Temat małych głośników jest tak samo popularny, jak wszystkich pozostałych urządzeń o małych gabarytach. Nie każdemu chce się czy to korzystać, czy posiadać, czy w ogóle patrzeć nawet na duże kolumny, nie mówiąc już o ich rozstawianiu, przenoszeniu itd. Do tego jeszcze problematyka okablowania, sprzęt towarzyszący, konieczność uwzględnienia także i jego gabarytów w planowaniu przestrzennym… robi się tego trochę. Dlatego coraz częściej spotykamy dochodzące do głosu głośniki w formacie miniaturowym, mające w sobie wszystko to, co w normalnych warunkach musielibyśmy uzyskać nawet kilkoma osobnymi komponentami. Swans M200 MKIII+ to właśnie takie głośniki, a także ich recenzja, będąca pierwszą na Nowy Rok i ogólnie od dłuższego czasu traktującą na tematy głośnikowe.
Dane techniczne
- Moc wyjściowa (RMS): 2 x 60W
- Pasmo przenoszenia: 53 Hz – 20 KHz (w wolnej przestrzeni)
- Gniazda wejściowe: 2x RCA, Bluetooth 4.0, koncentryczne, optyczne
- Głośnik niskotonowy: 5,25″
- Głośnik wysokotonowy: 1,1″
- Częstotliwość odcięcia: 1,7 kHz
- Impedancja wyjściowa dla gniazd RCA: 28 kOhm
- Waga: ok. 8 + 5,8 kg (głośnik główny + satelita)
Opakowanie i wyposażenie
Rzadko się zdarza, aby głośniki tego typu przychodziły źle zabezpieczone w transporcie i Swans nie są w żadnym wypadku odstępstwem od tej reguły. Głośniki zapakowano w materiałowe pokrowce i umieszczono w styropianowych stelażach. W zestawie znajdziemy kabel zasilający, interkonekt analogowy, interkonekt optyczny i pilot zdalnego sterowania z bateriami. O dziwo, nie ma instrukcji obsługi.
Jakość wykonania i konstrukcja
Pierwsze wrażenie M200 robią bardzo dobre. Mam na myśli nie tyle względy wizualne, co świetne materiały użyte do ich wykorzystania oraz przyzwoite spasowanie. Drewniane panele także robią wrażenie, a za cały projekt odpowiada Frank Hale, którego autograf można znaleźć na jednej z kolumienek z tyłu w formie tabliczki pamiątkowej. Bardzo cieszy dbałość o takie detale. Wykonawcą modelu jest ostatecznie firma HIVI ACOUSTIC TECHNOLOGY CO. LTD.
Konstrukcyjnie głośniki są typową dwudrożną konfiguracją 1+1+BR, a więc jeden przetwornik wysokotonowy 1,1”, jeden średniotonowy 5,25”, a także 1 port bass-reflex znajdujący się z tyłu. Porty typu back-firing są często spotykane, ale nie znaczy to, że nie sprawiają problemów właścicielom takich zespołów głośnikowych.
Oba głośniki łączy się fabrycznym interkonektem opartym o pozłacane, nakręcane gniazda typu DIN-4, bardzo często spotykane także i w tańszych głośnikach, ale tak samo praktyczne z punktu widzenia elektrycznego co XLR, a więc z odseparowanymi pinami.
Głośnik-matka posiada w sobie sekcję aktywną z widocznym czarnym radiatorem wyprowadzonym na zewnątrz. Tuż obok niego mamy włącznik sieciowy, kabel zasilający 2-pin (popularna „ósemka”) oraz wejścia: 2 pary wejść liniowych, wejście koaksjalne oraz optyczne (obsługa sygnału 24/192). Nie jesteśmy więc w żaden sposób ograniczani co do źródła, zwłaszcza że mamy do tego także komunikację bezprzewodową Bluetooth w standardzie 4.0, dzięki czemu za źródło może służyć nam w domu nawet telefon.
Wszystkie pokrętła regulacyjne znalazły swoje miejsce z przodu, wraz z diodą sygnalizacyjną stan pracy. Nie ma tu niczego mistycznego: bas, sopran, głośność (cyfrowa) z możliwością wciśnięcia, aby zmienić aktualnie wybrane źródło. Do tego całkiem wygodny i dobrze zbudowany pilot.
Pozytywnych rzeczy na temat wykonania Swansów można byłoby przemaglować jeszcze kilka razy w tej recenzji, ale skupmy się może na tym, co poza superlatywami zwróciło moją uwagę. Sporządzając bowiem listę uwag do tych głośników, na pewno można byłoby oczekiwać od nich paru rzeczy mogących być przemyślanymi trochę lepiej.
Przede wszystkim dziwiło mnie samoczynne włączanie się głośników po losowym czasie. Prawdopodobnie jest to wina konkretnego egzemplarza. Nie sądzę, aby była to pilota, który strzela sygnałami, ponieważ ten sam przycisk służy do wyłączania głośników i obserwować powinienem także ich samoczynne wyłączanie, którego nie ma. Głośniki, aby faktycznie nie włączyły się ponownie, musiałem wyłączać ręcznie przełącznikiem z tyłu. Ten natomiast resetował ustawienia głośności i wejścia, a co również należało mieć na uwadze.
Obsługa M200 bez pilota (nota bene podatnego na rysy z racji połyskliwego plastiku) co prawda jest możliwa, ale nie tak wygodna. Brakuje nam opcji natychmiastowego wyciszenia głośników oraz trybu stand-by. I przez to ostatnie musimy stosować praktykę wyregulowania źródła pod stan głośności M200, jaki zastajemy od razu po włączeniu. Unikniemy w ten sposób przykrych niespodzianek. Niepotrzebna jest kropka na pokrętle głośności, skoro i tak nie posiada blokady zakresu z racji sterowania cyfrowego.
Jeśli natomiast będziemy starali się operować tylko i wyłącznie głośnością M200 (źródło = 100% głośności), natkniemy się na drugą rzecz: ujawniające się wtedy cechy kultury pracy wbudowanego układu wzmacniającego, który przy minimalnej głośności (dosłownie „1”, gdzie „0” byłoby kompletną ciszą) generuje zniekształcony dźwięk. Na ustawieniu „2” problem już nie występuje, także jest to kwestia ustawienia należycie źródła tak, aby sygnał wchodzący do M200, bez względu na pochodzenie (RCA, S/PDIF) był cichy.
Brakuje mi jakiejkolwiek sygnalizacji, że zmienia się głośność. W większości głośników miga dioda sygnalizacyjna, ale w M200 zmienia tylko kolor i to wyłącznie w ramach włączenia/wyłączenia oraz wyboru źródła. Daje się również usłyszeć bzyczenie transformatora podczas pracy, a przynajmniej dawało na początku. W kolejnych dniach dźwięk jakoś zelżał i odzywał się tylko w pierwszej chwili po włączeniu. Możliwe, że w tym miejscu była to kwestia po prostu nowej elektroniki (głośniki doszły jako kompletnie nowe), toteż wszystko musiało się po prostu „dotrzeć”.
W zasadzie można byłoby jeszcze zastanowić się nad sztywnością kabla łączącego obie kolumienki, ale jest to już detal, mający cokolwiek do powiedzenia przy dużych rozstawach. Poza tym – i może podatnością czarnych paneli na palcowanie – nic negatywnego nie zwróciło mojej uwagi i głośniki nie sprawiały mi problemów.
Przygotowanie do odsłuchów
Głośniki przed odsłuchami został poddane standardowej, całkowicie profilaktycznej procedurze 48-godzinnego dotarcia się i uspokojenia czegokolwiek, co miałoby w nich być nie tak. Zmiany polegały tym razem nie tyle na ułożeniu się dźwięku, ale dotarciu elektroniki jak pisałem. Zakładam, że jedno z drugim miało tu bezpośredni związek.
Sprzętem źródłowym w przypadku testowanych głośników były:
- Aune S6
- Asus Xonar Essence STX (3x JRC4580D / 3x Burson SS V5i / 2x JRC4580D + 1x SIL 994Enh)
- Asus BT400 (nadajnik USB)
- Burson Conductor V2+
Rolę pomocniczych słuchawek kontrolnych obrały:
- AKG K1000 (dostosowane akustycznie)
- Audeze LCD-2F (zaktualizowane do wersji 2018 + fabryczne nauszniki + kabel hybrydowy 8-żyłowy)
- Audeze LCD-XC MCE
Zwyczajowo muzyką były różnorodne pliki dźwiękowe FLAC w jakości od 16/44 po 24/192 z bardzo różnych gatunków muzycznych, najczęściej elektronicznych, eksperymentalnych, ambientowych i elektroakustycznych, ale z uwzględnieniem również klasyki i dynamicznej muzyki filmowej.
Ponieważ sprzęt posiada wbudowany korektor, sprawdzany był również i z jego zastosowaniem, ale clou odsłuchów wykonywane było w położeniu nominalnym (50%) dla basu i sopranu.
Jakość dźwięku
Już na wstępie powiem, że brzmieniowo głośniki wypadają całkiem nieźle, a jak na swój gabaryt – nawet bardziej niż nieźle. Niemniej aby wycisnąć z nich maksimum, trzeba się trochę pomęczyć i należy sobie powiedzieć od razu wprost, że Swans M200 MKIII+ są kolumienkami nad wyraz wymagającymi akustycznie.
Przez większość czasu, jaki spędziłem z M200, walczyłem z ich basem, a dokładniej pogłosami generowanymi przez tylne porty bass-reflex. To też powód czemu sporo osób unika ich umiejscowienia z tyłu. Gdy da się to opanować, jest już zupełnie dobrze. Brakuje co najwyżej trochę kontroli, ale nie wydźwięku i to jest najważniejsze. W głośnikach tego typu i tego formatu spotykamy się bowiem najczęściej z niedostatecznym ilościowo basem i ten problem w M200 nie występuje. Do tego stopnia, że basu jest w nich więcej, niż w dotychczas testowanych przeze mnie zespołach typu Airpulse A200, czy nawet moich Q80, choć tych ostatnich wyciągać specjalnie na światło dzienne do konfrontacji bym nie chciał. Powód jest zdaje się oczywisty: zupełnie inny typ głośników, inna konstrukcja, inne gabaryty, brak portów BR, a więc rzeczy, przez które porównywać je z M200 byłoby nie fair. No i fakt, że to vintage. W każdym razie jeśli popracuje się nad akustyką wnętrza, rozstawem i odległościami, aby opanować fale odbite, bas z M200 można wysupłać bardzo przyzwoity i moje oczekiwania w tym konkretnym punkcie programu są zaspokojone jak na te pieniądze.
Średnica w M200 jest również całkiem sensowna, mocno skupiona na środku z wyraźnymi wokalami, rysowanymi ostro. Głośniki zdradzają monitorowy zadzior, aczkolwiek naturalnie nie są przeznaczone do takich celów. Bardziej byłbym skłonny stwierdzić, że grają poniekąd pośrodku dwóch dostępnych kierunków, w których mogłyby się udać. Wokaliści są dokładnie narysowani przed nami, z mocnymi konturami. Podoba mi się taki przekaz i jest to coś świeżego ponad plastycznością moich KEFów.
Sopran jest nieco przydymiony, ale tylko w niektórych swoich partiach. W utworach zorientowanych na górę, zwłaszcza przy mniej fortunnym rozstawieniu może sprawiać wrażenie lekko wycofanego, ale nie jest to wrażenie dyskwalifikujące. I nie chodzi tu o ostrość, a wrażenie swobody, bowiem największą „wadą” jest moim zdaniem scena, a przynajmniej na szerokiej bazie i przy zachowaniu klasycznego złotego trójkąta w swojej wielokrotności. A więc tak, jak przy normalnych głośnikach.
Scena jest generowana wyraźnie w głąb z mocnym punktem skupienia, ale prawie nie wychodzi poza oś głośników. Sytuacja naprawia się dopiero wówczas, gdy siedzi się bliżej nich w określonym stosunku odległości od bazy. Wtedy nie ma problemu ani z nadmiernym skupieniem na środku i ostrością rysowania, ani brakiem szerokości. Jedynie bas robi się twardszy i trochę krótszy.
W tym miejscu spędziłem z M200 najwięcej czasu, starając się wyczuć ich właściwości akustyczne. Okazało się, że problemy sceniczne znikają, gdy nie jest zachowany tzw. „złoty trójkąt” w proporcjach wyżej niż 1:1, a poniżej tego stosunku lub na równi z nim. Znów odzywa się więc sposób zachowania jakoby monitory bliskiego pola. W normalnych warunkach zaleca się utrzymanie pola odsłuchowego w granicach trójkąta równoramiennego, albo większej odległości od bazy. W przypadku Swansów złoty trójkąt staje się granicą, której najlepiej po prostu nie przekraczać, ale też aby nie przesadzać z bliskością. Optymalnym miejscem odsłuchowym okazał się dystans zawierający się między połową szerokości bazy, a jej równością.
Ponieważ należy również pilnować odległości w zakresie tylnych portów BR, sumarycznie uważam M200 za głośniki stosunkowo trudne dla początkującego użytkownika. Wszystkie głośniki mające porty położone z tyłu sprawiają problemy w rozstawieniu i M200 nie są tu wyjątkiem. Rekomendowałbym, aby głośniki były oddalone od ścian tylnych na minimum pół metra lub więcej. Tak samo w zakresie ścian bocznych. Opisywałem to już dawno temu w poradniku nt. podstaw akustyki i Swansy potwierdzają jego treść w praktyce.
Na ich obronę mogę powiedzieć, że wybaczają więcej niż znacznie tańsze R1280DB. Sporo osób oczekuje, że głośniki „same będą grały” w kwocie, w jakiej Swansy są oferowane, a co jest delikatnie mówiąc fundamentalnym błędem. Niemniej jak w każdej konstrukcji tego typu, należy mieć pełną świadomość wymogów akustycznych stawianych użytkownikowi przez sprzęt. Słuchawki są z reguły prostszym ustrojem z mniejszą ilością zmiennych, więc tu niektóre problemy z akustyką potrafią się mocno zacierać lub wręcz nie występować.
Pytanie nasuwa się natomiast, czy z M200 gra jest warta świeczki? Osobiście ze swoimi Q80 jestem od czasu ich recenzji i nie planuję z nich zrezygnować nie tylko z braku specjalnych potrzeb, ale też właśnie z tego względu, na temat którego przy Swansach się rozpisałem – problematyki rozstawu i umiejętności wybaczenia niedociągnięć pomieszczenia. Nawet jeśli dziś mam je dobrze rozstawione, możliwe że warunki zmienią się w przyszłości na inne. Jest to więc pewien atut i myślenie przyszłościowe. Bas i scena to dwa elementy, na które trzeba mieć w M200 znacznie większe baczenie podczas umiejscawiania w pomieszczeniu odsłuchowym, niż w pełnowymiarowych KEFach, a co jest zasługą celowego projektowania ich w taki sposób. To jednak projekt mający swoje lata i ograniczenia.
M200 grają jak na swoje gabaryty dobrze jakościowo, całkiem blisko ich poziomu, serwując przy tym żywszy i mocniejszy bas. Nawet Airpulse’om się to nie udało, choć w ich przypadku mocną stroną była separacja i analiza dźwięku, wypadająca znacznie lepiej od stosunkowo plastycznych Q80. Także w tym przypadku, mając umiarkowaną V-kę z dosyć bezpiecznie strojoną górą, M200 są bardziej przyjazne od Airpulse i jednocześnie starające się nadrobić sporo rzeczy, których nie spodziewalibyśmy się po tak małych kolumienkach. Wrażenie więc w zakresie brzmieniowym zostawiły po sobie pozytywne, choć musiałem trochę z nimi się przemęczyć i przecierpieć, jeśli chodzi o rozstaw. A jeśli ja musiałem to uczynić, to i spokojnie można założyć powtarzalność tego procesu u innych.
Zastosowanie
Ok, a zatem pytanie ostatnie już – gdzie i jak najlepiej byłoby ich używać. Moim zdaniem:
- Na dłuższej ścianie,
- Z zachowaniem opisanych w recenzji zasad odległości od bazy,
- Z dystansem min. pół metra od ścian tylnych i bocznych,
- Preferencyjnie przy stanowisku komputerowym,
- Na podstawkach, najlepiej regulowanych co do wysokości, aby głośniki były trochę poniżej osi naszych uszu (i światłem przetworników celowały prosto w nie).
O ile w standardowym scenariuszu nie jestem pewien czy użytkownicy będą ich „poprawnie” używać, o tyle wydaje mi się, że przy zachowaniu powyższych wskazówek uda się wykrzesać z nich maksimum potencjału, który też nie jest wcale mały.
Muzyka? Są dosyć uniwersalne, więc o ile delikatnie mogą faworyzować elektronikę, nie byłbym zbyt wnikliwy co do doboru repertuaru.
Źródła? W zasadzie wystarczy elektronika wbudowana w M200. Spokojnie dają sobie radę również z takimi kartami, jak mój stary, poczciwy Essence STX (celowo jeszcze na tanich kościach 3x JRC4580D), także względem źródła również zachowują zdrową tolerancję. Obie te cechy wpływają pozytywnie na ich wszechstronność, ale tez i oszczędność.
Podsumowanie
M200 to głośniki bardzo dobrze wykonane i o miłej dla oka aparycji. Jakość spasowania elementów jest na dobrym poziomie, tak samo ogólna ich funkcjonalność i wyposażenie. Nie są może bezbłędnie zaprojektowane i kilka rzeczy można byłoby wykonać lepiej, także tutaj pozostawiają wrażenie niedosytu. Są też trudne w rozstawieniu i mające swoje wymagania. Ale po ich spełnieniu brzmieniowo cieszą zrywnym basem, dobrze sfokusowaną średnicą i gradacją planów, zwłaszcza w osi przód-tył, jak również nie kroją powietrza sopranem. Dobrze wypadają również na wszechstronności co do gatunków oraz wybredności na źródło. Ogólnie więc wychodzą na plus, mimo dłuższej niż zazwyczaj listy uwag.
Głośniki można nabyć w cenie 1699 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Jak zawsze dyskusja na temat tych konkretnych głośników toczy się również na naszym forum w odpowiednim do tego celu wątku.
Zalety:
- zachowane rozsądne gabaryty
- świetna jakość wykonania i użytych materiałów
- niemal pełen pakiet wejść cyfrowych i analogowych
- możliwość komunikacji bezprzewodowej Bluetooth 4.0
- bardzo dobre właściwości kierunkowe podczas pracy biurkowej
- zadziwiająco dobre brzmienie o dużej czytelności i bardzo dobrym basie
- pozytywnie zaskakująca na głębokość scena
- bliższa średnica o dużym skupieniu lubiąca uczytelnić wokale
- duża uniwersalność gatunkowa
- wysoka tolerancja na analogowe źródła dźwięku
Wady:
- trudne w rozstawieniu, przez co trzeba mieć do nich dużo cierpliwości
- wymagające co do pomieszczenia odsłuchowego
- samoczynne wybudzanie się po pewnym czasie (prawdopodobnie przypadłość egzemplarza)
- dioda nie sygnalizuje zmiany głośności
- brak możliwości miękkiego wyłączenia głośników bez użycia pilota
- niezapamiętywanie ustawień głośności po twardym wyłączeniu
- zniekształcenia dźwięku na najniższym stopniu głośności cyfrowej
- podatność czarnych paneli na palcowanie, a pilota na rysowanie gładkiego plastiku
Serdeczne podziękowania dla firmy MOZOS za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Czy klasę brzmienia po rca ocenia pan w tych głośnikach lepiej niż w edifierach r2600?