Recenzja wzmacniaczy stereo Lucarto Audio Musica IA100PP / Musica Hybryda

Sytuacja, jaka ma miejsce w tej recenzji, jest chyba najlepszą, jaką osoba testująca sprzęt wolnostojący może sobie wymarzyć. Nie dość bowiem, że jest to owoc moich własnych procesów poszukiwawczych za nowym wzmacniaczem stereo, to jeszcze do testów dostałem kilka urządzeń, przez co mogłem sprawdzić łącznie trzy wzmacniacze stereo w różnych technologiach (tranzystor, hybrydę, lampę), dwa rodzaje okablowania (srebro, miedź) oraz trzy rodzaje sprzętu odsłuchowego (kolumny bierne, kolumny Bass-Reflex, słuchawki panoramiczne). Nie liczę nawet dodatkowego osprzętu, jak kondycjoner IsoTeka, konfekcjonowany kabel zasilający, czy systemy amortyzujące od IsoAcoustics. Multum dobra, multum sprzętu, a jeden pokój i jedna głowa. Jakie zatem są tego spotkania rezultaty, można przeczytać w poniższej recenzji dwóch wzmacniaczy zintegrowanych: Lucarto Audio IA100PP oraz Lucarto Audio Hybryda. W jednej recenzji, za jednym razem, we własnym domu, a więc indywidualnym i docelowym otoczeniu akustycznym.

UWAGA: recenzja opisuje wzmacniacze w wersji prototypowej/demonstracyjnej, toteż nie zawiera ona zwyczajowej oceny końcowej oraz zalet i wad. W finalnych egzemplarzach ma zmienić się trochę warstwa użytkowa, wygląd, pilot, a także dojść bardziej przewiewna pokrywa górna w wersji lampowej. Wszelkie kwestie techniczne oraz walory brzmieniowe mają się jednak pozostać bez zmian i jest to też powód, dla którego zdecydowałem się na podjęcie tematu ich recenzji zamiast jednego modelu lub modeli finalnych. Jeśli takowe trafią się natomiast w wersjach już finalnych, będę starał się jeszcze raz podejść do recenzji już z perspektywy aktualnie dostępnego w sprzedaży produktu.

 

Dane techniczne

Lucarto Audio Musica IA100PP

  • Moc: 25 W (klasa AB)
  • Lampy: 4x 6P14P-EW, 2x 6N2P-EW
  • Zasilacz lampowy: 2x EZ81
  • Czułość: 0.75V
  • Zniekształcenia: < 0,5% dla pełnej mocy
  • Maksymalny pobór prądu: 180 W
  • Wymiary: 435 x 100 x 320 mm
  • Waga: 11 kg

 

Lucarto Audio Musica Hybryda

  • Moc: 60 W (klasa AB)
  • Lampa sterująca: 1x 6N23P
  • Czułość: 0. 5V
  • Zniekształcenia: < 0,5% dla pełnej mocy
  • Maksymalny pobór prądu: 180 W
  • Wymiary: 435 x 100 x 320 mm
  • Waga: 9 kg

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Oba wzmacniacze wyglądają identycznie i są nierozróżnialne na pierwszy rzut oka. Z frontu zdradza je tylko emblemat z nazwą modelu oraz co najwyżej widziane pod światło pozycje wejściowe RCA na wyświetlaczu. Hybryda ma bowiem dodatkowe dwie pary wejść RCA, w tym specjalnie dedykowane wejście Phono. Różnice te widoczne są też z tyłu, ale poza tym naprawdę nic więcej fizycznie je od siebie nie różni.

Lucarto Audio Musica Hybryda widziana z przodu prezentuje się tak samo, jak IA100PP.

Przedni panel to dwa pokrętła: selektor wejścia po lewej, zmotoryzowany regulator głośności po prawej. Na środku wyświetlacz OLED i przycisk zasilający. Na wyświetlaczu pokazuje się pomarańczowe logo oraz na czerwono wybrane wejście sygnałowe.

Boczki wykonano z jasnego jesionu.

W lewej nóżce znajduje się zamontowany czujnik pilota, który w wersjach prototypowych jest 2-przyciskowy i pozwala jedynie na sterowanie głośnością. W wersji finalnej ma natomiast m.in. umożliwiać również włączanie i wyłączanie urządzenia.

Przedni panel to anodyzowane aluminium w srebrnym kolorze.

Każdy ze wzmacniaczy wykonany został w tej samej obudowie złożonej z anodyzowanego aluminiowego frontu, malowanej na szaro pokrywy górnej oraz drewnianych boków z prawdziwego jesionu.

Tył wzmacniacza to kanonada wyjść i złączek.

Różnice tak naprawdę sprowadzają się wybitnie do środka, bowiem Hybryda – jak sama nazwa wskazuje – jest konstrukcją złożoną z klasycznych tranzystorów oraz pojedynczej lampy 6N23P (w prototypie przysłano mi zamontowanego Mullarda E88CC NOS, który będzie dostępny jako jedna z opcji) na stopniu wejściowym. Sumarycznie oferuje to 60 W mocy w klasie AB. Lampowiec to już konstrukcja Push-Pull wyposażona aż w 8 lamp:

  • 2x 6N2P-EW (stopień wejściowy)
  • 4x 6P14P-EW (lampy mocy)
  • 2x EZ81 (zasilanie)

Choć moc jest skromniejsza, bo tylko 25 W, perfekcyjnie zdaje się jest dopasowana do moich wymagań i absolutnie nie czuję potrzeby kręcenia wzmacniacza zbyt wysoko. Pokrętło nawet w przypadku najcichszych materiałów audio nie przekraczało godziny dwunastej, co daje ogromną ilość zapasu. Tyczy się to zarówno kolumn KEF Q80, jak i ProAc Response DT8. Załączenie napięcia lamp jest oczywiście spowolnione, aby maksymalnie zwiększyć ich żywotność.

Selektor łożyskowany pozwala na ustawienie jednego z pięciu wejść sygnału.

Oba wzmacniacze są zoptymalizowane pod pracę z kolumnami 6 Ohm, ale radzą sobie przez to bardzo dobrze zarówno z 4-ohmowymi, jak i 8-ohmowymi zespołami. Oba uczestniczyły zresztą w teście, bowiem wartości te odpowiadają wspomnianym DT8 i Q80. Lampowiec nie jest – w odróżnieniu od Hybrydy – przystosowany do pracy lub nawet podłączania w formie bi-ampingu, także warto mieć to na uwadze.

Potencjometr jest zmotoryzowany - steruje się nim pilotem.

Wzmacniacz lampowy pobiera w spoczynku 1 W, a po ustabilizowaniu się – ok. 114 W prądu (od startu jest to 110 W). Niestety cała ta energia (nadal klasa AB) znajduje swoje ujście w formie energii cieplnej i pod tym względem wzmacniacz, jak to lampowiec, po prostu musi się grzać. W tym wypadku dzieje się to w dużym stopniu dlatego, że górna pokrywa nie jest pełną perforacją, a przynajmniej nie tak jak u Yamahy, która pod tym względem jest znacznie lepiej wentylowana, a schłodzić trzeba aż 8 zamkniętych w środku lamp.

Wyświetlacz ma za zadanie wskazywać tylko logo i wybrane wejście.

Dlatego bardzo dobrze, że Lucarto zamierza przeprojektować górę i nadać wzmacniaczowi znacznie wyższy współczynnik pasywnego przepływu powietrza. W prototypie i przy takiej pogodzie jak za oknem, w środku powstaje swego rodzaju „kocioł” i wszystkie elementy obudowy się w konsekwencji nagrzewają. Jak mocno? Górna pokrywa jest bardzo ciepła, organoleptycznie podchodząc pod 50 stopni, tak samo bardzo mocno nagrzane są pokrętła i przednia płyta. To też trochę wyjaśnia zastosowanie bocznych paneli z drewna, które zdaje się są nie tylko dla ozdoby, a jeśli są, to chyba właśnie odkryłem ich dodatkowe zastosowanie. To tak naprawdę bowiem jedyna płaszczyzna, za którą możemy wzmacniacz tuż po wyłączeniu złapać. Kilka godzin pracy i naprawdę jest gorący, żeby nie powiedzieć parzy, a wytracanie temperatury ma miejsce bardzo powoli. Z drugiej strony nawet i takie warunki są im niestraszne, ale mimo wszystko powody ku przeprojektowaniu są dla mnie w pełni zrozumiałe i spotykające się z aprobatą.

Wersja lampowa praktycznie niczym się z zewnątrz od Hybrydy nie różni.

Oczywiście nie dziwię się nagrzewaniu lamp, jakbym dopiero co się obudził. Do tego uwzględniam fakt, że opisuję rozwiązania de facto nieaktualne i zastąpione innymi właśnie z opisywanych powodów. Choć także i tu uwzględniam kolejny fakt, że mniejsza perforacja pokrywy wierzchniej oznacza jej znacznie większą sztywność i trwałość, co też jest nie bez znaczenia.

Również i tutaj mamy boczki jesionowe.

Czemu? Wystarczy przejrzeć sobie aukcje ze wzmacniaczami stereo – ile z nich jest poobijanych? Ile powgniatanych na górze? Widać ślady innych segmentów na blasze, ślady nóżek itd.? Widać. Takie rzeczy nie z Lucarto, ale nie tylko dlatego, że górna pokrywa spokojnie przyjmie na siebie inne urządzenia, ale też dlatego, że nie powinna. Choć jest taka możliwość, na takich wzmacniaczach nic nie powinno się stawiać, aby nie zakłócać cyrkulacji powietrza.

Jasne drewno bardzo ładnie komponuje się ze srebrno-szarą obudową.

Lekcja zatem dla wszystkich, że na wzmacniaczach lampowych nic nie wolno stawiać. Taka konstrukcja musi być na wolnym powietrzu, najlepiej dobrać jej jakiś stolik, nic nie powinna mieć nad sobą, nic pod spodem. Tym bardziej, że dolna blacha też się nagrzewa i zimne powietrze tak naprawdę trafia od spodu i tak już podgrzane. A przypomnę, że sprzęt jest konstrukcją w pełni pasywną i nie posiada żadnych wentylatorów.

Wyjścia są już wyraźnie uboższe, ale wynika to z topologii tego urządzenia.

Zasięgnąłem oczywiście języka u producenta w tej sprawie, ale na szczęście zapewniono mnie, że nikt nie zgłaszał problemów z przegrzewaniem się urządzenia, także jeśli tylko nie blokuje mu się siłowo wentylacji, nic nie powinno się stać. W zimie bym się nie martwił, ale z lampami niestety tak jest, że trzeba brać na to poprawkę.

Pilot jest tutaj w starej wersji, jedynie dwuprzyciskowej.

W przypadku Hybrydy nie ma natomiast nawet o czym mówić – pozostaje ledwo letnia i to tylko w miejscu, gdzie znajduje się pojedyncza lampa. Pobór prądu również bardzo kulturalny i odpowiadający wzmacniaczom komercyjnym w klasie D: 1,4 W podczas spoczynku, zaś dla pracy wynik wynosi ok. 14 W. Pełen komfort korzystania z urządzenia jednym słowem.

Na koniec jeszcze chciałbym wspomnieć o wadze urządzeń. Waga realna wynosi 8,2 kg dla Hybrydy i 10,6 kg dla IA100PP, czyli nieco mniej niż w danych technicznych.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Oba wzmacniacze były sprawdzane na tych samych zestawach kabli i wejściach/wyjściach, zaś Kolumny były w różnych ustawieniach i punktach odsłuchowych, na kilku szerokościach bazy i w różnym dystansie.

Sprzęt jaki w dużej mierze został użyty do napisania tej recenzji:

  • Konwertery C/A: Pathos Converto MK2
  • Wzmacniacze stereo: Lucarto Audio Hybryda, Lucarto Audio IA100PP, Yamaha A-S201
  • Okablowanie analogowe: AF Balancer4 FLEX XLR, AF Connector2 Signature MK2 RCA
  • Okablowanie cyfrowe: ViaBlue KR-2 Silver USB, ViaBlue H-FLEX
  • Okablowanie głośnikowe: QED Anniversary-XT Silver (srebro), AF Connector Speaker (miedź)
  • Punkty odniesienia: KEF Q80, AKG K1000

Jak zawsze wszystko całościowo wraz z procedurami ujęte zostało zwyczajowo na osobnej stronie. Można tam dowiedzieć się zarówno w jakich warunkach testuję, jak też dowiedzieć się jakim gustem dysponuję, na co zwracam uwagę, na jakim materiale dokonuję odsłuchów oraz pomiarów.

 

Jakość dźwięku

W przypadku wzmacniaczy stereo wydaje mi się wysoce właściwym, aby opisywać je może troszkę bardziej z perspektywy konkretnych kolumn i urządzeń testowych, aniżeli w oderwaniu, jako ogół, choć oczywiście uwzględnić go będzie trzeba tak czy inaczej na końcu. Jednocześnie wyraźnie więcej miejsca poświęcę modelowi lampowemu, ponieważ to z nim miałem najwięcej czasu i to on przyjechał do mnie w pierwszej kolejności. Sporo miejsca poświęcę też jego synergii z Q80, jako że kolumny te są równiejsze od Response DT8 i jednocześnie bardzo dużo informacji na temat DT8 poświęcone jest z perspektywy obu wzmacniaczy w ich własnej, osobnej recenzji. Można więc zapoznać się z jednym i drugim tekstem jednocześnie, ale wspomnieć o powodach dysproporcji poświęconego na opisy miejsca jednak na wstępie muszę.

Od razu też przyznam, że IA100PP (a właściwie to oba te wzmacniacze) okazał się czymś innym niż sądziłem. Do testów podchodziłem bowiem z przeświadczeniem, że oto stoi przede mną (dokładniej to obok mnie) następca Yamahy M-35, czyli sprzęt jednoznacznie ciepły i basowy, ale wyszło że nie, a przynajmniej nie do końca.

 

IA100PP + KEF Q80

Z Yamahą M-35 miałem zawsze tą niedogodność, że mimo wspaniałego i nasyconego dźwięku, przypominającego autentyczną lampę, zawsze brakowało mi tam cech, które posiadała znacznie młodsza i najniżej położona w cenniku A-S201. Chodzi o otwartość góry i swobodę kreacji dźwięku. Owszem, że na tle M-35 towarzyszyła temu też większa neutralność, choć potrafiło się to wciąż z moimi KEFami porozumieć. Niemniej problem był – będąc na M-35 brakowało mi cech A-S201, a na A-S201 brakowało mi tych z M-35. Z perspektywy powyższych dylematów, IA100PP rozwiązał tą kwestię.

To trochę jak połączenie ognia z wodą i to nawet nie mówimy przecież jeszcze o hybrydzie, tylko pełnej lampie. Można powiedzieć, że to lampa, która gra jak lampa i nie-lampa jednocześnie. Mamy bowiem tutaj wzorowe nasycenie, bogatą paletę barw, wypełnienie, ale też nie ma zamulenia, przesadzonego basu, szumu, brumienia… naprawdę spodziewałem się tu usłyszeć wiele niedoskonałości, a dostałem dźwięk czysty i klasowy. W Songolo lampy były wyprowadzone na zewnątrz i bardzo łatwo można było ocenić z czym mamy tam styczność. Słuchawkowo również dawało się to określić. Tu zaś lampy są ukryte i jest z tym problem. Prawdopodobnie w ciemno twierdziłbym, że jest to doskonała hybryda, bo daje wszystkie cechy lamp, ale uzupełnia je o pierwiastki doskonałych technicznie tranzystorów. Oczywiście powstaje z tego tu i ówdzie lekki kompromis, ale gdyby go nie było, nie byłoby sensu przecież ku istnieniu wyższych serii.

Sęk w tym, że moje KEFy kompletnie nie dają po sobie tych kompromisów poznać i to jest z kolei rzecz, która odróżnia np. moje K1000 od LCD-3 lub 4. Proszę spróbować na Trójkach lub Czwórkach posłuchać niedoskonałych nagrań lub słabszego sprzętu. LCD-3 mniej, ale LCD-4 będą wyraźnie się skalowały, zwracały różne defekty, wciąż próbując je maskować, ale jednak i tak jeśli trafimy np. na problemy z rozdzielczością albo wyważeniem kanałów w samym utworze, ich bardzo wysoka separacja kanałów da o sobie znać i będzie wręcz przeszkadzać. Z LCD-3 spędziłem niegdyś pół roku i niestety coś o tym wiem. Z tego względu takie LCD-2 czy LCD-XC są jednak parami łatwiejszymi.

K1000 natomiast również z racji swojej konstrukcji nie mają z tym problemu, jednocześnie z powodu wieku są w stanie mimo wszystko wybaczyć niektóre elementy utworów. Tak właśnie dzieje się też z KEFami. To są takie kolumny, gdzie ma się pełną świadomość ich niedoskonałości i czasami nadmiernej plastyczności, ale coś jednak w tym dźwięku jest, wciągającego, namacalnego, przyjemnego, a w konfrontacji z takimi DT8 – wręcz oszałamiająco zaskakującego co do ogólnego realizmu i sposobu prezentacji. To dlatego wiele osób siedzi na słuchawkach pokroju Fidelio, HD600, HD650… tych słuchawek po prostu przyjemnie się słucha. Audeze? Jakieś K1000? W porządku, niech sobie będą, ale nadal tych słuchawek będzie się po prostu przyjemnie słuchało, mimo egzystencji lepszych i doskonalszych. Identycznie mam w tej chwili i w sumie od samego początku z Q80, ale z lampową konstrukcją wniosło się to na zupełnie nowy poziom, znacznie poważniejszy i dostojniejszy.

IA100PP zdaje się nie celować ani w nadmierną plastyczność, ani przesadny ideał techniczny. Jest między tymi biegunami świetnie wyważona, bardzo uniwersalna, grająca wyraźnie w kierunku testowanego poprzednio słuchawkowego Songolo, choć na swój oczywiście sposób i na nieco inną recepturę, bardziej pod kolumny skrojoną, ostrożniejszą wręcz może, mniej śmiałą. Miałem bardzo mocne wrażenie, że więcej byłbym w stanie kolumn podłączyć pod IA100PP niż słuchawek pod HPA300SE, aby osiągnąć bardzo dobrą synergię. Choć HPA uważam za wzmacniacz naprawdę wybitny i trudno jest mi jego dźwięk wyrzucić w tej chwili z pamięci, zupełnie jakby stał jeszcze za mną na korytarzu w pudle, gotowy do wyciągnięcia, to bardzo podobny efekt mam z lampową Musicą. Efekt uzależniający.

Gdy próbowałem się przepinać na powrót na Yamahę, dostawałem od razu na przywitanie:

  • wyraźnie gorszą rozdzielczość góry,
  • wyraźnie mniejszą separację i dynamikę,
  • słabszy bas,
  • gorsze wypełnienie,
  • bledsze kolory,
  • gorszą głębię dźwięku,
  • szum tła.

Z drugiej strony pojawiało się:

  • lepsze jakby dogadywanie się z kolumnami stricte muzykalnymi,
  • większa scena na szerokość,
  • wszelakie kwestie ergonomiczne (znacznie mniejszy pobór prądu itd.).

Zadziwiające, że mimo wszystko A-S201 ma jakieś atuty ponad IA100PP. Naturalnie byłoby ich więcej, bo powinniśmy wliczyć w to warstwę stricte użytkową czy nawet temat energooszczędności: 0 W spoczynkowo kontra 1 W. 14 W podczas pracy kontra 110 W. To jednak są spore wartości i niestety przejawiają się także w wydzielanym cieple, które jest – znów użyję tego słowa – monstrualne. To nie jest, jak Songolo, potężny sprzęt do domu potężnego audiofila, ale w sumie miło jest patrzeć na IA100PP również przez pryzmat przynajmniej częściowej przesady, a która wynika tylko i wyłącznie z faktu mojego pierwszego zetknięcia się z takim urządzeniem. Nigdy bowiem nie testowałem pełnej konstrukcji lampowej, toteż pewien „WOW factor” należy pod uwagę wziąć, niemniej mocno do tego przygotowała mnie naprawdę kapitalnie grająca M-35 ze swoim pełnym, bogatym basem oraz czarnym tłem i stąd też moje zdziwienie, może nawet nieco zawód, że Lucarto nie gra w taki sposób.

Ale może to i lepiej. Mogłoby się to skończyć jak na stereotypowej lampie, zamulaczu, rolloffach itd. A tu jednak jest element zaskoczenia, bo ani to szumi, ani brumi, ani zwinięte na skrajach, ani wolne, ani nadmiernie zmiękczone. Przyjemne, nasycone, ale nie przesycone. Zresztą moja pierwsza reakcja była zaskoczeniem, że wzmacniacz tak zdrowo sypie górą jak na lampę. M-35 była wyraźnie ciemniejsza i cieplejsza od tej konstrukcji, ale też za cenę konkretnych konsekwencji.

Co też przekłada się na dodatkowe możliwości. Ponieważ IA100PP jest konstrukcją w pełni lampową, istnieje naturalnie możliwość zastosowania innych lamp i pogłębienia albo poluzowania efektu strojenia uzyskanego przez producenta. Zapewne odbędzie się to kosztem jakości, zwłaszcza gdy będziemy próbowali żonglować w ciemno lampami tańszymi, aby eksperyment był bardziej ekonomiczny, ale moim zdaniem powinniśmy szukać z nim synergii także w elementach takich jak okablowanie oraz charakter samego DACa.

 

Hybryda + KEF Q80

Jak sprawdziła się na tym tle Hybryda? Muszę powiedzieć, że bardzo dobrze, a nawet więcej, niż bardzo dobrze. Przede wszystkim jest to podobny do IA100PP fundament, ale z wyraźnym fokusem na średnicy i wokalu. Brzmienie na tle pełnego lampowca ma:

  • więcej dynamiki,
  • więcej basu,
  • mocniej budowane skraje (mniejszy efekt zaokrąglenia),
  • bliższą i mocniej skupioną średnicę,
  • ogólnie większe wyrównanie między muzykalnością a technicznością,
  • większą scenę na szerokość.

Wzmacniacz jest przy tym bardzo uniwersalny gatunkowo i w ramach zastosowań, ale też podatny na kształtowanie go pozostałymi elementami toru. Jest chęć na cieplejsze granie? Walimy jak w dym w tonę miedzi, ciepłego DACa i nagle mamy klimat jak z LCD-3. Więcej klarowności? Jakieś srebrne kable (podejrzewałem, że moje QEDy jednak maczają mocno w dźwięku palce, więc zarobiłem sobie własne kable miedziane i potwierdziłem te przypuszczenia), DAC bardziej neutralny, może jasny, jaśniejsze interkonekty, coś w tym stylu. Lucarto jest na tyle uniwersalny, że pozwala jakby trochę więcej uwagi położyć na dodatkowym osprzęcie. Przypomina, że gra tutaj cały tor, nie tylko same kolumny i sam wzmacniacz, choć niewątpliwie są to elementarne, fundamentalne i kluczowe jego elementy. Z tym że nie na zasadzie „ratowania” się kablami i cudowaniem jak koń pod górę, a zwykłego, normalnego dostrajania efektów pod swoje preferencje. Czyli bez wariactw, tak jak powinno to się odbywać.

Podsumowując mariaż z KEFami, kolumny – w porównaniu do DT8 – okazały się zadziwiająco dobrym towarzyszem broni dla Lucarto, w zasadzie w obu przypadkach. Dawniej opisywałem te kolumny jakoby były to odpowiedniki HD600/650 w słuchawkach i poniekąd cały czas jest to stwierdzenie aktualne, gdzie „styl jak HD600” prezentują z IA100PP, zaś „styl jak HD650” towarzyszył im przy połączeniu z M-35. Przy czym zaznaczyć trzeba, że mieszanka przyjemnego wzmacniacza lampowego z plastycznymi i całkiem muzykalnymi kolumnami daje naprawdę wspaniały spektakl, który jakościowo awansował na półkę LCD-2F. W przypadku Hybrydy może bardziej jest to na poziomie 2CB, bo jednak słychać uproszczenie sceniczne, ale to także ma swoje bardzo pozytywne efekty i utwory stricte wokalne grają na Hybrydzie moim zdaniem nieco lepiej, czytelniej. Z lampą trzeba natomiast nieco zmieniać ustawienia, aby to nadrobić, gdyż lepsza sceniczność przekłada się tu na kreację lekko mokrej poświaty wokół wokalistów, mających bardziej trójwymiarowy, mniej monitorowy format.

Ostatecznie najważniejsza jest sama muzyka i efekty końcowe są dla mnie w pełni satysfakcjonujące mimo pierwotnego zaskoczenia. Nie jest to M-35, nie jest to też nic w stylu A-S201, ale właśnie bardzo dobrze, że stało się czymś po środku, bo właśnie tego chyba szukałem i potrzebowałem – przyjemnego i wyważonego brzmienia z wyraźną nutą muzykalności, ale bez przesadyzmu i upośledzenia techniczności dźwięku.

 

IA100PP/Hybryda + ProAc Response DT8

Oczywiście nie da się pominąć faktu, że moja A-S201 to dół cennika. Wzmacniacz, który kupowałem z ciekawości i jako „zapas” dla M-35 oraz pod nieco inny zestaw małych głośników do innego pokoju. Taka koncepcja mi się wtedy rodziła. Cóż, koncepcje mają to do siebie, że lubią się zmieniać, zatem i te się u mnie zmieniły. Czemu sprzęt budżetowy? Pytał o to jeden z czytelników, nie pamiętam czy w komentarzach, czy mailowo, ale chyba w komentarzach. Dziwił się, że taki znakomity sprzęt słuchawkowy jest użytkowany jednocześnie z tak tanim kolumnowym. Odpowiedź była jednak prosta: ponieważ spełniało to moje potrzeby. Pod KEFy wystarczało, było bardzo wygodne w obsłudze, tanie, a i jakoś niespecjalnie widziałem możliwości testów kolumn na blogu słuchawkowym.

Wszystko się zmienia i potrafi okazać nieco inne w rzeczywistości, także gdy pojawiły się DT8 na warsztacie, musiała pojawić się też odpowiedź w postaci przynajmniej wypożyczenia lepszego sprzętu (czyli tytułowych Lucarto). W swojej daleko idącej zaradności postarałem się więc wykorzystać wszystkie te aspekty, połączyć w jeden splot wydarzeń i wzajemnych zależności, czyniąc z tego recenzję kolumn, recenzję wzmacniaczy stereo, obszar testowy pod przyszłe własne zakupy, ale też od razu spróbowanie sprzętu po prostu z wyższej półki i z wykorzystaniem technologii lampowych. Jak więc było z DT8?

Ku mojemu zdumieniu, dogadywały się znacznie lepiej z IA100PP niż Hybrydą. Na lampie było jakoś tak bardziej realnie, miękko, przyjemnie, natomiast na Hybrydzie dźwięk zaprezentował się trochę wręcz sztucznie, ze sztywnym basem z naciskiem na wyższy podzakres i częściowo ukrytą niższą średnicą. Nie były to jednak cechy wzmacniacza samego w sobie (K1000 nic nie wykazały, KEFy także), a po prostu zamanifestowanie się cech własnych kolumn i przede wszystkim ich specyficznej konstrukcji w zakresie reprodukcji basu. Potwierdzenie tego znajduje się w bardzo podobnym zachowaniu przy A-S201, która jest pełnym tranzystorem i przecież na kompletnie innej topologii, technologii, wizji, wszystkim. Jednocześnie DT8 nie mają problemu z pokazaniem wszystkich wad mojej Yamahy, ale nie jestem tym faktem zaskoczony – przecież porównuję tu i tak w sposób eksperymentalny i na drodze wyjątku wzmacniacze za 7300-7400 zł z takim za 1000 zł i to na kolumnach za łącznie 12 500 zł. Oczywiście cena nie gra, ale w tym wypadku, zwłaszcza operując na sprzęcie nowożytnym, jest to dosyć adekwatny wskaźnik różnic jakościowych. Choć wciąż A-S201 jest i tak bardzo dobrym w moim odczuciu wzmacniaczem jak na swoją cenę i naprawdę nie żałuję, że go kupiłem.

Wracając jednak do tematu, kontrast między Hybrydą a IA100PP nie był tak mocno wyczuwalny na KEFach i kolumny te są znacznie bardziej tolerancyjne. Wybredność DT8 ustala ich własna konstrukcja, gdzie na tle KEFowych membran biernych, DT8 posiadają dolny port Bass-Reflex i nie dość, że skierowany w dół, to jeszcze zaprojektowany tak, aby rozpraszanie odbywało się na boki. Kolumny są bardzo trudne w ustawieniu przez to, a do tego wrażliwe na rezonanse. Na IA100PP dźwięk był spokojniejszy, pełniejszy, bardziej organiczny i nie był to już progres jak na Q80, a po prostu inna receptura na dźwięk, nie tylko kosmetyka i skalowanie się.

 

IA100PP/Hybryda + AKG K1000

Słuchawki te stosuję wprost z knobów głośnikowych jako swego rodzaju demaskatory wszelkiego sprzętu kolumnowego co do jego możliwości i cech dźwiękowych. Nie inaczej było przy IA100PP, ale ku mojemu zaskoczeniu, brzmienie było bardzo zbliżone do Pathosa Aurium na lampach 61NP-EW OC. Miękkie skraje, bardzo przyjemna barwa o ogromnej naturalności, należyta doza substancji w dźwięku i wrażenia płynności oraz muzycznej koherencji ale bez negatywnych narzutów na technikalia. Słuchawki nie zwróciły jednocześnie żadnego szumu ani brumienia. Dopiero na mocnym odkręceniu pokrętła, daleko poza skalę wytrzymałości mojego słuchu i przy absolutnej ciszy, dało się coś usłyszeć, także test tła wzmacniacz zdał perfekcyjnie.

Hybryda okazała się również bardzo w porządku, z jeszcze ciemniejszym tłem niż lampa, a także nieco większą dynamiką, ale mariaż ten nie powiedziałbym, żeby był lepszy od IA100PP. Trudno się dziwić, bowiem niektóre cechy nakładały się z AKG i tak np. scenicznie najbardziej słychać było różnicę. Lampowiec wraz z Pathosem urzekały holografią na K1000, podczas gdy Hybryda dawała do zrozumienia, że jest bardziej konstrukcją pod głośniki. Portretowa średnica to cecha, którą K1000 już w standardzie posiadają, także więcej im w tym względzie nie trzeba. Tak samo sopran, który choć trochę tylko miększy i cieplejszy na lampie, był po prostu przyjemniejszy. K1000 należą do modeli jaśniejszych i mają w tym względzie swoje wymagania synergiczne.

Jeśli więc zdarzyłoby się tak, że np. Pathos uległby – odpukać – jakiejś awarii, albo lampy by się zużyły, IA100PP byłaby układem praktycznie 1:1 ratunkowym w takiej sytuacji. Ale nie pozbawi pracy Aurium, ponieważ ten jest wciąż znacznie bardziej ekonomicznym układem o takich samych zaletach, ale wyraźnie mniejszych wadach (temperatura, pobór prądu), choć tylko pod słuchawki. Niemniej brzmieniowo to właśnie IA100PP jest kontynuatorem tej sygnatury, a nie konstrukcja również jak on hybrydowa. Pozostaje więc chyba przełknąć kwestie poboru prądu oraz wydzielanego ciepła i skupić się nad treścią (dźwiękiem). Bo tak naprawdę tylko temperatura i pobór prądu w lampach – obok oczywistego faktu ich zużywania się – mogą mi osobiście jakkolwiek tkwić gdzieś z tyłu głowy. Aczkolwiek spójrzmy prawdzie w oczy, że tranzystory, zwłaszcza te z dawnych lat, również podlegają degradacji układów i obawiam się, że prędzej czy później każdy posiadacz takiego sprzętu stanie przed wizją zużycia (tj. mówiąc wprost: awarii) i braku części zamiennych, nie wspominając o ekstremalnie trudnej wymianie takich podzespołów. Lampy w IA100PP wydają się więc przy tym całkiem sprytnym wybiegiem potencjalnie przedłużającym żywotność.

Jestem też chyba jedną z nielicznych osób, jeśli być może nawet nie jedyną, która stosuje K1000 do testów wzmacniaczy kolumnowych praktycznie na równi z innymi zestawami głośnikowymi. Bo i tak też traktuję te słuchawki – jak symulator monitorów bliskiego pola. Drogich, dobrych monitorów.

 

Co lepsze?

To fundamentalne pytanie, które niestety nie ma swojej odpowiedzi. Ta będzie zależna tylko od nas i naszych priorytetów. Oba modele Lucarto to tak naprawdę dwie koncepcje:

  1. wyważenie w każdym kierunku, zarówno brzmieniowym, użytkowym jak i eksploatacyjnym,
  2. gorsze właściwości eksploatacyjne, ale maksymalnie rozwinięte brzmienie.

Czy dominować będzie u nas koncepcja pierwsza czy druga – każdy musi określić sam. W moim przypadku chciałoby się jednocześnie „zjeść ciastko”, czyli posiąść brzmienie IA100PP, i „mieć ciastko”, czyli niską emisję cieplną i pobór Hybrydy, ale niestety to trochę jak łączenie ognia z wodą. Trudno też mieć pretensje do wody, że jest mokra, jak i do ognia, że parzy, także o ile większość użytkowników zapewne wybierze Hybrydę jako najbardziej wyważony i uniwersalny wybór, o tyle mnie osobiście jednak magnetyzuje bardziej tajemnice i urokliwe brzmienie IA100PP. Skłaniałbym się więc ku opcji nr 2.

Jakie będzie to miało dla mnie konsekwencje, jako dla użytkownika? Z negatywnych na pewno w pierwszej kolejności temperatura, bo te 110 W od razu zaczynam czuć o tej porze roku. Kwestia nagrzewania się urządzenia ma być rozwiązana w wersji produkcyjnej, więc tutaj tego nie listuję i zakładam, że nie będzie to żadnym problemem. Użytkowanie wzmacniacza nasili się zatem w sezonie jesienno-zimowym zapewne.

Druga kwestia to pobór prądu, bo te 110 W to jednak wyraźnie więcej niż 14 W. W skali całego mieszkania nie jest to dużo, ale w połączeniu ze zużyciem lamp, jakie towarzyszy takim konstrukcjom, będzie to także pewien limiter. Teoretycznie nie będzie to problemem, ponieważ i tak często siedzę w słuchawkach, choć do tej pory może wręcz najczęściej właśnie w nich. Dopiero teraz system stereo stanie się jakąkolwiek realną alternatywą.

Trzecia to jednak maksymalne wyciągnięcie możliwości z moich Q80, które właśnie na lampowcu, a więc w sytuacji najdogodniejszej dla DT8 z punktu widzenia uzyskiwanych efektów końcowych, sumiennie starały się je dogonić i to właśnie tutaj czułem największy moich KEFów potencjał. Stare kolumny, a jednak jare. Do tego unikam sytuacji z przykrymi niespodziankami, jeśli na warsztat trafią mi kolumny jakkolwiek trudne, a za takie postrzegam DT8. Oczywiście najlepiej byłoby trzymać kilka urządzeń o różnych tonalnościach i powtórzyć sytuację słuchawkową, ale raz, że nie chciałbym mieć potem tego samego problemu (nadmiar sprzętu i konieczność redukcji), a dwa, że sprzęt kolumnowy zajmuje jednak znacznie więcej miejsca i to właśnie jego mój program redukcji objął w pierwszej kolejności priorytetowo.

Ideą jest więc w moim przypadku dosłownie wykpić się jednym systemem, który przy różnych okazjach zaoferowałby mi zarówno kapitalne brzmienie z Q80, takie jak lubię, takie jak chcę, a z drugiej stać się rzetelną na tyle platformą testową, aby nie bać się podjąć później równie ciężkich zawodników jak Response DT8. ProAc pokazały bowiem, że choć to fajne kolumny, zwłaszcza pod szeroko pojęty entertainment, potrafiące zagrać wysoką jakością nie mającą kompleksów przed KEFami, to jednak są na tyle trudne, że aby to osiągnąć, nie wystarczy tylko sobie je wyciągnąć, ustawić według poradnika, podłączyć i jechać z koksem. Z tymi kolumnami to po prostu nie działa, to ewidentne proszenie się o kłopoty i to z marszu. Dlatego też moja osobista – podkreślam: osobista – decyzja to jednak lekki skłon w stronę lampy, mimo że hybryda wyraźnie lepiej wpasowuje się w moje wymagania ergonomiczno-ekonomiczno-eksploatacyjne.

I właśnie to ostatnie leży u podstaw mojego przekonania, że większość osób zdecyduje się jednak na rozwiązanie bardziej kompromisowe. Brak nagrzewania mieszkania, pobór prądu jak typowy wzmacniacz klasy D, tylko jedna lampa i to na stopniu wejściowym, trochę tylko gorsze brzmienie, choć też wyłącznie w całokształcie, bo jednak bas mocniejszy, skraje lepiej wykończone, a i fokus na środku potrafi się sprawdzić świetnie. Koszt użytkowania zatem o każdej porze roku i przez dłuższy czas nie będzie w żadnym wypadku obiektem zmartwień.

Mimo wszystko należy zastanowić się która z tych koncepcji faktycznie nam – jako przyszłym potencjalnym użytkownikom – będzie pasowała. Moje rozterki chciałem rozpisać dlatego, aby nie podążać ślepo za moim własnym wyborem, ale by można było poznać cały mój tok rozumowania, przeanalizować przemyślenia i sprawdzić które z nich mogą być ewentualną barierą nie do przeskoczenia. Mam o tyle komfortową sytuację, że decydując się na pełnego lampowca zyskuję również bardzo ciekawą paletę cech brzmieniowych, które na swój sposób z KEFami sprawdzają się bardzo dobrze, więc to też nie jest tak, że kosztem poziomu wrażeń odsłuchowych (czyli krótko mówiąc kosztem siebie i własnych potrzeb) stawiam na pierwszym miejscu zrobienie platformy odsłuchowej. Po prostu tak się szczęśliwie dla mnie składa, że jedno i drugie występuje u mnie w dużej mierze jednocześnie. U innych zaś nie musi i tu już można kierować dowolnymi innymi względami.

Czy lepsze będą inne rozwiązania? Może droższa Yamaha jakaś? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że to, co słyszę w K1000, jednoznacznie mi się podoba z obu wzmacniaczy, a w szczególności z IA100PP, także to moje „demaskatory” nadają mi tak dużą pewność co do tego co słyszę. I jest to też przy tej okazji jeden z powodów, dla których mają u mnie praktycznie dożywocie.

 

Podsumowanie

Oba wzmacniacze Lucarto są definitywnie bardzo ciekawymi produktami, dającymi nie tylko mnóstwo przyjemności z odsłuchu, ale też przede wszystkim wybór. Można trochę żałować, że nie da się w tym wypadku „zjeść ciastka i mieć ciastka”, bowiem oba mają swoje wady i zalety, ale osobiście mógłbym z każdym z tych wzmacniaczy spokojnie zostać na stałe, akceptując ich nieco słabsze strony, bo o słabościach raczej mówić tu nie sposób. W obu przypadkach wzmacniacze są bardzo dobrze wykonane, z solidnych materiałów i w pełni zgodnie ze sztuką. Ich użytkowanie nie nastręczało żadnych problemów poza może dogrzewaniem pomieszczenia odsłuchowego w wariancie lampowym.

Pozowanie jeden segment na drugim jest tylko do zdjęcia. W rzeczywistości lepiej nie stawiać ich na sobie.

Hybryda za cenę uproszczeń w scenie na osi przód-tył oferuje fantastyczne właściwości użytkowe i bardzo wysoką jakość dźwięku, stawiając na większą uniwersalność i równość skrajów, dużą szerokość sceniczną oraz mocne skupienie na wokalu. Rewelacyjnie dogadała się z Q80, nie ma też problemu z pracą z K1000, choć oczywiście nie jest do tego stworzona. Wybredne DT8 lepiej natomiast prowadziły się z IA100PP, co bardzo mnie dziwi i to tym bardziej, że tak samo wybrzydzały na tańszy sprzęt. Może tym kolumnom po prostu pisane są lampy i tyle. Wzmacniacz odznacza się świetnym stosunkiem ceny do możliwości i przede wszystkim bardzo niskim kosztem eksploatacji czy bardzo oszczędnym wydzielaniem ciepła.

IA100PP za cenę wielokrotnie większego poboru prądu i wydzielanego ciepła oferuje naprawdę świetną jakość dźwięku, będąc na swój sposób w pełni lampowym, kolumnowym odpowiednikiem mojego Aurium. Zgrywa się fenomenalnie z K1000, bardzo dobrze prowadzi też DT8 i Q80. Z tymi ostatnimi zaznacza swoją dominację nad Hybrydą w repertuarze mniej średnicowym, bowiem bardziej skupiony środek Hybrydy o dziwo naprawdę świetnie brzmi. Fantastycznie organiczne brzmienie bez spowolnienia i zamglenia, wysoka jakość i czystość dźwięku, rewelacyjna scena we wszystkich kierunkach, to tylko niektóre z jej przymiotników i powodów, dla którego można darować jej bycie pełnym lampowcem.

Który z nich będzie lepszy – to już każdy musi zdecydować sam względem siebie. Czego by się jednak nie wybrało to sądzę, że trudno byłoby nie być zadowolonym. Oba są naprawdę bardzo dobrymi urządzeniami, których warto posłuchać i jedynie faktycznie trudny, kapryśny sprzęt, który wymaga wzmacniacza bardziej specjalistycznego, może wymagać spojrzenia na jeszcze inne rozwiązania. Ode mnie natomiast Rekomendacja na oba. Dla Hybrydy za świetne godzenie ze sobą tranzystora i lampy w bardzo praktycznym i ekonomicznym wydaniu, zaś dla IA100PP za potencjał brzmieniowy i zrobienie z moich KEFów głośników nie do poznania lepszych.

 

 

Sprzęt można nabyć w zależności od wybranych opcji w cenie bazowej od 7300 zł.

Serdeczne podziękowania za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *