Przygoda z RHA zaczynała się u mnie od odsłuchów tańszych modeli, nie pamiętam czy akurat MA350, czy S500, ale raczej tych pierwszych. Potem już krok po kroku wdrapywałem się na co rusz to droższe modele, by ostatecznie recenzją niniejszego, flagowego produktu, móc z zakończyć swoją podróż przez brzmienie tego producenta z Wielkiej Brytanii. Była ona wyboista, z odskoczniami od zasady, ale zawsze mniej lub bardziej skupiona na konsekwentnym graniu na planie „V”. Również i flagowiec mu hołduje, choć robi to w sposób akustycznie wykraczający poza możliwości ludzkiego ucha. Oto najwyższa pozycja w cenniku RHA: model CL1 Ceramic.

W zestawie otrzymujemy najbogatsze wyposażenie w palecie modeli RHA.

 

Dane techniczne

  • Przetworniki: dynamiczne CL Dynamic + płytka ceramiczna
  • Pasmo przenoszenia: 16 Hz -45 kHz
  • Impedancja: 150 Ohm
  • Czułość: 89 dB
  • Moc znamionowa: 10 mW
  • Moc maksymalna: 50 mW
  • Waga (same korpusy): 14 g
  • Gwarancja: 3 lata

 

Zawartość zestawu

W zestawie znajdziemy prócz słuchawek najbogatsze ze wszystkich ich modeli wyposażenie dodatkowe:

  • instrukcję obsługi
  • 5 par dodatkowych tipsów silikonowych
  • 2 pary tipsów typu bi-flange
  • 2 pary pianek Comply Wax Guard
  • blaszkę do przechowywania wszystkich tipsów razem
  • etui materiałowe do przechowywania całego wyposażenia
  • klips do ubrania
  • kabel pleciony z miedzi OFC 1,35 m na wtyk jack stereo 3,5 mm
  • kabel pleciony posrebrzany 1,35 m na wtyk zbalansowany mXLR 4-pin
  • adapter nakręcany na jack 6,3 mm

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Słuchawki przychodzą do nas świetnie zabezpieczone w transporcie i tak samo bardzo fajnie wykonane, z użyciem porządnych materiałów. Wyposażenie jest bogate, a materiały faktycznie godne sprzętu za te pieniądze.

Solidnie wykonane korpusy to ogromna zaleta CL1. Odbijają jednak wszystkie możliwe refleksy, w tym moje parasolki oświetleniowe.

Nazwa tego modelu nie wzięła się z nieba. Względem najtańszego wariantu CL750, tym razem dostajemy faktycznie konstrukcję dwuprzetwornikową, opartą o doskonale znany już układ CL Dynamic oraz dodatkowy przetwornik ceramiczny, przyjmujący formę płytki (podejrzewam, że to nic innego jak rezonator akustyczny) ze zwrotnicą ustawioną na punkt 8 kHz. Całość tak jak model 750 posiada oporność wynoszącą 150 Ohm, a więc jest to sprzęt dedykowany do pracy ze wzmacniaczami i mocnymi odtwarzaczami. Z racji topologi dual-driver RHA zastosowało formowane wtryskowo obudowy oparte na dwutlenku cyrkonu, którego właściwości akustyczne pozwalają na skuteczniejsze tłumienie rezonansów płynących od obudowy. To o tyle kluczowy aspekt, że jeden z przetworników pracuje dokładnie w taki sposób.

Wielka szkoda, że RHA nie poszło za ciosem serii T i nie wyposażyło CL1 w wymienne filtry. Prawdopodobnie uderzałoby to w szczelność korpusów.

Praktycznie wszystko co możemy wyjąć z pudełka CL1 uznać można za rzecz spełniającą kryteria jakościowe.

Z wad wymienić można fakt stosowania na obu kablach cały czas nisko położonego splittera, tendencję do plątania się z racji matowości otuliny TPE, zastosowanie innego materiału przewodzącego w kablu SE (miedź OFC) i BAL (posrebrzany Ag4X) oraz użycie strasznie niepopularnego, aczkolwiek najbardziej w sumie solidnego co do bezpieczeństwa i solidności, wtyku mXLR 4-pin dla tego ostatniego.

Kable są zapożyczone m.in. z CL750, ale zakończone wygodnymi wtykami MMCX.

Kabel w wariancie dla sygnału niezbalansowanego to właściwie znany już z CL750 gruby „warkoczyk”, ale w formie odpinanej na wygodnych złączach MMCX. Ponownie mamy tu gwintowany wtyk i możliwość nakręcenia nasadki na duży jack, ale na szczęście tym razem udało się w cenie 2000 złotych o nim nie zapomnieć. O różnicy wynikającej z posrebrzenia kabla zbalansowanego natomiast powiem więcej przy okazji opisywania dźwięku dostarczanego do słuchawek za jego sprawstwem, ponieważ nierozerwalnie łączy się to z wpływem na brzmienie.

Fajnie że tym razem nie zapomniano o nakręcanym adapterze.

Nie mam też pojęcia co skłoniło producenta do rezygnacji z wymiennych filtrów. Rozwiązanie to, choć wprowadzające zmiany dosyć subtelne, dawało też i spore możliwości jako takie, które tutaj bezwzględnie byśmy mogli wykorzystać. Wystarczyłoby bowiem namnożyć materiału akustycznego tak, aby słuchawki przyciemnić i spowolnić, a już byłoby znacznie ciekawiej. Niestety z jakiegoś powodu nie zdecydowano się na taką opcję i możliwość dostrajania brzmienia w owym wąskim zakresie po serii T porzucono. Być może nie chciano w ten sposób ryzykować nieszczelności korpusów, a może wpływało to jakkolwiek na rezonanse wewnątrz nich – naprawdę nie wiadomo i możemy tylko spekulować.

Ergonomia jest tu na bardzo dobrym poziomie, nie różniąc się niczym od T20 nawet przy fakcie nieco większych korpusów i łączników kabla z racji zastosowania złączek MMCX. Izolacja również plasuje się na poziomie przynajmniej dobrym i także w tym zakresie w stosunku do przedostatniego modelu w cenniku na niczym nie traci.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Słuchawki przyjechały jako egzemplarz nowy, toteż jak zawsze zostawiam sobie profilaktycznie pewien czas na dojście słuchawek do siebie. Standardowo jest to okres 24-48 godzin i w tym czasie jedyną rzeczą, na którą mógłbym zwrócić uwagę, było prawdopodobnie moje przyzwyczajenie się do ich sopranu. Na początku słuchawki wydawały się bowiem trochę bardziej rachityczne niż po rzeczonym progu. Przy tak ekstremalnych jednakże tonalnościach, zdolność adaptacji ośrodka słuchu pełni znaczącą rolę i nie można jej jednoznacznie zaliczać na poczet sławetnego „wygrzewania”.

Podczas testu posiłkowałem się w ocenie wszystkimi pozostałymi modelami RHA, jakie są dostępne na dzień dzisiejszy w ich ofercie:

Bezwzględną referencją w recenzji były natomiast słuchawki Aune E1, będące w dużym uproszczeniu dokanałowym odpowiednikiem wyśmienitych Bowers & Wilkins P7 Wireless.

W zakresie sprzętu stacjonarnego ograniczyłem się tym razem tylko do urządzeń:

Prócz powyższego pakietu, rolę źródeł mobilnych pełniły też dwa odtwarzacze:

oraz dedykowany m.in. właśnie temu modelowi fabryczny „dakowzmacniacz” RHA DACAMP L1. Na nim były wykonywane również testy w trybie zbalansowanym z racji braku innych możliwości (a dokładniej – chociażby adapterów z mXLR na XLR) lub inne złącze zbalansowane.

Utworami testowymi była jak zawsze cała gama plików muzycznych z różnych gatunków (od elektroniki, przez klasykę, po rock alternatywny) i formatów (od MP3 320kbps po pliki FLAC 24/192, zgodnie z możliwościami odtwarzania danego urządzenia).

 

Jakość dźwięku

Powtórka sytuacji z CL750, ale bez kilku ich kluczowych wad. Ogólny plan sopranowego „V”, bardzo fajnie wyważony bas, neutralna średnica z optymalnym dociążeniem, ponownie wybity sopran w szerszym niż 750 zakresie, jeszcze lepsza od nich scena.

 

Bas

Szybka i krótka natura basu CL750 rozwinięta w stronę MA750 – tak można byłoby najkrócej opisać to, co spotka nas w sekcji niskotonowej flagowych CL1. Słuchawkom nie brakuje responsywności i dokładności, której nie ukrywajmy: przy takiej cenie definitywnie byśmy się spodziewali. Miło jest więc móc usłyszeć, że CL1 starają się nie zawieść pokładanych w nich oczekiwań. Jednocześnie odstępują od kreski z napisem „anemia” i nabierają basowego ciałka oraz pełniejszego zejścia. Wybrzmienia są dzięki temu zawieszone w punkcie idealnie pomiędzy siłą, długością, a precyzją. Sprawia bardzo dobre wrażenie, toteż szczerze chciałbym, aby moje T20 miały taki bas jak tutaj.

Optymalność basu CL1 jest naprawdę godna pochwały i jednocześnie – jedną z kluczowych elementów, jakie szczerze mi w tych słuchawkach przypadły do gustu. Zachowanie, poprawność, kompetencje, rozdzielczość – wszystko było tu w jak najlepszym porządku i tym samym niemożliwe według mnie jest, aby był to tylko przełożony przetwornik z CL750. To zupełnie inna jakość basu i kompletne porzucenie negatywnych wrażeń, jakie notowałem z tańszym odpowiednikiem z tej serii. Zupełnie niemal jakby był on dorzucony do rodziny w ostatniej chwili i trochę na siłę, a właściwym i jedynym modelem mającym pełne kwalifikacje do tego tytułu, były właśnie CL1.

 

Średnica

Powtórka z CL750, ale jakościowo jest to pułap T20, także jak najbardziej w normie. Zakres neutralny w charakterze, przez co poddający się temu, co bije ze źródła dźwiękowego, ale też korzystający z faktu większego nasycenia basowego. Przechodzi ono płynnie także bowiem na niższą średnicę i wzmacnia jej fundament, odsuwając jednocześnie wrażenie anemiczności. Nie oczekujmy jednak misiowatości a’la T10 – to zupełnie nie ten styl grania, ale to bardzo dobra wiadomość. Tak jak CL750 ganiłem za anemiczność i sopran, tak T10 mógłbym za zduszenie, gęstość i nieznośną aż powolność. Tu zaś mam wrażenie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, nie za daleko, nie za blisko, po prostu tak jak należy i jak przy tej cenie pismo nakazuje.

 

Góra

Można o niej powiedzieć to i owo dobrego, chociażby w zakresie detaliczności, może nawet rozciągnięcia, ale nie da się do końca tak rzec o jej strojeniu. Tu bowiem jest to kontynuacja sytuacji z CL750, a więc wybicie w sekcji sopranowej i ustawienie góry na poziomie hiperdetaliczności połączonej z przesunięciem barwy na nosowość. Z drugiej strony kształt wspomnianego wybicia nie przyjmuje już formy punktowej szpili, a bardziej masywu górskiego z mocnym, wyraźnym, acz rozlanym szczytem. Także mimo iż strojenie samo w sobie nadal pozostawia duże znaki zapytania, sekcja sopranowa jest jednoznacznie pozytywnym rozwinięciem spraw obecnych w tańszym modelu.

Problem w tym, że to właśnie ona czyniła honory notorycznego przeszkadzania mi we wsiąknięciu w muzykę. Wystarczyło, że pojawiła się sekcja sopranowa i czar pryskał. Zupełnie jak przy K872 – tam także nosowa góra w jednym punkcie gdy tylko się odezwała, powodowała grymas na kształt pokerowej twarzy. Przy CL1 pozostał uśmiech i zadawane do samego siebie pytanie o to co tak właściwie słuchawki te pragną osiągnąć. Ustępowało to później tylko skrupulatnemu odnotowywaniu konkretnych punktów w utworach, w których słyszałem różne „dziwne rzeczy” i na zmianę żonglowałem HD800, tudzież K270 Playback, aby to potwierdzić. Częściej tymi drugimi i w wielu miejscach na podobnej zasadzie co CL1, ale definitywnie nie z aż takim podsunięciem mi efektów pod nos. Zupełnie jakby słuchawki same z siebie wręcz polowały na nie tylko błędy, ale wszystko to, co w ogóle uda im się znaleźć.

 

Scena

Tu także czuć progres. Ponieważ CL1 mocniej akcentują harmoniczne w najwyższej oktawie, wrażenie przestrzenności we wszystkich kierunkach jest na tle CL750 jednoznacznie większe i tym samym scena renderowana przez Ceramiki jest największą i najobszerniejszą w całej ofercie RHA. To właśnie tutaj zaznać można również powolnego zwracania się sceny w kierunku dużej kompleksowości prezentacji, wliczając w to kompetentne operowanie głębią i wrażeniem napowietrzenia oraz trójwymiarowości.

Jedynie nosowość sopranu dławiła mi w trakcie odsłuchów ostateczny zachwyt nad tym dokładnie elementem, ale też tak po prawdzie to paradoksalnie właśnie przez górę można w najwyższych RHA usłyszeć przedpole tego, co oferują najbardziej sceniczne słuchawki typu CIEM i UCIEM. Tyle że z racji tamtejszej konstrukcji, stosuje się umiejętne strojenie i rozbudowane dźwiękowody, zaś tutaj efekty takie a nie inne spoczywają w dużej mierze na barkach rezonatora ceramicznego i odbywają się kosztem efektów ubocznych: przeostrzenia i przedetalizowania.

 

Kabel zbalansowany

Dziwne jest zastosowanie przewodu posrebrzanego w ramach kabla zbalansowanego. Materiał ten z reguły zachowuje się jaśniej i agresywniej na sopranie, co przy słuchawkach i tak już dostatecznie obfitych w jego ilość grozi dalszą eskalacją. W praktyce na szczęście góra jest tylko trochę podniesiona ponad stan rzeczy z kabla standardowego, choć trudno jest powiedzieć jak wiele zmian wprowadza tu przewodnik, a sam fakt przejścia na tor zbalansowany (w ramach RHA L1 rzecz jasna, bowiem to urządzenie z gniazdem BAL mXLR 4-pin). Mogę jedynie podejrzewać, że zabieg ten miał na celu stworzenie jeszcze bardziej dobitnego wrażenia wokół wyjścia BAL w L1, jawiącego się jako jednoznacznie atrakcyjne akustycznie.

Zmiany są słyszalne praktycznie w ten sam deseń, co na innych urządzeniach po zastosowaniu tego właśnie połączenia: lepiej poukładane dźwięki na środku, nieco większa detaliczność, jeszcze o kapkę większa scena. Ta lubi natomiast zmieniać się – a jakże – przez zachowanie harmonicznych i pogłosów, a te – oczywiście – wzmacniane mogą być przez wspomniany kabel i tylko z faktu, że zastosowano inny przewodnik. Oczywiście mogą, ale nie muszą i najprawdopodobniej wszystkie te rzeczy zachodzą tu jednocześnie, zwiększając tylko skalę zmian przestrzennych.

Dodatkowe rozjaśnienie przekazu jest natomiast na tyle małe, że spokojnie tonie w odmętach korekcji L1. Martwić można się zatem jedynie sytuacją, w której wykorzystywać będziemy CL1 z innym urządzeniem na tym samym kablu (np. przez adapter). To zaś prowadzi do sugestii, że może lepiej byłoby dorobić do nich samodzielnie kabel zbalansowany na czystej miedzi i z innym gniazdem. Ok, tylko że podnosimy wtedy koszta i znów wpadamy w objęcia wątpliwości, czy aby koszt całkowity nie kwalifikuje się już przypadkiem na zmianę aktualnego bądź przyszłego obiektu posiadania na inny, wykorzystujący inną technologię i oferujący inną tonalność.

 

Ogółem

RHA CL1 to hiperdetalicze słuchawki dla fanów odkrywania utworów na nowo, ale nie w sensie jakościowym, tylko konstrukcyjnym i to przede wszystkim w zakresie sopranu. Wzorem CL750, wykraczają poza ramy słuchawek monitorujących i analizujących, a wchodzą w buty mikroskopu i egzystencji podporządkowanej rozkładaniu góry na części pierwsze.

Hiperdetaliczność CL1 jest dla mnie tutaj takim samym problemem jak przy CL750. Słuchawki wyciągają z utworu nie tylko masę informacji właściwych, ale też sporo zbędnych, zarówno smaczki i dokładne końcówki poszczególnych dźwięków, jak też różnego rodzaju śmieci i artefakty. Realizacja każdego albumu bezwzględnie zatem determinuje wrażenia estetyczne płynące z muzyki.

Przez lata wiele mówiło się o Sennheiserach HD800 jako o słuchawkach bezwzględnych, kapryśnych, przejaskrawionych. Tak samo w sumie można było powiedzieć o ER4S. Mi tymczasem CL1 w kolejnych utworach przebijają wszystkie wymienione. Znacznie więcej mają w sobie z Beyerdynamików T1 v2 wymieszanych z ER4S, aniżeli w pełni jednego z modeli, które wymieniłem. Przypomnę, że te pierwsze należą do nielicznego grona słuchawek, które podczas odsłuchów wywołały u mnie bóle migrenowe od nadmiaru tonów wysokich.

W tak agresywnym zwrocie detali nie ma co prawda w teorii niczego złego jeśli słuchacz przekaz takowy toleruje lub wręcz go oczekuje, ale słuchawki zwracają przy tym naprawdę sporo informacji, których w utworze nie powinno być, albo może inaczej – których nie powinniśmy w normalnym odsłuchu móc usłyszeć, gdyż są jedynie pewną częścią składową czy to pogłosów, czy samego masteringu. To sprzęt egzaltuje je do granic logiki, łącząc się z ponownie nosową barwą dźwięku i licującym z tym znaczkiem Hi-Res Audio. Ten przyznany został podejrzewam za ogólną zdolność reprodukcji częstotliwości w ramach ich technologii, a nie za jakość czy wierność samą w sobie. Wątpię też, aby RHA projektowało swoje flagowce z myślą o nietoperzach.

Mówiąc jednak o jakości i wierności, o ile z tą pierwszą jest jeszcze w porządku, o tyle z wiernością trudno już nie polemizować. Zderzamy się bowiem z niczym innym jak pojęciem „prawdy” w dźwięku, a ta będzie miała niestety tyle definicji, ile głów należących do dyskutantów. Nawet dzieląc ją na prawdę odsłuchową i prawdę procesową, a więc to jak utwór otrzymujemy na wyjściu jako gotową ścieżkę z płyty do słuchania na dowolnym sprzęcie oraz to jak wygląda on podczas produkcji, powinien stanąć nam na końcu rozważań wniosek o przesadyzmie RHA w ułatwianiu nam na siłę tego zadania.

W tym wszystkim zupełnie „przypadkiem” chyba zapodziały się bardzo fajnie skonstruowany bas i naprawdę niezgorsza średnica, utrzymujące generalnie to, do czego RHA zdążyło nas już przyzwyczaić, a więc stawianie średnich zakresów na ostatnim miejscu, w różnych co model proporcjach. Jedynie CL750 i T10 zdaje się były odstępstwem od tej reguły. Sumarycznie jednak daje nam to sprzęt o należytej jakości ogólnej, ale też bardzo gorącej górze i przesuniętej barwie, także w beczce miodu uchowało się wiaderko dziegciu. To właśnie te elementy każdy posiadacz RHA winien łatać i cerować w pierwszej kolejności torem i equalizacją. Osoby żądające „bezobsługowego” użytkowania wprost z pudełka zapewne z marszu obiorą na celownik Etymotici ER4XR, SR lub nawet używane ER4S. Te zaś bardziej zorientowane na odsłuch muzyki dla rozrywki i zabawy, robiąc krok w tył na rzecz tańszych T20 też nie uczynią błędu, pomijając „gorszy” (tj. mocniejszy) bas.

 

Zastosowanie i synergiczność

Zarówno zastosowania, jak i wytypowane urządzenia zdatne do odszukania się z CL1, pozostają w gruncie rzeczy niezmienione względem wszystkiego tego, co pisałem w recenzji CL750, także tam też bym Państwa odsyłał.

Kłania się nam jednak najmocniej w zakresie synergii recenzowany wcześniej firmowy L1, który przy mniej punktowym wybiciu CL-ek radzi sobie z nimi znacznie lepiej niż przy 750-tkach. I choć przy ustawieniu -3 nadal można spokojnie CL1 zakwalifikować z nim jako słuchawki jasne, w takim towarzystwie są o wiele bardziej przyjemniejsze i spokojnie używalne. Poza tym potencjał L1 wykracza znacznie dalej niż tylko bycie dawcą „normalności” dla CL1, zaś te ostatnie mimo wszystko nadal da się takimi właśnie zabiegami w dużej mierze dostroić i wyrównać. Pozostanie więc na sam koniec już tylko pytanie, czy aby przy cenie 2 tysięcy nie byłoby wskazane oczekiwanie dobrych efektów wprost z pudełka, bez konieczności tak mocnego główkowania nad synergią i korekcyjnością.

 

Podsumowanie

CL1 Ceramic dopłatę względem CL750 rozkładają na poczet wykonania, wyposażenia oraz przede wszystkim podniesienia do kwadratu jakości dźwięku we wszystkich aspektach. Strojenie również uległo korekcji na plus, aczkolwiek ekscesywna góra się została. Toteż każdy posiadacz będzie musiał w mniejszym bądź większym stopniu z nią walczyć, czy to torem, czy korekcjami, czy też kopaniem się z myślą o inwestycji w L1. Ta sama w sobie o ile byłaby niegłupia, to jednak warto by była podbudowana dodatkowymi potrzebami niż tylko zakupem CL1.

Wtyk zbalansowany na drugim kablu pasuje ekskluzywnie pod ich własnego DACAMP L1.

Ceramiki mogą być ciekawą pozycją dla osób szukających słuchawek maksymalnie nastawionych na scenę i detal, a także bardzo dobrze wyposażonych i wykonanych. Jak również dla tych, które szukają dobrego „materiału” na dalsze strojenie i nie boją się użyć equalizera oraz nie uważają tego aktu za profanację lub ujmę. Wszystkim innym być może bardziej pisane będą Etymotic ER4SR, które zrobią prawdopodobnie to samo co CL1, ale w bardziej opanowany i uniwersalny sposób. Ew. w znacznie tańszym wydaniu ER4S. Nie będzie to ani ten sam poziom detali, ani scena, ale także nie będzie i cena.

Słuchawki na dzień pisania recenzji są dostępne za 1999 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)

 

Zalety:

  • bardzo solidnie wykonane i z użyciem bardzo porządnych materiałów
  • specjalnie odlewane korpusy odporne wizualnie na większość uszkodzeń mechanicznych
  • potężnie wyposażone w dodatkowe akcesoria i tipsy
  • bardzo solidne, wymienne okablowanie i splittery
  • duża wygoda, dobra izolacja oraz wysoka dyskrecja użytkowania
  • dobrej rozdzielczości bas w ilości perfekcyjnie dobranej w ramach pozostałych modeli RHA
  • wciąż neutralna, ale też bardzo dobrze ustawiona pozycyjnie średnica
  • duża scena z dodatkowym uczuciem napowietrzenia i holografii
  • ultra-detaliczność płynąca z dodatkowego przetwornika ceramicznego

Wady:

  • nadal bardzo słyszalny peak w rejonie 5-6 kHz z przesunięciem barwy na nosowość
  • ilość detali zwracająca więcej niż prawdopodobnie byśmy sobie tego życzyli
  • nisko położony Y-splitter mimo wszystko może niektórym jednak przeszkadzać (dot. obu kabli)
  • lubiący się plątać kabel ze względu na matowość otuliny (dot. obu kabli)
  • umieszczone na stałe filtry akustyczne, które mógłby tu sporo wnieść
  • różnice w użytym przewodniku między kablami BAL i SE
  • użycie niepopularnego wtyku mXLR dla tego pierwszego

 

Serdeczne podziękowania za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

5 komentarzy

  1. Witam,
    Proszę o podpowiedz, jakie słuchawki do Rapu, Hip-Hopu, głównie tego słucham (80%)…
    Będę wdzięczny, dziękuję i pozdrawiam 🙂
    P.S.
    Najlepiej do 500-800 zł. (douszne, dokanałowe).

  2. Panie Jakubie,
    Czy wykres z pasmem przenoszenia jest już skompensowany, czy to pomiar surowy? Pytam, ponieważ od tygodnia bezskutecznie przesiaduję po pracy w sklepach ze słuchawkami szukając dla siebie w miarę neutralnych doków i praktycznie wszystko ma ostrą wyższą średnicę (m. in. Fiio F9, F9 pro, FA Heaven II, Vsonic gr07, RHA ma750), ale recenzowane tutaj słuchawki akurat średnicę miały bardzo dobrą (pomijam górę i dół). Stąd moje pytanie o wykres, chciałbym wiedzieć czego szukać na wykresach innych słuchawek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *