Bohaterem pierwszej i inauguracyjnej w tym roku recenzji jest wzmacniacz lampowy Feliks Audio Elise w wersji jak mniemam pierwszej. Za możliwość jego poznania, pomierzenia i opisania bardzo serdecznie dziękuję p. Krzysztofowi. Recenzja ta powstawała od jeśli dobrze liczę listopada 2021 roku. Sprzęt był mi powierzony nie tylko na testy, ale i swego rodzaju przetrzymanie. Pierwsze poważne odsłuchy nastąpiły dopiero w styczniu tego roku. Wszystko po to, aby w międzyczasie móc jak najlepiej się do takich testów przygotować od strony zaplecza technicznego. Przy okazji nie chciałem nabijać niepotrzebnie cennych roboczogodzin lampom dostarczonym do zestawu. Ponieważ wszystko jest już gotowe, oto też co udało mi się ustalić i zaobserwować.
Dane techniczne Feliks Audio Elise
Dane zapożyczone bezpośrednio ze strony producenta.
SPECYFIKACJA TECHNICZNA
- Impedancja: 100 k ohm
- Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 60 Khz +/- 3 dB (300 ohm)
- Moc wyjściowa: 200mW
- Poziom wzmocnienia: 20dB
- Zniekształcenia THD: 0.4 % (300 ohm, 20 mW)
- Optymalna impedancja słuchawek: 32 – 600 ohm
- Wyjście słuchawkowe: Jack 6.3mm
ZAWARTOŚĆ OPAKOWANIA
- Wzmacniacz wykonany z największą dbałością o detale
- Para lamp sterowniczych PsVane 6SN7 Hi-Fi
- Para lamp mocy 6N13S (NOS)
- Kabel zasilający
- Instrukcja użytkownika
- Karta gwarancyjna
Wstęp
Recenzja takiego urządzenia, jak wzmacniacz lampowy, może być zrealizowana w dwóch nadrzędnych konwencjach.
Można podejść do konstrukcji lampowej z perspektywy tylko i wyłącznie roli, jaką przybrała ona w świadomości użytkowników na przestrzeni lat. A więc ciekawej, owianej tajemniczością i mistyką niszy, dedykowanej tylko największym smakoszom i koneserom dźwięku, z nutą sentymentu za czasami dawno już przeszłymi. A można podejść i z perspektywy bardziej nowoczesnej, obierającej za perspektywę wymagania i cechy, przez pryzmat których takie urządzenia będą musiały walczyć na rynku z konstrukcjami bez ponad wiekowej przeszłości.
Obie perspektywy mają swoje argumenty i są w jakiś sposób uzasadnione. Ale to ostatecznie sam użytkownik podejmuje decyzję, którą wybierze i czy na taką konstrukcję się zdecyduje, czy też nie.
W przeszłości wszystkie recenzje takich urządzeń realizowałem w konwencji pierwszej. Kultywowałem rolę miłośnika i konesera audio we wszelakich postaciach i z dużym naciskiem na sentymentalizm. Zapewne da się to odczuć w recenzjach takich wzmacniaczy/integr jak DAC215 czy Songolo HPA300SE. Czasy jednak się zmieniają, a narzędziem zmian jest stanie się bezpośrednim użytkownikiem konstrukcji lampowej, przebrnięcie przez pierwsze awarie, pierwszy serwis, nauczenie się na własnej skórze ograniczeń i wymogów użytkowych.
Dziś po okresie fascynacji konstrukcjami lampowymi i długiego użytkowania takich konstrukcji, bliżej jest mi do perspektywy współczesnej. I to właśnie taka optyka – poparta konkretnymi danymi – będzie w tejże recenzji dominować. Ogromną rolę w tym wszystkim odgrywała ciekawość jak takie urządzenia się mierzą. Ale i ogólnie jak się je mierzy w domowych warunkach, bo to właśnie w takich będą przecież użytkowane. Będzie to też być może pierwsza jakakolwiek próba zapoznania się z wymiernymi korzyściami, jakie daje posiadanie wzmacniacza lampowego oraz ich kosztem eksploatacyjnym.
Jakość wykonania i konstrukcja Feliks Audio Elise
Generalnie urządzenie wykonane jest bardzo starannie. Trudno jest się przyczepić do czegokolwiek. Bardzo ładna, czarna obudowa, aksamitna w dotyku, z ciekawymi akcentami. Z tyłu standardowe gniazda RCA i włącznik sieciowy. Z przodu gruby panel na dokładnie 1 cm aluminium z potencjometrem oraz gniazdem jack i diodą LED sygnalizującą pracę. Na górze z kolei 4 lampy: 2 mocy i 2 sterujące. Konstrukcja można powiedzieć – klasyczna.
Z fizycznych rzeczy mam uwagi do umieszczonego z tyłu włącznika oraz gałki potencjometru.
Ten pierwszy znajduje się z tyłu i to jeszcze od wewnętrznej strony, co stwarza ryzyko poparzenia się o rozgrzane lampy. Dziwna jest to decyzja, ponieważ z przodu po prawej stronie mamy ogromny, niezagospodarowany obszar, który spokojnie dałoby się przeznaczyć na dodatkowy wyłącznik roboczy, nie kolidujący z kołyskowym.
Gałka natomiast jest cała czarna, a wskaźnik tak mały, że aż niewidoczny. Nigdy nie było mi wiadome, na jakim ustawieniu pracuje ten sprzęt, o ile nie patrzyłem bezpośrednio od frontu gałki.
Na upartego mogę jeszcze przyczepić się do samej skali głośności, a więc użytego potencjometru, który nie zwiększa głośności na zdrowej części końcowej swojej skali. Na upartego, gdyż tak naprawdę nigdy nie będziemy wędrowali w te rejony. I zaraz wyjaśnię dlaczego.
Pobór prądu Feliks Audio Elise
Pobór prądu nigdy nie był i raczej nie będzie mocną stroną urządzeń lampowych. W przypadku Elise wynosi on ok. 84-86W poboru ciągłego, a więc niezależnie od obciążenia. Oczywiście wiąże się to z wydzielaniem ciepła, gdyż taka jest natura tej technologii. Będzie to doskwierało zwłaszcza w lecie.
Bezpieczeństwo w Feliks Audio Elise
Nie posiadam żadnej informacji o zabezpieczeniach tego wzmacniacza, ani też z oczywistych względów możliwości stwierdzenia, czy urządzenie posiada takowe w sobie poprzez otwarcie jego obudowy. To sprzęt prywatny, wysłany w dobrej wierze na odsłuchy, a nie zabawę w inżyniera, nie ważne jak bardzo byłaby to dla mnie kusząca opcja.
Po zachowaniu się urządzenia przy wyłączaniu (słyszalny trzask), a nawet rejestrowaniu tego na wskaźnikach i to w sytuacji, gdy wzmacniacz jest „skręcony na zero” (do tego z tzw. dummy loadem też wyregulowanym na zero), mniemam, iż zabezpieczeń na pokładzie nie ma. Dlaczego zwracam na to uwagę? Kiedyś jeden z konstruktorów wzmacniaczy – akurat tranzystorowych – był łaskaw w rozmowie ze mną stwierdzić, że tak jest bardziej audiofilsko, bo nic nie stoi w torze i nie przeszkadza w jakości dźwięku.
To, że ten sam sprzęt skasował mi dwie pary drogich słuchawek, niech służy za pouczającą konkluzję do tych twierdzeń, a także powód dla mojego bycia uważnym. I mimo, że niedługo będzie już prawie 10 lat od tamtych wydarzeń, nauczka jednak była (nota bene konstruktor wyrzekł się jakiejkolwiek odpowiedzialności i momentalnie kontakt z nim się urwał).
Z racji bezpieczeństwa przy takich urządzeniach, posługiwałem się w efekcie głównie dwiema parami słuchawek: K271 MKII i K240 DF po modyfikacjach (DFMOD). Pierwsze są „na straty” i szeroko przeze mnie używane w testach, gdyż posiadam dwie pary i jeszcze zapasowy komplet przetworników na wszelki wypadek. Te drugie to potwory, które nie dają się tak samo, jak MHA Tungsten, a w przypadku których również pozwolę sobie na recenzję w swoim czasie.
Szumy, brumy i trzaski
Nawiązując do obu par, w żadnej nie usłyszałem szumu własnego urządzenia (tła) lub buczenia, tak więc tutaj producent zdaje się pisał prawdę w opisie produktu. Na K271 mocno dawały się za to we znaki przebicia, zaś między 50% a 80% nastawu głośności słyszałem przydźwięk od elektroniki urządzenia.
Impedancja wyjściowa
Producent niestety nie podaje na swojej stronie produktowej informacji o impedancji wyjściowej. Widnieje jedynie ta wejściowa, co też jest ważną informacją, ale dla posiadacza słuchawek, impedancja wyjścia słuchawkowego winna być jednak wiadoma wszem i wobec. W recenzji np. Scarlett Solo, gdzie producent w dokumentacji takowe wartości podaje, mogłem w jej treści założyć, że dana osoba ją czytająca zapozna się z pełnymi danymi technicznymi. Tutaj zaś trzeba już wartość zmierzyć samodzielnie.
Z moich obliczeń i pomiarów wyszło mi 82,6 Ohma. W klasie ogólnie wzmacniaczy słuchawkowych jako urządzeń, jest to wartość ogromna. Nie jestem pewien jednak, czy jest to cecha wszystkich konstrukcji lampowych i takie wartości to norma, ale mimo wszystko chciałbym wyartykułować to jako wadę.
Na tym etapie nie stwierdziłem już nic wartego ujęcia w treści, toteż przeszedłem od razu do fazy testów odsłuchowych.
Jakość dźwięku Feliks Audio Elise
Zaczynając zatem od subiektywnych odsłuchów, Feliks Audio Elise gra niemal tak samo, jak źródło wzorcowe. Tonalnie słuchawki testowe nie różnią się w odsłuchu między źródłami (przełączanie się A-B) i jest to o tyle ciekawe, że lampy najczęściej kupuje się właśnie po to, aby dźwięk zmiękczyć i ocieplić.
Ocieplenia przyznam się nie słyszę. Słuchawki grają równo, fajnie, tak jak powinny. Nie ma tu efektu jak ze Scarlettem Solo, gdzie duża impedancja wyjściowa powodowała (przyjemną) modulację dźwięku na wyjściu i to trochę zabawne, że w ślepym teście ogromna większość osób najpewniej przypisałaby właśnie Solo bycie „lampowcem”, aniżeli Elise, która lampowcem z krwi i kości jest.
W odsłuchach dawało się jednak wychwycić subtelny brud w dźwięku, zmiękczenie formy, ale nie tonalności. Przepraszam, jeśli brzmi to jak typowy branżowy bełkot, dlatego w formie swoistej autokorekty postaram się ująć to inaczej: mój zmysł słuchu z jakiegoś powodu poczytuje dźwięk Elise za przyjemniejszy, ale nie słyszę, aby tonalność słuchawek uległa zmianie. Jest dobrze, dużo mocy, ale na tych poziomach głośności, na których użytkuję DFMODy, jest to w zasadzie pomijalny atut.
Pomiary Feliks Audio Elise w oparciu o K240 DFMOD
I tu z pomocą przychodzą dane pomiarowe, których do tej pory w takich recenzjach nie było w ogóle i część subiektywna całkowicie tu by dominowała. Przyznam, że byłem najbardziej podekscytowany okazją wykonania właśnie tego etapu testu, jako że jest on niesamowitą okazją do wykonania pouczających i dokładnych pomiarów takiego typu i takiej klasy urządzeń.
W pierwszej kolejności zamontowałem więc K240 DFMOD na fantomie i spróbowałem uzyskać odczyt porównawczy pasma przenoszenia między źródłem wzorcowym, definitywnie nie będącym lampą, a Feliks Audio Elise. Efekty:
Wykresy pokrywają się jak widać w 99,9%, zatem nie ma szans, aby zaobserwowane różnice dało się usłyszeć (granica błędu pomiarowego, skala poniżej progu percepcji ucha). Producent pisał wyraźnie na swojej stronie:
„Skoncentrowany na jakości dźwięku i ultra niskim poziomie szumów, połączony z ciepłym lampowym brzmieniem”
Mimo to wzmacniacz nie wygenerował ciepłego, lampowego brzmienia. Chyba że chodziło o wspomniane przeze mnie subtelne zmiękczenie przekazu. Być może było to placebo, dlatego moją intencją było wykluczenie takiej możliwości poprzez dalsze pomiary. Na drugi ogień zobaczmy odpowiedź impulsową:
Nie. Wszystko jest super, odczyt jest dokładnie taki sam w obu przypadkach. Sprawdźmy więc THD+N.
Dla źródła wzorcowego:
Dla Elise:
Dopiero tutaj mamy zaobserwowaną pierwszą namacalną różnicę. Podbija się nam druga harmoniczna, zwiększając wartość całościową THD. W przypadku punktu wyjściowego, mamy 0,05% THD, co w przeliczeniu daje nam -66,0 dB THD+N. Feliks Audio Elise obniża nam tą wartość do -60,2 dB. Co jest absolutnie konieczne do zaznaczenia, obie wartości uzyskane zostały dla natężenia dźwięku na poziomie 70 dB SPL, a więc na pułapie rzeczywistym, tj. realnie odsłuchowym.
Zwiększenie głośności, z racji dużej prądożerności tych słuchawek, generowałoby jedynie zniekształcenia własne po stronie źródła, które mocno fałszowałoby nam wyniki. Generalnie duże natężenie dźwięku nie jest też zalecane ze względów zdrowotnych, jeśli mówimy o odsłuchach rzeczywistych.
Pomiary Feliks Audio Elise na analizatorze – 70 dB
Dalszym etapem było przyjrzenie się rozkładowi harmonicznych w zależności od wspomnianego natężenia dźwięku dla obciążenia standaryzowanego na poziomie umownie 32 Ohm (w moim przypadku dokładnie 35 Ohm).
Dla cały czas 70 dB SPL, a więc poziomu myślę reprezentatywnego dla ogromnej większości osób i trochę większego niż ten, na którym sam osobiście muzyki słucham (dla K240 DFMOD było to w chwili testów zmierzone 63-65 dB SPL), wyniki uzyskałem następujące:
Zniekształcenia mamy tu na poziomie -48,5 dB THD+N, a więc rzeczywiście operujemy w zakresie, w którym daje się bez problemu to usłyszeć. Wynik ten w kategorii wzmacniaczy słuchawkowych pozostawia sporo do życzenia, ale z tego co się orientuję, wciąż poruszamy się w granicach wartości typowych dla konstrukcji lampowych.
Nie chciałbym jednak zabrzmieć jak osoba usprawiedliwiająca na siłę kogokolwiek i cokolwiek. Tym bardziej, że producent napisał – jeszcze raz przytaczając – bardzo jednoznacznie:
„Skoncentrowany na jakości dźwięku”
W tym miejscu pojawia się jednak znak zapytania, bo z reguły lampowce kupuje się dla odpowiednio generowanych zniekształceń (stąd opisana często „magia” takich urządzeń) i należałoby się spodziewać, że sprzęt, jeśli już będzie na czymś skoncentrowany, to na brzmieniu lampowym (zniekształconym), a co jest biegunowo przeciwne do pojęcia jakości dźwięku, oznaczającego brak zniekształceń. Być może chodzi o brak tylko niektórych zniekształceń, ale nie zostało to nigdzie wyjaśnione jednoznacznie.
Czy poziom -48,5 dB THD+N rzeczywiście jest skoncentrowaniem się na jakości dźwięku? Zadziwiająco, ale być może tak, jeśli zaczniemy patrzeć na wzmacniacz jako na konstrukcję lampową, która często cechuje się takimi parametrami. Problemem jest jednak konieczność celowego przyjęcia takiej optyki. Po prostu musimy zaakceptować fakt, że konstrukcja lampowa z definicji nie będzie czysta i nie zaoferuje nam topowej jakości dźwięku. Zmierzone przeze mnie -48,5 dB to bowiem dźwięk w rozdzielczości jedynie 8 bit (w zaokrągleniu). Dla porównania standard CD, szeroko przyjęty w np. komputerowym audio, ale nie tylko, to pełne 16 bit (lub więcej).
Dlatego, jeśli powinniśmy się faktycznie skoncentrować na jakości dźwięku, to powinniśmy mieć świadomość czym jest owa jakość dźwięku i gdzie jej szukać. Kierunkiem raczej nie będzie wzmacniacz lampowy, mimo iż rzeczone 8 bit jest wystarczające w zupełności do słuchania muzyki i to nawet w sposób przyjemny. Ale właśnie, „przyjemny”, a nie „wierny” albo „w wysokiej rozdzielczości”.
Wydaje mi się, że Feliks Audio Elise stara się zachować idealny balans między przyjemnością (zniekształcenia parzyste), a wiernością (brak modulacji tonalnej). I na swój sposób jest to godne pochwały. Paradoks sytuacji jest jednak taki, że nie do końca wpisuje się to w oczekiwania jednej bądź drugiej strony barykady. Nigdy nie będzie to bowiem wierność w sensie jakości, perfekcji bitowej, a co najwyżej – patrząc po przykładzie Feliks Audio Elise – tonalności, którą uzyskamy przecież i z tranzystora, ale bez wad konstrukcji lampowej.
Jednym słowem, Feliks Audio Elise musiałaby nie oferować wierności tonalnej i np. opuszczać dalsze części pasma przenoszenia, aby wzmocnić efekt wygładzenia i przyjemności, kosztem tejże wierności. Czyli płacilibyśmy za „zepsuty” w odpowiedni sposób dźwięk, który tak dobrze nam brzmi i leży w połączeniu z np. jasnymi słuchawkami (właściciel wzmacniacza przysłał go razem z Beyerdynamikami T1 v2), że usprawiedliwia całą inwestycję.
Pomiary na analizatorze c.d. – wyższe natężenia
Tymczasem podbijmy natężenie o 5 dB i zobaczmy co się stanie:
Wynik: -48,2 dB THD+N. Generalnie można uznać to za „próg rozsądku” w testowanym egzemplarzu Elise. Bowiem już przy 80 dB:
Spadamy na -44,8 dB. Natomiast przy 85-86 dB:
Jesteśmy na progu idealnie -40 dB, a więc osiągamy równo 1% THD. Wszystko powyżej będzie bardzo wyraźnie słyszalne przez nasze ucho.
Idźmy mimo wszystko dalej. Dla 90 dB SPL mamy już tylko -35 dB:
A dla 100 dB SPL wykręcamy niecałe -25 dB:
Jeśli dobrze pamiętam, byłem tutaj już na idealnie połowie skali regulacji głośności. Sytuacja taka zachodzi przypomnę dla obciążenia 35-Ohmowego. Już ta impedancja pokazuje nam dostatecznie dużo rzeczy.
Dodatkowe pomiary przy 1% THD
Następnie postanowiłem sprawdzić samą Elise, jak wygląda jej tonalność, impuls i THD dla ok. 86 dB SPL, ponieważ jak widzieliśmy wcześniej, wykresy harmonicznych jasno wskazują, że dla tej konkretnej wartości natężenia przy 32 (35) Ohmach, Elise osiąga próg w okolicach 1% THD:
Jak widać, Feliks Audio Elise nie dodaje lub odejmuje nic od siebie tonalnie w przestrzeni użytecznej, faktycznie odnotowując wspomniany 1% zniekształceń.
Na szybko jeszcze sprawdzenie tonalności dla niższych natężeń. Dla 70 dB SPL:
Dla ok. 80 dB SPL:
W żadnym wypadku nie można stwierdzić, że tonalność jest zależna od głośności urządzenia. Jest ona niezmienna w każdych warunkach. Piszę to w kontekście pierwszego akapitu z pomiarem porównawczym wykonanym na DFMODach.
Wnioski na temat Feliks Audio Elise
Generalnie będzie to kilka rzeczy. Testowany wzmacniacz:
- nie dodaje od siebie nic w temacie tonalności dźwięku (co z punktu widzenia wierności tonalnej jest bardzo dobre),
- serwuje w zasadzie głównie drugą harmoniczną (czyli zgodnie z przewidywaniami jak dla konstrukcji lampowych),
- nie radzi sobie do końca z wysokowydajnymi słuchawkami,
- prędzej dogada się ze słuchawkami mającymi większy apetyt na prąd oraz przede wszystkim większą liczbę ohmów (poniekąd zrozumiałe),
- nie radzi sobie do końca z dużymi natężeniami dźwięku,
- łapie przebicia na wydajnych słuchawkach, mimo że znajdują się one w zakresie impedancji docelowych tego urządzenia,
- posiada bardzo wysoką impedancję wyjściową,
- lepiej będzie sprawdzał się z po prostu pędzeniem słuchawek na wciąż rozsądnych pułapach głośności.
Jak widać trochę kłóci się to ze stereotypowym wyobrażeniem typowego „lampowca”, ponieważ jak pisałem z reguły kupuje się takie urządzenia dla bardzo przyjemnej, ciepłej barwy i efektu korekcyjnego. Elise ocieplenia nie wytwarza, czyli jednym słowem nie moduluje dźwięku. Samo w sobie jest to oczywiście plusem, ale mówimy o konstrukcji lampowej, w której jednak większość użytkowników w pełni świadomie oczekuje jej modulacji. Po to kupili lampę.
Dlatego nie jestem w stanie powiedzieć, czy to ostatecznie dobrze, czy źle. Z punktu widzenia technicznego jest to dobrze, gdyż słuchawki grają tak jak powinny. Z drugiej, można byłoby traktować go wówczas bardziej jako „sprzętowy equalizer” w formie wzmacniacza, który kupuje się dla osiągnięcia określonych efektów np. Ze wspomnianymi Beyerdynamikami T1 czy Sennheiserami HD800. Takie rzeczy jednak nie są tu oferowane i jedyne, co dostajemy, to wybitą drugą harmoniczną, owszem, dającą trochę przyjemności, ale nie korygując słuchawek w stopniu zgodnym z oczekiwaniami.
Choć w recenzji posługiwałem się głównie wymienionymi dwiema parami AKG, na warsztat wyciągnąłem również swoje HD800S. Te, podłączone na szybko do Elise, nadal wykazywały się tymi samymi „wadami”, co na tranzystorze. Natomiast podłączone pod zbudowanego przeze mnie DACa zbalansowanego w formie przelotki z 4.4 mm na USB-C, opartego na popularnej i chwalonej kości Conexanta (do -100 dB THD+N), zagrały tak samo tonalnie, ale wyraźnie czyściej.
Podkreślić chciałbym w tym miejscu, że była to realizacja bardziej dla zabawy, w ramach jednego z pobocznych projektów Fanatum. No i jak wspomniałem w formie przelotki, a nie dużego klocka, pobierającego 80+ W prądu. Głośność? Zadowalającą osiągnąłem już na 40%, a więc z dużym zapasem. Tak wielki postęp dokonał się między konstrukcjami z lat 70-tych, bo tak rocznikowo odbieram Elise, a obecnymi, ekstremalnie zminiaturyzowanymi rozwiązaniami.
Druga sprawa, to kwestia stosunku zniekształceń do głośności. Oczywiście nie wiem co przyświecało konstruktorom i nie śmiem nawet wnikać w ich umysły, aby odgadnąć sekretne myśli związane z powstaniem Elise, ale jeśli przejść na opisywanie wrażeń, to moje wrażenie jest następujące: wzmacniacz został zaprojektowany w założeniu, że nikt nie będzie go słuchał na dużych (umownie) głośnościach lub po prostu z tak wydajnymi słuchawkami. Nie wiem trochę po co więc zostały wpisane w dane techniczne, ale być może chodziło o to, że jest to impedancja mieszcząca się w spektrum roboczym Elise i po podłączeniu nic się nie stanie.
Ten sam problem będzie z tego co widzę i przy wyższych impedancjach, więc pozostaje argument głośności, która powinna być – tak czy inaczej – trzymana na niskich, rozsądnych poziomach ze względów zdrowotnych. 70 dB SPL to trochę już dla mnie za głośno, ale cały czas realnie słuchalne. Jeśli osiągamy tam -48,5 dB THD+N (zwłaszcza, że jest to wartość równa lub gorsza niż sporo modeli słuchawek), które jesteśmy już w stanie usłyszeć, to przy cenie 7700 zł należy zadać sobie pytanie o to, do kogo ten konkretny sprzęt jest kierowany.
Jak na razie jedyne co jest pewne i wyłania się z treści recenzji, to fakt, że nie jest to raczej sprzęt kierowany do mnie. Za bardzo patrzę na liczby i zbyt dobrze widzę/słyszę ich korelację z realnie uzyskiwanymi wynikami.
Opłacalność i „słuszność” wyboru Feliks Audio Elise
Dlatego też, jeśli ktoś zapytałby mnie, czy kupiłbym Elise dla siebie, to odpowiedziałbym: nie. I nie dlatego, że urządzenie jest źle wykonane, nie podoba mi się firma albo coś. Po prostu oferuje niedostateczne parametry w stosunku do ceny jak na moje potrzeby i preferencje.
Wzmacniacze lampowe miały, mają i będą mieć swoją specyfikę, zarówno zachowawczą co do brzmienia, jak i użytkową w szerokim tego słowa znaczeniu. Tu się oczywiście wszyscy zgodzimy. Tak samo jak kaseciaki czy gramofony, są to jednak konstrukcje przestarzałe. Pierwsza konstrukcja tego typu powstała chyba w 1906 roku, a do tego była tworzona i przeżywała swój rozkwit w innych czasach w sensie rynku, potrzeb i odbiorców. Inne były wówczas priorytety niż dziś. Przy moich aktualnych priorytetach nie są to już urządzenia kierowane do mnie, jako ich odbiorcy docelowego. Interesują mnie dziś bowiem:
- trwałość,
- energooszczędność,
- użytkowanie w lecie,
- czystość dźwięku.
Na szczęście miałem już wzmacniacze lampowe i wiem kiedy, z jakim sprzętem oraz w jakich warunkach będą się one u mnie sprawdzały, a kiedy nie. Żaden wzmacniacz lampowy nie jest w stanie dowieźć mi kompletu wymienionych rzeczy jednocześnie, a nawet większości. Lampy były, są i będą zawsze elementem eksploatacyjnym, który prędzej czy później ulegnie zużyciu (jak każda elektronika, ale znacznie szybciej). Do tego wydzielają znacznie ilości ciepła (strata energii) i celują w zupełnie inne priorytety, jakimi są specyficzna barwa dźwięku w formie kontrolowanych zniekształceń. Jest to jak pisałem stara technologia, oferowana ludziom kierującym się bardziej sentymentem, niż współczesnymi uwarunkowaniami sprzętu audio.
Już nawet wcale nie takie młode K271 ze swoimi 55 Ohmami nie pasują do tego sprzętu, mimo iż mieszczą się one w jego spektrum parametrów docelowych słuchawek. Za to K240 DFMOD odnajdują się ładnie ze swoimi 600 Ohmami i niską skutecznością, mając na pokładzie przetworniki z lat 80-tych, czyli bardziej rocznikiem pod kątem takich sprzętów. A i nawet na nich słychać, że Elise dodaje od siebie zniekształcenia i że subtelnie lepsze efekty dałoby się uzyskać na wcale nie drogim, a po prostu dobrym tranzystorze.
Jeśli ktoś bezwzględnie potrzebuje takiego sprzętu i oferowanych przez niego właściwości wynikających wprost z charakterystyki lampowej, będzie korzystał ze słuchawek o określonych parametrach, na określonej głośności, nie będzie przeszkadzał mu wymóg skręcania wzmacniacza na zero dla bezpieczeństwa lub nawet wypinania słuchawek podczas wyłączenia/włączenia niczym w niektórych wzmacniaczach DIY oferowanych na forach dla entuzjastów, potrafi ignorować ograniczenia i niedociągnięcia, lubi dogrzać się nieco w zimie i popatrzeć sobie na urokliwie żarzące się lampy, a ponad wszystkim nie przeszkadza mu wydać na to wszystko 7700 zł, to czemu nie.
W każdej innej sytuacji uważam, że należałoby poszukać czegoś zupełnie innego. Zwłaszcza u osób myślących stereotypowo o lampie, jako zamienniku sprzętowego equalizera, którego zadaniem będzie zaoferować miększy, przyjemniejszy dźwięk.
Zatem dla kogo Elise będzie dobry, właściwy i ogólnie wart polecenia? Przy ograniczeniach, jakie posiada Elise, jest to zdaje się sprzęt dla bardzo wąskiego grona odbiorców, dostosowany do ograniczonej puli słuchawek, charakteryzujących się konkretnymi parametrami, które najzwyczajniej w świecie zamaskują ułomności tej technologii.
Elise widziałbym więc najbardziej u osób:
- preferujących mistycyzm i romantyczność takich konstrukcji (co przecież samo w sobie nie jest złe),
- kierujących się sentymentem za starszymi technologiami,
- posiadających słuchawki 300-600 Ohm, najlepiej starszej daty,
- dla których czystość dźwięku nie jest priorytetem,
- nie potrzebujących stereotypowej lampy o obniżonej barwie,
- specjalnie nie zwracających uwagi na pobór prądu i rachunki,
- mających dobrze wentylowane lub klimatyzowane mieszkania w lecie,
- nie mających obaw przed zużyciem się gniazda, problemami technicznymi lub innymi utrudnieniami mogącymi powstać w cyklu użytkowym.
Wydaje mi się, że tak właśnie powinien wyglądać zadowolony użytkownik, a przynajmniej mający największą ku temu szansę. Ów mistycyzm i romantyzm proszę nie odbierać jako coś negatywnego bądź uszczypliwego. Jest to po prostu kierowanie się odczuciami i tolerowaniem surowych danych oraz negatywnych faktów w zamian za przyjemne słuchanie muzyki w określonej jakości, bez znaczenia, czy obiektywnie wysokiej czy niskiej. Po prostu człowiek i muzyka.
Natomiast dobrze jest nie ubierać takich urządzeń w nadmiernie eksponowane pojęcia jakościowe, których w rzeczywistości nie ma, bo po prostu nie zachodzą. Lampy nie kupuje się dla jakości. Lampę kupuje się dla zniekształceń, korekcji tonalnej albo z sentymentu (lub kilku jednocześnie). Sentyment to sprawa indywidualna. Korekcja tonalna w Feliks Audio Elise nie zachodzi. Pozostaje zatem temat zniekształceń.
Realny koszt użytkowania wzmacniacza lampowego
Część osób podchodzących do życia w sposób praktyczny może być zainteresowana tym zagadnieniem. Skoro wzmacniacz zjada więcej prądu i generalnie będziemy listowali to jako wadę, to jak bardzo będzie nas to kosztowało? Przecież 86 W to jeszcze nie jest dramat. Pralka ile przecież zjada. Zatem pytanie, jak bardzo ta wada jest wadą, a jak bardzo zwykłym dyskomfortem psychicznym kołaczącym gdzieś z tyłu głowy.
Owszem, pralka zżera więcej, tylko że pralka nie chodzi codziennie, a audiofil, czy ogólnie każdy entuzjasta muzyki, raczej będzie chciał użytkować swój sprzęt, a nie postawić go w salonie czy gablotce, aby ładnie się prezentował i majestatycznie zbierał kurz. Jako audiofanatyk, uważam to za po prostu wewnętrznie sprzeczne z ideą radości z muzyki w domowym zaciszu. Kupujemy sprzęt, aby na nim pracować, cieszyć się nim, a nie aby patrzeć przez szybę w obawie przed użytkowaniem. Jest to sprzęt użytkowy. On musi być użytkowany. Inaczej nie różni się funkcjonalnie od ozdoby-kurzołapki lub przycisku do papieru.
Ale wróćmy do naszych rozważań.
Koszt 1 kWh ustalmy na 0,67 zł. Zakładając, że z Feliks Audio Elise będziemy korzystali średnio 8 godzin dziennie, czyli na bogato, Elise nabije nam (przy zmierzonym w recenzji poborze) ok. 251 kWh, co przełoży się na ok. 169 zł / rok.
Nie są to wartości nierealne, ponieważ sam tak często i gęsto słucham muzyki, a nawet przez więcej niż 8 godzin. Dla pasjonata nie jest to naprawdę żaden problem. Problemem natomiast jest fakt, że lampy będą się zużywały.
Koszt kompletu lamp:
- ok. 350 zł za parę PsVane 6SN7
- ok. 390 zł za parę Svetlana 6N13S
Daje nam to dodatkowe 740 zł, które będziemy musieli wydać w przeciągu roku-półtorej naszego cyklu użytkowego. Przy 8 godzinach dziennie, próg 4000 godzin żywotności osiągniemy w 500 dni. Zakładając stabilność ceny kWh oraz lamp, półtorej roku użytkowania dzień w dzień będzie nas kosztowało w zaokrągleniu dodatkowy 1000 zł.
Podsumowanie
Na pewno niecodziennym jest móc otrzymać tak drogi sprzęt od czytelnika w głębokim zaufaniu, że powiernik zwróci go po paru latach w stanie niezużytym i nienaruszonym, a co jest dowodem ogromnego zaufania. Czuję się doprawdy zaszczycony, że p. Krzysztof zdecydował się nim moją skromną osobę obdarzyć i w oczekiwaniu na aktualne dane do wysyłki wierzę, że w istocie wróci do niego w formie nienagannej. Jak zwykle też przy takich recenzjach mam nadzieję, że jest zadowolony ze swojego nabytku, to treść recenzji tego nie zmieni.
Elise jest bowiem całkiem dobrym wzmacniaczem lampowym, który stara się minimalizować ograniczenia i problemy wynikające ze stosowania tej technologii, na przekór temu, że na dłuższą metę jest to karkołomne. To zdanie najlepiej opisuje wg mnie ten sprzęt.
Perspektywę jednak postanowiłem przyjąć współczesną, a więc dokładnie taką samą, jaką przyjmuję od połowy zeszłego roku wobec wszystkich innych urządzeń, gdy tylko udało mi się opracować dodatkowe metody pomiarowe.
Jakość wykonania – teoretycznie nie mam się tu do czego przyczepić. Sprzęt jest wykonany bardzo schludnie, nic nie puka, nic nie stuka, nic nie wybucha. Punkty odjąć mogę jedynie za potencjometr, który od połowy skali mógłby się zachowywać lepiej (kwestia selekcji lub być może zużycia, trudno ocenić), 9/10.
Jakość dźwięku – wysoka wierność względem sygnału wzorcowego i brak dodawania czegokolwiek od siebie jest dla mnie dużą zaletą (choć dla niektórych może być wadą). Tą na pewno nie będzie poziom zniekształceń, który ma przełożenie na uzyskiwane parametry w pomiarach nie tylko własnych, ale i słuchawek. Minusem będą tu też zachowania na niskich impedancjach, a więc przydźwięki w pewnym momencie na potencjometrze i przebicia od źródła. Dlatego zalecane są głównie wysokie impedancje. Ogólnie jednak nie jest specjalnie źle, 7/10.
Ergonomia użytkowa – oczywiście wzmacniacz musi mieć tu zredukowaną ocenę za specyfikę technologii, w jakiej został wykonany. Duży minus za umiejscowienie przycisku zasilania, ale też wskazanie potencjometru mogłoby być czytelniejsze. Impedancja wyjściowa również nie jest tu atutem oraz martwi mnie zachowanie urządzenia przy wyłączaniu się. Wydzielanie się ciepła i prądożerność to rzeczy oczywiste dla lampowców, ale też nie powinny być pomijane, tym bardziej w kontekście realnych możliwości serwowanych przez urządzenie. Finalnie w tej części dałbym niestety tylko 3/10.
Wzmacniacz Feliks Audio Elise otrzymał zatem w ocenie łącznej 6,5/10, co jest nawet niezłą oceną, a w kategorii wzmacniaczy lampowych jako konstrukcji jak pisałem z lat ubiegłego wieku – wręcz zaskakująco dobrą. Nasze zadowolenie z jego nabycia odbywać się jednak będzie pod pewnymi warunkami.
Gdyby recenzja ta była pisana w latach 70-tych, Feliks Audio Elise mógłby liczyć na ocenę 10/10. Dziś przy 80+ Ohm impedancji wyjściowej, 86 W poboru prądu, przebiciach na słuchawkach o większej wydajności, braku modulacji tonalnej i oferowaniu czystości gorszej niż słuchawki, które docelowo mają tu być podpinane, cena 7700 zł niestety do mnie nie przemawia. Tak, jak kiedyś byłem naprawdę oczarowany takimi konstrukcjami (brzmieniowo i wizualnie w sumie nadal jestem), tak wiem już dziś zbyt wiele, aby świadomie wykonać za takie pieniądze krok (dla mnie) w tył.
Dlatego o ile dla entuzjasty lamp będzie to nawet kusząca opcja dostępna na rynku, o tyle obiektywnie patrząc, nie mogę zarekomendować Feliks Audio Elise w roku 2024. W tej cenie wolałbym iść w zupełnie odwrotnym kierunku i nabyć solidny, dobry, czysty wzmacniacz (i DAC), a potem to słuchawkami nadawać swojej muzyce ton taki, jakiego oczekuję. Ale jest to tylko jedna z wielu recept na „dobry” dźwięk i ostatecznie każdy sam będzie musiał się zastanowić, czy dana receptura da mu wypiek taki jaki lubi.
6.5/10
Sprzęt jest dostępny na dzień pisania recenzji w cenie ok. 7700 zł (sprawdź aktualną cenę i dostępność w sklepach)
Zalety:
- dobre wykonanie ogólne
- estetycznie wykończona obudowa
- wyposażenie w dodatkowe złącza Line Out
- wysoka osiągana wierność tonalna
- całkiem sporo mocy pod dachem
- subtelnie przyjemne brzmienie ze względu na podbitą drugą harmoniczną
- niezłe osiągi jak na konstrukcję lampową
Wady:
- przydałby się wyłącznik z przodu lub po prostu inne usytuowanie tylnego
- wysoka impedancja wyjściowa
- słabe THD+N (jak to u lamp)
- tendencja do ujawniania przebić na słuchawkach o niskiej impedancji
- przydźwięk urządzenia na zakresie ponad 50-60% głośności
- wysoki pobór prądu i wydzielanie ciepła, również jak to u lamp
- prawdopodobnie brak zabezpieczeń (notowanie dużego sygnału na wejściach przy wyłączaniu)
- wysoka cena
Mam takie pytanie odnosnie innj firmy,transrotor ,czy moze mi ktoś pomoc i wytłumaczyć dlaczego zasilacz m1 do gramofonu brzęczy słychać to w calym salonie ,wymieniony jest po raz czwarty ?
Prawdopodobnie transformatory liche lub bardzo kiepsko odizolowane od obudowy, stąd przenoszące drgania itd.
Na Aliexpress można dostać za 800 zł. I niestety nie jest to jedyny sprzęt z 10-cio krotną przebitką na naszym rynku..:)
Dziękuję za informację. Nie sądziłem że ten sprzęt jest dostępny na tamtejszej platformie.
Witam. Próbowałem znaleźć Feliks Audio Elise na Aliexpres,, lecz nie mogę w ogóle namierzyć tego wzmacniacza. Mam prośbę, czy mógłbyś podać link do Feliksa za 800 zł?
To że coś jest technologią starszą wcale nie znaczy, że gorszą. Jako przykład wspołczesne silniki aluminiowe a starsze na żeliwnych blokach, czy v8, v12 a 1.0.
Współczesne układy na tranzystorach wzmacniających w wiekszości przypadków brzmią gorzej, techniczniej od lamp i to jest przyczyna powrotu ich popularności . Może tranzystory z węglikiem krzemu coś zmienią, bo sa szybsze i wytrzymalsze.
Próbuje Pan pisać pseudonaukowe recenzję a tak naprawdę:
– nic nie wiemy jakie jest źródło
-jakie są intekonekty, kable zasilające i całe otoczenie,
– nic nie wiemy o połączeniach w urządzeniu pomiarowym
– nie podaje Pan w jaki sposób przygotowywał wyniki w programie, przy jakich ustawieniach
– nie jest Pan obiektywny, bo preferuję Pan inne technologie.
-tylko jedna osoba słucha, nie ma żadnego innego zdania
-zastosowany jest tylko jeden zestaw lamp
– sprzęt ma Pan od 2021 a słuchał Pan tylko w styczniu czyli pewnie raptem parę dni co pokazuje Pana stosunek do wzmacniacza
– zastosowane słuchawki to raczej przeciętne modele
Jeśli ma Pan chociaż trochę pojęcie to wie, że to sie wszytko wogóle nie kwalikuje jako dane naukowe i rzetelność.
Romatyczność pod którą przeważnie ukrywa się zamulenie to nie jest wina tej technologii, tylko okablowania wewętrznego w takim wzmacniaczu. Kondo zalecał okablowanie z czystego srebra na przykład, a więc wzmacniacz jest tak dobry jak jego najsłabsza cześć. Do tego dochodzi jakość lamp i techologi materiałów użytych przy ich tworzeniu.
Temat jest o wiele bardziej rozbudowany, aby go podsumować jako przestarzały i romantyczny, bo dźwięk lampowy może być nowoczesny, barwny, szczegółowy itd
Bardzo serdecznie dziękuję za ten jakże barwny komentarz. Zastanawiałem się czy ktoś z branży lub audiofilskiego grona się wypowie na ten temat i wreszcie się doczekałem 🙂.
Zgodnie z przewidywaniami okazało się, że jestem głupi, głuchy, ograniczony, uprzedzony, nieobiektywny, nierzetelny, piszę pseudonaukowe recenzje, użyta została nie ta metodologia, nie ten sprzęt, nie te słuchawki, nie te kable, nie tak podłączone, nie takie lampy, w nie takim otoczeniu jak trzeba, nie tak opracowane, nie tak długo słuchane itd. Oprócz tego nie mogło zabraknąć porównania do zupełnie innej branży, ale rozumiem taki zabieg, często widzę go w wypowiedziach na forach mających tłumaczyć nam, uprzedzonym i niekumatym, jak funkcjonuje świat.
Tak więc nie tłumacząc się, bo nie ma takiej konieczności, życzę z całego serca wszystkiego dobrego, pogodności w życiu i przyjemności w słuchaniu muzyki (lub sprzedawaniu marzeń, zależy co nastąpi pierwsze). Jedynie jeśli o coś mógłbym pokornie prosić, to o troszkę więcej akceptacji dla rzeczywistości, którą ktoś może chcieć opisać i do tego próbując powiedzieć przy okazji „sprawdzam”.
Ja do tych zarzutów dołożyłbym jeszcze:
– nad testami nie zebrało się konsylium, a recenzja nie była tworzona komisyjnie
– testy były robione o nieodpowiedniej porze i w złym roku kalendarzowym.
– recenzja nosi znamiona nierzetelności ponieważ nie zostały zastosowane „rady Kondo zalecające wymianę wszystkiego od lamp po przewody i kable zostawiając tylko oryginalną obudowę”
„Orfeusz” zarzucając komuś „brak o czymś pojęcia”, zastanów się, czy aby ty sam masz o tym pojęcie.
Nie obraź się, ale twój komentarz wygląda mi na opinię sklepikarza, który ma zawalone półki tym sprzętem, albo użytkownika, który kupił taki wzmacniacz i szuka tylko i wyłącznie potwierdzeń dla swojego wyboru, że zakupił sprzęt najlepszy na świecie, nie tolerując przy okazji żadnych obiektywnych ocen.
Kończąc chciałbym poinformować, iż jestem użytkownikiem Feliks Audio Elise MK1 i po przeczytaniu całej recenzji Pana Jakuba nie dopatrzyłem się w niej żadnych obraźliwych i „pseudonaukowych” złych opinii o tym sprzęcie.
Uważam opis (zarówno zalet jak i wad tego wzmacniacza) za bardzo obiektywny i jak najbardziej trafny.
Mam nadzieję, że nikt mnie nie posądzi o „pseudonaukowe” opinie. Przedstawiłem tylko jak każdy, swoje skromne zdanie.
Pozdrawiam Wszystkich Miłośników słuchania muzyki.
Orfeusz2024-01-22 o 05:53
To że coś jest technologią starszą wcale nie znaczy, że gorszą. Jako przykład wspołczesne silniki aluminiowe a starsze na żeliwnych blokach, czy v8, v12 a 1.0.
ale bzdura – czyli nie ma postępu – w latach 90 silnik astry podstawowy miał 60 km i 1.4 4 cylindry teraz 1.0 i 75 km -i trzy cylindry i to bez turbo..
Współczesne układy na tranzystorach wzmacniających w wiekszości przypadków brzmią gorzej, techniczniej od lamp i to jest przyczyna powrotu ich popularności .
Głupota do potęgi n tej – brzmią po prostu czysto panie. Lampa brzmi z dodatkiem drugiej harmonicznej.
Może tranzystory z węglikiem krzemu coś zmienią, bo sa szybsze i wytrzymalsze.
A może z domieszką żwirku dla kotka? W końcu tam też jest krzem.
Próbuje Pan pisać pseudonaukowe recenzję
a TY pseudonaukowe pierdololo
a tak naprawdę:
– nic nie wiemy jakie jest źródło
Wiemy – pisze jak byk
-jakie są intekonekty, kable zasilające i całe otoczenie,
– wierzysz w audiovodoo? bo widzę że wierzysz smuteczek…
– nic nie wiemy o połączeniach w urządzeniu pomiarowym
Wiemy – było podłączone bo by nie działało… Może napiszesz że nie było połączenia – no nie obraź się
to już kompletnie nawalasz bzdurą…
– nie podaje Pan w jaki sposób przygotowywał wyniki w programie, przy jakich ustawieniach
Podał – przecież jest legenda – stary naprawdę czy ty wiesz co piszesz?
– nie jest Pan obiektywny, bo preferuję Pan inne technologie.
-A właśnie że nie preferuje bo powiedział że da się słuchać – tylko je to sporo watów i tyle.
-tylko jedna osoba słucha, nie ma żadnego innego zdania
– a kto ma słuchać kot który oddał żwirek żeby więcej było dobrego węglika krzemu?
-zastosowany jest tylko jeden zestaw lamp
– bo producent daje siedemnaście w zestawie przecież hahahah
– sprzęt ma Pan od 2021 a słuchał Pan tylko w styczniu czyli pewnie raptem parę dni co pokazuje Pana stosunek do wzmacniacza
– a jaki ma mieć stosunek – dał prawie że rekomendację – a co miał zrobić mieć z nim stosunek ???
Wybacz Ty jesteś z jakiegoś sklepu domniemuję…..
– zastosowane słuchawki to raczej przeciętne modele
No tak hd 800s Tungsteny K1000 zapewnie ale nie zagrały bo wydajność prądowa była licha więc Łopatka pewnie z pokorą przemilczał… Audeze też na pewno pyknął bo ma – ale miał powody żeby litościwie przemilczeć. Smuteczek do kwadratu…
Jeśli ma Pan chociaż trochę pojęcie to wie, że to sie wszytko wogóle nie kwalikuje jako dane naukowe i rzetelność.
Zabawne – piszesz do nie naukowca co ma sprzęt pomiarowy i umie go prawidłowo używać. No tak to zwykły bloger który z mozołem zbudował sprzęt pod pomiary i jest nie piewcą ucha tylko antyryką na naszym rynku….
Szacunek dla AF”a
Romatyczność pod którą przeważnie ukrywa się zamulenie to nie jest wina tej technologii, tylko okablowania wewętrznego w takim wzmacniaczu.
Bzdura i debilizm – fizyka mówi coś innego – są parametry i dobór – i akurat firma feliks zrobiła to super – jednak ma lampę a ta zawsze będzie słaba – lata 1950-1960 zeszłego wieku porównujesz do nowoczesnej techniki – bzdura do kwadratu.
Kondo zalecał okablowanie z czystego srebra na przykład, a więc wzmacniacz jest tak dobry jak jego najsłabsza cześć. Do tego dochodzi jakość lamp i techologi materiałów użytych przy ich tworzeniu.
Temat jest o wiele bardziej rozbudowany, aby go podsumować jako przestarzały i romantyczny, bo dźwięk lampowy może być nowoczesny, barwny, szczegółowy itd.
Tego nawet nie podsumuję – bo nie warto – zapraszam do kontaktu – laliksan na forum – podam dane teleadresowe i chętnie w realnym świecie podsumuję to w konfrontacji audio rzecz jasna. Ale i tak wiem że takie osoby to są sklepowe trole.