HIFIMAN jest firmą niestety trochę niekonsekwentną w swoich działaniach. Wystarczy zwrócić uwagę chociażby na ich logo, aby stwierdzić, że są przynajmniej trzy funkcjonujące logotypy tej firmy. Który jest nowszy, a który starszy – nawet ja się gubię. Niekonsekwencja ta jednak ciągnie się jeszcze dalej, bo trudno jest wskazywać powoli nawet i produkty, które są przez HFM odświeżane, a stare i zdawałoby się „zastępowane” mimo wszystko wciąż są dostępne, do tego w cenach czasami dziwnie ustawionych w stosunku do chociażby i następców. Jednego jednak w tym wszystkim nie można HIFIMANowi odmówić – że w całym tym chaosie potrafią wypuścić tak dobry produkt, że obojętnie czego byśmy nie zakupili, to szansa na nasze zadowolenie będzie zawsze wysoka. Jednym z takich produktów, nastawionych na zadowalanie, są dokanałowe HIFIMAN RE-400, które dzięki kolejnej z rzędu uprzejmości Blueme, autora bloga tomigra.wordpress.com, mogłem dla Was przetestować.

Zanim jednak przejdziemy dalej, chciałbym rozwinąć nieco aspekt wspomnianego zastępowania modeli. Aktualnie w cenie do 500zł dostaniecie u HFM 3 modele dokanałowe:
– RE-0
– RE-ZERO
– RE-400

Być może więc przyda się Wam informacja, że kolejność w jakiej je wymieniłem jest kolejnością w jakiej modele te się zastępowały. Najpierw były ciepło przyjęte RE-0, potem nieco poprawione RE-ZERO pisane już słownie, zaś aktualnie RE-400 zdaje się zastępują oba pozostałe modele. Co ciekawe ich cena była zauważalnie wyższa od obu, jednak po ostatniej obniżce ze strony dystrybutora spadła niżej niż starsze i teoretycznie gorsze RE-ZERO. Warto mieć to na uwadze.

 

Dane techniczne

– Przetworniki: dynamiczne 8,5 mm, membrana tytanowa, magnesy neodymowe
– Impedancja: 32 Ohm
– Czułość: 102 dB / 1 mW
– Moc nominalna: 10 mW
– Moc maksymalna: 30 mW
– Częstotliwość: 15-22 kHz
– Przewód: 1,2 m z miedzi OFC
– W zestawie: 2x tipsy Comply T400, 3x tipsy silikonowe, 4x tipsy bi-flange, etui

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Część zachodnich recenzji punktowała ujemnie jakość wykonania tych słuchawek, ale patrząc na nie zachodzę w głowę skąd mogło się to wziąć, ponieważ nie widzę w nich nic negatywnego, a produkcja jest stosunkowo precyzyjna jak na tą półkę cenową. Ale może przelećmy po kolei po ich cechach fizycznych:

– korpusy
RE-400 to jedne z najdrobniejszych słuchawek jakie miałem w rękach. W porównaniu do faktycznie dużych słuchawek typu K390 NC zapewne nie ma w tym niczego dziwnego, ale nawet na tle dosyć małych NE-770X czy M1 wypadają również skromnie rozmiarowo. Korpusy zostały wykonane z aluminium i tylko w swoich zakończeniach doczekały się jakiegoś szlifu oraz polerowania. Na pozostałym swoim obszarze aluminium nie było poddawane obróbce, dlatego ma swoją standardową, częściowo matową, fakturę i co za tym idzie – praktyczność.

– tipsy
HIFIMAN dołącza do słuchawek kilka par tipsów różnego typu, ale standardowym, może mówiąc inaczej – „domyślnym” typem, są specjalne tipsy łączące w sobie chociażby specyfikę tipsów Brainwavz (owalny kształt, otwór wylotowy mniejszy niż nasadowy) z „drzewkami” bi-flange. W efekcie uzyskujemy zarówno dobrą izolację, jak i świetne właściwości adaptacyjne podle naszych kanałów słuchowych. A z tym wiąże się kolejny aspekt:

– wygoda
Jest dosłownie obłędna i szczerze od czasu NE-770X nie pamiętam dynamików tak dobrze leżących mi w kanałach. Malutkie korpusy o wysokiej ergonomii + świetnie skonstruowane tipsy dają tutaj możliwości, jakich przy bardziej konwencjonalnych gumkach nie można łatwo osiągnąć. Nawet osoby z całkowicie „niestandardowymi” kanałami słuchowymi mają szansę z malutkimi HIFIMANami dojść do porozumienia i jeśli do tej pory niemożliwe było dla nich korzystanie z rozwiązań dokanałowych, to RE-400 mają szansę im to z powodzeniem umożliwić.

– wtyk, przewód i łączniki
Nie jest najgorzej, od łącznika okablowanie wykonane jest idąc do słuchawek ze zwykłej, ale stosunkowo wytrzymałej (a przynajmniej sprawiającej takie wrażenie) otuliny, zaś do dużego kątowego (45′) wtyku już w oplocie nylonowym. Jedyna rzecz, która mi się w tym modelu nie podobała, to pewna sztywność kabla w części w oplocie nylonowym, która powoduje bardzo niemiłe wizualnie załamania. Może to też troszkę irytować na początku po zakupie ich posiadacza, z czasem jednak powinno się „wyrobić”.

– detale
RE-400 mają również na sobie drobne, aczkolwiek warte wspomnienia szczegóły, które łatwo mogą komuś umknąć. Przykładem niech będzie umieszczenie wypustka przy lewym łączniku kabla przy korpusie, który pozwala po omacku zdeterminować polaryzację kanałów. Warto wspomnieć też o wtyku jack, który mimo swojej pozornej masywności jest przy nasadzie zwężony tak, aby zmieścić się w gniazdach o małych ku temu widokach.

 

HIFIMAN RE-400HIFIMAN RE-400HIFIMAN RE-400HIFIMAN RE-400HIFIMAN RE-400HIFIMAN RE-400

 

Jak widać słuchawkom towarzyszy wyraźny nacisk na wysoką ergonomię, zgrabność i dyskrecję. Słuchawki przeznaczone wyłącznie dla ich nabywcy, nie na pokaz, nie na szał, tylko skrupulatność i praktykę. Są to też właśnie takie cechy, które osobiście jako inżynier lubię i cenię w podejściu producenta. HFM wypadają tutaj bardzo dobrze i wracając do moich wątpliwości z początku recenzji – zastanawiam się na poważnie gdzie jest ta „niska jakość” o której słyszałem. Znów okazuje się prawdą to, co miałem w zwyczaju mawiać od czasu do czasu: jak człowiek sam nie przesłucha (tutaj – pomaca) to się nie dowie. Ja już wiem, a to najważniejsze, więc można przechodzić do wspomnianego odsłuchu z czystym sumieniem.

 

Brzmienie

Już od pierwszych chwil uderza nas brzmienie wysoce adaptacyjne podle materiału, jaki chcemy tym słuchawkom narzucić, a także nas samych, ponieważ niemal natychmiast jesteśmy w stanie się do ich sygnatury dostosować. Słychać bardzo wyraźnie, że RE-400 zostały gruntownie przemyślane i wyprodukowane niemal z saperską ostrożnością, jakby ktoś stał z batem nad taśmą produkcyjną, a raczej przy wejściu do pokoju inżynierów.

Dawno nie słyszałem w dokanałówkach tak dobrego i rozsądnie serwowanego basu, a przynajmniej od czasu bardzo przeze mnie chwalonych MS01. Wreszcie ponownie mam w rękach słuchawki, które nie starają się basem zrobić mi z mózgu ciapki, a jednocześnie które są w stanie w przekonywujący sposób zaserwować mi go w sposób normalny i „po ludzku”. Oznacza to więc tylko tyle – i aż tyle – że dół pasma jest naturalny, wyważony, dobrany idealnie podle różnych gatunków w ilości ani nie za dużej, ani za małej. Jest dokładnie taki, jakiego bym się w zasadzie nie spodziewał, ale jednocześnie takim, jakiego ogólnie bym sobie w wielu słuchawkach życzył.

Bas doskonale również łączy się ze średnicą, wykazującą równie bezpośrednią i życzliwą formułę, ładnie uzupełniając się wzajemnie i powodując jednocześnie ogromne trudności w akuratnym jej opisaniu. Problemy te oczywiście nie biorą się z powodu jakichś kłopotów czy niemocy, ale bardzo dużej dozy integralności między obydwoma zakresami, co poczytywać tu należy za ogromny plus, być może nawet jedną z kluczowych zalet RE-400. Średnica nosi w sobie pewną dozę ostrożności i czaruje muzykalnością, szczerością przekazu, naprawdę tak dobrego duetu obu zakresów się po takich słuchawkach nie spodziewałem i choć byłem dosyć ostrożny na początku w podejściu do zapowiedzi tego, co usłyszę, to muszę potwierdzić niebywałą kondycyjność malutkich HIFIMANów. Mimo podkreślenia i bezpośredniości żaden fragment średnicy nie wybija się przed szereg i nie ma tu nawet śladu prób „oszustwa” ze strony producenta, który stara się upodobnić słuchawki charakterem do czegoś, co w ogóle do nich nie pasuje. Trochę takiego „oszustwa” ze średnicą serwowały mi chociażby M3, zresztą zbieżne z RE-400 w paru miejscach, na szczęście przy HFM trudno jest mi się czegokolwiek negatywnego doszukać. Jedynymi wadami mogą być co najwyżej śladowe ilości mułu, braku bezwzględnej separacji i niedostatecznej szybkości, której częściowo podlega też bas, ale tego typu rzeczy mimo wszystko zostawiłbym sobie dla armatur i równie dobrze mógłbym o tym przy RE-400 w ogóle nie wspominać.

Góra również stara się trzymać tutaj jednolity, bezpieczny charakter, przez co w wyższych zakresach brakuje jej na finiszu pewnej dozy iskrzenia, aczkolwiek można mówić tu co najwyżej o lekkim przyciemnieniu, absolutnie nie o wycofaniu, bo jest to całkowicie przesadzone słowo. Zauważalny spadek notowany jest zresztą dopiero między 7 a 10 kHz, po drodze próżno doszukać się jej słabości, nienaturalnych wybić, tendencji do sybilowania czy wcześnie zaznaczanej kompresji. Daje nam to bardzo płynną, naturalną górę, która znów stoi na bezpiecznym dla utworów i przyjemnym dla ucha poziomie, który jesteśmy w stanie niemal z miejsca zaakceptować. I choć dla mnie osobiście można byłoby jeszcze jednak trochę jasności w ten zakres bez przeszkód wstrzyknąć, tak stan po wyjęciu z pudełka jest jak najbardziej do zaakceptowania i trzeba byłoby naprawdę szukać czegoś zupełnie innego, aby go nie zaakceptować.

Czy zatem jest coś, w czym słuchawki te nie robią dobrego wrażenia? Tak, a przynajmniej na mnie i tym czymś jest oczywiście scena. Oczywiście – ponieważ na ten aspekt jestem mocno uczulony, używając może innego określenia: wybredny. Z jednej strony jest to niezwykle łatwe do zrozumienia z perspektywy słuchawek, które do tej pory w życiu miałem oraz mam do tej pory, z drugiej wynika też mocno z dominacji gatunków elektronicznych różnej maści w mojej audiotece. Dlatego też w przypadku każdych słuchawek, których recenzja ukazuje się na łamach tego bloga, można z góry założyć, że do sceny będę przykładał szczególną wagę (oczywiście bez przesady i z zachowaniem zdrowego rozsądku). W HFM problem jest więc natury typowo dokanałowej – a więc niedostatecznej sceny i częściowo też separacji, co wiąże się pośrednio ze średnicą i przekłada się na zbytnie zagęszczenie brzmienia w taki sposób, że słuchawki mają pewne problemy z rozdzieleniem źródeł pozornych od siebie. Co prawda świetnie przekłada się to na wysoką koherentność, ale odrobinę więcej analizy naprawdę by im nie zaszkodziło.

Co do samej sceny i twierdzenia, że jest niedostateczna – oczywiście wszystko w HFM jest na swoim miejscu, wszystko jest dobre i przynajmniej poprawne, ale właśnie problem w tym, że nigdy nie jest bardzo dobre, a już w szczególności wyśmienite. Jeśli ktoś spodziewałby się po RE-400 bycia przestrzennymi potworami, studzę zapał. Będzie na tyle dobrze, aby nie odczuwać specjalnego niedosytu, ale też nie na tyle rewelacyjnie, aby chwytać tym słuchacza za serce, jak właśnie we wspomnianych już przeze mnie MS01. Będzie znowu bezpiecznie, znowu od pewnego momentu powściągliwie i najbardziej daje się to odczuć w zakresie głębi. No cóż, nie można mieć wszystkiego, na szczęście to, co do tej pory RE-400 pokazały, w dużej mierze kwestię sceny wynagradza, miejscami nawet z nawiązką i warto to docenić.

Jeśli w cenie do 500zł MS01 uznawałem za jedne z lepszych technicznie dokanałówek dynamicznych, tak to właśnie produkt HIFIMANa wskazywałbym każdemu, kto szuka nie osiągów, a przyjemności i bezpieczeństwa. RE-400 przypominają mi tutaj trochę ProAlphy charakterem, ale robią od nich lepiej w zasadzie wszystko, co tylko się da. To naturalne, przyjemne i muzykalne słuchawki o ogromnym potencjale adaptacyjnym. Przyzwyczajają nas już od pierwszej chwili do swojego brzmienia, nie zaskakują niczym nieprzyjemnym, pozwalają bawić się muzyką i cieszyć z nagrań, co przy dokanałówkach jest rzeczą z reguły trudną do osiągnięcia bez głębszego pogrzebania ręką w portfelu.

W zasadzie jedyną wadą tych słuchawek jest subiektywnie nieco zbyt mocne przyciemnienie w szczytowych zakresach góry, uwaga ta jednak ma nad sobą mocną gwiazdkę w postaci mnie i mojego konkretnego wyobrażenia idealnego dźwięku. Dopiero węższa scena staje się jakimś argumentem ciążącym nad RE-400 i tutaj trudno jest mi je obronić nawet patrząc na to, jak całościowo grają. Wiele osób im to zapewne z miejsca wybaczy, ja jednak odczuwam pewien niedosyt. Nie zawód, po prostu niedosyt. Ale…

Ponieważ nie odpuszczało mnie uczucie, że jakby coś je blokowało, hamowało ich potencjał w zakresie góry i sceny, postanowiłem spróbować podejść do problemu inaczej. Z moich prywatnych obserwacji z zachowania się NE-700M w połączeniu z różnymi tipsami, czasem od naprawdę niekompatybilnych na pozór słuchawek, wyszło mi, że w wielu wypadkach zapewnienie słuchawkom tipsów o szerokiej średnicy otworu daje bardzo dobre efekty w zakresie otwartości i przestrzenności. Nie inaczej było także w przypadku RE-400. Po zastosowaniu silikonowych tipsów od NE-770X, które trzymam specjalnie na takie okazje, dźwięk w HFM nabrał precyzji i przede wszystkim otworzyła mu się góra oraz w pewnym stopniu polepszyła scena, która mimo wciąż nie bicia rekordów szerokości uzyskała poprawę w tym, w czym do tej pory nieco niedomagała. Słuchawki co prawda swoją bezpieczną granicę nieco zgubiły i pewien muzykalny urok z nich zniknął, ustępując miejsca ukrytej do tej pory energiczności i agresji, ale nie został on mimo wszystko bezpowrotnie zatracony. W zamian słuchawki stały się zauważalnie jaśniejsze, co ucieszy wszystkich fanów wysoko podchodzącej góry.

Z mojej twarzy przez dłuższy czas nie schodził uśmiech satysfakcji i zadowolenia z efektów, dlatego gorąco zachęcam wszystkich do testowania tego modelu z innymi tipsami – możecie się bardzo pozytywnie zaskoczyć. Świadczy to też o sporym potencjale tego modelu oraz klasie zatopionych w nim przetworników. Uzyskałem tutaj brzmienie tym razem już w ogóle nie przypominające słuchawek dokanałowych, czyli coś, do czego dąży po cichu prawdopodobnie każdy fan takich konstrukcji – do dźwięku większego, niż one same (oczywiście w ramach swojego przedziału cenowego).

 

Zastosowanie

Ze względu na swój charakter malutkie RE-400 sprawdzą się najlepiej w zakresie odsłuchu na źródłach jasnych lub w grających modelem „V”, co powinno dać słuchaczowi najlepsze efekty synergiczne. Jedne i drugie pozwolą HFM sięgnąć swoim zasięgiem dalej i sumarycznie pełniej, przez co być może nawet część wrażeń opisanych w recenzji pozytywnie wyblaknie. Ze względu na całkiem dobrą izolację model ten można warunkowo dopuścić do użytku miejskiego, ale definitywnie nie jest to w 400-tkach priorytet.

 

Podsumowanie

RE-400 jak na swoją cenę to słuchawki o ogromnym potencjale, wybornej wygodzie oraz bardzo przyjemnym, bezpiecznym i muzykalnym brzmieniu, które jak wykazały testy odsłuchowe można dostosować w pewnej części odpowiednimi tipsami. Do 500zł jest to jeden z tych modeli, których zakup nawet w ciemno jest w dużej mierze bezpieczny i którymi stosunkowo ciężko jest się rozczarować. Choć i tak jest bardzo dobrze, to jednak gdyby tylko scena była w nich większa, a co za tym idzie separacja również nieco lepsza, byłby to dźwięk naprawdę genialny oraz pełne 5 gwiazdek. Z drugiej strony nie bez powodu HFM ma w swojej ofercie również i droższe modele, naprawdę nie bez powodu…

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

17 komentarzy

  1. Witam Panie Danielu,

    Nie są mi znane przypadki podrabiania tego modelu słuchawek. Mogę jedynie podejrzewać, że nie są to słuchawki pochodzące z oficjalnej dystrybucji i podlegające krajowej gwarancji. Ew. jest to model ze zwrotów i stąd niska cena.

  2. Witam,
    Czy opisywane słuchawki powinny zagrać komuś komu spodobało sie granie SPH9500 ?
    używałbym ich poczatkowo z sansa clip+ a następnie z jakimś xduoo 🙂
    pozdrawiam

    • Witam,

      W sumie powinno, choć będzie nieco cieplej od SHPków i z lepszym dociążeniem na średnicy. Dla mnie osobiście SHP były zbyt surowe w brzmieniu. Możliwe też, że Etymotic MK5 by się sprawdziły, aczkolwiek są one lżejsze brzmieniowo i bardziej analityczne – właśnie coś w deseń SHP.

      Pozdrawiam,

  3. Witam. Jestem w posiadaniu identycznych słuchawek, tyle że z sygnaturą RE-400B, sprzedawane razem z odtwarzaczem HIFIMAN HM 700. Czy posiadane przeze mnie słuchawki różnią się czymś od recenzowanych przez pana RE-400 ?

    • Witam,

      RE-400B to zbalansowana wersja zwykłych RE-400. Brzmienie powinno być między nimi identyczne, nie licząc atutów płynących z sygnału zbalansowanego.

    • Jedynym problemem, jaki mam przy tych słuchawkach w konfiguracji z wyżej wymienionym odtwarzaczem jest, to że czasami wokal, przy wyższych rejestrach (głównie przeciągające się samogłoski) kłuję w uszy,co zabija trochę przyjemność z słuchania można, więc nazwać to sybilacją? zdażą się to również z przy instrumentach, ale rzadziej, Po przeczytaniu Pańskiej recenzji rozważam kupno Brainwavz HM5, jak te słuchawki będą współgrały z HIFIMANem HM-700, czy zredukuje ”kłujące” dzwięki?

    • Tak, można nazwać to sybilacją, ale nie powinno jej być przy tych słuchawkach. HM5 to granie bardziej na planie „V”, więc jeśli odbiera Pan RE-400 jako sybilujące, nie jestem pewien czy HM5 się jakkolwiek nadadzą. Prędzej coś pokoju SoundMagiców HP100, a z dokanałowych słuchawek na wzór Yamah EPH100.

    • Witam, po dłuzszej przygodzie z re-400b i paroma innym testowanymi, musze stwierdzic, że niestety słuchawki dokanałowe chyba nie są dla mnie ze względów zdrowotnych ( po prostu bolą mnie po nich uszy) Coraz częściej rozglądam się za słuchawkami wyróżniającymi się dobrą sceną, brakiem sybilizacji i dobrą separacją instrumentów Nie słucham żadnych ambientów, ale lubie słyszeć co dzieję się na drugim czy trzecim planie danego utworu. Użytkowałbym je z odtwarzaczem Hifiman HM-700 i laptopem podłączonym do DACa USB (którego to też planuje zakupić) Budżet na słuchawki do 800zl. Pozatym wykonuje pan świetną robote na tym blogu, sporo sie człowiek może dowiedzieć, pozdrawiam (:

    • Witam Panie Łukaszu,

      W takiej sytuacji pierwsze kroki winny być poczynione w stronę Polecanych. Prawdopodobnie najlepszym wyjściem w Pana przypadku byłoby szukać używanych Audio-Technik ATH-R70X, może jakkolwiek zmieszczą się jeszcze w budżecie.

      Dziękuję za miłe słowa. Staram się.
      Również pozdrawiam.

  4. Mam zestaw hfim tzn re 400b i odtwarzacz tego samego producenta, proponuję włożyć do każdego kanału nie jeden a dwa filterki(te czarne z zestawu), u mnie się poprawiło i oczywiście słucham na tych najmniejszych podwójnych tipsach. Czasem podłączamy się do dziurki marantz cd6004, bądź starego archos. Ale i tak najlepszy dźwięk jest z „hajfimana,, ten zestaw robi robotę, dla mnie przynajmniej… Polecam

    • Dzień dobry .Mam pytanko czy te sluchawczki zgraja się z Shanling M0?
      Pozdrawiam

  5. Dzień dobry Panie Jakubie,
    A czy te słuchawki wypadają lepiej od M750i lub Heaven II?
    Pozdrawiam,
    Mateusz

    • Witam Panie Mateuszu,
      Heaven II nie słuchałem. Od MA750i mogą zaś wydawać się przyjemniejsze, aczkolwiek nie będą tak dobrze wykonane jak RHA.
      Również pozdrawiam.

  6. Witam, czy te słuchawki będą dobrze współgrały z Sabaj DA2 lub Dragonfly Black? Szukam jakichś średnio-budżetowych rozwiązań do codziennego słuchania muzyki i myślę o kupnie takiego zestawu, a łącznie wydałbym za niego nieco ponad 500. Do tej pory korzystałem ze słuchawek do 150zł i myślę o przejściu na coś o nieco lepszej jakości.

  7. Dzień dobry Panu,
    chciałbym zapytać które z obecnych w pańskim sklepie tipsów poprawią scenę w w/w słuchawkach na wzór tipsów od NE-770X?
    Pozdrawiam, Mariusz Rylski

  8. Kupiłem te słuchawki, podpiąłem do telefonu Sony Xperia 5 MK2, który ma dość dobrą jakość dźwięku, wszystkie kodeki, które wymyśliło Sony itp.
    I co. No totalny brak basu, brak średnicy, kiepska góra. Nie wiem czy są zepsute ale grają kilkakrotnie gorzej niż słuchawki HTC, które miałem dodane do telefony 15 lat temu i które kosztowały 7zl.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *