Druga odsłona tego, na co stać towarzyszy z Kennertona i jednocześnie ponowne spotkanie z obietnicą najbardziej wytrzymałych słuchawek z solidnych materiałów, które to wytrzymać mają – tak jak pisałem w poprzedniej recenzji – lat sto albo i dwieście. Doprawdy bowiem wkład producenta w to, aby jego produkty przetrwały atak wściekłego niedźwiedzia (albo dwóch), a jednocześnie zrobiły wrażenie na wymagającym (ludzkim tym razem) użytkowniku, są godne podziwu.
Dane techniczne
- Konstrukcja: wokółuszna, otwarta
- Przetworniki: 50 mm, dynamiczne, kopułka z celulozy
- Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 28 kHz
- Impedancja: 32 Ω
- Czułość: 100 dB / mW
- Maksymalna moc sygnału wejściowego: 500 mW
- Złącza: mini-XLR 4 pin
- Waga: 533 g
- Warianty drewna: Natural wood, Varnished wood
Zawartość zestawu
- słuchawki Kennerton Vali
- puszka na akcesoria
- dokumentacja
- kabel symetryczny OFC 2 m na jack 3,5 mm
- drewniana skrzynia do przechowywania
Jakość wykonania i konstrukcja
Dostajemy tu praktycznie to samo co w pakiecie z flagowymi Odinami, ale też nie do końca. W bardzo podobnym, drewnianym pudle znajdziemy słuchawki i puszkę na akcesoria. Tymi będzie w zasadzie tylko kabel, różniący się do Odinowego zakończeniem na mały jack. Dostawcą wtyku była w tym wypadku firma Yarbo, a więc dobra marka jakby nie patrzeć.
Skąd mały jack? Zapewne dlatego, że Vali można bardzo łatwo napędzić. Słuchawki te nawet Shanling M1 jest w stanie spokojnie obsłużyć. Stąd też producent uznał, że nie ma palącej potrzeby wyposażania je w dodatkowe okablowanie. Zachowuje on przy tym wszystkie cechy kabla od Odinów, a więc niestety wysoką sztywność i oporność co do zwijania, gdy nie jest używany.
Jakościowo Vali nie odstają od Odinów. Dostajemy tu dokładnie ten sam pałąk z konfigurowalnymi bloczkami i śrubami, taki sam system mocowania muszli do widełek (tyle że w srebrnym malowaniu zamiast czarnego) oraz drewniane muszle (orzech) z konektorami mXLR 4-pin i metalowymi maskownicami (bez malowania, surowy metal).
Przez nie prześwitują nam zarysy przetworników dynamicznych, których sposób dampingowania jest – delikatnie mówiąc – nieortodoksyjny. Nie mamy bowiem żadnego filtru przeciwkurzowego od strony zewnętrznej, jak również konwencjonalnego materiału dampingującego. Zamiast tego Kennerton umieścił na środku krążek z siatki nylonowej, zaś obrys skrajny otworu uposażył w kępki włosia, tworząc krąg miniaturowych pędzelków. Bardzo dziwny jest to dobór materiałowy przyznam, ale jak głosi starożytne powiedzenie: „jeśli coś jest głupie, ale działa, to to nie jest głupie”.
Sam przetwornik to także nietypowa konstrukcja, bo konwencjonalny przetwornik dynamiczny z papierową kopułką. Według forum HomeCinema FR, prawdopodobnie jest to 50 mm jednostka marki Tymphany / Peerless, znana chociażby z… Dharm D1000. Przypomnę jednak, że tam był to zespół złożony także z półksiężycowego elektretu, a także inna akustyka.
Wygoda i ergonomia
Słuchawki z racji dziedziczenia tej samej konstrukcji co Odiny, teoretycznie nie powinny różnić się od nich pod względem ergonomii. A jednak. Vali są słuchawkami mniejszymi, oferując mniej miejsca na ucho w ramach swoich nausznic z owczej skóry, skądinąd o takim samym projekcie jak w Odinach. Stąd mogą być mniej wygodne. Mogą, ale wcale nie muszą.
Sekret tkwi w wadze. Ogólnie mniejsze gabaryty powodują, że słuchawki nie ciążą tak mocno na kark oraz co do zasady są minimalnie mniej pojemne na głowę. Odiny są większe, ale i cięższe. Obie te cechy sprawiają, że w Vali czułem się trochę pewniej niż w droższym modelu, ciaśniej na uszy, ale bez wrażenia dyskomfortu, za to z mniejszą wagą, za którą dziękował mi mój kark.
Docisk na początku był większy i powodował odczucia na minus. Jednakże z racji metalowego pałąka, podlega on pracy materiału i albo z czasem sam się rozchodzi na naszej głowie, albo ewentualnie możemy mu w tym pomóc sami. Tym samym Kennerton wyeliminował częstą wadę różnych słuchawek, których docisk jest dla nas albo za mały, albo za duży.
Ponownie musiałem pracować z najmniejszym ustawieniem regulatorów, ale mimo wszystko możliwe jest korzystanie z Kennertonów przez osoby posiadające mniejszą głowę. Posiadacz słuchawek ma do dyspozycji dwa patenty:
- umieszczenie między opaską a pałąkiem kawałka gąbki, która będzie zmniejszała objętość słuchawek na głowę,
- lub też samodzielną wymianę opaski na krótszą i wykonaną z podobnych materiałów, a więc z czarnej skóry.
Jest jednak mimo wszystko o oczko lepiej w tym względzie niż w Odinach i tym samym mniejsza konieczność stosowania czegokolwiek względem objętości.
Przygotowanie do odsłuchów
Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści.
Jako że sprzęt przybył w formie egzemplarza testowego, nie było konieczne jego wygrzewanie. Duże możliwości natomiast płynęły z tytułu posiadania identycznych konektorów jak Audeze, a co pozwoliło na zastosowanie niestandardowego okablowania i zbadanie jego wpływu na dźwięk, również w ramach toru zbalansowanego. Nie okazał się on jednak dla odsłuchów kluczowy ze względu scenicznego jak w modelu Odin, ale nie znaczy to, że nie miał też jakiegoś swojego wpływu na poprawę tego aspektu w Vali.
Pomiary
Przebieg pasma przenoszenia na obu kanałach:
Spasowanie przetworników jest bardzo dobre i jedynie w sekcji sopranowej zaczyna się coś dziać, ale nie jest to nic słyszalnego w regularnej muzyce.
Słuchawki zachowują się mniej lub bardziej basowo w zależności od tego jak mocno dociskają naszą głowę. W przypadku osób o szerokich głowach, możliwe jest zaobserwowanie górnych wykresów. Dla większości z nas jednak obowiązywać będą te niższe:
Scenicznie prezentują się niestety poniżej przeciętnej dla tego przedziału cenowego i mimo konstrukcji otwartej:
Jakość dźwięku
Bas Vali jest bardziej zaokrąglonym i zmiękczonym wydaniem tego z Odinów, ale też i w kategoriach ogólnych można go takowym opisać. Bardziej naciska na środkowy bas, nie unika umiejętności pokazania twardego charakteru i elastyczności, ale też pod względem zejścia i szybkości troszkę jednak lubi tu i ówdzie odpuścić. Nie dramatycznie, ale słychać po prostu, że priorytety lokowane są na obszarze faktury i wybrzmiewania. Ilościowo jest go odpowiednio tyle, aby nasycić uszy spragnione „rozsądnej obfitości”. Ponad wszystkim jednak nie o ilość basu chodzi – Vali mają go nieco mniej od testowanych niedawno DT150, faktycznie mniej od K812 PRO i TH610, za to więcej od LCD-2F czy HD800.
To właśnie te wyżej wymienione konkretne lokowanie będzie nam towarzyszyło przez cały czas opisywania ich brzmienia, ponieważ de facto ujmuje istotę ich gry w sposób taki, jaki sam je odczuwam. Słuchawki uwielbiają konsolidować swój dźwięk i skupiać na nim od strony faktury, wyrazu, nasycenia, ale nie dystansu. W średnicy wszystko jest tu namacalnie bliskie i stosunkowo trudno zmusić źródła pozorne do wprowadzenia pomiędzy elementy składowe nadmiaru powietrza. Średnica, wokal, całe clou utworu to swoiste podium i najwyższy, najbardziej znaczący punkt programu. Nie są co prawda aż tak plastyczne jak Eleary, ale zachowują przez to pewną szlachetną dozę wstrzemięźliwości. Bliżej jest im przez to do Sine DX, może też i OPPO PM3.
Konsolidacji nie należy jednak ze zbiciem, a jedynie porzuceniem prezentacji trójwymiarowej na rzecz bardziej tej dwuwymiarowej. W średnicy objawia się to w szczególności, powodując wrażenie, że źródła pozorne tworzą gęsto poukładane kostki domina. Owszem, są między nimi szczeliny i trudno mówić o zbiciu do tego stopnia, żeby się to zaczęło ze sobą zazębiać, ale nie zmienia to faktu, że taka jest właśnie cena muzykalności.
Vali to bowiem słuchawki przywiązujące jeszcze większą wagę do nasycenia i muzykalności, wręcz dźwięczności, niż Odiny. Droższy model równoważył to jeszcze w ramach siebie, nasycał, ale nie porzucał kwestii technicznych, natomiast w tańszym modelu musimy dodatkowo zadbać mocno o takie właśnie cechy po stronie toru. Zwłaszcza że słuchawki mają w tym względzie potencjał, aby zagrać szczodrze i z bardzo dobrą jakością.
Sopran to zaokrąglony i wygładzony punkt programu, z bardzo przyjemną fakturą i przyjęciem sobie jakoby za punkt honoru, aby omijać wszelkich ostrości jak ognia. Co nie znaczy oczywiście, że to zakres zamulony i przytępiały, aczkolwiek może takowym się wydać w dwóch sytuacjach:
- gdy podchodzimy do nich z perspektywy wyraźnie jaśniejszych i szybszych słuchawek, np. HD800, T1, K812 PRO czy ogólnie rzecz biorąc każdego innego modelu, który może w pewnym stopniu wymienione modele przypominać,
- gdy stosujemy tor ciepły i wolny, dostosowany właśnie pod takowe modele jak wymieniłem.
W sopranie mimo wszystko leży tendencja do zwracania sporo detali. Najbardziej wyraźnie w niższych partiach, łącząc się z wyższą średnicą, ale też da się usłyszeć wyżej. To wszystko tam jest, trzeba się jedynie do tego dobra dokopać i to jest rzeczą po prostu w pierwszej chwili zastanawiającą. Głównie dla osób takich jak ja można powiedzieć, a więc tych lubiących trochę więcej sopranu i cichszy odsłuch. Vali natomiast lubią okrutnie odsłuch głośniejszy.
O ile nie jesteśmy fanami konkretyzacji przekazu i kameralności, scena jest moim zdaniem największą bolączką Vali i materiałem jeszcze trudniejszym do pracy, niż miało to miejsce w przypadku Odinów. To pokłosie słabiej zaznaczanych harmonicznych i tym samym przesunięcia się środka ciężkości niższej. Dźwięk Vali jest przez to przysadzisty także scenicznie, budując plany bardziej płasko i albo wydając się, że równo między sobą, albo nawet na osi przód-tył, aniżeli lewo prawo. To bardzo ciekawa tendencja, stojąca w odwrotności względem ogromnej większości słuchawek dynamicznych. Niemniej przy zastosowaniu toru zbalansowanego, a także equalizacji, słychać wyraźnie, że jednak oś na boki zaczyna troszkę dominować.
Zbierając wszystkie te obserwacje razem do siebie, w rękach pozostanie nam para grająca solidnym i ciepłym dźwiękiem, budowanym od średnicy ku granicom stosunkowo małej, nieco jajowatej sceny brzmieniowej. Zaokrąglenie na skrajach i skupienie się na nasyceniu daje przyjemność, ale odbiera poczucie kompleksowości technicznej. To kompletne przeciwieństwo takich modeli jak K812 PRO czy HD800, ale również model grający w bezpośrednim porównaniu cieplej i jeszcze bardziej zaokrąglonymi skrajami od swojego droższego i lepszego brata kosztującego razy więcej. Przez to więcej jest u Vali analogii do cieplejszych modeli dynamicznych, takich jak HD650 czy Sonorous III, ale też i moich własnych zabytków, jak K240 Monitor.
Ponieważ jeszcze mocniej naciskają na dźwięk będący zdaje się „specjalnością zakładu” Kennertona, kreują przed nami miękki, przyjemny, szlachetny i pulchny, bardziej skupiający się na clou przekazu, barwie i nasyceniu średnicy, gęstości ogólnej przekazu w wymiarze muzykalnym, przez co ostatecznie można w nie wsiąknąć po dłuższej chwili i nawet tego nie zarejestrować. Po godzinie, a zwłaszcza na torze equalizowanym nawet krótszym czasie, mój ośrodek słuchu bardzo łatwo adaptował się do ich brzmienia, niemęczącego i pozwalającego na bezproblemowy, rozsądnie głośny odsłuch.
To słuchawki dla sympatyków grania kameralnego i muzykalnego, którzy preferują pastelowość i skupienie ponad otwartością i – najczęściej sztuczną w ich przypadku – zwiewnością. Dlatego słuchawki te są jeszcze bardziej dźwięczne niż Odiny, a jednocześnie mniej precyzyjne i grające jeszcze mniejszą sceną oraz holografią. Konsolidują dźwięk mocniej i powodują, że dysproporcje balansu zawierające się w utworach są odbierane znacznie łagodniej, co z jednej strony nie powoduje wrażenia, że jeden kanał „przestał działać” (Audeze potrafią stwarzać takie wrażenie), ale z drugiej wskazuje na mniejszy przesłuch międzykanałowy.
Nie ma jednak róży bez kolców. Przy całej swojej jakości i walorach, ich zaokrąglenie oraz sceniczność mogą powodować wrażenie obcowania z produktem, który wydaje się mieć swoje tańsze substytuty. Zwłaszcza jest to ryzyko przy pierwszym kontakcie, który następuje z pierwszego lepszego toru. Nie jestem pewien czy Kennerton przewidział to projektując te słuchawki, dlatego życzyłbym sobie, aby do Vali nie trzeba było się przekonywać w cyklu długodystansowych odsłuchów, a szybko po rzuceniu uchem już w salonie wiedzieć, że „to jest to”. Bardzo łatwo jest je zakwestionować wspomnianymi przeze mnie HD650, ale z czasem docenia się zarówno ich konstrukcję zewnętrzną, jak i dźwiękową, kremowy i jedwabisty dźwięk wydobywający się z ich membran z biocelulozy.
Oczywiście znacznie łatwiej i przystępniej jest na Odinach. To właśnie te słuchawki najbardziej przypadły mi do gustu, choć powodem była, nie ukrywając, technologia przetworników. Świadomość tego, że w Vali mamy „zwykłe” zespoły elektrodynamiczne z papierowymi membranami, może z marszu wywoływać efekt placebo i człowiek spodziewa się, że będzie to granie zwyczajne, uprzedzać się. I poniekąd takie właśnie ono jest, ale w tym bardziej pozytywnym znaczeniu: że wszystko jest w porządku i ma swój charakter, nie wybija się na przesadną niezależność, jest dla każdego aspektu miejsce w szeregu, ale też nic nie ciągnie niczego w dół. No, może poza jak już wspominałem wielokrotnie sceną mającą swoje umocowanie w cieplejszym sopranie. Fanom bardziej przestronnej prezentacji słusznie będzie w nich zbyt duszno, tym bardziej jeśli podejdzie się do tematu od niewłaściwej strony.
Equalizacja
Przy Odinach można było się „ratować” w kwestiach scenicznych kablem zbalansowanym oraz jaśniejszym torem tego właśnie rodzaju, które przywracały im w słyszalny sposób trochę trójwymiarowości. Vali w standardzie niestety grają bardziej w 2D niż 3D, także jedyną receptą pozostaje ich equalizowanie lub wrzucanie na naprawdę jasne i chude tory, które będą w stanie zamortyzować je pod tym względem. Wszystkiemu winne są jednoznacznie spadkowe harmoniczne, ale ogólnie cały sopran jako taki. Ponieważ Odiny nie mają problemu natury barwowej oraz tak ukształtowanego sopranu, ich equalizacja jest trudniejsza i dająca mniejszy profit niż w przypadku Vali.
Wyprostowanie Vali jest możliwe, ale trzeba je przeprowadzać w sposób konkretny, ponieważ ich responsywność na takie zabiegi jest umiarkowana. Skorygowane słuchawki (w moim przypadku wzmocnione zostały zakresy 2,4 kHz o +5 dB oraz 15 kHz o +6 dB) otwierają się, zaś scenicznie dostają zastrzyku na osi lewo-prawo. Głębia pozostaje w nich bez zmian. Bardzo fajnie się ich w takiej konfiguracji słucha, zwłaszcza że wspomniana barwa pozostaje w dużej mierze nienaruszona. Dostajemy nadal muzykalne, ale solidne i rasowe brzmienie o większej niż wcześniej otwartości. Pokazują swoją klasowość właśnie przez wzgląd na to ostatnie i tym samym potwierdzają dwie rzeczy: że przynależą do ścisłej czołówki lepszych gatunkowo słuchawek muzykalnych na rynku, a także że to właśnie harmoniczne są w ich przypadku swoistym „game changerem” i jeśli tylko uda się nad nimi zapanować, słuchawki odwdzięczą się prawdziwym bogactwem.
Swoją drogą paradoks polega na tym, że jeden i drugi model są swoją odwrotnością w tym względzie. Vali lepiej reagują z equalizerem, który daje im więcej niż zmiana okablowania i tor zbalansowany. Odiny – przeciwnie, im więcej da porządny tor z balansem oraz zmiana okablowania na takowe, aniżeli sesja z suwaczkami. Ale uwzględnić należy tu oczywistą różnicę w technologiach. To prawdopodobnie ona stoi za taką a nie inną obserwacją.
Podsumowanie
Vali udowodniły z pełną dobitnością, że sama otwartość słuchawek nie jest gwarantem sceniczności. Tym samym są modelem przyjemnym, ale przekraczającym ramy mojego gustu w zakresie tolerancji na stosunek muzykalności do sceny i zwiększenie jednego odbyło się ewidentnie kosztem drugiego. Dlatego przez cały czas trwania recenzji z jednej strony nasycałem się pełnią ich dźwięku, z drugiej walczyłem z konsekwencjami tego stanu rzeczy różnymi próbami zmodulowania ich tonalności podług własnych oczekiwań. Do świetnie przyjemnego i gładkiego brzmienia dorzuciłbym zatem jeszcze więcej detali, niż słuchawki oferują w standardzie, wzmocnienie harmonicznych oraz tym samym jak najmocniejsze wpłynięcie na małą i dusznawą scenę, która potrafi ładnie otworzyć się na boki, gdy ma ku temu możliwości. Można do tego użyć equalizera, ale też odpowiednio dobranego toru, okablowania. Choć pojawi się też pytanie, że skoro tyle tu cudowania, to czy nie prościej byłoby poszukać czegoś mniej w tym względzie wymagającego. Jest ono jednakże zawsze otwarte w tak wysokich przedziałach cenowych, które w naturalny sposób muszą się zmagać z dylematami, czy jednak nie zaoszczędzić i nie nabyć czegoś gorzej wykonanego, ale lżejszego i tańszego.
Poza tymi cechami, pozostanie przyzwyczaić się nam do ich niemałej, ale jeszcze akceptowalnej wagi i dużej objętości na głowę. A także podziwiać świetny wkład materiałowy, w którym praktycznie nie idzie znaleźć plastiku. Metal, drewno, aluminium lotnicze, skóra, nawet maskownice są metalowe, aby tylko broń Boże nic się tu nie zepsuło. Kennerton podszedł bardzo poważnie do tego modelu, tak samo nam wypadałoby do nich. A przede wszystkim posłuchać ich brzmienia i zdecydować, czy ważniejsza jest dla nas prezencja tonalna i kameralność ponad sceną i technicznością.
Słuchawki na dzień pisania recenzji są dostępne w sklepie Audiomagic w cenie 4 900 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- świetna jakość użytych materiałów
- potężna i wytrzymała konstrukcja
- wymienne okablowanie kompatybilne z Audeze
- metalowy pałąk podatny na odkształcanie i zmniejszanie w ten sposób nacisku
- bardzo trwały system regulacji wysunięcia muszli
- ciepłe, ciemnawe i kameralne granie o dużym nasyceniu i bliskości średnicy
- nacisk na miękkość, poprawność i barwę
- mimo wszystko całkiem dobrze wyważone względem siebie osie sceniczne przód-tył i lewo-prawo
- duża podatność na equalizację
- dobre rezultaty pod bardziej jasnymi i słabszymi prądowo torami
- bardzo łatwe w napędzeniu
Wady:
- bardzo mała rozmiarowo scena i skromna holografia
- duża waga słuchawek
- toporne w praktycznym użytkowaniu regulatory muszli
- bez modyfikacji nadają się głównie na większe głowy
- nausznice mogłyby być minimalnie większe średnicowo
- w tej cenie mogą wydać się zbyt potulne brzmieniowo
Serdeczne podziękowania dla sklepu Audiomagic za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów.
W promocji jednego z zagranicznych sklepów internetowych słuchawki są za ~2500zł. Jak kształtowałyby się oceny dźwięku i opłacalności w dziesięciopunktowej skali, gdyby miał Pan świadomość obcowania ze sprzętem o połowę tańszym niż w marcu?
Nadal pozostałaby kwestia wagi i synergii. Mogę tylko spekulować, że oceny oscylowałyby wtedy w obu przypadkach w granicach 8 punktów, ale punktacja naprawdę nie jest ważna w przypadku takich słuchawek, a to, czy faktycznie sądzi Pan, że ten model może się Panu spodobać.