TEAC jako producent nie miał jeszcze okazji gościć na łamach Audiofanatyka i jest to pierwsza okazja do zmierzenia się z jego obliczem. Ono to ukazuje się pod postacią dosyć kontrowersyjnego że tak powiem odtwarzacza HA-P90SD, który z tego co do tej pory słyszałem ma ubytki w obsłudze, ale i sowite naddatki w brzmieniu. Czas więc zmierzyć się z tym cudem i zobaczyć, czy diabeł jest faktycznie tak straszny jakim go malują od strony użytkowej.

Zestaw TEACa obejmuje wszystkie potrzebne kable. To miłe.

 

Dane techniczne

  • Układ DAC: Burr-Brown PCM1795
  • Układ wzmacniacza: OPA1602
  • DSD: wspierane
  • Wspierane formaty plików: FLAC, AAC, MP3, WAV, DSF, DFF
  • Zakres trybów: od 16/44.1 do 24/192 kHz (w zależności od formatu)
  • Wyjście: 3,5 mm mini-jack (kompatybilne z wtykami TRS i TRRS), koaksjalne
  • Wejście: micro USB, USB, koaksjalne, liniowe (maks. 2 Vrms)
  • Poziomy wzmocnienia: 2
  • Pasmo przenoszenia: 10Hz do 80kHz (dla wejścia liniowego)
  • THD: 0.004%
  • Pamięć: 1x microSD (do 128 GB, brak wbudowanej)
  • Czas odtwarzania: do 7 godzin
  • Czas ładowania: ok. 4 godzin (dla słabych portów USB czas ten może być dłuższy)
  • Wymiary: 69,6 mm x 123 mm x 21,5 mm
  • Waga: 280 g

 

Moc wzmacniacza słuchawkowego

  • 170 mW @ 32 Ω
  • 80 mW @ 300 Ω
  • 40 mW @ 600 Ω

 

Zawartość zestawu

  • odtwarzacz
  • 2x opaski ściągające
  • adapter jack – koaksjalny
  • kabel komunikacyjny microUSB
  • kabel zasilający USB
  • instrukcje obsługi i karta gwarancyjna

 

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Odtwarzacz przychodzi do nas w małym, ale estetycznym i dobrze go zabezpieczającym pudełku. TEAC jest jak do tej pory największym odtwarzaczem gabarytowo, jaki miałem możliwość w rękach trzymać. Jest ogólnie większy nawet od C4 PRO, ale nie powinno to w sumie dziwić z racji faktu, że sprzęt ten opiera się o tańszy wariant, pełniący rolę tylko wzmacniacza przenośnego. Tu zaś mamy dodatkowo odtwarzacz.

Na pewno nie można odmówić P90 gabarytów.

Wykonanie jest naprawdę bardzo dobre, choć z racji bycia modelem testowym, krawędzie preaplikowanej folii zabezpieczającej przedni ekran przestają powoli przylegać. Obudowa jest wykonana z aluminium, ekranująca urządzenie i działająca jako radiator, choć sprzęt właściwie się nie nagrzewa jakoś specjalnie (maksymalnie może do 30 stopni). Mimo trochę ostrawo zakończonych wypustków umieszczonych po bokach, odtwarzacz bardzo dobrze leży w ręce, a wspomniane elementy wypadają akurat poza światłem dłoni. Ich egzystencja nie jest przypadkiem – to ograniczniki dodatkowo zabezpieczające np. pokrętło potencjometru. TEAC kładzie tym samym wysoki nacisk także na kwestie typowo związane z żywotnością, na wypadek gdyby któryś z użytkowników miał te przysłowiowe „maślane łapy”.

Sprzęt jest całkiem dobrze wyposażony w złącza rozmieszczone na ściankach bocznych.

Odtwarzacz posiada zagospodarowane trzy z czterech swoich ścianek i każda z nich jest tak samo ważna. Naturalnie tyczy się to także frontu. Na nim znajduje się mały wyświetlacz OLED o niskim współczynniku PPI. Wyświetla dużą ilość informacji, choć robi to w formie stosunkowo konserwatywnej, nie różniącej się od tego, co do dziś prezentuje mój iFP. Wygląda nostalgicznie, zwłaszcza podczas przechodzenia przez menusy, które przypominają mi czasy domowego Atari 130XE, ale o ile pełni swoją rolę należycie, informując o detalach odtwarzanego utworu i parametrach pracy, nie ulega wątpliwości, że na dzisiejsze czasy jest to element nieco już archaiczny.

Pod nim znajduje się „kółkoprzycisk”, będący niczym innym jak czterokierunkowym krzyżakiem w formie okrągłej płytki. Górna funkcja MENU działa również jako powrót. Lewo i prawo to przechodzenie do poprzedniego i następnego utworu, dół zaś to zgodnie z oznaczeniem rozpoczęcie i wstrzymanie odtwarzania.

Tylko jedna nie została wykorzystana.

Prawa strona powtarza jakoby tą funkcjonalność za sprawą manipulatora trójkierunkowego, wracającego po wykonaniu ruchu palcem do pozycji wyjściowej. W górę lub w dół również przerzuca utwory, a za sprawą przytrzymania – skanuje utwór w jedną lub drugą stronę. Służy także do poruszania się po menu, czego nie da się wykonać za pomocą przedniego kółka. Potwierdzenie wyboru, tudzież pauzowanie czyni się poprzez wciśnięcie manipulatora. Wymusza to lawirowanie między przednim panelem a bokiem urządzenia, czyli de facto obsługę obydwiema rękami.

Slot na kartę pamięci ukryto za zasuwaną zaślepką.

Prócz manipulatora, mamy także po tej stronie klasyczny suwak blokady HOLD oraz zamykane „okienko” na jedną kartę pamięci microSD. Urządzenie w specyfikacji podaną ma obsługę do 128 GB, jednakże z ciekawości umieściłem w nim również i swoją kartę 200 GB. Nie polecam. Uruchamianie się trwa wtedy wieki, zaś przechodzenie między utworami jest bardzo wątpliwe. Szybkie przejście przez dwa utwory zakończyło się natomiast zawieszeniem się urządzenia. Dlatego też użytkownik TEACa powinien ograniczyć się do konkretnie tejże pojemności, która widnieje w specyfikacji i nie próbować przeginać.

Tryb pracy oraz gain ustawia się ręcznie przełącznikami.

Na górnej ściance umieszczono pokrętło głośności, które pełni rolę jednocześnie włącznika. Jest w pełni analogowe, a co jest miłą odmianą od cyfrowo sterowanych urządzeń tego typu. Z wyjść mamy wielofunkcyjne jack 3,5 mm oraz standardowe słuchawkowe 3,5 mm. Każdemu towarzyszy jeden przełącznik, w pierwszym przypadku odpowiedzialny za tryb pracy (wejście liniowe lub koaksjalne we-wy), zaś w drugim stopnień wzmocnienia. Skok między L i H nie jest co prawda specjalnie duży, ale bardzo pomocny przy trudniejszych słuchawkach, takich jak chociażby 400-ohmowe AKG K4. Sam wzmacniacz oparty jest o kość Burr-Brown OPA1602, pracuje w klasie AB i pozwala przyjąć słuchawki o impedancji od 8 do 600 Ohm. Znajduje to swoje odzwierciedlenie w poziomie szumu własnego – ten przy wydajnych słuchawkach w zasadzie nie istnieje.

Ładowanie jest całkowicie niezależne od złącz komunikacyjnych.

Na samym dole znalazły się trzy gniazda. Pierwsze służy do podłączenia zewnętrznego zasilania 5V w postaci czegokolwiek z gniazdem USB, czy to ładowarki nie przekraczającej 1.5A (producent zaleca TASCAM/PS-P515U), np. do telefonu, lub po prostu komputera. Gniazdo microUSB jest już tym właściwym, komunikacyjnym, które pozwala m.in. na pracę odtwarzacza w trybie USB DAC (nie umożliwia ładowania). Trzecie, duże typu A, to z kolei host dla sprzętu Apple: iPod, iPad i iPhone, ale też umożliwiające pracę jako bank energii.

Bateria wbudowana w odtwarzacz pozwala wg producenta na pracę odtwarzacza przez 7 godzin. Wynik ten udało mi się niemal idealnie uzyskać przy odtwarzaniu 44-minutowego pliku FLAC 16/44, w pętli, przy wpiętych Etymoticach HF2 na normalnym poziomie głośności z jakim zwykłem słuchać muzyki, z minimalną jasnością wyświetlacza, najniższym gainem i opcją prądową (zwiększającą poziom sygnału wyjściowego kosztem czasu pracy baterii) wyłączoną. Przy normalnym użytkowaniu, a więc z sięganiem po odtwarzacz, zmianami utworów i ich przewijaniem, czas ten redukował się do wartości trochę powyżej 6 godzin.

Plecki zostały wyprofilowane na żeberka radiacyjne. Sprytne.

Z jednoznacznych pozytywów jakie można wylistować na poczet HA-P90SD mogę wymienić właśnie opcję m.in. ładowania poprzez USB, ale też wspominane regulowany gain czy ukryty w menusach tryb prądowy. Cieszy też interfejs cyfrowy i komplet kabli dołączany do zestawu, tudzież opcja EQ. Za bardzo dużą zaletę uważam możliwość ładowania urządzenia podczas odsłuchu – w ten sposób odtwarzacz staje się bardziej stacjonarny, ale nielimitowany przez wbudowane w siebie ogniwo.

Z wad natomiast wymienić mogę faktycznie ogólną warstwę obsługi, która jest może nie toporna, ale po prostu utrudniająca szybkie wykonanie niektórych operacji. Listy utworów na ten przykład nie są zapętlone, toteż przy dużych bibliotekach skok na ostatnią pozycję wymaga przelotu przez wszystkie, jakie posiadamy na karcie. Brakuje mi także mocno obsługi folderów, gdzie sprzęt wyraźnie faworyzuje system tagów, co przy gorzej pielęgnowanej audiotece skutkować będzie zastanawianiem się, który utwór czym w ogóle jest. Przewijanie utworów jest dosyć mozolne, ponieważ skok jest stosunkowo mały. Mimo znaczka Hi-Res, odtwarzanie formatu FLAC jest ograniczone do trybu 24/96 (FW w wersji 1.30 znosi to ograniczenie) i cokolwiek więcej wyświetli komunikat o nieobsługiwanym pliku. Jeśli nastąpi błąd odtwarzania, na użytkowniku wymusza się wtedy ręczne przejście do następnego utworu.

Interfejs jest dosyć responsywny, choć też nie zawsze jest w stanie zareagować na wybór opcji manipulatorem bocznym, nie ma też problemów z timerem. Jedynie warstwa logiczna jest tutaj trochę cofnięta i jakby nie uwzględniająca faktu, że wyświetlacz nie jest graficzny, a tekstowy i ogranicza chociażby pojemność wierszy list utworów. Mimo to w wielu miejscach jest moim zdaniem lepiej niż to co serwował np. Colorfly. Mam tu na myśli przede wszystkim C4 PRO, który był jak na ironię jeszcze trochę lepszy brzmieniowo, ale też i gorszy użytkowo, z mocniej okrojoną paletą formatów plików. Także nie ma tego złego co by ostatecznie na dobre nie wyszło, a że już powoli doszliśmy do dywagacji nt. brzmienia…

 

Przygotowanie do odsłuchów

Odtwarzacz był poddany przeze mnie zwyczajowemu profilaktycznemu wygrzewaniu dla przezornych, choć był to sprzęt z tego co widzę już używany.

Aby ocenić jego walory dźwiękowe oraz możliwości klasowe, za konkurencję funkcjonowały odtwarzacze:

Choć to właśnie na nich postanowiłem się skupić (głównie na OPUSie), to naturalnie dopełnieniem było przyrównanie odtwarzacza także i do innych „niemobilnych” punktów odniesienia. Były to:

Słuchawkami bezpośrednio używanymi w niniejszym teście były:

Odtwarzacz był testowany standardowo z trzema kartami pamięci microSDHC:

  • Sandisk 2 GB (bodajże class 6, ale nie jestem pewien)
  • Samsung EVO 16 GB (class 10)
  • Sandisk Ultra 200 GB (class 10, celowo przekraczająca specyfikację urządzenia)

Muzyką jak zawsze były różnorodne pliki dźwiękowe, od MP3 i OGG VBR po FLAC 24/96 z bardzo różnych gatunków muzycznych, najczęściej elektronicznych, eksperymentalnych, ambientowych i elektroakustycznych, ale z uwzględnieniem również jazzu, klasyki, bluesa czy dynamicznej muzyki filmowej.

 

Jakość dźwięku

W całościowym zarysie TEAC szczyci się przyjemnym i nasyconym brzmieniem z bardzo delikatną tendencją spadkową swojej tonalności. Pełny bas i średnica, delikatnie przygładzona góra, dobra, eliptyczna trochę scena. Nastawienie na muzykalność i smak dźwięku, aniżeli bezwzględną techniczną doskonałość.

 

Bas

Linia basowa prezentuje się obficie i pulchnie, ale jest to cały czas prezentacja w granicach wszelakich norm i nie czyniąca ze słuchawek chudych nagle basowych potworów. Dobre rozciągnięcie i sowite nasycenie powodują natomiast, że wszelakim bębnom nie brak mocy na sprzęcie, który potrafi takie rzeczy pokazać i reaguje nawet na drobne zmiany w systemie. P90 czyni prezentację basową na tyle kompetentną, że nie odbywa się to ani z przesadzeniem z ilością basu, ani kosztem jego szybkości lub selektywności w sposób, który odebralibyśmy za przywarę. Wszystko zachowuje tu swoje rozsądne optimum, na którym buduje się warstwę treści i smaku. W OPUSach na ten przykład bas jest trochę twardszy i szybszy, zaś w AK300 podobny, ale mniej intensywny.

 

Średnica

Na bogato. Podkreślona muzykalnością i wyrazem, pełna, intymna, nasycona, grająca na bliższy pierwszy plan, choć nie aż tak bliski, aby negować głębię sceny i rozbudowanie planarne instrumentów. Bardzo płynnie łączy się z basem, a co warto podkreślić, ponieważ płynność ta towarzyszy praktycznie wszystkim podzakresom, niczym pełna symbioza. To właśnie sekcja nisko-średniotonowa jako suma obu nadaje odpowiedni ton i charakter brzmieniu P90SD. Nie dominuje ponad sopranem pod żadnym względem, abyśmy się dobrze zrozumieli, a kreuje jedynie wyraz, który zwłaszcza w słuchawkach suchszych jest rzeczą wysoce korzystną. Nie naprawi to może ich do końca co prawda, ale uczyni bardziej przyjemnymi w odbiorze niż na bardziej neutralnych odtwarzaczach (znów jakoby kłania się OPUS).

 

Góra

Należycie rozciągnięta i z lekkim przygładzeniem, które powoduje tak wielki zastrzyk przyjemności w tym odtwarzaczu. Nie jest ciemna lub schowana, znów za to sprawnie lawiruje między optymalną szybkością i selektywnością, a barwą i wtapianiem się w ogólny, muzykalny ton. Na klasowość odtwarzacza pracuje przede wszystkim rozdzielczością i akcentowaniem niektórych harmonicznych, przez co wydaje się słuchaczowi, że mimo wspomnianego przygładzenia, prezentacja sopranowa sięga daleko i po rzeczy, które ostatecznie decydują właśnie o takiej a nie innej klasyfikacji. Po tym zresztą da się poznać muzykalność osiąganą w sposób kompetentny i kontrolowany, od prezentacji po prostu spowolnionej i zaciemnionej w sposób forsowny.

 

Scena

W P90SD mamy klasyczny układ eliptyczny, naciskający na szerokość kosztem głębokości. Wynika to w prostej linii z bliższej średnicy, jaką odtwarzacz ten nam serwuje, ale fakt faktem nie jest to jeszcze tak mocne przybliżenie, jak w AK300. Tam przypisałbym roli średnicy wręcz korekcyjną rolę, zaś tutaj jest to po prostu smak, styl grania. Sama scena jest jednakże należycie wyciągnięta we wszystkie strony, abyśmy nie poczuli specjalnych ubytków holografii. TEACowi udało się tym samym uniknąć największej pułapki, jaka czyha na producentów chcących nadać swojemu urządzeniu bardziej ludzkiego tonu jeśli chodzi o barwę i miło mi jest tym samym stwierdzić, że scena nie padła swego rodzaju „łupem” takiego stanu rzeczy.

 

Ogółem

TEAC jest przykładem jednego z trzech najczęściej spotykanych podejść wobec tematu droższych odtwarzaczy przenośnych, z jakimi miałem okazję się spotkać. Jeśli stwierdzić, że na sprzęt tego typu składają się dwie warstwy: użytkowa + brzmieniowa, można wyszczególnić takie urządzenia, które starają się albo balansować między nimi i równoważyć je tak od strony logicznego zachowania, jak i akuratnej wyceny całościowej, albo kłaść nacisk na jedną cechę kosztem drugiej, w obie strony. P90SD byłby tym, które wyraźnie przedkłada brzmienie ponad płynnością obsługi. Jest to praktycznie ta sama kwestia co przy Colorfly’u C4 PRO i jestem przekonany, że często jeszcze będzie nam dane spotkać takie odtwarzacze. Zresztą nie tylko tam.

Być może pewnym kluczem do znalezienia odpowiedzi na pytanie dlaczego producent stworzył takie a nie inne urządzenie, jest mniejszy brat P90, który jest… wzmacniaczem przenośnym. Rzuca to na 90-tkę cień podejrzeń, że tak naprawdę nie jest to odtwarzacz w sensie funkcjonalności nadrzędnej, czy też celu samego w sobie, a bardziej sprzęt powstały jako wariacja nt. już istniejącego urządzenia o bardziej bezpośrednim przeznaczeniu.

Nie ma to jednak większego znaczenia i nie wpływa na zmianę stanu rzeczy: że P90SD to bardzo dobrze brzmiący odtwarzacz przenośny z dużym zapasem mocy i umiejętnością zagrania z niektórymi słuchawkami tak, że nigdy prawdopodobnie jeszcze ich nie słyszeliśmy w tak serwowanej kreacji. Do takich mariaży zaliczam absolutnie Aune E1, z którymi od startu uzyskałem tzw. „złotą synergię”, a więc perfekcyjne wstrzelenie się jednego urządzenia w drugie w ramach swoich cech. E1 zagrały z TEACa wybornie: nasyconym dźwiękiem o świetnej scenie, definicji i bez jakiejkolwiek ujmy czy to muzykalności, czy w przeciwną stronę – detaliczności. Takich przykładów i dokładnie tych samych rezultatów jest na pewno więcej i dlatego też bardzo szybko zrozumiałem dlaczego P90 jest według niektórych osób tak chwalony i stawiany na samej górze drabinki jakości dźwięku. Lub przynajmniej jej okolicach. Brzmienie ma w nim swój urok i angaż. Wszystko jest na swoim miejscu, scena także, zatem trudno jest mi wskazać coś, co TEAC robiłby jednoznacznie źle.

Sprzęt powtarza więc na swój sposób to, za co do dziś dzień chwalę C4 PRO. Tam również była bardzo podobna sytuacja i strojenie, aczkolwiek charakter Colorfly’a był w tym wszystkim trochę bardziej transparentny. Potencjalnych sytuacji na dobre efekty synergiczne było trochę więcej, ale też problemy z warstwą użytkową wcale nie małe, jeśli nie większe (np. brak obsługi FLAC, co w tej cenie można byłoby uznać za delikatnie mówiąc „niedopatrzenie”, a konieczność konwersji do WAV za „niezręczność”). P90 jest kompletnie wolny od takich smaczków, bogatszy i znacznie bardziej responsywny, także w zasadzie jedynie toporny sposób obsługi jest faktycznie tym, za co można go krytykować.

Natomiast osoby które przeżyją tenże aspekt, a także kilka innych braków, otrzymają odtwarzacz z brzmieniem naprawdę dużego formatu, dającym tak dużą przyjemność, że powoli przestaniemy zwracać uwagę na niedogodności. To sprzęt świetny do bardziej stacjonarnego odsłuchu, w którym możemy się zanurzyć i nie przerywać go sobie zbyt często. Pozostajemy się wtedy sam na sam z tym co robimy oraz czego słuchamy. Warstwa obsługowa pozostaje gdzieś tam daleko w tyle i chyba tak właśnie dzieje się w przypadku większości posiadaczy tego sprzętu. Na naszej głowie będzie wtedy już tylko kwestia synergiczna, a i tu P90 ma dużą elastyczność.

Odsłuchy TEACa kończę z niedosytem związanym z jego obsługą i pewnymi ograniczeniami użytkowymi, ale też bardzo mocnym nadrobieniem tychże przywar za sprawą dźwięku. W taki sam sposób bronił się już parokrotnie Colorfly i nie inaczej jest tutaj. Wraz z ich C4 PRO oraz OPUSem #2, zaliczyć mogę go do mojego osobistego TOP3 odtwarzaczy przenośnych pod kątem jakości dźwięku. Bardzo fajna rozdzielczość połączona z rozsądną muzykalnością i wyważoną holografią to bardzo angażująca mieszanka, dająca ostatecznie taką a nie inną przeze mnie klasyfikację w tej sytuacji.

 

Porównanie HA-P90SD do OPUS #3

Wybór OPUSa model #3 i opisanie go w osobnym, specjalnym akapicie ma miejsce m.in. z racji dosyć bliskiego sąsiedztwa cenowego, ale też z racji wspomnianego bronienia się P90 dźwiękiem, chciałbym na tym konkretnym przykładzie opisać co dokładnie miałem na myśli i jak to wygląda w praktyce.

OPUS #3 jest mniejszy i poręczniejszy, choć podobnie gruby.

Oba urządzenia są od siebie diametralnie różne, to nie ulega wątpliwości. OPUS ma wyraźnie rozbudowaną warstwę użytkową, wygodną obsługę dotykiem, nowoczesność, wyposażenie w funkcje, ogólną sprawność i ponad wszystkim: czytelność. TEAC jest na jego tle odtwarzaczem trącającym wyraźnie mocno zamierzchłymi czasami, do tego gorzej (słabiej) wyposażonym: brak WiFi, streamingu, balansu, obsługi folderów, okładek… Zdawałoby się więc, że taka konfrontacja będzie z góry przesądzona co do wyniku.

I właśnie w tym miejscu dochodzi do zderzenia z niemożliwym, gdy podłączone zostaną słuchawki. TEAC jest brzmieniowo przyjemniejszy – niby strojenie podobne, ale z jeszcze bardziej ludzkim wyrazem, pełniejszym i bardziej organicznym. Nasycenie, trochę dynamika, a także często decydująca o finalnym werdykcie eufonia w dźwięku są dla mnie w TEACu bardziej przystępne. W Opusie mam wrażenie jakby charakterem był strojony mimo wszystko na tendencyjnie większą techniczność z dodatkowym basem, podczas gdy w TEACu dźwięk przybiera formę płynnego spadku z pełnym złączeniem się każdego sąsiedniego podzakresu.

Również i scenicznie TEAC jest dla mnie odtwarzaczem z trochę większym rozmachem. W jego scenie prócz większego rozmiaru jest ukryta pewna aura tajemniczości, głębi z której jest w stanie wyłonić się dźwięk i zaskoczyć sobą słuchacza. W OPUSie, o ile ma ona dosyć poprawne parametry i tło również jest prezentowane porządnie, objętościowo podobnie jest jej do tej z M2s. TEAC stawia bardziej na wieloplanowość i zaintrygowanie słuchacza, co również jest synonimem sprzętu z wyższych sfer. Przykład ten jasno wskazuje na to, że o ile droższy OPUS jest użytkowo bardzo kompletnym odtwarzaczem o lepszym wyposażeniu, brzmieniowo może w pewnych sytuacjach ustąpić temu pozornie bardziej ułomnemu, tudzież wypaść wobec niego porównywalnie.

Osobiście uważam, że porządny odtwarzacz winien przede wszystkim porządnie odtwarzać dźwięk i jest to przynajmniej połowa jego późniejszej wartości, jako ogółu. Bo jeśli uda się nawet przebrnąć przez menusy i ostatecznie żądany utwór uruchomić, leci sobie w tle, kojąc i tuląc uszy elementarną jakością. Wtedy warstwa użytkowa nie wchodzi nam w paradę, a nasze zdanie zmienia się na korzyść użytkowanego przedmiotu. W przypadku TEACa niemal każda para słuchawek i utwór bardzo szybko mnie pochłaniały dźwiękowo i ostatecznie zapominałem o przywarach użytkowych, ale wszystko sprowadza się do osobistych preferencji i spokojnie zrozumiem osoby, które w takiej sytuacji (sprzęt słabszy brzmieniowo vs słabszy użytkowo) zdecydują się na wybór tego mającego lepszą obsługę.

 

Podsumowanie

TEAC wpisuje się w szeroki strumień urządzeń, które tyle samo dobrego, co i złego lubią mieszać. Kwestia tylko co będzie nam bardziej w jego przypadku podchodziło. Od lat wiadomo że przywiązuję wagę przede wszystkim do brzmienia i jeśli jemu trudno jest coś zarzucić, sprawdzam czy z takim sprzętem mógłbym żyć mimo wad. Z HA-P90SD byłoby zdaje się dosyć łatwe do wykonania, bowiem sposób w jaki zagrał z Aune E1 wynagrodzić może naprawdę wiele. Było tu pełnie, smacznie i muzykalnie, a jednocześnie z bardzo dobrą rozdzielczością. Brakowało mi tylko tego „finalnego oddechu” i (jak to określił kiedyś jeden z czytelników) ”palca Bożego” który miał C4 PRO, także korona króla brzmienia jeszcze mu z głowy nie spadła. Wykonanie również jest jak dla mnie bardzo dobre i solidność oraz rozbieralność są rzeczami godnymi wysokich pochwał. Do „dziwnej” obsługi można się przyzwyczaić, pewne ograniczenia też przeboleć, a możliwości cyfrowe i prądowo-napięciowe skutecznie w praktyce wykorzystać.

Wyświetlacz pamięta czasy Atari, ale jak na ironię dodaje mu to uroku.

W moim przypadku jedynie brak obsługi folderów był tym, czego do samego końca nie mogłem przełknąć, tudzież faktu, że TEAC mimo wszystko jest produktem do oporu aż konserwatywnym jak na współczesne czasy. Płynny interfejs dotykowy, wysokiej rozdzielczości wyświetlacz z obsługą okładek, obsługa bardzo wysokiego próbkowania czy też więcej niż jednej karty pamięci lub po prostu takiej, która wykracza poza 128 GB to rzeczy, których coraz częściej możemy uświadczyć w jego przedziale cenowym. Z drugiej strony trudno jest trafić na dokładnie takie lub podobne brzmienie jak P90 i przyjemność, jaką jest w stanie zaserwować. TEAC więc – niezgrabnie bo niezgrabnie – ale ostatecznie skutecznie przypomina, że cały czas tak naprawdę liczy się na pierwszym miejscu elementarna jakość dźwięku, a za którą chciałbym nagrodzić go znaczkiem Rekomendacji.

 

 

Na dzień pisania recenzji sprzęt jest możliwy do nabycia w cenie ok. 2670 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)

 

Zalety:

  • solidnie wykonany i z użyciem porządnych materiałów
  • aluminiowa obudowa działająca jak radiator i osłonka EMI
  • doskonale zabezpieczone manipulatory w razie upadku
  • należyte wyposażenie dodatkowe
  • możliwość pracy jako DAC USB, DAC COAX, wzmacniacz przenośny i bank energii
  • możliwość pracy podczas ładowania
  • obsługa plików DSD
  • regulowany gain i tryb prądowy
  • niska impedancja wyjściowa
  • bardzo dobre brzmienie o należytej muzykalności, nasyceniu i rozdzielczości
  • bardzo dobra scena jak na sprzęt o takim tendencyjnie strojeniu
  • brak słyszalnych szumów własnych
  • wysoce synergiczny wobec większości słuchawek, dający multum przyjemności z odsłuchu i dostateczną ilość mocy
  • łatwo rozbieralna obudowa celem ewentualnego serwisu

Wady:

  • gabaryty
  • archaiczny wyświetlacz i menusy
  • drobne braki w zakresie warstwy nawigacji będące kwestią konieczną do przyzwyczajenia
  • brak obsługi folderów
  • pliki FLAC limitowane do trybu 24/96 (FW 1.30 znosi to ograniczenie)
  • tylko jedno gniazdo na karty mSD z bezproblemową obsługą maksymalnie do 128 GB

 

Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

12 komentarzy

  1. Zmiany w wersji 1.3 oprogramowania odtwarzacza:
    FLAC 176.4k/192kHz files on microSD card have been supported

    • Bardzo dziękuję za zwrócenie uwagi. Faktycznie, nowszy FW znosi to ograniczenie. Na szczęście tylko to, także poza lepiej prezentującymi się możliwościami nie wpływa to praktycznie w żadnym stopniu na samo clou recenzji (ufff) :).

  2. Ciekawy te(k)st. W moim przypadku wybrałem sam konwerter/wzmacniacz HA200 od Onkyo. Niestety obsługa w P90 jest dla masochistów, a tak podpinam swój DAC pod smartfona i w drogę.

    • Dziękuję. Też w sumie zawsze jakieś wyjście. Obsługa niestety taka jest. Co prawda zawsze można tu trochę wybaczyć ze względu na brzmienie, ale rzeczywistości to magicznie nie odmieni.

  3. Witam. Chciałbym zapytać jaki może być finał połączenia tego urządzenia ze słuchawkami AKG N40. Nie ma tych urządzeń zbyt wielu na rynku by ich posłuchać. Proszę o podpowiedź.

  4. Od ponad roku jestem przeszsczęśliwym posiadaczem tego odtwarzacza. Tym bardziej byłem zadowolony widząc Pańską recenzję na łamach tego portalu. Mimo swych gabarytów, Teac jest jednym y najbarziej ergonomicznych i wygodnie leżących w dłoni grajków z jakimi miałem styczność. Może dlatego że jestem leworęczny. Głównym problemem interfejsu jest skok z poziomu odtwarzania pojedyńczego utworu, z powrotem do głównej listy albumów. Jeśli słucha się całych płyt jedna po drugiej, to nie jest to problem, ale jeśli skacze się po różnych utworach, to przy dużej bibliotece jest to bardzo utrudnione i czasochłonne. Nie wspominając o tym, że niektóre albumy się na liście dublują, jeśli wszystkie tagi nie są takie same, co przy soundtrackach czy innych komplinacjach, występuje niestety regularnie. Można to obejść przez edycję tagów, ale traci się wtedy oryginalnie metadane i porządek na liście. Mimo wielu ograniczeń, obsługa teaca jest moim zdaniem do pewnego punktu intuicyjna i można jej używać nie spoglądając na nią, co jest istotne. Wszystko to rekompensuje brzmenie. Teac i C4 to moim zdaniem jedyne odtwarzacze przenośne, które brzmią naprawdę analogowo. Co nie znaczy tylko, że nie brzmią cyfrowo, to znaczy że nie brzmią jakby ich sygnatura była na siłę wyrównana. Poleca kombinację Teaca z Beyerdynamic dt 150. Bajeczne. Sennheisery 650 się chowają.
    Mam jedno pytanie : Jakie by Pan polecił iemy do tego Teaca? Do tej pory używałem phonaków audeo pfe022, ale skończyły mi się szare filtry, z których dostępnością jest dość trudno. Myślałem nad mee p1, lz a4, bądź ibasso it03. Budżet do 800 zł. Generalnie chciałbym zachować sygnaturę audeo. Pozdrawiam.

  5. Witam
    Przymierzam się do tego TEACa i wiem, ze rewiew sprzed pół roku ale nie ma zdajesie słowa w temacie głównie odróżniającym go od innych DAPów – nagrywanie.
    Jak się prezentuje rejestracja sygnału po analogu ? Po digital-in ?
    A jak odtwarzanie DSD ?

  6. Ktoś może potwierdzić tę bajeczną synergię z Beyerdynamic DT-150? Szukam ciemniejszej alternatywy dla audio-technici MSR7. Czegoś, co by zagrało nieco „tłuściej” w górnej średnicy. Wyższe wokale i cała reszta w tym rejonie wydają mi się zbyt „suche” na wspomnianej wyżej audio-technice.
    Proszę o sugestie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *