Słuchawki bezprzewodowe to niewdzięczny nieco temat. Konstrukcje te są najczęściej zauważalnie droższe od modeli konwencjonalnych i jednocześnie brzmieniowo od nich gorsze. Niechlubnym tego przykładem były NuForce BT-860, które mógłbym zaliczyć do jednego z gorszych przedstawicieli tego typu konstrukcji, do tego z wyraźnie zawyżoną wyceną. Na szczęście honor ratują tu w tym momencie takie właśnie konstrukcje, jak Noontec Zoro Wireless – Zoro bez kabelków (choć tak po prawdzie są one w zestawie).
Dane techniczne
– typ przetwornika: dynamiczny, półotwarty 40mm
– złącze: jack 3,5 mm
– pasmo przenoszenia: 13-26 kHz
– skuteczność: 108 dB @1kHz 1mW
– impedancja wejściowa: 16 Ohm
– moc maksymalna: 60 mW
– transmisja bezprzewodowa: Bluetooth 2.4G
– akumulator: 800 mAh (wbudowany)
– czas pracy w trybie czuwania: 1000 godzin
– czas pracy w trybie odtwarzania: min. 20 godzin
– długość przewodu: 1,2 m
– masa: 170g
– dostępne kolory: czarne / czerwone / białe
Jakość wykonania i konstrukcja
Oparcie się o projekt zwykłych Zoro skutkuje tutaj przede wszystkim użyciem tych samych materiałów, tego samego formatu, rozwiązań konstrukcyjnych oraz innych cech fizycznych, które miały miejsce przy okazji tańszego modelu. Dlatego zamiast skupiać się na opisywaniu de facto jeszcze raz tego samego, warto porozmawiać sobie o faktycznych różnicach w budowie.
Przede wszystkim dorzucenie Zoro nowych funkcjonalności (zwłaszcza baterii) pociągnęło za sobą zwiększenie wagi samych słuchawek. Docisk muszli do głowy pozostał bez zmian, ale teraz do uszu dociskane są cięższe obiekty, a więc czas, w jakim mogłem przesiedzieć w Zoro Wireless się skrócił na tle tańszego brata. Plusem jest jednak wyważenie muszli między sobą, aby waga nie była skupiona tylko na jednej słuchawce, a na obu w równym stopniu.
Zmieniła się również orientacja gniazda jack 3,5mm i teraz jest on po stronie przeciwnej (zastąpiły je gniazdo microUSB oraz dioda sygnalizacyjna), będzie to więc idealne rozwiązanie dla osób leworęcznych. U mnie przewód zawsze znajduje się po stronie lewej, ponieważ jestem praworęczny i wiele rzeczy wykonuję właśnie tą ręką, zatem byłoby to dosyć niebezpieczne dla samych słuchawek oraz przewodu.
Osobom o zapędach stricte podle koncepcji „hands free” zapewne spodobają się dwa przełączniki znajdujące się po bokach muszli i odpowiedzialne za sterowanie odtwarzaniem jak i głośnością. Funkcjonują naturalnie tylko wówczas, gdy korzystamy z transmisji bezprzewodowej.
Przycisk włączania i wyłączania ma standardową funkcjonalność dla urządzeń tego typu, a więc nie tylko uruchamia i wyłącza słuchawki, ale też odpowiada za proces ich parowania. Z tym z kolei nie było, przynajmniej w moim przypadku, żadnego problemu.
Brzmienie
Nie będę przedłużał i powiem na samym początku wprost – Zoro Wireless to w zasadzie identyczne brzmienie, które do tej pory mogliście spotkać w zwykłym przewodowym modelu. Zawiedzie się zatem każdy z Was, kto myślał natrafić tu na bezprzewodowe objawienie na tle pozostałych modeli tej firmy, aczkolwiek patrząc z perspektywy urządzeń stricte bezprzewodowych, to Zoro Wireless mają co pokazać.
Warto zapoznać się przed lekturą recenzji z poprzednią, linkowaną przeze mnie wyżej, gdyż w sumie jedyną różnicą po założeniu Wirelessów jest fakt, że grają od swoich przewodowych braci ciszej o ok. 5dB (na przewodzie przy identycznej głośności po stronie źródła). To w gruncie rzeczy tyle, koniec, więcej różnic nie ma i po odpowiednim dostrojeniu poziomu głośności między jednym i drugim modelem uzyskujemy dokładnie taki sam dźwięk, także przypomnę jedynie z grubsza jak on wyglądał.
Mamy tu identyczne „rozrywkowe” brzmienie Zoro: podkreślony, ale nadal rozsądnie podawany bas, który bardzo dobrze komponuje się z charakterem, jakim powinny cechować się słuchawki tego dokładnie typu i z tego segmentu rynku. Wspomniane podkreślenie nie jest w żaden sposób przesadyzmem basowym, do poziomu EVO czy K518 DJ/LE definitywnie sporo im brakuje – EVO mają o wiele mocniejszy bas całościowo, K518 zaś twardszy i z większym uderzeniem.
Sposób prezentacji linii basowej uzupełnia się doskonale ze średnicą, tworząc bardzo dobre połączenie. W średnicy można poczuć też już pewną cechę, która uwidacznia się przy bezpośrednich porównaniach z innymi modelami słuchawek – tendencyjną stereofonię, która rozlewa nam brzmienie we wszystkich kierunkach, tworząc wrażenie grania z pewnego dystansu. W pewnym sensie jest to coś na wzór tego, co serwowały mi K240 MKII, choć tam scena całościowo była zauważalnie większa. W Zoro Wireless z kolei wpływa pozytywnie na ogólny odbiór średnicy, jako bardziej napowietrzonej i obszerniejszej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać po słuchawkach tak małych rozmiarów.
Góra to oczywiście (ze względu na fakt użycia dokładnie tych samych driverów) zarówno i kalka z zachowania, jak i związanych z tym problemów. Ponieważ cechą dziedziczoną jest tu dokładnie już przeze mnie opisywany przy okazji zwykłych Zoro dramatyczny ubytek częstotliwości (ze szczytem w rejonie 3-4 kHz) słuchawki zachowują się niestabilnie w zależności od utworu, który jest im zapodawany. Czasami brzmienie więc trzyma się całości, jest koherentne, a innym razem część sampli wpada w dziurę i nie może z niej wyjść, powodując negatywne wrażenie, że część dźwięku jest nam w sztuczny sposób okrajana, jakbyśmy mieli na głowie brzmieniowy produkt OEM. Scenicznie również jest pod identycznym względem jak w zwykłych Zoro.
Jak widać Zoro Wireless nie różnią się brzmieniowo niczym od zwykłego modelu pozbawionego zarówno możliwości sterowania dźwiękiem z poziomu słuchawek, jak i naturalnie bezprzewodowości. Po Zoro są dziedziczone dokładnie wszystkie cechy, a więc i te pozytywne, jak i negatywne, których model ten niestety nie jest pozbawiony. Dziwię się i jednocześnie żałuję, że Noontec nie zdecydował się na stworzenie modelu bezprzewodowego opartego o Zoro HD, ponieważ w tej cenie byłby to naprawdę łakomy kąsek, ale przede wszystkim przy właśnie takim założeniu, że cena zmianie nie ulegnie i wciąż będzie to kwota 400 zł.
Zastosowanie
Tu również można powtórzyć identyczne wnioski, co przy Zoro – są na tyle uniwersalne, że nie ma potrzeby zbytnio wskazywać podle nich źródeł faworyzowanych i znów jedynie podle własnego gustu mógłbym rekomendować odsłuchy na czymś jaśniejszym, jeśli iść po kablu. Dla transmisji bezprzewodowej oczywiście problem ten jest automatycznie rozwiązany i będzie to w wielu przypadkach spora oszczędność w kontekście zakupu lepszego niż układ zintegrowany źródła dźwięku.
Podsumowanie
Nie ma tu mistyki – kupujemy w kwocie 400zł po prostu zwykłe Zoro, ale pod względem użytkowym maksymalnie rozwinięte i będące bardzo elastyczną propozycją dla osób chcących upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, czyli szukających słuchawek tak samo praktycznych po kablu, jak i z opcją bezprzewodowego grania z np. telefonem. Z tej perspektywy zakup dwóch osobnych par można byłoby rozwiązać właśnie w taki sposób. Mimo wszystko jest to raczej propozycja dla fanów podstawowego modelu, którym ich sygnatura odpowiada na tyle, że chcą przy nich pozostać na dłużej.
Witam, Interesuje mnie w jakiej wersji bluetooth (i jakie profile obsługują) te słuchawki działają, w internecie jedynie dokopałem się do info na stronie producenta że to v4.0, ale specyfikacja różni się też kilkoma innymi szczegółami (pojemność baterii, pasmo przenoszenia, moc maksymalna). Czy producent udostępnia różne wersje na różne rynki? Czy to tylko problem z copy-paste polskich serwisów/sklepów? Można prosić o wyjaśnienie tych wątpliwości?
Witam,
Słuchawki były testowane na nadajniku BT jak pamiętam w wersji 3.0, więc również i tutaj powinny funkcjonować. Nie wydaje mi się, aby producent wypuszczał różne wersje tego produktu, znacznie bardziej prawdopodobnym jest problem ze wspomnianym copy-paste’m. Wiele słuchawek i urządzeń ma wypisane kompletnie wyssane z palca specyfikacje, nie mające wiele wspólnego czy to z rzeczywistością, czy też danymi publikowanymi na stronie producenta (które również mogą podlegać zmianom i korektom).
„Akurat mikrofon w tym modelu bardzo by się przydał, nawet kablowy, ale poza wprowadzaniem potencjalnych nabywców w błąd przez samego Noonteca twierdzącego, że Zoro Wireless mikrofon mają, nikt nic z tym nie robi.”
Ależ te słuchawki maja mikrofon i to działający, niestety bardzo kierunkowy w związku z czym nasz rozmówca ledwo nas słyszy. Prawy nausznik, ten z wejściem Jack, mała dziurka w obudowie. Zrób test z dwoma telefonami, odbierz drugi telefon i przyłóż do ucha, a mów do słuchawki sparowanej z pierwszym telefonem lub postukaj w słuchawkę, zobaczysz, że dźwięk z mikrofonu dociera do rozmówcy. Pomysł świetny, wykonanie chałowe.
Faktycznie, model ten posiada mikrofon. Recenzja została poprawiona w tym aspekcie. Dziękuję za zwrócenie uwagi.
Tydzień wcześniej kupiłem Jabra Move Wireless i byłem bardzo zadowolony z dźwięku, ale w jednej ze słuchawek coś mechanicznie trzeszczało – włącznik i zarazem przycisk parowania z urządzeniami bluetooth jest źle osadzony i to prawdopodobnie we wszystkich czarnych egzemplarzach (próbowałem 4 sztuki) i przy intensywnych ruchach głową (czytaj: przy bieganiu) zakłóca totalnie odbiór muzyki. W Saturnie trafiłem czerwone i tej wady nie było. Więc oddałem Jabrę i kupiłem Noontec Zoro Wireless. Dźwięk prawie mnie zwalił z nóg (POZYTYWNIE). Myślę, że grają głośniej (może lepsze tłumienie) i bas też zdecydowanie na plus w stosunku do Jabry. Ale przy okazji czysto i wyraźnie. Naprawdę jestem mega pozytywnie zaskoczony.
Ale słuchawki Jabra Move Wireless w moim odczuciu lepiej trzymają się głowy dzięki materiałowej wyściółce na pałąku. Mogłem w nich biegać i tylko z rzadka musiałem je poprawiać. Też bardziej „proporcjonalnie” wyglądają na głowie jeśli można się tak wyrazić, tzn. dzięki temu że nauszniki są inaczej mocowane, praktycznie cały pałąk przylega do głowy. Tymczasem w Noontecach nie da się biegać, bo non-stop się ześlizgują z głowy i nawet przy chodzeniu trzeba od czasu do czasu poprawić. No i pałąk niemiłosiernie odstaje od głowy, normanie gołąb mógłby przelecieć między pałakiem a głową 🙂 Może to kwestia bardzo krótkich włosów ale trudno zapuszczać włosy, żeby się słuchawki lepiej trzymały na głowie.
Sterowanie w Noontecach też bardziej user friendly niż w Jabrze.
Więc moje idealne słuchawki to byłoby połączenie dźwięku Noonteca i wyglądu Jabry. Chociaż muszę zastrzec, że ocena jest subiektywna w temacie dźwięku ponieważ nie miałem na raz obydwu sztuk przy sobie i odsłuch między Jabrą a Nootecem to różnica około tygodnia. Dobrze byłoby założyć bezpośrednio jedne po drugich i wtedy ocenić.
Uff, się rozpisałem a to moja pierwsza ever recenzja jakiegokolwiek produktu (tak jestem zadowolony z tego Noonteca, że musiałem to z siebie wyrzucić). Akurat leci Faith No More i prawie wbija w fotel 🙂
P.S.
Jeszcze w odniesieniu do mikrofonu, bo widzę tu dyskusję na ten temat. Jest. I działa bardzo dobrze.
Również ma Pan rację co do faktu, że model ten posiada mikrofon. Recenzja została poprawiona w tym aspekcie. Dziękuję za zwrócenie uwagi.