Żadnemu producentowi nie można odmówić prawa do zrobienia sobie produktu stricte dedykowanego pod swoje własne produkty. RHA zrobiło w tym względzie dokładnie to samo, co swego czasu Audeze, opierając się na sklonowanej konstrukcji Lehmanna strojonej stricte pod własne słuchawki. Brytyjczycy dali jednak (prawdopodobnie niechcący) użytkownikowi większe możliwości i zamiast robić coś faktycznie stricte dedykowanego, otworzyli całkiem szerokie drzwi ku innym połączeniom, czasami naprawdę bardzo obiecującym i rozwiązującym wiele problemów natury zestrojenia się słuchawek ze źródłem.
Dane techniczne
- Układ DAC: ESS Sabre32 ES9018K2M
- Maksymalne próbkowanie PCM: 32/384
- Tryby pracy DSD: 64, 128, 256
- Wejścia: 3,5 mm jack liniowo-optyczne, microUSB, pełne USB typu A
- Wyjścia: zbalansowane mXLR 4-pin, 3,5 mm jack stereo, 3,5 mm jack liniowe
- Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 100 kHz
- Dynamika: 111 dB
- THD: <0.0018%
- Impedancja docelowa słuchawek: 8 – 600 Ohm
- Impedancja wyjściowa: 2,2 Ohma
- Napięcie wejściowe: 1.5 Vrms (max)
- Pobór mocy: 7.5 W (max)
- Bateria: litowo-jonowa 4000 mAh, 3.7 V (do 10 godzin pracy)
- Obsługiwane systemy operacyjne: Windows, Android, iOS, Mac, Linux
- Wymiary: 118 x 73 x 20 mm
- Masa: 233 g
- Gwarancja: 3 lata
Moc wzmacniacza słuchawkowego
- 300 mW (dla 16 Ohm)
- 28 mW (dla 300 Ohm)
Zawartość opakowania
- RHA DACAMP L1
- kabel microUSB-do-USB (0,5 m)
- kabel USB OTG (0,1 m)
- 2x gumowa opaska ściągająca
- ściereczka do czyszczenia obudowy
- instrukcja
Jakość wykonania i konstrukcja
RHA L1 kreuje naprawdę dobre wrażenie pod względem jakości użytych materiałów. Wykonanie również jest niezgorsze, choć otwory między niektórymi elementami nie są bezbłędnie powtarzalne na każdej ze ścianek. Obłe kształty są bardzo poręczne, a samo urządzenie ciężkością buduje uczucie pewności. Dopiero waga w kieszeni podczas outdoorowych wojaży może nam się nie spodobać, ale też np. umieszczenie głęboko gniazda microUSB, które powoduje, że przy wyciąganiu szorujemy zębami wtyku po miękkiej plastikowej obudowie, zostawiając na niej wyraźne ślady (a co widać na zdjęciach).
Urządzenie jest na tyle ciekawe, że cały boczny panel przeznaczono na trzy pokrętła: regulację poziomu wzmocnienia, poziomu basu i sopranu. Wszystkie trzy pracują skokowo, ale korekcja nie odbywa się w pełnej skali w dół i w górę (tyle samo poziomów ujemnych i dodatnich, np. -6 i +6), a przy przesunięciu progu w górę: od -3 do +9.
L1 może pracować jako trzy różne urządzenia: DAC, wzmacniacz analogowy i integra słuchawkowa. W tym pierwszym wypadku za pomocą małego suwaka możemy ustalić na jakim gnieździe ma być realizowana komunikacja: liniowo-optycznym (mini-TOSLINK), microUSB (PC, Android), pełnym USB typu A (iOS, funkcja powerbanku).
Dużą wadą jest za to dla mnie potencjometr, dodatkowo zintegrowany z włącznikiem. Jest bardzo czuły na początku (i końcu) swojej skali, a co przy słuchawkach dokanałowych o dużej wydajności może być delikatnie mówiąc kłopotliwe. Zwłaszcza że stawia na starcie duży opór i wymaga wprawy, aby włączyć urządzenie bez wysadzenia sobie głośności na nieznośnie wysoki poziom niefortunnym ruchem palca. Niestety nie istnieje żadna inna metoda na włączenie urządzenia. Zarówno po włączeniu, jak i wyłączeniu ma miejsce okres stabilizacyjny, podczas którego przekaźniki nie zaskakują. Jest to podyktowane – słusznymi w tym przypadku – względami bezpieczeństwa.
L1 najbardziej zastanawia mnie może nawet nie tyle trudnym w okiełznaniu pokrętłem głośności, co swoim potencjałem wzmacniającym. Z czułymi dokanałówkami (T20) daje się usłyszeć z niego szum tła, a regulator natężenia dźwięku musi być obracany z niesamowitą rozwagą. Z wymagającymi pełnowymiarowcami (K240 DF) musimy wędrować niemalże na koniec skali. Paradoksalnie więc sprzęt sprawdza się najlepiej pod względem prądowym z… modelami średniooporowymi, które na gwałt aż tak mocno go nie potrzebują, a przynajmniej nie we wszystkich przypadkach.
Niefortunnie zatem producent dobrał pułap wzmocnienia w L1 tak, że wykluczył w dużej mierze zarówno całą masę sprzętu przenośnego, jak i modele faktycznie mogące tu cokolwiek zyskać. Choć układ ma w sobie regulowany gain, nadal skala zakresu operacyjnego dla słuchawek jest materią skomplikowaną dla obu wymienionych tu skrajności.
Rozwiązaniem zagadki może być jednak seria CL. Słuchawki te były projektowane pod wykorzystanie ze wzmacniaczami słuchawkowymi i przy swoich 150 Ohmach zadaje się świetnie pasują właśnie do L1 (poniekąd potwierdzają to też K400 ze swoim niewiele mniejszym oporem). Plus gniazdo zbalansowane mXLR 4-pin jakie posiada jeden z kabli od CL1? Definitywnie nie jest to przypadek. Dla nas zaś ograniczenie, bowiem w przypadku nieposiadania CL1 z takim kablem i przy wszystkich zaletach standardu XLR (solidne trzymanie wtyku w gnieździe, pełna separacja pinów podczas aplikacji itd.), do każdych innych słuchawek albo będziemy musieli sobie takowy dorobić na własną rękę, albo zamówić konfekcjonowany adapter z mXLR na gniazdo jack TRRS. Za to RHA powinno dostać szczerze w łeb i obawiam się, że część osób takich cwaniackich zakusów producentowi z Wielkiej Brytanii nie wybaczy w kontekście tak wysoko ustawionej ceny. Swoją drogą warto ją wykorzystać, bowiem jest to pełna, natywnie zbalansowana topologia dual DAC + dual AMP.
Pytaniem jednak będzie wtedy – jeśli nie L1 to co? Przenośny DAC i wzmacniacz zbalansowany z płynną korekcją i regulowanym gainem – mamy takie coś pod ręką jako ewentualną alternatywę na naszym rynku? No właśnie. Wygląda tym samym na to, że o ile L1 jest bardzo elastycznym urządzeniem, tak prądowo jest bardzo konkretnie oddelegowanym, mającym współgrać właśnie z CL1 i to można nawet powiedzieć, że wybitnie z nimi. Kroczy więc śladami Deckarda, który miał być pisany tylko wybranym modelom Audeze i wszystkie inne możliwości przyłączeniowe oraz synergiczne były kreowane na zasadzie wypadkowych. Na szczęście tutaj sprawa rozpoczyna się i kończy tylko na walorach napędowych-głośnościowych.
Na duże słowa uznania zasługuje bateria. Producent deklaruje 10 godzin pracy i przyznam, że z obietnicy wywiązał się więcej niż bardzo dobrze (na oko udało mi się zbliżyć do jedenastu godzin). Nie rekomenduję jednakże ładowania urządzenia ze zwykłego portu USB – trwa to bardzo długo, zwłaszcza w wersji 2.0, dlatego lepiej jest użyć przynajmniej gniazda 3.0 a najlepiej zwykłej ładowarki sieciowej tego typu.
Ze sprzętem podczas użytkowania nie miałem problemów poza niemożnością uruchomienia go w trybie USB OTG z telefonem (HTC One). Nie chciał również współpracować z generycznym sterownikiem XMOS, wymuszając tak czy inaczej instalację dedykowanego ze strony RHA.
Przygotowanie do odsłuchów
Sprzęt jak zawsze poddany był przeze mnie profilaktycznemu wygrzewaniu wynoszącemu 48 godzin, aby co bardziej histeryczni w tym aspekcie użytkownicy mogli odetchnąć z ulgą. Sprzęt bowiem – przynajmniej na moje uszy – kompletnie nie zmienił swojego charakteru grania.
Paleta słuchawek, jakie podłączane były pod L1, obejmowała:
- AKG K240 DF
- AKG K270 Playback
- AKG K400
- AKG K872
- Bowers & Wilkins P9 Signature
- RHA T20
- RHA CL750
- RHA CL1
- Sennheiser HD800
Ponadto sprzętem źródłowym był:
- AIM SC808
- Aune S6 + S7
- Bluedio BL
- Burson Conductor V2+
- NuForce DAC-80 + HAP-100
- Opus #1 LE
- Shanling M1
Sterownikami były oficjalne, dostępne na stronie producenta na dzień pisania recenzji. Testy USB wykonywane w środowisku Windows 10 Home x64 (kompilacja 1607).
Zwyczajowo muzyką były różnorodne pliki dźwiękowe FLAC w jakości od 16/44 po 24/192 z bardzo różnych gatunków muzycznych, najczęściej elektronicznych, eksperymentalnych, ambientowych i elektroakustycznych, ale z uwzględnieniem również jazzu, klasyki, bluesa czy dynamicznej muzyki filmowej.
Jakość dźwięku
W dużym skrócie jest to brzmienie naturalne, przyjemne i trącające własną muzykalnością oraz lekkim ociepleniem, zwłaszcza po wzmacniaczu słuchawkowym.
Bas
Zarówno w trybie DACa, jak i samego wzmacniacza, zachowuje w sobie wiele różnych przymiotników mieszających się wspólne w jedną, bardzo płynną całość. Linia basowa jest jednocześnie przyjemnie umuzykalniona, jak i niezatracająca wartości technicznych: precyzji, szybkości. Nie są to jednak elementy dominujące i jeśli już coś zaczyna się wybijać ponad stan, to wspomniana muzykalność. W trybie wzmacniacza jest to jeszcze bardziej odczuwalne. Dlatego świetnie sprawdzają się z szybkimi i krótko na basie grającymi słuchawkami (Etymotic, cała ich seria CL itd.)
Średnica
Również grająca w deseń dobrego smacznego deseru z polewą z muzykalności i lekkim podsunięciem pod wygłodniałego słuchacza. Podkreślona wokaliza i nacisk na większą intymność to cechy bardzo pozytywnie przeze mnie w L1 odbierane. A przy tym organiczność i nasycenie.
Góra
Czułem że tak właśnie będzie i nie zawiodło mnie przeczucie – o kapkę ciemniejsze niż pismo by nakazywało. Sopran jest tu ładnie przygładzony, wciąż czytelny, ale gładki, przyjemny, miękki. Ukłon ewidentnie w stronę serii CL. Trochę jest to z jednej strony komiczne, że producent wypuścił swoje flagowe rozwiązania na tyle „zepsute” tonalnie, aby trzeba było je „naprawiać” w taki sposób, ale w przeciwieństwie do np. Audeze Deckard, który współdzieli z RHA L1 mnóstwo analogii czysto koncepcyjnych, malutki RHA jest znacznie bardziej uniwersalnym urządzeniem. Sam dla niego znalazłbym z marszu multum zastosowań i możliwości sparowania z konkretnym sprzętem.
Scena
Z racji bardziej muzykalnej natury, jest nieco mniejsza niż porównywalne urządzenia stacjonarne za tą samą kwotę, jaką musielibyśmy na nie przeznaczyć. Bliżej znajduje się pierwszy plan, a całość przyjmuje kształt elipsy na boki. Nie jest ona aż tak wielka, ale warto mieć to na uwadze, że bożyszczem scenicznym łamiącym na kolanie pełnoprawne domowe klocuchy po kilka kilogramów nie będzie.
Szybkość i precyzja
Z racji nieco bardziej muzykalnej natury, sprzęt nie jest bezwzględną referencją w zakresie szybkości i precyzji, przez co udaje mu się uniknąć wrażenia spięcia, surowości i wielu przeostrzeń w skali mikro i makro. Wpływa to także korzystnie na opisywane już przeze mnie wrażenie organiczności. Redukcja w szybkości i dokładności jednakże nie jest duża, najbardziej obecna po wyjściu wzmacniacza niż samego DACa, także sprzęt zachowuje w obu aspektach rozsądne optimum.
Całościowa tonalność i charakter
RHA L1 to trochę dylemat jak skutecznie zinterpretować to urządzenie. Możemy rozpatrywać je z dwóch konkretnych perspektyw: jako uniwersalnego DACa i wzmacniacza z własną korekcją (stąd właśnie bierze się siła jego uniwersalności) lub urządzenia stricte dedykowanego serii CL tego producenta.
Jeśli analizować to drugie, można być bardzo złośliwym i zapytać: no tak, kupię słuchawki tylko po to, aby kupić do nich specjalnie urządzenie na przynajmniej drugie tyle, by te grały jak słuchawki które kupiłem. Seria CL ma bowiem w moim odczuciu spore problemy z prezentowaniem sekcji sopranowej, powodując konieczność wprowadzania korekcji tonalnych, nie bez powodu oferowanych przez L1. Jednocześnie sprzęt oferuje bardziej podbicie niż redukcję sopranu (i basu), toteż do końca „wyłączyć” nadmiaru góry się nie da. Aczkolwiek efekty synergiczne można osiągnąć na tle innych urządzeń jako jedne z najlepszych i to raczej nie powinno dziwić.
Jeśli patrzeć z punktu widzenia ogólnej uniwersalności, a powyższą analizę traktując jako ekstremalne studium przypadku, okaże się zadziwiająco, że L1 to naprawdę bardzo fajny sprzęt. Małe, poręczne, dobrze wyposażone urządzenie z dźwiękiem, który może nie ustanawia rekordów bezwzględnych, ale jest bardzo w porządku jak na swoją cenę. Ilość realnych wad dźwiękowych jest tu niewielka, klasa odsłuchu jest zaś przynajmniej adekwatna, a dopasowanie pod skrajnie grające słuchawki, jeśli tylko mają w miarę równą sygnaturę dźwiękową – jest elementem czasami wręcz kluczowym i największym jego atutem. W zasadzie jedynym problemem będzie dopasowanie mocowe urządzenia do podłączanych pod nie słuchawek. Tak jak pisałem przy wydajnych IEMach będzie problem z lekkim szumem tła oraz nerwowym skokiem głośności od początku skali. Z trudniejszymi słuchawkami zaś może ona się nam skończyć dosyć szybko.
Sprzęt przypadł mi mocno do gustu z wybranymi słuchawkami, dla których stał się wręcz wybawieniem w zakresie swoich możliwości. Nawet nie tylko tonalnością własną, ale też i bardzo płynnie działającym equalizerem pozbawionym artefaktów i specjalnych przekłamań. Okazało się, że jest w stanie uratować niejedne słuchawki oraz odsłonić skrywane do tej pory przez nie możliwości.
Tak właśnie stało się z K270 Playback, które dzięki L1 błysnęły potencjałem i okrutnie sprowadziły recenzję znacznie droższych K872 w dół na wnioskach końcowych. Jest to też bardzo jaskrawy przykład praktycznej aplikacji tego urządzenia. Przy słuchawkach, których jedynie tonalność własna może być ograniczeniem, z L1 udaje się osiągnąć realizm nie tylko dorównujący, ale i przewyższający to, co teoretycznie powinny dostarczyć nam bez najmniejszego trudu modele czy urządzenia znacznie droższe. Jeśli lepszą barwę i bardziej ludzką naturę jestem w stanie uzyskać w taki sposób, to znaczy że albo duet z RHA był na tym przykładzie taki dobry, albo porównywane słuchawki takie złe. Albo jedno i drugie jednocześnie.
Ukazuje to jednak realne korzyści z praktycznej aplikacji L1 w życiu codziennym, może też i tym niecodziennym, bowiem tylko mi potrafi chyba przyjść do głowy szarża na barykady, by sprzęt za raptem 400 zł (za tyle ostatecznie nabyłem K270) podłączyć do L1 i kazać mu walczyć na nim ze słuchawkami za 6400 zł. Wszystko to dzieje się przy fakcie, że L1 to układ specjalistyczny, wyrobiony specjalnie pod serię CL, a nie jakieś tam dziwne słuchawki wieloprzetwornikowe z końca lat 80-tych, będące nawet nie niszą, a totalnym epizodem i ze sporadycznością występującym obiektem różnorodnych aukcji.
Największą wartością dla mnie osobiście był fakt, że L1 z marszu bierze na siebie wszelakie słuchawki jasne, którym pisany jest sprzęt maksymalnie konfigurowalny, muzykalny, a przede wszystkim organiczny. Etymotic, K401, K501 – te pary zyskują z RHA nasycenia jego z charakteru własnego, ale przede wszystkim oddolnego wigoru z podkręcenia basu. I nie dzieje się to kosztem artefaktów czy słyszalnej sztuczności naszych zabiegów: implementacja EQ jest bardzo płynna i przenikająca w naturalny sposób linię bazową. W drugą stronę też nie ma problemu: K280, Monitory, Sonorousy III, tu z sopranem lubią być „problemy”, także solucją L1 wydaje się być bardzo dobrą, nawet dla Monitorów mających co prawda tak jak DFy mało wydajne 600 Ohm, ale mimo wszystko te kilka dB od nich więcej. Bardzo przyjemnie słuchało mi się wszystkich wymienionych par i dla takich modeli jak właśnie 401 czy 501 przyznam, że od tej pory trudno byłoby mi sobie wyobrazić lepszego dla nich kompana, który rozwiązywałby strasznie mnie osobiście irytujący problem „bezbasowia” i nieco zbyt gorącej góry. Cały czas są to słuchawki po które z kolekcji sięgam najrzadziej i tylko malutki L1 miałby szansę, niczym swoiste wunderwaffe, odmienić taki stan rzeczy (tak, nawet Conductor nie jest tu solucją, musiałby grać znacznie cieplej).
Nie wspominając o przymiotnikach tyczących się przenośności, brzmienie L1 jest po prostu bardzo przyjemne, realistyczne, wydane po ludzku, tak normalnie i z szacunkiem. Charakter szanujący muzykę i nasycający ją płynnością, substancją, treścią. Nie do oporu i przesady na szczęście, bowiem wtedy mielibyśmy zgoła inne kłopoty. Nie myśli się o nim w kategoriach doskonałości technicznej i to też troszkę ratuje wrażenia estetyczne płynące z odsłuchów, gdyż L1 brakuje moim zdaniem tej przysłowiowej „kropki nad i” w scenie, selektywności, szybkości, może też i nieco dynamice, ale to wynika w dużej mierze z ich potulnego strojenia (a przecież to rzekomo grający ostro Sabre). To chyba też kolejny już z rzędu dowód na to, że słuchanie danych technicznych może być strasznie bałamutne.
Więcej muzykalności odbiłoby się być może ujemnie na przekazie, jeszcze bardziej niepotrzebnie zagęszczając go i spowalniając, strącając tym samym DACAMPa z bardzo wygodnego punktu, w którym obecnie się znajduje i ujmując mu coraz mocniej uniwersalności. Słuchanie na nim np. wspomnianych Sonorousów III byłoby wtedy wyraźnie bardziej utrudnione, a tak jest akceptowalne nawet bez udziału korektora. Aczkolwiek mimo wszystko zachęcałbym do jego wykorzystania z tą konkretną parą, jeśli takie sparowanie chodziłoby nam po głowie.
Zastosowanie i synergiczność
Jako nadrzędne, wskazałbym oczywiście wszystkie pary słuchawek, którym w pierwszej kolejności doskwierają najbardziej ubytki w basie lub sopranie – tu regulacja jest największa. Sprzęt ciemny oraz chudy na basie to najlepszy materiał do obróbki dla L1. W drugiej kolejności mamy sprzęt z naddatkami basowo-sopranowymi. Regulacja jest mniejsza, ale nadal dosyć skuteczna, o ile słuchawki nie mają realnych problemów z dramatycznym podsadzeniem czy to basu, czy sopranu.
Równie dobrze zamiast RHA z serii CL możemy podłączać pod niego także i inne słuchawki, również te droższe i bardziej wybredne względem toru z punktu widzenia jego klasy i własnej jasności: wiele modeli Beyerdynamika (chociażby DT880 i 990), Bowers & Wilkins P9 Signature, opisywane już AKG K872 oraz wszystkie pozycje wymieniane w akapitach wyżej. Mimo lekkiego szumu tła, było to też bardzo dobre remedium na nadmiar basu w T20, także nie tylko z CL jest mu pisane dobre złączenie.
Będzie to także myślę bardzo kusząca opcja dla użytkowników ceniących sobie adaptacyjność – nieprzywiązanych tylko do jednej pary słuchawek lub tylko jednego brzmienia, ale chcących mieć coś maksymalnie elastycznego i z gotową odpowiedzią bez względu na to, czy w jednej chwili używać będzie się z nim T5p v2, a w drugiej K501.
Choć RHA nie będzie cudownym rozwiązaniem na sytuację, w której tylko konkretne punkty wykresu częstotliwościowego wymagają naprawy, uczyni ogólny odsłuch wielu słuchawek jednoznacznie przyjemniejszym, a także wyeliminuje być może dodatkowe zakupy, takie jak specjalnie im dobierane okablowanie. Jest też szansa by rozwiązać przy okazji multum innych problemów lub potrzeb bardziej ogólnych. Sumarycznie pracuje tym na tak wysokie noty w moim odczuciu. Istnieje tylko kilka sytuacji w których nad zakupem RHA można powątpiewać:
- gdy chodzi nam po głowie napędzenie jakichś starych, 600-ohmowych potworków o niskiej skuteczności
- gdy mamy bardzo wydajne słuchawki dokanałowe lub coś pokroju FAD Sonorous IV o ekstremalnie niskiej oporności i zależy nam na bezwzględnie czarnym tle,
- gdy posiadamy słuchawki o tak dramatycznie pogmatwanym przebiegu tonalnym, że i L1 ich nie uratuje.
W pierwszym przypadku pogodzić będziemy się musieli z tym, że zapasu głośności na skali dużo mieć nie będziemy. Jako maksimum napędowe ustaliłbym „nowożytne” 600 Ohm, np. Beyerdynamic DT990/600, zresztą zgodnie z tym co podaje sam producent. Tu problemów RHA nie ma faktycznie żadnych. W drugim przypadku podczas użytkowania będziemy musieli nauczyć się cofać profilaktycznie z głośnością podczas okresu stabilizacyjnego urządzenia (mrugająca dioda zaraz po włączeniu) oraz żyć ze słyszalnym szumem tła. W trzecim… cóż, być może należałoby zmienić słuchawki, niezależnie od zakupu RHA czy też nie, bo i nie jest to jego winą, że nasz sprzęt jest – przy całym szacunku tak do niego jak i naszej decyzji zakupowej – trochę „nie teges”.
Podsumowanie
Aby skutecznie objąć sensowność tego pakietu, należy patrzeć w tak wysokiej cenie na RHA L1 jako na całość płynących z jego zastosowania możliwości, nie tylko przyglądać się jego muzykalnemu i przyjemnemu brzmieniu.
W cenie 2 350 zł producent wymyślił sobie, że będzie to sprzęt dedykowany pod jego własne słuchawki, a których być może nigdy nie kupimy. Na całe szczęście swego rodzaju efektem ubocznym stało się stworzenie sprzętu doskonale zgrywającego się z wieloma innymi, także tymi chudymi i jaśniejszymi, który może pełnić z powodzeniem rolę wzmacniacza, DACa, integry, korektora, powerbanku, jak i być podłączonym do dowolnego innego sprzętu, nawet odbiornika Bluetooth. W normalnych warunkach musielibyśmy mieć przynajmniej kilka urządzeń, aby pokryć tak duży pakiet zastosowań – zwłaszcza w przypadku nie tylko natywnie jasnych Etymoticów, ale też i czegoś poważniejszego, jak np. DT880. Tymczasem udało się to w miarę sensownie zmieścić w ramach jednego, zwartego urządzenia. Mimo, że tradycyjnie funkcjonuje tu zasada, że jeśli coś jest dobre we wszystkim, nie będzie bardzo dobre w czymś jednym, to jednak trudno jest wobec RHA wskazać na naszym rynku jednoznaczną alternatywę, którą można byłoby wybrać zamiast niego.
Jeśli więc tylko nie będą nam przeszkadzały wady, takie jak dedykowanie głównie serii CL tego producenta (gniazdo mXLR wymagające samodzielnej konfekcji przelotek), problematyczny przy wydajnych IEMach włącznik potencjometru oraz specyficzne dopasowanie prądowe, L1 ma szansę sprawdzić się bardzo skutecznie zwłaszcza tymi słuchawkami, którym jego EQ może uratować skórę, a także wtedy, gdy posiadamy więcej niż jedną parę o bardzo różnej między sobą tonalności i za wszelką cenę szukamy jednego toru, by rządzić wszystkimi.
RHA L1 na dzień pisania recenzji jest dostępny w cenie 2349 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- solidnie wykonany i z użyciem porządnych materiałów
- długi czas pracy na baterii
- podwójny wysoki model DAC od ESS na pokładzie
- obsługa DSD256
- możliwość pracy jako DAC USB z PC, Androidem, iOSem
- możliwość pracy jako wzmacniacz słuchawkowy w klasie AB
- funkcja integry słuchawkowej i powerbanku
- bardzo kulturalna temperatura pracy
- gniazdo zbalansowane na solidnym i pewnym gnieździe mXLR, lepszym niż jack
- niska impedancja wyjściowa
- regulowany trójstopniowy gain
- dwupokrętłowy EQ z regulacją skokową dający duże możliwości strojenia
- przyjemne brzmienie z nutką muzykalności własnej
- bardzo duża synergiczność z naprawdę wieloma słuchawkami
- 3 lata gwarancji
Wady:
- od jeszcze nieco większej sceny i szybkości zapewne nikt by nie umarł
- duża waga urządzenia
- lekki szum własny na wydajnych słuchawkach dokanałowych
- niedostateczna moc dla słuchawek o bardzo wysokich wymaganiach
- potencjometr nie ma równej skali przyrostu głośności na skrajach regulacji
- rzadko spotykany standard gniazda zbalansowanego (potencjane wymagane konfekcjonowanie adapterów i kabli)
- regulacja EQ nastawiona na bardziej dodawanie (aż 9 stopni w górę) niż odejmowanie (tylko 3 stopnie w dół)
- w moim przypadku niedziałający tryb USB OTG
Serdeczne podziękowania za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Dzień dobry,
Proszę o sugestię nt. kompana, do posłuchania, dla przedmiotowego dac’a – w przedziale 2-3k PLN. Chodzi mi o słuchawki wokółuszne, otwarte/półotwarte, wygodne, koniecznie z odpinanym kablem i na niedużą głowę. Muzyka różna – trance, stary pop i rock, New age, a także polski hip-hop. Zatem przydałby się słuchawki dość uniwersalne. Przeznaczenie wyłącznie stacjonarne.
Od kilku lat posiadam DT990 Edition 32Ohm i chciałoby się coś lepszego… T1 są zbyt wymagające prądowo dla L1, natomiast opinie o Amironach i DT1990 są różnorakie. Jakaś wskazówka?
Z góry dzięki za odpowiedź. Pozdrawiam
Witam,
Trudno powiedzieć, ale na Pana miejscu spróbowałbym np. AKG K712 PRO lub Fostexów TH610, oczywiście jeśli w obu przypadkach będą pasowały opisowo.
Pozdrawiam.