iFi Audio to firma ciekawa i mająca w swoim portfolio zarówno drogie rozwiązania, jak i te tańsze. Z różnym szczęściem są one realizowane, bowiem koncepcje dźwiękowe zdaje się zmieniały na przestrzeni czasu. I tak mamy np. bardzo neutralnego iDSD Nano, aby za moment doświadczyć muzykalnego tańszego Zen DACa i droższego, także muzykalnego iDSD Micro. Ten ostatni doczekał się kontynuacji w formie ulepszonego iDSD Micro Signature, ale wciąż jak widać producentowi kierunek muzykalny jak najbardziej tu pasuje i nie zamierza schodzić z raz obranej przez siebie ścieżki.
Dane techniczne
- Wejścia cyfrowe: Gniazdo USB 3.0 typu A OTG (zgodne z USB 2.0 / z wbudowaną technologią iPurifier), S/PDIF (3,5 m koaksjalne / optyczne)
- Wyjścia cyfrowe: Zbalansowane: 4,4 mm, SE: 6,3 mm / RCA
- DAC: Bit-Perfect DSD i DXD, DAC PCM Dual-core Burr Brown
- Zegar: Zegar femtosekundowy GMT z ultra niskim jitterem
- Formaty:
– DSD512/256/128/64, Octa / Quad / Double / Single-Speed DSD,
– DXD (768 / 705,6 / 384 / 352,8kHz), Double / Single-Speed DXD,
– PCM (768 / 705,6 / 384 / 352,8 / 192 / 176,4 /96/88,2/48/44,1 kHz), MQA - Filtry
– DSD: Ekstremalny / rozszerzony / standardowa przepustowość
– PCM: Bit-Perfect / Minimum-Phase / Standard
– DXD: Przetwarzanie Bit-Perfect - Wyjście liniowe:
– Zakres dynamiczny: >117 dB (A)
– THD+N (0 dBFS): <0,003%
– Napięcie wyjściowe: > 2 V
– Impedancja wyjściowa: <240 Ω - Wyjście słuchawkowe:
– Zakres dynamiczny: > 115 dB (A) (tryb Eco, wyjście 2 V)
– THD+N (500 mW / 16 Ω): <0,008%
– Napięcie wyjściowe: > 10 V (tryb Turbo)
– Impedancja wyjściowa: < 1 Ω (iEMatch nie jest włączony) - Moc wyjściowa dla wyjścia słuchawkowego:
– Tryb Turbo: Moc (max) 1,0 V / 4100 mW przy 16 Ω > 1560 mW przy 64 Ω, > 166 mW przy 600 Ω
– Tryb normalny: Moc (max) 5,5 V / 1900 mW, Moc (ciągła) > 100 mW przy 300 Ω > 950 mW przy 32 Ω
– Tryb ekologiczny: Moc (max) 2,0 V / 500 mW przy 8 Ω, Moc (ciągła) > 250 mW przy 16 Ω - Bateria: litowo-polimerowa, 4800 mAh
- System zasilania: ładowanie przez USB-C, zgodny z BC V1.2 do prądu ładowania 1500 mA
- Waga: 295 g
Jakość wykonania i konstrukcja
Praktycznie wszystkie rzeczy obecne w tym urządzeniu były także w poprzednim modelu, choć oczywiście nie wszystko jest tu identyczne.
Na pierwszy rzut oka stylizacja się nie zmieniła, choć wprowadzono kolor midnight blue i zmieniono panele przednie na nie posiadające wystających krawędzi, przez co urządzenie jest bardziej podobne do modelu iDSD Nano Black Label.
Rzeczą najbardziej oczywistą jest pozbycie się wejścia 3,5 mm na rzecz wyjścia zbalansowanego 4,4 mm w standardzie Pentaconn. Tym samym iDSD Signature zyskał możliwości obsługi sygnału zbalansowanego, ale też korzystania nie tylko ze słuchawek zakończonych takim właśnie standardem, a praktycznie każdych, które posiadają np. wtyk XLR 4-pin znany z dużych stacjonarnych wzmacniaczy. Wszystko to uczynimy sobie dostępnym za sprawą odpowiedniej przejściówki.
Zmieniono pokrętło potencjometru, które ma czytelny wskaźnik położenia. Przełączniki podbicia basu oraz trybu trójwymiarowego pozostawiono zaś bez zmian, tak samo jak wyjście 6,3 mm. Jest też bardzo duża kolorowa dioda, informująca o obsługiwanym trybie próbkowania.
Boczne gniazdo ładowania nie jest już w standardzie USB-A, tylko USB-C z od razu blisko położoną diodą wskazującą stan ładowania czy baterii.
Zmniejszono przełączniki boczne, zawiadujące stanem pracy nowego iDSD. Tryb mocowy pozostał się bez zmian, tak samo jak filtracja. Usunięto za to przełącznik trybu pracy wyjść analogowych oraz polaryzacji, w którego tego ostatniego miejscu znalazł się przełącznik IEMatch.
Od razu odnosząc się do filtrów i ich wpływu na dźwięk – jest on praktycznie niesłyszalny. Coś tam dzieje się co najwyżej w zakresie barwy między nimi, najbardziej Standard i Minimum Phase, ale są to tak drobne subtelności, że przez 99% osób podejrzewam zostaną praktycznie niezauważone, może poza jakimiś specyficznymi utworami testowymi i próbkami takiej natury.
Tył zachowano po staremu, za wyjątkiem gniazda S/PDIF, które przyjmuje odtąd formę złącza mini-Toslink combo, zarówno dla wtyku jack koaksjalnego, jak i optycznego.
Bateria i elektronika
W pewnym momencie urządzenie zaczęło się samoczynnie wyłączać zaraz po włączeniu i przestało być wykrywane po USB. Przez chwilę działało jeszcze w trybie bateryjnym, ale i tam zaczęły się cuda. Dopiero po chwili zorientowałem się, że sprzęt nie ładuje się przez główne gniazdo USB i cały czas pracuje z baterii. Toteż nawet jeśli zostanie podłączony przez gniazdo USB z tyłu, wymaga podłączenia jeszcze dodatkowym gniazdem ładowania z boku. Założyć można, że chodziło o separację zasilania od linii danych, co jest nawet logiczne.
Producent nie podaje przy tym czasu pracy urządzenia na baterii. Jedynie czas ładowania. Przy wydajnej ładowarce są to 3 godziny. Przy standardowej – 12 godzin. Nie podawanie przy tym ogólnej długości czasu pracy jest moim zdaniem celowe ze strony producenta, bo mocno uzależnione od warunków i konfiguracji w jakiej sprzęt pracuje. Niemniej wciąż należałoby taką informację, nawet orientacyjną, umieścić.
Doszukałem się samodzielnie, że sprzęt powinien wykręcać w zależności od tychże konfiguracji od 6 do 12 godzin, także rozstrzał jest ogromny i stąd też moje podejrzenia, które jak zdaje się są tu w pełni uzasadnione. W praktyce faktycznie lądowałem ze swoimi czasami w ramach tego przedziału, więc jest w tej informacji ziarno prawdy.
To samo tyczy się części układów zawartych w środku urządzenia. Wiemy tylko że jest tam „jakiś” DAC od Burr Browna i zakładać tylko można, że to ponownie DSD1792A lub 1792DB. Wiemy też, że na pokładzie jest „jakiś” XMOS, ale tylko dlatego, że poznaję panel sterownika. Konkretną informacją jest za to, że mamy na pokładzie wzmacniacze operacyjne Ov2028 dla sekcji cyfrowej i Ov2627 dla analogowej. Plus do tego kondensatory Panasonic OS-CON… tak, dokładnie to samo co mieliśmy w poprzedniej wersji. Co więc dokładnie się zmieniło, zapewne pozostanie słodką tajemnicą producenta.
Ale do ogniwa bateryjnego jeszcze wracając, osobiście uważam, że umieszczenie baterii w takim urządzeniu mija się troszkę z celem ze względu na jego gabaryty, ale może po prostu moja wyobraźnia dosyć szybko kończy się w przypadku takich urządzeń. Być może iFi Audio chciało stworzyć coś, co może działać po prostu jako przenośne źródło stacjonarne lub pół-stacjonarne z prawdziwego zdarzenia, zdolne napędzić konkretne słuchawki o konkretnych wymaganiach. Jeśli tak, to wtedy faktycznie ma to wiele sensu.
Potencjometr
Potencjometr to – jak podejrzewam – wciąż stary dobry ALPS. Oznacza to tradycyjny dla iFi Audio problem z balansem kanałów na początku skali, który uciążliwy jest na szczęście głównie wówczas, gdy operujemy na bardzo wydajnych słuchawkach dokanałowych. Bardzo przydatne okazują się tu więc przełączniki filtracji (tłumienie) oraz wydajności prądowej. Ustawienie wszystkiego na najniższe parametry pozwala przy okazji zaoszczędzić sporo energii. Definitywnie nie ma jednak problemu z rozjazdem w skali, jaką notowałem przy poprzedniku. Nawet iDSD Nano, również będąc modelem używanym, miał praktycznie 1/3 skali przesuniętą na jedną stronę. Tu takich rzeczy absolutnie nie ma i oby nigdy się nie pojawiło.
Próbkowanie – PC
Urządzenie pracuje na własnym, natywnym sterowniku ASIO/DSD na bazie sterownika XMOS 3.20, doskonale znanego chociażby z urządzeń Aune. Jest to tryb całkowicie izolowany, gdzie nie działa sterowanie głośnością z poziomu systemu Windows, a także w samym Foobarze, gdy pracuję z materiałem DSD. Od czasu testów trybu Native ASIO na Essence STX, każde urządzenie mające takowy jest przeze mnie witane z otwartymi rękami, nogami i uszami.
Problem w tym, że nie byłem w stanie uzyskać obsługi dekodowania natywnego materiału DSD większej niż 128. Na Pathosie jestem w stanie to zrobić dopiero na najnowszych sterownikach i korzystając z DSD Transcodera zarówno w trybie DSD jak i DoP. iFi Audio powinno jednak pracować bez żadnego problemu w trybie natywnym bezpośrednio na sterowniku z próbkowaniem większym niż tryb 128. Tak się jednak nie dzieje, przynajmniej za pomocą re-kodowania w locie do wyższych trybów. Co ciekawe np. kodowanie DSD128 do 256 działało bez problemu. Zakładam jednak też w pewnym zakresie ułomność swojego oprogramowania, ponieważ nie dysponuję faktycznymi nagraniami testowymi o wyższym formacie niż 256, jak też musiałem troszkę się napocić, aby metody, które działają u mnie na Pathosie, zadziałały również na iFi Audio. Problemem była niechęć do współpracy z nim przez DSD Transcoder (nie widział urządzenia i nie mógł zainicjować sterownika), a co zmuszało do pracy z trybem DoP.
I tu kolejna ciekawostka, że w trybie tym mogłem osiągnąć tylko maksymalnie DoP128. Każdy inny zgłaszał problem nieobsługiwanej częstotliwości próbkowania. To też zmuszało mnie tym bardziej do walki o konfigurację swojego oprogramowania tak, aby nie mieć wątpliwości, że brak możliwości odtworzenia na początkowym etapie czegokolwiek natywnie w DSD miał podłoże gdzieś u mnie, a nie w urządzeniu testowanym. Na szczęście mogłem posiłkować się własnym artykułem na temat konfigurowania trybów DSD w Foobarze, który pisałem jakiś czas temu, jak też wyszła niedawno nowa wersja wtyczki SACD oraz DSD Transcodera.
W zakresie próbkowania PCM, mogłem sprawdzić maksymalnie tryb 24/352 (takie pliki testowe posiadałem) i bez problemu został on odtworzony oraz wykryty zarówno w sterowniku, jak i przez diodę urządzenia. Co jeszcze ciekawe, w systemie sprzęt widoczny jest tylko jako maksymalnie 32/192 i takie też pliki odtwarza, póki nie użyjemy trybu ASIO.
Próbkowanie – serwer DIY
Testy urządzenia byłem w stanie wykonać również na zbudowanym przez siebie serwerze muzycznym, który natywnie pracuje z materiałem bit-perfect oraz DSD, a którego taka jest właśnie nazwa robocza, wywodząca się od umieszczonych w środku komponentów. Tu nie tylko jakość dźwięku po USB okazała się w każdym trybie lepsza od tej uzyskiwanej via PC, ale też bez problemu działały nagrania DSD256. Sprzęt zgłaszał również poprawnie każdy tryb odpowiednim kolorem diody. Może jest to więc kwestia sterowników pod Windows.
Temperatury, szumy i problemy
Sprzęt w największym swoim obciążeniu pozostawał nawet nie letni, a po prostu nie aż tak chłodny jak otoczenie, delikatnie będąc od niego cieplejszym, ale to kwestia może raptem kilku stopni. Dlatego też problemów termicznych nie ma i moim zdaniem w tym sprzęcie nie będzie nigdy.
Mocno krytykowałem poprzedni model iDSD za „strzelanie” przy różnych okazjach związanych z np. włączaniem i wyłączaniem, ale na szczęście nie ma tu już takich historii.
Szum własny jest obecny, ale głównie na trybach wysokowydajnych i bez włączonego IEMatcha. Ustawienie np. trybu ECO pozwoliło przy wyłączonym IEMatchu na komfortowy odsłuch w LCD-XC.
Problemów – poza wspomnianym wcześniej daniem się podejść baterii, dysproporcją kanałów na początku skali potencjometru i próbkowaniem najwyższych plików DSD – nie stwierdziłem, aczkolwiek jest jedna rzecz, o której wspomnieć trzeba. Ponieważ iDSD Signature jest urządzeniem bateryjnym, nie zachowuje się jak zwykła integra, a jako sprzęt przenośny. Oznacza to agresywne podejście do tematu oszczędzania energii i tym samym… słyszalne odcinanie sygnału po ok. 3 sekundach, słyszalne nie jako strzał ani pyknięcie, ale delikatne wzbudzenie się membran w zakresie niskich częstotliwości. Efekt ten jest słyszalny tylko, gdy strumień audio zostanie trwale przerwany (stop zamiast pauzy), bez względu na to czy pracujemy w DirectSound czy ASIO/DSD.
Oczywiście łatwo sobie wyobrazić, że wznowienie odtwarzania nie jest błyskawiczne i w takiej sytuacji ten ułamek sekundy z utworu zostanie nam uszczknięty. Czy jest to irytujące? Zależy. Na początku było to zauważalne, potem jakoś muzyka płynęła i nie zwracałem na to uwagi, a na sam koniec trochę mnie to zmęczyło przy porównywaniu sampli testowych jeden do drugiego. Ale tragedii nie było, o ile nie pracowałem w trybie Turbo. Tam efekt się wzmógł.
Podczas testów stricte technicznych właściwości sprzętu, urządzenie udało się doprowadzić do przeciążenia końcówki mocy i wyłączenia go, jednakże miało to miejsce w bardzo kontrolowanym środowisku i niewystępującym naturalnie w żadnym scenariuszu użytkowym (kombinacja określonych ustawień + 100% obciążenia + filtry sprzętowe + duże mocne słuchawki). Skontaktowałem się również z dystrybutorem i producentem, którzy potwierdzili, że sytuacja nie zajdzie w normalnym typowym użytkowaniu. Prędzej słuchawki nam wybuchną od nadmiernej głośności.
Procedury i sprzęt testowy
W zakresie informacji związanych z metodologią testową:
- Tutaj przeczytać można o sposobach w jaki testuję sprzęt audio oraz o całym posiadanym przeze mnie asortymencie w ramach platform testowych.
- Tutaj natomiast przeczytać można o metodologii pomiarowej oraz jak odczytywać pomiary publikowane w tej i innych moich recenzjach.
W tej konkretnej w ruch poszły słuchawki w następujących konfiguracjach:
- Etymotic HF2 (zielone filtry, szare tri-flange)
- 1MORE H1707
- Audeze LCD-i3 (kabel z serii Fanatum Exegis, własnoręcznie kształtowane zausznice, tipsy karbowane M)
- Audeze LCD-XC Full Carbon (zmodyfikowane, kabel AF AC4 PRO)
- AKG K1000 (zmodyfikowane, recablowane trwale kablem Fanatum Emmoni)
Jakość dźwięku
W generalnym zarysie iDSD Signature prezentuje się bardzo podobnie jak – z pamięci – podstawowa wersja tego urządzenia. Ale lepiej. Signature jest bardziej dopracowana i dopieszczona.
Najbardziej rzucał mi się w uszy przy zwykłej wersji jej analogowy charakter. To był zmiękczony układ, nie neutralny do bólu jak iDSD Nano, ale też dojrzalszy niż Zen DAC. Bliżej jednak z pamięci było mu do Zen DACa, aniżeli mniejszego Nano. iFi nie zmieniło tego podejścia i nie zrezygnowało z dźwięku firmowego tego modelu.
Mam wrażenie, że całość jest tutaj bardziej ewolucją niż rewolucją i postawiono na bardzo rozsądne odświeżenie projektu. Dźwięk nie jest aż tak ciepły, ale nadal ciepławy, z wyczuwalną nutą przyjemności i organiczności, która potrafi przebić się do naszych uszu czy to w ramach całościowego kształtu brzmieniowego, czy pewnych pojedynczych aspektów trzymających się średnicy i tam znajdujących swoją subtelną, plastyczną formę.
Sprzęt jest bardzo miły w odbiorze, nie odsysa basu, a zamiast tego go pielęgnuje. Włączając tryb XBass dostajemy od razu ładne wybicie go w całym paśmie, choć najbardziej tyczy się to wycinka basu środkowego. Jest to opcja iście zbawcza dla np. Etymoticów, ale swego czasu chwaliłem ją jak pamiętam także i z lekkimi basowo K240 DF, których napędzić też niespecjalnie było łatwo przecież.
Średnica ma w sobie ten swój plastyczny, przyjemny sznyt, ale mam wrażenie, jakby było jej nieco mniej. Środek pasma ma więc w sobie więcej czytelności, choć ponownie: proszę mieć na względzie, że odsłuchy obu urządzeń dzielą niemal idealnie dwa lata. Bardzo możliwe, że urządzenia te grają w tym konkretnym aspekcie tak samo. Niemniej sam efekt średnicy plastycznej w sensie stricte jak najbardziej ma tu miejsce i obojętnie czy jest go mniej czy więcej – po prostu jest.
Na czym polega ta plastyczność i co to w ogóle za wyrażenie? Niech skojarzy się z gęstymi farbkami plakatowymi lub plasteliną, a już będzie miał miejsce myślę prawidłowy tok wyobrażeniowy. W iDSD Micro BL było intymnie i czytelnie jednocześnie, także ten sam bardzo misternie utkany stosunek ognia i wody został zachowany także i w Signature. Dźwięki mają bardzo sporadycznie tendencję do sklejania się, ale bardziej w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu, na większą koherencję i płynność przekazu. Ma się wrażenie, że urządzenie jest zarówno dobrze rozwinięte technicznie, jak i nie zatraca istoty muzykalności.
Sopran także wykazuje się takimi cechami, znów będąc wydanym po ludzku, lekko zmiękczając ton i robiąc to wyraźnie czyściej niż miało to miejsce w Zen DACu. Zresztą, czego tu się dziwić, skoro oba urządzenia dzieli prawie czterokrotność cenowa. Nie jest to jednoznacznie ciepły sprzęt, ale jego lekkie ocieplenie jest tu bardzo naturalnym elementem, niemalże integralnym i nie dającym się wyłuskać z przetartego już wcześniej przez poprzednika szlaku. Miał on wtedy drobne uproszczenia w dźwięku, potrafił zgubić niektóre informacje w gąszczu tejże muzykalności, ale tutaj mam wrażenie, że najbardziej popracowano nad tym aspektem.
Scenicznie jest wydaje mi się albo bez zmian, albo z delikatnym wskazaniem na nowego członka rodziny. Scena jest nadal eliptyczna, z bardziej rozbudowanym wychyleniem na boki, niż w głąb, a co rzuca się dosyć konkretnie na tle Converto. Tam głębia – w zasadzie w ramach całego toru – aż wciąga, ale oczywiście jakby nie patrzeć Signature nie osiąga nawet połowy kwoty tego urządzenia. Niemniej nie jest tu wcale źle i ponownie te jego specyficzne przybliżenie środka, dające wrażenie większej bliskości i namacalności wokalu, bardzo fajnie łączy się z szerokością sceniczną, nie powodując u słuchacza wrażenia niedosytu. W naturalny sposób taki układ skłania się ku słuchawkom mającym bardziej odsunięty środek, czy też grających V-ką, ponieważ powoduje sytuację w pewnym zakresie korekcyjną.
A jeśli już przy tym jesteśmy, to wobec podłączanego pod nie pakietu słuchawek nie widzę żadnych przeciwwskazań. iDSD Micro Signature gra w taki sposób, że jest bardzo uniwersalnie i naturalnie strojony. Ten sposób grania musi się podobać i podoba się naprawdę wielu osobom. Nie ma tu jakiejś karykaturalności, czy silenia się na techniczną doskonałość wypraną kompletnie z emocji. Jest za to zdroworozsądkowe podejście do dźwięku kroczące środkiem korytarza i zbierające do wózka dobra zarówno z lewej, jak i prawej strony. Od malutkich Etymoticów po ważące 750 g Audeze, nie było tu żadnego problemu z dopasowaniem się do każdej z tych par. Dodatkowo jeśli mamy słuchawki zbalansowane lub jest możliwość dokupienia kabla lub adaptera tego typu, skorzystamy z dodatkowej mocy i lepszej separacji (wrażenie głębi sceny się polepsza).
Niewątpliwie bardziej komfortowo czułbym się gdybym posiadał poprzedni model do testów porównawczych, ale tamta sztuka była prywatna i recenzowana przeze mnie trochę czasu temu. Niemniej to właśnie w takich sytuacjach swoje recenzje czytam jeszcze raz, aby przypomnieć sobie i odświeżyć pamięć za tamtymi wrażeniami i odczuciami. Każdy bowiem sprzęt u każdego użytkownika zostawia po sobie jakieś wrażenia w głowie i nawet wiele lat później coś tam jeszcze potrafi majaczyć, sugerować, tkwić niczym punkt na mapie. Albo przynajmniej wskaźnik na jakiś rejon. W przypadku obu produktów iFi cały czas miałem wrażenie, że jest to sprzęt wciąż z tego samego sortu, tej samej tkanki dźwiękowej, toteż różnic będzie wielokrotnie mniej niż podobieństw. Dlatego iDSD Signature wydaje mi się progresem na zasadzie odświeżenia i aktualizacji, aniżeli rewolucji i opracowywania tego urządzenia na nowo. I wcale nie jest to złe podejście, ponieważ akurat ta linia produktów spotykała się często z pochwałami. Ludzie lubią taki dźwięk, lubię go i ja.
Jest to odejście od suchych i technicznych klimatów, ale też unikanie wdepnięcia w zamulenie i nadmierną lampowość. Bo ta w tranzystorach budżetowych często oznacza po prostu brudny dźwięk. Mogę podejrzewać, że jeśli producent zdecydował się na DAC od Burr Browna, teraz będącego pod skrzydłami Texas Instruments, to i znalazło się na pokładzie miejsce dla OPA także od tego producenta, a które to mają swój subtelny klimat. Jest on tu obecny, także coś w stylu OPA2111AP nawet bym się nie zdziwił, gdyby w środku zostało przeze mnie odkryte, gdyby sprzęt spróbować rozebrać.
Czy iDSD Signature jest cieplejszy od Zen DACa? Czy jest od niego lepszy? Tu również będę bazował na pamięci, ale przypisałbym iDSD jaśniejszą od Zena sygnaturę oraz jednak większy rozmach całościowo dźwięku. Choć fakt że nie będą to różnice kolosalne. Powinno dać się je spokojnie wyczuć, zwłaszcza z czulszymi słuchawkami. iDSD to jednak wciąż więcej funkcji i możliwości od Zena oraz ponad wszystkim charakter półprzenośny. Tak samo wbudowana bateria jest jakby nie patrzeć wciąż bardzo dobrym źródłem czystego prądu bez zakłóceń i zniekształceń, a przy normalnym, nie za głośnym słuchaniu mamy nawet 12 godzin korzystania z tego sprzętu. Zakładając, że słuchamy po parę godzin dziennie, uzyskamy z tego nawet tydzień zabawy. A jeśli chodzi o moc, także i tu iDSD nam dowiezie to co trzeba mocniej niż Zen. Tu też alokuje się myślę między nimi różnica cenowa.
Wciąż jednak każdy będzie musiał sobie odpowiedzieć na pytanie, czy lepiej taki sprzęt nabyć, czy też może coś klasycznego w formie jakiegoś biurkowego DACa, jak np. Aune S6. W pierwszej chwili może się to wydawać oczywiste, ale S6 również ma swoje problemy (zakłócenia na ekranach niewiadomego pochodzenia), a także – czy może przede wszystkim – jest bardziej neutralnym-jasnym układem na tle iDSD Signature. Ma też szum własny, który w iDSD dla przeciwieństwa zbijemy sobie wbudowanym IEMatchem. Dopiero S7 był wolny od szumu własnego. Gdybym decyzję miał podejmować tylko i wyłącznie brzmieniowo, bliższy moim preferencjom jest iDSD. Gdyby kierować się wyłącznie potrzebami ergonomicznymi – tu już mam dylemat, bo niby bliżej mi do stacjonarnych odsłuchów, ale na wyjeździe zabranie np. iDSD i KZ ZAX daje bardzo mocną i dobrą kombinację, a zajmuje miejsca tyle co nic względem S6.
Finalnie na koniec dnia myślę, że nie ma tak naprawdę znaczenia co ja bym zrobił w kontekście czyjejś decyzji zakupowej. Tak jak jesteśmy różni, mamy własne potrzeby i czasami będzie tak, że ani iDSD, ani S6, ani nic z podobnych rzeczy nie będzie odpowiednio dopasowane do potrzeb danej osoby. Nie odbiera to jednak prawa do posiadania subiektywnego zdania i swobody jego wyrażania, toteż mi osobiście iDSD Signature ogólnie przypadł do gustu i mimo pewnych uwag, tudzież mojej niechęci do urządzeń bateryjnych ze stałymi ogniwami. Przede wszystkim bardzo fajnie się go słucha i jest w stanie napędzić wiele różnych słuchawek, także tych wagi ciężkiej. Jeśli komuś sprawdzał się poprzednik, tak samo dobrze sprawdzi się przedmiot recenzji, bo wymiana na nowego Signature da w zasadzie to samo, ale w nowszej i świeższej formie, z nieco bardziej dopracowanym dźwiękiem i balansem. A to oznacza więcej mocy i sosu dla jego ulubionych słuchawek. Tj. naszych.
Podsumowanie
iFi Audio Micro iDSD Signature to urządzenie będące interesującym odświeżeniem dostępnego dotychczas modelu, w którym usprawniono wizualnie, ergonomicznie i funkcjonalnie kilka kluczowych aspektów. Brzmienie jest tu lepiej wykończone, choć wciąż zachowujące w dużej mierze clou tego, co poprzednik. Rozwiązano też trapiące poprzednika problemy ze strzelaniem czy koszmarnie rozjechanym potencjometrem. Wszystko po to, abyśmy mogli jeszcze bardziej rozkoszować się tym lekko zmiękczonym, organicznym i przyjemnym dźwiękiem wydanym po ludzku, którego po prostu chce się słuchać. Zwłaszcza, że doszedł balans. Nie zmieniono specjalnie przy tym sceny, choć też nie podniesiono ręki na charakter sprzętu. Pozostawiono nam efekty basowe i trójwymiarowe, a także pakiet konfigurowalnych filtrów i filtrację.
W tym wszystkim ponarzekać można na małą ilość rzeczy i raczej będą to elementy poboczne, takie jak podatna na zarysowania metalowa obudowa (jak wszystkie malowane) czy brak możliwości ładowania przy korzystaniu wyłącznie z USB INPUT, aczkolwiek tu jest to na logikę usprawiedliwione. Sygnalizacja rozładowania baterii mogłaby być jednak lepsza. Delikatne pyknięcie po 3 sekundach od zakończenia odtwarzania oraz urwanie ułamka sekundy z początku z racji odcięcia sygnału także zwróciło moją uwagę, ale i tu można się do tego przyzwyczaić. Mógłbym co najwyżej życzyć sobie… mniejszej mocy, ponieważ mniej agresywny gain dałby jak podejrzewam mniejszy poziom szumu własnego na wysokowydajnych słuchawkach, wciąż oferując doskonały zakres użytkowy dla odbiorcy. Niemniej sprzęt robi tak jak jest całkiem dobre wrażenie, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego możliwości konfiguracyjne, i choć fajnie byłoby wiedzieć dokładnie co w środku niego drzemie, tak z czystej ciekawości technicznej, jest to moim zdaniem jednoznaczny progres względem poprzedniego modelu.
Sprzęt na dzień pisania recenzji są do nabycia w sklepie Audiomagic, w cenie 2990 zł.
Zalety:
- całkiem solidnie wykonany
- bardzo dobre wyposażenie w akcesoria
- obfite nafaszerowanie funkcjami użytkowymi
- duża moc wyjściowa i elastyczne sterowanie jej dozowaniem
- możliwość pracy na baterii oraz jako power bank
- bardzo wysoka poręczność z racji małych gabarytów
- wsparcie dla plików DSD/DXD
- wyjście zbalansowane
- funkcje sprzętowego podbicia basu oraz dźwięku przestrzennego
- bardzo kulturalny termalnie
- nieco ulepszone technicznie brzmienie poprzednika
- zachowany nacisk na przyjemne i organiczne, ale równe brzmienie
- fantastyczny pod lekkobasowe słuchawki
Wady:
- scena na głębokość dalej trochę zredukowana względem szerokości na rzecz bliższego wokalu
- nadal obecny rozjazd kanałów wynikający z potencjometru, ale tylko na początku skali i tylko dla słuchawek wysokowydajnych (pomaga wbudowany IEMatch)
- niedostateczna moim zdaniem sygnalizacja rozładowania baterii
- nie pogniewałbym się za większą transparentność producenta co do użytych w środku układów elektronicznych
Serdeczne podziękowania dla sklepu Audiomagic za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów.
* dodatkowe informacje na ten temat ze strony dystrybutora w treści tekstu.
Korzystam z tego urządzenia z Audeze LCD-2 Closed Back. Ok 8 godzin pracy na baterii. Model ten ma jedną olbrzymią przewagę, nie zamienia słuchawek w sprzęt stacjonarny: taras, salon, sypialnia, praca w biurze bez kłopotu z USB Audio Player Pro na telefonie.
To ifi jest świetne. Pod moje preferencje pogoniło Chord Mojo 2. Wcześniej korzystałem z innych niższych modeli micro i nano ale Signature jest naprawdę dopracowany. Z Erzetich Phobos tworzy zgrany duet jak Pixie i Dixie 😉
Polecam iDSD Signature. Jest doskonałym uzupełnieniem mojego stacjonarnego stereo – zawsze gdy jest potrzeba słuchania na słuchawkach, iFi sprawdza się na medal. Działa z PS5 po USB, TV po optyku, Tidal z telefonu poprzez USB Audio Player Pro. Miałem bardzo dużo różnych iFi u siebie (ok 12 różnych urządzeń) i iDSD Sig ma moją najwyższą notę.
Dzień dobry
Czy jest możliwość słuchania na zasilaniu zewnętrznym czy też to tylko ładuje baterię z której czerpie moc urządzenie?
Pozdrawiam
Dzień dobry,
tak, można słuchać z pominięciem baterii jeśli dobrze pamiętam.