Kennerton jest stosunkowo młodą marką zza wschodniej miedzy, która do tej pory nie miała ani swojej premiery na łamach AF, ani w ogóle nawet dystrybutora w Polsce. Dlatego z wielką ciekawością podszedłem do informacji, że ich sprzedaży u nas w kraju podjął się sklep Audiomagic z Warszawy. To właśnie dzięki niemu możliwa stała się recenzja tych interesujących i faktycznie masywnych słuchawek.

Dane techniczne

  • Konstrukcja: wokółuszna, otwarta
  • Przetworniki: 80 mm, magnetostatyczne
  • Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 58 kHz
  • Impedancja: 40 Ω
  • Czułość: 104 dB / 1 mW
  • Złącza: mini-XLR 4 pin
  • Waga: 670 g (niektóre źródła podają 700 g)
  • Warianty drewna: Zebrano, Sapeli, Pale Moon Ebony

 

Zawartość zestawu

  • słuchawki Kennerton Odin
  • puszka na akcesoria
  • dokumentacja
  • ściereczka do czyszczenia
  • kabel symetryczny OFC 2 m na jack 6,3 mm
  • drewniana skrzynia do przechowywania

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Słuchawki wykonywane są ręcznie w St. Petersburgu, tak pancernie jak ich rodzimy AK-47, a i sam producent chwali się, że do ich budowy nie został użyty ani jeden element plastikowy. Dominuje więc metal i aluminium lotnicze jako główny materiał nośny, z wtórowaniem im przez elementy skórzane oraz lakierowane muszle z drewna. Producentowi zależało na jak największej wytrzymałości i trwałości. Trzeba przyznać, że chyba się udało. Całość dostajemy w bardzo ładnym drewnianym pudle, z akcesoriami ukrytymi w osobnej puszce.

Każda z muszli skrywa 80 mm przetworniki magnetostatyczne, opracowane od podstaw przez Kennertona na bazie wielowarstwowej, 10 µm folii, ale według typowych pryncypiów tejże technologii, w zadzie niezmiennych przez ostatnie 35 lat.

Regulatory wysunięcia zastosowano śrubowe, wymagające od nas każdorazowo odkręcenia, wyregulowania i zakręcenia każdej z muszli osobno. Mechanizm jest banalnie prosty. Do pałąka przykręcono bloki metalowe. Mają one w sobie owalne wyżłobienie, w który wchodzi korytko widełek o podobnym kształcie. W tenże wchodzi następnie półowalny bloczek z przewierceniem. Na dnie korytka pozostawiono podłużny otwór, przez który przechodzi długa śruba. Po jej dokręceniu bloczek przyciska korytko widełek i w ten sposób słuchawki trzymają żądaną wysokość. Co warte odnotowania – nie jest to mechanizm jakkolwiek precyzyjny, ale obrócono tą wadę w cechę. Mianowicie otwór w korytku jest większy niż średnica śruby, przez co pozwala wraz z wysokością ustawić również kąt nachylenia każdej z muszli.

Dzięki temu muszle ustawione mogą być pod zmiennym kątem względem osi pionowej, choć zakres regulacyjny nie jest aż tak duży. Znacznie lepiej mógłby się sprawdzić klasyczny mechanizm obrotowy, ale obrót bezpośredni możliwy jest tylko w poziomej, a i to odbywa się również tylko do pewnego momentu, blokowanego przez wewnętrzną blokadę, aby widełki nie niszczyły materiału drewnianego muszli.

Kątowość jest wzmagana przez nausznice asymetryczne. Miękkie, wykonane z prawdziwej skóry, mające na sobie przestrzenie perforowane, które pełnią rolę akustyczną i – w skrajnych wypadkach – odprowadzającą nadmiar ciepła i wilgoci.

Polaryzacja kanałów zaznaczona jest tylko na okablowaniu. Na słuchawkach – poza numerem seryjnym co najwyżej – takowych oznaczeń nie znajdziemy. W orientacji pomagają natomiast same konektory, które są wyprofilowane bardziej ku przodowi, a także wspomniana kątowość konstrukcji.

Słuchawki można dosyć łatwo napędzić i nie potrzeba do tego elektrowni atomowej. Wszystko przez to, że zastosowano tu 10 potężnych magnesów neodymowych w konfiguracji symetrycznej push-pull oraz membranę o niskiej masie.

 

Wygoda i ergonomia

Kennerton projektował Odiny i Vali w ten sam sposób, czyniąc obie pary słuchawkami solidnymi, ale bardzo dużymi co do pojemności na głowę słuchacza i pozbawionymi bezpośredniej regulacji w jednej z osi. To słuchawki dla ludzi o naprawdę dużych głowach, a także cierpliwości, bowiem trzeba je na początku bardzo solidnie dostosować do swojej głowy i ogólnie walorów anatomicznych. Moja do najmniejszej nie należy, a jednak musiałem pracować z najmniejszym ustawieniem regulatorów.

Mimo wszystko możliwe jest korzystanie z Kennertonów przez osoby z mniejszymi głowami. Sposoby na to są dwa:

  • umieszczenie między opaską a pałąkiem kawałka gąbki, która będzie zmniejszała objętość słuchawek na głowę,
  • samodzielna wymiana opaski na krótszą i wykonaną z podobnych materiałów.

Ustawienie kąta na sztywno jest kluczowe dla równomiernego docisku muszli do głowy. Przy nieprawidłowym rozstawie uskarżałem się na ból w okolicach skroniowych spotęgowany również niedostatecznym obrotem muszli w pozostawionej im osi poziomej. Preferowałbym po prostu, aby z poziomu żuchwy docisk był większy.

Po odpowiednim wyregulowaniu słuchawek było już naprawdę nieźle i podczas użytkowania uskarżałem się już jedynie na ból karku wynikający z dużej wagi po dłuższym użytkowaniu. Tą producent się nie chwali, ale już po pierwszym założeniu byłem niemal pewien, że to ponad 0,6 kg. I faktycznie. Natrafiłem w sieci na informacje, że jest to 670-700 g. Nic więc dziwnego, że dyskomfort w pozycji siedzącej potrafi pojawić się stosunkowo szybko. Maksymalnie byłem w stanie wytrzymać ok 2 godzin, po czym słuchawki wędrowały na stojak by dać mi jakkolwiek odpocząć.

Czasami czkawką odbijało się to przez kilka godzin, podczas których czułem, że miałem te słuchawki na głowie. Powrót na LCD-2 był w pierwszych chwilach bardzo przyjemny, bo skupiający swoją wagę już tylko na powierzchni czaszki, ale i tak co do wagi mniejszy i umożliwiający dalszą pracę. Powrót na iSine był natomiast jak wybawienie, całkowicie odciążające głowę i jedynie po czasie powodujące nacisk na kanały/małżowinę (cały czas czekam na przyjazd zestawu Groove), ale realnie cały późniejszy dzień spędziłem w HD800, bez najmniejszego problemu. To jest też jednocześnie największym problemem, bowiem praktycznie niemal non-stop pracuję w słuchawkach przy stanowisku z kilkoma monitorami. Oznacza to pozycję siedzącą i drobne ruchy głową na boki. Kennertony zaś są z racji wagi raczej typowo kanapowo-fotelowym modelem, w którym część masy będzie w ten sposób odbierana i amortyzowana na oparciu. Tak też bym raczej widział ich zastosowanie praktyczne.

Dużym minusem okazał się dla mnie także bardzo sztywny kabel. Jest dobrej jakości, ale mało poręczny i preferowałem za każdym razem przesiadkę na inny, posiadany przeze mnie kabel. O nim powiem znacznie więcej w osobnym akapicie.

Oczywiście o izolacji trudno mówić, jako że to konstrukcja otwarta. Maskownice są wykonane także z metalu, zasłonięte typowymi krążkami z gąbki oraz materiału, mam wrażenie że identycznymi, jakie stosuje AKG w swoich konstrukcjach jako filtry akustyczne. W związku z dużą wrażliwością Odinów na zasłanianie tychże otworów można dojść do wniosku, że ich usunięcie mogłoby troszkę dodatkowo je otworzyć brzmieniowo, ale to na razie czysta spekulacja.

Jedna ciekawa rzecz na koniec: przy zakładaniu słuchawek i dociskom ich do głowy słychać odkształcanie się foliowych przetworników. Dźwięk bardzo przypomina ten sam, który towarzyszył od lat STAXom (legendarny już „STAX fart”), ale nie jest w żaden sposób uciążliwy, ani zdatny do łatwego wywołania.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści.

Jako że sprzęt przybył w formie egzemplarza testowego, nie było konieczne jego wygrzewanie. Duże możliwości natomiast płynęły z tytułu posiadania identycznych konektorów jak Audeze, a co pozwoliło na zastosowanie niestandardowego okablowania i zbadanie jego wpływu na dźwięk, również w ramach toru zbalansowanego. Okazał się on dla odsłuchów kluczowy ze względu scenicznego.

 

Pomiary

Przebieg pasma przenoszenia na obu kanałach:

Spasowanie przetworników jest względnie dobre, a wszelkie różnice mają na ogół swoje podłoże bardziej w ułożeniu się na naszej głowie oraz drobnych różnicach między nausznicami. Czasami jest przez to trochę cieplej, czasami trochę jaśniej, ale dosłownie – trochę:

Scenicznie prezentują się natomiast dość umiarkowanie, mimo konstrukcji otwartej. Po XLR maksymalny kształt sceny udało się uzyskać następujący:

 

Jakość dźwięku

Być może nietypowo, ale na samym początku wypadałoby wspomnieć, że Kennertony grają całkiem klasowym dźwiękiem o dobrej dynamice, choć (i tu może być zaskoczenie) nie są aż tak żywiołowe i krystaliczne w rozumieniu ogólnym, żeby naprawdę dobitnie zaznaczyć się ponad pułapem LCD-2 (w wersji produkowanej po 2016 roku), które to z kolei sam osobiście uważam za bardzo dobry model i wart przykładania w wymiarze porównawczym do innych. Wynika to po części z ich analogowego charakteru, którym producent zdaje się chciał oddać w ten sposób hołd samej muzyce, aniżeli kwestii stricte technicznych. Przez to mamy trzymanie się kanonu modeli magnetostatycznych w tym bardziej klasycznym rozumieniu. Oczywiście nie chodzi o to, że jedna para jest w moim posiadaniu i „musi” być bezwzględnie lepsza od drugiej o lata świetlne, niemniej Odiny zaskoczyły mnie takim właśnie konserwatywnym trzymaniem się kanonu tych konstrukcji wprost od startu. A co też nadaje im uroku.

Zaczynając od standardowego wejścia ze szkiełkiem w poszczególne aspekty ich brzmienia, bas w Kennertonach sprawia wrażenie typowego zakresu, jaki spotykamy w większości słuchawek, a więc z tendencją wzbudzającą się. Na stosunkowo równych planie, który jest w zasadzie typowy dla słuchawek magnetostatycznych w większości modeli współczesnych, najbardziej zaznaczają się średni i wyższy bas, potem zaś niski. Teoretycznie spadek między 20 i 40 Hz wynosi tylko 2 dB, ale jest słyszalny i łączy się częściowo także i faktem opadu (a raczej wzrostu, jeśli zachować poprawną orientację po osiach).

Na wykresie go nie widać, ponieważ wypada poza naszym spektrum słyszalności, niemniej zachodzi z nim w interakcję. Bas sprawia w ten sposób wrażenie zakresu zaokrąglonego i obserwacja ta staje się tym mocniejsza, gdy na odsłuch wybierzemy również model Vali. To ucieleśnienie strojenia Kennertona. Producent chciał, by jego bas był w takiej właśnie formie. Przyjemniejszy, a jednocześnie dawał się wystroić na sprzęcie precyzyjnym. Niepozbawionym przy tym nasycenia i faktury. Każde uderzenie bębna ma tutaj swoje wybrzmienie, odpowiednią wagę. Ilość basu dobrano natomiast tak, aby spokojnie dało się go poczuć, ale też by nie dominował. Słuchawki są przez to świetnie wyważone proporcjonalnie.

Średnica to główne danie Odinów, które w największym stopniu kształtuje je jako przyjemne i melodyjne słuchawki. Bardziej stawia się tu na własny charakter tonalny, aniżeli techniczną doskonałość, choć i ta stoi na bardzo fajnym poziomie. Cały sęk jednak w tym, aby miały one możliwość pokazania się z tej właśnie strony.

Przykładowo moja opinia o średnicy zmieniła się radykalnie na plus podczas odsłuchu My Friend The Forest.

 

 

Dopiero na Odinach zauważyłem, że stukanie dobiegające z tła podczas sekwencji fortepianowej należy do samego instrumentu i jest jego częścią, stricte ze sobą połączoną. Nagle stało się to oczywiste, ze słyszalnym każdym stuknięciem, szmerem, człowiek był tam „widział uszami” wykonawcę przy pracy.

Czemu wcześniej tego nie usłyszałem? Na tym samym utworze sprawdziłem K1000 oraz LCD-2. Każda z tych par scenę realizuje od Odinów trochę lepiej i na swój jakby unikalny sposób, ale w obu fortepian jest wyraźnie słabiej zaznaczony kierunkowo, podczas gdy źródło pozorne stuknięć łatwo daje się namierzyć. W efekcie odbieramy to jako połączenie instrument + efekt, a nie instrument + efekt instrumentu w ramach tej samej przestrzeni na scenie. Po odsłuchu na Odinach co prawda wrażenie to zaniknęło w pewnej części, ale tylko dlatego, że „wiedziałem” teraz czego i gdzie powinienem szukać. Oczywiście każda z tych par zrobiła dokładnie to co powinna i żadna nie zwróciła w ramach tego utworu błędów, ale po prostu to w bardziej koherentnym scenicznie środku Odinów doszukałem się takiego skojarzenia jednego dźwięku z drugim.

Sopran również na swój sposób przypominał mi o LCD, tych starszych, wprowadzając do ustroju trochę wrażeń również z LCD-3, z którymi współdzielą pewną cechę nadającą im kameralności – ubytek natężenia w 7 kHz. Może bardziej na miejscu byłoby powiedzieć, że gardłowości, bowiem ton całego sopranu się obniża, ale na całe szczęście nie czyni tego tak, abyśmy mieli powód do narzekania. Nie dość, że trzyma się spokojnie granic normy, to jeszcze dzięki właśnie temu zabiegowi ma się wrażenie takie, jak opisałem kilka zdań wyżej. Dostajemy poprawność, przyjemność i charakter jednocześnie.

Niestety to on powoduje że sopran także – wzorem basu – sprawia wrażenie zaokrąglonego, zwłaszcza w najwyższych oktawach. Dzięki temu im jaśniejszych słuchawek używamy, tym bardziej będzie nam na ich tle kontrastował, jednocześnie ładnie zgrywając się ze sprzętem jaśniejszym, zwłaszcza rygorystycznie podchodzącymi do dźwięku tranzystorami. Jak łatwo można się domyślić, gładsza prezentacja sopranu i mocniejsze skupianie się na jego bardziej muzykalnej niż technicznej stronie owocuje przełożeniem się na ostatni aspekt tonalny – scenę.

Scena to dosyć skomplikowany w Odinach temat, bowiem bardzo łatwo o przestrzał w jej ocenie z racji ograniczenia się fabrycznie do kabla single-ended. Słuchawki największą uwagę skupiają na środku sceny i to od środka zaczynają budować wszelkie plany oraz źródła pozorne, dokładnie tak jak starsze LCD-2 i z różnicą w przestronności względem tych nowszych. Może trochę nie na miejscu będzie to uwaga, bo jednak różnica cen jest dramatyczna, ale Kennertony mają podobne właściwości co DT150, tzn. same z siebie grają spójnie z definicji, ale jeśli utwór jest dobrze skonstruowany scenicznie i jego stereofonia jest wyraźna, będzie takową również i tutaj. To też cecha, której brakuje tańszym Vali, grającym jeszcze bardziej na tonalność i przyjemność niż Odiny, ale o nich powiemy sobie więcej przy całkowicie osobnej i dedykowanej tylko im recenzji.

Sposób zachowania się Odinów jako żywo przypomina mi stare Audeze LCD-2. Te nowe ze wszystkich szczebli – a więc modele 2, 3 i 4 – rozsuwają dźwięki w środku, nadając im odpowiednią wagę, ale też i zdrowy dystans, rozkładając na coraz bardziej trójwymiarowym planie i nie stawiając tak mocno na fokus, jak kiedyś. Odiny trzymają się natomiast często w kupie, nie dają źródłom pozornym aż tak mocno sobie biegać po scenie i bardziej krzywo patrzą na wszelakie frywolności. Dopuszczają je do głosu dopiero wtedy, gdy te na to zasługują, a więc patrz: gdy utwór faktycznie ma dobrą scenę.

Mimo wszystko można w tym aspekcie czuć niedosyt, zwłaszcza gdy te same utwory przepuści się przez słuchawki bardziej sceniczne lub przynajmniej mające jakiś jeden konkretny atut w garści. K1000 (lub iSine 20) są od Odinów wyraźnie bardziej otwarte, LCD-2 (lub STAX) są bardziej holograficzne, HD800 obszerniejsze i z lepszą precyzją co do wskazywania źródeł pozornych, K812 PRO zaś grają wyraźnie większą głębią. Każda z tych par będzie miała nad Kennertonami przewagę. Czy Odiny są w stanie odpowiedzieć ogniem? Ciężko. Ich działa są przeznaczone do zwalczania innych celów, tonalnych. To tam bombardują i robią tym samym wrażenie, ale scena – zależy od utworu. Na pewno przypadnie to do gustu takim osobom, dla których niemal wszystkie wymienione przeze mnie modele (bo bez LCD-2) wydają się zbyt nierealistyczne i syntetyczne w tym co robią. K1000 niektóre osoby zarzucają bowiem brak efektów scenicznych, co jest ogólnie dziwnym zarzutem. Nie potrafię swojej pary zmusić do takiego zachowania i nie wiem przyznam w jakich warunkach to uczynić. K812 PRO zarzuca się nadmierną głębinowość i pogłosowość grania (zupełnie jak moje zarzuty względem LCD-X swego czasu), HD800 również nienaturalność w ramach wielkości ich sceny i dyfuzji dźwięku na środku. Bez K1000, wymienionym przeze mnie parom brakuje punktu skupienia na środku i to właśnie oferują Odiny. To takie trochę podejście na zasadzie „nie kijem go to pałką”, jeśli z jednej strony nie jesteśmy zadowoleni z rezultatów przy wymienionych modelach, może to właśnie leżące po przeciwnej stronie rzeki Odiny będą w stanie dać nam to, czego chcemy. A jeśli nie, to być może coś pośrodku.

Słuchawki jak widać są bardzo ciekawe i potrafią zaoferować sporo dobra, zwłaszcza w dobrym towarzystwie i przy konkretnych okolicznościach. Nie ustrzegły się jednak wad także w sferze brzmieniowej. Akceptując sposób ich grania oraz ogólny charakter, moim zdaniem prócz podążającego śladami LCD-3 dołka w 7 kHz, który nadaje im z drugiej strony właśnie tegoż charakteru, zastrzeżenia można mieć do sceny. Rozmiarowo przypomina LCD-2 starszych generacji, ale pod względem holografii im ustępuje. Sprzęt gra bardziej konwencjonalnie, angażując fakturą aniżeli sceną samą w sobie.

Porównanie z LCD może być trochę kłopotliwe z racji możliwości narażenia się na zarzut, że z faktu posiadania jednego z tych modeli mogę lobbować za nim w bezpośrednich starciach, aby wychwalić swoje i poczuć się lepiej. Byłaby to jednak zwykła (i niestety dosyć typowa dla tej branży) złośliwość. Nie mam najmniejszego problemu z uznaniem wyższości innego sprzętu ponad własnym, a czego dałem wielokrotnie dowód. Chociażby wtedy, gdy Conductor dosłownie zniszczył moje tory testowe, X-Sabre PRO wymiótł wszystko w roli DACa, albo w chwili pohańbienia jakościowego przez LCD-4 moich słuchawek. O tak, jest sporo sprzętu którego nie mam, a który zaprezentował się lepiej lub znacznie lepiej od posiadanego. Pogodziłem się jednak z tym już parę lat temu i nauczyłem doceniać to co mam. Zawsze znajdzie się sprzęt lepszy lub gorszy od naszego i najważniejsze jest, aby przyjmować to z pokorą jako po prostu wynik konkretnego porównania.

Odiny nie są w tym względzie żadnym wyjątkiem i nie jest możliwym, aby również i do Audeze ich nie przyrównać. Pierwszą myślą byłoby pewnie wystawienie konkurenta z perspektywy ceny, a więc LCD-3. Niestety swoje trójki sprzedałem spory czas temu, aby – też nie bez powodu – wrócić mimo wszystko do dwójek, gdy nadarzyła się okazja. Okazuje się, że jest to model do porównania wystarczający i to zwłaszcza w świetle faktu bycia nowszą rewizją niż ta, którą posiadałem. Jednocześnie stawiając gwiazdkę nad wcześniejszymi doświadczeniami z modelem 3, który również z tego co słyszałem uległ zmianom. Proszę więc brać poprawkę na to, że pisząc o nim, mam na myśli model z lat 2014-2015.

Poza zdumiewającym faktem, że moje LCD są od Odinów lżejsze, pierwszą rzeczą rzucającą się w uszy, jest wysoka jakość dźwięku wydobywająca się za pośrednictwem fabrycznego kabla Kennertona. Przełożenie kabli między słuchawkami dobitnie wskazuje, że każda z nich gra lepiej na Kennertonowskim. Drugą rzeczą jest organika i poczucie kameralności. Odiny grają bardziej gardłowo, koherentnie na środku i z nasyceniem nieco większym od Audeze. Trzecią rzeczą jest natomiast szybkość, dokładność i scena. W tych obszarach to Audeze niespodziewanie przejmują pałeczkę. O ile obszar sceniczny jest względnie podobny, w LCD lepiej zarysowuje się holograficzność, a także lepiej wykończone są skraje – z dokładniej prowadzoną górą (stąd scena) oraz niżej i równiej schodzącym basem.

Trudno się temu dziwić – szkoła Kennertona obecna zarówno w Odinach, jak i Vali, operuje cały czas na wspólnym mianowniku, jakim jest zaokrąglenie brzmienia. Vali także nie schodzą do piekła, ale akurat tam mówimy tak czy inaczej o dynamiku. Odin są od nich ulepszonym na wszystkim modelem, wszystko robiącym o oczko wyżej, lepiej, dosadniej. W efekcie w droższej parze następuje paradoks – synteza kameralności kojarzącej się z relaksem z poczuciem energii, która kłębi się w tych słuchawkach.

Ostatecznie mogę powiedzieć, że wrażenia z odsłuchu Odinów utrzymywały się po tej pozytywnej stronie. Fajne i przystępne brzmienie, które może nie ustanowiło nowych rekordów, ale zdefiniowało się jako coś przewidywalnego, solidnego i dającego się polubić, zwłaszcza od strony strojenia. Osobom takim jak ja, a więc szukającym również wrażeń scenicznych, czynią może pewien niedosyt, ale jak wiadomo nie można mieć wszystkiego. To teatr bardziej tonalności, niż sceniczności i trzeba mieć to po prostu na uwadze, zwłaszcza przy planowaniu toru sygnałowego. Dopiero praca w torze zbalansowanym i z odpowiednim dla tego celu kablem przynosi wymierne i słyszalne zmiany na plus powodując, że scena i holografia wracają na swoje miejsce, a słuchawki faktycznie zaczynają usprawiedliwiać swoją cenę dźwiękiem.

 

Zastosowania i synergiczność

Pracując na Kennertonach miałem często wrażenie, że mam na głowie słuchawki znacznie mocniejsze i bardziej wyrywne, niż okazywane przez nich zdolności. Jakby starały się przede mną ukryć swoją prawdziwą moc i powstrzymywać, aby nie uczynić mi krzywdy. Jest to trochę takie ucieleśnienie powiedzenia, że z dużą władzą (w tym wypadku: mocą) wiąże się duża odpowiedzialność. To słowo chyba najlepiej opisuje zachowanie się Odinów. Nie zmienia to faktu, że w zakresie sceny są aż nadto zapobiegawcze. Potrzebują z tego tytułu porządnej, scenicznej elektroniki, najlepiej jaśniejszej i lubiącej trzymać dokładniej skraje pasma. To pozwala Odinom nabrać oddechu i stać się lepszymi słuchawkami praktycznie w każdym aspekcie. Dorzućmy do tego balans, może też lepszy kabel i robi się już naprawdę ciekawie, a wcześniej zakreślane z mojej strony uwagi mają szansę się powoli zacierać. Dlatego też większą część czasu spędziłem z nimi na S7 właśnie w trybie zbalansowanym i mógłbym brać w ciemno przewidywanie, że na np. Cayinach z serii 6 efekty byłyby przynajmniej nie gorsze.

 

Niestandardowe okablowanie

Ponieważ Kennertony pracują na tych samych złączach mXLR co moje LCD-2, byłem w stanie zastosować dokładnie to samo okablowanie, które stosuję z własnymi słuchawkami. W efekcie w ramach testu zyskaliśmy dwa dodatkowe przewody:

  • standardową 4-żyłową taśmę (SE),
  • 8-żyłowy przewód na bazie miedzi hybrydowej z rodowanymi wtykami (BAL) + adapter na OCC 7N również z takowymi (SE).

W drugą stronę oczywiście opcja również się zaświeciła, tj. możliwość sparowania LCD z kablem od Odinów.

Efekty? Wyszły nawet ciekawe. Standardowa taśma od razu nadaje się do śmietnika, przynajmniej w połączeniu z Odinami. Słuchawki uzyskują na niej najgorszą jakość i reagują względem swojego kabla bardziej gwałtownie, niż LCD. Z kolei LCD wyraźnie z okablowaniem Kennertona zyskują. To pokazuje, że byle niteczka w ich przewodzie nie siedzi. Honor domu ratuje natomiast mój ośmiożyłowiec, który na tle fabryki nadaje Odinom więcej przestronności na środku oraz oczyszczenia na górze. To zmiany bardzo zbliżone do tych, które notowałem z LCD, więc można powiedzieć że kierunek jest powtarzalny także i u innych producentów.

Co trzeba powiedzieć, skok jakościowy jest mniejszy niż w Audeze z racji mniejszego kontrastu. Tam fabryczny kabel faktycznie jakościowo jest gorszy i dlatego wymiana okablowania tak mocno rzuca się w uszy. Ale na pewno jest to progres względem kabla standardowego, jednocześnie mocno ratujący ostateczną ocenę tych słuchawek, uwalniając przy tym skrywany w nich potencjał. Doprawdy nie wiem czemu nie dołączono im do zestawu kabla BAL.

W Odinach warto rozważyć wymianę również z tego względu, że zyskamy sporo na poręczności. Mój kabel a kabel Kennertona to pod względem sztywności dosłownie przepaść. Do tego stopnia, że pracując na tym drugim byłem notorycznie poirytowany jego nieporęcznością, sztywnością, wchodzeniem w drogę. Z moim nie mam takich problemów i nawet bulwiasty splitter ViaBlue nie wchodził tu w paradę.

 

Podsumowanie

Kennerton Odin to bardzo śmiała i ponad wszystkim betonowa wręcz konstrukcja, mająca przeżyć chyba lat sto, albo i dwieście. Stawiająca bardziej na walory brzmieniowe, niż techniczne swojego dźwięku. To pozycja dedykowana dla miłośników typowego dźwięku magnetostatów, mającego swoją gęstość i analogowy styl, a co za tym idzie sprawdzającego się w zestawieniu z muzyką bardziej kameralną i operującą na efektowności środka, wokali, aniżeli efektów, basu itd. Choć i te potrafią pokazać niezgorzej.

To jednocześnie jedne z ciekawszych słuchawek, jakie możemy sparować z dobrej klasy tranzystorami i na których to będą w stanie dostarczyć sporo „lampowego” brzmienia o przyjemnej i poprawnej organice. Jedynie sceny chciałoby się doznać więcej, choć i lepiej wykończonymi skrajami, zwłaszcza w zakresie zejścia basu, bym również nie pogardził. Niemniej to właśnie scena była tym, z czym cały czas się zmagałem w tym modelu by uzyskać ją jak największą i tu też prawdopodobnie ich przyszły nabywca będzie musiał alokować całą swoją uwagę. Wszystko inne jest już na tyle w porządku, że tylko sam gust może coś tu zanegować. Mi osobiście bardzo się brzmieniowo te słuchawki podobają, potrafią wciągnąć, ale przez wzgląd na scenę nie ukrywam, że podobałyby mi się bardziej, gdyby były albo lepsze w tym aspekcie, albo po prostu nieco tańsze.

Natomiast w przypadku warstwy fizycznej można życzyć sobie przede wszystkim większej ergonomii. Słuchawki mają toporną regulację, są cięższe niż chyba wszystkie modele Audeze poza LCD-XC (XC to 739 g bez kabla), nawet na minimalnym wysunięciu widełek mogą być dla większości użytkowników za duże. Jeśli doliczymy do tego dobrej jakości, ale mimo wszystko strasznie sztywny kabel i brak przewodu zbalansowanego, po którym słuchawki realnie zyskują, uzyskamy model ciekawy, ale jednak kwalifikujący się na spokojny odsłuch zapoznawczy z lepszymi akcesoriami bezpośrednio w salonie lub od razu z dodatkowymi zakupami wliczonymi odgórnie w budżet. Ich walorów trudno jest nie docenić, ale sprawdzić należy jedynie czy z powyższych uwag cokolwiek będzie dla nas znaczącą przed ich zakupem przeszkodą.

Słuchawki na dzień pisania recenzji są dostępne m.in. w sklepie Audiomagic w cenie 9 900 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)

 

Zalety:

  • świetna jakość użytych materiałów
  • potężna i wytrzymała konstrukcja
  • wymienne okablowanie kompatybilne z Audeze o całkiem dobrej jakości
  • metalowy pałąk podatny na odkształcanie i zmniejszanie w ten sposób nacisku
  • bardzo trwały system regulacji wysunięcia muszli
  • solidne, ciepło-muzykalne granie o dużym nasyceniu i bliskości
  • nacisk na gładkość, bezpieczeństwo i barwę
  • całkiem dobrze wyważone względem siebie osie sceniczne przód-tył i lewo-prawo
  • zadziwiająco dobre rezultaty na torach zbalansowanych
  • świetne pod jaśniejsze tranzystory
  • dosyć uniwersalne gatunkowo i nie aż tak trudne w napędzeniu

Wady:

  • drobne uproszczenia na skrajach pasma
  • wielkość sceny i skala holografii jednak w tej klasie powinny być trochę lepsze, przynajmniej po kablu single-ended
  • wymagają dodatkowych wydatków, zabiegów i odpowiedniego toru aby nadrobić powyższe ubytki
  • bardzo duża waga całej konstrukcji
  • sztywny kabel sygnałowy
  • toporne w praktycznym użytkowaniu regulatory muszli
  • bez modyfikacji nadają się tylko na większe głowy
  • szkoda że nie dostajemy kabla zbalansowanego, który mocno im pomaga brzmieniowo

 

Serdeczne podziękowania dla sklepu Audiomagic za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów.

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *