości i jakości dźwięku do mnie bardzo konkretnie przemawiają i powodują, że słuchawki te mogą być świetnym uzupełnieniem, albo nawet i outdoorowym przedłużeniem takich modeli jak wspominane już Beyerdynamiki DT990 lub T5p v2, zwłaszcza jeśli nie chcemy brnąć w zakupy tak drogich modeli jak T8ie MKII w sytuacji, gdy dokładnie taka sygnatura dźwiękowa bardzo nam odpowiada. Jednocześnie posiadacze takich słuchawek zyskają na starcie całkiem dużą szansę na dobrą synergię z tych samych urządzeń źródłowych.
Podsumowanie
RHA T20 pozostawiły po sobie bardzo dobre wrażenie słuchawek efektownych, ale dźwiękowo przemyślanych, dając sporo dokanałowej przyjemności, przypominając mi tym samym podobne priorytety, które obierały mi w uszach właśnie wspomniane Beyerdynamiki T8ie MKII. Na dobrze zdanie pracują u mnie naprawdę różnorodnymi atutami, takimi jak bardzo dobre wykonanie, aluminiowe korpusy, solidny kabel, bardzo fajne splittery, multum tipsów, wymienne filtry akustyczne, spora (w moim przypadku) wygoda, dobra izolacja oraz dosyć szerokie możliwości dalszego strojenia słuchawek w dół. Ponad tym wszystkim jest również i brzmienie: rozdzielcze, eufoniczne, należycie sceniczne, wciągające i tym samym dalekie od jakiejkolwiek nudy. T20i również zaprezentowały się bardzo dobrze, za raptem 50 zł umożliwiając skuteczne prowadzenie rozmów telefonicznych, ale mimo swojego nieco większego wyrównania, to odrobinę większa eufonia T20 wraz z delikatnie lepszym rozciągnięciem sopranu na detalach zwyciężyła w moim zeszycie.
Choć miałbym zastrzeżenia do trochę nieprzemyślanego pakowania, a brzmienie RHA jest dla mnie w takich gatunkach jak np. Dub czy Dubstep zbyt basowe i powodujące, że przyjemniej słucha mi się ich albo na konkretnym sprzęcie, albo niższych poziomach głośności, to jednak obok rozdzielczości sopranu i ogólnej sceniczności trudno przejść bez ciepłych słów. Co prawda jest to dopiero pierwsza, premierowa recenzja modelu tej firmy na moim blogu, ale na tle wszystkich odsłuchów jakie już mam na wskroś przeprowadzone, to właśnie T20 okazały się dla mnie swoistym czarnym koniem całej oferty RHA i stąd też postanowienie, aby słuchawki w wersji bez mikrofonu nie tylko wpisać na listę godnych polecenia modeli, ale właśnie od nich zacząć cykl opisowy pozostałych, nawiązują jednocześnie obficie do minimalnie droższych T20i.
Słuchawki te na dzień pisania recenzji są dostępne w cenach:
– model T20 bez mikrofonu: 1 029 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
– model T20i z mikrofonem, T20i: 1 069 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- bardzo solidnie wykonane i z użyciem porządnych materiałów
- metalowe korpusy odporne wizualnie na większość uszkodzeń mechanicznych
- potężnie wyposażone w dodatkowe akcesoria i tipsy
- wymienne filtry akustyczne w zestawie
- możliwość skonstruowania własnych filtrów w razie potrzeby
- bardzo solidny kabel i splittery
- duża wygoda, dobra izolacja oraz wysoka dyskrecja użytkowania
- na ogół efektowne granie na planie basowego „V”
- wysoka rozdzielczość sopranu oraz duża dawka eufonii w przekazie
- jak na tą cenę całkiem poprawna barwa dźwięku i duża poprawność akustyczna
- bardzo dobra scena jak na słuchawki dokanałowe
- całkiem sensowna skalowalność i czułość na tor
- bardzo łatwe w napędzeniu
- sprawdzają się również przy cichszych odsłuchach
- duża opłacalność uwzględniając powyższe atuty
Wady:
- waga korpusów i nisko położony Y-splitter mimo wszystko mogą niektórym jednak przeszkadzać
- bas w pozycji nieco zbyt dominującej, jeśli jesteśmy na niego uczuleni
- skala zmian wprowadzanych przez filtry akustyczne, choć wyczuwalna, mimo wszystko nie jest jakaś kolosalna
- trochę gimnastyki manualnej aby wyjąć je ze szkieletu gąbkowego
- niefortunne pakowanie powodujące, że kabel od nowości wygniata się na pokrowcu
- mimo 90 dB czułości, mają pewną podatność na wartość impedancji wyjściowej sprzętu, ale przede wszystkim na jego szumy własne
- nie do końca dla mnie zrozumiała różnica w brzmieniu między T20 a T20i
- brakuje mi trochę wisienki na torcie, czyli odpinanych kabli, no ale cóż…
Sprzęt niedługo po recenzji został przeze mnie zakupiony w celach testowych jako typowy przedstawiciel dokanałowej klasy „V”-ek.
Na początku mego wpisu pragnę się przywitać z Wszystkimi na tym forum ( jest to mój pierwszy tekst więc proszę o wyrozumiałość i nie „masakrowanie” przez „starych wyjadaczy” 😉 ) i podziękować Panu, Jakubie za rewelacyjne, obrazowe i wyczerpujące recenzje. Moim skromnym zdaniem ( nie jestem „audiofilem” ani też ekspertem z branży) najlepsze „namacalne recki dźwięku” w polskim necie. Dzięki Pańskim opisom jestem szczęśliwym posiadaczem RHA MA 750i jak i RHA MA T20 oraz kilku innych trafnych „gadżetów”. Chciałbym podzielić się moimi spostrzeżeniami oraz zadać kilka pytań na temat powyższych słuchawek.
Obydwu używam najczęściej z AQ Dragonfly Black 1.5 rzadziej z NAD 338, Creative Soundblaster E5.
750-tek używam od ponad 6 miesięcy model wyższy od 2 tygodni. Na początku zauważyłem różnicę w czasie wygrzewania pierwszym wystarczyło ok 8 godzin i dźwięk „odkrywał się” natomiast w drugim przypadku mam wrażenie, że doszły do siebie po ponad 30 godzinach. Po wyjęciu z pudełka T20 grały… właściwie to nie grały. Po ok 12 godzinach szok, tragiczny dźwięk matowa góra, dół dudniący bez jakiejkolwiek dynamiki i kontroli. Lecz po pewnym czasie moje odczucia z użytkowania obydwu modeli są bardzo pozytywne, wykonanie obydwu znakomite, choć większy komfort odczuwam w T 20. Największa różnica dla mnie to opisywany przez Pana bass w T20 jest faktycznie bardziej monumentalny, bardziej podkreślony w niektórych utworach odczuwalny sub-bass w 750i wydaje się być za to szybszy, bardziej energiczny i punktowy. Przez cały czas eksperymentuje z filtrami, najczęściej używając „treble” nie wiem czy przez przyzwyczajenie do modelu 750 czy zmienia mi się preferencja dźwięku w kierunku jaśniejszego grania. Wcześniej bardzo odpowiadał mi sposób grania ATH M50x i dziwiło mnie, że pisał Pan o basie w tym modelu jako „karykaturalnym” co dopiero odczułem gdy porównałem z T20, kontrolę, szybkość i zejście, pomijam 750i gdyż one serwują znacznie mniejszą dawkę basu i trudno tu o bezpośrednie porównanie. Chodzi mi o porównywalną „objętość” basu w całym spektrum dźwięku. Kolejną różnicą pomiędzy modelami RHA jest dla mnie analityczność gdzie wydaje mi się że jest wyższa w niższym modelu, mam wrażenie, że mają one więcej „powietrza” pomiędzy dźwiękami… Stąd moje pytanie czy to brak korelacji T20 z Dragonfly czy też może różnica V-ki z mocniej podkreślonym dołem wobec z V-ki z mocniejszą górą? Pisał Pan też, że T20 grają nieco bardziej liniowo, czy to może być powodem takiego odczucia?
Planuje zmianę ATH M50x na ATH MSR7, czytałem recenzję siódemek i tam nawiązywał Pan do modelu posiadanego przeze mnie stąd moje pytanie czy mógłby Pan, Jakubie krótko odnieść się na temat MSR7 wobec opisywanych modeli RHA czy charakterem zbliżają się w którymś z tych dwóch kierunków, gdyż po wnikliwym przestudiowaniu Pańskich artykułów wydaje mi się, że to powinno być coś pomiędzy…
Wiem, że najlepszym sposobem byłby odsłuch danego modelu i wielu innych lecz niestety większość czasu spędzam w Północnej Norwegii a moi koledzy „tubylcy” są zafascynowani dokonaniami audio-fonicznymi spółki Aple & dr. Dre i tak też w głównej mierze kształtuje się asortyment w sklepach audio.
Pozdrawiam Pana i wszystkich Forumowiczów
Witam Panie Łukaszu,
Obawiam się że pomylił Pan forum z blogiem. Forum jest obok: https://forum.audiofanatyk.pl 🙂 Niemniej dziękuję za ciepłe słowa.
Co do pytania – o ile dosyć trudno jest porównywać dokanałówki z pełnowymiarowymi modelami co do zasady, to T20 są znacznie bardziej basowe od MSR7 i to na pewno rzuci się Panu w uszy jako pierwsze. Co do różnicy w zachowaniu, na pewno bas wpływa tu na całościowy odbiór, ale też możliwe że impedancja wyjściowa DragonFly’a. O ile jest ona stosunkowo mała, w dokanałówkach nadal może mieć to znaczenie. Niestety T20 miałem jak pamiętam miesiąc po testach DFB.
Również pozdrawiam.
Mam pytanie:
Czy żeby odczuć różnicę w odsłuchu trzeba inwestować w dedykowany odtwarzacz i mieć własną bibliotekę muzyki we FLAC/streaming Tidal HiFi albo Deezer HiFi? Czy można się cieszyć lepszą jakością dźwięku słuchając na zwykłym iPhone + Spotify? Nie lubię słuchawek nausznych i rozważam zainwestowanie funduszy w ten model, ale nie chciałbym „przestrzelić”.
Panie Macieju,
Zależy względem czego chciałby Pan odczuć różnicę i „lepszość”. Generalnie spokojnie może ich Pan używać z iPhone i Spotify. W tej cenie jednak jeśli tylko jest Pan w stanie zrezygnować z izolacji oraz może trochę ergonomii, ostatnio kapitalnym zakupem są iSine 10 z eBaya. Pisaliśmy o tym mocno i gęsto na forum w Fanklubie Audeze.
Dziękuję za wspaniały opis. Dzięki tej recenzji zdecydowałem się na zakup tych słuchawek… no i jeszcze może dlatego że RHA T20 są teraz dostępne w styczniowej ofercie promocyjnej (styczeń 2019) za 490zł. Jak przeglądałem inne oferty nie moglem uwierzyć że są dostępne w takiej obniżce cenowej. Z miłą chęcią dołącze je do mojej kolekcji słuchawek jako wspaniały przedstawiciel tego typu słuchawek.
Witam.
Nie wdajac sie zbytnio w szczegoly ktore sluchawki lepiej graja według Pana Aune E1 czy RHA T20? Obie pary maja pozyrywne recenzje ale nie znalazlem recenzji porownujacych te sluchawkami miedzy soba. Ktory model ocenil by Pan jako muzycznie lepsze? Dziekuje za ewntualna odp ktora byc moze pomoze mi w odp wyborze, ?Pozdrawiam.
Witam,
Poszukuję słuchawek… w zasadzie o charakterystyce jak tu opisanej. Są idealne 😉
Jedynie muszą komunikować się za pomocą BT w związku z użyciem telefonem oraz – co dla mnie z powodów outdoorowych jest szalenie ważne – z czymś w rodzaju opaski na szyję (w skrócie: budowa jak sony wi-1000x).
Mógłbym poprosić o rekomendację? Byłbym szalenie wdzięczny.