Samsung Galaxy Buds3 Pro i Buds2 Pro – podwójna recenzja z mocnym akcentem

Recenzje słuchawek Samsung Galaxy Buds2 Pro oraz Samsung Galaxy Buds3 Pro planowałem jeszcze tydzień temu w zupełnie innej formie. Miałem w planach napisać ich osobne recenzje, ale że nieszczęścia chodzą parami, postanowiłem strzelić zbiorczo „z dubleta do Samsungów”, parafrazując klasyka.

Za wypożyczenie obu modeli słuchawek bardzo serdecznie dziękuję panom PrzemysławowiMarcinowi. Niemniej całość recenzji, zgodnie ze swoją zapowiedzią, dedykuję p. Patrykowi Karkoszowi, który sam zasugerował mi napisanie takiego materiału. Sugestia padła w związku z moimi wymijającymi zdaje się odpowiedziami z nieco rozbitej dyskusji na FB. Tyczyła się ona tematu wpływu kabli głośnikowych na dźwięk:

Dedykacja do artykułu o Galaxy Buds

W każdym razie obiecałem specjalną dedykację, więc jest i specjalna dedykacja. Tym bardziej, że tutaj kabli żadnych nie ma, więc wszelakie rozterki, jakie trapiłyby p. Patryka, nie mają zastosowania. Jak bowiem głosi mądrość ludowa: czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

Recenzja powstała dzięki użyczeniu prywatnego sprzętu przez dwóch czytelników. Jest to doraźne wsparcie jego działalności i publikowania niezależnych recenzji oraz pomiarów sprzętu audio. Jeśli również chciałbyś użyczyć swój sprzęt na weryfikację, zapraszam serdecznie do kontaktu. Jeśli natomiast chcesz bezpośrednio wesprzeć moją pracę, możesz to również uczynić poprzez platformę ko-fi lub suppi by Patronite. Środki pozyskane tą drogą są przeznaczane m.in. na sprzęt pomiarowy czy słuchawki do testów, których w normalnych warunkach nie da się wypożyczyć.

 

Jakość wykonania i konstrukcja obu par Galaxy Buds

Pod względem jakości wykonania opowiem bardzo krótko, choć zarówno o Samsung Galaxy Buds3 Pro, jak i starszym wariancie, można rozpisać się sporo. Sam jednak wolę znacznie bardziej skupiać się na dźwięku i wrażeniach użytkowych. To one tak naprawdę są dla nas najważniejsze.

Recenzja Samsung Galaxy Buds3 Pro / Galaxy Buds2 Pro

Obie pary prezentują się na pierwszy rzut oka zacnie, ze wskazaniem na korpusy Samsung Galaxy Buds2 Pro. Słuchawki wykonano niczym klasyczne „muszelki” o dużym stopniu integracji. Ze względu na swój kształt, nadają się jednak bardziej na małe uszy. W dotyku robią świetne wrażenie.

Samsung Galaxy Buds3 Pro z kolei bardzo mocno przypomina mi słuchawki NB Audio Skeleton, podesłane swego czasu przez sklep Audeos na testy. Tam również zastosowano przezroczyste etui. Kto wie, może to nawet wszystko wypusty z tej samej fabryki? Trudno jest mi to potwierdzić, ale w rękach słuchawki bardzo mi je przypominały.

Recenzja Samsung Galaxy Buds3 Pro / Galaxy Buds2 Pro

Sceptycznie jestem trochę nastawiony do materiałów, bowiem srebrny plastik Samsung Galaxy Buds3 Pro do mnie nie przemawia. Wiem czego można się po nim spodziewać zarówno w kontekście uszkodzeń mechanicznych, jak i wycierania się malowania od samego dotyku.

Recenzja Samsung Galaxy Buds3 Pro / Galaxy Buds2 Pro

Przyznam się, że trudno mi uwierzyć w ceny obu produktów trochę na tym etapie. Pierwsze są za 559 zł, drugiej za 699 zł. W tych cenach spodziewałbym się lepszego wykonania. Dla porównania, obok mnie leżą Soundcore AeroClip za 599 zł, które nawet w dotyku sprawiają lepsze wrażenie i konkurują co prawda z Galaxy Buds2 Pro, ale nie pod kątem etui. Te w AeroClipa jest po prostu lepsze. Ale to tylko moje odczucia. Może rozbestwiły mnie po prostu Noble Rex5.

 

Wygoda nie do końca galaktyczna

Wygoda jest w obu parach różna. W Samsung Galaxy Buds2 Pro jest znośnie, ale to zależy od anatomii. Dla mnie niestety problem jak zawsze narasta w temacie szyjek, które są za krótkie. Samsung stosuje też dedykowane tipsy z mocnym rantem. W efekcie nie byłem w stanie zastosować tu żadnych alternatywnych tipsów do pomiarów.

Recenzja Samsung Galaxy Buds3 Pro / Galaxy Buds2 Pro

W Samsung Galaxy Buds3 Pro jest lepiej z racji innej konstrukcji (wystające „pałki”). Ma to oczywiste znaczenie z perspektywy wygody. Dlatego jeśli miałbym wskazać coś, co jest wygodniejsze z tych dwóch par, byłyby to Buds3 Pro. Mniej dyskretne, ale wygodniejsze.

 

Czas pracy na baterii również galaktyki nie urywa

W obu przypadkach sklepy podają 29 godzin pracy łącznej. Bardzo trudno doszukać jest się dokładniejszych informacji. Dopiero na stronie producenta znalazłem takie coś:

  • Czas rozmowy / Połączenie głosowe: 3.5/14 godz. (ANC wł. )
  • Czas odtwarzania dźwięku : 4/15 godz. (ANC wył.)

Delikatnie mówiąc, szału nie ma. Nawet bardzo nie ma. Nawet bez ANC, jest to dramatycznie niski czas pracy. Gdzie jest te 29 godzin podawane na sklepach – tego nawet najwięksi audiofilscy detektywi nie wiedzą. Chyba że z power bankiem. Ale o tym nikt nie wspomina.

Co tam natomiast siedzi w Galaxy Buds3 Pro?

  • ANC wyłączone: do 7 / 30 h
  • ANC włączone: do 6 / 26 h

No tu już wygląda to znacznie sensowniej. Tracimy godzinę z tytułu ANC, ale słuchawki dają nam praktycznie cały dzień roboczy na jednym ładowaniu. To mi się podoba.

 

Trwałość ogniw i kwestie bezpieczeństwa

Niestety w głowie tkwi mi cały czas historia z Galaxy Buds FE, które postanowiły drastycznie zmienić stan skupienia ze stałego w płynny+lotny. A to wszystko w uchu użytkowniczki z Turcji. Pisano o tym swego czasu na Reddicie:

Wybuch słuchawki TWS w uchu.

To jest właśnie ten tytułowy mocny akcent. Niby norma w dobie konsumpcjonizmu i galopującej inflacji, w której nawet zdrowie staje się mało warte, póki nie dotyczy nas. Poza tym pewnie kobita zasłużyła sobie, miała pecha, źle słuchawki włożyła do uszu, poszedł „zły prąd” i tak oto mamy to co mamy. Przypadek jeden na milion, można się rozejść. Ale czy na pewno można rozejść się bezrefleksyjnie w obliczu jakby nie patrzeć czyjegoś życiowego dramatu? Poczekajmy jeszcze chwilę i pochylmy się nad tym problemem.

Dawniej było swego czasu głośno o telefonach Samsunga, które potrafiły zamanifestować identyczne zachowanie. Trudno powiedzieć co było tego przyczyną. Wielkie, światowe korporacje niespecjalnie lubią transparencję w takich sytuacjach. Ale patrząc na to wszystko, do telefonów Samsunga dołączyły jego słuchawki. Chyba nawet są one oferowane często jako pakiety.

Razem można okrzyknąć je idealnym zestawem dla początkującego pirotechnika, jako że zjawisko Thermal Runaway ma bardzo gwałtowny (i efektowny) przebieg. Co było przyczyną? Może ktoś przebił ogniwo podczas montażu? Może winny jest ostro zakończony lut z większą ilością cyny niż było to wymagane? A może był to defekt samego komponentu? Nie wiem i nie jest to mojej mocy, aby to ustalać.

Sprawa ta stawia oczywiste znaki zapytania w temacie ogniw litowo-jonowych w słuchawkach dokanałowych. Dopiero rozpowszechnienie się ogniw innego typu powinno drastycznie podnieść poziom bezpieczeństwa, choć na przeszkodzie stoją jak zwykle koszty nowych technologii.

 

Odsłuch (nie) za wszelką cenę

Przyznam się szczerze, że dawniej byłbym gotów złożyć ofiarę na ołtarzu posłuchu sprzętu za wszelką cenę. Szczerze bowiem podziwiam audiofilską brać za ich ogromną cierpliwość i godną wszelkiego szacunku tolerancję na ból i przeciwności. Ileż to słuchawek już testowałem, które swoimi defektami, problemami i niedociągnięciami nie zrażały w najmniejszym stopniu zahartowanych i najbardziej ortodoksyjnych użytkowników audiofilskich. Rwące się opaski, wypadające gniazda, padające przetworniki, potężne rezonanse i zniekształcenia. Nikogo w najmniejszym stopniu to nie zrażało i nie zraża do dziś.

Ba, nawet urządzenia zaprojektowane tak, aby przedłożyć spodziewaną jakość dźwięku ponad zabezpieczenia są wciąż cenione i chwalone. Zresztą, wystarczy rzucić okiem na zdjęcia środka jednego z takich urządzeń. Wprawne oko od razu zauważy, że mamy do czynienia z prawdziwym dziełem sztuki mistrza współczesnego dłuta. Istne apogeum inżynierii audio, genialne w swej formie i błyskotliwe w prostocie:

Przykład audiofilskiego wzmacniacza DIY

Przykład audiofilskiego wzmacniacza DIY

Swego czasu takie urządzenia (nie te dokładnie co na zdjęciach) zaciągnęły u mnie ręczny hamulec na wszystkie testy sprzętów DIY. Było to też związane z moimi własnymi przejściami w tym zakresie, a dokładnie padnięciem z tego powodu dwóch par słuchawek za grube pieniądze.

Ktoś zapyta, ale to co ma w ogóle wspólnego z testowanymi Galaxy Buds? To proste: efekt mrożący.

Podobny hamulec zaciąga mi się powoli również na takich konstrukcjach, jak dokanałówki. Tym razem od strony moich obaw o zdrowie. Bo teoretycznie każde słuchawki z ogniwem li-ion mogą być taką samą pułapką, jak „wystrzałowe” Galaxy Buds FE lub wzmacniacze DIY „dla palących”. A gwarancji, że ani z Galaxy Buds2 Pro, ani Galaxy Buds3 Pro nie będę miał takich przejazdów, nikt mi nie da. Tak samo jak twórcy urządzeń prezentowanych powyżej.

 

Skoro dotąd nie wybuchło, może jednak niepotrzebne obawy?

Być może. Prawdą jest, że słuchawki tego typu sprzedaje się w milionach, jeśli nie miliardach egzemplarzy. Obie pary pochodzą od osób prywatnych, które korzystały z nich bez problemów. Nie mam podstaw sądzić, że którakolwiek z nich jest z zamiłowania pirotechnikiem, albo skrytobójczym zamachowcem. Co więcej, nie ma gwarancji, że którakolwiek z innych posiadanych przeze mnie par nie ulegnie identycznej awarii, co Samsungi Galaxy Buds FE. Jest to więc sytuacja ekstremalnie ekstremalna, choć opisywana również przez innych użytkowników innych słuchawek (np. Apple Air Pods, Sony itd.). Po prostu ogniwa li-ion, przy wszystkich swoich zaletach, mają również tą jedną, zasadniczą wadę, której każdy z nas musi być świadomy.

Inna sprawa, że bardzo nie podoba mi się postępowanie producenta opisywane na Reddicie, który zachował się tak, jak nazwa jego produktu: Galaktyczne Imperium. Zła, trzeba dodać. Gdy dramat się wydarzył, zaoferowano przeprosiny i drugą parę słuchawek w zamian. Super. A gdzież tą drugą słuchawkę użytkowniczka ma sobie teraz wsadzić? Bo raczej nie w ucho, którego już nie ma. No i cóż ma uczynić z przeprosinami? Zapłacić nimi za szpital? Zaleczyć słuch którego już nie odzyska?

Próbuję postawić się w jej roli i zatykam palcem szczelnie jedno ucho. Nie, obawiam się, że nie mógłbym tak funkcjonować na co dzień, a co dopiero oceniać sprzęt audio.

 

Jakość dźwięku obu Galaxy Buds w eksperymencie

Do tej pory polska historia znała prawdopodobnie tylko jeden przypadek, w którym recenzent napisał recenzję sprzętu bez jego odsłuchania. Wiedział bowiem z góry, jak ten mu zagra. I choć przyznał się do tego w treści tejże recenzji, dziś próżno jest jej szukać. Wiem kto to był i mniej więcej kojarzę o jaki produkt chodziło, ale było, minęło. U audiofilskiej braci utrzymuje się zaś głębokie przekonanie, podkreślane również intensywnie przez osoby stricte z branży, że pomiary są do niczego. Nic nie pokazują, nic nie mówią i w ogóle w praktyce są bezużytecznie. Uczynię tym samym zapewne śmiertelną profanację i herezję, za którą w imieniu Galaktycznego Imperatora Sama Sunga kara okrutna mnie spotka: połączę jedno z drugim. Zamierzam bowiem – tym razem chyba naprawdę po raz pierwszy w Polsce – napisać recenzję wyłącznie na bazie pomiarów.

Słuchawki zostały mi przysłane przez życzliwe osoby, które myślę, że same byłyby zainteresowane takim postawieniem sprawy. Jest to też swego rodzaju eksperyment, który również i dla mnie będzie pożytecznym doświadczeniem. Do tej pory procedura wyglądała bowiem tak, że zawsze najpierw był odsłuch, a dopiero potem pomiar jako dodatek i weryfikator. Teraz będzie na odwrót, bo dla powodzenia i celu eksperymentu, ktoś jednak jego rezultat zweryfikować musi. Tak więc, choć wobec obu szacownych panów nie mam zobowiązań, by recenzję rzeczywiście napisać w takiej, a nie innej, formie, na sam koniec poświęcę się i na słuch stan rzeczy też ocenię. Bo odsłuch odsłuchem, ale cóż szkodzi pomierzyć?

 

Opis charakterystyki Samsung Galaxy Buds2 Pro

Galaxy Buds2 Pro ewidentnie grają V-ką. Mają podkreślony bas, choć nie do przesady, ale przede wszystkim cofkę na środku i jasny sopran. A więc są to idealne słuchawki dla statystycznego przedstawiciela populacji, który stanie się niedługo bywalcem audiologicznych salonów.

Naprawdę chapeau bas przed Samsungiem, który tak bardzo dba o swoich użytkowników. Jeśli słuchawka nie uczyni tego od razu, to sukcesywnie sprawi, że i tak od jej użytkowania staniemy się statystycznym przedstawicielem audiofilskiego grona. Kto wie, być może jest to celowy projekt „szkolący” na swój sposób nasz słuch pod bezproblemowe używanie wielokrotnie droższych modeli?

Prawidłem jest bowiem, że słuchawki grające na planie „V” lub mocnym sopranem, są powszechne także i w klasie słuchawek TOTL (ang. Top Of The Line). Jak myślicie, czemu? Podpowiem: bo sopran zwija się nam słuchowo najszybciej. Dlatego osoby o zdrowym słuchu, nie powinny korzystać z tak strojonego modelu, a przynajmniej nie frywolnie.

Widniejący we wnętrzu znaczek Sound by AKG jest dla mnie niestety dodatkową ujmą, bowiem AKG generalnie powinno stać na więcej. Jest to więc typowa strategia rynkowa: markę przejąć, wydoić, zaorać. Szkoda, że tak się to kończy. Ale tylko szkoda będzie jej starym wyjadaczom i sentymentalistom mojego pokroju. Współczesny audiofil goni za nowością, nawet rzadziej za wciąż gloryfikowanymi klasykami, więc im mniej starego a więcej nowego, tym lepiej.

 

Opis dźwięku Samsung Galaxy Buds3 Pro

Pod tym względem lepszym nieco rozwinięciem są Galaxy Buds3 Pro. Widać zarówno, że słuchawki pracują w trybie ANC, jak i że mają – przy nadal graniu w stylu „V” – mocniejszy opad wyższego sopranu. Połączone z mocniejszym basem, uzyskujemy efekt „basowej V-ki”. Wyraźnie jest to dźwięk potencjalnie dla mnie bardziej strawny.

Pod względem czystości jest bardzo fajnie w obu przypadkach. Galaxy Buds2 Pro mają -62 dB w punkcie pomiarowym, a Galaxy Buds3 Pro -55 dB. ANC troszkę psuje, ale niewiele. Generalnie obie pary można uznać za należycie czyste. Jedynie użytkowniczka modelu Galaxy Buds FE nie może się w tymże aspekcie rozsmakować. Ale co tam, pecha miała, ot co.

W każdym razie, Samsung Galaxy Buds3 Pro wyglądają bardziej okazale na pomiarach. Bas nie powinien być mimo wszystko zbyt dokuczliwy, a sopran – przez swój opad w wyższych oktawach – tak ofensywny. Jest to łagodniejsze strojenie podług naszego słuchu, a połączone z widocznym trybem ANC, bezpieczniejsze od strony głośności.

 

Chwila prawdy – weryfikujemy uszami

Audiofilem nie jestem, jako że mnie szacowne towarzystwo wyrugowało ze swego elitarnego grona. Powód? Nieprofesjonalizm, głuchota, konieczność sprzedania sprzętu odsłuchowego na rzecz pomiarowego (wraz z prawą nerką i lewym jądrem), brak pokory. Ale i pirotechnikiem też nie zostanę, bo podczas testów nic nie wyleciało w powietrze, więc do lokalnego klubu sapera też nie przyjmą. Toteż zostając sam jak palec, niepewnym ruchem, pełnym wciąż utrzymujących się obaw i wątpliwości, obie pary wylądowały w moich uszach.

Na szczęście nadal nic nie wybuchło, ale dźwięk słyszany okazał się… dokładnie takim, jak opisałem wyżej. Wow, a więc jednak pomiary nie są bezużyteczne i da się poprawnie zidentyfikować tonalność słuchawek na dobrze zabranych danych! Coś niesamowitego. Czyżby ogromne rzesze kulturystów audio-voodoo z forów dyskusyjnych i przewodniczący gildii kupców audiofilskich się mylili? Może trafiło mi się akurat jak ślepej kurze ziarno i miałem po prostu szczęście? A może zmyślam, aby nie wyjść na jeszcze większe „pośmiewisko”, niż zawsze kulturalna i zawsze bezbłędnie wychowana brać audiofilska mnie uważa?

Odpowiedź na te wątpliwości jest banalnie prosta. W poszukiwaniu głębi w dźwięku, niczym lekarz w końcówce jelita podczas kolonoskopii, nie powinniśmy zamykać się na zdrową logikę. Ta mówi jasno, że pomiar to nic innego jak graficzne i numeryczne przedstawienie rzeczywistości. Tej fizycznej i namacalnej. Ciśnieniomierz, taśma miernicza, linijka z podziałką, waga kuchenna – to wszystko jest dokładnie takim samym pomiarem rzeczywistości, aby zaprezentować ją w liczbach. To, co słyszymy, również da się tak zapisać i o tym, że skutecznie, chyba właśnie opowiedziała powyższa recenzja.

Oczywiście warunkiem jest wiara mi na słowo w to, że rzeczywiście słuchawek na koniec posłuchałem. Że grają dokładnie tak, jak grają. Ale uczyniłem to naprawdę i oczekuję wyrazów uznania za swój brawurowy czyn. Na przykład pod postacią medalu z kartofla, ostatnio tak przecież modnego. Może być też order. Bo większy.

 

Mam słuchawki Samsunga, już zamawiać mszę?

Spokojnie, bez paniki. Intencją moich artykułów i recenzji nie jest to, aby wywoływać u Was poczucie niepokoju czy strachu. Bardziej liczę na wpojenie świadomości zagrożeń, jakie niesie ze sobą miniaturyzacja przy obecnie dostępnej technologii. I cięcia związanych z tym kosztów. Wiadomo bowiem, że pierwsze, na czym się je przycina, są materiały i bezpieczeństwo.

Teoretycznie, jeśli do tej pory nic nie wybuchło, a sprzęt nie jest intensywnie wykorzystywany (i przegrzewany!), to dobry prognostyk. Na miliony sprzedanych par słuchawek typu TWS, jeden przypadek, a nawet kilka tysięcy przypadków wybuchu ogniwa, będzie tylko drobnym promilem. Jest to brutalne i pozbawione empatii postawienie sprawy, ale taka jest niestety statystyka. Nie usprawiedliwia to jednak nikogo i niczego.

Ryzyko oczywiście nie tyczy się tylko słuchawek Samsunga, a ogniw jako takich. Korzysta on najpewniej z tego samego komponentu, które obecne jest w dziesiątkach tysięcy innych słuchawek. Obojętnie więc, czy to Samsung, Sony, AKG, czy Huaifeng Chong Shenzen coś tam coś tam, ryzyko trafienia na ogniwo od nowości na skraju przekroczenia punktu krytycznego istnieje.

Więc w czym problem? We wszystkim, co nastąpiło później. W reakcjach, korespondencji, wizerunku. Bo choć na naszych krajowych forach audio próbowano kultywować konsumencką martyrologię pod szyldem audiofila cierpiącego, to – przynajmniej u mnie – nie jest to fetysz. Jest to kolejny przykład tego, jak wielkie korporacje mają nas tam, gdzie jeszcze przed momentem lekarz wykonywał wspomnianą kolonoskopię.

 

Jeśli nie Samsung, to co? Inne dokanałówki?

Nie. Jest to jedynie zmiana szyldu, pod którym zaserwuje się nam te same problemy. A co widać zresztą w relacjach ludzi z całego świata z innymi modelami. Podejdźmy do problemu zatem nieaudiofilsko, a więc racjonalnie. Winowajcami są ogniwa, tak? Teoretycznie, jeśli nie będą one uszkodzone od nowości, przeładowywane, ładowane w skrajnych warunkach (wilgotność, temperatura), ryzyko jest minimalne. Aby było ono zerowe, najlepiej byłoby pozbyć się baterii lub zmienić jej typ na bezpieczny. A więc mamy dwa wyjścia.

Pierwsze to powrót do korzeni i modeli przewodowych. Przyzwyczailiśmy się jednak do wygody modeli wireless i TWS, więc trudno jest mi sobie wyobrazić, że przerzucamy się od razu bez problemu na przewodowe kompakty, jak np. nieśmiertelne Koss Porta PRO.

Samsung Galaxy Buds2 Pro kontra Koss Porta Pro

Drugie to rozwiązanie pośrednie: odsunięcie baterii od ciała, a przynajmniej od ucha. Modele TWS OTE, Open-Ear, klasyczne „naszyjniki”, albo pełnowymiarowe wirelessy dramatycznie zwiększają szansę na ocalenie słuchu. Owszem, nadal może nas to poparzyć, ale przynajmniej nie będzie nam spawać wnętrza głowy. Zwłaszcza wspomniane modele Open-Ear mają moim zdaniem sens, ale tylko wówczas, gdy nie potrzeba nam izolacji od otoczenia. Na zdjęciu poniżej przykład takich słuchawek (Soundcore AeroClip, jako że po testach wciąż mam je u siebie i mogę je sfotografować):

Samsung Galaxy Buds2 Pro kontra Soundcore AeroClip

Idealną sytuacją byłoby zaś rozpowszechnienie się ogniw innego typu. Jednym z przykładów są lifepo4. Dopiero tutaj można powiedzieć „tak, to jest to”, ale prędko to nie nastąpi, jeśli kiedykolwiek. Z jednej strony niższa cena, bezpieczeństwo i większa żywotność takich ogniw, ale z drugiej mniejsza pojemność, a więc mocne skrócenie czasu pracy. Co więcej, jeśli słuchawki rzadziej będą się psuły, to klient mniej kupi. A przecież karuzela musi się kręcić.

Jeśli natomiast koniecznie już musi być to słuchawka typu TWS, szukałbym czegoś o korpusie metalowym w formie jednorodnej. Może to teoretycznie zadziałać jak osłona, ale w praktyce mamy przecież wylot tulejki przetwornika lub otwory do wyrównywania ciśnienia. Paradoksalnie może to zadziałać wręcz jak lejek skierowany wprost w nasze ucho. Decydować więc będzie finalnie konstrukcja samej słuchawki.

 

Podsumowanie

Podchodząc do obu słuchawek z perspektywy każdego, normalnego produktu, mam zastrzeżenia.

Recenzja Samsung Galaxy Buds3 Pro / Galaxy Buds2 Pro

Samsung Galaxy Buds2 Pro

Okazały się nieco za drogimi słuchawkami, które mają przeciętną ergonomię i bardzo przeciętny czas pracy na baterii. Muszelki wykonane są super, ale jeśli ktoś liczył na nadrobienie wad dźwiękiem, to niestety nie pod tym adresem. Typowa, młodzieżowa V-ka, która stawia na mocny bas i donośny sopran. Słuchawki bardziej pasują pod osobę starszą, z już obecnymi naleciałościami w słuchu, niż młodszą, która ich nie posiada. Chyba, że planuje wstąpić za młodu do Klubu Ubóstwiania Prawdziwej Audiofilii. Tudzież innego bardzo szanowanego grona, pełnego wspaniałych ludzi o zbliżonych zainteresowaniach i legendarnej już kulturze wypowiedzi. Wtedy tak, są to naprawdę super słuchawki. Choć czasami, jak było to z Buds FE, potrafią przełączyć słuch na stałe w tryb mono.

Upraszczając, ocena całościowa w tych słuchawkach to marne 5,5/10. Bardzo krótki czas pracy oraz strojenie to dla mnie największy deal-breaker. Wysoka (jak na możliwości) cena MSRP również nie zachęca. Po prostu przeciętna oferta.

 

Samsung Galaxy Buds3 Pro

Na tym tle zdają się być rozwinięciem. Producent zmienił korpusy na (chyba) bezpieczniejsze, mniej dyskretne, ale wygodniejsze. Czas pracy uległ zauważalnej poprawie, tak samo wygoda. Brzmienie? Tu również jest progres, mniejsza V-ka, lepsza barwa sopranu, naprawdę fajnie powinno się to sprawdzać u większości osób. Wady? Etui wykonane jak w NB Audio Skeleton, a także bardzo wysoka cena jak na takie słuchawki. W Noble Rex5 rzeczywiście czuć było tą jakość przy trzykrotnie wyższej cenie, a także zyskiwaliśmy cenną aplikację. Tutaj tego nie czuję.

Dlatego też, upraszczając ponownie ocenę końcową, uplasowało się to całościowo na poziomie 6,5/10. Teoretycznie nie są złe, ale w praktyce etui kompletnie mnie nie chwyciło, a cena MSRP jest po prostu nieadekwatna. Wolałbym albo dołożyć do lepszych słuchawek, albo zrobić w tył zwrot i pójść w tańsze, a dobre modele Open-Ear, jak już parokrotnie wspominałem. Czasami można je odnaleźć taniej, bo za 599 zł, ale nawet wówczas miałbym dylematy zakupowe.

 

Sumarycznie

Jak widać przeżyłem i mam się dobrze. Być może gdyby nie świadomość sytuacji z Buds FE, ta recenzja miałaby nieco inną formułę. Werdykt byłby jednak taki sam, ponieważ nawet przy odwróconym procesie poznawczym, wynik odsłuchów z pomiarami ładnie się pokrył. Słyszałem to co zmierzyłem / zmierzyłem to co słyszałem. Tak więc tym razem obie pary otrzymają pingwinka z wiaderkiem. Bowiem nie wiadomo, co pod wiaderkiem znajdziemy: czy fajny douszny dźwięk (zwłaszcza mając telefon Samsunga), czy fajne douszne słuchawki dla pirotechnika-amatora. Jeśli ten pierwszy, to czy akurat pasujący użytkownikowi. Jeśli to drugie… cóż, trzymam kciuki, aby jednak nie i były to tylko strachy na lachy. Choć tematem tym myślę, że fajnie będzie się zająć osobno w formie pełnego artykułu, wraz z od razu obostrzeniami natury słuchu i odsłuchu w słuchawkach dokanałowych w ogóle.

 

5.5/10* / 6.5/10**

* ocena dla Samsung Galaxy Buds2 Pro
**ocena dla Samsung Galaxy Buds3 Pro

Na dzień pisania recenzji, słuchawki można zakupić odpowiednio w cenie ok 560 zł (sprawdź aktualną cenę Galaxy Buds2 Pro w sklepach) oraz 699(sprawdź aktualną cenę Galaxy Buds3 Pro w sklepach)

 

Materiały dodatkowe

 

Platforma testowa

Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.

  • DAC/ADC/AMP: Motu M4, Tempotec Sonata BHD Pro
  • Nadajniki Bluetooth: Asus BT400, Asus PCE-AX58BT, RealMe 9Pro+
  • Słuchawki testowe: Koss KSC75X, Koss Porta Pro, Motorola Motobuds+, KZ ZAX / ZSX + TRN BT20Pro, Soundcore AeroClip, Soundcore Liberty 5
  • Monitory odsłuchowe: M-Audio Forty Sixty
  • Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli Fanatum, ACX i ADX (jeśli miały zastosowanie)
  • Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
  • Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.
Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

22 komentarze

  1. kable generalnie nie mają żadnego wpływu na dźwięk. Za wyjątkiem jednych. Są one sprytnie lokowane w niektórych testach słuchawek. Trzeba uważnie śledzić.

    • Rzeczywiście, zdarza mi się czytać w różnych obcych testach o kablach np. marki Tonalium. Ale i w komentarzach równie sprytnie próbuje się promować Forza, Argentum itd. Jest więc tego sporo. Ale za jakiś czas pojawi się zapewne na ten temat bardzo interesujący artykuł u mnie na portalu, nie mniej niż ten o kablach zasilających. 🙂

  2. Dodam, że Samsung w tej generacji budsów podjął decyzję, że najwięcej ze słuchawek wyciagną ludzie bogaci, posiadacze flagowców od serii S23 a chodzi o kodek Samsung Seamless. Faktycznie, jest różnica w dźwięku a dodam, że moje uszy są plebejskie, nie słyszę kabli, switchy ani gniazdek. Gdyby nie to, że raz w życiu zdecydowałem się na flagowca i mam galaxy watcha to nie kupił bym buds3 pro, ale w takiej sytuacji było to uzasadnione i nie żałuję 🙂

  3. Sprytne przekierowanie. Ja oczywiście miałem na myśli ten blog i kabelki AC… Artykuł o kablach słuchawkowych z pewnością będzie interesujący. Mam przeświadczenie graniczące z pewnością, że metodologia tego testu będzie polegała na pomiarach elektrycznych. Wtedy z całą pewnością będzie można wykazać, że kabelki AC… są równie dobre, a może nawet lepsze od tych kosztujących niejednokrotnie kilkanaście razy więcej.

    • „Mam przeświadczenie graniczące z pewnością, że metodologia tego testu będzie polegała na pomiarach elektrycznych. Wtedy z całą pewnością będzie można wykazać, że kabelki AC… są równie dobre, a może nawet lepsze od tych kosztujących niejednokrotnie kilkanaście razy więcej.”

      No kurde jak robisz pomiary kabla audio to jakie inne pomiary chcesz zrobić niż elektryczne? Po drugie powiedz mi co takie kabelki za kilkanaście razy więcej mają czego kabelek Audiofanatyka nie ma? Sorry, ale z głównym elementem kabla czyli przewodnikiem no to cudów nie zrobisz – dobra miedź wystarczy, a jakieś fikołki kablowe nie mają sensu, bo i tak elektrony swobodne będą w stanie „przepłynąć” jak dasz im potencjał (i średnio jestem zainteresowany pseudonaukowymi teoriami od audiofilów dlaczego ma być inaczej) i dostarczyć sygnał. W tym przypadku trzeba się postarać by zrobić zły kabel.

  4. Komentarz nie opublikowany, a więc ukuło. Ale powiedzmy sobie szczerze, że lokowanie na blogu (który szczyci się niezależnością) w testach, własnych produktów jest słabe. Nie żebym owej niezależności nie cenił. Bo urwanie się ze smyczy dystrybutorów i pisanie nie tylko o dobrych urządzeniach, ale również o przeciętnych jak i słabych, to jest coś. Na pewno trudna i wielce wyboista to droga. Ale dość o tym.
    Ostatnimi czasy wykonał Pan tytaniczną wręcz pracę, by takie osoby jak ja się stąd ewakuowały. Ciężko zapracował Pan na swój obecny target. Jawi mi się on jako młoda osoba z laptopem na biureczku, obok lapka jakiś Topping i Tygry na uszach, no bo do giercowania pod stacjonarkę też muszą się nadać. A młodzi jak to młodzi. Lubią kręcić bekę. Więc ten pański prześmiewczy styl, pełen pogardy dla pewnego środowiska, tudzież zupełnie pozbawiony dobrego smaku, łykają w mig. Ale spokojnie. Zasięg będzie, bo takich ludzi sporo. Trzeba tylko uważać, by z tej grupy nie powstały jakieś audiofile, bo historia zatoczy koło i cała robota pójdzie w piach.
    Także kontynuować w tym stylu nic nie zmieniając. Alleluja i do przodu.

    • Czyli podsumowując: problemem i powodem do zwijania się pana z tego bloga, który ma się znakomicie (obecnie nr 2 stron audio w Polsce), jest to, że nie puszczam spamu nie na temat zarzucającego mi promowanie na własnym blogu kabelków, które sam robię, sam używam i za których jakość sam ręczę osobiście, aby wesprzeć nimi działalność bloga, a także emanuję pogardą wobec innej grupy osób, która notorycznie emanowała wobec mnie i tego miejsca pogardą tylko dlatego, że kilka razy sobie z ichniej pogardy wobec logiki i rozumu zażartowałem, aby w tej samej wypowiedzi zamanifestować pogardę wobec jeszcze innej grupy wiekowej, czytelników z laptopami oraz graczy.

      Nie powiem, fenomenalny fikołek. Niemniej artykuł Laliksanowi już obiecałem i słowa dotrzymam. 🙂

    • Ostatnimi czasy wykonał Pan tytaniczną wręcz pracę, by takie osoby jak ja się stąd ewakuowały. Ciężko zapracował Pan na swój obecny target. Jawi mi się on jako młoda osoba z laptopem na biureczku, obok lapka jakiś Topping i Tygry na uszach, no bo do giercowania pod stacjonarkę też muszą się nadać.

      A powiedz mi kim ty jesteś by AF przejmował się tobą? Jeżeli kolejnym audiofilem co ma w czterech literach to co się dzieje ze sprzętem audio podczas działania i jakim prawom podlega tylko wystarczy ci „brzmi dobrze po co fallus wiedzieć więcej?”, a to, że membrana jest nienapięta, jest źle zaprojektowana i wykonana (pozdro Hifiman), jest pierwszym lepszym projektem DIY (pozdro Abyss) lub jak projekt wzmaka powoduje strzelanie z kondów i palenie słuchawek (pozdro Burson). Was audiofilów nie obchodzi co się dzieje w środku i jak to działa. Brzmi dobrze? To nie zadawaj pytań, bo jeszcze to, co brzmiało dobrze przestanie brzmieć dobrze gdy się dowiesz na czym to stoi. Gardzę audiofilami za to, że nie chcą wiedzieć co i jak tylko wystarczy odpowiednio zmanipu… Przepraszam „zareklamować” produkt i super i nagle słyszycie jak wzmak za 20 kafli gra wspaniałe, nawet jeśli części do niego to najtańszy Chińczyk co jeszcze jakimś cudem nie spłoną (pozdro dla niektórych producentów kondycjonerów prądu i „audiofilskich wyłączników prądu” za 600 zł zrobionych w ChRL za kilka dolców ze nieistniejącą komorą gaśniczą, wytrzymałością łączeniową 3x mniejszą niż pierwszy lepszy Eaton lub Legrand. Ale słyszce sobie słyszce różnice, bo to wam jedyne, co zostało…)

  5. O witam znanego branżystę z innych komentarzy Pana ph7 :).

    Jakże miło jest czytać o kablach grających i nie grających pod artykułem o słuchawkach bezprzewodowych ….. Co za zakładam zamierzona ironia i satyra branżysty.
    Swoją drogą AF zaorał go jednym grzecznym stwierdzeniem że napisze artykuł o kablach słuchawkowych (o co go od dawna proszę – tak mniej więcej od ponad roku). Uważam że ma czym się tu pochwalić i jednocześnie może też opisać swoją ciekawą historię.

    Co do tytanicznej pracy ja nazwałbym to dobrą zabawą i rzetelnym przekazywaniem wiedzy w atrakcyjnym opakowaniu. PS bardzo ładnie jest poczytać jak pan popiskuje w swojej wypowiedzi.

  6. Panie Jakubie. Przecież pisałem, że blog pod względem zasięgu będzie miał się świetnie. A teraz odnośnie grupy osób o której Pan pisze. Audiofile to ludzie, a nie ideologia. A oni są różni. Bardzo różni. Tak jak wśród osób niosących słowo boże są na przykład pedofile.
    A niech pan tam sobie pisze artykuł o kablach. Co mi do tego. Ja biorę kable od Daniela (Nate Audio Cables) i tą całą drogą kablową biżuterię mam gdzieś. Co wam się w ogóle z tą branżą ubzdurało. Wszędzie wietrzycie spisek. Jakaś mania prześladowcza?
    Teraz do rzecznika prasowego i doradcy w jednym. Panie Laliksanie. Proszę wybaczyć, ale z ludźmi o niskiej kulturze osobistej nie bardzo mi się chce wdawać w polemikę.

    • No cóż, czyli jednak w swoim pierwszym komentarzu miałem rację.
      Niemniej serdecznie dziękuję za przypomnienie, aby ideologię grającej cyny ze srebrem w kablach również sprawdzić. 🙂

  7. Odnoszę wrażenie, że mocno przecenia Pan zasięg blogowych komentarzy, jak również moc opiniotwórczą swojej działalności.

    • O tym niech decydują liczby. Na razie jest drugie miejsce. A za co dziękuje serdecznie wszystkim czytelnikom. I tu również dziękuję panu za dodatkową motywację do jeszcze bardziej wytężonej pracy. 🙂

  8. Wspaniały post – widac jasno że branżowy, nawet podano beneficjenta z imienia. Dalej nie wiem czemu pod recenzją słuchawek bezprzewodowych piszemy o kablach -wyjątkowo niegreczne trollowanie. To co Panie Danielu (pozwolę sobe tak sie zwracać i rozwijać skrót PH& – bo przecież mogę randomowego nicka rozwinąć w dowolną stronę – a dla mnie PH7 to jak byk Daniel Kamienny np a może krzemienny ważne że ubezpieczony – czy też może ubezpiecza…).

  9. Wiecznie drugi. To jak Adaś Miauczyński. Laliksana już Pan nie odpala? Druga karta się zawiesiła?

    • Od dwóch miesięcy. Wcześniej bardzo długo nr 3. A docinka nietrafiona, choć będąca typowym elementem na tym etapie. No cóż, po raz kolejny stół i nożyce.

  10. Nie wiem co wy tam w siebie wciągacie. Teza jakoby gościu (czyli ja) napisał pod testami z kilkadziesiąt komentarzy, tylko po to by raz (rozstając się zresztą z blogiem) przemycić nazwę swojej firmy, jest karkołomna. Ten facet o którym pisałem naprawiał w najlepsze słuchawki jak jeszcze tego bloga w planach nie było. Wcisnąłem przycisk wesprzyj dwukrotnie, ale widzę że na dragi lub wódę poszło. Na leki jeszcze może i bym dał.

    • Życzę więc, aby nie musiał pan przyjmować leków, które ja musiałem. Na szczęście już nie muszę, ale miło wiedzieć, że w razie czego mógłbym na pana liczyć. No cóż, tyle ode mnie.

  11. Grzybki czy dragi każdy ocenia po sobie. Co do rozstania się z blogiem to to nie jest już blog od dawna tylko opiniotwórcza strona z rzetelnymi recenzjami opartymi o subiektywne wrażenia i obiektywne pomiary. Ostatnio cały czas ma ponad 30 tysięcy indywidualnych użytkowników miesięcznie – co jak na medium jeszcze bez swojego kanału na YT jest sporą cyfrą. W dodatku właściciel ma przemyślana ścieżkę rozwoju niezależnego ośrodka kształtowania opinii na temat sprzętu i to mi się podoba. Co do karkołomnych interpretacji to dziękuję że z roli osoby która ma w tym jakiś interes sprowadza się Pan tą wypowiedzią do roli tzw „pożytecznego idioty”. Świadczy to o braku asertywności i umiejętności rzetelnej interpretacji świata.

    Jednak pomimo to proszę każdego czytelnika o swoją własną indywidualną ocenę jakości wypowiedzi każdego w tym wątku – myślę że wnioski każdy będzie miał oczywiste.

    Jak coś wygląda jak koń brzmi jak koń i da się na tym dojechać kłusem do celu to pewnie jest to koń.

  12. No widzi Pan panie Jakubie, Pan nie musi przyjmować leków, aj a prowadząc nierówną walkę z depresją muszę je przyjmować cały czas.
    Panie Laliksanie. Jest taka rasa psów jak ratlerek. To taki trochę doberman, któremu nieco brakuje tak zwanych warunków. Boi się ugryźć, ale cały czas trzęsąc się szczeka, a jak się człowiek odwróci to potrafi obsikać. Pan jesteś takim ratlerkiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Logo Audiofanatyk M
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na mój blog i pomoc w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.