Recenzja słuchawek bezprzewodowych Edifier W600BT

Czy i co można wyciągnąć sensownego z bardzo skromnego budżetu w słuchawkach – to pytanie zadaje sobie wielu tak producentów, jak i użytkowników. Wręcz można byłoby zadać je następująco: „jakie słuchawki na kryzys?”. Czy istnieją bardzo tanie, a jednak sensowne jeszcze słuchawki, do tego  bezprzewodowe na Bluetooth i to z bardzo długim czasem pracy? Nawet jeśli nie istniały, to chyba się to właśnie zmieniło, a przynajmniej przekonywać nas będzie o tym próbował nikt inny jak Edifier, proponując swoje W600BT, nie wyceniane nawet na kwotę 3-cyfrową. Gratka czy wpadka? O tym będzie niniejsza recenzja.

Recenzja jest owocem płatnej współpracy z marką Edifier za pośrednictwem firmy INNPRO z Rybnika, która podesłała niniejszy sprzęt do testów. Treść zawiera elementy autopromocji konkretnych produktów marki Audiofanatyk.

Wykonanie i konstrukcja W600BT

Pierwsza myśl jaka nasuwa się do głowy związana jest z plastikowością konstrukcji oraz jej bardzo niską wagą. Jak na słuchawki BT, producent mocno przykręcił koszt właśnie w tym miejscu. Słuchawki w dotyku są wyraźnie plastikowe, odlewy są częściowo obrobione, ale czuć ostrości przy krawędziach. Jest to jednak i tak znacznie lepsze wykonanie, niż można byłoby się spodziewać po tak ekstremalnie zaniżonej cenie. Zaniżonej, gdyż niska cena, to za mało powiedziane. A przynajmniej taki wniosek być może zrodzi się pod koniec recenzji, tak jak mi w trakcie jej trwania.

 

Wyposażenie Edifier W600BT

W zestawie cudów nie uświadczymy, ale i nie spodziewamy się przecież ich za tak śmieszne pieniądze. Producent w tej cenie oferuje nam minimum programowe, a więc jedynie okablowanie do ładowania słuchawek oraz doprowadzenia do nich sygnału analogowego w razie gdyby akumulator się wyczerpał, ale nasza chęć na odsłuchy nie. Większa ilość akcesoriów naturalnie znajduje się w droższych słuchawkach marki Edifier, a co jest całkowicie logiczne. Kabel analogowy jest najprostszym z możliwych i jednocześnie trochę sztywny, co będzie myślę największą jego wadą w praktyce. Dużą przewagę ma nad nim mój własny kabel słuchawkowy AC1, który po przeprojektowaniu adresuje teraz m.in. właśnie takie problemy jak masa czy sztywność oryginalnego okablowania. Aczkolwiek myślę że spora część osób będzie chciała zakupić do nich kabel i tak od razu z mikrofonem przewodowym (zaraz dojdziemy w kolejnych akapitach do powodów ku temu).

 

W600BT – komunikacja i połączenia

Edifier W600BT komunikują się z urządzeniami źródłowymi na dwa sposoby:

  • przewodowo za pośrednictwem gniazda jack 3,5 mm stereo
  • bezprzewodowo po Bluetooth 5.1 z zasięgiem do 10 m bez przeszkód

Spotkamy się tu ze standardową obsługą profili A2DP, AVRCP i HFP. Poza tym słuchawki zdaje się nie posiadają żadnych dodatkowych fajerwerków, może poza jednym: możliwością parowania z dwoma urządzeniami (multipoint). Miły i praktyczny dodatek zamiast bajerów, których przetworniki tych słuchawek i tak nie będą w stanie wykorzystać. Gdy tylko słuchawki wykryją kabel analogowy w gnieździe, automatycznie się wyłączają i przechodzą w tryb przewodowy. Zawsze.

 

Sterowanie odtwarzaniem i rozmowami

Słuchawki bezprzewodowe Edifier W600BT mają na sobie tak naprawdę tylko 3 przyciski, choć wielofunkcyjne. Dwa od sterowania głośnością + i –, a także główny przycisk będący włącznikiem czy przyciskiem parowania. Komunikacja nie jest realizowana głosowo, a jedynie tonowo. Nie ma tu więc lektora, a jedynie proste sygnalizowanie funkcji zrozumiałe dla każdego.

Słuchawki posiadają w sobie możliwość odbierania rozmów telefonicznych, a co za tym idzie w jednej z muszli ukryto otwór mikrofonu. Ten nie będzie jednak funkcjonował po analogu. Kabel sygnałowy nie posiada bowiem na sobie żadnego mikrofonu przewodowego, a ten wbudowany w słuchawki nie będzie działał bez ich włączenia w trybie BT.

 

Przetworniki W600BT

W muszlach producent upchnął dwa 40 mm przetworniki elektrodynamiczne o impedancji 32 Ohm i skuteczności 96 dB. Tolerancję daje sobie dosyć sporą, bo +/- 3 dB, ale być może część czytelników będzie zdumiona gdy powiem, że to również obecnie standard i patrząc znów na bardzo niską cenę tych słuchawek to i tak cud, że i ten jest tu dochowywany. Braku balansu między kanałami nie wykryłem w testowanej sztuce, słuchawki grały równo po obu stronach, aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że jest to sztuka demonstracyjna z takim dokładnie przeznaczeniem już z góry dla nich przewidzianym (naklejka „DEMO 1” na pudełku). Nie sądzę jednakże aby było to ze sobą powiązane i na 99% jest to po prostu oddelegowanie konkretnej sztuki z puli seryjnej.

 

Szumy i przebicia w W600BT

Żadnych nie stwierdziłem. Wiele osób jest mocno wyczulonych na szumy własne albo przebicia od modułu BT słyszalne w słuchawkach bezprzewodowych i ogromna większość z nich wykazuje się takowymi cechami. W600BT są od nich wolne, a co jest bardzo dobrą wiadomością.

 

Czas pracy W600BT

Jak na słuchawki tak tanie, jest on wprost kolosalny i wynosi potężne 30 godzin w szczycie. W tej cenie spodziewałem się znacznie mniej, a dostałem bardzo miłą niespodziankę od producenta.

 

Opis dźwięku i pomiary Edifier W600BT

Dla porządku chronologicznego, bardzo lubię zaczynać wszelakie testy od odsłuchów, a nie pomiarów, ale w recenzji umieszczam je albo w formie przeplatanej, albo po prostu na początku, gdyż bardzo rzadko zdarza się, że słuchawki diametralnie różnią się od tego jak się mierzą w ramach tego jak brzmią. Takie modele mogę policzyć chyba wręcz na palcach jednej ręki, z czego dwa palce należą do Etherów Flow i CX. W przypadku Edifierów W600BT, sprawy wyglądają następująco:

Edifier W600BT Measurements

Na wykresie zaznaczyłem zarówno pasmo przenoszenia w trybie BT (niebieskie) jak i po kablu (czarne). Różnice w strojeniu widać gołym okiem i wynika to z faktu zastosowania w słuchawkach sprzętowej equalizacji zakodowanej już bezpośrednio w module Bluetooth.

Jak łatwo przewidzieć, zastosowanie takiego mechanizmu będzie miało swoje przełożenie na odczyty, jednak są one tak duże, że doszedłem do wniosku, iż Edifier nie pokusił się tylko o EQ, a w ogóle zaimplementował prosty DSP. Pierwszym wskaźnikiem sugerującym taki stan rzeczy jest odczyt impulsowy w trybie przewodowym:

 

Edifier W600BT Measurements

Tu zaś w trybie bezprzewodowym:

Edifier W600BT Measurements

Impuls jest wielokrotnie gorszy, a przetwornik potrzebuje dobrych 3 ms aby się uspokoić. Najprawdopodobniej wynika to właśnie z faktu zastosowania mocnych cyfrowych korekcji wprost z układu, choć możliwe też, że jest pochodną opóźnienia reakcji spowodowaną bezprzewodowym interfejsem słuchawek. Będę miał to na uwadze przy przyszłych recenzjach podobnych słuchawek, gdzie dalsze pomiary i badanie tego zjawiska być może pozwolą na dojście do jakichś ciekawych konkluzji. Tu na szczęście nie ma to katastrofalnego przełożenia na jakość dźwięku.

W temacie czystości dźwięku, jest ciekawie:

Edifier W600BT Measurements

Choć słuchawki nie błyszczą i aż do 60 Hz utrzymują wysokie 13-15% THD, średnia wynosi ok. 5,2%. Co ciekawe, w trybie BT jest czyściej i bas już mamy na poziomie 10%, choć średnia wzrasta i wynosi dla 1 kHz już 5,5%. W tej cenie jednak są to i tak przyzwoite wyniki, od razu zaznaczając że nie są one spowodowane źródłem, tym samym co w każdej wcześniejszej recenzji od lat.

Edifier W600BT Measurements

Niemniej przyznam że byłem mocno zaskoczony wynikami. Nie spodziewałem się tak dramatycznej zmiany w odczycie impulsowym, ani też tak wysokiego THD względem tego co z nich słyszałem. W600BT są jednak tymi słuchawkami, gdzie przez pryzmat bardzo niskiej ceny jesteśmy w stanie takie rzeczy wręcz zignorować, a i same odsłuchy zapewniam były znacznie mniej dramatyczne niż mogłoby się to wydawać z pomiarów i słuchawki pozostawiły finalnie po sobie pozytywne wrażenia. I do nich właśnie w tej chwili sobie przejdziemy.

 

W600BT – Tryb Bluetooth

Słuchawki bezprzewodowe Edifier W600BT zaskoczyły mnie na początku swoim graniem w tym trybie, jako że to właśnie od niego zacząłem. A zacząłem dlatego, że tak było mi łatwiej i nie chciało mi się przyznam wydłubywać kabla analogowego. Ale może to i lepiej. Przy każdych słuchawkach bowiem, czy nam się to podoba czy nie, mamy jakieś oczekiwania, przeczucia i domysły co do tego, co otrzymamy.

W820 były słuchawkami mocno midbasowymi i przede wszystkim ciepłymi. W600 są natomiast klasyczną „V”-ką, z mocnym subbasem oraz podniesioną barwą góry. Nie mówię tu o nosowości czy sybilantach, a barwie w znaczeniu stricte. Dlatego tym razem przejdę się po W600BT z analizą nietypowo, bo od końca.

Bardzo mocno zainteresowała mnie w tym modelu (i trybie) scena. W ogromnej większości słuchawek jest ona prezentowana na planie eliptycznym. Standardowa oś przód-tył, mocniej wychylenie zaznaczone na boki, umiarkowana trójwymiarowość. W600BT również przybierają taki układ sceniczny, ale w ciekawej formie. Głębia na osi przód-tył wydaje się w pierwszej chwili zredukowana, a sama scena mocno spłaszczona. W rzeczywistości jest ona zdeformowana tak, że źródła pozorne z przodu wydają się bardziej płaskie i bliższe, natomiast więcej do powiedzenia mają dźwięki dochodzące z tyłu. Jednym słowem, słuchawki grają bardziej do tyłu niż do przodu.

Mamy tu również bardzo wyraźne wychylenie dźwięku na boki i dźwięk mocno wysuwa się poza wirtualną głowę w lewo oraz prawo. Jest to agresywna i przesunięta elipsa, ale dająca przez to zaskakujące efekty dźwiękowe i tym lepsze, im bardziej jesteśmy skłonni do słuchania gatunków elektronicznych z mnóstwem efektów.

W tym czasie, gdy słuchawki przybyły do mnie na testy, przesłuchiwałem sobie świeżo co zakupiony album Alphaxone – The Infinite Void. I bardzo płynnie udało mi się przejść do odsłuchów na W600BT w ramach tego albumu z innych słuchawek jakie posiadałem pod ręką. Kombinacja sceny szerokiej z dodatkowym rozbudowaniem do tyłu i strojeniem okazała się bardzo wciągająca. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że ten album spośród większości jakie na nich odtwarzałem, zabrzmiał najlepiej. Prawdopodobnie przez większy nacisk na bas + scenę niż pozycję wokalisty czy barwę sopranu.

Dlatego uważam, że ideałem dla tych słuchawek jest wszelkiej maści elektronika i ogólnie gatunki nie operujące na bezwzględnie poprawnej barwie sopranu.

Góra jest prezentowana tu z podkreśleniem i to nie takim, że słychać sybilanty albo gorszą jakość, a wyłącznie zmodulowaną barwę, którą opisałbym jako swego rodzaju „spłaszczenie z pogłosem”. Wydaje się lekko „plastikowa” przez to, ale znów: nie jest to cecha jakościowa, a barwowa. Słychać że góra jest po prostu strojona w sposób nieco dziwny, ale składający się finalnie na charakter tego modelu. Jeśli miałbym wybierać czy wolę sopran z W600 czy 820, wolałbym ten z 600, ale głównie dlatego, że pracuję z takimi słuchawkami i tak stacjonarnie, gdzie nie następuje kompensacja hałasu z otoczenia kosztem basu i wybicia sopranu właśnie.

I co najlepsze, słyszę to tylko na utworach testowych które doskonale znam i mam przesłuchane na setkach słuchawek, a także klasycznych instrumentach, np. perkusji. Jakiekolwiek przełączenie się na inny utwór, ale „syntetyczny”, powoduje zniknięcie wrażenia dziwności góry, np. Hecq – Mare Mostrum III. Utwór który uwielbiam za pokazywanie jak słuchawki potrafią się pogubić i wpaść w pułapkę kompresji.

Średnica to trochę taka szara eminencja. Choć jest i wcale się przed nami nie chowa, nie gra pierwszych skrzypiec, gdyż te odbierane są im przez albo specyfikę barwy sopranowej, albo przez podkreśloną linię basową, do której o dziwo bardzo łatwo jest przejść w W600BT. I to mimo, że bas sprawia wrażenie brutalnie sabotującego kompana. Wystarczą spokojniejsze momenty aby ten całkowicie się uzupełniał ze średnicą i serwował przekaz mocny, stanowczy, ale w symbiozie z pozostałymi zakresami. Jeśli jednak do tego dołączy sopran, średnica po prostu wyłania się w utworze jako ostatnia.

Samego basu w W600BT jest nawet sporo, ale nie jest to jeszcze ślepe na całe szczęście walenie nim gdzie popadnie. Kontrola jest tu względnie zachowana, toteż ucieszeni będą zarówno fani trochę mocniejszego wygaru od spodu, jak i zwolennicy tejże mocy wciąż pod kontrolą.

Na koniec jedna jeszcze ważna rzecz, choć częściowo o niej już wspominałem we wczesnych akapitach: słuchawki nie wykazują szumu własnego. Jest to duży atut podczas pracy bezprzewodowej, wprost wpływający na jakość odsłuchu zwłaszcza cicho lub cichych partii utworów.

 

W600BT – Tryb analogowy

Tu natomiast okazuje się, że BT to tak naprawdę dźwięk zequalizowany i po kablu mamy bardziej znormalizowane strojenie, bardziej już skłaniające się w stronę W820. Różnice nie są diametralne, ale są i sprowadzają się do:

  • Słabszego nieco basu i jego przesunięcia się na średni i wysoki podzakres.
  • Bardziej wybrzmiewającej średnicy, delikatny efekt „buły” względem trybu BT.
  • Cieplejszego, bardziej zaokrąglonego sopranu.
  • Sceny nieco mniej rozbudowanej na boki.

Jednym słowem potulniejsze i bardziej uniwersalne granie, które jednak świetnie nadaje się do pór nocnych i wieczornych. Słuchawki mają tu lepszą barwę, grają bardziej naturalnie, choć nie tak spektakularnie jak w trybie BT. Proporcje także się odwracają i to teraz średnica z wyższym basem grają pierwsze skrzypce, a wokal stawał się bardzo wyrazisty i bezpośredni, choć wciąż z delikatnym dystansem od słuchacza. Po prostu ten model tak już ma.

Finalnie więc było tak, że tryb BT wykorzystywałem bardziej do wspomnianej muzyki ambientowej, mrocznej, klimatycznej i scenicznej, a do wszystkiego innego tryb analogowy. Ponownie jednak, w tych pieniądzach dostałem więcej niż się spodziewałem patrząc obiektywnie po jakości.

Ale i tu nawet całkiem fajnie brzmiał mi np. Toby Driver – They Are The Shield, a przecież gdzie temu albumowi do statusu muzyki syntetycznej. Także muzyka testowa sobie, ale praktyczne pełne albumy to już zależy od tego jak co jest skonstruowane. I znów: w tych pieniądzach…

 

Opłacalność i parę słów o napędzeniu W600BT

Nie wiem czy ktoś wkurzył Edifiera, ale takich słuchawek nie wypuszcza się bez powodu na rynek. Jak wiadomo, uwielbiam podejście „czystej kartki” do tematyki testów słuchawek. Przed przystąpieniem do odsłuchów czy opisów nie miałem pojęcia ile W600BT kosztują, jak grają, nic. Pełna ignorancja. Ba, nawet moja pamięć zawiodła i myślałem, że jedzie do mnie model W800. Po zakończonych odsłuchach i wyrobieniu już sobie zdania sprawdziłem zatem cenę i… kolejna niespodzianka. Jeśli za tak śmieszne pieniądze dostajemy tak grające słuchawki, to jak dla mnie jest to rewelacja dla osób szukających budżetowej, przenośnej V-ki pod mocną i nowoczesną muzykę.

Brzmieniowo stoją naprawdę dobrze mimo barwy góry pasującej bardziej do elektroniki oraz czasami nieco za mocnego dla mnie basu, ale tylko czasami i ponownie: w tej cenie spodziewałem się dostać mniej, znacznie mniej. Albo tyle samo, choć za więcej. A tu dostajemy nie jedno, a dwa brzmienia, które wcale się nie wykluczają i nie kolidują ze sobą, a wręcz się uzupełniają. Aczkolwiek co do zasady preferowałbym sytuację, w której słuchawki grają identycznie w każdym trybie.

Dlatego też odpowiadając na typową zagwozdkę oszczędnych i bardzo oszczędnych użytkowników – tak, W600BT są bardzo opłacalne. Nie jest to zresztą jedyny produkt tego producenta, który na uwagę na tym polu zasługuje, bowiem bardzo podobnie wypadły też Edifier G4 TE, które wypożyczone mi przez p. Marcina (kłaniam się jeszcze raz z podziękowaniami) zaprezentowały także świetny stosunek jakości do ceny. Też mając pewne wady, ale w swojej cenie pomijalne.

Co warto wspomnieć, są to słuchawki bardzo łatwe w napędzeniu, a co wynika wprost z logiki rozwiązań tego typu i formatu. Sztukowanie specjalnie dla nich wzmacniacza słuchawkowego mija się dosyć mocno z celem i będzie szukaniem jakości tam, gdzie nie ma to sensu, o ile nie planujemy zastosowania taktyki „słuchawki -> tor -> lepsze słuchawki”. Ale i tu wolałbym dołożyć do lepszego modelu Edifiera albo pozostać przy W600BT z racji faktu, że po prostu nie uda nam się – prócz jakichś starych używanych kart dźwiękowych – dobrać do nich sensownego źródła budżetowego przy tak niskiej ich cenie. W kontekście wcześniejszego akapitu o opłacalności, notorycznie będziemy mieli więc z tyłu głowy, że parujemy nowe słuchawki poniżej 100 zł z używaną kartą albo DACiem kosztującym często więcej niż 100 zł. Zwłaszcza że przy 30 godzinach pracy spokojnie możemy oprzeć się na tym trybie w codziennym użytkowaniu, jeśli nie jest ono zbyt częste i nie będzie drenowało baterii koniecznością doładowywania raz dziennie.

Przez cały czas trwania testów towarzyszyło mi poza tym wrażenie niedoszacowania tych słuchawek cenowo/rynkowo. Zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby nie namacalne oszczędności w materiałach użytych do budowy modelu W600BT, spokojnie dałoby się je sprzedawać za nieco więcej (i zapewne część sprzedawców będzie skuszona tymi słowami by tak uczynić mimo to). Ale jest dobrze tak jak jest obecnie, bo przynajmniej jako użytkownicy dostaniemy w sumie tak samo grający towar za mniej, a jedynie nieco gorzej wykonany. Rzecz w zupełności do przełknięcia.

 

Żywotność plastików i materiałów eksploatacyjnych

No ale właśnie, czy aby na pewno w zupełności do przełknięcia? Z reguły nie poświęcam takim aspektom osobnych akapitów, ale w przypadku W600BT pomyślałem, że może być to dobry ukłon w stronę osób zwracających uwagę na jakość wykonania i mających mimo wszystko jakieś oczekiwania, może wprost nawet żądania, aby niska cena słuchawek nie oznaczała dla nich jednego sezonu użytkowania i nieuchronnej awarii.

To też mówiąc, oczywiście wszystko zależy od tego czy dbamy o nasze słuchawki, czy też nie. Zakładanie ich jakby były z gumy prowadzi najczęściej do pęknięć pałąka i na ten element moim zdaniem należy bardzo mocno przy W600BT zwracać uwagę. Pałąk jest w całości plastikowy, więc w naturalny sposób może być podatny na pęknięcia. Producent zakłada jednak zawsze pewien zakres pracy tego materiału i jego sprężystość, toteż wydaje mi się, że mimo wszystko nie powinno być tu specjalnego problemu. Im mniejsza głowa, tym rozstaw słuchawek będzie mniejszy, a tym samym docisk do głowy. Jest zatem w tym dodatkowa szansa na to, że słuchawki przeżyją z nami jeszcze dłużej.

Druga rzecz to elementy wysuwane z pałąka, które także są plastikowe i dużo bardziej sztywne, a co też może powodować, że zbyt mocne naprężenia spowodują tu jakieś pęknięcie.

Ostatnim elementem o który powinniśmy się troszczyć, są na ogół pady. To one mają kontakt z naszą głową, skórą, potem, a zatem kwaśnym jego odczynem i solą. W pierwszej chwili myślałem, że pady są przytwierdzone na stałe, ale są to zwykłe pady z kołnierzem, które wciśnięte są w odpowiednie wyprofilowania i zablokowane plastikowym pierścieniem. Wydaje mi się, że technicznie ich wymiana jest możliwa, a nawet jeśli nie dostaniemy ich w oryginale, udałoby się dosyć łatwo dopasować jakiś zamiennik z rynku. Także nie jest to przeszkoda taka, jak w np. H1707, gdzie padów po ich kilkuletniej eksploatacji (i w konsekwencji dezintegracji) nie da się znaleźć i bez mocnego DIY się raczej nie obejdzie. Jest to też podobna sytuacja do Bluedio TM, gdzie pady posiadają zatrzaski i ich wymiana w prostej linii także może powodować pewne trudności. W600BT wychodzą w tym towarzystwie nawet obronną ręką.

Ze swojej własnej obserwacji mogę powiedzieć, że ślady na pudełku sztuki demonstracyjnej oraz na plastikach wysuwanych z pałąka wskazują, iż w niejednych rękach już gościły. Musiały długo jeździć i wiele razy się telepać, a jednak kompletnie nic im nie jest i możemy brać to za dobrą monetę. To też jest bardzo fajna sprawa dla mnie jako recenzenta, bo przez ten niecały miesiąc wypożyczenia, po prostu nie będę w stanie sprawdzić tych słuchawek pod kątem potencjalnego zużycia. Do tego trzeba byłoby miesięcy, a może nawet lat. Możliwość obserwowania sprzętu już używanego jest wciąż dobrą sposobnością do badania procesów jakimi słuchawki podlegają i znoszą wędrówkę od domu do domu, od redakcji do redakcji.

 

Podsumowanie – czy warto kupić W600BT?

No ale wracając do tematu nadrzędnego, a więc bohaterów recenzji, co mogę finalnie o nich powiedzieć? Na pewno W600BT zaskoczyły mnie w swojej skandalicznie niskiej cenie, to nie ulega wątpliwości. Choć widać jej odzwierciedlenie w oszczędnościach poczynionych w obudowie, gdzie praktycznie wszystko jest trochę surowym w dotyku plastikiem, błysnęły podwójnie brzmieniowo dźwiękiem i ogólnie możliwościami, głównie związanymi z 30 godzinami pracy na jednym ładowaniu.

Efektowneestradowe wręcz granie po BT, analogowe i bardziej naturalne granie po kablu, do tego bardzo długi czas pracy na baterii, bardzo lekka i całkiem wygodna konstrukcja. W obu formułach prezentacji dźwięku jest to przekaz mający mnóstwo przebłysków jakościowych i wychodzący mocno poza swój przedział cenowy jakością ogólną.

Generalnie jest tu naprawdę niewiele wad uwzględniając obiektywnie cenę i w żadnym miejscu słuchawki mnie od siebie nie odrzuciły. Tam, gdzie wypadały gorzej czy to odsłuchowo, czy pomiarowo, cały czas pojawiał się znaczek z ceną, który kasował większość mojego marudzenia. Chociażby w temacie THD widziałem i słyszałem słuchawki o gorszych rezultatach i to za wielokrotnie więcej.

W tej cenie myślę więc, że Edifier W600BT to obowiązkowa pozycja zakupowa na listach fanów przenośnej opłacalności, słuchawki rywalizujące z dotychczasowymi ich bywalcami takimi jak np. Bluedio TM. Nie wiem czy nawet nie detronizując ich w obecnej sytuacji, gdyż słuchawki mają nad nimi kilka zalet oraz średnio niższą nawet cenę. Dlatego też leci tu zasłużona rekomendacja.

 

 

Słuchawki na dzień pisania recenzji można bez problemu zakupić w większości sklepów w Polsce.

 

Zalety:

  • lekka konstrukcja
  • możliwość pracy także w trybie analogowym
  • sensowna wygoda mimo formatu pomniejszonego wokółusznego
  • aż 30 godzin pracy akumulatorowej
  • zerowe szumy własne
  • brak przebić i artefaktów od kompresji
  • multipairing
  • ciekawie strojone jak na swoją cenę zarówno po BT jak i analogu
  • bardzo dobre do gatunków elektronicznych
  • całkiem szeroka scena z dodatkowym smaczkiem do tyłu
  • łatwe w napędzeniu
  • bardzo atrakcyjna cena i wysoka opłacalność

Wady:

  • oszczędności na plastikach
  • kiepski, sztywny kabel analogowy bez mikrofonu
  • mechanizm wysuwania bez podziałki: wszystko robimy „na oko”
  • mimo wszystko warto uważać na plastikowy pałąk

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

2 komentarze

  1. DUŻO wygodniejsze od bluedio t monitorów, i mają na pewno lepiej działający bluetooth: wiekszy zasięg, brak losowych wyciszeń na windowsie, t-monitor łączą sie ze wszystkimi laptopami z głosnością na 80 co jest bardzo denerwujące. Mimo wszystko t-monitory brzmią dla mnie troche lepiej ale nie na tyle żeby wygrały z edifierami.

  2. Trochę szkoda, że się nie składają. A czy można liczyć na recenzję Edifier WH500 w najbliższym czasie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *