Moondrop Venus na pewno kojarzą się nazwą z pewną panią z wielkiej muszelki i być może wzorek na bocznym grillu sugeruje identyczne skojarzenia u projektantów tych słuchawek – stąd nazwa. Jakakolwiek by jednak geneza nie była, dzięki niesamowitej uprzejmości p. Marcina, który od kwietnia jest właścicielem opisywanych słuchawek i któremu bardzo serdecznie dziękuję za szansę ich odsłuchów, mamy możliwość pochylenia się nad kolejnym daniem z magnetostatycznego menu Moondropa.
Jakość wykonania i konstrukcja Moondrop Venus
Producent kontynuuje w modelu Venus wzornictwo pakowania w stylu „chińskich bajek”. Rysownik trochę się zagalopował, bo jeden z kosmków włosów wygląda tak, jakby postać miała szeroki uśmiech od ucha do ucha. A jak głosi starożytne powiedzenie, raz coś zobaczone nie może być już odzobaczone.
Słuchawki są wykonane bardzo podobnie, co model Para, ale nie jestem pewien który z nich jest projektem starszym, a który nowszym. Gdybym miał strzelać, wytypowałbym jednak Venus jako model starszy. Przeświadczenie to wynika z paru rzeczy.
Pady tym razem nie są montowane magnetycznie, a klasycznie na zakładany wokół kołnierz. Jeśli dobrze pamiętam, Para miały grubsze pady, w sensie ścianki, a tym samym z mniejszym otworem na ucho.
Brak akrylu kosztem wagi
Choć nie ma tu (potencjalnie pękającego) akrylu jak w modelu Para, zastosowano pełen metal, który – choć solidny – dodatkowo zwiększa wagę tego modelu. Jest to oczywiście coś za coś, ale masa słuchawek cały czas utrzymuje się w granicach tolerancji. Dylematem jest, czy w Moondrop Venus, jako słuchawkach będących obecnie zdaje się ex-flagshipem, wzmacniano rzeczone elementy poprzez przejście na metal, czy właśnie chcąc walczyć z masą próbowano eksperymentów z akrylem w Para? A może jedno i drugie jest poprawną tezą i wzajemnie się to nie wyklucza? Kto wie.
Kabel i gniazda
Umieszczenie gniazd dla kabla sygnałowego jest nie pod kątem, jak w Para, a idealnie w osi pionowej, co z jednej strony jest bardzo korzystne dla obniżenia kosztów produkcji (ten sam odlew dla każdej muszli), ale z drugiej zwiększa ryzyko uszkodzenia albo gniazda, albo kabla przy wtykach. Jednym słowem troszkę ekonomia ponad ergonomią.
Pałąk i opaska źródłem mej niedoli
Pałąk ponownie jest tym samym, który widzieliśmy w modelu Para, ale z tą różnicą, że na końcach ma pominięte dwukrotnie otwory perforowane. Konstrukcyjnie jest to teoretycznie najmniej wytrzymały element Moondrop Venus.
Największą dla mnie bolączką Moondrop Venus – i to dosłownie – jest zaś opaska. Automatyczny system regulacyjny co prawda nie niszczy nam malowania pałąka tak, jak dzieje się to w modelu Para, albo u Hifimana, jeśli szukać podobnych rozwiązań w innych miejscach. Dobrano jednak wszystkie gabaryty tak, że słuchawki pasują bardziej na mniejsze głowy.
Stoi to w jaskrawym kontraście do padów, które zakładane „klasycznie” są przede wszystkim znacznie większe, niż wynikałoby to z potrzeb. Mowa tu o średnicy wewnętrznej, która wynosi 70 mm i słuchawki po założeniu wydają się – przynajmniej w zakresie nauszników – zbyt duże, tak jak HD800S.
Nie powoduje to jednak tak dużego dyskomfortu, jak wspomniana opaska, która tak się złożyło, że wyeliminowała mnie na jak liczę 2 dni z powodu potężnej migreny. Konieczne było sięgnięcie po tabletki przeciwbólowe, ponieważ prawdopodobnie słuchawki powodowały nacisk na nerwy gdzieś na czaszce. Wróciły trochę demony Q701, których opaska ze słynnymi jeszcze wtedy „bump-ami” stwarzała bardzo podobne kłopoty. Czemu uważam, że to przez Moondrop Venus? Bo mogę do upadłego siedzieć w dowolnych innych słuchawkach bez żadnych problemów, a gdy tylko wróciłem na Venusy, ból znów powrócił. Ponownie konieczna była pauza. Przy pierwszym razie mógłby to być przypadek, ale widać tu powtarzalny schemat.
Zastrzeżeń do ergonomii c.d.
Co więcej, słuchawki w trakcie użytkowania tendencyjnie prą ku górze. O tym, że nie wymyślam sobie tego, niech świadczy fakt, że w trakcie pauzowania w odsłuchach, słuchawki założone na fantomie pomiarowym i pozostawione na nim przez ponad 24 godziny, zmieniły samoczynnie swoje położenie i podniosły się o ponad 1 cm. Albo więc mamy tu do czynienia ze zjawiskami nadprzyrodzonymi, albo słuchawki po prostu pracują po założeniu.
Nadmienić mogę też, że fantom mam tak przygotowany, aby symulował gabarytowo wielkość mojego własnego arbuza, zatem słuchawki ustawione na niego, powinny w niemal 100% pasować i tam. Jeśli tu widzę, że oba pady są podniesione i przesunięte w dosłownie parę godzin o 5 mm ku górze, to znaczy iż producent prawdopodobnie przesadził z naciągiem opaski.
Oczywiście doświadczenia ergonomiczne mogą (i będą) się różnić w zależności od głowy i predyspozycji. Moja jest na tyle duża (duży mózg musi się gdzieś zmieścić) albo po prostu wrażliwa, że niestety czasami objawia się to problemami z samopoczuciem, ale rzadko kiedy bólem i to takim, jak tutaj. Nawet ultra-ciężkie LCD-XC nie powodowały takich problemów, a potrafiłem siedzieć w nich bite 8 godzin. No OK, po 10 czułem już kark, ale to wszystko. Tu jest ból głowy połączony z bolącymi oczami, który nawet teraz utrzymuje się jeszcze delikatnie.
Jest to o tyle dla mnie nowość, że do tej pory z migreną walczyłem jedynie w sytuacji ostrego sopranu albo potężnego basu, który powodował finalnie zmęczenie ośrodka słuchu ponad miarę. Wystarczyło wówczas zrobić przerwę i za kilka godzin sytuacja wracała do normy. Moondrop Venus absolutnie tonalnością nic takiego mi nie czynią, a problem wymagał sięgnięcia po medykamenty. Taki już mój los, ale na szczęście u innych osób, przy obostrzeniach o których mówiłem, zakładam będzie znacznie lepiej.
Maskownice wycinane metodą CNC
Wracając do tematu Moondrop Venus i dalszych zagadnień z nimi związanych, maskownice nie są integralną częścią muszli, ale zamocowano je tak, aby pełniły właśnie taką rolę. Są wykonane na oko ze stali nierdzewnej, z bardzo precyzyjnie wyciętymi otworami. Robią niesamowite wrażenie na plus i widać, że ktoś bardzo się postarał, aby napisać odpowiedni program pod CNC.
Wyposażenie
Do zestawu dołączone jest okablowanie zarówno single-ended, jak i zbalansowane (różnica w materiałach zapewne wynika z dwóch różnych źródeł/dostawców), ale ponieważ słuchawki dosłownie wyglądają jak nowe, na potrzeby recenzji wykorzystywałem swoje własne okablowanie z serii ACX Ultra, wykorzystywane także w systemie pomiarowym. Wszystko to celem maksymalnej pewności co do rzetelności uzyskiwanych wyników i braku ryzyka wpływu na odczyty.
Jakość wykonania z pewnym minusem
Nie obeszło się niestety bez jakościowej wtopy, w zasadzie identycznej, jaka zdarzała się u Audeze. Otóż od pierwszego wyjęcia słuchawek z pudełka zauważyłem, że jedna strona obraca się wyraźnie łatwiej niż druga. Mowa o mechanizmie obrotu muszli rzecz jasna. Z czasem zaczęło się to pogłębiać, a sama słuchawka zaczęła chybotać się względem śruby montażowej. Co się okazało, samoczynnie się luzuje. Coś podobnego miałem w LCD-XC (plus piszczenie metalu), choć tam udało się to już nie pamiętam jak, ale rozwiązać. Tutaj każde przykręcenie po ok. 10 obrotach w tę i nazad, skutkowało nawrotem choroby.
Tak więc powstaje konieczność rozebrania mechanizmu, zobaczenia co się tam dzieje i może dodania jakichś dodatkowych elementów we własnym zakresie. Dość powiedzieć, że raczej nie powinniśmy się jako użytkownicy zajmować takimi rzeczami samodzielnie. Tym bardziej, że słuchawki kosztują wcale nie tak mało. Przymykać oko można, ale moje jest zbyt obolałe, aby czynić to przez dłuższy czas. Moondrop Venus niestety znajdują się w tym samym koszyczku, co AKG Q701 Made in Austria czy starsze Audeze z klasyczną opaską obiciową. Każdy z tych modeli powodował u mnie w jakimś zakresie dyskomfort z tej czy innej przyczyny.
Poza tym na szczęście nie mam żadnych więcej uwag. Jedynie mogę powiedzieć, że Para były dla mnie zauważalnie wygodniejsze: lżejsze i nie powodujące jakiejkolwiek negatywnej reakcji organizmu.
Jakość dźwięku Moondrop Venus
Granie Moondrop Venus od startu skojarzyło mi się z wykresem bicia serca, a dużym uproszczeniu. Mamy tu równy bas, płaską kreskę, po czym nieco nam odpuszcza się gdzieś w średnicy i wybija na sopranie. Ale nie na tyle jeszcze, aby słuchawki nazwać grającymi na planie V.
Na tle dosłownie chwilę temu recenzowanego modelu Para, ma się wrażenie bardziej punktowo podkreślonego sopranu i przede wszystkim lepszej podstawy basowej. Choć obiektywnie słuchawki są mniej równe pomiarowo, ma to swoje atuty w subiektywnym odbiorze.
Całość dźwięku można bardzo prosto podsumować jako bardziej neutralny dźwięk z plusem na sopranie, jak to lubię nazywać. Oznacza to, że słuchawki jasne wydają się głównie w określonych miejscach i starają się podkreślać również tylko określone dźwięki.
Para były strojone na szersze podkreślenie, co w połączeniu z nieco słabiej zaznaczonym basem dawało wrażenie ogólnie większej jasności, ale też liniowości. Przez to słuchawki były bardzo uniwersalne. Moondrop Venus na tym tle mam wrażenie, że próbują iść już bardziej w specjalizację, a co jest logiczne i wpisuje się w dosyć powtarzalne trendy słuchawkowej branży audio z górnych półek.
Specyfika Moondrop Venus
Moondrop zdaje się ma świadomość do kogo słuchawki są kierowane i kto je będzie nabywał w pierwszej kolejności, toteż tak właśnie je stroi. Nadal na szczęście jest to strojenie trzymające się bardzo mocno zdrowego rozsądku, a przede wszystkim uszów typowej osoby mogącej nazywać siebie użytkownikiem słuchawek.
Wynika z tego jeszcze jedna rzecz. W przeciwieństwie do ATH-A990Z, Moondrop Venus nigdy nie słuchałem głośno. Właśnie przez wspomniany sopran. Dlatego słuchawki od startu mogą robić mniejsze wrażenie na osobach takich, jak ja, ponieważ nie możemy sobie ot tak polecieć z głośnością. A przynajmniej nie we wszystkich utworach.
Para nie miały aż takiego problemu, ponieważ ich sopran był bardziej rozlany obszarowo. Było im obojętne, czy utwór ma więcej energii w tym czy tamtym miejscu. W Moondrop Venus jest inaczej. Utwory mające energię skumulowaną tam, gdzie wypada peak, będą brzmiały nieco ostrzej niż powinny, ale wszystkie inne zabrzmią naprawdę super.
Wyborna sceniczność
To też mówiąc, Venus mają naprawdę dobrą scenę i są to kolejne słuchawki, które potrafią wywołać u mnie bardzo pozytywne wrażenia w tym właśnie obszarze. Po ostatnich zachwytach nad możliwościami scenicznymi AD900X czy nawet A990Z, Venus kontynuują moją dobrą passę trafiania na bardzo obszerne słuchawkowe granie.
Mimo tak ułożonego sopranu, słuchawki grają na wyraz poprawnie. Pierwotnie miałem chęć napisać, że osobiście widziałbym w nich to samo, co w modelu Para: jeszcze trochę więcej basu i niekoniecznie aż tak punktowo z podkreśleniami na sopranie. Jednak po daniu sobie na spokojnie czasu z nimi sam na sam, a przynajmniej na tyle, ile pozwalała mi opaska, z chęcią popracowałbym jedynie nad samą akustyką tego modelu, mogącą korzystnie wpłynąć na barwę.
Akustyka i czystość
Ich akustyka jest bowiem spętana grillami. Słuchawki bardzo mocno reagują na wszelkie przeszkody i fale odbite ze strony zewnętrznej, co sugeruje, że mogłyby zagrać jeszcze lepszą (głębszą) barwą bez maskownic bocznych. Oczywiście jest to forma (obowiązkowego) zabezpieczenia membran przed uszkodzeniem, ale są one zamontowane tak, że nie da się ich ściągnąć (jak np. w Audeze) i sprawdzić, czy aby faktycznie wyrażona tu teza nie ma racji bytu. Producent bardzo mocno położył nacisk na to, aby maskownice były jak najbardziej wytrzymałe i transparentne. Dlatego są ze stali nierdzewnej z bardzo precyzyjnym grawerowaniem, a przynajmniej tak to wygląda na oko.
Druga rzecz, patrząc na wykres modelu Para nadal nie mogę się nadziwić, że o ile technicznie słuchawki są od nich czystsze (THD) i jest to bardzo pożądany widok, o tyle skąd wynika większy rezonans na subbasie. Być może nie powinienem, ponieważ większa jego ilość możliwe, że taką właśnie konsekwencją się tu objawia. Poza tym jednak są to naprawdę dobre słuchawki, które grają nadal bardzo przewidywalnie, ale przede wszystkim czysto i adresując część uwag, które miałem wobec modelu Para (wliczając w to niektóre elementy konstrukcyjne). Mamy tu sporo cech słuchawek idealnych, a do całości – nawet jeśli nie jest to od startu efekt WOW – człowiek jest w stanie progresywnie się przekonać.
Nieprodukowany ex-flagship?
Biorąc pod uwagę, że Moondrop nie ma w swojej ofercie zatrzęsienia modeli, a przetworniki wykonuje (przynajmniej wg ichnich deklaracji) samodzielnie, myślę iż Venus zasługują na uwagę, a w ramach ich portfolio rzeczywiście na miano modelu (ex)flagowego. Z tego co widziałem, już tam smaży się kolejny model magnetostatyczny celujący w bycie nowym flagshipem, a także zupełnie nowy model elektrostatyczny. Widać więc, że producent eksperymentuje i nie boi się wyzwań rzucanych nawet nie STAXowi, który przespał wiele i oddał jeszcze więcej, a sporadycznym konkurentom takim jak Audeze, Hifiman czy nawet DCA (dawniej Mr Speakers).
To też mówiąc, zastanawiam się nad jedną rzeczą. W Polsce tych słuchawek praktycznie nie ma. W sklepach widziałem je albo niedostępne, albo w formie powystawowej i w identycznej cenie, co nowe (3000 zł). Nie wiem z czego to wynika. Po drodze słyszałem plotki, że jest to związane z ogromną awaryjnością i ogólnie wycofywaniem się Moondropa z tego modelu. Nie znalazłem jednak żadnych informacji mogących potwierdzić lub zdementować takie sugestie, a moi rozmówcy również takowych nie przedstawili. Nawet w tym roku użytkownicy mogli kupić nowe sztuki. Na stronie producenta nie ma ani słowa o tym, że produkt jest wycofany lub w trakcie wycofywania. Dlatego takie informacje należy traktować – przynajmniej na dzień pisania recenzji – jako jedynie pikantne plotki. Tym bardziej, że w przeszłości okazywało się nie raz i nie dwa, że takie plotki najchętniej tworzą i kolportują ludzie mający w tym konkretny cel.
Na dzień dzisiejszy więc, jeśli producent cały czas chwali się nimi na stronie i nie ma żadnej adnotacji, że produkt jest już EOL i przesunięty do Archiwum, to można uznać go za cały czas produkowanego i dostępnego.
Podsumowanie – czy warto kupić Moondrop Venus?
Przygoda z Venus, choć trochę niefortunna przez tematy ergonomiczne, ogólnie może zostać uznana za pozytywną. Ponownie nie byłoby takiej możliwości, gdyby nie została ona stworzona przez jednego z użytkowników tych słuchawek. Postanowił on bowiem zaufać mi i podesłać swój własny, prywatny egzemplarz na testy. Tak więc nawet nie mają dostępu do niektórych marek, finalnie jest to tylko kwestia chęci i fortunnego zbiegu okoliczności. To naprawdę fantastyczne, że jako społeczność sami jesteśmy w stanie się zorganizować i wspólnie budować na Audiofanatyku bazę recenzji słuchawek. Nawet bowiem biorąc pod uwagę, że jest to materia skrajnie subiektywna, nadal jest tu mnóstwo obiektywnych danych i przydatnych obserwacji. To zaś powoduje we mnie poczucie nie tylko ogromnej wdzięczności. Ale też zobowiązania, by pracować na jak najlepszy dobrostan tego miejsca.
Przechodząc do oceniania: wykonanie bardzo dobre, choć z kilkoma uwagami (8/10). Jakość dźwięku bardzo dobra, choć również z kilkoma uwagami (8/10). Ergonomia natomiast nie na moją głowę i tu Venus dostają największą ujmę w ocenie (4/10). Bo dostać muszą. Na tym polega subiektywność ocen i ogólnie recenzji. Dlatego końcowa nota w ich przypadku to „tylko” 7.0/10. Choć z drugiej strony to nadal „aż”. Nawet problem z dociskiem opaski do głowy nie był elementem doszczętnie rujnującym moje spojrzenie na faktyczne możliwości modelu Venus.
7.0/10
Słuchawki na dzień pisania recenzji można było zakupić za ok. 3000 zł (sprawdź aktualne ceny i dostępność w sklepach)
Zalety:
- prosty ale interesujący design
- odpinane okablowanie w wersji single-ended i zbalansowanej
- estetycznie wykończona obudowa z dbałością o detale
- pady na klasyczne kołnierze, co może ułatwiać ich wymianę i dosztukowywanie od innych modeli/producentów
- brak problemów z THD trapiących inne konstrukcje magnetostatyczne
- dobre strojenie ogólne, zgodne z podawanymi przez producenta danymi
- jeszcze lepsze wrażenia sceniczne niż w Para
- uniwersalność zastosowań
Wady:
- samo-rozkręcający się mechanizm obrotowy jednej z muszli (defekt egzemplarza)
- łatwa w uszkodzeniu obudowa
- grille nie do końca transparentne akustycznie
- zbyt duża siła naciągu opaski powodująca w moim przypadku ostry ból głowy po krótkiej chwili
- okablowanie podatne na uszkodzenia przez umieszczenie gniazd idealnie w osi pionowej
- niepotrzebna perforacja pałąka potencjalnie osłabiająca jego wytrzymałość
- ograniczona dostępność
Dane techniczne
Dane pochodzą wprost ze strony producenta:
- Impedancja: 18 Ohm (± 15%, @1kHz)
- Czułość: 100 dB / Vrms (@1kHz)
- Pasmo przenoszenia: 6 Hz – 80 kHz
- Efektywne pasmo przenoszenia (IEC60318-4, ±3dB): 20 Hz – 20 kHz
- Standard wtyków: 3,5 mm
Materiały dodatkowe
- Uśrednione pasmo przenoszenia (zmierzone)
- Balans kanałów
- Zniekształcenia harmoniczne lewego kanału
- Zniekształcenia harmoniczne prawego kanału
Sprzęt testowy użyty do napisania tej recenzji
Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.
- Konwertery C/A: Motu M4
- Wzmacniacze: Sabaj A20h (BAL)
- Nadajniki Bluetooth: Intel AX210 (PC), Asus BT400 (PC), Realme 9 Pro+
- Słuchawki testowe: AKG K240 DF*, Audio-Technica ATH-A990Z, Austrian Audio Hi-X60**, Audeze LCD-XC**, Creative Aurvana SE, Sennheiser HD800S
- Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli AF ACX
- Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
- Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48
*zmodyfikowane
**zoptymalizowane akustycznie
Słuchawki wg informacji przekazanych przez Właściciela miały przegrane może tylko 150 godzin. Są bardzo zadbane i wyglądają w zasadzie jak nowe. Uprzedzając jednak wątpliwości, proces wygrzewania w takich przetwornikach nie zachodzi (o ile nie zostały one zaprojektowane fundamentalnie źle).
Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla p. Marcina za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów, a bez którego pomocy recenzja nie mogłaby się odbyć.
Również dziękuję za ciekawą recenzję Panie Jakubie i miło było użyczyć słuchawki do testu. Przy okazji – jak by Pan porównał te Venusy do Hifimanów XS?
@Marcin
Kłaniam się uniżenie Panie Marcinie wraz z całą rzeszą czytelników bloga, którzy również czekali na recenzję tego modelu. 🙂
Hifimany na pewno wygodniejsze na moją głowę, ale definitywnie lepiej zbudowane są Venus.
Z punktu widzenia technicznego, nie kupiłbym Hifimana po tym co widziałem w temacie wad konstrukcyjnych. Widoczne jest to np. w rezonansach membrany. Hifimany są niestety bardzo awaryjne i nawet tak teoretycznie opłacalny model jak EXS, z najmniejszą skalą obserwowanych problemów, nie chciałbym aby znajdował się u mnie w kolekcji. Słuchawki są bowiem do używania, a nie oprawiania w ramkę lub trzymania w gablocie niczym trofeum.
Z punktu widzenia brzmieniowego, również lepsze są wg mnie Venus. Są równiejsze, mają mniej wycyzelowaną, jak to mawiają audiofile, górę, która jest lepiej proporcjonalnie dobrana względem reszty. Nadal są to jasne słuchawki, ale o ile scenicznie nie wiem, czy nie dałbym palmy pierwszeństwa EXSom, Venus wydają się być bardziej uniwersalne w codziennym użytkowaniu.
Przykro mi że słuchawki spowodowały problemy z migreną – faktycznie nie są zbyt wygodne na początku. Ja zaraz po kupnie, kiedy jeszcze brałem pod uwagę odesłanie ich i zrezygnowanie z zakupu, sam lekko odginałem pałąk, żeby zmniejszyć nacisk na skronie.
Miałem z tymi słuchawkami dokładnie tak jak Pan napisał – przekonywałem się do nich z czasem, nie było efektu WOW (no może poza wyglądem, który bardzo trafił w mój gust, bardzo fajnie zgrały mi się wizualnie z resztą sprzętów, w tym ze srebrnym poczciwym Bursonem CV2+). Po czasie jednak zacząłem je naprawdę lubić nie tylko wizualnie, ale i brzmieniowo – świetnie słyszę w nich warstwy instrumentów, np wiolonczela z OST Joker. W Venusach pierwszy raz usłyszałem, jak warstwowo złożony jest ten instrument w tym utworze.
Jedynie co mi w nich przeszkadza, to podczas upałów jest w nich gorąco, wyklucza to długie odsłuchy za dnia. Czuć też ich ciężar. Nie miałem jednak takich problemów jak p. Jakub, bo wtedy słuchawki od razu wróciły by do sklepu.
Hifiman Edition XS na pewno są wygodniejsze, jednak wspomnianych wcześniej warstw nie słyszę już w nich tak dokładnie, słuchawki również mają mniej powietrza, muzyka jest w nich ciut bardziej ściśnięta. Wgląd w nagranie również ciut lepsze w Venus, jednak opłacalność moim zdaniem (biorąc pod uwagę cenę, abstrahując od dostępności słuchawek na rynku) stoi po stronie XS.
Pozdrawiam!