Moondrop Variations to premierowy model tego producenta u mnie na blogu. Ze słuchawkami tej marki na pewno zetknęło się już wielu użytkowników, zwłaszcza stałych bywalców forów internetowych orientujących się w tematyce słuchawek dokanałowych w mniej lub bardziej rozsądnych cenach. Często szukając alternatyw dla drogich modeli od renomowanych producentów, spoglądają oni w kierunkach chińskich, niejednokrotnie spod znaku tzw. „głębokiego chińczyka”. Aczkolwiek wielu producentów wyrosło właśnie z takiego określenia i stało się markami uznanymi na świecie i pośród użytkowników. Do takich w moim odczuciu zalicza się chociażby Moondrop i dzięki niezawodnej pomocy p. Przemysława, jest ku zapoznaniu się z nimi wyśmienita okazja.
Dane techniczne
Informacje zacytowane wprost ze strony producenta:
- Frequency Response: 9-40kHz (IEC61094,Free Field)
- Effective Frequency Response: 20-20kHz (IEC60318-4,-3dB)
- Sensitivity: 118dB/Vrms @1kHz
- Impedance: 15.2Ω @1kHz土15%
- T H D: < 1% @1kHz
- Drivers: 1DD+2BA+2EST
– Bass driver: 10mmLCP liquid crystal diaphragm dynamic driver
– Midrange drive: Softears-D-Mid-B customized midrange balanced armature drivers
– Treble driver: Sonion high performance dual electrostatic drivers - Cavity material: stainless steel + resin
Wykonanie i konstrukcja Moondrop Variations
Nienaganna jakość można rzec, nawet uwzględniając fakt bycia sztuką używaną. Wyposażenie jest dostatecznie bogate, aby na niedobory nie narzekać, a same wykonanie korpusów jest wzorowe. Wszystko jest ze sobą spasowane bardzo precyzyjnie, w dotyku powodując przyjemne odczucia. Aksamitne odlewy, lekko przymglone, bardzo mi się osobiście podobają, a kolorystyka słuchawek i faceplate’ów jest bardzo gustowna.
Jedynie do kabla miałbym uwagi pod względem trwałości, ale o tym za moment, bo miał on jak się okazało duże przełożenie na dźwięk i niesłuszne podejrzewanie słuchawek o defekt.
Wygoda jest bardzo dobra, a izolacja przynajmniej dostateczna. Tak naprawdę jedynym miejscem w którym faktycznie i poważnie mogę się – prócz wspomnianego kabla – czegoś uczepić, są gładkie szyjki słuchawek i dedykowane tipsy, które – podobnie jak w przypadku iSine/LCD-ix – będą mogły powodować problemy z wyrabianiem się silikonu i spadaniem lub zostawaniem w kanałach słuchowych.
Poza tym jednak nie doszukałem się niczego więcej odnośnie negatywów, zatem szybciutko pędzimy w temat najważniejszy i najbardziej mnie przy Moondropach intrygujący: dźwięk.
Jakość dźwięku Moondrop Variations
To co uderza w pierwszej chwili w Variations, to duża spójność dźwięku i naturalność. Ktoś długo siedział nad tym projektem i cierpliwie go stroił by osiągnąć taki a nie inny efekt.
Bas jest równy, wyważony, po dosyć neutralnej i nieofensywnej stronie jeśli chodzi o ilość (należy brać poprawkę na to jak nasz słuch odbiera bas i z jaką czułością to robi). Z perspektywy czysto de gustibus mogłoby go być nieco więcej, ale nie jest to wada, a jedynie życzenie. To taki typ basu, któremu w zasadzie niczego nie brakuje, jest kompletny i przyjemny, a ubytek ilościowy mieści się w granicach – przynajmniej mojej – tolerancji. Zwłaszcza, gdy do Variations wraca się po dłuższej przerwie lub nie używa się słuchawek innych niż one z większym basem. Wówczas słuch w naturalny sposób wraca do punkty wyjścia i tak samo ilość basu wydaje się wystarczająca.
Największym bowiem kłamstwem – albo ujmując bardziej dosadnie: urojeniem – sfery audiofilskiej jest przekonanie o tym, że w temacie ludzkiego słuchu mamy do czynienia z absolutem, niezmiennością i doskonałością. Jednocześnie dopuszcza się u kogoś bycie „głuchym”, bo czegoś tam nie słyszy i nie może się doszukać, lub po prostu odebrał inaczej. Nie piszę o tym aby piętnować te środowisko lub zachowania, ale by można było to sobie na spokojnie przeanalizować. Dlatego pisałem o „mojej” tolerancji na ilość basu. Ktoś może preferować mniej, ktoś więcej… to wszystko będzie absolutnie w porządku i w normie. Tym samym ocenę basu pod kątem ilości każdy będzie musiał zawsze sobie w dokanałówkach przeprowadzić samodzielnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę zmienną w postaci aplikacji, użytych tipsów, szczelności, głębokości itd.
Średnica jest również neutralna, nie wypycha się na pierwszy plan, ale nie zostaje też z tyłu. Tu także można powiedzieć, że jej pozycja, ilość i forma są wystarczające, aby nie można było mówić ani o wycofaniu, ani wypchnięciu. Bardzo mi się podoba taka forma prezentacji, mimo delikatnej preferencji za większym przysunięciem.
Góra jest moim zdaniem bohaterem pierwszoplanowym tych słuchawek. Świetnie strojona, proporcjonalnie dobrana, w zasadzie perfekcyjnie wyegzekwowana w tym modelu. Jest zarówno idealnie jasna, aby nie czuć problemów w tym zakresie i jakichś braków doświetlenia, ale też idealnie ciemna, aby nie musieć rzucać bluzgami że znowu dostajemy słuchawki strojone jak guano z szlifującą nam po bębenkach górą „bo wincyj detali”.
Niech wielkim komplementem dla Variations będzie przy tej okazji to, że zarówno z ESX jak i ZAX staram się od pewnego czasu osiągnąć dokładnie taką górę jak tutaj jeśli chodzi o barwę i tonalność. I w obu modelach jestem bardzo blisko. Ale wtedy wchodzi model Variations i pokazuje się jako benchmark dla obu, z tym że z lepszą jakością góry i bez konieczności kombinowania, aby te słuchawki grały jak trzeba. Przez kombinowanie mam na myśli zabawy z dampingiem i tipsami, częściowo też kablem aby uzyskać należytą ergonomię i wygodę dla obu par. Finalnie ESX udało mi się ustawić za pomocą tłumienia i filtracji w szyjkach dolotowych na silikonach, a ZAX za sprawą pianek Comply Tx500 z również odpowiednio dobieranym materiałem tłumiącym, co ciekawe innym niż w ESX. Tak więc dużo eksperymentów, pomiarów kontrolnych, pomysłowości i może też nieco materiałoznawstwa.
W Variations takie rzeczy wywołałyby śmiech, bo słuchawki mają już niemalże wszystko ustawione na gotowo. ESX nie zagrają może tak czysto, bo o ile w punkcie kontrolnym są tak samo czyste, to w wyższych partiach sopranowych THD zaczyna już wybijać, to finalnie efekty są moim zdaniem super i względem Variations uzyskałem mocniejszy bas, nieco mniej równą górę (delikatnie jaśniejszą w jednym miejscu) i to wszystko przy zachowaniu względnej uniwersalności tipsów oraz – co najważniejsze – śmiesznie niskiej ceny.
Aczkolwiek cena nie równa się opłacalności i paradoksalnie w obu modelach – zarówno Variations jak i ESX – opłacalność jest wysoka. U KZ obracamy się w ekstremalnej budżetowości i oszczędnościach, natomiast u Moondropa płacimy owszem więcej, ale dostajemy kapitalne wykonanie i niemalże perfekcyjną realizację prawdopodobnie wszystkiego, co chcielibyśmy mieć u KZ, ale wiemy że nigdy tego nie dostaniemy poza desperackimi i karkołomnymi modyfikacjami.
Scenicznie Variations również stoją bardzo dobrze i niczego im nie brakuje. Dlatego powinniśmy pytać nie o największe atuty, a o…
Największe problemy Moondrop Variations
Czy zatem posiadają jakieś wady? Niestety tak. Dla mnie osobiście kluczową wadą są tipsy, a raczej szyjki bez żadnego ogranicznika, który mógłby zapobiegać zsuwaniu się tipsów.
Tipsy są tutaj dedykowane, specjalnie stworzone pod ten model, a szyjka jest gładka i równa. W efekcie będzie to dokładnie ten sam problem który spotykał mnie w iSine-x0 czy LCD-ix, gdzie po paru latach użytkowania tipsy silikonowe rozchodziły się i zsuwały z szyjek, często zostając w uchu. Obawiam się, że Variations będą miały dokładnie ten sam problem i uważam to za katastrofalną wadę projektową. Do tego stopnia, że – przynajmniej u mnie – kasującą potencjalny sens ich nabycia.
Prawdopodobnie nie trzeba się tą obserwacją przejmować w przypadku zwykłego użytkownika, ponieważ moja tendencja do zużywania materiałów eksploatacyjnych w słuchawkach jest ponadprzeciętnie wysoka i wynika nie tylko z charakteru prowadzenia bloga audio, ale też uwarunkowań anatomicznych. Ocena zużywalności takich rzeczy to proces najczęściej oparty na wieloletniej obserwacji i kontroli w ramach wielu modeli słuchawek oraz różnych materiałów. Po prostu taka jest natura rzeczy, że wszystko kiedyś się zużyje i tendencje takie są boleśnie odczuwalne w słuchawkach. Po prostu życzyłbym sobie, aby w Variations była możliwość w razie czego bezstresowego dosztukowania sobie silikonów innych, niż fabryczne. Dobrą wiadomością jest, że na Variations pasują pianki, głównie „chińczyki” np. od KZ, z niewielką penalizacją co do dźwięku (delikatna zmiana barwy góry na wyższą). W razie czego zawsze więc można się podratować.
Druga wada to już rzecz, którą zauważyłem w ramach tego konkretnego egzemplarza. O ile słuchawki wykonane są nienagannie, to tu trafiła się Właścicielowi sztuka z przesuniętym sopranem na lewo, w domenie głównie 2-6 kHz, ale w pomiarach wykazując się przesunięciem w zasadzie w całym paśmie. Wystarcza to do tego, aby cały czas powodować wrażenie, że dźwięk jest niby równy, ale mimo wszystko lubiący przechylać się na lewo. Najczęściej problem można mitygować poprzez głębszą aplikację prawej słuchawki, a jedyną konsekwencją tego jest uczucie, że prawa siedzi w uchu lepiej niż lewa.
Pierwszą tezą jaką postawiłem była ta, że prawdopodobnie winne są elektrety Soniona, jako że to one odpowiadają za ten konkretny zakres. Być może jeden z układów wytracił swój potencjał (ładunek) pierwotny gdzieś na etapie użytkowania. A może nie zostało to wykryte przez QC… nie wiem. Osobiście skłaniałem się ku tezie z problemem nabytym, a nie wrodzonym, a więc na tym etapie po prostu pech i lekko wadliwy egzemplarz, który potwierdziło finalnie inne okablowanie.
Może to trochę dziwić lub powodować niesmak, że przy słuchawkach za średnio ok. 500 USD cały czas „coś” się dzieje, ale taka jest natura sprzętu w tak małej skali. Po prostu miniaturyzacja powoduje większe ryzyko, a jeśli wystąpią problemy, z reguły mamy bardzo małe pole manewru jako użytkownicy, aby je skorygować (zakładając że nie oburza nas sam fakt, że musimy cokolwiek takiego czynić), a już w szczególności naprawić samodzielnie.
Na całe szczęście, problem okazał się leżeć w okablowaniu. Gdyby leżał w przetwornikach, byłoby to katastrofalne, gdyż Variations to konstrukcje odlewane, więc naprawa/wymiana jest w zasadzie niemożliwa we własnym zakresie i sprzęt musiałby pojechać do producenta. A to oznacza koszty, czas itd. Niemniej sam osobiście bym się na taki ruch zdecydował, bo dla tych słuchawek warto, przynajmniej z perspektywy strojenia i ogólnej jakości wykonania.
Poza tym? Brak uwag. Może preferencyjnie nieco więcej basu bym sobie życzył jak pisałem, ale tylko preferencyjnie i nie jest to wada per se.
Lepszy kabel do słuchawek i rozwiązanie zagadki problemów
Trochę zdradziłem się już co było przyczyną problemu, jednak wtedy temat przesunięcia nie dawał mi spokoju. Jeśli moja teza o Sonionach byłaby prawidłowa, to dlaczego na wykresie jest widoczne przesunięcie w całym paśmie, a nie tylko tam, gdzie pracują układy odpowiedzialne za tony wysokie? No właśnie. To się nie trzymało przysłowiowej kupy.
Sprawdzałem więc szczelność: nie, wszystko wygląda w porządku i żadnych uszkodzeń, rozklejeń ani pęknięć nie zauważyłem. Może tipsy uszkodzone? Nie, żadnych zmian nawet po zamianie ich miejscami. Może szyjka źle odlana dla jednego tipsa? Nie, zastosowanie innych nic nie daje, a pomiar w systemie pomiarowym nadal jest bez zmian oraz z wysoką powtarzalnością wyników.
Okazało się, że to wcale nie słuchawki są uszkodzone lub wystrojone nierówno. Winowajcą okazał się kabel sygnałowy, który zapodaje jeden sygnał słabiej od drugiego. To też jeden z powodów, dla których nie lubię konstrukcji typu multi-plug i preferuję kable na konkretny jeden standard. Można to zrobić z reguły lepiej i zabezpieczyć lepiej w środku. Dlatego mimo wszelkich argumentów przemawiających za rozwiązaniami multi-plug osobiście spokojniejszy jestem z wtykami już bezpośrednio pod dany standard, które można zabezpieczyć na ogół sensowniej i które nie są podatne na pomyłki, np. nieprawidłowy montaż końcówki na siłę.
Zabójcą oryginalnego kabla okazał się mój prywatny egzemplarz marki Fanatum:
Choć nie narzekałem na ergonomię oryginalnego kabla, na Fanatum nie było absolutnie żadnego przesunięcia kanałów. Co ciekawe, użyłem też oryginalnego kabla od Tripowin Mele i tu okazało się, że przesunięcie nadal jest, ale delikatne i… na przeciwny kanał. Tak więc z tych trzech jedynie mój nie wykazywał żadnych problemów. I tak, również zastanawiałem się czemu mam wrażenie że w Mele mocniej gra jedna strona, ale było to na granicy sugestii i przy problemach z aplikacją słuchawki w kanale. Tak więc mój kabelek okazał się tu papierkiem lakmusowym, aczkolwiek zapewne każdy inny porządny dałby nam identyczną wskazówkę.
Czy warto kupić Moondrop Variations?
450-520 USD to zdaje się przedział lubiany przez naszych azjatyckich kolegów, jeśli chodzi o słuchawki tego typu. Fearless, Oracle, teraz Variations, to w prostej linii progres względem poprzedników, kręcąc się nadal w tej samej półce cenowej. W Fearless narzekałem trochę na skraje pasma. W Oracle narzekałem na ciśnienie aplikacyjne i brak finalnej iskry na górze, co można było nadrabiać tipsami. W Variations natomiast wszystko jest w zasadzie idealnie poza wspomnianymi szyjkami i tworzeniem w ten sposób sztucznych ograniczeń eksploatacyjnych. Są to perfekcyjne słuchawki do słuchania w domu, strojone na „rozsądnego Harmana”, dokładnie tak jak lubię w IEMach i jak uważam strojenie powinno tam wyglądać, aby móc uznać je za prawdziwy substytut modeli pełnowymiarowych (pomijając wpływ na zdrowie).
Jedyny zgrzyt jaki miałem dotyczył kabla sygnałowego, ale że jest to sztuka używana, nie można jednoznacznie wskazać na defekt fabryczny, choć na użytkowy też nie: kabel nie posiadał żadnych oznak zużycia, więc musiało to być coś wewnętrznie. Na szczęście mój własny egzemplarz Fanatum uratował sytuację, a dokładniej balans, wyjaśniając przy tym istotę zagadki problemów technicznych. Niemniej w wadach nie sposób pominąć zaistniałej sytuacji.
Podsumowanie
Policzmy się zatem z testowanymi Moondropami, czyli czas na podsumowanie.
Jakość wykonania i wyposażenie są bardzo dobre, żeby nie powiedzieć wzorowe, gdyby nie fabryczny kabel sygnałowy. Wszystko inne było natomiast spasowane rewelacyjnie, a paleta dodatkowych akcesoriów w zupełności wystarcza do dopasowania słuchawek pod siebie. Osobiście widziałbym tu jedynie osobne kable sygnałowe pod różne standardy zamiast awaryjnego zdaje się kabla typu multiplug. 9/10
Jakość dźwięku jest praktycznie w punkt. Strojenie jest dokładnie takie, jakiego bym oczekiwał od słuchawek naturalnych i grających po prostu po ludzku. Jedynie THD jest rzeczą na którą zwróciłbym uwagę w tej cenie, utrzymując się w okolicach 1% THD, a więc w lampowym stylu. Na szczęście odbywa się to w basie i głównie tym niskim, którego pasmo użyteczne zaczyna się z grubsza tam, gdzie THD normuje się na bardzo sensownych wartościach. Czysto osobiście preferowałbym nieco więcej basu, ale nie jest to tu w moim odczuciu wada. Dlatego mimo wszystko przyznana zostaje tu maksymalna nota dla słuchawek w tej cenie. 10/10
Ergonomia i wygoda są bardzo dobre, ale użytkowo jestem przekonany, że po roku do dwóch tipsy i tulejki o gładkich ściankach bez żadnych ograniczników zaczną się mścić tak jak w iSine/LCD-ix. Wszystko zależy od tego jak bardzo my sami „zużywamy” tipsy słuchawkowe w dokanałówkach. Moje zużycie – a co nie jest zaskoczeniem – jest wysokie, toteż byłoby to moje główne źródło potencjalnej troski, aby jednak nie zostawało to mi w kanałach słuchowych przy wyciąganiu. 7/10
Finalnie słuchawki wykręciły aż 9,0/10 w końcowej ocenie i tym samym z wielką radością i satysfakcją chciałbym nagrodzić Moondrop Variations znaczkiem Rekomendacji. Natomiast p. Przemysławowi dziękuję jeszcze raz za umożliwienie zapoznania się z jak do tej pory najbardziej całościowo przemyślanymi, dopracowanymi i naturalnie strojonymi słuchawkami IEM, z jakimi się w swoich recenzjach na ten moment zetknąłem.
9.0/10
Zalety:
- bardzo dobre wykonanie słuchawek
- należyte wyposażenie
- odpinane okablowanie
- bardzo dobra wygoda użytkowania
- fantastyczne strojenie na planie „rozsądnego Harmana”, niezwykle przyjemne i satysfakcjonujące
- uniwersalność zastosowań, w tym do celów referencyjnych
Wady:
- uwagi co do trwałości fabrycznego okablowania
- gładkie szyjki tulejek mogą powodować ześlizgiwanie się tipsów pod wpływem ich zużycia
Apropo tego przesunięcia dźwięku na lewo. Podobnie miałem w mojej sztuce Bowersów PX7 S2. Teraz w moich prywatnych Bangach H95 też. I we wszystkich nausznych jakie sprawdzałem w sklepach… A co się później okazało nie było winą sluchawek, tylko mojego prawego ucha, konkretnie delikatnie węższego kanału słuchowego niż w lewym… W dokanałowych nie miałem tego problemu, z oczywistych względów. A mimo to jestem melomanem i audiofilem, z nausznymi na czerepie…😉 Ot, taka ciekawostka.
Posiadam wykres wymienionego w tekście przesunięcia wykonany na innym sprzęcie pomiarowym: https://i.imgur.com/97lT6iA.png
Przesunięcie jest jednoznaczne i oczywiste.
Ja wiem, nie neguję pomiarów, tak tylko spontanicznie napisałem. Przy okazji dopytam, choć już pewno to robiłem, czy jest szansa na reckę H95 albo Levinsonów No 5909…
Bardzo interesujące słuchawki, szczególnie w kontekście strojenia.
Ciekawi mnie takie ogólne porównanie z fiio fh9, wiem że nie było możliwości bezpośredniego porównania obu par, ale tak z pamięci, ogólny charakter i przestrzenność.
Obecnie ich cena jest identyczna.
Pozdrowienia
Tomek
W obu recenzjach są pomiary oraz dokładny opis dźwięku, więc porównanie bardzo łatwo jest wykonać poprzez zestawienie obu treści ze sobą. 🙂
Osobiście o każdej porze dnia i nocy wybrałbym Moondropy.