Po ostatniej recenzji K270 Playback lista faktycznie ciekawego sprzętu klasy vintage, który czeka wciąż u mnie w kolejce na opisanie, skurczył się okrutnie. Tym samym moja przygoda z zabytkami AKG systematycznie zmierza ku końcowi i sytuacji, w której wszystkie posiadane modele będę miał ostatecznie należycie udokumentowane i opisane. Niech pożyteczną będzie sytuacja wynikająca z faktu mojego entuzjazmu na tym polu i skolekcjonowania tak wielkiej ilości modeli jednocześnie, aby przełożyć to na jakieś konkretniejsze porównania, nie tylko ze sprzętem współczesnym. Zapraszam na jak zwykle długą recenzję (12 stron) słuchawek AKG K340. Tak, tych K340.

Choć sprzętu przez długi czas nie zamierzałem kupować, ostatecznie nie żałuję że się skusiłem. Na stojak też.

 

Dane techniczne

  • Lata produkcji: 1979-1993/94
  • Znane rewizje: 2 (technicznie naliczono 5)
  • Format: wokółuszny, „niemal” zamknięty (otwarto-zamknięty), 2-drożny
  • Przetworniki (na jedną muszlę):
    – 5x membrana bierna (24 mm)
    – 1x dynamiczny (32 mm)
    – 1x elektretowy (59 mm, 20 mikronów)
  • Punkt podziału: 4 kHz, 6 dB na oktawę
  • SPL (nominalnie): 94 dB @ 1 mW, 0,63 V (1 Pa)
  • SPL (dla THD <1.0 %): 104 dB (zakres 200 Hz – 2 kHz)
  • IHF: 112 dB @ 63 mW, 5 V (8 Pa)
  • Czułość: 1.6 Pa/V
  • Moc maksymalna (na kanał): 200 mW (9 V, 117 dB SPL)
  • Pasmo przenoszenia: 16 – 25,000 Hz
  • Impedancja: 400 Ω na kanał
  • Waga: 385 g (bez kabla)
  • Siła docisku do głowy: 3 N
  • Kabel: jednostronna czterożyłowa taśma skręcona o dł. łącznej 3 m
  • Wtyk: nierozbieralny wtyk jack 6,3 mm

 

Historia

AKG K340 są o tyle wyjątkowymi słuchawkami, że niewiele było w tamtym czasie konstrukcji prawdziwie hybrydowych. Po latach najbardziej znane okazały się być właśnie 340-stki.

Konstrukcja ta wizualnie jest jedyna w swoim rodzaju. Nie istnieje żaden inny jej odpowiednik w ramach żadnej innej serii. Nie powstał żaden wariant tańszy, inny lub półotwarty. Nie ma również żadnego, który wykorzystywałby przetwornik elektretowy wraz dynamikiem i membranami biernymi. Za to już sam elektret z dynamikiem jak najbardziej miał jeszcze swoje premiery pod postacią kompaktowych K4 i nausznych K145. Te pierwsze były bezpośrednim przenośnym wariantem K340, szeroko opisywanym wprost w ten sposób w materiałach AKG z tamtego okresu. K145 zaś były hybrydowym wariantem dynamicznego, tańszego modelu K135. Tak wyglądała okładka oficjalnej broszury informacyjnej:

Wbrew numeracji innych modeli, rodzina modeli, z których wywodzi się model K340 obejmuje przede wszystkim całą serię brandowaną jako „Cardan” – wywodzącą się od systemu samodopasowujących się muszli na zawieszeniu przegubowym. Pierwotna linia obejmowała również jeden mały wyjątek, którym były K40 Stereohit – plastikowy, budżetowy wariant droższych K140S Studio. Od nich większe były K141 Deluxe i bardzo popularne choć produkowane wyjątkowo krótko K240 Sextett. W tamtym okresie oferowano także modele uzupełniające: kompaktowe K2 i K3 (oraz wspomniane K4, czerpiące rodowodem właśnie z opisywanych tu K340), K45 (odświeżony wariant K40) i K130 (model o oczko wyżej od 40-stek). Poniżej okładka katalogu AKG z jednego ze sklepów w USA:

AKG przez lata upychało w serii 300 również i inne modele, które nijak nie pasowały do recenzowanego modelu. Były to najpierw słuchawki z serii opartej na 40 mm przetwornikach DKK40: K300, K300 Monitor, K301 oraz 32 mm K301 XTRA. Zarówno główna seria jak i następca okazały się mało popularne na tle renomy, jaką cieszyły się wtedy modele K2, zaś przy wariancie XTRA wprost mówiło się o kompletnej porażce.

Później zdecydowano się przeznaczyć numerację 300 na modele douszne i dokanałowe. Powstała cała gama modeli od K311 w górę, aż do… K340 (i wyżej). AKG tak się zagalopowało, albo ktoś z ich marketingowców okazał się „nowym pracownikiem na szkoleniu” (co zresztą często słyszę jako tłumaczenie przy różnorodnych błędach opisów lub próbach kradzieży zdjęć), że użyto tej samej nazwy dwukrotnie.

Sprzęt miał swoją premierę w 1979 roku i wywołał z tego co widziałem spore poruszenie. Słuchawki miały swoje 5 minut także w prasie branżowej, np. numerze 10/79 magazynu AUDIO oraz STEREOPLAY, numer 12/85 (wraz z K260 i K145 pokazanymi na zbiorczej ilustracji). Zwłaszcza data publikacji AUDIO pokazuje, że w Niemczech sprzęt ten był już dostępny do testów w październiku. Zdjęcia pochodzą od oferentów z niemieckiego eBaya:

Przez wszystkie lata produkcji AKG kilkakrotnie próbowało zmieniać konstrukcję K340, w efekcie tworząc 5 różnych rewizji różniących się materiałami, kolorami kapsli od membran biernych, koszami przetworników czy membranami elektretów. Spośród nich można wyróżnić dwa główne nurty brzmieniowe, które określa się mianem Bass Light oraz Bass Heavy. Póki co wszystko wskazuje na to, że recenzowany egzemplarz jest tym drugim, ponieważ ilościowo basu jest tu faktycznie wyraźna dawka i wcale w tym zakresie K340 mi się ilościowo nie wykładają na deskach.

Ostatecznie AKG zakończyło produkcję w pierwszej połowie lat 90-tych. K340 były najdłużej produkowanym modelem hybrydowym, tak samo zostały wprowadzone z całej trójki najwcześniej. Okres produkcyjny K4 trwał od 1982 do 1985, podczas gdy K145: 1985-92. Po zakończeniu wytwarzania, AKG nigdy nie wróciło już do koncepcji hybrydowych, poświęcają się tylko i wyłącznie modelom dynamicznym. Temat próbowała podjąć na nowo ENIGMAcoustic, wypuszczając na rynek flagowe Dharma D1000, aczkolwiek ich konstrukcja różni się mocno od tego, co dawno temu stosowało AKG.

 

Odrestaurowywanie

Zwyczajowego przywracania do stanu fabrycznego na całe szczęście tym razem nie będzie – większość rzeczy polegała głównie na przeglądzie (również w celu dokonania pomiarów średnic przetworników), a najpoważniejsze prace oscylowały wokół powierzchownej polerki pierścieni oraz odpowiedniego doboru nausznic wraz z ich dopasowaniem pod moje uszy, aby dać im szansę spędzić w nich nieporównywalnie więcej czasu bez najmniejszego uczucia dyskomfortu.

Względem każdej innej pary K340, posiadany przeze mnie egzemplarz różni się więc optycznie tylko „podsadzonymi” nausznicami, bardziej połyskliwymi pierścieniami na muszlach oraz gumowymi zaślepkami śrub zewnętrznych, które zastosowałem z jednej strony w celach estetycznych, z drugiej aby częściowo zabezpieczyć same śruby przed kurzem i działaniem powietrza.

Z tego też miejsca chciałem podziękować ich poprzedniemu właścicielowi, że swoją opieką nad nim zaoszczędził mi naprawdę sporo czasu. A tego niestety nie mam zbyt wiele, robiąc potem literówki w tekstach recenzji pisanych po nocach. Choć to właśnie wtedy człowiek ma najczęściej święty spokój i ciszę, która pozwala na głębsze wejście w przedmiot recenzji, szczególnie tej bardziej osobistej.

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Słuchawki wykonane są praktycznie w całości z plastiku, nie licząc emblematów, śrub, drutów pałąka i pierścieni muszli. Choć ważą aż 385 gram netto (wiszący odcinek kabla dodatkowo dociąża całość jeszcze troszkę), słuchawki leżą stosunkowo wygodnie na głowie dzięki wygodnej opasce i niskiemu dociskowi do głowy.

Słuchawkom na pewno nie można odmówić dziś fotogeniczności.

Jedynym problemem tych słuchawek są nausznice, a raczej to, że były strojone pod standardowe skórki AKG. Ponieważ nie grzeszą głębokością, a K340 nie wykorzystują wkładek akustycznych, nasze ucho opiera się bezpośrednio na siatce zabezpieczającej przetworniki. Dodatkowo we współczesnej wersji nausznice te mają mniejszy kołnierz, tymczasem K340 są największymi słuchawkami tego producenta przeznaczonymi do pracy z takimi właśnie padami. Siłowania będzie więc co nie miara, jeśli nie mamy oryginałów. Z pomocą przychodzą jednak zamienniki od Superluxa, które są od oryginałów AKG minimalnie większe, a także z większym kołnierzem. Błyskawicznie twardnieją, ale zanim to nastąpi, uda nam się je w miarę gładko założyć i tak samo wyprofilować wkładkami, a o czym wspomnę jeszcze parę razy w tekście.

Sprzęt może wydawać się duży. I w zasadzie takim jest w rzeczywistości. To jedne z największych gabarytowo AKG.

AKG przy projektowaniu K340 starało się maksymalnie usprawiedliwić zastosowaną w nich technologię, a także wyjaśnić przy okazji zjawiska psychoakustyczne i fizyczne, które stworzyły swego rodzaju traktat wart przytoczenia. Postawiono w nim kilka tez, a także przedstawiono sposób rozumowania, jaki przyświecał kreacji K340. Głównym celem było zaprojektowanie słuchawek, które byłyby w stanie połączyć wszystkie zalety różnorodnych modeli z tamtego okresu i wyeliminować ich wady. Twór miał zaoferować komfort, niską wagę, a także naturalny, otwarty dźwięk – z bardziej realistyczną stereofonią i obrazowaniem, szerszą i dokładniejszą odpowiedzią częstotliwościową, niskim poziomem zniekształceń i mniej męczącym odsłuchem. Ambitne, prawda? A ile razy to już zdążyliśmy słyszeć w dzisiejszych czasach?

Widać wyraźnie, że wypustki opaski miały już dawno swoją świetność za sobą. Taki już jest urok sprzętu vintage.

W dużym skrócie, problemy jakie AKG określiło przy K340 do przezwyciężenia, oscylowały wokół zalet i wad konstrukcji otwartych oraz zamkniętych, a także przetworników dynamicznych i pojemnościowych (elektretowych). W obu przypadkach inżynierowie wpadli na genialny w swej prostocie pomysł: użyć wszystkiego. Tak też powstała konstrukcja dwudrożna, nafaszerowana przetwornikami różnych typów.

Mimo to sprzęt jest naprawdę bardzo wygodny, jeśli tylko powalczy się z odpowiednim odtworzeniem i odkształceniem nausznic.

Często określa się K340 błędnie jako słuchawki otwarte, tudzież zamknięte. Zaskakująco, nie da się ich skonkludować również jako modelu półotwartego. Powód? Konstrukcja dwudrożna. Wszystko za sprawą m.in. membran biernych, z których nota bene każda jest strojona na inny zakres częstotliwościowy.

Komora akustyczna jest tak skonstruowana, że jedynym otworem jest wnęka znajdująca się pod obszernymi kapslami zawierającymi etykiety modelu. Tam też znajdują się kapsuły pięciu membran biernych (rezystory akustyczne) i przetwornika dynamicznego (3), który sam na sobie ma dodatkowo 4 duże otwory mające za zadanie pompować więcej powietrza. Całość umieszczona na talerzu (2) z wyprofilowaniami powoduje, że dostęp powietrza do właściwej komory odsłuchowej nie następuje. Dopiero od drugiej strony, tj. ucha, aplikowany jest przetwornik elektretowy (4), a jego zwrotnica (tzw. crossover network) wypełnia miejsce przeznaczone na szóstą membranę bierną (2.1-2.1.4). Oryginalna ilustracja z tamtego okresu bardzo ładnie pokazuje jak to wszystko wyglądało już w ramach złożonej konstrukcji:

To dlatego słuchawki nazywam „niemal zamkniętymi” – ponieważ mają w sobie elementy otwartości, ale sama komora dla naszego ucha jest układem zamkniętym. W ten sposób starano się połączyć możliwości basowe i izolacyjne płynące z konstrukcji zamkniętej, z wrażeniem sceniczności i otwartości modeli niezamkniętych. Proporcjonalnie w K340 „zamkniętość” jednak wyraźnie dominuje.

Opaska jest regulowana za pomocą bocznych suwadeł i klasycznych sznureczków.

Identycznie podeszło się do zastosowanych przetworników. Membrany bierne, w których w tamtym okresie AKG się specjalizowało i nie stosowało jeszcze tzw. „pułapek basowych”, zapewniały teoretyczne zejście basu do poziomu 16 Hz i znacznie lepszy przebieg kontrolny tak uzyskiwanej tonalności (lepsza redukcja efektu „boom” przy 200 Hz) ze względu na swoje transparentne właściwości dla akustyki. Między nimi umieszczono standardowy jak na tamte czasy dynamiczny DKK32 z typową dla K240 Sextett kapsułą wyposażoną w cztery otwory, których późniejsze wersje już nie mają. Na to wszystko poszedł opisywany wyżej 59 mm przetwornik elektretowy z membraną grubości 20 mikronów. AKG nigdy nie miało w swojej ofercie pełnych przetworników elektrostatycznych, ani też technologii potrzebnej do ich produkcji, ale przy elektretach wykorzystywali doświadczenie zdobyte na polu wielu cenionych modeli mikrofonów tego typu.

W ten sposób producent chciał uzyskać dwu-drożny zespół przetworników specjalizowanych. Membrany bierne odpowiadają za odpowiednie rozciągnięcie niskich częstotliwości oraz redukcję rezonansów, przetwornik dynamiczny tworzy główny napęd i zapewnia bas + średnicę, zaś elektret odpowiada za wysoką jakość i rozdzielczość sopranu. Co mogło pójść nie tak?

 

Przygotowanie do odsłuchów

Przy sprzęcie o takim wieku jakiekolwiek czynności tego typu nie są wymagane, aczkolwiek ze względu na typową zależność AKG od izolacji w której czynny udział bierze nasz pot, krytyczne testy zaczynały się zawsze po dłuższej chwili, gdy słuchawki odpowiednio „wsiąkły” w głowę.

Ponieważ sprzęt należy do trudniejszych w napędzeniu i jednocześnie aby uczynić moją opinię bardziej wiążącą co do określenia maksymalnego potencjału tych słuchawek, zdecydowałem się ograniczyć tym razem tylko i wyłącznie do dwóch urządzeń testowych: karty dźwiękowej AIM SC808 na fabrycznych kościach JRC4580D (x3), drugiej identycznej karty dźwiękowej na kościach Burson Supreme Sound V5i (także x3), a także standardowo już integrze słuchawkowej Burson Conductor V2+. Dlaczego tak – wyjaśnię w dalszej części tekstu, gdy dojdziemy do kwestii napędzenia i wysterowania.

 

Jakość dźwięku

Bardzo ważną rzeczą jest, aby zdać sobie przede wszystkim sprawę z przynajmniej dwóch istotnych faktów: że K340 są słuchawkami „niemal” zamkniętymi, a także że nie jest to bardzo tani substytut pełnych słuchawek elektretowych czy elektrostatycznych. Prawdopodobnie właśnie z tego ostatniego przekonania płynie wysoka cena tego modelu, jak również ze sławy, której słuchawki te nabawiły się w dawnych latach pośród braci na head-fi, modyfikującej te słuchawki na potęgę (legendarne screen-mody itp.).

W ogólnym zarysie bardzo trudno jest naszkicować jednoznacznie dźwięk K340, jako że wpływa na niego bardzo dużo czynników. Na takiej samej zasadzie problem występuje w K270 Playback, które ze wszystkich konstrukcji z tej serii są najbardziej wrażliwe na nausznice, wkładki, etc. Zakładając jednak, że mamy przed sobą egzemplarz grający fabrycznie, uzyskamy zamknięte słuchawki na planie sopranowego „V”, „staro” brzmiące bas i średnicę, czytelną i klasycznie elektretową górę, która tak powszechnie urzeka w tych słuchawkach.

 

Bas

Już w zarysie użyłem słowa „stary” w stosunku do basu i tak naprawdę właśnie ono chyba najlepiej ze wszystkich przymiotników oddaje moje wrażenia. Jest to typowy zakres jak u AKG, nastawiony na punkt zbieżności między niskim a średnim basem z przesunięciem na ten drugi. Ilościowo jest go jednak zadziwiająco dużo, co dodatkowo sugeruje, że wersja kupiona przeze mnie to wariant Bass Heavy.

Zdeterminowaniu ilości w takich sytuacjach wydatnie pomaga posiadanie innych punktów przyłożenia dźwięku. Ilościowo basu jest tu mniej więcej tyle, co w starych K260 Professional, a więc w większości przypadków idealnie, aby zachować pełnię przekazu muzycznego. Nieliczne sytuacje, w których słuchawki mogą się znaleźć, to utwory z mocniej rozbudowaną ścieżką basową, przy których K340 zachowują się bardziej basowo. Można więc powiedzieć, że względem K260 jest „tak samo lub więcej”. Więcej też niż przy K240 DF, a już definitywnie więcej, niż K401/501. Bas zaznacza się również mocniej na tle innej zamkniętej pary, jaką są u mnie K270 Playback. W ich przypadku jednak subiektywnie lepsze jest zejście w sekcji najniższego basu. K340 nie mają ani tej precyzji, ani twardości, ani sprężystości co młodsze od nich kwadrofoniki.

Obserwacje te będą jednak ciekawe tylko dla osób mających styczność z wymienionymi modelami i obawiam się, że wielu ich nie będzie. Dlatego posłużę się innym przykładem zamkniętym: ATH-MSR7. Ilościowo okazuje się (i tu niespodzianka), że jest to bardzo wyrównane względem siebie towarzystwo, choć struktura basu jest zupełnie inna. W K340 bardziej głuchy i „tłusty”, zaś w MSR7 notorycznie lepszy technicznie i bardziej precyzyjny, z lepszą kontrolą i klarownością. K340 co prawda nie w każdym utworze dają się poznać od tej strony, ale są mimo to utwory, w których prezentują wyraźniejsze w tym kierunku ciągoty:

 

 

Obiektywnie największe zastrzeżenia można mieć co do jego rozciągnięcia. Przekłada się to najczęściej na różnie prezentowane ubytki w selektywności, szybkości i czystości, jak również pewnej tendencji do gubienia się w rytmice na co bardziej skomplikowanych ścieżkach. Wrażenie matowości wynika tu jednakże ze słyszalnego kontrastu jakościowego, jaki rysuje się między działającym układem elektretowym, a dynamicznym. Sytuację ratuje trochę system membran biernych, które uwalniają zespół od przesadnych rezonansów i nadają lekko technicznego posmaku, a więc zgodnie z genezą, jaka winna przyświecać całości.

 

Średnica

O ciepłej barwie i typowej, „wintydżowej” matowości. Kontrastuje równie mocno z elektretem co bas, chociażby dlatego że znajduje się w jego najbliższym sąsiedztwie. Tu jednak charakter przetwornika, mimo ubytków w przestrzenności i selektywności, nadaje wokalom całkiem dobrego dociążenia i bliskości, czyniąc przekaz intymnym i angażującym.

Znów porównując taki stan rzeczy do innych słuchawek analogie wykazują K260, podczas gdy inne modele, takie jak K240 Monitor, grają bliżej i bardziej dosadnie. Znów odzywa się tendencja do „głuchoty” brzmienia i ujmowania mu formatu przestrzennego. Niespodziewanie gdybym miał przyłożyć średnicę ponownie do MSR7, mimo mniejszej poprawności wybrałbym właśnie tą z K340, jako że jest po prostu smaczniejsza w odbiorze, gdy się do niej człowiek przyzwyczai.

 

Góra

Choć jak całość gra na dosyć twardym, zamkniętym planie bez spektakularnego polotu scenicznego, jakościowo prezentuje się bardzo dobrze i jest to zasługa niczego innego, jak przetworników elektretowych. W ten sposób słuchawki bardzo mocno nadrabiają wszelakie oceny końcowe i powodują, że mimo wszystko człowiek nie chce ich ściągnąć z głowy tak szybko.

Nie jest to zakres idealnie wyrównany, również międzykanałowo i moja sztuka cierpi na taką samą przypadłość, jak wiele innych egzemplarzy: pewne rozstrojenie między kanałami prawym i lewym, ale w muzyce jest to na szczęście kompletnie niesłyszalne, a ogranicza się tylko do ścieżek testowych. Zakres ten mimo dosyć mocno zaznaczonej przestrzeni 2-4 kHz oraz 6 kHz (ulubione punkty nacisku AKG), notuje słyszalny ubytek przy ścisłym punktach 4,5 i 7 kHz, a także nie prowadzi aż tak mocno wykresu na progu 10 kHz i dalej. Tu też kończy się zakres pracy elektretu.

Skoro K340 są takie złe, to dlaczego są takie dobre? Odpowiedź jest prosta: klimat. Za nim zaś kryje się konkretna, bardzo unikatowa właściwość tych słuchawek: umiejętność wymieszania ze sobą spokojnej analogowości i ciepłoty przetwornika dynamicznego + membran biernych z detalicznością i szybkością elektretu.

 

Scena

Dla mnie osobiście jest to chyba największe rozczarowanie tych słuchawek. Spodziewałem się, że nie będzie cudów wynikających chociażby z technologii „prawie” zamkniętej czy też zagnieżdżenia tak wielu przetworników na tak małej powierzchni, ale scenicznie K340 się po prostu nie spisują tak, jak tego oczekiwałem. Jam sceniczny, a tu klops.

Obok wrażenia parności dźwięku i związanej z tym niskiej holograficzności, scena rozmiarem ledwo przekracza rozmiary przeciętnej. Odsunięcie środka sceny bardzo pozytywnie wpływa co prawda na wrażenie głębokości, ale percepcja gradacji planów jest utrudniona. Całość zaś przesunięta bardziej do przodu, krócej renderując dźwięki znajdujące się z tyłu głowy. Przebiegi międzyosiowe są całkiem dobre i przewidywalne, poza szybszym przechodzeniem źródeł pozornych z punktu tuż przed słuchaczem na boki.

Gdybym miał określić czego najbardziej mi tu brakuje, to chyba jednak szerokości scenicznej. Przykładowo K270 Playback, mimo bardzo płaskiej sceny, wyjątkowo agresywnie realizowały oś L-R, a same źródła przedstawiały chudziej i w mniejszym formacie, ale za to klarowniej. To także nie jest prawidłowy stan akustyczny, ale operuje się na nim trochę lepiej. A gdyby połączyć jedno z drugim – wyszłoby coś absolutnie ciekawego. Nie oznacza to jednak, że słuchanie muzyki na K340 za sprawą takiej a nie innej sceny kaleczy uszy. Po prostu realizowane jest specyficznie i zarówno dodając, jak i ujmując sobie jednocześnie. Tymczasem – zwłaszcza w utworach niespecjalnie scenicznie nagranych jako samych z siebie – słuchawki niestety dzięki temu nie pomagają w budowaniu odpowiedniej wielkością estrady dźwiękowej:

 

 

Aby zadać tu ostateczny cios, scena w moim przypadku przybierała na akceptowalnym kształcie na ogół dopiero wówczas, gdy jako źródło wykorzystywany był przeze mnie Conductor V2+, a więc wysoka klasa sprzętu, duża scena własna źródła, ogromna moc i nieporównywalny koszt względem samych słuchawek nadal nie rozwiązały w całości problemu, choć i owszem pomogły w wielu aspektach.

 

Całokształt

AKG K340 ES-D to najstarszy model znajdujący się obecnie w mojej kolekcji. Mimo, że nie znam dokładnej daty produkcji, stosunkowo łatwo jest mi to wywnioskować po ich stanie oraz elementach, które w późniejszych rewizjach ulegały zmianie. Na przestrzeni lat narosło wokół K340 sporo mitów, również ze względu na wspomniany wcześniej fakt wykorzystywania ich jako bazy do modyfikacji. Czytałem o nich już wiele: a że to tani substytut STAXa, albo bilet wstępny do elektrostatycznego świata, a że grają cudownie dopiero po ciężkich modyfikacjach, jak również że pozostawione w stanie fabrycznym prezentują się najlepiej (tudzież najgorzej). Bez weryfikacji nie ma klaryfikacji.

Konstrukcja nie jest ani zamknięta, ani otwarta, ani nawet półotwarta. To model dwudrożny, zamknięto-półotwarty.

Okazało się, że o ile nie miałem przyjemności obcować z tym modelem po rzeczonych modyfikacjach, jak również nie planuję ich wobec swojego modelu stosować (poza bardzo prostą modyfikacją nausznic podnoszącą wygodę), o tyle jednak słuchawki faktycznie wykazują pewien potencjał akustyczny w tym zakresie (a o czym powiem trochę szerzej później).

Jednocześnie mogę z tego miejsca Państwu zaręczyć, że ani substytutem STAXa, ani nawet biletem wstępnym na drodze poznawczej ku takim rozwiązaniom bym fabrycznych K340 nie nazwał. Uważam to za rozdmuchane do granic absurdu opinie, których entuzjazm autorów i posiadaczy wyskalował się podczas długich dyskusji do poziomu, w którym zaczęto ten model przeceniać i tracić na swój sposób kontakt z rzeczywistością. A także gloryfikować po modyfikacjach, gdzie zaskoczenie skalą zmian bardzo prawdopodobnie przenosiło się ze zdwojoną siłą na poziom entuzjazmu, dolewając sobie w ten sposób oliwy do ognia.

Mimo zastosowania 4-żyłowej taśmy (współcześnie jest np. u Audeze), AKG nie zrezygnowało z kabla tylko z jednej strony.

Moim zdaniem osoby, które szukają takich rzeczy, powinny zwrócić się w stronę rozwiązań hybrydowych typu Dharm D1000, albo i samego STAXa, co i tak wyszłoby w zasadzie najtaniej i najlepiej (niższa cena, energizer w zestawie). W tak awangardowym jak na tamte czasy produkcie, jakim były K340 ES-D, AKG popełniło w moim odczuciu jeden błąd i to niestety dosyć fundamentalny – w dużym stopniu zamknęło całą konstrukcję. Nie całkowicie, ale jednak na tyle, żeby odpowiednio wpłynąć na barwę uzyskiwanego dźwięku i wykroczyć tym samym poza ramy definicji słuchawek półotwartych. To tak naprawdę coś, co stoi między konstrukcją zamkniętą a półotwartą. Jednocześnie jeden z pryncypiów postawionych sobie przez inżynierów AKG w kolejce do przezwyciężenia. Czy się udało? Teoretycznie tak, bowiem sprzęt „działa” w takiej konwencji. Aczkolwiek słuchawki stały się przez to bardzo podatne na warunki akustyczne – wytłumienie, stan materiałów eksploatacyjnych, a także głowę posiadacza.

Tak jak do tej pory w swoich recenzjach lubiłem nazywać rzeczy po imieniu, tak nie inaczej będzie w przypadku K340, bez względu na to jaką legendą są te słuchawki darzone. Gdy pierwszy raz przysiadałem do nich, nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia. Po prostu. Dokładnie taki sam scenariusz zaliczyły K260 Professional. Założyłem na głowę słuchawki stare, wyglądające staro i grające dokładnie tak samo: z uczuciem analogowości, matowości, nie do końca zaawansowanej rozdzielczości w rejestrach dolnych i średnich. A przynajmniej w pierwszej chwili.

Gdyby były to słuchawki otwarte lub prawdziwie półotwarte, starodawne flagowce AKG śpiewałyby innym myślę głosem. A że tak nie jest, cóż. Efekty oscylują wokół mniejszego poczucia selektywności scenicznej, której strojenie akustyczne wynikające z zastosowania układów elektretowych po prostu nie pomaga. Słuchawki są z tego powodu również wrażliwe na nausznice oraz ich stan, a liczbę zalet ograniczają praktycznie tylko do jakości góry, może też i wygody, jeśli się o to postaramy np. wkładkami.

Zamkniętość przede wszystkim wprowadza uczucie parności dźwięku w stosunku do innych modeli AKG. Zwłaszcza średnica brzmi, jakby była zgnuśniała, bas także jest ostatecznie bez polotu, jeśli będziemy porównywali je z czymkolwiek nowszym i nie mówię nawet o K1000, bo to raczej oczywiste. W latach 70-tych jednak był to szczyt techniki i jakość robiąca duże wrażenie. Czas bezwzględnie i bezlitośnie zmienia jednak optykę, człowiek słyszał ciekawszy sprzęt, ciekawsze rzeczy, możliwości faktycznego wyrazu muzyki.

Maskownica przetworników to element najczęściej podlegający modyfikacjom w tym modelu.

To właśnie to jest powodem do narzekania części słuchaczy i posiadaczy. To nie tonalność w K340 się rozchodzi w dwóch kierunkach, a charakter. Góra nie posiada wrażenia parności niższych sąsiadów. Wszystko prócz sopranu jest w nich na poziomie K240 Sextett (membrany bierne, driver), K250 (zamkniętość, driver) czy K260 Professional (driver), co z jednej strony jest zrozumiałe przez istotę konstrukcyjną, oparcie się o istniejącą ramę i przetwornik oraz filozofię membran biernych, które chyba tylko przez AKG były stosowane. Z drugiej strony nie czarujmy się – to słuchawki z prawdziwym wintydżowym duchem i nic na to nie poradzimy bez poważnych modyfikacji, które musiałyby wliczać zmianę kabla oraz wymianę przetwornika dynamicznego na chociażby ten z K240 Monitor LP. Oczywiście przy założeniu, że strojenie będzie jakkolwiek tu pasowało, a co będzie możliwe do zdiagnozowania już po fakcie.

K340 mają jednak jedną cechę, która odróżnia je od innych słuchawek tego producenta. I jednocześnie też jest ona powodem, dla którego postanowiłem te słuchawki zatrzymać. Nie jest nią wcale to, co pisałem przy okazji średnicy (choć pośrednio i owszem), ale zdolność do zaangażowania słuchacza i przyzwyczajenia go do swojej maniery na osi czasu. Zwracałem uwagę na to przy Ultrasone Edition 5, ale w K340 po prostu łatwiej jest tego doświadczyć i w efekcie – zaakceptować. Dzieli te pary tyle lat, tyle złotych, a jednak dźwięk wciąż jest dźwiękiem, niezmiennie. I najlepsze w tym wszystkim jest to, że UED5 ta sztuka zupełnie nie wychodzi. Dlaczego? Nie tylko ze względu na horrendalną różnicę w cenie, ale przez unikalny klimat K340, w ramach którego słuchawki te łączą ewidentnie „staro” i analogowo brzmiącą podstawę dźwięku z niemalże współczesną jakością i szybkością sopranu w wydaniu elektretowym. A to – zwłaszcza w utworach starszych lub stylizowanych na takowe – potrafi się naprawdę pięknie odwdzięczyć.

 

 

Zasługa tu wielka właśnie w przetwornikach elektretowych i to one stanowią kluczowy aspekt unikatowości K340. Bez nich byłaby to bardziej przerośnięta i zamknięta wersja K240 Sextett. Z tego względu nie brak im ponad półotwartym towarzyszem detaliczności i szybkości, ale mieszając to z powolnością i analogowością przetworników dynamicznych i membran biernych, paradoksalnie nie wpływa na dramatyczny brak całościowej eufonii. Raczej nadaje aury tajemniczości i tym właśnie buduje wspomniany klimat.

 

 

Jest to tak idiotyczne, że aż zastanawiające, że słuchawki te przecież odstają od poprawności akustycznej i grają w wielu miejscach „specyficznie” (słowo często wykorzystywane w treściach recenzji jako substytut słowa „źle”), żeby nie powiedzieć, że faktycznie poniżej oczekiwań, nawet jak na dawnego flagowca. A jednak w odpowiednich warunkach i po chwili, nawet praktycznej ciszy, słuchawki „przylegają” do głowy i osiągając optymalne warunki pracy angażują swoją grą mimo wad, które przecież nie znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I na tym też moim zdaniem polega cały sekret K340, przynajmniej w moim rozumieniu tego, co udało mi się na przestrzeni tych kilku już ładnych miesięcy w posiadanej przeze mnie sztuce odnaleźć.

 

Napędzenie i wysterowanie

Ze względu na to w jaki sposób K340 grają, trudno jest im dobrać odpowiedniego towarzysza. Dlatego dziwić może, że ograniczyłem się w recenzji tylko do dwóch źródeł, ale wynika to z tego, że w próbach ze wszystek sprzętem jaki posiadałem, z Bursonem i AIMem udało mi się uzyskać po prostu najlepsze efekty.

SC808 są kartami z reguły uważanymi za jasne, a także dobrze się skalującymi po wyjściu słuchawkowym z wszelakimi ingerencjami np. w pulę wzmacniaczy operacyjnych na ich pokładzie. Podczas różnorodnych prób okazało się, że o ile z SS V5 słuchawki dogadują się całkiem sensownie, a na Conductorze osiągają maksimum napędzenia, jakości i sceny, o tyle na niczym innym jak fabrycznym SC808 ze standardowymi kośćmi K340 zagrały najjaśniej i najrówniej tonalnie, łapiąc bardzo dobrą synergię kosztem ogólnej klasowości dźwięku (i sceny). Wyraźniej jednak zareagowały na tonalność, niż na tenże aspekt. Bardzo podobnie zachowały się swego czasu HD800 z wyraźnie od nich tańszym NuForcem Icon HDP – synergia ponad klasowością, choć był to jedyny taki przypadek. Tak samo tutaj, z tą jednak różnicą, że słuchawki z racji swojego wieku większy zysk ich posiadacz odnotuje z tonalności sprzętu, aniżeli jego klasy. W HD800 obie te rzeczy są równie ważne, ale przecież co my tu porównujemy.

Tym samym słuchawkom moim zdaniem potrzeba więcej napięcia aniżeli czystej mocy, zaś w zakresie strojenia mamy do wyboru dwa kierunki: albo na maksymalną sceniczność, co poprawi im znacznie takie właściwości w cyklu odsłuchowym, albo na szybkość i jasność, aby wyrównać najdalszy skraj względem basu i modlić się, żeby reszta utrzymała się jakkolwiek w ryzach.

 

Opłacalność

Zabawa w vintage to na ogół wielka frajda i świetna przygoda, pozwalająca przeżyć dziś to, co przeżywali nasi rodzice lata temu słuchając swoich ulubionych zespołów, a także stwarza szansę na zdobycie na ogół świetnie (bądź po prostu inaczej od współczesnych odpowiedników) brzmiącego sprzętu taniej (choć używanego). Nie zawsze jednak tak jest i dlatego też tematem tym powinny zajmować się osoby przede wszystkim świadome tego, co robią i co chcą kupić. Zwłaszcza że granica między sprzętem „zepsutym” a „sprawnym” w sensie brzmieniowym potrafi sprowadzać się do wymiany raptem kilku pozornie mało istotnych elementów. Dlatego też od tematu opłacalności zakupów sprzętu zabytkowego w dobie współczesności niestety nie uciekniemy (co najwyżej możemy przewinąć recenzję, żeby nie czytać tego akapitu).

Osobiście przyznam, ze w K340 spędzam dziennie całkiem sporo czasu. Składa się na to kilka cech przede wszystkim użytkowych, takich jak zamkniętość (a więc izolacja większa niż znakomita większość innych moich par), poręczność (sprężynowy, nieplączący się kabel), mały docisk do głowy, a także – stricte brzmieniowo – szybkość elektretów wraz ze wspomnianym klimatem oraz w pełni spełniony jeden z priorytetów AKG: brak męczliwości swoją sygnaturą przy dłuższym odsłuchu. Na tym jednak lista zalet się kończy i pod koniec dnia praktycznie zawsze na głowie ląduje mi zupełnie inna para, niekoniecznie nawet ta najwyższa numerycznie. Nawet pisząc niniejszą recenzję, K340 w pewnym momencie poleciały na stojak, ustępując miejsca lżejszym i bardziej otwartym K240 DF.

Współcześnie oferowane K340 występują już tylko na rynku wtórnym, a tam zaś dzieje się na ogół źle lub jeszcze gorzej. To zdumiewające, ale ceny krajowych egzemplarzy są często bardziej atrakcyjne niż tych ściąganych z zagranicy, choć nie zawsze w tak dobrym stanie. Fakt faktem jednak cena używanych K340 osiąga coraz wyższe pułapy i tym samym spycha produkt albo w ręce kolekcjonerów, albo entuzjastów znających ten konkretny model na ogół ze wcześniejszych doświadczeń. Na dziś za wymagający doraźnego serwisu egzemplarz w stanie średnim-dobrym geszefciarze życzą sobie 120-130 EUR (nie licząc wysyłki do Polski, średnio +15 EUR). To duża kwota, zwłaszcza biorąc pod uwagę konieczność wykonania prac takich jak:

  • wymiana sznureczków ściągających
  • przegląd wnętrza
  • pełne czyszczenie
  • ewentualny serwis modułów zwrotnicowych dla elektretów
  • polerowanie pierścieni aluminiowych

Może się więc okazać, że zakup K340 zamiast przybliżyć nas do wizji obcowania z legendą akustyki z lat 70-80’, przysporzy nam dramatycznego bólu głowy lub po prostu kosztów przekraczających same słuchawki, a w tym wielu naszych krajowych sprzedawców starych słuchawek niestety ustanawia coraz to nowsze standardy. Gdybym miał jednak wybierać między często podobnie wycenianymi K501 (jako parą, której legenda jest niemniejsza), a K340, przyznam zastanawiałbym się, zwłaszcza że 501-ki są dla mnie niestety zbyt jasne, zbyt surowe i zbyt oszczędne na basie, choć wygodniejsze i łatwiejsze w napędzeniu. Jest jednak sporo osób, które kompletnie nie zgadzają się z moją opinią, a co oczywiście w pełni akceptuję i szanuję. Po prostu kwestia gustu, zwłaszcza że słuchamy różnej muzyki.

Pytanie zatem zasadnicze: czy opłaca się kupować dziś K340? Trudno jednoznacznie określić to w ramach uniwersalnych, chociażby przez wzgląd na takie osoby, które w pewnym stopniu cenią sobie ten model, ale gdyby odpowiedzieć z perspektywy użytkownika typowego, nastawionego na czystą konsumpcję, odpowiedziałbym – nie, nie opłaca się. I z mocnym uzasadnieniem.

Jest to sprzęt używany, a więc brak gwarancji. Z tego tytułu wymagane są jakiekolwiek zdolności negocjacyjne i cechy podchodzące pod rzeczoznawstwo, aby móc akuratnie ocenić wartość danej oferty oraz potencjalne problemy. Wielu z nich (oraz rewizji którą kupujemy) nie da się jednak zobaczyć na zdjęciach, toteż będzie to cały czas kot w worku i punkt wyjścia, a więc brak gwarancji. To zaś wymusza na nas posiadanie minimum wiedzy nt. ich konstrukcji, aby w razie czego móc je jakkolwiek naprawić. A i to wymagać może dostępu do części zamiennych, których praktycznie nie ma. A skoro nie ma, najczęściej źródłem pozostaje inna para, albo sprawna technicznie i w gorszym stanie wizualnym, albo tzw. „rozbitek”. To zaś podwaja koszt i przy fakcie istnienia wielu rewizji K340, stwarza ryzyko posiadania części z dwóch różnie grających modeli.

Niewiele jest słuchawek wymagających tak mocnego procesu poznawczego jak K340.

Jak widać nie jest to już nawet ryzyko, a prawdziwa rosyjska ruletka. Swój egzemplarz nabyłem od jednego z forumowiczów na dosyć znanym forum audio, a więc można powiedzieć, że miejsce nabycia było jakkolwiek pewniejsze, choć bez żadnych zabezpieczeń transakcyjnych znanych z serwisów aukcyjnych takich jak eBay. Będzie to już trzeci raz kiedy użyję tego słowa, ale w tym miejscu paradoks polega na fakcie, że poza typowymi objawami zmęczenia konstrukcji, elementów oraz drobnego rozstrojenia przetworników między sobą, K340 z forum i bazując tylko na formie grzecznościowej zawieranej transakcji przyjechały w znacznie lepszym stanie i ze znacznie mniejszą ilością problemów, niż tańsze i wyraźnie prostsze K270 z eBaya, które ostatnio Państwu przytaczałem. Nie jest to jednak dowód na nic, a już w szczególności zaświadczenie o bezpieczeństwie jednego nad drugim, jedynie wskazanie na to, że nie wszystko może być takie oczywiste tak w ramach podejmowanego ryzyka, jak i późniejszych rezultatów co do teoretycznie tej bezpieczniejszej opcji.

Morałem niech będzie zatem tylko to, aby jeśli już nabywać K340, to w dobrej cenie, dobrym stanie i z pewnego źródła, a także w sytuacji, w której w razie ewentualnych czynności serwisowych będziemy mogli jakkolwiek podjąć wyzwanie i ani niczego nie zepsuć, ani nie porzucić w formie porozkręcanej. Wtedy już chyba lepiej będzie sprzęt wystawić na części, aby ktoś inny, może bardziej potrzebujący konkretnych elementów, skorzystał na takim geście.

 

Współczesne odpowiedniki

Bardzo często w sprzęcie vintage karkołomne jest szukanie odpowiedników w ramach aktualnej produkcji. Chociażby ze względu na parokrotnie tu wspomniany przeze mnie klimat, który jest po prostu na tyle unikatowy, że przekreśla już na starcie sensowność prób poszukiwań.

Na pewno ze względu na technologię odpowiedź będzie tylko jedna i bardzo ze względu na cenę bolesna: Dharmy D1000. Tylko te słuchawki kontynuują w sensowny sposób koncepcję hybrydową na tyle dobrze, żeby rozważać je poważnie zakupowo.

W przypadku tonalności jednakże, opcji jest już więcej. Sam osobiście gdybym miał wskazać coś, co przypomina mi sposób grania K340, ale w formie bardziej ogólnego układu może, aniżeli czegoś 1:1 podobnego, prawdopodobnie wskazałbym R70X oraz MSR7. Jak można łatwo sprawdzić, cena zarówno pierwszego modelu jak i drugiego nie jest specjalnie duża, a jednak oferują podobny układ tonalny, tj. delikatnie wycofaną średnicę, ładny bas i odpowiednio przyjemną górę (R70X, odpowiednik wyższych oktaw K340) oraz czytelną (MSR7, analogicznie niższych). Scena w MSR7 nie będzie miała w sobie tej parności co AKG, jednocześnie rozwijając kierunek zamknięty. Ta zaś w R70X zaprezentuje się przeciwnie: z rozmachem i muzykalnością. W żadnym przypadku nie spotkamy się co prawda z dokładnie takimi właściwościami sopranowymi jakie prezentują AKGowe elektrety, ale pod względem szybkości i dokładności bliżej będzie MSR7.

Jeśli mielibyśmy więc wydać odpowiednio na K340 i potem jeszcze trafić na minę lub konieczność szukania drugiej pary za tyle samo, a bylibyśmy przy tym cały czas tylko zwykłym użytkownikiem, moim zdaniem rezygnacja i kupno czegoś bardziej konwencjonalnego będzie miało znacznie więcej sensu dla takiej osoby.

 

Modyfikacje

Tak jak pisałem, swojej pary modyfikować nie mam zamiaru, choć na szybko sprawdziłem zachowanie się słuchawek bez wypełnienia watoliną oraz bez osłonki zabezpieczającej, a co miało symulować tzw. „screen mod”, czyli usunięcie oryginalnego sitka i zastąpienie go innym, znacznie bardziej przepuszczalnym.

Faktycznie pomaga im to zrzucić z siebie dużą część „duchoty” i tym samym taki kierunek nie jest pozbawiony podstaw. Słuchawki mają w tym rzeczywisty potencjał, ale najlepiej byłoby oryginalne maskownice i tak zachować. Usunięcie watoliny wpływa za to na bas, który traci na wypełnieniu i tym samym nie ma już tego typowego dla nich „wygaru”.

Za modyfikację uznaję również stosowanie nausznic welurowych. Dlaczego? Ponieważ z perspektywy historycznej były to słuchawki zaprojektowane pod nausznice skóropodobne, do tego starszego typu, a więc o płytkim profilu. Testowałem z K340 zarówno oryginalne od AKG, jak i duże welury nieznanego mi typu, prawdopodobnie pochodzące od Superluxów EVO albo będące tworem samorodnym i zamawianym z Chin na własną rękę przez poprzedniego właściciela. Rekomendować mógłbym tylko te pierwsze. Ich założenie na K340 wymaga nadludzkiego wysiłku i ogromnej cierpliwości, ale efekty są dosyć ciekawe.

W zakresie komfortu mamy większą głębokość na ucho, ale za cenę większej twardości nausznicy oraz mniejszego otworu na naszą małżowinę. To pierwsze wyrabia się z czasem, zaś to drugie możemy nieco poprawić wcześniejszym „palowaniem” nausznic, czyli nabijaniem ich np. na butelkę, której średnica będzie na tyle duża i jednocześnie mała, aby otwór nausznicy się nieco powiększył.

Efekt brzmieniowy jest w ich wypadku największym zyskiem, ponieważ dźwięk zaczyna się otwierać, ale nie przejaskrawiać jak przy nausznicach niefabrycznych. Całość się mocno wyrównuje i choć zostawia wciąż w sobie pierwiastki oryginalnego brzmienia, wciąż lekki efekt pudełkowatości i braku wydźwięku w środku, to bardzo łatwo idzie się do nich przyzwyczaić. Jednocześnie muszę wyrazić podziw, że konstrukcja tak leciwa jest w stanie tak dobrze zagrać i z tej perspektywy dopiero czuć, że był to projekt jakkolwiek wykraczający poza swoją ówczesną erę, w pełni zasługujący na tytuł modelu flagowego.

 

Podsumowanie

Po dziś dzień te wyjątkowe konstrukcyjnie słuchawki mają u wielu osób duże poważanie. Bez względu na to, czy na recenzji znajduje się sprzęt posiadany przeze mnie, czy po prostu testowany przelotem, zawsze staram się podchodzić do niego tak samo krytycznie. K340 nie są tu żadnym w tym względzie wyjątkiem, a nawet idąc o krok dalej – dostają ode mnie po uszach za aspekty, których się w nich doszukać nie spodziewałem. A nie spodziewałem, ponieważ w wielu opiniach trzecich uwag takich jak moje ku nim nie zwracano. Kolejny, n-ty już dowód na słuszność koncepcji, że recenzja recenzją, ale jednak jak człowiek sam posłucha, to pewność zyska ostateczną. Ale i znów: funkcjonującą w ramach tylko swojej własnej pary uszu.

Po drodze sprzęt sprawdzałem z różnorodnymi urządzeniami. Chociażby Aune T1 SE. Działo się.

K340 okazały się słuchawkami bardzo ciekawymi konstrukcyjnie, z dosłownie przeczołganymi przeze mnie nausznicami z poziomu skrajniej niewygody na bezkarne trzymanie na głowie przez kilka godzin non-stop, grającymi „parnie ale gwarnie”, z unikalnym klimatem łączącym w sobie na przeciętnej, nieco dusznej scenie analogowość i matowość przetworników dynamicznych i membran biernych z szybkością i jaśniejszym atakiem elektretów. Jednocześnie potwierdziły się widoki na lepsze jutro poprzez potencjał na opisywane po sieci modyfikacje. Fabrycznie sprzęt praktyczny w codziennym użytkowaniu, ale skomplikowany i trudny w utrzymaniu, przez to dedykowany bardziej zapaleńcom i kolekcjonerom, aniżeli zwykłym użytkownikom szukającym względnie taniej wintydżowej „audiofilii” na gotowo.

 

Zalety:

  • całkiem dobre leżenie na głowie i ergonomia, mimo gabarytów
  • wysoka wygoda jeśli użyto dostosowało się odpowiednio nausznice
  • pionierska jak na tamte czasy konstrukcja 2-drożna
  • przetworniki elektretowe podnoszące wyraźnie jakość sopranu
  • unikalny klimat dźwięku łączącego analogowość i matowość dynamików z szybkością i jasnością elektretów
  • możliwość prowadzenia długich odsłuchów bez uczucia zmęczenia dźwiękiem
  • całkiem zgrabnie reagują na ewentualne korekcje
  • duży potencjał w zakresie modyfikacji

Wady:

  • trochę parna scena ze zredukowaną holografią (pomagają modyfikacje)
  • mimo wszystko dyskurs charakteru przetwornika dynamicznego z elektretowym
  • wymagające co do napędu i trudne w wysterowaniu
  • z tego względu zwrotnice lubią dosyć często ulegać awariom
  • mnogość rewizji utrudnia ewentualne dopasowanie części zamiennych
  • bardzo wrażliwe na stan i rodzaj nausznic
  • przetworniki podatne na zabrudzenia z racji braku wkładek z obu stron
  • z reguły przeciętna wygoda dla osób o dużych uszach, jeśli nausznice nie zostały odpowiednio ukształtowane czy to wkładkami czy innymi zabiegami
  • często nieuczciwi sprzedawcy próbujący wciskać egzemplarze po przejściach i naprawiane nieoryginalnymi częściami na własną rękę
  • obiekt częstych spekulacji cenowych

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

2 komentarze

  1. Wspaniała, profesjonalna i pouczająca recenzja, z której bardzo wiele można się dowiedzieć. Mam trzy pary tych słuchawek. Źródłem dźwięku jest dla nich u mnie Hifiman Hm-801, wzmacniaczem – Little Dor IV SE (kable RCA: Chord Chameleon Silver Plus). To, na co ze swojej strony zwróciłbym uwagę, to separacja – każdy instrument słyszy się w innej części muszli – dźwięk jest więc przestrzenny, zachwycająco trójwymiarowy, przez to bardzo realistyczny i po prostu ciekawy. Uważam też, że słuchawki te dla pokazania pełni swych walorów i możliwości potrzebują odpowiednio mocnego wzmacniacza (zresztą mówi Pan i o tym). Na AKG 340 przesiadłem się z Sextettów (z wersji Bass-Heavy) i odtąd 240-tek nie używam.

    Dziękuję i pozdrawiam!

  2. Myślę że te słuchawki są wybitne słuchałem różnych wynalazków np beats dr dre to przy nich jakiś jazgot basowy , nowe akg 240 studio to przy nich bazarowy sprzęd też miałem, ciężko znajsc słuchawki do 1000zł z takim dźwiękiem chyba nie znajdzie. Dodam że nie miałem pojęcia o istnieniu k340, gdy przez przypadek je posluchalem i już zostały że mną ?. Dźwięk z nich jest fantastyczny wszystko średnica i wysokie tony super a bass jest wypas dopiero na tych słuchawkach usłyszałem scenę poszczególne instrumenty muzyczne przestrzeń taka prawdziwość przekazu autentyczność , że muzyka właśnie w ten sposób powinna wybrzmiewać. Bardzo mi się podoba ta matowość dźwięku ale nie zawsze obecna jedynie w muzyce z lat 80/90 zależy od kawałka. Powiem tak nie miałem na uszach lepszych słuchawek do tej pory po tym jak k 340 mi zagrały. Zastanawiam się czy znowu pojawi mi się uśmiech na twarzy taki sam jak wtedy gdy nprzykład założę lcd bądź staxa na uszy słuchając słuchawek za ponad 4tyś i czy wogóle warto napewno spróbuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *