Tak jak wielokrotnie powtarzałem, słuchawki z tak budżetowych przedziałów z definicji nie leżą kręgu moich zainteresowań, chociażby z racji częstokroć dużej awaryjności lub częstych zmian wprowadzanych przez fabryki bez wiedzy użytkowników, a nawet czasami i samych dystrybutorów. Takich atrakcji na ogół pozbawione są klasy wyższe, jak również i bardziej człowieka rozwijające w zakresie tego, co potrafią sobą zaoferować. Nie zmienia to faktu przeogromnej popularności modeli ultra-budżetowych, a ze względu na co rusz pojawiające się pytania o m.in. właśnie tenże model Philipsa oraz w kontekście dawno temu podjęcia się tematu w SHE3590, postanowiłem sprzęt ten specjalnie dla Państwa za własne pieniądze zakupić i przetestować, tworząc stosunkowo szybką i konkretną recenzję oraz proste pomiary.
Dane techniczne
- Przetworniki: dynamiczne, 8,6 mm
- Pasmo przenoszenia: 11 Hz – 22 kHz
- Impedancja: 16 ohm
- Maksymalna moc wejściowa: 20 mW
- Czułość: 105 dB
- Kabel: 1,2 m, symetryczny
- Wtyk: jack 3,5 mm stereo TRS, chromowany
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki przychodzą do nas w zwykłym blistrze, jak gdybyśmy kartę pamięci kupili. Nie ma w nim żadnej instrukcji, nawet jednego słowa po polsku, dominuje za to język chiński (wiadomo dlaczego). Nie jestem pewien dlaczego umieszczona została na nim naklejka w języku rosyjskim z datą produkcji, ale przy cenie 29 złotych polskich powiedzmy, że takich pytań się nie zadaje.
W pudełku znajdują się jedynie dodatkowe tipsy – nie dostajemy tu praktycznie niczego w zakresie akcesoriów. Prócz nałożonej na słuchawki pary M, dostajemy po jednej w rozmiarach S i L. Jeśli którąś zgubimy, wtedy klops.
Konstrukcja od czasów SHE3590 niespecjalnie się zmieniła. Wciąż są to plastikowe, dwuczęściowe korpusy, tym razem z plastikiem połyskliwym zamiast zwykłego odlewu, wyglądającym przez to znacznie lepiej. Co prawda kolor miał być czarny, ale w praktyce utrzymuje odcień w stylu błękitu paryskiego. Przynajmniej w ten sposób nie można powiedzieć, że wizualnie są to nudne słuchawki. Strona z logiem Philips uległa spłaszczeniu, co przy jednoczesnej rezygnacji z oznaczenia kanałów na korpusach (polaryzacja zawędrowała na odgiętki) umożliwia nauczenie się orientacji w krótkim czasie tylko i wyłącznie po tym jednym elemencie.
Model ten posiada owalne tulejki, na które Philips zdaje się przeszedł już na dobre. Sitka zabezpieczające przetwornik są metalowe, ale nie generują nieprzyjemnego efektu odkształcania się podczas aplikacji, przynajmniej w moim przypadku.
Tipsy i kabel
O ile kabel jest nadal taką samą „nitką” jak u poprzedników, zmodyfikowano wtyk i splitter. Ten pierwszy jest już znacznie poręczniejszym, malutkim wtykiem na kształt litery „L”, zaś rozgałęziacz podzielono na dwie części – stałą oraz przesuwną, ściągającą oba przewody w razie konieczności. Z jednej strony jest w nim wcięcie, także możliwe jest jego odczepienie, ale tylko z tej jednej strony. Równie dobrze można go ściągnąć na sam dół i też nie będzie nam przeszkadzał.
W SHE3950 stosowano przezroczyste tipsy silikonowe bardzo dobrej jakości. Tutaj zaś mamy je szare i o cieńszych ściankach. Wciąż jest to jednak lepsza jakość niż bardzo cieniutkie płaszczyki wielu ultra-tanich modeli budżetowych, także przy tak niskiej kwocie wypadałoby chyba cieszyć się z tego co mamy.
Wygoda i izolacja
Wygoda to dobra chwila spędzona na znalezieniu przeze mnie odpowiednich tipsów oraz ustawienia. Po wielu różnych kombinacjach ostatecznie padło na pozostanie przy standardowych silikonach w rozmiarze M, ale z jednoczesnym zakładaniem słuchawek jako OTE. W przeciwnym razie miałem problemy ze złapaniem należytej izolacji na prawym kanale (z faktu że te są u mnie dosyć niesymetryczne), czasami od razu po założeniu, czasami po chwili.
Ponieważ słuchawki mają jak pisałem tulejkę owalną zamiast okrągłej, producent zmusza nas do zwracania mocniej uwagi na to pod jakim kątem obrotowym korpus ląduje w naszych uszach. Rzutuje to potem na izolacji od otoczenia (najczęściej umiarkowanej z tendencją do dobrej), a to z kolei na finalnych proporcjach basu i sopranu oraz ogólnej definicji dźwięku. Widać to czasami w bardzo skrajnych opiniach rozsianych gęsto po sklepach na kartach produktów. Doszukiwanie się w nich skandali i kłamstw w recenzjach – i to jeszcze przy tak horrendalnie niskiej cenie – wygląda doprawdy komicznie, niczym klasyka powieści z gatunku płaszcza i szpady. Jeśli bowiem słuchawki mają np. „zero basu”, najprawdopodobniej winna jest właśnie aplikacja. Dopiero potem, przy pełnym wykluczeniu tego typu problemów (część osób potrafi wręcz mylić słuchawki dokanałowe z dousznymi), można dociekać, czy jest to wina egzemplarza, czy problem sprzętu źródłowego (często niekompatybilność z wtykami TRRS) lub po prostu gust słuchacza, który przyzwyczajony do tej pory był do bardzo basowego brzmienia. Tylko ponownie – przy takich problemach wolałbym, aby mowa była o sprzęcie za znacznie większą kwotę, jako wstępnym bezpieczniku i weryfikatorze co do użytkownika końcowego (generalnie im droższy, tym ten bardziej świadomy i popełniający po drodze mniej błędów).
Niestandardowe tipsy
Choć owalna tulejka jest dla mnie decyzją niezrozumiałą, bo ograniczającą arsenał opcji wymiany tipsów na inne, nie oznacza to że takowych nie mamy. Nie powinno być problemu z założeniem na SHE3700 tipsów od RHA czy Brainwavz, da się również na upartego założyć Westone StarTips, a w ramach pianek – ich True Fit pozbawione siłowo plastikowego środka oraz Comply z serii T400 lub S400.
Moim zdaniem najlepiej jest trzymać się wszystkiego, co ma szeroki otwór wylotowy, ponieważ wtedy sopran i scena są w najbardziej optymalnej kondycji. Prócz tego radzę zwrócić uwagę także na solidność zamocowania tipsów na tulejce, ponieważ przy luzach raz, że ujmie nam to izolacji, dwa, że stwarzamy ryzyko zostania się tipsu w kanale słuchowym. W skrajnych przypadkach może nie obejść się bez pomocy osoby trzeciej.
Przygotowanie do odsłuchów
Recenzowany model to dokładnie czarne Philips SHE3700BK/00 z datą produkcji wskazaną na grudzień 2016 roku. Aby uniknąć kontrowersji związanych z poprzednikiem, przy którym Philips zmienił wersję w trakcie trwania produkcji, słuchawki zostały zakupione przeze mnie bezpośrednio z jednego ze sklepów i pochodzą z krajowej, oficjalnej dystrybucji. Sklep w którym je zakupiłem nie był i nadal nie jest uprzedzony o tym fakcie.
W ten sposób mają Państwo pewność, że odsłuchy wykonywane były na egzemplarzu produkcyjnym, a nie specjalnie przygotowanym samplu testowym. Co prawda jest to grubo ponad rozsądek z mojej strony w przypadku tak taniego sprzętu, ale niech będzie że jak już zabieramy się za temat, to na poważnie i profesjonalnie, jak na prawdziwego blogera-entuzjastę przystało.
Ale żeby sobie samemu nie słodzić i wrócić ad meritum, oczywiście jak zawsze zostawiam sobie profilaktycznie pewien czas na dojście słuchawek do siebie. Standardowo jest to okres 24-48 godzin i w tym czasie niespecjalnie usłyszałem w Philipsach jakiekolwiek zmiany. Jeśli były, musiałyby zniknąć bardzo szybko i akurat w czasie, gdy walczyłem z dopasowaniem tipsów i szukaniem najlepszego sposobu noszenia słuchawek.
W zakresie sprzętu źródłowego typowo dedykowanego audio ograniczyłem się tylko do urządzeń:
- Aune S7 (+ Aune S6)
- iRiver iFP-895
- Shanling M1
Było to więcej niż trzeba w zakresie wybadania możliwości recenzowanych słuchawek. W ramach porównań z innymi modelami posiłkowałem się pamięcią na temat sposobu grania Philipsów SHE3590 oraz JVC HA-FX8. Jednocześnie sprzętem porównawczym były droższe od nich RHA MA350 i Beyerdynamic Byron BT, zwłaszcza te ostatnie.
Utworami testowymi była jak zawsze cała gama plików muzycznych z różnych gatunków (od elektroniki, przez klasykę, po rock alternatywny) i formatów (od MP3 320kbps po pliki FLAC 24/192, zgodnie z możliwościami odtwarzania danego urządzenia).
Jakość dźwięku
W dużym skrócie słuchawki grają nominalnie na planie „V”, równoważąc nacisk na bas i sopran między sobą i przy fakcie umiarkowanej izolacji od otoczenia. Scena znacznie szersza niż głębsza.
Bas
Malutkie Philipsy już przy poprzedniku lubiły przyłoić niskimi tonami. Nie zmieniło się to również i teraz przy następcy, ale funkcjonuje teraz bardziej jako potencjał, aniżeli regularne zachowanie. Przy wspomnianej umiarkowanej izolacji, a więc przy zwykłej aplikacji i standardowych tipsach, linia basowa jest całkiem unormowana, równoważąc się między niskim, średnim i wysokim basem. Słuchawki starają się przy tym zawsze dorzucić od siebie trochę więcej średniego basu, nie stawiając tak mocno na twardość, rytmikę czy zejście. To miękki bas w charakterze, przyjemny w kontakcie, a tym samym bezpieczny dla słuchacza z racji uniwersalności i przewidywalności odbioru.
Ilość basu można zwiększyć poprzez zastosowanie tipsów o większej izolacji akustycznej od otoczenia. Standardowe tipsy mają to do siebie, że lubią jednym pasować lepiej, innym gorzej. W moim przypadku jak pisałem wysoką wygodę i jednocześnie symetryczną izolację na oba kanały udało się uzyskać dopiero po założeniu ich jako OTE. Basową moc natomiast wyciągnąłem z nich opisywanymi wcześniej tipsami True Fit, choć miały one swój wkład także w przyciemnienie i redukcję sceny. Przy dobrze pasujących silikonach o szerokim otworze wylotowym nie powinno być natomiast żadnych problemów z uzyskaniem mocnego basu bez żadnych konsekwencji dla reszty podzakresów.
Średnica
W przypadku sposobu grania na planie „V” naturalnym jest, że będzie w mniejszej lub większej kontrapozycji do basu czy sopranu. Na całe szczęście w SHE3700 nie jest to problem, a samo odsunięcie de facto okazało się stosunkowo skromne. Wynika to z racji tego, że względem poprzednika nie ciśnie się już tak do przesady tak basu, jak i sopranu. Pomaga to w osiągnięciu większej bliskości i czytelności wokali. Teoretycznie im bardziej średnicowy sprzęt, tym lepsze uzyskamy efekty, ale o dziwo niespecjalnie mi średnich tonów brakowało na sprzęcie, który użytkowałem w trakcie testów.
Góra
SHE3700 nie należą do słuchawek skrytych sopranowo, nawet mimo faktu, że najczęściej producenci lubią ukrywać ten zakres przed słuchem użytkowników i w ten sposób maskować zarówno matowość, jak i różnego rodzaju przesunięcia barwowe, kompresję, ubytki w rozdzielczości, braki w detalach itd.
Philipsy są w tym względzie bardziej szkliste niż moglibyśmy się tego spodziewać. Barwa jest przesunięta na nosowość, ale też nie w pełni, a jedynie w większości fragmentów sekcji sopranowej. Do tego ich kompresja nie jest zaznaczana w sposób ofensywny. To bardzo ciekawa obserwacja, bowiem chociażby w Byronach BT oba te elementy są bardziej słyszalne, a same słuchawki przecież są nieporównywalnie droższe, choć też i lepiej wykonane, wyposażone, bezprzewodowe itd.
Sekret tkwi w nacisku na punkty 3 kHz oraz zakres 5-6 kHz, ale odpuszczaniu w dużej mierze tego, co dzieje się przy wyjściu poza próg 8-10 kHz. To dlatego słuchawki zachowują się w najwyższej oktawie sopranowej bezpieczniej od 3590, a jednocześnie oferują tak czytelny i świeży sopran jako całość. Nie do końca czysty, ale na pewno czystszy niż chociażby w identycznie wycenianych FX8.
Scena
Bardzo agresywnie zaznaczona szerokość przy zredukowanej głębi została odziedziczona również po poprzednikach, ale tym razem z racji przybliżenia środka ma się wrażenie grania jeszcze bliżej i na jeszcze krótszej osi. Nadrabia to natomiast oś lewo-prawo, oferując wyjątkowo szerokie granie i bardzo dobre wychylenie.
Całościowa tonalność i charakter
Tak jak już zdążyłem parokrotnie stwierdzić, tak tanie słuchawki nie leżą w kręgu moich osobistych zainteresowań, ponieważ testowanie lub też posiadanie na własność wielokrotnie droższego sprzętu niż tu opisywany, oferującego wyraźnie wyższą jakość dźwięku, jest procesem ciekawszym i bardziej rozwijającym w kontekście ciągłego gromadzenia wiedzy i doświadczenia. To zupełnie naturalne zwłaszcza w sytuacji, gdy człowiek przyzwyczaja się w dużej mierze do posiadanego asortymentu i tego, co tenże sobą na co dzień reprezentuje.
Mam jednocześnie też doskonałą świadomość, że paradoksalnie to właśnie takie słuchawki jak SHE3700 i im podobne cieszą się u Państwa z reguły największym zainteresowaniem. Między innymi właśnie stąd uznałem, że mimo wszystko wyciągnięcie z kieszeni tych raptem paru groszy będzie czymś pozytywnym i właściwym. Zwłaszcza że całkiem popularny model SHE3590 nie jest już od jakiegoś czasu produkowany.
Co zatem dostajemy w ramach owych paru groszy? Naprawdę sporo, choć też trochę do powiedzenia będzie miała tu nasza anatomia. Tipsy będą bowiem przechylać szalę odbioru raz to na poczet basu, raz sopranu. Ostatecznie ważąca się izolacja zdeterminuje, czy odbierzecie Państwo recenzowane słuchawki tak jak ja.
SHE3700 najkrócej można określić jako uspokojoną wersję 3590, w której nie ma już tak jednoznaczniej dominacji basu, a sopran znacznie trudniej zmusić do sybilowania. W obu aspektach są to bardzo dobre wieści z perspektywy ogólnej poprawności akustycznej oraz zaadresowanie tych uwag, które raczyłem czynić przy poprzednim modelu.
Co prawda bazuję tu na swojej pamięci, ale praktycznie we wszystkim słuchawki te się mam wrażenie normują na tle tańszego i starszego modelu. Bas nie jest już aż tak mocno zaznaczony, choć wciąż mocny, zwłaszcza na tipsach dających bardzo dobrą izolację. Średnica również nie jest już tak wycofana i to już jest zmiana na jednoznaczny plus. Sopran, choć wciąż podkreślony i czytelny, nie ma w sobie już tego nieznośnego czasami efektu „przeszycia igłą”. Pozostawiono za to scenę w kształcie mniej więcej takim, jaki w poprzednich Philipsach był przeze mnie notowany.
To jednak, co tak naprawdę w tych malutkich słuchawkach błyszczy i co również nie uległo zmianie, to ogromny współczynnik ceny do możliwości. Oczywiście zawsze można lepiej, więcej, solidniej, z większą czystością, lepszą barwą, sceną, ale wtedy należy albo po prostu zapłacić więcej, albo zrewidować swoje wymagania (szczególnie przy progu 30 zł), albo najlepiej zrezygnować z zakupów. Choć mają swoje wady, w tak niskiej cenie są one praktycznie nieistotne i różnica względem identycznie wycenianych swego czasu JVC FX8 jest tu porażająca. Tam brzmienie było bardzo zachowawcze, bezpieczne, tak samo konstrukcja wodoszczelna sugerowała nastawienie producenta jednoznacznie na wspomniane „bezpieczeństwo”.
U Philipsa nacisk położono natomiast na dźwięk i taka koncepcja zaowocowała byciem w miejscu, w którym jesteśmy teraz. Choć nie są mi znane jak pisałem zbyt szeroko słuchawki tak skrajnie budżetowe oraz lansowane w wielu miejscach do oporu konstrukcje importowane bezpośrednio z Chin, recenzowane SHE3700 udowadniają jedno: na naszym rynku również są spokojnie do znalezienia dobrze brzmiące słuchawki za bardzo rozsądne pieniądze, niczym powiedzenie „cudze chwalicie, swego nie znacie”.
Zastosowanie i synergiczność
Niestety w budżetówce efektem ubocznym, że tak to ujmę, jest spora losowość odbioru różnych słuchawek i w efekcie (lub też trochę w ramach jak mniemam profilaktyki) otrzymywanie multum zapytań i opisywania przeróżnych, często trywialnych problemów. Słuchawki za 50 czy 100 zł i ich wybór urastają do rangi tak wielkich, niemalże egzystencjalnych, rozterek. Do tego stopnia, że naprawdę nie pamiętam kiedy ostatni raz prowadziłem tego typu dyskusje w kontekście sprzętu znacznie droższego, przy którym wszelakie dylematy byłyby przecież znacznie bardziej logiczne.
Dlatego też krótko i treściwie: słuchawki są bardzo łatwe w napędzeniu, więc nie powinny sprawiać żadnych problemów z telefonami, odtwarzaczami i innymi urządzeniami audio. Nie potrzebują ani nie wiadomo jak wielkiej jakości, ani wzmacniacza słuchawkowego. Maksimum możliwości osiągają również stosunkowo szybko, nie różnicując zbyt mocno faktu, czy podłączałem je w trakcie trwania testów do Shanlinga M1 (700 zł), czy zestawu Aune S6 + S7 (łącznie 5000 zł). Również mój leciwy iRiver iFP-895 jest spokojnie wystarczającym dla nich układem, także dla osoby czatującej na wysoce oszczędne połączenie i nie mającej problemu z malutką pojemnością pamięci, taki duet jest całkiem sensownym rozwiązaniem, jeśli nie ma możliwości uzyskania należytej jakości bezpośrednio z telefonu.
Co do zastosowań, tak jak pisałem wcześniej słuchawki są najłatwiejsze do zaakceptowania w ramach gatunków elektronicznych, ponieważ ich wady, będące naturalnym pokłosiem ekstremalnie niskiej ceny i cięcia kosztów, są tam najmniej słyszalne. Tak bardzo, że wpędzają w zakłopotanie znacznie droższe od siebie konstrukcje. Wykorzystywane są tu przede wszystkim atuty wynikające z szerokiej sceny oraz podkreślenia skrajów, a także braku konieczności utrzymania aż tak bezwzględnie rzeczywistej i naturalnej barwy instrumentów. Tak samo było zresztą u poprzedników i tak samo sprawdzały się w tych samych okolicznościach wyśmienicie. Aczkolwiek też nie bezwzględnie we wszystkich – te z bardziej sztucznie zaznaczonym sopranem brzmiały w SHE3590 zbyt ostro, zaś w SHE3700 jedynie z nieukrywaną już nosowością, jeśli przesłuchiwaliśmy je na znacznie lepszych słuchawkach, których sygnatura wciąż tkwi nam w pamięci. To swoją drogą dlatego osoby z dużym osłuchaniem i drogim sprzętem mają takie problemy z wyborem sprzętu dla siebie.
Podsumowanie
Recenzja miała być krótka, ale że nie udało mi się, to niech chociaż podsumowanie czyni honory.
Ekstremalnie budżetowe Philipsy zaprezentowały na tyle wysoką jakość dźwięku, że wzorem poprzedników spokojnie stają się – a jakże – ekstremalnie opłacalnym modelem dla wszystkich tych z Państwa, którzy skłonni są oszczędzać na przenośnym audio aż do przesady. Jeśli z jakiegoś powodu czy to budżet, czy przekonanie nie pozwala przeznaczyć na zakup słuchawek większej kwoty, malutkie SHE3700 powinny w pierwszej kolejności znaleźć się na liście zakupowej. Za maksymalną opłacalność w śmiesznie niskiej cenie: rekomendacja.
Słuchawki na dzień pisania recenzji można było nabyć już od 29 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Wersję SHE3705 z dodatkowym pilotem na kablu można kupić z kolei za 43 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- ciekawe wzornictwo i solidne sklejenie korpusów
- całkiem dobrej jakości tipsy
- brzmienie na planie umiarkowanego „V”
- zadziwiająco szeroka scena muzyczna
- brak zamulenia i matowości często obecnych u konkurencji
- dodatkowe możliwości strojenia płynące z zastosowania innych tipsów
- łatwość w napędzeniu i wysterowaniu
- grają na optimum swoich zdolności z powszechnie dostępnego sprzętu
- normalna polska gwarancja
- betonowa opłacalność
Wady:
- zredukowana głębia sceny
- ergonomia (a co za tym idzie izolacja) jest trochę ograniczana przez owalne tulejki
- konieczność znalezienia sobie najlepszego sposobu noszenia oraz odpowiednich tipsów
- cienki kabelek sygnałowy, na który trzeba uważać
- trudne w aplikacji u osób z głębokimi uszami oraz grubymi palcami
Recenzowany sprzęt został nabyty ze środków własnych specjalnie na potrzeby stworzenia powyższej recenzji.
Świetna recenzja.
Czyli rozumiem mamy model od 3590 mniej zalewający basem, ale dobry, nie strzygą tak dobrany, i nadal można myśleć o wymianie tipsów.
Pomimo wszystko pewnie nadal Xiaomi Piston 2 lub 3 z Aliexpress będą lepsze, i nawet w niższej cenie. Trzeba uważać tylko na podróbki. Ale dobrze że nadal na rodzimym rynku coś się dobrego dzieje.
*soprany
Jestem zaintrygowany tymi słuchawkami i pewnie kupie je z ciekawości, bo chociaż na co dzień korzystam z AKG N60nc, to w szczególnych przypadkach (praca fizyczna) korzystam ze starych sprawdzonych Philipsów SHE3680 (model pokrewny do SHE3580, czyli poprzedników ww. SHE3590) które niestety z racji wieku (model z roku 2010) i zużycia niedługo odmówią posłuszeństwa.
Jak tylko tylko zapoznam się z modelem SHE3700 osobiście, to napiszę co o nich sądzę i jak moim zdaniem mają się do SHE3680, SHE3590 (okrągłe tulejki – gdzieś chyba mam sfatygowany, ale działający egzemplarz) i SHE390 (eliptyczne tulejki).
A czy te Xiaomi Piston mechanicznie sa podobne? Chodzi mi o jakosc wykonania, w szczegolnosci cienkie kabelki.
Źródło: https://audiofanatyk.pl/recenzja-sluchawek-philips-she3700/
bez jaj te sluchawki kalecza uszy, nie mam duzych wymagan co do sluchawek, ale wyrzucilem na marne 50zl, scena, soprany, bas – w takich sluchawkach nie mozna oceniac pojedynczych aspektow i znajdujac w nich jakies pozytywy mowic ze sa ok, ogolny odbior sluchawek nie pozwala sluchac w nich muzyki wiecej niz 2 minuty, nie jestem prawdziwym audiofilem, ale glosniki ktore posiadam sa uznawane za glosniki na poziomie i cenione wsrod poczatkujacych audiofilow, problemem moim nie jest przyzwyczajenie do basu czy inne takie, po prostu te sluchawki kalecza muzyka, a cena nie usprawiedliwia nic bo poprzednie sluchawki od telefonu htc byly o niebo lepsze. nie obchodzi mnie na miescie scena jaka daja sluchawki czy zrozwnowazenie basu skoro calosc jest nie sluchalna.
Nie wiem czy zauważył Pan Panie Danielu, że słuchawki zawsze opisuję w swoich recenzjach w ten sam sposób: jedno-dwa zdania ogólnego zarysu, potem bas, średnica, góra, scena, następnie swoje wrażenia co do całokształtu. Czasami też dodatkowo szybkość i precyzję. Taką metodologię stosuję od 8 lat. Nie mam niestety czasu wnikać dokładnie i głowić się co spowodowało u Pana takie odczucia, czy sposób założenia i aplikacja, czy nietrafienie w gust, ale na szczęście słuchawki zawsze może Pan oddać do sklepu w terminie 14 dni, a i rynek także jest w tym względzie pełen alternatyw w różnych cenach. SHE3700 to tylko jedna z opcji. Nie wiem też przyznam co mają jakiekolwiek głośniki do bardzo tanich słuchawek dokanałowych.
Czytałem przed zakupem tą opinie i uznałem ją za nie możliwą…ale miałeś rację. Kaleczą słuch, ale to wina tego że są jakby zbudowane na samych sopranach, żeby jakoś to uśrednić należy zrobić równie pochyłą w EQ 🙂 bo bas tam jest ukrytym dodatkiem. Powiem tak, gdyby nie fakt że znalazłem teraz słuchawki które były przy Samsungu S3 w tej cenie co Philips to bym nie żałował… Jeśli miałbym wydać 30 na Philipsa 3700 to drugi raz kupiłbym oryginalny zestaw Samsunga: EHS64AVFWE. Oryginał miał jakby niedomalowane na górze słuchawki.
@Luke
Raczej znów jest to podejrzewam związane z prawidłowym założeniem słuchawek. Niedawno rozmawiałem z inną osobą mailowo i słuchawki dokanałowe z gatunku bardzo basowych (Byron BT) skwitowała w ten sam sposób, jednocześnie wskazując wyraźnie na okoliczności złej aplikacji. Philipsy to słuchawki dokanałowe, których poprawne brzmienie jest nierozerwalnie związane z izolacją i prawidłowym umieszczeniem w kanale. To że to trudna sztuka i słuchawki nie pasują wszystkim z perspektywy anatomii to już kwestia osobna i kompletnie niezależna ode mnie. Niestety jednocześnie to chleb powszedni wszystkich modeli dokanałowych bez względu na cenę. Bardzo jasno pisałem o tym w recenzji i starałem się uczulać, aby nie było takich opinii jak Panów. Oczywiście wykluczając sytuacje, w których słuchawki faktycznie czysto de gustibus komuś nie pasują. Jestem jednak głęboko przekonany, że tak jak miałem przyjemność na przestrzeni lat testować słuchawki dokanałowe do 20 do 4500 zł, tak dosyć dobrze ująłem sposób grania Philipsów na własne uszy.
Powiem tak Panie Jakubie, pomogło nieco zmniejszenie nakładki i zmiana w ustawieniach z dokonałowych na douszne(!) o dziwo. Ja wielu i to aż tak drogich słuchawek nie testowałem, wybitnym muzykiem również nie jestem, pochwalę się jedynie, że przeszedłem badanie na audiometrię tonalną w pełnym jej zakresie. Być może to kwestia gustu bo choćbym wepchnął te słuchawki aż do trąbki Eustachiusza to i tak soprany będą górą. Bas jest owszem i to mocny np. w I dont wanna live forever, wręcz dudniący ale już w st. Elmos fire w wykonaniu Johnsa przy akompaniamencie Fostera słyszę przez cały utwór talerz perkusyjny bo taka to uroda tych słuchawek, a że na poprzednim zestawie tego nie słyszałem to mi to nie przeszkadzało. Ta szeroka scena o której Pan pisze uwydatnia wszystko oddzielnie co dla mnie osobiście porostu nie jest przyjemne. Wraz z poziomem decybeli powinna rosnąć dynamika muzyki, a tu rośnie wisk sopranów. No ale rozmawiamy tu o słuchawkach za 30 zł… Rzecz gustu i urody 🙂 Mam nadzieję, że wkrótce opisze Pan inne słuchawki do 100 zł, może np JBL T100A? 🙂 Chętnie poczytam i jak mówi Jacek Krzynówek pozdrawiam bardzo serdecznie.
Na douszne? To faktycznie dziwna sprawa, bo wtedy przestrzał sopranu ma Pan więcej niż gwarantowany. A czy próbował je Pan może zakładać tak jak opisywałem w recenzji? Tzn. przekręcone o 180′ i kabelkami poprowadzonymi za małżowinami – takie ustawienie pasowało akurat na moje kanały. Najciemniej zaś zagrały z dopasowywanymi piankami Westone bez rdzeni. Ew. można im domówić Comply T400 lub S400.
Naturalnie podany przeze mnie zakres cenowy nie miał na celu ani chełpienie się, ani wywyższanie, a jedynie wskazanie na to, że bardzo różne słuchawki miały okazję mi już w uszach lądować i tym samym ryzyko błędu po mojej stronie w ocenie nawet tak tanich słuchawek uważam osobiście za bardzo małe z perspektywy doświadczenia. Jedynymi typami słuchawek jakich jeszcze nie spróbowałem są na dzień dzisiejszy customy oraz open-air, choć w tych ostatnich najprawdopodobniej uda się spróbować jeszcze w maju.
Wciąż oczywiście problemem może być subiektywny odbiór brzmienia, bo tutaj faktycznie ile będzie osób, tyle preferencji i jednemu pisany będzie bardzo mocny bas (np. w stylu PL11 czy NE700X), a innemu słuchawki lekkie basowo i ostre na sopranie. Dlatego też w pełni rozumiem Pana opis, zakreślone w nim różnice oraz odmienne preferencje, do których absolutnie ma Pan święte prawo. Niemniej opisuje mi Pan wiele elementów, które mimo wszystko nadal pokrywają się z postawioną poprzednio tezą.
Akurat preferencyjnie mój blog operuje bardziej na sprzęcie klasy premium. Tak tanie produkty na ogół mnie mijają i wymagają – na wzór SHE3700 – zakupów samodzielnych w celu przetestowania na własną rękę, a co przy i tak dosyć rozbudowanej kolejce staje się bardziej oderwaniem od standardu niż celem samym w sobie. Ostatnio wyjątkiem były RHA MA350 za 120 zł, ale tylko dlatego, że otrzymałem całościową ofertę tego producenta. Jeśli drażni Pana sopran i szuka Pan czegoś w kierunku nieco bardziej odmiennym od 3700, może to też będzie dobry trop. Może okażą się też od razu lepsze pod względem ergonomii od Philipsów.
Również dziękuję i pozdrawiam.
Właśnie odebrałem, dzięki za polecenie, fantastyczne budżetówki 🙂
A recenzja bardzo wyczerpujaca. Dzieki!
Już sam sobie odpowiadam.
Wynika z tego, że kabelki pistonowe znacznie lepsze. Tyle że cena też ze dwa razy wyższa.
Co ciekawe, na rynku (zarówno polskim jak i chińskim) sporo podróbek. Ciekawe czy te Philipsy SHE też są tak często podrabiane?
Xiaomi Piston w wersjach bazowych to zupełnie inna liga wykonania. Ich przewody są z zasady wzmacniane włóknami kevlaru. Sprawiają wrażenie znacznie droższych słuchawek. Zwykle jest w nich sporo elementów metalowych.
Dzięki, wiedzy nigdy za wiele.
Cześć. Przepraszamy za gramatyki, ale jestem ze Słowacji. Naprawdę nie rozumiem przeglądu i dlatego pytam. Chcesz więcej lub SHE3590 SHE3700? Do tej pory używałem SHE3590 ale zepsuł i nie mogę się zdecydować, który kupić. Dziękuję pięknie.
Hello. No problem. We can always switch to english, since it is more understandable in such situations. Translations into polish can be very awful and I have some difficulties with reading your comment properly.
Nevertheless, as I can decipher it and understand your dilemma, both models are very similar to each other, with the difference in less pronounced lows and highs in 3700. In my opinion you can easily try out 3700 since it won’t be such a big leap from 3590. Or at least in my opinion it shouldn’t be.
Thank you so much for your answer. I’ll try 3700 🙂
Dzień dobry! Czy może Pan porównać recenzowane Philipsy do Creative EP-630 i Brainwavz Omega? Który z tych modeli uważa Pan za najlepsze? Używałem przez pewien czas EP-630, ale się popsuły i przymierzam się do kupna nowych dokanałówek. Będę wdzięczny za pomoc 🙂 Pozdrawiam!
Witam,
Omeg w ogóle nie testowałem, natomiast dwie pozostałe pary mają na blogu swoje recenzje, także wszelakie porównania można wykonać całkiem sprawnie samodzielnie. Również to od osoby oceniającej sprzęt zależy który będzie ogólnie „lepszy” bądź „najlepszy”. Jak sam Pan widzi po komentarzach do SHE3700, nie każdemu musi on z różnych względów pasować. Tak samo było z FX40 czy Byronami BT. To określony typ grania, który albo się preferuje, albo nie. Ja zaś nie czuję się na siłach aby decydować za kogoś co ma lubić :), dlatego staram się stronić maksymalnie od wskazywania sprzętu wedle swoich własnych (i dosyć wysublimowanych) preferencji.
Pozdrawiam.
Jestem pod wrażeniem twojej dociekliwości i pasji. Mało jest blogerów, którzy piszą o wszystkim rzeczowo i w ch*j dużo :D.
Dziękuję za komplement Panie Pawle. Akurat tu z drugiego bierze się to pierwsze, tj. z pasji wspomniana dociekliwość.
Cześć, dzisiaj te słuchawki przetestowałem, i dołączam się do opinii, że te słuchawki kaleczą uczy. Nie rozumiem o co chodzi, dźwięk gorszy niż słuchawki z kiosku. Słyszę same wysokie, płaskie tony. grzebałem w ustawienaich iphone SE, ustawiałem EQ ale dalej nic. Niestety na chwilę obecną porażka, 50 zł w błoto.
Wygląda to na klasyczne objawy problemu z aplikacją. Każde słuchawki dokanałowe nie będą grały tak jak powinny w takich warunkach. Specjalnie pisałem o tym w recenzji.
A co Pan ma na myśli mówiąc o problemie z aplikacja? Bo dla mnie jako dla laika recenzja jest napisana odrobinkę zbyt skomplikowanie ???? Może to kwestia przesiadki z lepszego sprzętu w moim odczuciu, tj creative EP 630.
Problemy z dokładnym umieszczeniem słuchawki w kanale słuchowym.
Kupiłem, jestem zadowolony – nie odstają w porównaniu do SHE 3590 (wersja również owalne tulejki) z których byłem zadowolony, ale przez delikatne przewody wyzionęły ducha. W międzyczasie kupiłem też Sony MDR EX-15, chciałem spróbować doków tej marki, jako że dobrze wspominam HPM-70 dodawane do telefonów Sony Ericsson, które były moimi pierwszymi dokami. Niestety był to chybiony zakup, więc oddałem je komuś, kto miał jeszcze gorsze słuchawki(no-name). Być może to kwestia subiektywna i są osoby, w których odczuciu EX-15 dobrze spełniają swoje zadanie, jednak według mnie SHE 3590/3700 wgniatają MDR EX-15 w ziemię przy tej samej cenie.
Niestety, pełna zgoda.
Kurdę, trafiłem tu pierwszy raz i jestem oczarowany, że o „pchełkach” za 3 dyszki można tyle napisać. Przy kupnie słuchawek, tak od 10 lat, zawsze kierowałem się zasadą „do 50zł max”. Wcześniej, w latach korzystania z walkmana i po jakiejś przerwie z wczesnych odtwarzaczy mp3, gdzie 512mb pamięci było aż nadto (mój samsung YP-U1, nie zapomnę), brałem „cokolwiek, byle grało”.
Tak krążę teraz po necie i szukam „czegoś do 200zł max” (ach kryterium budżetowe mocno, zawsze). Korzystam obecnie ze smartfona LG G6 i czuję, że mogę z niego wycisnąć więcej, mimo, że nie ma swojego DACa (biedna wersja europejska, smutek) to jakoś tak czuję ścianę, którą stawiają mu słuchawki z zestawu i moje wybory „do 50zł max”.
A tutaj trafiłem, bo facebookowy ktoś mi powiedział, że te Philipsy spoko, wpisałem w guglach, znalazłem bloga, wiem ile kosztują, i nie wiem czy ich nie przetestuję dla samego funu. W końcu łapią się do wcześniejszego kryterium xD
Mam je od roku i niestety, wcześniejsze SONY MDREX15LPB.AE były dużo lepsze, znacznie lepsze basy no i dobrze dopasowywały się do uszu, te natomiast mają przesycone wysokie tony i słabą głębokość basów, nigdy więcej philipsa sony to jednak sony.
Więc trzeba było je oddać, skoro słuchawki są takie słabe, a nie męczyć się z nimi przez rok. Plus opis wskazuje na klasyczne objawy niepoprawnej aplikacji, chyba że gust jest mocno przesunięty na basowo-ciepłe brzmienie.
Fajnie grają i są tanie, ale nagminnie zużywa się kabel i przestają grać (tuż przy jacku lub przy samej słuchawce).
Miałem już chyba z 5 par (kupowałem za każdym razem te same), ale już mam dość co kilka miesięcy kupowania nowych (pomimo, iż kosztowały ok 30-40zł).
Mam po nich inne droższe (co były w zestawie z dyktafonem Irivera vr1) i te działają już ze 3 lata bez problemów z kablem.
zapomniałem dodać, że używałem je głównie do laptopa, więc może dlatego się szybciej zużywały (nie jestem pewien) faktem jest, że za ok 30zł trudno było kupić coś lepszego. Szkoda tylko, że nie są bardziej wytrzymałe, bo zapłaciłbym 2 x tyle, byle by wytrzymały co najmniej ze 2-3 lata. (a tak zużyłem w tym czasie 5 par).