Master & Dynamic to firma mało znana na naszym rynku i raczej chyba kojarzona bardziej z tym zza oceanu (w końcu produkcja i pochodzenie to w obu przypadkach Nowy York). Niemniej przykuwała od zawsze swoim wzornictwem, stylistyką retro, ale też i wizualnie dużą jakością użytych materiałów. Jest to też dla mnie osobiście pierwsza okazja w ogóle zetknięcia się z czymkolwiek stworzonego przez „Władców i Dynamików”, także recenzja kompaktowych MH30 jest premierą na łamach mojego bloga.
Dane techniczne
- Przetworniki: 40 mm, dynamiczne
- Format: nauszny, kompaktowy, zamknięty
- Impedancja: 32 Ohm
- Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz
- Waga: 260 g
W zestawie znajdziemy prócz słuchawek:
- gruby materiałowy woreczek do przenoszenia
- kabel 1,25 m z pilotem (iOS) mini jack 3,5 mm TRRS
- kabel 2 m bez pilota mini jack 3,5 mm TRRS
- adapter nasadkowy 6,3 mm TRS pasujący do obu powyższych
- twarde etui na kable
- certyfikat jakości
- instrukcję obsługi
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki przychodzą do nas zapakowane prima sort. Bardzo przyjemne w dotyku pudełko z foliowaniem matowym, wyściełane gęstą pianką amortyzującą, wszystko ładnie pochowane, posegregowane, zabezpieczone tak, że w transporcie absolutnie nic nie ma prawa się stać samo z siebie. Od startu producent daje nam poczuć, że na nasze ręce spoczął produkt, przy którym nikt nie zamierzał się szczypać i rozmieniać na drobne.
Pierwsze co rzuca się w oczy po wyjęciu sprzętu z pudełka, to kapitalna jakość wykorzystanych materiałów i wzornictwo. O tym powiem jeszcze trochę przy okazji dalszej części tego akapitu. Głównym bowiem aspektem, który pojawił mi się w głowie na samym początku, była spodziewana wygoda oraz ułożenie nausznic na małżowinie usznej. Powodem tego były dziwnie krótkie pręty regulacyjne z bardzo małą skalą wysunięcia. Dla osoby o moich gabarytach korzystanie z MH30 mogło więc być zarówno jak najzupełniej możliwe, ale też jednocześnie stanowić pewne wyzwanie. To też stało się pierwszą rzeczą, którą postanowiłem sprawdzić.
I rzeczywiście – zakres regulacji wysunięcia muszli jest bardzo mały, a same słuchawki objętością są minimalnie poniżej tego, co oferowały mi przez lata bardzo popularne K518 DJ. Dzięki temu słuchawki musiałem układać pałąkiem na głowie nie w punkcie szczytowym i tak jak jestem przyzwyczajony w 99% par, jakie na niej gościłem, a minimalnie z przodu lub z tyłu, aby muszle znalazły się dokładnie na wysokości moich uszu. Nawet bardzo stare K70 TV są pojemniejsze, czyniąc MH30 jednymi z najmniejszych, jakie testowałem i klasyfikując je na przeznaczeniu dla użytkowników z faktycznie mniejszymi głowami, ale też takimi, którym większe słuchawki bardzo przeszkadzają. Temat gabarytów był swego czasu obszernie poruszany przy okazji AKG K550, a ogromna losowość relacji co do ich wygody była skutkiem ogromnej rozmaitości głów i anatomii. Jednocześnie tłumaczeń co do niemożności estymy tego, czy dla kogoś ta, czy też inna para będzie „na pewno wygodna”, nie widać końca.
Słuchawki z racji bycia modelem nausznym, automatycznie również stawiają się poniżej sporego wachlarza pełnowymiarowych konstrukcji w kontekście czasu, jaki potencjalnie starczy nam zanim zaczniemy odczuwać jakikolwiek dyskomfort związany z ich przenośnym formatem. Należy nastawić się przy nich bardziej na zastosowania outdoorowe, aniżeli pełnienie roli słuchawek domowych. Chyba że wielkość w dół ma znaczenie i jest rozpatrywana pozytywnie. Sprawia to naturalnie też trochę problemów, żeby skutecznie je założyć. Jeśli słuchawki znajdą się bliżej kierunku twarzy, efekt ciepłoty brzmienia może być dodatkowo spotęgowany. Osobiście rekomendowałbym zakładanie ich tak, aby centralna część chrząstki znajdowała się dokładnie w otworze słuchowym.
Największa zaleta MH30 to fakt bycia modelem bardzo trwałym, wykonanym z porządnych materiałów (metal + aluminium, aczkolwiek dopiero przy bliższej inspekcji widać sporadyczne nierówności czy odlewy, bądź co bądź pomijalne). Przede wszystkim – ze względu na taką a nie inną konstrukcję – model ten jest bardzo przenośny. Słuchawki definitywnie mają swój klimat, w dużej mierze budowany także i wzornictwem, które wskazuje na styl retro. Może nie jest to aż tak ekstrawaganckie podejście jak np. Pioneer SE-L40, ale gdzieś w okolicach tegoż kierunku sprzęt buszuje. No i też lepiej od Pioneerów izolując od otoczenia. W kategoriach ogólnych jest na tym polu całkiem nieźle, ale ostatecznie decydować będzie ponownie nasza anatomia i to jak słuchawki będą przylegały do małżowin.
Pałąk tych słuchawek nie ma specjalnie amortyzującego obicia, znajdującego się pod skórzanym obszyciem, ale też ich waga nie jest aż tak dramatyczna, aby udało mi się poczuć z tego tytułu dyskomfort. Producent zdecydował się za to na zastosowanie pamięciowych nausznic zszywanych z dwóch części: skórzanego obicia (lambskin) oraz materiałowego środka, działającego dodatkowo jako element akustyczny, tłumiący trochę basu. Nausznice są wymienne, oparte o prosty mechanizm magnetyczny i trzymane przez trzy plastikowe bolce. Nie wydaje mi się, aby miały tendencję czy to do twardnienia, czy jakiegokolwiek przedwczesnego zużycia.
„Władcy i dynamicy” mają też bardzo fajnie rozwiązane doprowadzenie sygnału do przetworników. Słuchawki posiadają klasyczną polaryzację lewo-prawo, ale mimo że to model z kablem jednostronnym, jest on nie dość, że czterodzielny, to jeszcze można podłączyć go zarówno do prawej, jak i lewej muszli (podwójne gniazdo wejściowe). Nie jest więc ważnym czy nabywca słuchawek to osoba prawo, czy leworęczna, lub też jakkolwiek nie wskazywałyby jej preferencje co do puszczania kabla podczas odsłuchu. W moim przypadku oczywiście padło na lewe gniazdo, ponieważ jestem osobą praworęczną, ale też ogromna większość moich słuchawek pozbawiona jest kabli symetrycznych, a przynajmniej podczas korzystania ze sprzętu stacjonarnego.
Przygotowanie do odsłuchów
Sprzęt jak zawsze poddaję profilaktycznemu 48-godzinnemu okresowi przygotowawczemu, aby mieć pewność co do clou uzyskiwanych rezultatów i formułowanych wniosków. Zwłaszcza, że sprzęt przyjechał jako nowy. Proces wygrzewania MH30 sprowadza się praktycznie tylko do ugładzenia brzmienia i jego zmiękczenia, przy czym słuchawki dochodzą do siebie nader szybko.
M&D zostały przetestowane na urządzeniach stacjonarnych:
– AIM SC808 (3x Burson SS V5i)
– AudioQuest DragonFly Black v1.5
– Burson Conductor V2+
– NuForce DAC-80
– NuForce HAP-100
a także odtwarzaczach:
– Astell & Kern AK300 (+ AMP380)
– Colorfly C200
– TheBit OPUS #1
– TheBit OPUS #1 LE
w oparciu o wykonywane wcześniej lub w trakcie testu odsłuchy słuchawek:
– AKG K270 Playback
– Audio-Technica ATH-MSR7
– Meze 99 Classics
– OPPO PM-3
– Panasonic RP-HD10
– Sennheiser Momentum M2
Jakość dźwięku
Jak się okazuje MH30 grają w mocny, muzykalny, intymny deseń, bardzo często spotykany pośród słuchawek kompaktowych. Bas prowadzi na pierwszym miejscu, na drugim średnica, na trzecim sopran wraz z przełożeniem na stosunkowo małą scenę. Słuchawki akcentują tym samym clou przekazu i podkład basowy najbardziej, szykując się tym samym na kompensację tegoż zakresu w podróży. To też ich moim zdaniem główne zastosowanie.
Bas
Na wielu urządzeniach będzie wyraźny, mocny i całkiem pulchny, ale też jednocześnie ze wszech miar akceptowalny. Na początku sprawiały wrażenie, że najbardziej naciskany jest średni podzakres, zwłaszcza na sprzęcie szczodrze w bas (i moc) wyposażonym. Później jednak, gdy słuchawki doszły do siebie, do głosu najczęściej dochodził niski podzakres wraz z wtórowaniem mu wyższego basu. Ilość dosyć mocno przypominała mi Momentum. Jest mniejsza wyraźnie od Meze 99 Classics, ale też większa od MSR7.
Ponieważ słuchawki należą do grupy tych wysokowydajnych, jego ilość i kontrola często zależą od sprzętu źródłowego, również w ramach oporności wyjściowej. Na SC808 wyposażonym w trzy SS V5i, z reguły będącego niespecjalnie aż tak basowym układem, miałem paradoksalnie więcej efektu „boom” i gorszą kontrolę, niż na wielokrotnie droższym i mocniejszym sprzęcie, a także odtwarzaczach przenośnych. Co do tych ostatnich, MH30 zaskoczyły mnie dosyć mocno tym, jak kulturalnie i wcale nie basowo prezentowały się z AK300, ale to akurat zasługa samej maniery tego odtwarzacza (opowiem o niej dodatkowo kilka słów trochę dalej).
Powoduje to, że choć MH30 nie są słuchawkami w żaden sposób przesadzonymi basowo, nieroztropnie podpięte podczas np. przygodnego odsłuchu mogą się wydawać ku temu tendencyjne. Warto tym samym mieć na uwadze to co o czym pisałem. Impedancja wyjściowa, duże poziomy wzmocnienia, natywnie podkreślany bas – to czynniki moim zdaniem dla nich niekorzystne, o ile naturalnie nie okaże się, że jednak nawet w standardzie basu będzie dla nas za mało. Wiadomo bowiem, że co człowiek to gust i zupełnie czasami inny punkt przyłożenia.
Ze względu na małą pojemność na głowę, na ilość basu może wpływać także niedokładne ułożenie słuchawek na uszach. Notorycznie zdarzało mi się, że linia basowa była nierówna i raz za słaba, raz mocna. Dopiero po chwili, gdy ułożyły się na głowie i uszach po kilku poprawkach, poziom basu rósł słyszalnie, włącznie z równością. Na ten aspekt także warto mieć baczenie, nie tylko z MH30, ale i większością kompaktów o podobnej im budowie.
Średnica
Całkiem bliska, zwłaszcza gdy bas nie będzie nam wchodził w drogę lub sprzęt przez nas zastosowany okaże się oddolnie spokojniejszym. Wokaliza jest odpowiednio dociążona i nasycona, jednocześnie przyjemna na tych utworach, które lubią powoli akcentować syczące zgłoski. Rzuca się to w uszy zwłaszcza przy porównaniach z MSR7.
Przekłada się to na wyważoną średnicę o zabarwieniu lekko gęstawym, ale jeszcze nie na tyle, aby można było spokojnie mówić o uczuciu kocyka na wyższej średnicy. To tylko wrażenie, do tego jeszcze dodatkowo potęgowane przez (zwłaszcza ten co bardziej niefortunnie uzyskiwany) bas. Fakt faktem średnica gra swoje skrzypce zaraz po nim, o bardzo mały margines przed sopranem. Poziom jakości średnicy jest dla mnie w pełni adekwatny do innych konstrukcji z tego przedziału cenowego, ale co przemawia na korzyść MH30 – również tych większych formatem. Nie zapominajmy, że Mastery są tylko kompaktami i już z samego tego faktu będą miały utrudnioną robotę. Przypominać będę o tym zapewne jeszcze w kilku miejscach, ponieważ podczas oceny brzmienia łatwo jest o tym zapomnieć i przejść do mimowolnego równorzędnego traktowania ich z np. słuchawkami półotwartymi, pełnowymiarowymi. Ale też oczywiście nie powinno to funkcjonować jako uniwersalne usprawiedliwienie.
Niemniej, średnica krocząca na intensywności zaraz po basie, nadaje słuchawkom swoistego wyrazu i masy w przekazie, ale też nie zagęszczając i nie zamulając. Tu tak naprawdę decydować będzie ostatecznie percepcja samego użytkownika, bowiem słuchawki mogą się takowymi wydawać na początku, gdy odsłuch będzie wykonywany z perspektywy modeli jednoznacznie jasnych. Naturalnie działa to też w drugą stronę i słuchanie MH30 zaraz po np. K290 Surround, które są najcieplejszymi i najciemniejszymi ze słuchawek pełnowymiarowych w moim posiadaniu, MH30 wydałyby się wielu osobom od razu znacznie lepiej wyważonymi względem samych siebie słuchawkami.
Góra
Choć pełni rolę drugo-trzecio planową, jest cały czas obecna i zaznacza swoją obecność jak pisałem jedynie o kapkę słabiej od średnicy, tworząc ostatecznie tonalność spadkową. Bardzo spodobało mi się jej wyważenie między bezpieczeństwem, a ciągłym jestestwem, przez co mimo przyciemnienia nie ma się wrażenia, że dźwięk zaczyna pikować w dół jak szalony.
Badając jej kształt zauważyłem, że w krytycznych punktach tonalnych zachowuje się bardzo kulturalnie i przewidywanie. Jedynie przy pośrednich zakresach trochę odpuszczając i nadając opisywanego tu przeze mnie ciemnego tonu. Bardzo dobrze radzi sobie w utworach mających przebrzmiały sopran, ale też dobrze nagranej akustyce. Gorzej za to wypada w gatunkach energetycznych, szybkich i agresywnych, gdzie część energii sopranowej jest tłumiona i powoduje wrażenie, że przygaszenie góry, choć miłe dla ucha, trochę neutralizuje wspomnianą agresję będącą jednak na swój sposób integralnym elementem samego utworu. Dużo zależy tu od ułożenia słuchawek na uszach tak na marginesie, także w takich sytuacjach warto się pobawić ich umiejscowieniem na naszych małżowinach, jako że jest to idealny ku temu moment. Parę razy złapałem się sam na tym, że przez założenie ich w taki a nie inny sposób zagrały mi ciemniej niż powinny.
Takie „wygaszające” zachowanie to też swoją drogą domena wszystkich słuchawek tego gatunku (i typu) i dlatego też wiele osób posiada po prostu więcej niż jedną parę, znajdując dla każdej osobne zastosowanie. MH30 byłyby więc po stronie modeli, które mają być muzykalne, ciepłe i nadające się spokojnie na zabranie w podróż, używając swojego basu do przynajmniej częściowej kompensacji dźwięków z otoczenia. Posiadając je, najprawdopodobniej jako osoba nadal ciągle w ruchu, dosztukowałbym im coś jaśniejszego do innych zastosowań. Aczkolwiek dawniej miałem z tym problemy i porównywałem w efekcie obie tak różnie grające pary między sobą w nieskończoność, nie mogąc znaleźć żadnego konsensusu. Czasami więc okopanie się tylko przy jednej recepcje na dźwięk jest słusznym posunięciem. I tu kolejna ciekawostka: do grania MH30, jako osoba jakoby preferująca modele jaśniejsze ze względu na repertuar słuchanych gatunków muzycznych, znacznie szybciej było mi się przyzwyczaić, niż potem po ich odsłuchu do poprzednio użytkowanych słuchawek (np. właśnie MSR7). Podobne rzeczy notowałem z większością modeli Audeze (poza X i XC), ale to oczywiście znacznie wyższe i niedostępne dla Masterów rejony. Stąd wspominam to tylko jako ciekawostkę.
Scena
Należy mieć świadomość, że przy tak małych słuchawkach możliwości sceniczne praktycznie zawsze podlegają pewnym ograniczeniom. Nie inaczej jest przy MH30, które ewidentnie przedkładają muzykalność ponad wrażeniami scenicznymi.
Mimo to scena prezentuje się nader kompleksowo, równoważąc wychylenie we wszystkich kierunkach i trochę tylko faworyzując szerokość ponad głębokością. Ilość detali jest zupełnie satysfakcjonująca. Przyjemne okazuje się delikatnie sklejanie dźwięków ze sobą, znów zgrabnie balansując między koherencją a separacją, unikając wrażenia zbyt mocnego zbicia i przedobrzenia w tym zakresie. Chyba że sprzęt źródłowy tak gra, wtedy faktycznie może taki zarzut mieć miejsce.
Całokształt
Na tyle, na ile modele nauszne nie są moim ulubionym przedmiotem regularnego dźwiękowego grzechu, tak miałem cały czas wrażenie, że MH30 to słuchawki z jednej strony typowe brzmieniowo jak na większość kompaktów, a z drugiej mimo wszystko z pewnymi aspiracjami. Nie można im odmówić pewnej bowiem tendencji do porwania słuchacza nurtem muzykalności i przyjemności. Coś, co zdarzało mi się już wcześniej z równie podobnie strojonymi słuchawkami, ale też i nie zawsze. Zwracam w takich sytuacjach uwagę na to, czy sprzęt mimo barwienia i kolorowania muzyki, nie zatraca w takiej prezentacji zdrowego rozsądku (czyli po prostu wyważenia dźwięku na ogólny kompromis).
Słowo „typowe” wystąpiło tutaj ponieważ bardzo duża część słuchawek innych producentów idzie praktycznie w tym samym kierunku. Nie powiedziałbym jednak żeby była to wada lub przywara. Sprzęt outdoorowy to najczęściej zmagania z wyważeniem między dostarczeniem brzmienia muszącego sprawdzić się jednocześnie w ramach odsłuchu „na spokojnie”, jak i z uwzględnieniem niesprzyjającego dźwiękowo otoczenia (kompensacja częstotliwości). Ale też nie da się ukryć, że równie dobrze w tej roli można usytuować dobrze znane (i tańsze) Momentum M2 lub Beyerdynamic DT1350/T51p.
Nie odmawiam im jednak aspiracji, bowiem trudno powiedzieć, aby w swojej typowości cokolwiek robiły źle i z tego względu czynią sobie dosyć mocny fundament do późniejszych przebłysków różnymi cechami, w zależności czy to od sprzętu źródłowego, czy też samego utworu. Ich niby niepozorne brzmienie wciąga i po czasie powrót na inne pary może okazać się wymagający dodatkowego czasu na adaptację, głównie pozbycie się wrażenia surowości. Gładkość i muzykalność są silnie uzależniające i udało się o tym mi osobiście przekonać nie raz w słuchawkach z wyższej półki. W MH30 jest podobnie, trudniej z racji gabarytów i niższej klasy, ale to wciąż woda płynąca z tego samego ujęcia.
Słuchawki klasowo grają mniej więcej na punkcie przechodnim między wyższym mid-fi a klasą premium, z tendencją ku temu drugiemu gronu, dlatego z powodzeniem dają sobie radę na różnorodnym sprzęcie, niekoniecznie o takiej samej jak one wartości. Mimo to najlepiej sprawdziły się na torze equalizowanym bazującym na obu urządzeniach NuForce z racji oczywistego faktu egzystencji między nimi sprzętowego korektora, ujmującego trochę basu, a także dodającego nieco jasności w punktach 6 i 15 kHz. Cena w zamian: niższa klasa dźwięku podczas equalizacji z racji wiekowych, ale sprawdzających się najlepiej, oryginalnych wzmacniaczy operacyjnych JRC4558DD. Co ciekawe, korekcje prostujące brzmienie MH30 były minimalne, co bardzo dobrze świadczy o natywnym ich strojeniu oraz możliwościach płynących z użycia różnorodnych torów audio. I to nie zapominając, że to słuchawki nie dość iż zamknięte, to jeszcze kompaktowe, które mają z obu tych powodów mocno pod górę.
Z odtwarzaczy przenośnych najlepiej sprawił się Astell & Kern AK300, dokładnie zresztą tak samo jak przy ich własnych (a właściwie powstałych przy bardzo mocnej kooperacji z Beyerdynamikiem) T8ie MKII. Z kilku powodów. Po pierwsze: czarne tło i świetne predyspozycje pod słuchawki wysokowydajne. Po drugie: brzmienie z normalnym, ludzkim basem bez żadnych „gratisowych dorzutów” ze strony producenta. Po trzecie: dobra kontrola zakresów basowych i (prawdopodobnie) bardzo niska impedancja wyjściowa, która przy MH30 również ma znaczenie. To właśnie AK300 słuchałem z nimi najdłużej.
Ostatecznie o MH30 mogę wyrazić się tak, że to stosunkowo małe słuchawki z całkiem niemałym dźwiękiem o dużej muzykalności. Są w tej ostatniej bardzo rozsądne i to chyba najlepsze słowo, na jakie przy konieczności określenia ich tylko jednym przymiotnikiem bym się zdecydował. Rozsądnie basowe, rozsądnie ocieplone, rozsądnie bliskie. Nie grzmocą basem aż tak mocno, aby kwalifikować się na sprzęt dla bassheada w stylu EVO. Nie są aż tak ocieplone, żeby mówić o nich jak o czymś mrocznym i nieprzeniknionym a’la Audeze LCD-X czy idąc w skrajności – KingSound KS-H03. Nie są też aż tak bliskie, aby zastąpiły Lambdy czy LCD-2 (bynajmniej jako wada). Wszystko ma tu swój bezpiecznik, dużą rozwagę przed wkroczeniem w przesadyzm i przelaniem czarki nie w tą stronę, w którą trzeba.
Ogromna większość gatunków muzycznych na tym tylko zyskuje, choć oczywiście nie do końca zadowolone będą osoby szukające skrajności po stronie jaśniejszych brzmień: mała scena, brak analityczności, overdetailingu, iskrzenia na sopranie, pazura – to będą największe od takich osób przywary. Jeśli więc należymy do grona fanów brzmienia takiego, jakie prezentuje śmietanka dynamicznych flagowców u Sennheisera czy Beyerdynamica, raczej próbowałbym osobiście bardziej szczęścia z czymś innym (najbliżej – sprawdzonymi już przeze mnie ATH-MSR7). Inaczej MH30 mogą wydać się zbyt zbite, ciemne i powolne. Jeśli jednak bliżej nam do „normalności”, ale w wydaniu po prostu szanującym muzykę i nie rozkładającym irytująco wszystkiego na czynniki pierwsze, MH30 mogą – przy założeniu istnienia ogromnych wymogów co do materiałów, wzornictwa oraz kompaktowości – sprawdzić się bardzo dobrze. Szkoda że w tym wszystkim moja głowa jest dla nich niespecjalnie dopasowanym gabarytowo towarzyszem.
Podsumowanie
Master & Dynamic MH30 to małe, całkiem ciekawe i świetnie wykonane słuchawki, które bardzo szanują muzykę i celują wyraźnie w użytkownika mobilnego, lubiącego dobre jakościowo i ciepło strojone nauszniki o nietuzinkowym wzornictwie. Po czasie bardzo mocno wciągają i dają naprawdę sporo przyjemności, będąc produktem z tego samego nurtu co np. OPPO PM-3.
Brzmieniowo tylko do sceny miałbym uwagi, a także wspominanego wrażenia gęstości – zwłaszcza przy przechodzeniu na nie z jaśniejszych słuchawek. Jak zawsze w takich konstrukcjach elementem losowym będzie wygoda. Dla mnie słuchawki okazały się trochę za małe objętościowo i bardzo wybredne co do ułożenia na uszach, ale oczywiście moje uszy to moje uszy i nie jest powiedziane, że u kogokolwiek scenariusz musi się powtórzyć. Na tym polega jednocześnie urok audio, jak i jego przekleństwo, że pewnych kwestii nie da się ująć na 100% akuratnie w recenzji i rad nie rad dopiero spróbowanie danego sprzętu samemu na własnej głowie przyniesie absolutną pewność.
Słuchawki są do nabycia m.in. w Top HiFi w cenie 1659 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- świetna jakość wykonania i użytych materiałów
- praktyczna, składana, kompaktowa konstrukcja
- bardzo ciekawy sposób montażu i wymiany nausznic
- etui do przenoszenia oraz na kable
- wymienne okablowanie aplikowalne z dowolnej strony
- łatwość w konfekcji niefabrycznego okablowania
- bardzo solidny system regulacji wysunięcia muszli
- subiektywnie ciekawa wizualnie stylistyka retro
- przyjemne, muzykalne granie o dużym nasyceniu i bliskości
- nacisk na bezpieczeństwo i angaż
- całkiem dobrze wyważone względem siebie osie sceniczne przód-tył i lewo-prawo
- łatwość w napędzeniu i wysterowaniu (jaśniejszy sprzęt źródłowy)
- całkiem wysoka jakość ogólna dźwięku, zwłaszcza jak na konstrukcję kompaktową
Wady:
- scena jedynie dostateczna rozmiarowo
- niektórym może brakować odrobiny werwy i agresji w ich spokojnym brzmieniu
- nauszna konstrukcja może dać się we znaki przy bardzo długich odsłuchach
- ułożenie słuchawek na głowie może przekładać się też na ich stopień przyciemnienia, rozjaśnienia oraz ostatecznie uzyskiwanej izolacji od otoczenia
- mały zakres regulacyjny powoduje, że pasują głównie na mniejsze głowy
- szkoda że nie dostajemy twardego etui zamiast woreczka
- wersja czarna jest bardziej opłacalna (kosztuje ok. 300 zł mniej)
Serdeczne podziękowania dla firmy Audio Klan za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów