Beyerdynamic T1 Gen 3 to niespodziewany gość w moich skromnych podwojach, za którego wypożyczenie jestem niezmiernie wdzięczny po raz kolejny p. Mateuszowi.
Bez jego gestu i pomocy, nie byłoby to możliwe inaczej, niż przymusem ich zakupu z własnych środków. Nota bene, tak właśnie kiedyś stało się z T1 Gen 2, z którymi jednak nie polubiłem się ostatecznie tak, jak z HD800. Historia lubi się jednak powtarzać, a przynajmniej do pewnego stopnia, gdyż T1 Gen 2 Black Edition znacznie bardziej wpadały mi w ucho niż dawniejsze zwykłe egzemplarze. Ale o tym może kiedy indziej jeszcze porozmawiamy. Na razie tu i teraz mamy następcę, nad którym pochylimy się w niniejszej recenzji.
Jakość wykonania i konstrukcja T1 Gen 3
Beyerdynamic niespecjalnie zmienia konstrukcję swoich słuchawek na przestrzeni lat. Dlatego być może bardziej na miejscu byłoby skupienie się nie nad tym, co otrzymujemy, tylko co zostało zmienione.
Etui i branding
Do rąk otrzymujemy nowe etui, które jest obszyte zupełnie innym materiałem niż poprzednio. Nie jest to już przyjemny w dotyku welur, ale stylowy sztruks.
Oznaczenia również się zmieniły i słuchawki zyskały nową identyfikację wizualną.
Opaska pałąka
Choć jest to dokładnie te same obicie i materiały, co w T1 Gen 1 oraz 2, materiałowy pasek górny jest szerszy.
Plastikowe zakończenia obicia również się lekko zmieniły i mają teraz delikatnie stożkowy profil.
Widełki i kabel
Beyerdynamic zrezygnował z wycinanego metalu i poszedł w klasyczny „zwykły” element tego typu. Jest on bardzo ładnie obrobiony, a zmiana zapewne była podyktowana tym, że w miejscu napisu T1 słuchawki lubiły się po prostu łamać.
Kabel pozostał natomiast bez zmian i jest to 1:1 egzemplarz z poprzedniej wersji T1.
Puszki i maskownice
Zastosowano czarne puszki z modelu T1 Gen 2 Black Edition, ale maskownice uległy zmianie. Nie jest to już plecionka metalowa, a kopuła z perforacją (analogicznie, brak jej w T5). Nowością jest zastosowanie gąbki, która została sprasowana i umieszczona między dekielkiem maskownicy, a puszką. Konstrukcyjnie nadal jest to model półotwarty (otwór na środku ma dosłownie 1,5 cm średnicy).
Nauszniki i wkładki
Tu nie zmieniło się nic (stosowany jest ten sam rodzaj padów co w T1 Gen 2 Black Edition i DT1990 PRO). Zmienił się natomiast sposób montażu padów. Nie jest to już okalanie kołnierzem samej kopuły, a wślizgiwanie rantu w specjalnie utworzoną przestrzeń. Tą tworzy zupełnie nowy plastikowy O-ring, który przytrzymuje driver.
W poprzednich iteracjach, uszczelnieniem zajmował się jeszcze jeden O-ring, ale gumowy. Tu zaś jego rolę przejęły wkładki dampingujące o bardzo małej przepuszczalności.
Wygoda i izolacja od otoczenia
Bez zmian. Jeśli kiedykolwiek którakolwiek wersja tej słuchawki była dla nas wygodna, tak samo będzie to miało miejsce w Gen 3.
Nie zmieniło się również nic w temacie izolacji od otoczenia. Beyerdynamic T1 Gen 3 izolują bardzo minimalnie i nie różni się to poziomem specjalnie np. od moich AKG K240 DF.
Jakość dźwięku Beyerdynamic T1 Gen 3
Nie udała się ta sztuka Crosszone CZ-1, aby pokazać swoje możliwości na osi czasu i mnie do siebie przekonać. Udała się za to Bajerantom z Niemiec, choć wciąż uważam wersję poprzednią z późniejszych rewizji za nieco bardziej uniwersalną i równiejszą brzmieniowo. Jednocześnie aktualna wersja oferuje kilka cech naprawdę interesujących i pasujących do gatunków, które słucham.
Wydaje się, że Beyerdynamic postawił tym razem na wzmocnienie efektu scenicznego, holografii oraz ogólnie rozmachu jako takiego. Sekretnym sosem okazało się zmieszanie ze sobą czystego i bardzo dobrego basu z podkreślonymi wydźwiękami i pogłosami. Te idąc z klasycznego wybicia na sopranie, które w wersji 3 zostały jeszcze dodatkowo wzmocnione delikatnym dołkiem w 2,5 kHz. To z kolei przypomina mi zwrot w stronę A990Z i ich efektu halowego.
Osobiście T1 v3 bardzo mi się podobają i choć mimo wszystko wybrałbym T1 v2 Black Edition do codziennego użytkowania, w elektronice są od nich częstokroć lepsze.
Bas
Ilościowo jest go tyle samo, co w T1 Gen 2 Black Edition, bo akurat do tej pary mam tutaj fizyczną możliwość wykonania porównań. Jest jednak czystszy, bardziej śmiały w charakterze z racji mniejszej impedancji, jakby luźniej naciskający na hamulec.
Trudno zresztą mówić tu o hamulcach, gdyż T1 Gen 3 posiadają mocniejszy i bardziej żywiołowy bas od HD800S. Troszkę więcej było go w pierwszej rewizji 800S, ale też nie na tyle, aby z Gen 2 i Gen 3 konkurować. Pozostawia to T1 Gen 1 jako jedyne słuchawki tego producenta, które rzeczywiście były projektowane z intencją konkurowania z 800-tkami.
Również w kategoriach obiektywnych, wyjętych spoza nawiasu generacji serii Tesla, ilościowo dolnych rejestrów jest tu w bród. Nigdy nie miałem wrażenia, że T1 nie domagają basowo. Nigdy też nie zostałem przytłoczony niskimi tonami. Są one naprawdę bardzo mocnym punktem programu.
Tony średnie
Obiektywnie i w kontrze do powyższego akapitu, jest to najsłabsza część pracy T1 Gen 3. Co nie znaczy że jednoznacznie słaba. Osoby chcące mieć słuchawki eksponujące wokal definitywnie powinny poszukać innego obiektu westchnień, ale powiedziałbym, że poziom prezentacji jest tu podobny, co w HD800S i T1 Gen 2 BE.
Jedynym elementem, który ciągnie tonalnie w dół, jest zakres 2,5 kHz. Jednocześnie to właśnie to miejsce nadaje T1 Gen 3 specyficznego „smaczku”, o którym pisałem wyżej w kontekście A990Z.
Tony wysokie
Dynamiczni Bajeranci z Niemiec powracają do koncepcji sopranowej szczodrości i punkt 6 kHz pompują jeszcze troszkę mocniej, niż w poprzedniej generacji. No, chyba że rozpatrujemy wcześniejsze rewizje Gen 2, które nie wiem, czy nie przebiłyby Gen 3 pod tym względem.
Być może niektórzy właśnie dowiedzieli się, że Beyerdynamic też potrafi w ciche rewizje.
W każdym razie, wybicie na sopranie powoduje, że T1 Gen 3 cały czas będą prezentowały swój charakter, jasno-nosową szkołę grania. Tak przecież typową dla Beyera. Ma też swoje konsekwencje w scenie i chyba to właśnie o nie tu od samego początku chodziło.
Wrażenia sceniczne
Są wyborne. Choć tonalnie wspomniane wybicie na sopranie słyszę wyraźnie, T1 Gen 3 robią fantastyczną przez to robotę na scenie. Części sopranowe są przybliżone, ale generowane troszkę jakby nad słuchaczem. Z kolei bas i średnica renderowane poniżej. Daje to niesamowite wrażenie immersji w dźwięku. I choć odstaje od poprawności jako takiej, a nawet konstrukcyjnie ustępuje T1 Gen 2, w muzyce elektronicznej jest to uczta dla ucha nie wiem czy nawet nie mniejsza od HD800S.
Wspomniane połączenie z basem i nadanie utworom masy oraz holografii jednocześnie to właśnie ich sekretny sos. Słuchasz tego, wiesz że jest to „błędne”, że są słuchawki strojone równiej, ale i tak sięgniesz po T1. Dla tych efektów, tej czystości, wyłaniającej się z mroku. Doprawdy coś niesamowitego. I to bez żadnych modyfikacji samych słuchawek.
Nie wiem, czy nie stawiałbym przy nich już nieśmiałego znaku równości względem konstrukcji elektrostatycznych, jeśli chodzi o potencjał sceniczny. A przynajmniej mając przy boku takie tuzy, jak K1000 czy właśnie HD800S. Choć obie te pary potrafią zagrać od T1 Gen 3 nieco obszerniej, na pewno Gen 3 lepiej radzą sobie holograficznie od K1000 i rywalizując z 800-tkami. Jedynie temat poprawności konstrukcji sceny jako takiej pozostawałby otwartym.
Dojrzewanie na głowie
Jako słuchawki konstrukcyjnie mocno uzależnione od padów i ich stanu, wykazują się wyraźną tendencją do dojrzewania na głowie słuchacza niczym wino, ale w bardzo przyspieszonym tempie. Tak jak pisałem, nie udało się to Crosszone CZ-1, które mimo przesiadywania na głowie przez bardzo długi czas, nie były w stanie ruszyć się ani o centymetr względem pierwotnych, negatywnych z nimi doświadczeń.
Były to po prostu słuchawki zaprojektowane i wystrojone źle, a przynajmniej względem swojej ceny. Przetworniki nie dochodziły magicznie do siebie, pady też się nie wygniatały, a naturalna adaptacja akustyczna była kasowana przez pierwszą lepszą przerwę albo porównanie z inną parą.
W przypadku T1 Gen 3 proces „wygrzewania”, który w CZ-1 określało się na 150-200 godzin, zachodzi głównie w zakresie padów. Dzieje się tak od zarania dziejów i nie tylko u Beyerdynamica. CZ-1 otrzymałem w formie już wygrzanej, gdyż był to model używany. W T1 Gen 3 również, ale i tak słuchawki zmieniały swój dźwięk w trakcie trzymania ich na głowie. Jest to w pewnej części zasługa adaptacji akustycznej. Ale w większej części jednak padów, które dano tu takie same, jak w DT1990 i które mimo wszystko nadal jeszcze pracowały.
Najtańszy flagship
Beyerdynamic T1 Gen 3 w ogóle nie idą w kierunku windowania ceny jak np. u Hifimana i producent nie podąża trendem świdrowania ceny pod sufit, co mnie osobiście niezmiernie cieszy. Dlatego słuchawki nie kosztują 14 tysięcy jak CZ-1, ani 30 tysięcy jak Susvary, a jedynie 3500 zł. A co i tak jest ceną obniżoną. Pierwotnie oscylowało to bowiem wokół 4000 zł jeśli mnie pamięć nie myli.
Co dostajemy w tej cenie?
- Profesjonalną politykę części zamiennych (o niej za moment).
- Jakość wykonania wielokrotnie przewyższającą Susvary.
- Czystość i jakość dźwięku wielokrotnie przewyższające oba modele (nie więcej niż 0,5% THD w całym paśmie).
Beyerdynamic porzucił przy tym kompletnie zabawę w bycie „alternatywą” dla Sennheiserów HD800S. A przynajmniej cenową. Widać, że Niemcy idą tu swoją własną ścieżką i stawiają w swojej ofercie na zupełnie inną klientelę. Być może więc należałoby Beyerdynamic T1 Gen 3 nazwać „DT1990 PRO wydanymi po audiofilsku”.
Polityka części zamiennych
Ale to nie wszystko. Przyjęło się, że części zamienne do słuchawek klasy premium kosztują drugie tyle, a więc znów premium. Często nawet nie są dostępne. Spróbujcie znaleźć np. opaskę pałąka do Meze Elite albo pady do ADX5000. Tymczasem u takiego producenta jak KOSS do ich flagowych ESP950 bez problemu dostaniemy części wraz z całą usługą w ramach programu gwarancji dożywotniej.
U Beyerdynamica natomiast dostaniemy większość części. Bezczelnie tanie może nie będą, ale jeśli za 10 lat coś się nam posypie, nadal będzie można dostać do nich komponenty. Wyobraźcie sobie takie coś w przypadku np. 30-letnich K1000. Czyż nie byłoby to coś pięknego?
Dlatego Beyerdynamic ma u mnie w tym miejscu naprawdę duży plus.
Napędzenie i wysterowanie
Beyery będą przy tym tak czyste, jak czyste będzie źródło. W moim przypadku czarne tło i odpowiedni zapas dynamiki miałem zagwarantowany wręcz ustawowo, a nie wydałem na sprzęt fortuny. Nawet podłączone pod prostego dongle’a, którego zrobiłem sobie dla zabawy, zagrały obraźliwie wręcz czysto. Jak się okazało, dongiel był w stanie wypluć z siebie -85 dB THD+N, które w zupełności wystarczyły z lekkim zapasem temu, co oferowały T1 Gen 3.
To też mówiąc, wydaje mi się, że wystarczy im po prostu zwykły, porządny, czysty tor, aby pokazały całość swojego potencjału.
Beyerdynamic T1 Gen 3 a lampa
Czy ma sens podpinanie ich pod lampę? Niestety nie jest dane mi to już stwierdzić, gdyż Feliks Elise wrócił do swojego prawowitego właściciela. Niemniej moim zdaniem, raczej nie tędy droga.
Beyerdynamic T1 Gen 3 mają zbyt nierówny sopran, aby go jednoznacznie obniżać grającą ciepło lampą. Bowiem wraz z obniżeniem peaku na sopranie, powiększymy tylko dołek znajdujący się przed nim. Jednocześnie zabierzemy im wszystkie przymiotniki jakościowe, jeśli wstrzykniemy w tor zniekształcenia.
Nawet jeśli zagra to przyjemnie, to nie jest to wektorowo zbieżne z tym, co projektanci T1 Gen 3 mieli na myśli. To miały być bezwzględnie czyste, mocne, jakościowo nie do zajechania słuchawki. Ich bas i sceniczność miały nadawać rozmach, a reszta pracować na typowy charakter szkoły Beyera. Take it or leave it. I tak chyba powinniśmy je traktować.
Sens migracji z poprzednich generacji T1
To bardzo trudne zagadnienie do omówienia, ponieważ każda z generacji ma swoje wady i zalety.
Przykładowo, T1 Gen 1 mają równo-jasne brzmienie i są często uznawane za najrówniejsze T1, konkurujące ówcześnie z HD800. Mają kabel przymocowany na stałe, który część osób jednak denerwuje. Przejście na Gen 3 zaowocuje pojawieniem się wspomnianego dołka w 2,5 kHz oraz mocniejszym basem. Scena również powinna się zauważalnie rozbudować.
T1 Gen 2 w pierwszej swojej rewizji grały inaczej niż późniejsze, które testowałem już jako Black Edition. Te ostatnie mają najwięcej wspólnego z Gen 3. Nadal zagrają od nich równiej, będą trochę bardziej uniwersalne i jednocześnie trochę mniej sceniczne. Podobny bas, podobna struktura dźwięku, ale minimalnie bliższy i intymniejszy wokal, bo bez tak wyraźnego dołka. Scenicznie szerokość bardzo zbliżona, ale głębia sceny i holografia kapkę lepsze w Gen 3.
Zdecydować zatem musimy sami, czy kierunek najnowszych Gen 3 jest tym, w co chcielibyśmy się udać. Jeśli cenimy sobie brzmienie T1 Gen 1, myślę, że można przy nich pozostać. W sytuacji, gdy nie są dla nas zbyt jasne, a basu jest wystarczająco i sceny, nie ma sensu kombinować. Ale jeśli posiadamy T1 Gen 2, zwłaszcza z pierwszej serii, której niestety nie sposób odróżnić, można się zastanowić.
T1 Gen 3 mogą wydać się od startu trochę gorsze, ale im dalej w las tym więcej dobra są w stanie zwrócić. W elektronice i gatunkach wysoce scenicznych, muzyce kinowej, osobiście wybrałbym jednak mimo wszystko Gen 3.
Potencjał na modyfikacje i equalizację
Jest również wysoki, choć wymaga sporo cierpliwości. Słuchawki cały czas wykorzystują deflektor akustyczny, zaprojektowany dla pierwszych T1, który wprowadza bardzo konkretne ograniczenia rezonansów puszki (nie można jej zbyt mocno wytłumić). Wkładki dają za to możliwości umieszczania pod nimi materiału i w efekcie damping akustyczny na wyjściu.
Dużo daje też equalizacja. Nawet najprostsze ruszenie zakresu 2-2,5 kHz o te np. 2 dB daje przyjemny zysk w barwie. Dlatego urządzenia takie jak Qudelix T71 lub programowe equalizery mogą okazać się odkryciem tych słuchawek praktycznie na nowo.
Można oczywiście bawić się również padami, aczkolwiek tutaj należy działać rozważnie. Właściciel słuchawek podesłał m.in. pady od DT1990 w obu wersjach, EDT990VB oraz Dekoni Elite Velour. Na DT990 słuchawki mocno straciły na basie, za to zauważalnie się rozjaśniły. Na padach Dekoni natomiast nastąpił dramat i tragedia. Wysadzony bas oraz dźwięk jak ze studni definitywnie nie przysłużyły się pozytywnym wrażeniom dźwiękowym. Dość więc powiedzieć, że nie polecam stosowania ani EDT990, ani tym bardziej Dekoni. A dowód na to można znaleźć w materiałach dodatkowych w formie dokładnych pomiarów wszystkich padów.
Niemniej pokazuje to, że te słuchawki rzeczywiście są bardzo mocno podatne na stan i rodzaj użytych padów. Wydaje mi się więc, że najlepsze efekty uzyskamy na fabrycznych padach, ale z drobnymi modyfikacjami dampingu/akustyki.
Podsumowanie całości recenzji Beyerdynamic T1 Gen 3
Chyba najlepsze podsumowanie tego, jak grają T1 Gen 3 i co sobą reprezentują, to stwierdzenie, że są one modyfikacją i ewolucją sposobu grania T1 Gen 2 Black Edition. Nie rewolucją czy wymyślaniem koła na nowo. Nie ściganiem się z resztą stawki audiofilskich producentów albo rywalizacją z HD800. Z nimi zresztą rywalizować już nie ma sensu.
Słuchawki Beyerdynamica z jednej strony mimo braku uzyskiwania obiektywnej równości, w wielu miejscach mi się podobają i wprowadzają do tej rodziny rzeczywisty progres. Jest on zarówno fizyczny (konstrukcyjny), jak i dźwiękowy. Widać, że ktoś pracując nad tym projektem, miał jasny i klarowny zamysł i nie robił nic „na pałę”.
Z drugiej strony Gen 3 dodają i odejmują względem Gen 2, a co niekoniecznie musi się podobać posiadaczom starszych konstrukcji, o ile są to „właściwe” rewizje, takie jak Black Edition. Gen 3 wprowadzają tu bardziej klimatyczny, mroczniejszy ton, jednocześnie pozostając cały czas obiema nogami w rodzinie Tesla.
Mają te same przywary akustyczne, ale oferując w zamian więcej zalet. W efekcie można powiedzieć, że T1 Gen 3 są słuchawkami trudniejszymi, ambitniejszymi, ale za to dającymi więcej, gdy zabierzemy się za nie umiejętnie. A może w ogóle nie będziemy musieli się zabierać, bo już wprost z pudełka nam siądą?
Jakość wykonania
Wyborna. Wszystkie elementy wykonane z dbałością, a do tego przemyślana konstrukcja, wyposażenie i możliwość rozebrania (niemal) za pomocą tylko scyzoryka. Jedynie szkoda, że obicie pałąka nie jest welurowe i potrafi się zużywać w szybkim tempie (ceratka). Jej wymiana jest trudna i kłopotliwa, ale wykonalna. Poza tym naprawdę nie mam uwag. 9/10
Jakość dźwięku
Piekielnie czyste, dynamiczne, immersyjne granie z wygarem i rozmachem. Obiektywnie mają swoje wady w wymiarze tonalnym, zwłaszcza w wyższej średnicy, przez co wydają się być mniej uniwersalne od T1 Gen 2 Black Edition. Subiektywnie jednak w bezpośrednim porównaniu w moich gatunkach notorycznie wychodziły o dziwo obronną ręką. W tej cenie uważam je natomiast za jakościowy ewenement i myślę, że solidne 8/10 będzie tu adekwatną oceną dla fanów głębokiej sceny i efektownego kreowania przestrzeni.
Ergonomia i wygoda
Bajecznie wygodne. Do tego nie dość, że wszystkie części możemy sobie wymienić, to jeszcze bazować na tych od poprzedników. Dorzućmy do tego nie najgorsze jeszcze ceny takich przyjemności, odpinany kabel, bezproblemowo wymienne pady, usprawnienia techniczno-praktyczne i możliwości modyfikacji, których nie mieli poprzednicy. Nie może inaczej być jak 10/10.
Sumarycznie
Wraz z oceną końcową 8.8/10, słuchawki zasługują na wyróżnienie znaczkiem Rekomendacji, jako jeden z najbardziej opłacalnych flagshipów dynamicznych na rynku. A przynajmniej z perspektywy muzyki premiującej granie efektowne ponad równym i realistycznym. Słuchawki stoją w rozkroku między różnymi modelami, ale dowożą wiele cech, które czynią je rzeczywiście użytecznym modelem w codziennym słuchaniu muzyki. T1 Gen 3 po prostu bierzemy do ręki, zakładamy i słuchamy. Możemy je odkładać na stół bez rytuałów i uważania na każdy element konstrukcji, a te z kolei można łatwo wymienić i dostać bez ceregieli. Do tego ten czysty dźwięk ze świetną sceną i basem… dla fanów efektownego grania naprawdę coś pięknego.
8.8/10
Sprzęt na dzień pisania recenzji jest najtaniej dostępny na Amazon.pl bezpośrednio od Beyerdynamica w cenie ok. 3500 zł oraz w krajowych sklepach w cenach 3550 – 4000 zł.
Dane techniczne
- Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 50 kHz
- Skuteczność: 100 dB / 1mW
- Impedancja: 32 Ohm
- W zestawie: etui, kabel 3 m z wtykiem gwintowanym 3,5/6,3 mm
Materiały dodatkowe
- Pomiar pasma przenoszenia (uśredniony)
- Słuchawki z padami:
– Analityczne DT1990 vs Stock
– Zbalansowane DT1990 vs Stock
– EDT990VB vs Stock
– Dekoni Elite Velour vs Stock - Pomiar czystości dźwięku (THD+N)
Platforma testowa
Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.
- DAC/ADC: Motu M4
- Wzmacniacz słuchawkowy: Sabaj A20h
- Słuchawki testowe: Creative Aurvana SE, Audio-Technica ATH-AD500X / ATH-AD900X / ATH-A990Z, AKG K240 DF, Beyerdynamic T1 Gen 2 Black Edition, Sennheiser HD800S, Fostex TH616, Philips Fidelio X2HR
- Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli ACX
- Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
- Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.
Bardzo ciekawa recenzja, świetna polityka producenta odnośnie części zamiennych, jakości wykonania i ceny. Zdecydowanie słuchawki warte zainteresowania. Bardzo jestem ciekawy ich porownia z Fostex th616 które brały udział w teście. Wydaje się że strojenie tych modeli jest podobne ale jednak dopiero bezpośrednie porównanie może pokazać istotne różnice. Cenowo są to modele zbilzone. Będę wdzięczny za kilka słów porównania. Pozdrownia
Tomek.
❤️
Fostexy TH616 to inna konstrukcja i nastawiona na zupełnie inne cele. Bas podobny, ogólnie równiej, ale nie taka scena jak w T1 Gen 3 oraz szeroko podkreślona góra. W cenie w której są oferowane, o ile nie jest to egzemplarz w promocji, osobiście wolałbym T1 Gen 3. Chyba że bawić się w modyfikacje, np. padami. W recenzji Fostexów postaram się pamiętać aby uwzględnić szczegółowe porównanie.
Brakuje mi w recenzji trochę więcej porównań. Jak się mają T1.3 do DT1990 PRO? Zarówno w kwestii balansu, jak i SQ? Dużo osób woli DT1990 PRO, więc grają zapewne w podobnej klasie jakościowej, a DT1990 PRO to połowa ceny. Pozdrawiam.
Musiałbym odnosić się do dawnych odsłuchów DT1990 w wersji MKI. Obie recenzje można jednak ze sobą porównać. Obecnie Beyerdynamic już ich nie produkuje i ma wersję MKII za 2500 zł ze zmienionymi przetwornikami na niskoohmowe. Nie jest to więc połowa ceny T1 Gen 3. Prawdopodobnie preferencje wynikają właśnie z ceny poprzednika + faktu, że DT1990 są równiejsze w miejscu, w którym T1 Gen 3 mają nierówność. Najpierw jednak wypadałoby stwierdzić różnice między DT1990 MKI i MKII.
Jak zwykle super recenzja 🙂 Aż mam ochotę wypróbować gdzieś te słuchawki i porównać z LCD-2. Super, że jest tyle części zamiennych. Podejście producenta jest tutaj wzorowe, także do ceny. Jeśli o porównaniu mowa, gdyby mógł Pan je porównać ze wspomnianymi LCD-2, to jak wypadają? Jakie są różnice? Czy brzmienie i jakość dźwięku jest ogólnie na + w LCD2?
❤️
Porównanie T1 Gen 3 z LCD-2 może być bardzo trudne z racji częstych zmian wprowadzanych przez Audeze do serii LCD. W efekcie nigdy nie wiadomo, czy model np. z danego roku będzie odpowiadał temu, który produkowany był rok później. Audeze nigdy nie informuje o wprowadzeniu cichej rewizji, natomiast moje ostatnie kontakty z LCD-2 miały miejsce w 2018 roku na modelu z 2016 roku. Względem tego egzemplarza, T1 Gen 3 powinny mieć znacznie bardziej immersyjną scenę oraz ewentualnie ciut mocniejszy bas. LCD-2 mogą wydawać się natomiast słuchawkami bardziej poprawnymi z akustycznego punktu widzenia ze względu na brak dołka w 2,5 kHz. Wygoda powinna być jednak zauważalnie po stronie Beyerdynamica.
Pod względem ogólnej jakości dźwięku obie pary są do siebie porównywalne i tak samo czyste, choć wyżej ceniłbym sobie jednak to, co uzyskać można z T1. Premiowane będą tu zwłaszcza gatunki z nurtu przestrzennej elektroniki, tak jak pisałem w recenzji.
Dzień dobry panie Jakubie, czytam pańskie recenzje od kilku lat. To jest od kiedy wymyśliłem sobie, że więcej usłyszę przez słuchawki niż mój zestaw hi-fi w domu. Ad rem. Mam przeczucie, że pana gust trafia w moje potrzeby i tak po zainspirowaniu się recenzjami na tej stronie kupiłem koss ksc 75 (sztos!), Sennheiser hd650 (nirwana dzwiękowa według mnie). Akurat wypożyczyłem na dniach model T1 gen3 bo chciałem pójść dalej z jakością techniczną i przyjemnością czerpaną z odsłuchów. No i gdy tak wieczorem odsłuchiwałem owe T-jedynki gen3 wypożyczone ze sklepu (określenie kodeka dźwiękowego jest nazwą sklepu:)) to zobaczyłem -audiofanatyczną- reckę tychże :).
W skrócie. Postanowiłem już nie zwracać beyerdynamików do sklepu( zostają ze mną) i nawet zdecydowałem, że zastąpią one moje ukochane Hd650. Są od nich po prostu lepsze :).
Jeszcze raz dziękuję za lekturę i czekam na recenzję T5.
Pozdrawiam panie Jakubie. Pana recenzje są jednymi z bardziej kompetentnymi w dziedzinie słuchawek w sieci ( także uwzględniając anglojęzyczną prasę). Miłego dnia życzę 🙂
Panie Jakubie,
Dzięki za kolejną świetną recenzję i nieoczywisty wybór jej przedmiotu. Słuchawki zbierają cięgi od internetowych „ekspertów”, a jak widać zupełnie niesłusznie. Warto nie iść za głosem tłumu! Czy podjąłby się Pan odniesienia ich do Sennheiserów HD660s, które, z pamięci, również dały Panu sporo przyjemności odsłuchowej? Dla fanów lekko przyciemnionego grania to może być naturalny kierunek ewolucji.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za nieustający wysiłek recenzencki!
❤️
Niekoniecznie niesłusznie. Prawdopodobnie Beyerdynamic zrobił gdzieś po drodze cichą rewizję. Dlatego wyniki są tak różne. Tłum niekoniecznie może mieć rację, bo zależy kto się w nim znajduje i z jakim motywem się wypowiada. Niemniej recenzja nie była pisana w opozycji do kogokolwiek. 🙂
Co do porównania, HD660S to kompletnie inna para robiąca kompletnie inne rzeczy. Praktycznie jakby odwrócić wszystko. Nie wydaje mi się jednak, aby HD660S były kierunkiem ewolucyjnym względem T1 Gen 3. To kompletnie inna klasa dźwięku. Już prędzej uznałbym za takowy kierunek krok w tył w stronę zmodyfikowanych DT1990 PRO, ponieważ choć nie osiągają tak spektakularnej sceny, są bardziej uniwersalne. T1 Gen 3 z kolei specjalizują się w muzyce elektronicznej i przestrzennej. Tak więc tutaj szukałbym szczęścia. Jeśli miałoby być ciepło, to być może nieoczywisty kierunek, ale ATH-R70X na customowych padach lub nawet ATH-A990Z mogą się spodobać.
Również dziękuję i wzajemnie pozdrawiam.
Troszeczkę się zagalopowałem, przez co moja wypowiedź stała się nieskładna. Już wyjaśniam – na gruncie komentarza Pana Arkadiusza, który z hd 650 przesiadł sie na beyerdynamiki t1.3 urodziła się mi w głowie myśl o progresji z serii hd 6xx na recenzowane słuchawki. Ale – jak się zdaje – byłaby to progresja w wymiarze jakości ogólnej, bo jeśli chodzi o szkołę grania to są to, jak Pan Panie Jakubie słusznie zauważył, przeciwległe bieguny grania.
Recenzenckie i eksperckie utyskiwania dotyczą wspomnianego także i u Pana w recenzji ubytku na wyższej średnicy. Należy o nim pamiętać, ale nie wpływa on na przyjemność odsłuchową czerpaną z potęgi basu, rozmachu scenicznego i czystości przekazu. Pełen dobrych przeczuć śpieszę zatem do sklepu na odsłuch.
ATH-R70X mam odsłuchane – bardzo fajne słuchawki, ale w kwestii czystości chciałoby się przysłowiowej kropki nad „i”.
Pozdrawiam raz jeszcze.