Edifier to marka kojarząca się do tej pory z głośnikami. Wybitnie z głośnikami. Jednakże jak się okazuje, producent nie pozostał obojętny także i na rynek słuchawkowy. Dowodem na to jest przynajmniej kilka modeli, ale to kosztujące 599 zł Edifiery W855BT wyróżniają się z nich wszystkich chyba najbardziej za swój dojrzały styl dobrze rokujący w potencjalnym pokazaniu całości ich możliwości jak na tą cenę.

W zestawie najpotrzebniejsze rzeczy: dwa kable i twarde etui. No i oczywiście same słuchawki.

Dane techniczne

  • Format słuchawek: wokółuszne, składane
  • Przetworniki: 40 mm, dynamiczne, zamknięte
  • Wersja Bluetooth: 4.1 z NFC
  • Zasięg działania Bluetooth: do 10 metrów (na wolnej przestrzeni)
  • Obsługiwane profile: A2DP, AVRCP, HSP, HFP
  • Impedancja: 32 Ohm
  • Czułość: 98 dB
  • Pasmo przenoszenia: 20Hz – 20 kHz
  • Czas czuwania: ok 400 godz.
  • Czas odtwarzania muzyki/rozmów: ok. 20 godz.
  • Czas pełnego ładowania: ok. 3 godz.

 

Zawartość zestawu:

  • słuchawki Edifier W855BT
  • twarde etui na słuchawki
  • kabel jack 3,5 mm stereo (ok. 1,5 m)
  • kabel ładowania USB
  • instrukcja obsługi

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Słuchawki przyjeżdżają do nas bardzo dobrze zapakowane i zabezpieczone, zaś po wyjęciu tworzą dobre wrażenia co do jakości ich wykonania z racji chociażby oparcia się o ramę ze stopu magnezu i aluminium. Praktycznie jedynym elementem na który trzeba będzie uważać jest powłoka muszli wykonana identycznie jak w Bluedio T4, a więc z pleksi. O ile na owalnym frezowaniu nie będzie nic widać poza wszelakim kurzem i drobinkami, o tyle pod światło na przycisku bocznym i korespondującym z nim środku na drugiej muszli pod światło da się już zauważyć drobne ryski od zwykłego użytkowania.

Wizualnie trzeba przyznać, że Edifierowi się słuchawki nawet udały.

Rzecz która od razu rzuca się na myśl i to już po pierwszym założeniu – bardzo fajnie wypadają na polu wygody. Jest to klasa (i format) MSR7 czy Momentum o zbliżonej pojemności na uszy i miękkości nausznic bardzo podobnej do OPPO PM3.

Udało się także z wygodą. Słuchawki nie cisną w głowę, a nausznice są bardzo miękkie i przyjemne w dotyku.

Mimo bycia modelem bezprzewodowym nie są przesadnie ciężkie, a ponad wszystkim izolują w zupełnie wystarczający sposób, by móc sprawdzić się w większości zastosowań. Jedynie bardzo głośne miejsca, takie jak chociażby komunikacja miejska, mogą nam się w nich naprzykrzać. Chyba tylko na bardzo oszczędne wypełnienie opaski pałąka można byłoby ponarzekać.

Jedyny szkopuł to oszczędne obicie pałąka, przez co wydaje się nadmiernie twardy.

Ponieważ jednak nie cisną zbyt mocno, sprawdzają się również i na większych głowach oraz z perspektywy bardziej uniwersalnej, zarówno w umiarkowanym outdoorze, jak i w roli słuchawek czysto domowych.

Po rozsunięciu metalowych widełek uzyskujemy dużą pojemność na głowę.

Nie ma też z nimi problemu jeśli chodzi o aktywność fizyczną, ponieważ mimo wszystko pewnie trzymają się głowy, nawet i tej wyraźnie większej. Zaprezentowały się tym samym jako słuchawki bardzo dobrze wyważone między różnymi priorytetami oraz sposobami użytkowania.

Tyle że znów mały zgrzyt - po bokach muszli mamy pleksi. A to oznacza wysoką podatność na zarysowania. Musimy więc uważać.

Pochwalić można również ogólnie wykonanie i konstrukcję. Plastik typu gloss jest przyjemny w dotyku, tak samo nausznice sprawiają dobre wrażenie. Metalowe elementy mechanizmu wysuwania widełek, które łączą się z muszlami tylko z jednej strony. Również i kabel sygnałowy jest prowadzony z jednej strony i niestety jest to strona prawa. Prowadzenie nie ma na szczęście formy sztywnej, toteż jego wymiana jest możliwa w każdej chwili.

Okucie przy pałąku to atrapa metalu. To zwykły plastik. Na szczęście sam pałąk w środku jest już metalowy, więc nie ma to specjalnego znaczenia dla trwałości.

Obsługa jest całkiem dobra i choć producent nie zaznaczył na widełkach żadnej skali wysunięcia, ani też nie zdecydował się oznaczyć przycisków głośności w sposób trwały (oznaczenia naniesione są tylko na folię zabezpieczającą), po zapamiętaniu nie ma z tym problemów.

Kabelek sygnałowy bardzo sprytnie poprowadzono w wyżłobieniu wewnątrz widełek.

Najwięcej tylko wspomniany system wysunięcia czynił mi pochodów, aby równomiernie wysunąć lewą i prawą stronę. To moim zdaniem przeoczenie natury ergonomicznej, ale nie przekreślające w żaden sposób tego sprzętu. Tak naprawdę poważniejszym przeoczeniem jest duże koło okalające przycisk wielofunkcyjny – jego lewa i prawa strona jest wciskana (głośność + i -), ale oznaczenia są tylko na folii zabezpieczającej, którą podczas użytkowania po pewnym czasie będziemy musieli zdjąć, aby wchodzące pod nią drobinki nie rysowały nam wrażliwej powierzchni paneli pleksi. Choć środki muszli mają dodatkowe zabezpieczenie w postaci drugiej folii ochronnej… przykleja się ona do folii całościowej i potrafi zejść razem z nią. Tym samym bardzo możliwe, że konieczne będzie radzenie sobie bez nich.

Wszystkie rzeczy umieszczono z prawej strony - gniazdo analogowe, zasilania, włącznik, mikrofon oraz sterowanie.

W kontekście niedawnego testu Bluedio T4 i doniesień o opóźnieniu między dźwiękiem a obrazem podczas odtwarzania filmów, na szybko sprawdziłem Edifiery z PC wyposażonym w adapter BT400 pod przykładowym materiałem YouTube 720p oraz filmem Diamenty Są Wieczne streamowanym z serwisu cda.pl, również w 720p. Sean Connery nie miał z synchronizacją głosu względem ruchu swoich ust żadnych problemów.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Ponieważ słuchawki przyjechały jako egzemplarz testowy z nieustalonym przebiegiem, nie dane mi było zweryfikować ani przebiegu wygrzewania, ani czasu, jaki byłby na taki proces potrzebny. Dla pewności zawsze zostawiam sobie 24-48h z tytułu profilaktyki.

Sprzętem źródłowym w przypadku tych słuchawek były tradycyjnie:

Słuchawki były testowane zarówno w trybie bezprzewodowym jak i przewodowym, a także z późniejszym wykorzystaniem niestandardowego okablowania oraz systemu wyposażonego w analogowy segment korekcyjny.

Dla najbardziej dociekliwych, muzyką testową jak zawsze były różnorodne pliki dźwiękowe, od MP3 i OGG VBR po FLAC 24/96 z bardzo różnych gatunków muzycznych, najczęściej elektronicznych, eksperymentalnych, ambientowych i elektroakustycznych, ale z uwzględnieniem również jazzu, klasyki, bluesa czy dynamicznej muzyki filmowej, a także synthu i rocka progresywnego.

 

Jakość dźwięku

Podczas odsłuchów Edifierów nie stwierdziłem specjalnych różnic w tonalności między domyślnym torem analogowym, a komunikacją bezprzewodową (o ile nie zaczniemy próbować z innym kablem), toteż całość można ująć spokojnie w ramach jednego akapitu.

Basu W855BT w ogóle nie muszą się wstydzić. Jest go ilościowo więcej niż w MSR7, ale też mniej niż w Meze 99 Classics. Co prawda na pamięć będę się powoływał, ale bliżej im pod tym względem do Momentum. Mamy więc tu zarówno wygar, jak i odpowiednie wypełnienie, choć lubi się ono wzmagać wraz ze zwiększaniem mocy sprzętu źródłowego. W855BT lubią sporadycznie utwardzić jego przekaz na utworach miksowanych w taki sposób (głównie klubowa elektronika), co dla osób takich jak ja, a więc wyczulonych z reguły na ten zakres, może w dłuższym odsłuchu lub przy średniej kondycji i samopoczuciu powodować uczucie zmęczenia. Z reguły jednak jest to przyjemny fragment pasma – wyczuwalny, ale nie próbujący zrobić nam na siłę dyskoteki.

Słuchawki w ramach średnicy zachowują się natomiast specyficznie, można powiedzieć wręcz, że zgodnie ze stylem Edifiera jako ogółem, choć znanym bardziej z głośników, które rządzą się zupełnie innymi prawami akustycznymi i ten sam wykres pasma przenoszenia zreprodukowany przez jeden i drugi typ sprzętu będzie słyszany przez nas zupełnie inaczej. Specyfika polega jednak na częściowym wycofaniu się średnicy. Pomiary akustyczne jednoznacznie wskazują na mający miejsce ubytek w okolicach zakresu dokładnie 300-400 Hz.

Choć nie czuć tego było na większości utworów, wada ta rzucała się w uszy z mocno zwokalizowanymi utworami w porównaniu do słuchawek równiej prezentujących się z perspektywy średnicy. Tam fani nasyconych wokali mogą szukać trochę innych rozwiązań. Ale i nie tylko. Przykładowo najnowszy album Carbon Based Lifeforms, a więc precyzyjnie w ramach gatunku – ambientronica, również wydawał się troszkę „nieobecny”:

 

 

Należy pamiętać jednak, że osobiście z reguły lubię średnicę i preferuję słuchawki mniej lub bardziej oddające ją w pełni i z nasyceniem, byle nie do przesady. LCD-2, K1000, W1000Z, K500EP, HD600 – to wszystko modele, które w dużym stopniu zaspokajają moje potrzeby. Nie ma tu jednak np. HD650, które choć również ciekawe i przez wiele osób preferowane ponad HD650, musiałyby grać z bardzo rygorystycznie strojonym torem. Edifiery nie stawiają przed słuchaczem jakichś specjalnych wymogów dopasowania się tonalnie ze źródłem, ale przez wspomniany przedział 300-400 Hz mimo wszystko faworyzować będą sprzęt grający średnicowo.

Sopran również jest zgodny z tym, czego do tej pory starał się uczyć nas Edifier. Słuchawki sprawiają wrażenie starających się grać wszystkim jednocześnie, ale trzymających się mimo to firmowej szkoły brzmienia nastawionej na plan „V”. Prawdopodobnie miało miejsce wyjście tu od konkluzji, że skoro w głośnikach taki dźwięk się użytkownikom podoba, to i w słuchawkach będą w stanie go zaakceptować.

W efekcie pierwsze założenie słuchawek powoduje, że mamy wrażenie suchego i jasnego brzmienia z podkreślonym basem, w którym ostatnie skrzypce gra głęboka średnica. Wrażenie to na szczęście przytępia się z czasem. Przełączenie się na tor korekcyjny, w którym mogę zakres ten całkiem sprawnie nadrobić, potwierdza iż to właśnie on odpowiada za większość wrażeń estetycznych kreowanych podczas ich użytkowania.

Dosyć wymowna będzie tu myślę moja reakcja po zastosowaniu korektora, gdy powiedziałem sam do siebie: „hmmm, to naprawdę nie są takie złe słuchawki”. Wyrwało mi się to spontanicznie, ale dobrze odzwierciedla efekty końcowe, w których układ „V” zaczynał się wydatnie zatracać. Słuchawki nadal pozostały wierne swojemu fabrycznemu brzmieniu, a więc z fajnym, rytmicznym basem i czytelną górą zwracającą sporą ilość detali, ale nie miało się już wrażenia, że średnica jest częściową ofiarą takiego stanu rzeczy.

Wyłączając korektor (mam taką możliwość aby uczynić to jednym przyciskiem) cały układ sił tonalnych wraca do punktu wyjścia, a więc wrażenia grania typowo „edifajerowym” stylem znanym chociażby z R1280DB. Naprawdę czuję się tu jakbym słuchał ich głośników, z tym że na słuchawkach odbiór zawsze jest realizowany inaczej i drobne niuanse, jak wspomniany ubytek w okolicach 300-400 Hz, staje się lepiej słyszalny, niż gdybyśmy pracowali na dwóch satelitkach po bokach naszego stanowiska odsłuchowego. Niesie to ze sobą wspomniane konsekwencje w tak a nie inaczej wyglądającym przebiegu tonalnym, który – w przeciwieństwie do znacznie rzadziej testowanych na blogu głośników z tytułu specjalizacji wybitnie w rozwiązaniach słuchawkowych – mogę w pełnym wymiarze pasma przenoszenia pomierzyć. Ale też i jeden efekt uboczny w postaci… sceny.

Ograniczenie ekspresywności zakresu 300-400 Hz powoduje, że ma się wrażenie lepszej głębi scenicznej. To bardzo unikatowe doświadczenie w tych słuchawkach, bo z racji ekspansywnej góry łączy się z uczuciem grania zdrowo na szerokość i dopiero przejścia międzyosiowe wskazują, że tor źródeł pozornych nie jest do końca eliptyczny:

Bardzo ciekawe zachowanie, które wykorzystamy właśnie w elektronice.

Na plus tym samym można w przenośnych Edifierach wymienić rytmiczny i wyczuwalny bas, a także mającą liniowy charakter górę, lubiącą zwracać bardzo dużą ilość informacji i prezentować wgląd nawet i w samą konstrukcję naszych nagrań. Scena również jest dzięki temu niczego sobie, a cały charakter sprawia wrażenie otwartego i czytelnego. Powinny spodobać się użytkownikom szukającym nienudnych i mających swoją energię słuchawek, które pozwolą im jednocześnie uniknąć przesadnych podbić sopranu, a zamiast tego przejść z nim w analityczność. Będą kłaniały się więc wszelkie odmiany elektroniki lub elektroakustyki, którym powstająca z tego tytułu tendencja do przesunięcia się barwy na umiarkowaną nosowość nie będzie przeszkadzała.

Na pewien minus wskazałbym natomiast wokal, który w zakresie 300-400 Hz jest jedyną faktyczną wadą tych słuchawek. Co prawda mają bardzo obiecujące efekty po zastosowaniu korektora, ale 99% użytkowników mieć dostępu do czegoś sensownego raczej nie będzie, toteż w sytuacji preferowania wokalizy lub bardziej naturalnej barwy być może inne słuchawki byłyby im pisane.

W praktyce słuchawki sprawdzały mi się dzięki temu dosyć dobrze w elektronice i to też jest myślę najlepszy dla nich gatunek z punktu widzenia natywnych zdolności reprodukcji dźwięku. Bardzo fajnie przyznam słuchało mi się chociażby Subskana i jego Awaken Beyond:

 

 

Bardzo dobrze też prezentował się Orgomethylium jako przykład muzyki, w której całościową kompozycję budują chaotyczne i losowe z pozoru dźwięki. Edifiery podkreślają tu wszystkie efekty stereofoniczne, należycie oddają moc basu, zaś reszcie oddają jakoby do skonstruowania klimat i tło, ale wciąż z aktywnym uczestnictwem na scenie i brakiem możliwości ucieczki gdzieś hen w las. A przynajmniej pomijając kompletną awangardę na samym końcu utworu, nie pasującą moim zdaniem do reszty.

 

 

Choć osobiście preferuję w tym przedziale cenowym ATH-MSR7, Edifiery starają się zaprezentować od swojej własnej, indywidualnej strony na ich tle. Pomijając rzecz oczywistą, czyli przewagę w module bezprzewodowym, mocniejszy bas i bardziej skryta część średnicy to dwie najważniejsze cechy brzmieniowe odróżniające je od produktu z Japonii. Dźwięk wydaje się mniej sterylny i neutralny, a bardziej rozrywkowy i nastawiony na zaangażowanie słuchacza poprzez efektowność.

Edifiery zdają się też bardzo preferować głośniejszy odsłuch oraz źródła w stylu Astella AK300, Aune S2 czy Soloista MKII. Czy jednak potrzebują źródeł aż takiego kalibru? Raczej nie. Stoją na tyle dobrze jakościowo i jednocześnie optymalnie w ramach swojej ceny, że spokojnie możemy je sparować i z tańszym sprzętem. Im mocniejszy i bardziej obrosły w bas, tym większe wrażenia płynące z tego zakresu. Im słabszy i chudszy, tym teoretycznie lepiej wypadnie nam całościowe wyważenie tonalne. Znów kłania się przykład Shanlinga M1 i staroci w stylu serii iFP od dawnego iRivera.

 

Niestandardowe okablowanie

Brzmienie na kablu niefabrycznym, w tym wypadku na dobrze znanym Cordialu, poskutkowały często słyszalnymi zmianami w postaci czystszego brzmienia i większego pogłosu w średnicy, przez co słuchawki nabrały dodatkowej głębi scenicznej. To dobra zmiana, troszkę próbująca przehandlować w zamian bliskość wokali, ale uważam że całościowo jest to na plus.

Standardowy kabel Edifiera jest estetyczny i okraszony jego logiem. Nie musi być na gwałt wymieniany.

Czy koniecznie trzeba bawić się w dodatkowe inwestycje? Generalnie nie. Słuchawki nie wymagają na gwałt wymiany fabrycznego okablowania, które jest małe, zwarte i estetyczne, ale można sobie zanotować, że niesie to ze sobą określone zmiany i korzyści.

 

Podsumowanie

Edifier W855BT na pewno nie jest pozycją zarezerwowaną stricte dla fanów tej konkretnej marki czy też szkoły brzmieniowej, aczkolwiek to właśnie chyba im była ona przez producenta dedykowana. W zakresie wykonania i ergonomii dominują wrażenia pozytywne dot. solidności konstrukcji i trwałości. Bardzo cieszą dobrej jakości nausznice o dużej miękkości, mocna rama, duża pojemność na głowę, sensownie umiarkowany docisk, wymienny kabel, czy też długi czas pracy na baterii. Dziwi skąpe wypełnienie pałąka, zastosowanie rysującej się pleksi na pierścieniach zewnętrznych muszli czy umieszczenie sterowania i okablowania po prawej stronie zamiast po lewej. Całościowo jednak słuchawki wychodzą z tego wszystkiego na plus i mogą bardzo dobrze sprawdzić się w codziennych zastosowaniach, po pewnym czasie pozwalając docenić swoje zalety i mniejszą uwagę przykładać do wad. Część z nich jest zresztą i tak drobnostkami.

Ostatecznie trochę wad, sporo zalet i wysoka praktyczność w życiu codziennym, nie tylko u posiadaczy głośników Edifiera.

Brzmieniowo jest to wyczuwalny i mocny, ale przyjemny i nie przelewający się bas, do tego wysoka detaliczność i niezgorsza scena w wygodnej, bezprzewodowej formule to najmocniejsze punkty programu. Jeśli pominąć nieco zbyt przesuniętą jak na mój gust barwę sopranu na nosowość, praktycznie jedyną wadą pozostanie spadkowe pasmo przenoszenia w zakresie 300-400 Hz. Jeśli jednak słuchawki skorygujemy w tym rejonie, uzyskujemy ostatecznie bardzo ciekawie grającą parę o całościowo niezłym wyważeniu.

Sprzęt powinien być niedługo dostępny i oferowany za kwotę 599 zł.

 

Zalety:

  • solidna konstrukcja i dobre jakościowo materiały rokujące wysoką trwałość
  • wyjątkowo poręczne etui w zestawie
  • możliwość pracy w trybie kablowym i bezprzewodowym
  • bardzo długi czas pracy w trybie bezprzewodowym
  • duża elastyczność w doborze okablowania
  • potencjalnie wysoka wygoda użytkowania z racji wygodnych nausznic i umiarkowanego docisku
  • efektowne strojenie na skraje pasma, często przypominające brzmienie Edifierowych zespołów głośnikowych
  • wyraźne słyszalne efekty stereofoniczne
  • całkiem dobre w elektronice
  • bardzo łatwe w equalizacji
  • pewne trzymanie się głowy słuchacza
  • w miarę sensowna izolacja od otoczenia

Wady:

  • zakres 300-400 Hz powoduje czasami wrażenie uciekania wokali wgłąb
  • bardzo łatwo rysujące się boczne panele z pleksi
  • i tak samo bardzo łatwo eksponujące wszelkie drobinki
  • brak widocznej skali wysunięcia się widełek
  • kabel analogowy podpinany z prawej strony
  • przyciski głośności opisane tylko na folii zabezpieczającej
  • dodatkowe folie ochraniające środki muszli przyklejają się do większej folii zabezpieczającej i potrafią odkleić się razem z nią
  • śladowe wypełnienie obicia pałąka może co bardziej wrażliwym doskwierać po pewnym czasie, choć nie musi

 

Serdeczne podziękowania dla EDIFIER POLSKA za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

11 komentarzy

  1. Szanowny Panie,

    „Edifiery takich wymogów przed słuchaczem nie stawiają, uniwersalizując swoje dopasowanie pod kątem synergii ze źródłem, ale mniejszy nacisk na wspomniany wycinek średnicy mimo wszystko faworyzować będzie te grające średnicowo.”

    Już dla tak skonstruowanego zdania warto przeczytać ten artykuł.

  2. Panie Jakubie,
    Jestem bardzo wrażliwy na estetykę języka i wypowiedzi.
    Na podstawie artykułów Pana autorstwa mógłbym zostać światowej sławy malarzem – impresjonistą (artystycznych talentów, z tego zakresu, jednak nie posiadam).
    Wracając do meritum – dla mnie to zdanie to perła, ale dla kogoś innego może być zbyt dużą kompresją.

    • Panie Krzysztofie,

      Niestety mam tendencję do przesadnego komplikowania wypowiedzi i formułowania zdań wielokrotnie złożonych. Zwłaszcza o 3:00 w nocy, także ma Pan rację, może być ono zbyt niezrozumiałe i należy je uprościć. Ponad wszystkim wierzę, że liczy się treść i dokładne przekazanie czytającemu jak dany sprzęt gra. Przez stwierdzenie o malarstwie rozumiem jednak, że nie uważa Pan moich treści za zbyt wartościowe merytorycznie i kojarzą się Panu z audiofilskim laniem wody?

      PS. Klikając na *Odpowiedz* pod poprzednim komentarzem mogliśmy kontynuować w ramach jednego drzewka.

    • Panie Jakubie,
      Moje nawiązanie do malarstwa rzeczywiście odnosi się do formy. I proszę mi to wybaczyć, ale lektura artykułów Pana autorstwa właśnie ze względu na ten aspekt to dla mnie czysta przyjemność. Tyle o formie.
      Co do treści, to porusza Pan cholernie trudną dla mnie materię, ale równocześnie jest Pan doskonałym po niej przewodnikiem i z czasem rozumiem z tego przekazu coraz więcej.

  3. Cześć Jakubie !

    Czy dałbyś radę porównać te nauszniki do Oppo PM-3 ? Jako fan PM-3 mógłbym je stosować czasem na ulicy w zastępstwie. B&O H6 nie są do trójek podobne, nie mają tej mięsistości dźwięku, nasycenia. A tu miałbym jeszcze bezprzewodowość. Niestety Oppo nie myśli o PM-3 BT 🙁 .
    Kupiłem i czekam na T4s (te za stówkę z 11.11) ale nie sądzę,żeby były klasą samą w sobie. Ot tanie były to wziąłem do zabawy.

    • Witam,
      Być może MW50 byłyby ciekawą opcją w takim układzie. W855BT i PM-3 to dwa zupełnie inne podejścia do dźwięku. Edifiery więcej stawiają na detaliczność i przesunięcie barwy trochę na nosowość, zaś PM-3 na średnicę i całościową koherencję.

  4. Witam.
    O ile wyższą klasę dźwięku oferują słuchawki akg k550 mk2 (z odpowiednim źródłem) w stosunku do różnicy ceny między tymi modelami, czy warto Pana zdaniem dopłacić do tych akg, kiedy tych 150 zł nie ma w portfelu i trzeba je wypracować ?

    • Witam,
      Musiałbym odpowiedzieć z pamięci. Niestety również na wszelkie zakupy muszę pracować, a środki nie pojawiają się na koncie znikąd. Osobiście zapamiętałem K550 jako podobną klasę, choć inne naturalnie brzmienie.

  5. Ciekawi mnie czym spowodowana jest różnica w cenie między polską dystrybucją a np amerykańską (75 usd) lub chińską (99 usd)

    • Cena amerykańska wynosiła z tego co pamiętam 130 USD, 75 było ceną promocyjną. Różnica wynika również z cła i VATu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *