Jest to jak liczę czwarty już produkt tego producenta, jaki przeszedł przez moje ręce. Jednocześnie jak do tej pory jest to produkt najdroższy, najlepiej wykonany, najlepiej ogólnie wyposażony w funkcje i możliwości, ale też jak zawsze bez jakiejkolwiek taryfy ulgowej. Odtwarzaczowi udało się bardzo ładnie i zgrabnie zaprezentować, choć jego brzmienie to w dużej mierze przeciwieństwo innego bardzo fajnie grającego odtwarzacza konkurencyjnego. Tym samym zapraszam do lektury – jak zawsze długiej – recenzji The Bit Opus #2.
Dane techniczne
- DAC: podwójny ESS9018K2M-2EA
- Procesor: 4-rdzeniowy ARM Cortex-A9 1.4 GHz
- RAM: 1 GB DDR3
- Pamięć danych: wbudowana 128 GB + 1x microSD do 200 GB
- Wyświetlacz: dotykowy 4″ TFT IPS (480 x 800 px)
- Pasmo przenoszenia: 10 Hz-70 kHz
- Poziom wyjściowy (bez obciążenia):
– 2.3 Vrms dla stereo
– 2.5 Vrms dla BAL - SNR:
– 115 dB dla 1 kHz, stereo
– 116 dB dla 1 kHz, BAL - Przesłuch międzykanałowy:
– 130 dB dla 1 kHz, stereo
– 135 dB dla 1 kHz, BAL - THD: 0.0009% dla 1 kHz
- Impedancja wyjściowa:
– wyjście BAL 2.5 mm: 1 ohm
– słuchawkowe 3.5 mm: 2 ohm - Maksymalne próbkowanie: 32 bit / 384 kHz
- Jitter: 50 ps
- Wejście: microUSB
- Wyjścia: słuchawkowe-liniowe-optyczne (3,5 mm), zbalansowane TRRS (2,5 mm)
- Komunikacja bezprzewodowa: WiFi 802.11 b/g/n (OTA) + Bluetooth 4.0 (A2DP, AVRCP)
- Obsługiwane formaty: WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, APE (Normal, High, Fast), AAC, ALAC, AIFF, natywne DSD64/128 (DFF, DSF)
- Bateria: Li-Poli 3,7 V / 4000 mAh
- Maksymalny czas pracy na baterii: ok. 9,5 godziny
- Wspierane systemy operacyjne: Windows 7,8 (32/64bit), MAC OS X 10.9 oraz wyżej
- Waga: 252 g
W zestawie z Opusem prócz samego odtwarzacza otrzymujemy:
- kabel microUSB typu B
- komplet folii zabezpieczających ekran
- komplet dokumentacji technicznej
- twarde etui w kolorze niebieskim
Jakość wykonania i konstrukcja
Sprzęt przychodzi do nas ekskluzywnie zapakowany w białe pudełko, jako żywo przypominające sposób pakowania Astell & Kern. Do tego The Bit posługuje się terminem MQS, oznaczającym „Mastering Quality Sound”, dokładnie tak samo jak Astell. Przypadek? Może tak, a może i nie. Analogie mogą być tu odczytywane tak samo dwuznacznie, jak i zupełnie przypadkowo.
Sprzęt wraz z wyposażeniem prezentuje się moim zdaniem na tym samym poziomie co AK300, jeśli mówić o pierwszym wrażeniu, tudzież chęci jego stworzenia na posiadaczu. Już pierwsze wzięcie do ręki Opusa tylko umacnia dalej wyżej opisane przekonanie, że to jednak coś z wyższych sfer audio i bez jakiegokolwiek marginesu na fuszerkę. Klasse gemaht.
Opus jest bardzo precyzyjnie wykonany i spasowany w ramach aluminiowej obudowy tak, aby nie było absolutnie żadnych szczelin czy luzów. Między wieloma tańszymi odtwarzaczami, zwłaszcza pochodzenia chińskiego, zarysowuje przepaść godną zawrotnej ceny, jaką przychodzi nam zapłacić za jakby nie patrzeć „tylko” przenośnego grajka.
W oczy rzuca się na przedniej ściance duży, 4” wyświetlacz TFT IPS o rozdzielczości 480×800 px. Jego jakość jest bardzo dobra, a kolory zimniejsze od AK300, ale też nie tak lodowate jak w modelu #1. Cztery wkręty nie były tylko i wyłącznie zabiegiem stylistycznym – odtwarzacz można w ten sposób rozkręcić, co powinno w razie czego ułatwić potencjalne serwisowanie. Przy tak drogim sprzęcie myślę, że jest to bardzo ważny czynnik, niestety często zdatny do pominięcia czy to w subiektywnych ocenach, czy też recenzjach. Mniej lub bardziej celowo co prawda, ale też czasami po prostu dlatego, że człowiek nie myśli długoterminowo o tym co będzie. Interesuje go tu i teraz, a przyszłością martwić będzie się dopiero wówczas, gdy ta nadejdzie. A wtedy najczęściej sprzęt się po prostu sprzeda, wraz ze wszystkimi jego problemami. Dlatego tak bardzo cieszy mnie, że w Opusie #2 są takie – banalne przecież – akcenty, które suma summarum zwiększają pewność i przekonanie kupującego wobec produktu. Przynajmniej u mnie, jako że lubię mieć szansę na samodzielną naprawę używanego przez siebie sprzętu audio, nawet jeśli tylko w skromnym zakresie.
W zakresie tylnej pokrywy obudowy zastosowano tym razem pełne aluminium, bez plecków wykończonych na wysoki połysk (odpada konieczność stosowania folii).
Z prawej strony wystaje bardzo widoczne i łatwo dostępne pokrętło głośności o wyczuwalnym skoku. Zachowuje się przez to lepiej niż w AK300 i mimo, że w niektórych sytuacjach nadal można je trącić, sprawia bardzo pewne wrażenie. Naturalnie regulację głośności można przeprowadzić także dotykowo już w trakcie trwania tejże operacji. Maksymalna skala głośności to 150 punktów.
Lewa ścianka boczna ma tylko trzy standardowe przyciski sterowania. Nic czego nie znalibyśmy z poprzednich Opusów.
Na górze znalazł się standardowo pakiet wyjść stereo i BAL wraz z włącznikiem.
Na dole tymczasem umieszczono numer seryjny, port micro USB typu B oraz slot na kartę microSD. Jest on nieosłonięty i jednocześnie jedyny, który pozwala na ekspansję pamięci do większego poziomu (maksymalnie 200 GB sformatowane na SDXC, exFAT lub NTFS) niż pozwala na to ta wbudowana (128 GB).
Tak jak przy AK300, uważam za właściwe działanie mające na celu zaoferowanie użytkownikowi jak największą przestrzeń dyskową na swoją muzykę, toteż działanie takie mnie trochę dziwi przy tej cenie. Oczywiście można powiedzieć, że zawsze wymiana karty także wchodzi w grę i można ich mieć kilka. Owszem, ale jest to niedogodność: konieczność grzebania za urządzeniem i kartą, na co może nie być miejsca i czasu, a także utrudniona wymiana, bowiem gniazdo jest tak samo głęboko osadzone, jak w AK300. Na osłodę jest tu pojemność pamięci własnej, wynosząca jak pisałem 128 GB, a to przecież wcale niemało.
To jednak za co mocno pochwalę Opusa #2, to ergonomia – wyprofilowana „tarka” na bocznych ściankach sprawia, że sprzęt paradoksalnie kapitalnie leży w dłoni. Wszystkie krawędzie są obłe, nic nie kłuje w rękę, nic nie wypada, świetny chwyt mimo gabarytów. Żaden z posiadanych w momencie testów odtwarzaczy nie miał tak wysokiej ergonomii przy jednocześnie tak dużych gabarytach. Ktoś tu proszę Państwa naprawdę pomyślał nad tym projektem od tej strony. Tym samym nie wymusza to na nas bezwzględnego korzystania z pokrowca dołączonego do zestawu, aczkolwiek wiadomo, że lepiej z ochroną, niż bez. Zwłaszcza że sprzęt nie nagrzewa się specjalnie podczas pracy.
Na tym etapie można powiedzieć, że owszem, sprzęt prezentuje się jak na razie bardzo dobrze, ale mimo to jest nadal drogi i wciąż sama jakość wykonania obudowy to zdecydowanie za mało, aby ją usprawiedliwić. W tym momencie dochodzi do głosu zastosowana w odtwarzaczu technologia.
Na pokładzie znajdziemy 4-rdzeniowy procesor ARM Cortex-A9 1.4 GHz, któremu towarzyszy 1GB wbudowanej pamięci RAM. Żeby nie nudził się zbytnio, do towarzystwa dosztukowano podwójny (natywny balans), doskonale znany i ceniony DAC ESS9018K2M-2EA, wspierający maksymalne dekodowanie PCM w trybie 32/384 (bit perfect), a także natywne DSD64 i 128. Sam odtwarzacz może pracować jako źródło cyfrowe (miniTOSLINK), analogowe stereo (jack 3,5 mm TRS/TRRS) i zbalansowane (jack 2,5 mm TRRS). Do tego dochodzi komunikacja bezprzewodowa: WiFi 802.11 b/g/n z możliwością aktualizacji FW bezpośrednio za jej pośrednictwem (OTA) oraz Bluetooth 4.0 z protokołami A2DP i AVRCP. Jest też praca po USB w trybie MTP oraz DAC USB.
Wszystkim tym zawiaduje specjalnie przygotowana wersja systemu Android, praktycznie nie różniąca się funkcjonalnie od tej stosowanej u Astella pod względem ilości funkcji. Oczywiście nie ma tu obsługi przystawek takich, jakie stosuje u siebie Astell, nie ma też niestety wsparcia dla Tidala, DLNA oraz jakiejkolwiek aplikacji na wzór AK CONNECT i choć o Tidalu oraz DLNA słyszałem, że mają dosyć szybko pojawić się jako aktualizacja FW, to niestety na dzień dzisiejszy takiej obsługi nie ma i Opus musi dostać za ten fakt po uszach.
Baterię zastosowano dosyć dużą, bo 3,7 V Li-Poly o pojemności 4000 mAh. Ładowanie odtwarzacza średnio zabiera ok. 4 godzin czasu, może trochę więcej. Czas odtwarzania zaś producent podaje na 9,5 godziny, mi zaś udało się uzyskać na ogół czasy między 8 a 9 godzin. Przyznam dosyć dziwnie zachowuje się odtwarzacz podczas procesu ładowania, bowiem żeby podejrzeć stan baterii trzeba go „włączyć” poprzez długie trzymanie przycisku POWER, następnie odczekać chwilę aż pokaże się procentowy stopień naładowania baterii, potem być świadkiem kilkukrotnego przygaszenia ekranu i wreszcie jego wygaszenia. Całość zachowuje się tak, jakby procesor pracował na 100% swoich możliwości i kompletnie nie wyrabiał z wyświetleniem stanu baterii (przy przecież kompletnie wyłączonym odtwarzaczu). Było to jedyne miejsce, w którym nowego Opusa nie rozumiałem.
Oczywiście nie mogło zabraknąć na pokładzie wbudowanego korektora graficznego w wersji rozszerzonej, 10-zakresowej z możliwością konfiguracji własnych ustawień, ale przyznam, że duże wrażenie zrobił na mnie Astellowy korektor parametryczny. Nie jest to wobec Opusa jednak ujma, bowiem 10 zakresów spokojnie powinno wystarczyć nawet na co bardziej kapryśne słuchawki i głównie w sytuacjach, w których z posiadanych nie jesteśmy specjalnie zadowoleniu i ratujemy się korekcją niemal non stop. A takich rzeczy raczej nie spotyka się przy tak drogich urządzeniach, ponieważ nabywcy są (i muszą być) tu jakkolwiek świadomi swoich decyzji.
Ostatnią rzeczą, którą warto myślę wspomnieć, jest impedancja wyjściowa. Dla wyjścia stereo wynosi ona skromne 2 Ohmy, zaś dla zbalansowanego – tylko 1 Ohm. To bardzo małe wartości, które sprzyjają podłączaniu wysokowydajnych słuchawek dokanałowych. Osobiście jednak bym z tym nie przesadzał, ponieważ w przeciwieństwie do AK300, Opus nie ma bezwzględnie czarnego tła i delikatny szum przy tak czułych diabelstwach jak T8ie jest mimo wszystko gdzieś tam w tle słyszalny. Ale na szczęście tylko na nich.
Przygotowanie do odsłuchów
Odtwarzacz był poddany przeze mnie zwyczajowemu profilaktycznemu wygrzewaniu dla przezornych, aczkolwiek w tym konkretnym przypadku był to sprzęt całkowicie nowy. Efekty dało się usłyszeć mniej więcej po paru pierwszych godzinach, gdzie brzmienie odtwarzacza się ustabilizowało i stało jednorodne, bez wstępnej surowości. Innych zmian jednak już później nie stwierdziłem.
Aby ocenić jego walory dźwiękowe oraz możliwości klasowe, za konkurencję robiły cztery odtwarzacze:
Tradycyjnie też dopełnieniem było przyrównanie odtwarzacza do znanych mi stacjonarnych punktów odniesienia, które powtarzając się co rusz przy każdym urządzeniu dodatkowo potwierdzały odbierane przeze mnie cechy akustyczne. Były to:
- AIM SC808 (3x Burson SS V5i)
- Burson Conductor V2+
- NuForce DAC-80 + NuForce HAP-100
Słuchawkami bezpośrednio używanymi w niniejszym teście były:
- AKG K70 / K240 DF / K400 / K500 EP
- Audio-Technica ATH-MSR7
- Audio-Technica ATH-W1000Z
- Aune E1
- Beyerdynamic T8ie MKII
- EarSonics S-EM6
- Etymotic MK5
- Etymotic HF2
- Master & Dynamic MH30
Jakość dźwięku
Sprzęt gra równo, rozdzielczo, z nieco odsuniętą pozycyjnie średnicą, dając sporo miejsca i przestrzeni swojemu posiadaczowi. Rzuca się w uszy zadzior w brzmieniu, energia, dynamika oraz fantastyczna głębia sceny. Na szerokość mogłoby być tak samo dobrze.
Bas
Wyraźny, precyzyjny, szybki i jednocześnie z należytym zejściem oraz mocą. W zasadzie rytmika i dodatkowe „werwa” w basie to rzecz, którą słyszałem praktycznie w każdym Opusie, tak 1, 1LE, jak i tutaj. Wchodzą one jednak tu na wyższy poziom w ramach formatu i dynamiki.
Tak naprawdę jedyną kwestią będzie ustalenie, czy skala zmian znajduje swoje odzwierciedlenie w cenie. Byłoby to jednak błędne założenie, że na nią składa się tylko sam dźwięk. Dochodzi przecież jeszcze cały pakiet dodatkowych funkcjonalności oraz inny wymiar konstrukcji, znacznie lepszy od poprzednika. Nie zmienia to jednak faktu, że w Opusie #1 bas stał na bardzo dobrym poziomie i tak samo stoi on w „dwójce”, tyle że lepiej i bardziej odpowiadając wyższej cenie.
Bas mimo posiadania większości cech na poziomie optymalnie dobranej ilościowo mieszanki, wysmażony został na bardziej techniczną stronę, aniżeli zaokrągloną i pogładzoną jak w AK300. Porównując oba urządzenia od razu rzuca się również w uszy większa ilość najniższych rejestrów w Opusie. To mocny plus zwłaszcza dla lekkobasowych armatur i słuchawek ogólnie mniej obrosłych w bas, dzięki czemu zachowują się na nim żwawiej i śmielej. Niekoniecznie jednak jest to duży atut przy wydajnych IEMach nie mających z tym problemu, ale wszystko rozbijać będzie się na ogół o preferencje.
To bardzo częsty problem w każdej recenzji, żeby móc akuratnie określić ilość basu jako „dużo” lub „mało”. Nie tyle w sprzęcie źródłowym, co najmocniej przy opisach wszelakich słuchawek. Idąc z basowych słuchawek na bardziej powściągliwe, będzie można je określić wręcz jako bezbasowe. Tymczasem następnego dnia okaże się, że mają bardzo odpowiednią ilość basu, podczas gdy pierwotna para zaoferuje na ich tle praktycznie sam bas. Punkt przyłożenia tym samym – ze względu na adaptacyjność naszego ośrodka słuchu – będzie się zmieniał w jedną lub drugą stronę.
Piszę o tym dlatego, że podłączone pod Opusa T8ie MK2 okazały się grać z dodatkowym zastrzykiem basowym ponad ich realną sygnaturą. Nie było to jeszcze przebasowienie, ale różnica spokojnie słyszalna, zwłaszcza na tle oszczędniejszego w tym zakresie AK300. Tak samo gdy były podłączane pod #1 oraz #1 LE. I komuś może się właśnie ten naddatek spodobać, tak samo jak przypaść do gustu mniejsza jego ilość. Dlatego też należy mieć na uwadze, że model #2 pomaga słuchawkom dokanałowym w osiągnięciu bardziej żywego basu i jeśli na naszym obecnym sprzęcie dane słuchawki są przysłowiowo „na styk”, a jednocześnie wiemy, że sygnatura odtwarzacza należy do chudszych, to efekt basowy się wzmoży. Również uwzględniając moc i zdolności napędowe tego odtwarzacza.
Średnica
Jakościowo bardzo trudno jej cokolwiek zarzucić, toteż ocena sprowadzać się będzie najczęściej do kwestii de gustibus związanych z jej pozycyjnością. W Opusie 2 zakres ten prezentowany jest obszernie i z pogłębieniem, odsuwając clou wydarzeń od słuchacza przestrzennie, ale nie tłumiąc go w żaden sposób. Wrażenie jest takie, jakby ktoś nam do optymalnie skrojonej średnicy wstrzyknął szczerą dawkę powietrza. W ten sposób znacznie łatwiej Opusowi zachować należytą separację między źródłami pozornymi, skupiając się troszkę mocniej na warstwie technicznej dźwięku, aniżeli muzykalności czy lepkości.
Gdyby porównać Opusa z urządzeniami takimi jak AK300 czy C10, byłoby to myślę całkiem łatwe do usłyszenia, a także ewentualnie wyskalowane w górę lub w dół przez sygnaturę samych słuchawek. Gęste średnicowo połączone ze wspomnianymi odtwarzaczami dadzą znacznie gorsze efekty niż na Opusie, w sumie może nawet Opusach, gdyż będzie to przekładalne na charakter ogólny tych odtwarzaczy. Oczywiście analogia będzie zachodziła i w drugą stronę, tj. słuchawki techniczne, chudsze, będą miały szansę lepiej błysnąć na 300-tce, ale też nie zawsze jest to żelazna zasada i np. HF2 okazały się właśnie takim wyjątkiem od tejże reguły.
W ramach priorytetów stawia to zatem średnicę Opusa 2 w formie zakresu, który zamiast dociążenia i skupienia na wokalizie, stara się zademonstrować wysoką jakość i kondycję godną sprzętu faktycznie z wyższej półki. Bez ślepego pozoranctwa, a pikując w dokładny i przemyślany wcześniej rezultat. Stąd jest to zakres przestrzenny, ale świetnie połączony z sopranem i sekcją basową. Nic się nie odrywa, nie prezentuje jako „coś z zupełnie innej beczki”, a komponuje w jednorodny ciąg brzmienia o tej samej strukturze i identycznej klasie, bez nagłych uproszczeń, zwrotów akcji, zmian w charakterze.
Góra
Bardzo fajny zakres o świetnym wyrównaniu ogólnym i bardzo dobrej rozdzielczości oraz wysokiej dynamice. Ten ostatni aspekt potrafi być jednak na swój sposób złudny, bo – znów porównując do AK300+AMP380 – przy zderzeniu się techniczności z płynnością można odnieść wrażenie, że to jednak kanapkowy produkt Astella jest subiektywnie „lepszy”. Na pewno z niektórych słuchawek przyjemniejszy, w pozostałych przypadkach inny, ale fakt faktem The Bit zespawało naprawdę poważnego zawodnika, który także i sopran bierze nie na żarty.
Wydaje mi się, że podczas projektowania tego modelu, The Bit skrupulatnie przeanalizowało to, co wyszło im z Opusem 1 LE, a przynajmniej sam mam taką nadzieję. I już tłumaczę o co chodzi.
W modelu LE sopran różnił się od wersji zwykłej tym, że choć prezentował lepszą nieco rozdzielczość od niego, osiągana była ona z efektem ubocznym w postaci rozjaśnienia i wyostrzenia się tegoż zakresu. Paradoksalnie sprzęt, który na zwykłej wersji grał idealnie lub na granicy tolerancji sopranowej, przechodził na poziom wyżej w tejże skali w górę, czerpiąc pozytywnie z wyższej rozdzielczości i notując ujmę za jasność, która niekoniecznie musiała się podobać. I na ogół nie podobała się.
Patrząc po tym przykładzie, sformułowany problem można byłoby ująć tak: co zrobić, żeby podnieść rozdzielczość i jednocześnie zachować rozsądną jasność sopranu bez przejaskrawienia? Co prawda na to pytanie odpowiedzieć może tylko producent, także nawet nie będę starał się cokolwiek tu zgadywać, ale mam wrażenie, że udało im się znaleźć sensowne rozwiązanie. Ze wszystkich bowiem odtwarzaczy, jakie posiadałem w chwili pisania recenzji, to właśnie #1 LE miał ten zaszczyt bycia najjaśniejszym modelem w stawce. A ponieważ osobiście preferuję balans i wyważenie wszystkich cech w ramach słuchawek, tolerując przy tym rozsądne jeszcze odchyły, częściej ręka sięgała mi po wersję zwykłą. Gdy przyszedł Opus #2, oczywiście leciała ona już w tym kierunku. Różnica jakościowa była słyszalna, tak samo w klimacie i ogólnym poziomie wrażeń, jaki oba odtwarzacze sprawiały.
Scena
Scena to ogólnie temat tabu w słuchawkach dokanałowych, więc proszę się też nie dziwić mojej przemożnej uwadze, jaką obdarowuję ją w tym teście. Jestem człowiekiem mocno doceniającym takie aspekty w dźwięku, głównie z tytułu gatunków, których słucham najczęściej. W dokanałówkach notorycznie szukam więc jak największych zdolności imitujących słuchawki pełnowymiarowe w tym zakresie.
Być może Opus również podszedł do tematu scenicznego od tej strony i próbował ułatwić takie zadanie poprzez założenie, że użytkownik będzie dysponował „typowymi” słuchawkami przedkładającymi szerokość ponad głębokością. Tym sposobem odtwarzacz uczynił planem odwrotnym. Tym razem to głębia gra pierwsze skrzypce, wyraźnie zaznaczając nie tylko swoją obecność, ale i dominację ponad szerokością. Obok tak przepastnego zakresu nie można przejść podczas odsłuchów Opusa obojętnie i jeśli tylko dysponujemy utworami faktycznie scenicznymi, jak również i słuchawkami, poziom wrażeń godny sprzętu stacjonarnego jest w zasadzie zagwarantowany. Uważam więc głębię sceny za prawdziwego asa w rękawie tego odtwarzacza i najważniejszy punkt jego programu.
Aczkolwiek będą też sytuacje, w których będzie to miało swoje konsekwencje. Sprzęt scenicznie wytraca rozmiar na szerokość, a także słabiej dogaduje się ze słuchawkami, którym jak chleba i wody trzeba wzmocnienia na średnicy. Odstępuje to trochę od idei uniwersalności synergicznej i czyni subiektywnie Opusa #1 urządzeniem nieco lepszym na tym polu, choć też nie zawsze (nowszy Firmware) i z przymknięciem oka (a raczej obu) na wyraźną różnicę klasową (oraz cenową).
Różnice między SE i BAL
Ponieważ posiadane w momencie testów Beyerdynamic T8ie MK2 są dostarczane z dedykowanym fabrycznym okablowaniem zarówno pod klasyczne odtwarzacze z wyjściem stereo, jak i zbalansowanym 2,5 mm, a więc takim, jakie drzemie w recenzowanym odtwarzaczu, sprawdziłem przy okazji różnice brzmieniowe względem jednego i drugiego wyjścia.
Efekt był praktycznie taki sam, jak w przypadku obu modeli #1 oraz AK300, a różnica sprowadzała się do trochę lepszej separacji i ogólnego wrażenia przestrzenności. Zmiany – również każdorazowo – były jednoznacznie korzystne per se, aczkolwiek sytuacji w których troszkę bardziej „pospolicie” brzmiącego wyjścia stereo pożądano by bardziej, także wykluczyć do końca nie można.
Kierunek zmian słyszanych po wyjściu BAL jest tak przy okazji bardzo podobny do obserwacji, jakie udało mi się odnotować przy Matriksie HPA-3B po balansie z Aune S16 i również Matriksowego Quattro II. Należy przy tym pamiętać, że wyjście BAL w żadnym sprzęcie nie jest cudownym rozwiązaniem problemu po prostu źle grających słuchawek lub braku synergii. Jeśli źródło i słuchawki należycie dogadają się w trybie SE, dopiero wtedy moim zdaniem zaistnieje sens wkraczania w dodatkowe koszty związane z sygnałem zbalansowanym.
Całokształt
Pisałem na końcu akapitu o jakości wykonania, że takie odtwarzacze jak Opus #2 nie trafiają w ręce osób nieświadomych tego co kupują. To też mówiąc chciałbym od razu dodać – patrząc po tym jak udało mu się zaprezentować, idąc w model #2 nie można uczynić źle.
Opus #2 jest odtwarzaczem z aspiracjami na grę wysokiego szczebla i konsekwentnie stara się to realizować, choć nie od razu. Na początku miałem przyznam problem z jego docenieniem, nie mogłem znaleźć w nim żadnych konkretnych cech na tyle charakterystycznych, żeby determinowały jego jestestwo w sposób jednoznaczny.
Na szczęście po „uleżeniu się” i porównując go bezpośrednio z AK300 wzmocnionym (dosłownie) o obecność modułu AMP380, zdołał mnie do siebie przekonać kilkoma aspektami, które w pierwszej chwili i na pierwszych utworach nie miały szansy się w pełni przede mną odkryć. Są to ponownie bardzo dobra rozdzielczość, która wychodzi nieco ponad poziom Astellowego duetu, duża dynamika, werwa w dźwięku, ale też – a może przede wszystkim – wyraźna głębia sceny i kreacja holograficzna.
Odtwarzacz prezentuje poza tym wysoką detaliczność, większą niż AK300, choć i tu z tym samym zastrzeżeniem, że w 300-tce jest ona bardziej wygładzona i w ten sposób bezpieczniejsza dla słuchawek sopranowo agresywnych. Udziela się duża klarowność i swoboda w kreacji brzmienia, bez ostrości, ale też z dużym konkretem i pewnością siebie. Dźwięk nawet przy odsuniętej nieco średnicy nabiera w Opusie bezpośredniości i impetu, wyrywając się w sposób opanowany i delikatny z marazmu, pokazując naszym uszom, że w słuchawkach do tej pory może zbyt ospałych i potulnych są życie i efekty, których osiągnięcie nie musi w żaden sposób okupione agresją i przejaskrawieniem, a może być zrobione w sposób normalny, kompetentny i przede wszystkim – uczciwy.
Gdybym subiektywnie miał wskazać jakiś element brzmieniowy Opusa, nad którym osobiście mógłbym się popastwić, byłaby to szerokość sceny. Ewentualnie może jeszcze punkt skupienia na środku, który mógłby być delikatnie lepiej uchwycony, ale jeśli miałoby się to odbywać kosztem świetnej głębokości scenicznej, to podziękuję, wolę aby zostało tak jak jest. Co do sceny wracając – tak, sama scena jest moim zdaniem bardzo w porządku jako całość. Jednocześnie wydaje mi się, że The Bit skupił się na głębi aż zbyt mocno i w ten sposób doprowadził ją do tak dobrego poziomu, że szerokość zaczęła jawić się jako aspekt trochę pominięty. Rzuca się to na pierwszy rzut ucha, ale zwłaszcza przy kilku różnie grających parach można się z tym wrażeniem oswoić i zrozumieć takie a nie inne postępowanie. Człowiek ostatecznie akceptuje taki stan rzeczy, zwłaszcza jeśli słyszy odtwarzacze, w których stan rzeczy ma się na odwrót i to szerokość wychodzi przed szereg. Wydaje mi się, że uwzględniając średnią sygnaturę słuchawek dokanałowych, łatwiej jest słuchaczowi zaakceptować elipsę niż jajo sceniczne, ale też te ostatnie znacznie trudniej osiągnąć czy też w ogóle znaleźć. A jeśli uwzględnić modele grające najczęściej na szerokość, uzyskamy genialnie skrojony układ sił, który wzajemnie się uzupełnia.
Taki stan rzeczy jest swego rodzaju kompromisem, na który producent godzi się, aby uwzględnić specyfikę rynku docelowego. Odtwarzacz ten nie trafi bowiem do kolekcjonerów odtwarzaczy, tylko do kolekcjonerów słuchawek w pierwszej kolejności, którzy mają przynajmniej kilka znakomitych modeli w swojej kolekcji minimum kilka wysokiej klasy modeli, których sygnatury są bliskie ideałowi, czy też ogólnie preferencjom. A przynajmniej tak mi się wydaje.
Oczywiście są to tylko gdybania. Tak naprawdę kupić może go spokojnie każdy, kto uważa to za korzystne i dysponuje odpowiednią kwotą. Sprzęt jest strojony na neutralnym fundamencie pod lekki fun i scenę, więc gładko powinien się odnaleźć w różnych sytuacjach. Może też warto będzie porozmawiać o tym w jakich konkretnie.
Synergiczność i zastosowania
Odtwarzacz moim zdaniem sprawdzić się ma szansę przy kilku konkretnych założeniach i oczekiwaniach:
- co do sprzętu wysokiej klasy, który może pracować jako poważny substytut tego stacjonarnego
- gdy użytkownik nie chce się męczyć z dodatkowymi modułami wzmacniającymi przy średnio wymagających słuchawkach
- chce uzyskać jak największą głębię sceny
- posiada dostatecznie wysokiej klasy słuchawki, aby docenić jego walory
Najlepiej jest jak zawsze posiadać sprzęt mogący w naturalny sposób wykorzystać jego walory dźwiękowe (to chyba oczywiste). Świetnie sprawdzają się na nim armatury oraz słuchawki, w których liczy się przede wszystkim dynamika, rozwinięcie skrajów pasma i dodanie głębi scenicznej, by tym samym poluzować nieco zbyt ściśniętą średnicę. Ze względu na rozbudowany najdalszy skraj sopranu, Opus świetnie będzie też uzupełniał się ze słuchawkami pokroju starszych Westone.
Ze słuchawkami o podobnej co Opus sygnaturze bywa różnie i tu już decyduje jak pisałem sam użytkownik co do rezultatu. Z T8ie MK2 jest bardzo dobrze, ale mimo to tym słuchawkom pisany jest sprzęt bardziej skupiony na średnicy. Z flagowymi EarSonicsami scena na środku daje spektakularny popis głębokości, ale czuć wtedy mocniej brak nacisku na szerokość, plus naturalnie wspomniany nacisk na środku zaczyna mocno uciekać. Typowe to więc przywary dla sprzętu grającego skrajami pasma i warto mieć to na uwadze, albo przynajmniej kilka różnych par słuchawek w kieszeni podczas odsłuchów.
Wspomniane T8ie preferowałem mimo wszystko z duetem AK, ponieważ bardziej namacalna i intymna średnica wpływała na nie korzystnie, zresztą wtórując za tym co pisałem w ich recenzji – trudno aby sprzęt ten nie był sobie pisany (tj. dedykowany przez samego producenta). Taki obrót spraw więc dziwić nie powinien, choć nie limituje ich tylko do AK300. Z kolei np. z Opusem 2 notorycznie dogadywały mi się lepiej Etymotici HF2, którym dodatkowa werwa i sceniczność pasowały jak ulał. Martwiłem się o sopran, ale na szczęście słuchawkom kończył się impet dokładnie przed punktem, w którym Opus łaskaw był swojej detaliczności nie ukrywać, a serwować z rozwagą i kompetencją.
Oczywiście obie pary słuchawek dzieli przepaść, zarówno cenowa, jak i spora odległość w klasach, w których grają, ale jednak mają swoje duże uznanie w światku audio i nie można im odmówić potencjału do generowania faktycznie krytycznych obserwacji. Testując oba urządzenia nie miałem uczucia, że dzieli je duża różnica klasowa, a bardziej, że to dwa różne przepisy na dźwięk. Duet AK sprawował się na ogół lepiej ze słuchawkami czy to jaśniejszymi, czy mającymi kłopoty z należytym fokusem na średnicy, czyniąc przekaz bardziej naturalnym i spokojnym. Opus wypadał lepiej ze słuchawkami lubiącymi więcej adrenaliny na najniższym i najwyższym skraju, a przede wszystkim poluzowania scenicznego na środku, nadając dźwiękom większej swobody z nutką analityczności.
Tym samym w Astellu bardzo podobała mi się jego gładki, naturalny przekaz z dobrą szerokością sceny i intymnością. W Opusie ciekawiej skonstruowany bas i głębia sceniczna, a także ogólna werwa w dźwięku. Dobrym przykładem były chociażby K240 DF. Uwielbiam te słuchawki za swoje właściwości akustyczne i czułość na napęd. A także za to, co tutaj pokazały: z Astellem wypadały spokojniej i przyjemniej w sopranie, z Opusem z bardziej dokładnym basem i lepszą sceną na środku, potwierdzając też finalnie wszystkie obserwacje brzmieniowe wcześniej poczynione. A także zrodziły następne, wskazując na…
Możliwości napędowe
O tak. Jak pisałem bardzo lubię DFy plasować w roli benchmarku napędowego. Zastosowanie ich w tym teście miało podwójny sens, ponieważ pracowało także i na poczet określenia tych samych walorów mocowych dla duetu Astella. Ten zaś pracował w niniejszym akapicie za punkt przyłożenia, gdyż samodzielny AK300 ustępuje mocą (i klasą) Opusowi. Można powiedzieć, że korzystanie z gościny tego odtwarzacza było w tym względzie także i dla recenzji „dwójki” bardzo korzystne.
Jak się okazało oba urządzenia wypadły względem siebie bardzo podobne, choć Opus 2 prezentuje głośność w trybie High gain taką, jaką AK300+AMP w Low gain. Astellowy High gain to na ogół zysk ok. 10 punktów na skali głośności (110 vs 120, dla porównania w HF2 odpowiednią głośność uzyskałem dla siebie na poziomie 40-50), ale przypomnę, że w tym połączeniu nie o czystą moc chodzi, co bardziej o podniesienie klasy dźwięku, jaki wydobywa się z AK300 na słuchawki. W przypadku DFów wpływ ten jest dwojaki, bo nie tylko podniesiona klasowość nie umyka uwadze słuchacza, ale też i dodatkowe napięcie. Jedno z drugim łączy się więc nierozerwalnie.
Dlatego też uważałem od początku, że decyzja za zakupem modułu AMP do 300-tki powinna być rozważona indywidualnie. Z perspektywy porównania z Opusem, moim zdaniem dosztukowanie go byłoby bardzo słuszne. Chyba, że sam Opus okazałby się bardziej pasującym pod nasze słuchawki towarzyszem. Tu już odpowiedzi jednoznacznej niestety nie ma, ale też wracając do samego Opusa, bo to przecież o nim jest ta recenzja, zaprezentował się naprawdę dzielnie i nie kapitulował z marszu nawet przed moimi małymi, czarnymi potworkami z dawnych lat. Moim zdaniem zakres przeznaczenia Opusa #2 i jego wbudowanego wzmacniacza możemy ustalić na obszerne spektrum modeli dynamicznych, od tych wydajnych po wciąż wymagające, ale mimo to łaskawsze niż DFy, współczesne 300-600 Ohm, takie jak DT990 Edition czy HD600. A więc spokojnie klasa Premium.
Opłacalność migracji z modelu #1 na #2
Odpowiedzi na pytania dot. sensowności migracji z jednego modelu na drugi rozpatruje się najlepiej przy założeniu, że posiadaczowi modelu wyjściowego podoba się sposób grania samego odtwarzacza, zwłaszcza na najnowszym oprogramowaniu (2.00.03), które prócz lepszej warstwy wizualno-funkcjonalnej wprowadza także dodatkowy przyrost sopranu i detali. To właśnie względem takiego stanu rzeczy model 2 będzie w prostej linii niemal czystym ulepszeniem (również jeśli posiadamy inne, ale podobne w ogólny sposób odtwarzacze, jak C200).
Użyłem słowa „niemal”, ponieważ towarzyszyć nam będzie wzmocniona głębia sceniczna (nie będąc rozwinięciem istniejącej sygnatury a czymś zupełnie nowym). W Opusie 1 jest to utrzymane nieco bliżej punktu optymalnego, który w niektórych sytuacjach może mimo wszystko wydać się bardziej korzystnym. Rośnie nam jednak klasa brzmienia, możliwości, jakość wykonania, scena, dynamika, po prostu wszystko to co powinno klasyfikować się na sensowność ulepszenia.
Modelu #1 LE nie listuję, ponieważ jest to raz, że wariant limitowany, a dwa, że sopran tego odtwarzacza jest najbardziej eksponowany na tle wszystkich, które wymieniłem w tej recenzji, bez względu na producenta. Świetne w zakresie słuchawek nieco ciemniejszych, ale np. przy Etymoticu moglibyśmy już spokojnie dyskutować.
Podsumowanie
Opus #2 to bardzo fajny, wykończony z ogromną dbałością odtwarzacz przenośny, którego brzmienie stara się wysoce korelować z ceną końcową. Ta, choć niemała, biorąc pod uwagę zastosowane układy oraz przyzwyczajenie rynku do takich modeli jak AK380, nie robi w dzisiejszych czasach aż takiego wrażenia. Sam sprzęt na szczęście już tak, zwłaszcza brzmienie, które na planie neutralnej techniczności stara się po inżyniersku wręcz wykończyć skraje pasma i zaoferować nie tylko wyczuwalną werwę, dynamikę i atak, ale też ponadprzeciętną głębię sceniczną. To ostatnie to prawdziwy as w rękawie Opusa #2, przybliżający go wyraźnie do formatu sprzętu pełnowymiarowego. Słychać, że podwójny Sabre znalazł się tu nie od parady, a wbudowany wzmacniacz to nie przelewki.
Czy sprzęt jest zatem perfekcyjny? Czy może odtwarzacz ma w tej cenie jakieś wady? Ależ ma – jak każdy. Brzmieniowo praktycznie tylko więcej sceny na szerokość można byłoby sobie z mojej strony życzyć, tudzież troszkę lepszej prezentacji środka, o ile nie odbędzie się to kosztem głębokości. Użytkowo zaś, mimo bardzo mocnego dopracowania, brakuje (na tą chwilę) funkcjonalności takich, jakie prezentuje Astell (Tidal, aplikacja sieciowa, DLNA), drugiego slotu na kartę microSD, czy też dołączania do zestawu oryginalnego adaptera zbalansowanego na 2x 3-pin XLR, który diametralnie podniósłby w tej cenie atrakcyjność tego urządzenia. Części osób pewnie będzie doskwierał też Firmware, który jest mocno zmodyfikowanym Androidem, a nie czymś bardziej operacyjnym i umożliwiającym instalację dodatkowych aplikacji, ale nawet mimo to sprzęt jest bardzo mocnym zawodnikiem, któremu wiele z tego można wybaczyć, a w przypadku Tidala/DLNA – po prostu poczekać. Jeśli te ostatnie zostaną wprowadzone poprawnie – sprzęt otrzyma zasłużoną Rekomendację i korektę oceny na wyższą.
The Bit Opus #2 ma być dostępny w cenie ok. 6500 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- bardzo solidnie wykonane i z użyciem porządnych materiałów
- należycie wyposażony w dodatkowe akcesoria
- wygodna i intuicyjna obsługa dotykiem oraz ogólna ergonomia mimo gabarytów
- wbudowane aż 128 GB pamięci
- wyjście zbalansowane 2,5 mm, optyczne i rozbudowane możliwości bezprzewodowe
- automatyczna aktualizacja FW po WiFi
- podwójny DAC od ESS
- możliwość pracy jako DAC USB
- natywne wsparcie dla DSD i mnogość formatów audio
- wysokiej klasy brzmienie o dużej dynamice i rozdzielczości
- kompetentne naciskanie na wykończenie skrajów pasma
- fantastyczna głębia sceny
- moc wbudowanego wzmacniacza eliminująca w wielu przypadkach konieczność jego dokupienia
Wady:
- nie pogardziłbym większą szerokością, aby nie kontrastowała tak z głębokością sceniczną
- tak samo subiektywnie ciut więcej skupienia na środku
- tylko jeden slot na kartę pamięci i dość głębokim osadzeniem
- na razie brak wsparcia dla DLNA i aplikacji typu Tidal
- brak możliwości zarządzania odtwarzaczem poprzez dedykowaną aplikację
- wyjście optyczne nie działa w trybie DAC USB
- trochę „dziwne” zachowanie podczas ładowania
- szkoda że przejściówka na 2x 3-pin XLR jest dostępna tylko jako opcja
Serdeczne podziękowania za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów