Spadło to na mnie przyznam jak grom z jasnego nieba. Zupełnie niespodziewane spotkanie, nieprzewidziane żadnym znakiem na niebie czy ziemi, zaskakujące w pełnym tego słowa znaczeniu i tylko jednej wtajemniczonej osobie dane jest wiedzieć jak bardzo dosłowne jest to określenie w tym konkretnym przypadku i jak bardzo cieszę się, że mogę niniejszą recenzję przeprowadzić. I to zwłaszcza modelu, którego konstrukcję, mimo problemów ergonomicznych, darzę ogromnym szacunkiem i poważaniem, a także stosuję regularnie w testach jako cenny punkt odniesienia. Jednocześnie jest to już ostatnia recenzja publikowana w roku 2017 i jak najbardziej godna tego zaszczytu, ponieważ gdyby nie gest Pani Marzeny Kowrygo, z której to prywatnej kolekcji pochodzą opisywane w niej słuchawki, zapewne jeszcze długo nie doszłaby do skutku, jeśli w ogóle. Dlatego też chciałbym Pani Marzenie bardzo serdecznie za wszystko podziękować.
Dane techniczne
- Lata produkcji: 1988-1995 (niektóre źródła podają 1989-2002)
- Znane rewizje: prawdopodobnie 2 (podejrzewam aż 3)
- Przetworniki: 32 mm, dynamiczne, zamknięte w topologii równoległej 2+2
- SPL: 92 dB/mW
- Moc maksymalna: 200 mW
- Pasmo przenoszenia: 20 – 20,000 Hz
- Impedancja: 75 Ω
- Waga: 270 g (bez kabla)
- Kabel: 3 m, z jednej strony, stały wtyk jack 6,3 mm
Jakość wykonania i konstrukcja
K270 Studio to ostatni z konsumenckiej linii produkt kwadrofoniczny (skonfigurowany jako stereo, więc po prostu wieloprzetwornikowy) AKG w formule zamkniętej, wprowadzony na rynek w okolicach 1988 roku. Nie licząc modeli Talkback HC i HQ o przeznaczeniu już bardziej profesjonalnym, nagraniowym. Był to też ostatni z wariantów rodziny K270-280-290, którego brakowało mi niczym ostatniego elementu układanki.
Dzięki niemu możemy od razu odgadnąć jakim brzmieniem legitymowały się wspomniane warianty HC i HQ, a także zweryfikować kilka mitów i poglądów na temat tych słuchawek, jakie do tej pory można było przeczytać w innych miejscach. Weryfikacja modeli Talkback oczywiście jest tu bardzo umowna, bo jedynie oparta o domysły i moje domniemania, ale zdające się mieć potwierdzenie m.in. w materiałach archiwalnych i czasopismach, które wprost mówiły o tym, że oba są oparte na wspólnej podstawie, którą były nie inaczej jak właśnie K270 Studio.
Zarówno HC jak i HQ to sprzęt tak rzadki, że aż mistyczny. Wprowadzone zostały na rynek w okolicach połowy 1991 roku i to tak, że nawet wyszukiwarka nie widziała żadnych zdjęć tych modeli, nie pamiętam żadnych ofert sprzedaży poza jedną z forum zagranicznego, po prostu kompletna pustka i rarytas nad rarytasy. Jakby słuchawki w ogóle nawet nie powstały lub były skrywane głęboko w magazynach studiów nagraniowych niczym skarby narodowe. Jedyne więc czym dysponujemy to kilka strzępków informacji oraz poniższa broszura pochodząca z katalogu produktowego AKG z odbitymi w tle K500 i prawdopodobnie K1000:
No cóż, może kiedyś i na te modele trafi się sposobność jakimś cudem.
Tymczasem ad meritum: celem wprowadzenia K270 Studio było dokładnie to, co zawiera się w ich nazwie – przeznaczenie dla studiów nagraniowych w których praca odbywała się w głośnym otoczeniu, wymagającym nie tylko dużej izolacji od otoczenia, ale i dużego natężenia dźwięku, przy którym jednocześnie oczekiwane byłoby osiąganie małych poziomów zniekształceń, a także do wykonywania overdubbingu. Co do zasady jednak celem nadrzędnym było uzyskanie słuchawek jak najbardziej wyważonych tonalnie, a co próbowano osiągnąć bezpośrednio strojeniem przetworników za pomocą komór akustycznych i rezonatorów basowych.
I w dużej mierze się to udało. Przyznam że bardzo fascynują mnie te modele. Mowa co prawda ogólnie o modelach z tej serii, ale najbardziej właśnie o 270-tkach. Drogę ku owej fascynacji przetarły najpierw K280, potem jak pamiętam K290, dopiero na końcu K270. I to właśnie te ostatnie okazały się najciekawsze, a także najczęściej wybierane przeze mnie w ogóle z całej rodziny modeli AKG, jakie są dziś w moim posiadaniu.
Składa się na to nie tylko ich zamkniętość, będąca często cechą pomocną i praktyczną podczas odsłuchów. 270-tki mają w sobie coś takiego, co przyciąga niczym magnes w ramach swojej konstrukcji. Unikatowość konfiguracji wieloprzetwornikowej, uzyskiwana w ten sposób nieprzyzwoicie dobra jakość dźwięku, niskie zniekształcenia nawet na wysokich poziomach głośności, pionierskość konstrukcji akustycznej jako takiej… myślę że niejedno będzie tu cechą mającą swój w tym udział. Gdybym miał dziś uszeregować te multidriverowce w kolejności od najciekawszych do tych najmniej, kolejność byłaby dokładnie odwrotna do numeracji, a więc K270 jako „najlepsze” i K290 jako „najgorsze”. Choć to oczywiście bardzo umowny podział i bazujący na mojej subiektywnej ocenie.
Egzemplarz który jest w moim posiadaniu zachował się w stanie perfekcyjnym. To prawdziwa perła i praktyczny NOS. Konstrukcyjnie jest to nic innego jak model Playback, ale z kilkoma dodatkami i akcentami. Ponieważ porównujemy tu dwie wersje z tych samych okresów, ilość różnic będzie mniejsza i sprowadzała się do:
- czarnego malowania pierścieni zewnętrznych, okalających pokrywy muszli.
- obecności mechanizmu automatycznego wyciszania słuchawek po zdjęciu z głowy (na bazie dwóch mikroprzełączników Cherry, prawdopodobnie DH2C-B1PA lub podobnych)
- naturalnie innego oznaczenia modelu na jednym z kapsli
Wszystkie inne parametry pozostały niezmienione, wliczając w to zasadę działania opartą o topologię wieloprzetwornikową w układzie 2+2, pracującą z wykorzystaniem zjawiska soczewki akustycznej. Zasadę działania takiego systemu opisałem dosyć dokładnie w recenzji K280 Parabolic, także jedynie gwoli przypomnienia, mamy tu po dwa 150 Ohmowe przetworniki DKK32 na muszlę, ustawione pod stałym kątem 30′ względem osi i pracujące w połączeniu równoległym, dającym w efekcie (teoretyczne) 75 Ohm.
Słuchawki są to tak samo fascynujące, jak i niewdzięczne. I nie chodzi tylko o podatność na uszkodzenia. Są wyraźnie cięższe od każdego szeregowego modelu K240, nie mówiąc już o K260, które to ze wszystkich „ka dwójek” są w ogóle najlżejsze. Zostawiające mało miejsca na uszy, które leżą na „półce” będącej kanałem akustycznym z otworami dyfuzyjnymi, pewne uzależnienie co do serwowanego brzmienia od stanu i jakości materiałów akustycznych, czy wreszcie dziwna sytuacja z napędzeniem. Bardzo łatwo jest je więc przestrzelić i ocenić inaczej/gorzej niż faktycznie powinny się zaprezentować.
Przyznać trzeba w tym miejscu, że w zakresie kapryśności na materiały eksploatacyjne, słuchawki zachowują się i tak znacznie bardziej tolerancyjnie niż model Playback. Tam jest dosłownie istna masakra, wszystko ustala wszystko, nausznice, wkładki O-ringowe, dramat. Model ten można było przesłuchać i np. sklasyfikować jako jaskrawy w barwie oraz pozbawiony basu tylko dlatego, że nausznice były zużyte, a wkładek O-ringowych nie zastosowano. Przypomnę że działają jak wytłumienie skrajów pasma. Studio takich kompleksów nie mają i radzą sobie doskonale bez jakichkolwiek materiałów tłumiących.
Co zaś tyczy się dziwnej sytuacji napędowej, chodzi o relację oporu do skuteczności oraz wyników uzyskiwanych na tle K280 Parabolic. Wszystkie te słuchawki mają opór na poziomie 75 Ohm i SPL wynoszący 92 dB. W przypadku wariantu Parabolic skuteczność rośnie do pułapu 94 dB. W praktyce jest jednak tak, że te ostatnie są nieporównywalnie głośniejsze i podatniejsze na impedancję wyjściową urządzenia źródłowego, podczas gdy w K270 można pompować mW wiadrami a one i tak wykazują się opornością na te zabiegi, zmuszając do kręcenia gałką prawie jak w przypadku hybrydowych K340, a już na pewno przekraczając poziomy natężenia LCD-2 czy HD800. O współczesnych AKG K872, które na oporności są śmiesznie niskie i sprawiające tym samym sporo kłopotów, nawet chyba nie ma co wspominać.
W efekcie mamy słuchawki, które pod względem wygody dają się we znaki osobom o odstających uszach, leżących na kanciastej półce kanału akustycznego, a także dosyć trudne w napędzeniu. Z tym drugim musimy więc sobie radzić odpowiednim napędem, zaś z tym pierwszym – teoretycznie spokojnie możemy zastosować opisywany przeze mnie na forum mod z wkładkami pod nausznicami z jednej strony. W praktyce jednak powoduje to trzy konkretne problemy:
- modyfikujemy kształt komory akustycznej, głównie zasłaniając otwory w skrajnym obrysie wewnętrznym muszli. Zwłaszcza model Playback wykazuje w bezpośrednich próbach, że elementy te nie są tylko częścią odlewu, ale pełnią faktyczną rolę tłumiącą, coś jak pułapki basowe, tyle że nie tłumiące, a w pewnej części rezonujące.
. - aplikując cokolwiek pod nausznicę, tworzymy swego rodzaju deflektor akustyczny, który może część fal akustycznych odbijać w sposób nieprzewidziany przez inżynierów odpowiedzialnych za ten model.
. - wreszcie – i chyba najważniejsza jest to uwaga – zmieniając kąt nachylenia słuchawek względem naszego ucha przesuwamy kompletnie punkt skupienia soczewki akustycznej, jaka jest tworzona za pomocą obu przetworników. Jednym słowem: psujemy sobie brzmienie za cenę wygody.
Słuchawki prawdopodobnie operują na takim układzie relacyjnym między wygodą a brzmieniem po to, aby siłowo uśrednić kształt naszych małżowin i sprowadzić je do jednej, z góry ustalonej pozycji, w której soczewka zawsze będzie funkcjonowała z dużą szansą prawidłowo. Potwierdzają to z kolei obserwacje poczynione przeze mnie w modelu K290 Surround. I to jest niestety pięta achillesowa takich konstrukcji, jednocześnie powód, dla którego Surroundy były swego czasu rynkowym niewypałem.
Czy to je przekreśla? Gdyby tak było, nie przejawiałbym takiego zainteresowania. To generalnie taki sam problem, jak z K14x czy serią LCD od Audeze. W słuchawkach należy robić sobie częste przerwy i trenować tego typu nawyk na dłuższą metę. Nie, nie będę czynił z tego argumentu jakoby K270 są przez to zdrowsze od innych słuchawek. Chodzi o coś innego. Mianowicie (i zwłaszcza przy Audeze) użytkownicy niejednokrotnie przyznawali, że owszem, słuchawki ciężkie jak cegły, ale są gotowi wybaczyć im to przez wzgląd na to jak grają. W K270 jest moim zdaniem podobnie, a przynajmniej jeśli miałbym mówić za siebie. Pomagać można sobie w pewnym zakresie również drobnymi wkładkami gąbkowymi w miejscach, gdzie małżowina styka się z powierzchnią wewnętrzną.
Rynek jest jednak tak czy inaczej bezlitosny i biorąc pod uwagę koszt produkcji modeli wieloprzetwornikowych, konieczność ich zestrojenia ze sobą oraz późniejsze przekonanie użytkowników, że muszą wytrzymać odczuwany przez nich ból małżowin, zamiast zakupić np. słuchawki innej firmy, nastał kres tego modelu. Być może na małą popularność tego modelu miał także wpływ fakt niespecjalnie pozytywnej recenzji portalu Headroom.
Ostatecznie w ramach tej rodziny pojawiły się K271 Studio, które jako nowy narybek zastąpiły 270 Studio w ramach przypisanych im pierwotnie ról. Później natomiast na ich miejsce wskoczył model K271 MKII, który niedawno jeszcze recenzowałem. A co z K270 Playback? W ich miejsce zrodziły się po pewnym czasie K272 HD, będące bardziej domowym wariantem z welurowymi nausznicami i kablem przytwierdzonym na stałe. Ich recenzję pisałem natomiast dawno temu na blogu, aczkolwiek trzeba brać pod uwagę fakt, że ich nausznice nie były do końca w dobrym stanie i stąd też po części mogła wynikać ich bardzo liniowa natura.
Znane rewizje
Zagadką jest dla mnie natomiast ilość rewizji K270 Studio. Z informacji i zdjęć jakie przebadałem wynika, że słuchawki te występowały przynajmniej w dwóch różnych rewizjach – starszej (EP) i nowszej (LP). Egzemplarz przeze mnie posiadany jest wersją wczesną. Różnice między nimi udało mi się wyszczególnić następujące:
- materiał maskujący otwory akustyczne
Wczesne wersje posiadają materiał o fakturze włókniny lub wzmocnionego papieru czerpanego, identyczny jak w K280 i posiadanych przeze mnie K270 Playback. Późniejsze wersje miały natomiast sztywny materiał fakturowany, zgrzewany z powierzchnią plastiku. Identyczny posiadają moje K290 Surround.
. - otulina kabla
We wczesnych wersjach jest to kabel z otuliną karbowaną. W nowszych zaś – klasyczną gładką, tak jak współczesne modele AKG.
. - wtyk
Ten we wczesnych wersjach jest klasycznym wtykiem niegwintowanym z plastikową, nakręcaną obudową. Nie posiada żadnych złoceń. W nowszych jest to już współczesna odmiana wtyku AKG z nasadką gwintowaną.
Czy różnica między nimi kończy się na okablowaniu, wtykach i maskownicach otworów? Myślę że tak, choć nie da się wykluczyć także i innych zmian, których gołym okiem nie da się objąć. Niemniej bardzo łatwo jest dzięki temu rozpoznać czy mamy styczność ze sztuką z początku, czy z końca produkcji.
Jest jeszcze jedna rzecz, jaka wpadła mi w oko, ale ta tyczy się już wybitnie rewizji najmłodszej. Otóż spotkałem się z przynajmniej dwoma egzemplarzami, których odgiętka przy wyjściu z muszli miała do połowy formę elastycznej harmonijki. Praktycznie wszystkie K270 miały odgiętkę całościowo z elastycznej gumy. Bardzo możliwe więc, że ta konkretna obserwacja tyczy się faktycznie ostatnich egzemplarzy tuż sprzed zakończenia produkcji.
Przygotowanie do odsłuchów
Sprzęt testowy oraz założenia metodologiczne zostały przeze mnie obszernie opisane tutaj. W tym konkretnym przypadku główne odsłuchy były wykonywane przy użyciu Aune S6+ S7, jako zestawu najbardziej moim zdaniem synergicznego względem Studio, a także naturalnie w towarzystwie K270 Playback jako bezpośredniego modelu porównawczego. Pomocniczo uwzględniłem K280 i K290, a także K500 oraz LCD-2F. Ponieważ kontakt z tą konstrukcją miałem już sporo czasu temu, ocena Studio nie była specjalne trudnym zadaniem.
Jakość dźwięku
K270 Studio po raz kolejny są przykładem słuchawek, wobec których opinie czytane na pewnym zagranicznym forum mają się nijak do rzeczywistości. Miały to być słuchawki gorsze od K270 Playback, a okazały się grać przynajmniej na tym samym poziomie jakościowym. Miały być zamulone i nienaturalne, a błyszczą w kierunku strojenia LCD-2F i takiego, które nadawałem Playbackom na RHA L1 podczas ich sensacyjnej walki z K872. Tak samo kiedyś SR-303 miały być beznadziejne i najsłabsze z serii Lambd, a okazały się bardzo ciekawym modelem. Przykładów można mnożyć, ale szkoda na nie czasu. Potwierdzają one jedynie starą zasadę, że jednak w gąszczu anonimowych, krótkich opinii na forach, jednak odsłuch samodzielny jest najbardziej miarodajny, a jeśli niemożliwy, to przynajmniej niech będzie wykonywany przez kogoś, kto rozumie dane słuchawki już na etapie konstrukcyjnym, nadając osądowi duże prawdopodobieństwo powtórzenia. Zatem do rzeczy.
Bas jest słyszalnie wzmocniony względem swojego brata. Czuć że podniosło mu się na średnim podzakresie i nasz słuch odbiera całościową linię basową jako coś mocniejszego, bardziej namacalnego. Zaskakująco jednakże, K270 Studio wykazują się słabszym zejściem niż lżejsze basowo Playback. Trudno jest mi to jednoznacznie wyjaśnić i podejrzewać mogę tylko, że wpływ na to ma konfiguracja portów BR, które także i w DKK32 są obecne. Zachowanie się Studio bardzo przypomina mi K240 Monitor, które także naciskają notorycznie na wyższe sekcje basowe niż na niski bas, zaś Playbackom wyczuwalny niski bas przy całościowej ich chudości na ogół w ramach basu nadaje bardzo ciekawego smaku.
W rzeczywistości podczas słuchania muzyki to bas Studio jest praktyczniejszy i mniej rzucający się w uszy ewentualnymi ubytkami. Czarne 270-tki mają swój wydźwięk i nie dają sobie go łatwo odebrać, jednocześnie uderzają w częsty dzwonek uskuteczniany przez AKG, który polega na nadaniu średniemu basowi cech w ich słuchawkach priorytetowych.
Średnica także pełni tu bardzo ważną rolę i nie tylko obrazuje to co dzieje się w utworze, ale też dodatkowo dziedziczy trochę cieplejszego charakteru samych słuchawek i z racji mniejszej sceny przybliża się ku nam, tworząc intymny i wyraźny pomost z dużym ładunkiem angażu. Zupełnie tak, jakby słuchawki wiedziały dokładnie jak zagrać, abym był zadowolony. Lubię gdy wokal jest nie tylko blisko, ale z nasyceniem godnym mojego gustu – czyli człowieka zakochanego często w ludzkim głosie, szukającym tam smaczków, drobinek wskazujących na sposób nagrania, pasję podczas tego procesu, albo też jej brak.
Jest to więc jak do tej pory wraz z basem twór dźwiękowy nastawiony na nasycenie i muzykalność, ale nie do przesady. Esencja i substancja zawarte w dźwięku nie wylewają się przemożnie z tych słuchawek i trzymają na poziomie mniejszym niż również muzykalne K240 Monitor, nawet po drobnych modyfikacjach dającym im troszkę jaśniejsze brzmienie. Nadają więc tym samym smak, nie przedobrzając. Bardzo kompetentne zachowanie, a ponad wszystkim wysoce przeze mnie lubiane i cenione. Dlatego „muzykalność” nie do końca mi tu pasuje jako słowo opisujące swoje wrażenia i gdybym mógł, zamieniłbym je na bardziej enigmatycznie brzmiącą „magiczność”. Aczkolwiek wydaje mi się, że wcześniej dosyć precyzyjnie udało mi się ująć co mam przez to na myśli.
Idąc dalej, gdybym miał przyrównać Studio do czegoś sopranowo i ulokować między różnymi produktami, na pewno byłyby ciemniejsze od Brainwavz HM5 (ed. 2017), ale jaśniejsze od OPPO PM3, a już w szczególności lepsze w tym rejonie od AKG K872. Sopran to pełna kultura o świetnej barwie, która aż nie przystoi słuchawkom zamkniętym. K270 S zachowują się niemal tak samo jak K270 P, ale ich najwyższa oktawa szybciej się wygasza. Pozostawia to po sobie wrażenie, że słuchawki nie tylko emanują detalem i czytelnością, zwłaszcza w ramach wyżej ciągniętych wokali, ale też bezpieczeństwem, bowiem choć nie brak im pazura, pokazują go rzadziej, zwłaszcza na cieplejszym sprzęcie. Lekka ogłada przysparza też sporo bardziej akceptowalnego formatu dźwięku, umożliwiając sprawdzenie się w szerokiej gamie utworów oraz na wielu różnych źródłach.
Scenicznie słuchawki zachowują się bardzo podobnie do Playbacków, ale w mniejszej skali mającej swoje skutki. Nadal jest to bardzo agresywna elipsa, grająca z bardzo dużym wychyleniem na boki, trochę mniejszym od modelu Playback, a także zredukowaną głębią, tu występującą z jeszcze mocniejszym przybliżeniem i tym samym wspomnianą ekspozycją wokalu.
Redukcja głębokości wiąże się w naturalny sposób z delikatnym odjęciem energii z najwyższej oktawy, jako konsekwencja. Pisałem o tym wielokrotnie w swoich recenzjach, że efektowność sceniczna bardzo często alokuje się właśnie w zakresach bardzo wysokiego sopranu, ale też powinna być wspomagana przez samą akustykę słuchawek.
Rzecz, na którą muszę zwrócić szczególną uwagę, to definicja samego dźwięku, jego elementarna jakość, separacja kanałów, małe zniekształcenia. AKG podczas projektowania tych słuchawek zastosowała technologię, która przekładać miała się na niskie poziomy THD nawet przy głośnych odsłuchach. Efekty są jednak takie, że nawet i przy niższym natężeniu model ten popisuje się czystością i rozdzielczością, zarówno jak na dynamiki, jak i w ogóle wszystkie konstrukcje AKG oparte o ich przetworniki DKK32. Playback również to mają i jest to bardzo unikatowa cecha tej serii tych słuchawek. Nie mówiąc też o tym, że przecież to cały czas konstrukcje zamknięte.
O tym, że słuchawki te są wyjątkowe, świadczyć może już wcześniej przeprowadzona konfrontacja Playbacków z flagowymi i najdroższymi obecnie AKG K872. Rezultaty tego spotkania można przeczytać w recenzji tych ostatnich, gdzie K270 Playback uruchomione z opisywanej wyżej kieszonkowej integry RHA L1 z korekcjami na mocniejszy bas i lekko cichszą górę okazały się bardziej obrazowe i realistyczne. Ciekawostką jest, że tamtejsze korekcje są jednocześnie tymi samymi, które jakby od startu zaaplikowane zostały w formie natywnego strojenia w ramach modelu Studio. Wszystko to łączy się w jeden spójny i powtarzalny obraz, który nie był ani dziełem przypadku, ani chwilowym kaprysem oceniającego.
Swoją drogą Studio i Playback dzieli analogiczna sytuacja kontrastowa co legendarne DFy oraz (już nieco bardziej pospolite) Monitory. Tam zachodziła taka sama bowiem różnica co do zasady, ale fakt faktem o większej skali niż w modelach 270. DFy były jaśniejsze, czytelniejsze, szybsze i zwracały więcej detali, ale za cenę basu, a dokładniej jego ilości. Monitory były bardziej nasycone i basowe, oferując wyraźnie większy przyrost średniego basu, wynikający też po części z ciemniejszej góry o większym ociepleniu. Wszystko to mamy więc i tutaj, ale nie ma między 270-tkami aż tak naznaczonej różnicy w skali tychże różnic, ani też nie ma się wrażenia, że jedna i druga para gra w innych klasach. Przy DFach i Monitorach niestety już tak.
To dlatego Monitory uważa się za słuchawki grające jakościowo gorzej, abstrahując już nawet od preferencji co do ich strojenia. Z K270 byłoby to natomiast nadużyciem. I to bardzo mocnym. Obie pary grają bowiem w tej samej klasie i różnią się właściwie tylko strojeniem. Stawiając więc oba modele obok DFów praktycznie zamknąłbym tą grupę i nie przewidywał tam miejsca dla Monitorów. Sygnał z obu par jest prawie tak samo czysty. Monitorom zaś zawsze będzie trochę do DFów brakowało w tym względzie.
Wracając do przedmiotu recenzji, niesamowitą cechą obu modeli K270 jest to, że ani Playbacków nie można określić jednoznacznie jasnymi, ani Studio jednoznacznie ciemnymi. Oba modele prezentują przeciwne sobie bieguny, ale jednocześnie tak bliskie wspólnego środka. Widać to wyraźnie, gdy nałożymy na siebie oba wykresy częstotliwościowe:
W Studio świetne jest to, że słuchawki zachowują ogromną poprawność barwową, należyte nasycenie, odpowiedni bas. Potrafią sypnąć świeżym wokalem i detalem, ale zrobią to dużą kontrolą. Ostatecznie więc grają na bardzo spójny i solidny efekt końcowy, który pasuje nie tylko wedle nazwy słuchawek do zastosowań studyjnych, ale i spokojnie wszelakich odsłuchowych. Zwłaszcza że słuchawki są znacznie, ale to znacznie mniej rozkapryszone w zakresie materiałów eksploatacyjnych i ich stanu, który przekłada się potem na wrażenia dźwiękowe.
Czy słuchawki te mają swoje wady? Być może nie widać tego po moim entuzjastycznym dosyć opisie, bo trudno jednak ukryć fakt że słuchawki bardzo mi się spodobały, ale tak, mają je, jak każde. De gustibus uważam, że przy dosłownie minimalnie większym pazurku w wyższych oktawach zawładnęłyby moimi uszami w swojej klasie, ale nadgonić mogę sobie to troszkę torem. Zwłaszcza że to bardzo subtelna uwaga. Mniej subtelne będzie natomiast klasyczne już dla serii K270 wskazanie na mocno zredukowaną głębię sceniczną. Ale poza tym brzmieniowo lista moich uwag się kończy. Reszta pozostaje już kwestią gustu i po prostu cechami wchodzącymi w skład ich unikalnego stylu grania, a także opisywanymi wcześniej cechami fizycznymi. To tych ostatnich jest tu dla mnie najwięcej i to jedynie na ich temat mógłbym się rozwodzić godzinami.
Ostatecznie jednak muszę powiedzieć to jasno i wyraźnie: K270 Studio są jak do tej pory najlepszymi słuchawkami zamkniętymi AKG, jakie kiedykolwiek dane mi było odsłuchiwać. Jednocześnie są to najbardziej naturalnie grające słuchawki z całej serii K2, obok K240 DF najbardziej wartościowe brzmieniowo i wraz z K500 EP ustawiające się w prostej linii podobnego kierunku brzmieniowego. Chociaż przyznam, że nawet i z tym nie miałbym problemu, aby postawić te dwie pary przynajmniej obok siebie lub i Studio wyżej. Zwłaszcza gdy do równania dopiszemy fakt zamkniętości K270.
Nie czułem tego aż tak mocno przy wariancie Playback, ale Studio są takim typem sprzętu słuchawkowego, który albo powoduje w człowieku zwątpienie za zakupami sprzętu lepszego, albo wręcz przeciwnie – ustala tak wysoką poprzeczkę, że dużo pieniędzy pochłoną nam dalsze poszukiwania czegoś od nich jednoznacznie lepszego i z zachowaniem poczucia, że elementarna jakość dźwięku znajduje swoje odzwierciedlenie w cenie.
Dla tych, którzy nie patrzą na sprzęt słuchawkowy przez pryzmat opłacalności, na pewno będzie to jeszcze bardziej wartościowy produkt. Nietuzinkowy, nieprodukowany, intrygujący od wyglądu, przez konstrukcję, aż po brzmienie. Zwyczajne słuchawki dynamiczne zorganizowane w sposób niezwyczajny. Zamknięte przetworniki nie ustępujące wcale otwartym. Pełna kontrola niepozbawiona eufonii i realizmu nawet z co bardziej technicznych układów źródłowych. Możliwość łatwej adaptacji do odtwarzanego materiału i gustu słuchacza. Małe zniekształcenia nawet przy większej głośności. Z perspektywy myśli inżynierskiej faktycznie jest na czym zawiesić oko i ucho.
Co lepsze? Playback, Studio, a może następcy?
Jeśli nie zostało to przeze mnie dosyć jednoznacznie rozstrzygnięte, czy w ogóle może nawet rozjaśnione jako temat we wcześniejszych akapitach, rozwiązanie tego dylematu być może okaże się nieco prostsze w niniejszym.
Z modelu Studio uczyniłbym sobie tu punkt wyjściowy – słuchawki są na tyle wszechstronne, uniwersalne i nie aż tak podatne na stan materiałów eksploatacyjnych, że powinny spodobać się w zasadzie każdemu. Są z należytym wydźwiękiem basowym, nasyceniem w średnicy, nastawione na naturalną ekspresję i sprawdzanie się praktycznie w każdym gatunku. Po prostu dobre, muzykalne słuchawki o dużej rzetelności i świetnym wyważeniu.
Kiedy decydować się na model Playback? Oczywiście zawsze wtedy, gdy możemy go dostać, nie mówiąc już o sytuacjach, gdy dostępny jest w bardzo dobrym stanie. Łatwo o to, ponieważ jak pisałem Studio mają czarne malowania pierścieni i wzorem K240 DF widać na nich wszelkie uszkodzenia. Playback mają natomiast zwykłe, srebrne pierścienie bez malowania, które zawsze w razie czego można spróbować wypolerować. Akustycznie zaś – gdy zależy nam na większej scenie i umiejętności zwracania detali w skali mikro, ale też absolutnie bez sybilowania. Należy mieć na uwadze, że średnica, choć wciąż bliska, będzie nieco chudsza (czyt. znormalizowana) i odsunięta od nas, zaś bas nie będzie miał takiego wydźwięku jak w Studio. To bardziej techniczne, kontrolne granie nastawione na wyłapywanie niedoskonałości i błędów, ale osobiście uwielbiam ich słuchać, zwłaszcza przez dodatkowy plus do sceny oraz równy bas z ładnym zejściem.
Która z tych par jest lepsza? Trudno powiedzieć. To tak samo jak byśmy próbowali porównać HD600 i HD650. Nawet kierunki brzmieniowe byłyby podobne, ale też nie identyczne, bo przesunięte o jeden punkt na lewo. Studio byłyby więc między strojeniem HD600 i 650, zaś Playback jaśniejsze i bardziej analityczne od 600-tek. Osobiście bardzo lubię obie pary 270-tek i zależnie od potrzeb łapałem się na korzystaniu z obu par. Playback preferowałem w ambiencie i elektronice wykorzystującej ich unikatowe walory, zaś Studio w gatunkach kameralnych, mieszanych, gdy potrzebowałem czegoś bardziej naturalnego. Choć też nie zawsze była to żelazna reguła:
Osobną kwestią pozostaje jeszcze raz pochylenie się nad tematem, czy sensownie jest czasami zrezygnować z poszukiwań i poprzestać na czymś znacznie bardziej praktycznym i bezpiecznym zakupowo, jak K271 Studio / MKII lub nawet K272 HD? Z żalem muszę przyznać ale… tak, ma to sens. Zwłaszcza gdy nie mamy pod ręką dobrych ofert, może też jakichkolwiek ofert. Mamy za to określoną potrzebę na konkretną parę słuchawek o takich a nie innych właściwościach.
K271/2 są od starych 270-tek prostsze w serwisowaniu, prostsze także w samej konstrukcji, bardzo mało zależne od ułożenia, podatne na modyfikacje z korzyścią dla samego brzmienia, wygodniejsze już od startu, lżejsze i łatwiejsze w napędzeniu. No i na ogół tańsze oraz z racji bycia w bieżącej produkcji: z gwarancją. Jak dotąd więc druzgocące zalety. A wady? Nie ta czystość, nie ta dynamika, nie ta separacja, nie ta holografia, nie ta szerokość i też trochę nie ten angaż. A w porównaniu do K270 Playback, także bez tego monitorowego pazura oraz zdolności do zwracania mikro – czy wręcz nano – detali z taką gracją jak one. Choć Studio mają te same cechy, nie stawiają tak mocno na skraje, toteż o kapkę trudniej jest się w nich tego doszukać. Z tego względu jest im bliżej do K271, ale znów: porównując czystość sygnału łeb w łeb K271 po prostu kapitulują przed ich technologią soczewkową. K271 to wciąż bardzo dobre słuchawki, świetnie praktyczne, brzmieniowo bardzo poprawne i bardziej liniowe od K270, ale to starszy model uważam za dźwiękowo lepszy, po prostu. Słuchawki bardziej angażują, potrafią zaintrygować, nie wydają się być tylko odsłuchowym narzędziem, mniej poprawnym, mniej równym, ale za to wciągającym. Niemniej jeśli miałbym oprzeć się na jakimś punkcie odniesienia w zakresie porównań z innymi słuchawkami, chyba jednak łatwiej byłoby to uczynić wychodząc od K271.
Synergiczność
Słuchawki z racji swojego strojenia świetnie komponują się z neutralnymi lub jaśniejszymi układami, preferencyjnie o dużej mocy. S16, S6 (+S7), X1S, Quattro II, HUD-DX1, 230HAD, Hugo TT czy wszelkiej maści karty dźwiękowe jak STX, AE-5 lub SC808 to idealni dla nich partnerzy.
Po drugiej stronie również jest bardzo dobrze, bowiem z trochę bardziej naturalnym Conductorem również nie przejawiają żadnych negatywnych cech i jedynie troszkę preferencyjnie szukałbym im po prostu towarzystwa we wcześniej wymienionych układach. A że bardzo jak widać lubię modele z serii K270, poniekąd też i w formie współczesnych wariantów, folguję sobie nawet w rejony cenowe będące względem nich kompletną przesadą.
Osobiście szczerze mogę polecić Audinsta HUD-DX1, zaś jeśli sprzęt naprawdę wpadnie w ucho, Aune S6, najlepiej od razu z modułem wzmacniającym S7. Z tego właśnie zestawu Studio zagrały mi bardzo dobrze, należycie „w punkt” i właśnie na tym sprzęcie przeleciały przez cały czas pisania recenzji.
Adekwatna wycena stanu i wartości
K270 to z reguły niewdzięczne w sprzedaży słuchawki z racji zewnętrznych pierścieni, na których zawsze będzie widać to i owo. Są też wyznacznikiem tego jaki faktyczny przebieg miały oferowane słuchawki. Nie da się tu więc zagrać na tzw. „maślane oczka” i to też odstrasza trochę sprzedających przed zabawą w standardowe na naszym rynku zagrania z cyklu: „odkupię za grosze, połatam na kolanie i hop na handel za dwa lub trzy razy taką cenę”. Słuchawki z widocznymi uszkodzeniami pierścieni będzie bardzo trudno doprowadzić do stanu wizualnego nie wywołującego wątpliwości, zaś cena powinna być wtedy należycie skalkulowana w dół. Niemal pewna będzie też konieczność dokupienia nowych nausznic, a co oznaczać będzie dodatkowy koszt, którego – co też niemal pewne – sprzedający na naszą rzecz w wycenie nie uwzględni.
Na co można podczas zakupów zwrócić uwagę? Przede wszystkim na wszystkie rzeczy, które uwzględniłem w poradniku nt. zakupów słuchawek używanych. Należy pamiętać, że słuchawki te mają aż 4 przetworniki, a to oznacza spore uzależnienie ostatecznej równości reprodukowanego sygnału od ich kondycji. Trochę o warunkach w jakich słuchawki były użytkowane może świadczyć również mocno pożółkły odcień membran – zwłaszcza jeśli użytkownikiem była osoba paląca lub słuchawki wystawione były na efekty niekorzystnego przechowywania. A na pewno stan maskownic wewnętrznych otworów akustycznych (odbarwiony, prujący się materiał).
Mimo wszystko K270 nie należą do ryzykownych słuchawek co do zakupu. Mają więcej zagwozdek i punktów zaczepienia w zakresie kontroli przedzakupowej z naszej strony, owszem, ale utrzymuje się to na średnim można powiedzieć poziomie i ponad zwykłymi K240 dochodzi nam raptem kilka dodatkowych cech, na które należałoby zwrócić uwagę.
W zakresie ich ceny, widziałem u nas w kraju egzemplarz w stanie niemalże idealnym wraz z pudełkiem za 500 zł i głęboko żałowałem że ich nie kupiłem. Można myślę potraktować to jako punkt odniesienia co do wyceny za stan bardzo dobry lub niemal perfekcyjny. Nawet abstrahując od faktycznej wartości dźwiękowej jako takiej, cokolwiek oferowane za większą kwotę i odstającego od stanu mogącego być przez nas uznany za idealny, możemy spokojnie odrzucić takie ogłoszenie jako zwykłą chęć zysku i spekulację cenową. Jeśli jesteśmy na 100% zdecydowani, możemy ewentualnie spróbować przystąpić do negocjowania ceny wraz z bezlitosnym punktowaniem sprzedawcy śladów uszkodzeń, ale musimy być świadomi ogromu prac koniecznych, by dociągnąć je jakkolwiek do ludzkiego stanu używalności. Będzie tego sporo przy tych słuchawkach. Nie chciałbym jednak namawiać stwierdzając, czy warto, czy nie, ponieważ o ile naprawdę zakochałem się w ich brzmieniu i jestem gotów dać za nie nawet większą kwotę z racji jakości dźwięku, jestem przez swój entuzjazm jakoby usprawiedliwiony. Zwykły użytkownik musi natomiast liczyć się cały czas z opłacalnością i tu prawa rynku oraz praca na liczbach są bezlitosne – albo się coś opłaca, albo nie.
Podsumowanie
Choć na placu boju w ramach serii K2 pozostały się (nie licząc ultra-rzadkich wariantów HSC/HSD z mikrofonem) już tylko Sextetty i K250, nie sądzę, aby te ostatnie jako faktyczny przedstawiciel rozwiązań zamkniętych zaproponował sobą więcej, niż czynią to K270 Studio. Obok odpowiednio zadbanego na materiałach eksploatacyjnych wariantu Playback, uważam je na dzień dzisiejszy za subiektywnie najlepsze słuchawki zamknięte tego producenta i model bardzo wartościowy brzmieniowo, który postawić można obok słynnych K240 DF, jeśli nie nawet wyżej.
To nietuzinkowe słuchawki zamknięte z bardzo naturalnym, muzykalnym strojeniem i omijaniem problemów typowych dla tego typu konstrukcji. Świetnie zaakcentowany bas, przyjemna, eufoniczna średnica, czytelny sopran z delikatnie opadającymi najwyższymi oktawami, dającymi w efekcie mieszankę świeżości i detaliczności z oszlifowaniem i realistyczną barwą. Scenicznie wciąż dobre na szerokość, ale grające jeszcze bliżej w osi przód-tył, także praktycznie jedynym minusem dźwiękowym może być uwaga odnośnie głębi sceny.
Fizycznie wypunktować można im już więcej: podatne na uszkodzenia pierścienie w czarnym malowaniu, mała ilość miejsca na uszy mogąca powodować szybko postępujący dyskomfort na osi czasu, zwiększona waga z racji takiej a nie innej konstrukcji. Ponad wszystkim jednak – z tytułu bycia sprzętem zabytkowym – podatność na spekulanctwo i nieudolne próby ich naprawiania, które tylko potęgują ostateczną trudność ich nabycia w kontekście i tak zerowej dostępności na rynku wtórnym. Jeśli ktoś jednak będzie miał tyle szczęścia i zaparcia, aby model ten zakupić w dobrym stanie, naprawdę zachęcam do znalezienia w sobie również odpowiednią ilość cierpliwości, aby popracować nad nim np. w zakresie nausznic i odpowiedniego ułożenia sprzętu na głowie, a także poznania wszystkich jego zalet.
Zalety:
- oparte o solidny i sprawdzony projekt K240
- dobra jakość wykonania i duża trwałość, jeśli właściciel o nie dba
- łatwa konwersja na model zbalansowany
- duży poziom izolacji od otoczenia
- obłędne połączenie obrazowości i dokładności z muzykalnością
- niski poziom zniekształceń uzyskiwanej fali dźwiękowej
- obok Playback’ów prawdopodobnie najlepsze zamknięte AKG
- kapitalne w odsłuchach dla przyjemności, gdy liczy się izolacja od otoczenia
- dobra szerokość sceny jak na słuchawki zamknięte
- świetnie reagują na korekcje i proste modyfikacje
Wady:
- scena z wyraźnie zredukowaną głębią
- mimo tylko 75 Ohm, bardzo wymagające co do napędu
- głównie dla świadomych użytkowników
- całość cięższa nawet od K280/290
- dosyć wrażliwe na stan nausznic
- przetworniki podatne na zabrudzenia z racji braku wkładek z obu stron
- bardzo łatwe w zarysowaniu obręcze malowane na czarno
- przeciętna wygoda dla osób o dużych uszach
- często nieuczciwi sprzedawcy próbujący wciskać egzemplarze po przejściach i naprawiane nieoryginalnymi częściami na własną rękę
Panie Jakubie! Mam ten model i nie mogę go docenić, właśnie przez brak odpowiednich nausznic. Proszę doradzić który model z aktualnej produkcji byłby pasował? Czy i o ile warto jakie welury dla nich. I jest też sprawa O-ringów gdzie i jak je zamieścić, czy wyciąć z kartonu(!!?) Pozdrawiam! i życzę w Nowym Roku zdrowia do tej niekiedy frustrującej audiopasji 😉
– AKG produkuje współczesne odpowiedniki nausznic do tych modeli, jak również wszystkich innych modeli z ich obecnej produkcji,
– nie były to modele projektowane i strojone pod pracę z nausznicami welurowymi,
– nt. O-ringów pisałem przy okazji recenzji K270 Playback: https://audiofanatyk.pl/recenzja-sluchawek-akg-k270-playback/ Musi Pan zakupić współcześnie oferowane płatki „AKG Foam Net Pad” i wycinać z nich kawałki będące w stanie w formie O-ringu pokryć skrajną krawędź talerza muszli, dokładnie pod nausznicą.
Dziękuję i wzajemnie życzę wszystkiego dobrego.
Witam.Czy orientuje się Pan może czy można u nas nabyć tz. rubber loop do tego modelu?Wiem że można coś takiego kupić ze e-sklepu z USA ale do k240, czy będzie pasować?Z góry dziękuję za pomoc i pozdrawiam.
Witam,
Takie części będą pasować. W Polsce należy skontaktować się z serwisem AKG. Na upartego można próbować regenerować te części samodzielnie, choć z różnym szczęściem się to udaje.
Pozdrawiam.
„Miały być zamulone i nienaturalne,”
Właśnie dostałem do rąk te słuchawki. Stan db. One jednak są jak w/w cytacie.
Nie. Po prostu ten egzemplarz tak gra. Na zdjęciach z ogłoszenia, które zostało wystawione z ich sprzedażą, absolutnie nie był to „stan db.” tylko stan zdewastowany. Dawno nie widziałem tak poobijanej sztuki, a miałem kilka EP i LP w rękach, pracowałem z nimi, odrestaurowywałem i słyszałem jak grają przed i po przywróceniem do stanu fabrycznego. Brak jakichkolwiek materiałów akustycznych, które są kluczowe dla tych modeli, brak padów, które też odgrywają fundamentalną rolę w ich brzmieniu. I do tego wersja LP, która ma mniej basu i jest jaśniejsza od recenzowanej przeze mnie EP. Jedyne więc co potwierdza powyższy komentarz, to ignorancję właściciela słuchawek i fakt, że nie powinien brać się z odsłuchami za modele, które go przerastają, albo preferuje modele jednoznacznie jasne, gdzie słuchawki te bardzo czytelnie opisałem jako muzykalne i po cieplejszej stronie.