Bardzo rzadko zdarza się, że dane słuchawki wracają do mnie na ponowną ewaluację. Niedawno pisałem przy okazji recenzji TH900, że 95% słuchawek nie wraca do mnie już wcale po wykonaniu recenzji nawet w formie sprzętu od osób prywatnych. W tych 5% zawierają się jednakże wyjątki, m.in. właśnie LCD-XC, z którymi styczność mam w tym momencie po raz czwarty. Aż cztery razy ich charakterystyczne, drewniane dekielki lądowały na mojej głowie, a kark trenował w ten sposób noszenie na niej dodatkowych 700 gram z groszem. Niemniej do czterech razy sztuka się okazuje, ponieważ w najnowszej odsłonie słuchawki te zyskały coś bardzo dla nich kluczowego – dodatkową wygodę. A także świetną akcję promocyjną, czyniącą je oraz LCD-X ofertami z gatunku „nie do odrzucenia”, nawet na takiej samej zasadzie jak aktualne przeceny na AudioQuesty. Sprawdzam więc czy faktycznie warto wrócić do ich tematu, co się zmieniło, w jakiej pozycji stoją po latach na tle innych słuchawek, jak wypada ich wygoda oraz potencjał.
Dane techniczne
- Konstrukcja: wokółuszna, metalowo-drewniana
- Przetworniki: magnetostatyczne, na magnesach neodymowych N50, zamknięte
- Wielkość przetwornika: 106 mm
- Impedancja: 20 Ohm
- Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 50 kHz
- Czułość: 100 dB / 1 mW
- Skuteczność: > 130 dB
- Minimalna moc wejściowa: > 100 mW
- Rekomendowana moc wejściowa: 1 – 4 W
- Maksymalna moc wejściowa: 15 W (przez 200 ms)
- THD: < 0,1% przy 100 dB
- Waga: 721 g
Zawartość zestawu:
- słuchawki Audeze LCD-XC,
- kabel pleciony 1,9 m z wtykiem jack 6,3mm
- certyfikat autentyczności oraz pendrive 128 MB z dokumentacją
Słowem wstępu
Słuchawki te miałem jak liczę łącznie 4 razy. Pierwszy raz był z okazji ich recenzji w 2014 roku. Testowałem wtedy całą przekrojówkę Audeze, wraz z LCD-X i LCD-2. Drugi raz był epizodycznym wypożyczeniem z podtekstem zakupowym w 2015 roku, aczkolwiek z racji dużej wagi powodowały one u mnie problemy natury ergonomicznej przy pracy wielomonitorowej. Jak pamiętam chciałem je sobie sprawić jako zamkniętą parę do pracy, ale właśnie z tego względu nie zdecydowałem się ostatecznie na ich zakup, choć nie powiem było blisko. Trzecia styczność miała miejsce bardzo niedawno, ze sztuką datowaną na rok 2017, a więc już po zmianie przetworników. Był to egzemplarz wypożyczony mi przez Pana Ignacego z Forum AF, któremu bardzo serdecznie jeszcze raz dziękuję za tamtą możliwość. Był to bowiem przełom – słuchawki nie chciały zejść mi z głowy, głównie za sprawą efektów uzyskiwanych z wtyczką Reveal, serwującą korektę ich tonalności w stopniu subtelnym w moim ustawieniu, ale skutecznym, bo modulującym barwę w korzystnym dla nich kierunku. Do tego była to wreszcie okazja, aby wykonać konkretne pomiary akustyczne i udokumentować od tej właśnie strony te słuchawki. Wcześniej takich pomiarów w ogóle nie wykonywałem, mało tego, nawet nie wiedziałem, że kiedykolwiek będę.
Recenzowana para natomiast jest podejściem czwartym, już jako mój własny egzemplarz, który przybywszy na ponowną recenzję weryfikacyjną, po prostu już z niej nie wrócił. Co prawda nie uważam, abym zakupił go w ciemno, choć przyznam, że pewne ryzyko z mojej strony miało miejsce. Mianowicie wstępna decyzja o potencjalnym wtedy jeszcze zakupie zapadła po zakończonych dużym powodzeniem testach wspomnianej prywatnej sztuki forumowicza. Badaliśmy wtedy zmiany akustyczne, jakie podejrzewaliśmy, że będą się kryły w tym modelu na tle tych z lat wcześniejszych. Tezy były więc dwie: słuchawki zagrają inaczej od starszych rewizji, ale tak samo, jak najnowsze. I mimo, że jak pisałem najstarsze rewizje nie były mierzone akustycznie, obie te tezy okazały się w moim odczuciu prawidłowe.
Recenzja jest więc nie tylko oparta o doświadczenia dźwiękowe wynikające z obcowania z najnowszą rewizją, ale też o bardzo spójne notatki i przemyślenia kłębiące mi się w głowie na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy na bazie odsłuchów modelu zeszłorocznego. Dzięki temu treść jest znacznie bardziej obszerna, a słuchawki w ten sposób zweryfikowane w dwóch różnych punktach na osi czasu i z tymi samymi konkluzjami, mając przy tym spostrzeżenia co do ergonomii i wygody z obu. Daje mi to tym samym bardzo zdrową perspektywę i możliwość opisania dodatkowo mających tu miejsce zmian. Ale może wszystko po kolei, zwłaszcza w zakresie usystematyzowania nazewnictwa i dokładnego ustalenia która wersja jest którą.
Rewizje LCD-XC i ich rozróżnianie
Jak wielu producentów dzisiejszymi czasy, także i Audeze od czasu do czasu wprowadza do swoich produktów zmiany. Czasami są to zmiany techniczne, czasami wizualne, a czasami też i ergonomiczne. Jeśli na przestrzeni ostatniego roku, może dwóch, śledziło się moje recenzje, na pewno w oczy rzuciły się publikowane co jakiś czas recenzje sprzętu zabytkowego od AKG. Tam słuchawki bardzo często potrafiły mieć przynajmniej dwie rewizje, starszą (EP – early production) i nowszą (LP – late production). Raz jedna okazywała się ciekawsza, raz druga, w zależności od modelu. Zdarzały się też i modele mające po trzy, a nawet pięć różnych rewizji, niekiedy możliwych do ustalenia tylko po rozkręceniu słuchawek i zajrzeniu do środka. Nie jest to więc praktyka nowa i odosobniona.
Zarówno tamtejszy, jak i dzisiejszy użytkownik najczęściej nie jest o tym informowany. Z jednej strony można mieć pretensje do Audeze, czy też każdego innego producenta, za to, że cały czas zmieniają coś w swoich słuchawkach oraz nie serwują należytej informacji o tym która wersja słuchawek znajduje się akurat w pudełku. Z drugiej strony to teoretycznie dobrze, że produkty są poprawiane lub rozwijane, o ile nie jesteśmy już ich nabywcami mającymi problemy, które rozwiązaniu podlegały. W przypadku LCD-XC problem ten również ma miejsce i powoduje, że kupując ten konkretny model, zwłaszcza z drugiej ręki, możemy natrafić na różne wersje tego samego produktu. Powstaje zatem pytanie, jak poradzić sobie z rozróżnieniem ich między sobą?
Teoretycznie mamy serializację. Słuchawki posiadają numery seryjne, zarówno na pudełkach, jak i na sobie. Problem w tym jednak, że numery te były przydzielane nie w określonym porządku, jak np. u Beyerdynamica, AKG czy Sennheisera, a losowo. Nie jest zatem możliwe ustalenie z którego punktu na osi czasu pochodzi model z danym numerem seryjnym. Gdyby tak było, nie mielibyśmy żadnego problemu zgadnąć, że model o przykładowym SN:000400 pochodzi z początku produkcji, a ten z SN:456670 ze znacznie późniejszej. Co więcej, nawet kupując słuchawki wizualnie z najnowszą opaską nie mamy pewności, że nie jest to egzemplarz starszy, ponieważ takie opaski są możliwe do dokupienia osobno (sam kupowałem ją dla swoich LCD-2F). Wyjść na jaw może to tylko podczas oględzin lub odmowy pokazania przez sprzedającego tego, co znajduje się pod opaską, bowiem to tam, w pozornie ukrytym przed wzrokiem miejscu, znajdują się w nowych wersjach wszystkich LCD naklejki z numerem seryjnym, dokładniej: po prawej stronie, tuż nad oznaczeniem literą R. Także nawet jeśli, szybko wyjdzie na jaw, że dany egzemplarz jest starszy i posiada wymieniony pałąk, choć dla nas tak naprawdę jest to i tak plus, ponieważ jest to znak, że słuchawki zostały przez posiadacza doinwestowane ekstra, a na pewno znacznie wygodniejsze niż ze zwykłym obiciem (powiem o tym dodatkowo za moment).
Wracając do kwestii identyfikacji LCD-XC, z tego co widziałem po sklepach i użytkownikach, były one modelem występującym w łącznie czterech wariantach:
- Rewizja A: najstarsza, produkowana do 2016 roku. Słuchawki te testowałem i recenzowałem w postaci dwóch egzemplarzy datowanych na lata 2014 i 2015. Były to modele oparte o tzw. „stare drivery”, posiadały komplet wyposażenia kablowego: taśmy 4-żyłowe XLR i jack, kufer SKB ze starym logiem Audeze z Kostką Rubika. Rozpoznać można je przede wszystkim po srebrnych wypustkach na gniazda XLR, ale też po w/w wyposażeniu. Stare zdjęcia przedstawiające tak wykończony model znajdują się w poprzedniej recenzji LCD-XC z 2014 roku.
- Rewizja B: produkowana po 2016 roku. W tymże roku Audeze wymieniło przetworniki we wszystkich swoich słuchawkach, nadając im jaśniejszego, równiejszego strojenia, ale przede wszystkim adresując ich awaryjność, spowodowaną wadą konstrukcyjną zawieszenia membrany. Przy zbyt szybkim zakładaniu lub dociskaniu na siłę słuchawek do głowy ciśnienie odśrodkowe wychylało membrany poza ich zakres funkcyjny i przerywało doprowadzanie ścieżek. Prawdopodobnie wprowadzono wtedy czarne wypustki gniazd XLR, tak jak w LCD-2, a także nowe kufry firmy Vortex.
- Rewizja C: produkowana w 2017 roku i częściowo w 2018. Kostki z oznaczeniami kanałów L-R zostały zamienione na metalowe z nowym logo Audeze. Zrezygnowano z połyskliwego malowania metalowych muszli słuchawek na rzecz bardziej matowego lakieru. Zastosowano nowe klejenie nauszników, a także krótsze, plecione okablowanie, mające zaadresować z kolei problemy z trwałością okablowania taśmowego, zwłaszcza w wersji jack. Słuchawki ważyły dokładnie 739 g. Według mojej wiedzy brzmienie względem rewizji B nie uległo zmianom. Sklepy jednak nie zmieniały z reguły zdjęcia produktu, także cały czas widniało na większości kart produktów to od rewizji B, jeszcze z plastikowymi kostkami i bardziej połyskliwym lakierem.
- Rewizja D: wprowadzona w drugiej połowie 2018 roku. Słuchawki zyskały opaskę pozbawioną obicia i nowy pałąk, zmieniono także jeszcze raz metalowe muszle na inny stop i z bardziej matowym, chropowatym malowaniem. Słuchawki schudły względem rewizji C i z 739 g ważyły już „tylko”, a może wciąż „aż”, 721 g. Brzmienie w dalszym ciągu pozostało bez zmian.
Na całe szczęście w całym tym gąszczu daje się rozpoznać konkretne wersje między sobą i mam nadzieję, że mój opis klaruje wiele wątpliwości. Sytuacja upraszcza się jeszcze mocniej, jeśli spojrzymy na modele nowe, sklepowe, które wyposażone są w nową opaskę bezobiciową. Kupując model w nią wyposażony mamy pewność, że dostajemy ze sklepu najnowszą i jednocześnie najwygodniejszą rewizję. A jeśli mamy wątpliwości, wystarczy sprawdzić czy pod skórzaną opaską znajduje się numer seryjny z nazwą modelu. Numer seryjny w wersji z 2018 roku powinien zgadzać się w trzech miejscach:
- na pudełku, wraz z czytelnie opisaną wersją, jaką zakupiliśmy,
- na podpisanej karcie, będącej naszym certyfikatem autentyczności,
- na słuchawkach, przy prawym kanale pod skórzaną opaską.
Jeśli wszystko się ze sobą zgadza, nie ma absolutnie żadnego problemu. Jeśli coś jest zamienione lub brakuje takiego elementu, warto skontaktować się ze sprzedającym i spróbować wyjaśnić sprawę. Tyczy się to zwłaszcza egzemplarzy sprzedawanych prywatnie. Wystarczy więc upewnić się u sprzedającego, że wszystko się zgadza. Jeśli mamy trudność z uzyskaniem odpowiedzi lub mają miejsce jakieś pokrętne tłumaczenia, pozostaje decyzja: albo ryzykować, albo dla bezpieczeństwa dać sobie spokój i poszukać innych ofert.
Jakość wykonania i konstrukcja
Prezentowany egzemplarz nie jest regularną wersją LCD-XC, a ich specjalnym, potanionym wydaniem nazwanym Music Creator Edition, występującym również pod innymi nazwami: LCD-XC Creator, LCD-XC Creator Edition lub LCD-XC Creator Package i obejmuje oba modele – X oraz XC. Wersja ta została wprowadzona najprawdopodobniej 27 września 2017 roku, a wnioskować można to po wpisie na blogu Audeze z tego okresu, anonsującego taką właśnie wersję modelu X.
Pierwsza myśl: gdzie jest haczyk? Na szczęście są to pełnoprawne LCD-XC, nie różniące się absolutnie niczym od innych modeli kupowanych poza promocją, ale pozbawione są kufra przenośnego i części wyposażenia. Całość jest dostarczana w pudełku z wypełniaczem, oznaczona na naklejce z numerem seryjnym jako Whitebox. W zamian za te uproszczenia jednak, producent mocno zszedł nam z ceną i z 1799 USD oferuje je przez limitowany okres czasu w cenie 1299 USD. Natomiast nasze ceny krajowe są jeszcze bardziej atrakcyjne, co też jest samo w sobie pewnym ewenementem.
W ramach wersji MCE sprzedawane były rewizje C i D, widoczne na wcześniejszych ilustracjach, także niech nie dziwi nas widok starszej opaski i ogólnie egzemplarza identycznego wizualnie, co na zdjęciach wcześniej przeze mnie pokazanych. Obecnie dostępne powinny być już przeważnie rewizje D, ale jeśli chcemy mieć pewność, wystarczy po prostu zapytać w sklepie lub pewnie dopisać stosowne życzenie w uwagach do zamówienia. Przynajmniej ja bym tak uczynił.
Wracając jednak do samego przedmiotu recenzji, brak akcesoriów w wersji MCE, choć jest oczywistą wadą w rozumieniu stricte, nie jest dla mnie osobiście akurat jeszcze jakoś specjalnie bolesny, ponieważ raz, że uzyskuję tu potężny upust w ramach promocji cenowej, a dwa, że w przypadku chęci skorzystania z nich na wyjeździe, spokojnie mogę użyć akcesoriów dostępnych w ramach mojej drugiej pary Audeze, jaką jest model LCD-2F. Niezbyt prawdopodobne jest, abym wiózł ze sobą obie. Co najwyżej nie pogardziłbym zwykłym taśmowym kablem na XLR, no ale cóż. Na całe szczęście dokupienie akcesoriów jest możliwe i nawet wówczas cena łączna będzie wciąż mocno na plus.
W temacie wspomnianych akcesoriów, nie mamy tu żadnych preparatów czyszczących, nie ma też dodatkowego okablowania czy nawet adapter na mały jack. Wszystko zostało konsekwentnie zabrane i słuchawki domyślnie pracować mogą jedynie z dużym jackiem 6,3 mm. Wszelkie inne konfiguracje wymagać będą od nas dodatkowych zakupów, czy to adapterów, czy całych kabli. Zwłaszcza ta ostatnia opcja jest kusząca tak czy inaczej, ponieważ okablowanie nie jest brzmieniowo powalające i choć sprawdza się z niektórymi modelami, jak np. LCD-3, tudzież modyfikowanymi LCD-2, tak w przypadku LCD-XC konieczne będzie już wyciąganie brzmienia w konkretnym kierunku. Oczywiście stojak ROOM’s Design FS widoczny w tej recenzji nie jest częścią wyposażenia. Po prostu na czymś słuchawki chciałem powiesić, a że świetnie się z czarnym wykończeniem komponują, tak też i na niektórych zdjęciach zostało. Stojak jest w razie czego możliwy do kupienia bezpośrednio u mnie na sklepie.
Same słuchawki prezentują cechy względem poprzednich rewizji takie, jak określiłem wyżej przy listingu rewizji. Mamy zatem ważące dokładnie 721 g słuchawki zamknięte, w których główną różnicą względem modelu 2014-2015 jest wymiana kostek ze złączami na czarne zamiast srebrnych; matowy, chropowaty lakier metalowych muszli; wymieniona opaska wraz pałąkiem; zupełnie inaczej klejone nauszniki, solidniej przede wszystkim; a także zmienione przetworniki oparte o inne płytki i wzmocnioną konstrukcję.
Bez zmian pozostały się natomiast puszki z pięknego drewna afrykańskiego o nazwie Bubinga, będącego w mojej wersji częściowo na słojach przechodzących wzdłuż, a częściowo na owalnych, skierowanych idealnie ku użytkownikowi. Wytłumienia także nie zmodyfikowano. Wszystko jest tu po staremu. Choć jak patrzy się po zdjęciach i jak sam widzę na własne oczy drewno w MCE, jest ono w nieco ciemniejszym, głębszym tonie niż w wariancie z 2017 roku. Jestem niemal pewien jednak, że to kwestia samego drewna i losowości wynikającej z natury tego materiału.
Słuchawki z racji matowego wykończenia muszli sprawiają wrażenie tańszych lub wykonanych z gorszych materiałów. Tak samo kostki ze złączami mini-XLR. Jest to jednak tylko złudzenie. Jakość wykonania LCD-XC, jeśli już, poszła raczej do góry, aniżeli jakkolwiek spadła w dół.
Największą zmianą natomiast są oczywiście przetworniki, które grając trochę inaczej od poprzedników, miały od 2016 roku zapewniać znacznie większą niezawodność. Mimo wszystko ze słuchawkami obchodzę się tak, jak z każdą parą LCD – a więc profilaktycznie, zakładając je na głowę na spokojnie, pozwalając wyrównać się ciśnieniu i nie dociskając ich na siłę, gdy już się na niej znajdą. Warto wyrobić sobie taki nawyk, ponieważ nie aplikuje się on tylko i wyłącznie do Audeze, ale też np. do STAXa.
Co ciekawe, o ile ich impedancja nie uległa zmianie, zmieniło się pasmo przenoszenia, zaczynając od 10 Hz zamiast 5 Hz, jak również skuteczność wzrosła z 95 na 100 dB. Słuchawki od samego początku posiadały Fazor i nigdy nie były z tego co mi wiadomo oferowane bez niego. Natomiast ich matryca magnetyczna nigdy nie doczekała się ulepszenia do technologii Fluxor, która jest zarezerwowana już tylko dla najdroższych wariantów konsumenckich. Tak samo jak membrana Uniforce.
Nowością stosowaną już od pewnego czasu jest natomiast kabel pleciony, który także wymieniono na takowy z racji awaryjności standardowych do tej pory 4-żyłowych taśm. Osobiście jednak przyzwyczajony jestem do taśmy, toteż preferuję używać jej, zamiast plecionki. Nie tylko z sentymentu za STAXem, ale chociażby dlatego, że jest dłuższa: 2,5 m kontra 1,9 m w plecionce. Aczkolwiek w tej chwili robię to tylko na LCD-2, ponieważ LCD-XC na potrzeby testów i ogólnie docelowo otrzymały wykorzystywaną do tej pory przeze mnie z Dwójkami hybrydę 8-żyłową. O powodach (brzmieniowych oczywiście) opowiem pod koniec recenzji.
Wygoda i izolacja
LCD-XC nigdy nie były bezwzględnie izolującym modelem co prawda, ale ich zamkniętość nie jest również ot tak na pokaz. Izolacja jest całkiem dobra, powyżej przeciętnej i przeskakując nad takimi modelami jak W1000Z czy TH900, ale poniżej poziomu, jaki prezentowały np. K270. Jest to jednak wystarczający współczynnik tłumiący, aby zapewnić komfortowy odsłuch w średnio głośnych pomieszczeniach. Jak również latem, gdy działają systemy klimatyzacji i nawiewu. Przyznam nie wyobrażam sobie wtedy pracy w czymkolwiek otwartym lub mniej izolującym niż XC.
Co tyczy się wygody, tu zaskoczę, ale jest naprawdę bardzo dobrze. Komfort zapewnia przede wszystkim nowa opaska, która nieporównywalnie lepiej rozkłada masę słuchawek na głowie. LCD-XC nie gniotą, nie cisną, nie wiszą jak głupie, nie powodują po prostu żadnego dyskomfortu, zwłaszcza gdy nasza pozycja przy komputerze czy też na stanowisku odsłuchowym jest poprawna lub mająca podporę pod głowę.
Można w nich teraz siedzieć bezkarnie nawet cały dzień. Wcześniej nie było to w żaden sposób możliwe, o ile nie wymieniło się opaski na jakąś własną produkcję DIY. W słuchawkach wytrzymywałem ok. 3 godzin, po czym robiłem przerwę na 20-30 minut i powtarzałem cykl.
Może się wydawać, że 721 g to wciąż spora masa, ale wbrew pozorom różnica względem ok. 590 g LCD-2 nie jest aż taka duża i podejrzewam, że wszystko to jest zasługą właśnie opasek. Gdy LCD-2 i XC miałem wcześniej w standardowych opaskach obiciowych, różnica była znacznie większa. Tak samo gdy LCD-2 porównywałem z bezobiciowymi MX4. Tam waga wynosiła tylko 550 g, a więc niewiele mniej, a jednak komfort był nieporównywalny.
Osoby posiadające starsze wersje opaski mogą ją sobie wymienić bez żadnego problemu, dokupując pakiet do samodzielnej wymiany. Nie jest on tani, bo kosztuje 600 zł, ale robi sporą różnicę, także jeśli ktoś uwielbia swoje słuchawki i jest w stanie się na taki koszt szarpnąć, być może faktycznie warto pociągnąć za spust, albo po prostu się mocno nad tym zastanowić i oszacować samemu zasadność.
Przygotowanie do odsłuchów
Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści.
Rolę punktu odniesienia pełniły słuchawki takie jak:
- AKG K270 Studio (EP)
- AKG K1000 (LP) (optymalizowane akustycznie)
- Audeze LCD-2F (wersja Rosewood, zaktualizowane do wersji 2018, pady Dekoni Elite Sheepskin)
- Audeze LCD-MX4
- Fostex TH900 MKI (recablowane kablem FAW OCC 7n)
- HiFiMAN HE-6/LFF (z adapterami pod kable Audeze)
- Sennheiser HD800 (kable fabryczny oraz 8-żyłowa miedź OCC 7n)
- Sennheiser HD820 (j.w.)
W zakresie źródeł dźwięku, wystąpiły następujące urządzenia:
- Aune S6 (integra słuchawkowa BAL)
- Aune S7 (wzmacniacz BAL)
- Audio-GD HE-9 (wzmacniacz BAL)
- Burson Conductor V2+ (integra słuchawkowa – tylko single-ended)
- Pathos Aurium (wzmacniacz hybrydowy BAL – tylko wejścia)
Słuchawki przyjechały jako sprzęt kompletnie nowy, także przed krytycznymi odsłuchami podlegały obowiązkowemu wygrzaniu. Było to konieczne, ponieważ ich dźwięk od startu nie robił aż tak dobrego wrażenia jak egzemplarz używany, który posiadałem wcześniej na wypożyczeniu. Dźwięk ustabilizował się w przeciągu pierwszych 30-60 minut, a słuchawki uspokoiły całkowicie po przegraniu ok. dwóch dni. Należy więc brać na ten aspekt poprawkę podczas odsłuchów.
Jednocześnie chciałem z tego miejsca bardzo serdecznie podziękować Panu Michałowi z Forum AF za możliwość odsłuchu i wliczenia w poczet sprzętu testowego HiFiMANów, Audio-GD oraz Norne, które sumarycznie dały jeszcze więcej ciekawych spostrzeżeń i poglądu na różnorodne aspekty dźwiękowe, nie tylko związane z przedmiotem recenzji.
Pomiary
Nie tylko jednak na wstępne wygrzewanie trzeba brać poprawkę, ale też na zachowanie się nauszników i uzyskiwany dystans przetworników od uszu. Słuchawki po pierwszym założeniu mierzą się w taki oto sposób:
Natomiast gdy pozwolimy im na spokojne osadzenie się na naszej głowie i poddanie się nauszników, XC powinny zagrać nam równiej i nieco cieplej:
Jak widać testowany egzemplarz posiada pewne dysproporcje międzykanałowe, ale o dziwo z racji mniejszej separacji kanałów w odsłuchach regularnych praktycznie w ogóle pokazanych różnic nie czuć. Znacznie szybciej poczulibyśmy je na otwartych LCD.
Co tyczy się koherencji pomiarowej, założenie LCD-XC skutkuje na ogół dewiacjami w ramach sopranu, szczególnie punktu 6 kHz. Dla kanału lewego:
oraz prawego:
Jak widać, różnica w punkcie szczytowym na 6 kHz potrafi wynosić nawet 5 dB. Dlatego ważnym jest, aby w XC przed krytycznymi odsłuchami mimo wszystko spędzić chwilę, aby nauszniki (bez naszej siłowej pomocy) dostosowały się nam na spokojnie do kształtu głowy.
Nie dawała mi jednak spokoju odnotowana dysproporcja międzykanałowa, zwłaszcza na basie. Ciekawostką jest fakt, że zjawisko to notowałem także i w egzemplarzu z 2017 roku:
Tu jednak dominował już bardziej lewy kanał. Także nasza konkluzja byłaby w tym momencie prosta: modele te po prostu tak się mierzą. I tu pojawia się druga ciekawostka, a która datowana jest jeszcze na rok 2014, gdy bawiłem się LCD-XC i X naprzemiennie i jednocześnie. Okazało się wtedy, że po ściągnięciu grilli z LCD-X oraz dekielków z LCD-XC, mieliśmy w rękach identycznie grające słuchawki, oparte o te same przetworniki. Postanowiłem więc sprawdzić zachowanie się starszego egzemplarza bez dekielków. Tak wyglądał ich wykres:
Uzyskiwana tonalność to sytuacja, w której LCD-XC zostałyby sprowadzone do modelu LCD-X ale bez dampingu akustycznego, a więc w scenariuszu najbardziej jasnym i przestrzennym. Nie przeszkadza to jednak z w osiągnięciu dużego spadku w rejonie 3,5 kHz, a co jest właściwością przetworników stosowanych w serii X. Nie to jednak jest tu najważniejsze, a bas. Jest równiutki, niemal jak do linijki. Oznacza to, że wcześniejsza konkluzja była błędna: to nie przetworniki. Wyniki wskazują natomiast jakby na nierównomierność tłumienia płynącą od samych dekielków.
Idąc tym tropem i wychodząc z obserwacji, że LCD-XC nie mają bezwzględnej izolacji, a co za tym idzie szczelności, postanowiłem popracować nad śrubami przytrzymującymi dekielki. Efekty po kolejnej godzinie dopasowywania się padów były następujące:
Widać różnicę? Wykresy obu kanałów dążą teraz nie tyle do wyrównania się, co wyśrodkowania względem siebie wszelkich naddatków i ubytków. W odsłuchach na szczęście nie czułem dotychczas jakichkolwiek dysproporcji, ale też człowiek czuje się w tym względzie jeszcze pewniejszy widząc nowe wyniki pomiarów. Zwłaszcza różnica w zakresie 250 Hz jest już znacznie mniejsza. Przypuszczam, że jest to konsekwencja ręcznego składania tych słuchawek, jako że Audeze dopiero od jakiegoś czasu przechodzi na składanie w coraz większej części maszynowe, ale głównie przy modelach bardziej budżetowych.
Scenicznie natomiast nic się nie zmieniło względem przynajmniej wersji z 2017 roku i obie wersje mają identycznie układającą się scenę:
Niestety nie pamiętam już jak to wyglądało dokładnie w wersjach 2014 i 2015, ale scenicznie były również bardzo podobne. Po prostu nie ustalę czy był między nimi centymetr sceny w tą czy w tamtą. Z grubsza jednak scena powinna być między wszystkimi rewizjami w 99% identyczna.
Jakość dźwięku
Również i elementarna jakość dźwięku utrzymała się na identycznym poziomie co przy starszych rewizjach XC sprzed 2016 roku, ale słuchawki w zakresie tonalności nie grają identycznie, a co najwyżej podobnie. Niestety nie wykonywałem wtedy jakichkolwiek pomiarów akustycznych, toteż nie mogę odnieść się do konkretnych wykresów. Jednakże miałem wtedy LCD-2, do tego w starszej, nieco cieplejszej rewizji od tej, którą sam obecnie posiadam. Także teoretycznie LCD-XC w zakresie odniesienia basu powinny mieć jeszcze gorzej, jeśli nic się nie zmieniło. Ale zmiana była, toteż i wrażenia się troszkę zmieniły.
Przede wszystkim zmalał nieco bas, przez co słuchawki stały się równiejsze, dokładniejsze i bardziej czytelne. Wciąż jednak jest to mocny zakres, potrafiący zejść bardzo nisko, tupnąć konkretnie, precyzyjnie. Nie ma tu ani nerwowości, ani utraty kontroli. Ta ostatnia lubi uciec dopiero na sprzęcie niedopasowanym do słuchawek o takiej oporności, jak SC808. Tak faktycznie zdarzało mi się zgubić kontrolę nad basem XC, ale choć jest to wada tej karty, w testach potrafi stawać się zaletą. Przynajmniej wiemy co się wtedy dzieje. Niemniej unikałem tego połączenia. Grało to bardzo fajnie z racji zamontowanych kości SS V5i, ale jednak ten bas zwracał na siebie moją uwagę i niespecjalnie mi się podobał zachowaniem, zwłaszcza na tle lepszych układów, których miałem trochę pod ręką w chwili testów.
Linię basową zapamiętałem w poprzednich rewizjach XC jako trochę mi przeszkadzającą, męczącą po dłuższym odsłuchu. Tu jednak kompletnie nie mam takich doświadczeń. Bas jest mocny, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, nie jest nadmiernie pulchny, ani nie utwardza się jak dziki. Jest szybki, akuratny, responsywny, z fantastycznym zejściem. Technicznie jest to – wreszcie mogę to przyznać – jedna z lepszych linii basowych, jakie słyszałem w słuchawkach zamkniętych, a także wielu słuchawkach w ogóle. Choć cały czas mam w pamięci również mocny bas LCD-3, który zrobił na mnie swego czasu iście piorunujące wrażenie.
Średnica kontrastuje z wieloma współczesnymi modelami zamkniętymi, bardziej prezentując się od frontu i z przybliżeniem. Moda natomiast jest obecnie taka, aby słuchawki grały skrajami, wycofaniem środka symulując głębię. W MCE w dużej mierze wszystko słyszę po staremu, nie wydarzyło się nic, co wpłynęłoby na odmienny obraz dźwiękowy XC-ków z wcześniejszych serii. Z racji bliskości, dźwięk jest bardzo obrazowy, namacalny, ale jako efekt uboczny – średnica nie jest rozbudowana planarnie do przodu. Słuchawki przybliżają nam dźwięk w bardzo podobny sposób, co MX4, ale zostawiają go w bardziej neutralnej formie co do charakteru. Jednocześnie nie mają tego atutu, którym w MX4 była otwartość, toteż model ten zaznacza mocniej swoją trójwymiarowość. Nie jest to pełna dominacja, ale na pewno plus ponad XC. Zamknięta konstrukcja daje tu o sobie znać, choć w ten sposób słuchawki uzyskują bardzo poważne atuty.
Najważniejszymi cechami są tu koherentność i obrazowość. Słuchawki bardzo dobrze ilustrują połączenia między poszczególnymi źródłami pozornymi, nadają im sensu logicznego, pokazują które sample z którymi się łączą i w jakiej trwają zależności. Coś, za co bardzo chwaliłem Odiny, tutaj uzyskujemy w formie bardziej profesjonalnej, czynionej jakoby z automatu. Dzięki temu słyszymy bardzo wiele niuansów, smaczków, nic nam nie umknie, pełna kontrola. Czyli wszystko tak jak być powinno, ale też z możliwością poluzowania, jeśli tylko wymienimy okablowanie na bardziej przestrzenne i lepszej jakości.
Sopran LCD-XC od zawsze był elementem wywołującym pewną konsternację. Nie jakościowo, ale pod względem strojenia i zastosowań. W starszych wersjach wypadał gdzieś w okolicach 2-4 kHz. Trochę nietypowo. W nowszych natomiast przesunął się na punkt 6 kHz, a więc rejon sybilacyjny, ale często egzaltowany przez wiele modeli słuchawek o różnej konstrukcji: HD800, TH900 itd. Różnica polega na tym między starymi i nowymi wersjami, że zmienia się troszkę w ten sposób ton, barwa słuchawek.
Okazuje się, że tak wystrojony sopran o dziwo można lepiej kontrolować. Przede wszystkim bardzo dobrze radzi sobie z nim Reveal, ale nawet i on nie jest potrzebny, ponieważ słuchawki mimo wszystko ani nie sybilują, ani nie są ku temu tendencyjne. XC grają przejrzyście, trochę nosowo, ale po Revealu ładnie się tonują i stopują. Wystarczy już niewielka ilość % natężenia, aby tak się stało. I to jest też poniekąd ich „sekretny sos”. Ale i nawet natywnie nie ma już takiego wrażenia, jak w starszych rewizjach, że przy mocnym basie słuchawki grają na planie niemalże „V”.
Scenicznie natomiast całość pozostała w dużej mierze bez zmian. Słuchawki bardzo konkretnie rozbudowane są na boki, ale jak pisałem przy okazji średnicy, jej bliska pozycja ujmuje trochę wrażeniu głębi scenicznej względem otwartych modeli LCD. Słuchawki ją posiadają, ale rzadziej daje o sobie znać i robi to częściej na tych utworach, które są naprawdę dobrze scenicznie zrealizowane. Obserwację tą można sprowadzić do jednej rzeczy, która ponosi za wszystko winę: z racji zamkniętości zredukowana jest w nich holografia, przez co sprzęt mniej nas czaruje, choć prezentuje w zamian coś bardzo podobnego na kształt testowanych przeze mnie wcześniej i posiadanych przez długi czas K270 Playback. A więc scenę eliptyczną, mocno rozszerzoną na boki, dającą przy tym mocne obrazowanie wydarzeń dźwiękowych. Scena jest więc dobra, zwłaszcza jak na słuchawki zamknięte, ale nie tak dobra jak w otwartych modelach LCD.
Paradoksalnie obu tych parach, tj. XC i K270 P, taki stan rzeczy sprawdza się w kontekście zastosowań bardziej profesjonalnych i kontrolnych wobec utworów. Magia i cudowanie sceniczne mogłoby wtedy przeszkadzać i przy AKG potwierdzały to poniekąd K280 Parabolic. Audeze natomiast mają przez to większą moc skupienia, pokazują wszystko co się dzieje, weryfikując i umożliwiając samemu podjęcie dodatkowej, własnej weryfikacji. Podejrzewam, że gdyby producent postanowił pójść w ślady np. Fostexa i zrobić coś podobnego jak w TH900, albo też i Sennheisera i ich HD820, efekty byłby prawdopodobnie gorsze. Przypomnę, że TH900 oddalają średnicę, symulując w ten sposób głębię sceny (aczkolwiek robią to nawet skutecznie), natomiast HD820 poprzez oddalenie rozlewają ją jakoby „na ekranie”, który jest w pewnej odległości od nas, sztucznie i może trochę na siłę. LCD-XC prezentują natomiast mocny, rzetelny standard słuchawek zamkniętych, pozwalający na pełny wgląd w to, co dzieje się na środku sceny. Samą scenę można naturalnie poprawiać poprzez modyfikacje, ale też i okablowanie. Ta ostatnia opcja będzie przeze mnie dodatkowo opisana w osobnym akapicie. Naturalnie sama recenzja pisana jest z perspektywy słuchawek w stanie fabrycznym.
Sumarycznie więc mamy słuchawki grające wciąż mocnym, doskonałym technicznie basem, bliską średnicą z czytelnymi wokalami, równie czytelną, delikatnie nosową górą z lepiej kontrolowanymi punktami nacisku, które pięknie poddają się ewentualnym korekcjom z wtyczki Reveal, oraz eliptyczną, rozbudowaną na boki scenę mocno w stylu K270. Słuchawki nacechowane profesjonalnie, dokładne, szybkie i responsywne, z monitorowo-analitycznym zacięciem, nietypowym dla modeli LCD.
Niestety właśnie to ostatnie było moim błędem przy ich pierwszej recenzji – zinterpretowanie XC jako słuchawek będących po prostu zamkniętym wydaniem zwykłych LCD. Dlatego chciałbym do analizy tego modelu podejść jeszcze raz i z perspektywy zdobytych przez dzielące je 4-letnie doświadczenie z multum innych modeli, otwartych, zamkniętych i zabytkowych.
Na swoje usprawiedliwienie co do poprzedniego razu mam to, że tamta rewizja grała jak pisałem trochę inaczej, przypominając prędzej TH900 czy D1000 i tym samym wprowadzając – nie tylko u mnie zresztą – zagwozdkę i konsternację. Po prostu nie spodziewałem się tego co usłyszałem w ramach sprzętu przeznaczonego do studia. Natomiast patrząc przez pryzmat zmian wprowadzonych po 2016 roku oraz obecnej wiedzy i osłuchania, znacznie łatwiej jest mi estymować co reprezentuje sobą dana para i komu sama się wpycha w ręce, choć i tak potrafią zdarzyć się modele, nad którymi siedzi się, głowi, a i tak będzie z tym problem (Ultrasone Edition 5, Sennheiser HD820 itp.). Dlatego sporo miejsca chciałbym więc poświęcić na analizę czym są (a raczej progresywnie stały się) produkowane współcześnie LCD-XC i czym różnią się od poprzednich rewizji oraz innych modeli LCD. Kiedy należy się nimi zainteresować, kiedy wybrać, na co uważać. Będzie więc sporo przemyśleń oraz konkretnych wskazówek.
Pierwsza i zasadnicza rzecz, którą należy przyjąć za wręcz trochę taki aksjomat u Audeze: „zwykłe”, otwarte modele LCD były w zasadzie od zawsze przeznaczone dla miłośnika muzyki, audiofila lubiącego czar i powab, mocny ładunek emocjonalny. Nawet LCD-X i MX4, które są pozycjonowane jako sprzęt studyjny, wykazują takie cechy. LCD-X czarują głębią i ciepłem, coś w stylu NightHawków, zaś MX4 namiętną średnicą i ponadprzeciętną muzykalnością, znaną mi najszybciej z K270 Studio. Czarowanie więc i kameralny klimat ponad analizą i przejrzystością, tak było od samego początku w przypadku Audeze i firma (a raczej manufaktura) właśnie na tym zbudowała sobie renomę. Dlatego jestem szczęśliwym posiadaczem LCD-2, które uwielbiam właśnie za tenże czar i powab, dodatkowo wzmacniane nie tylko przez tor, ale też przez nauszniki Dekoni Elite Sheepskin, które testowo zamówiłem sobie we wcześniejszych latach. Poprawił się na nich niski bas, ale też przekaz nabrał tego takiego specyficznego półmroczku, jaki zapamiętałem z wersji 2014, gdy ta była u mnie i na recenzji, i jako sprzęt już prywatny. I czuć to już nawet na kablu fabrycznym. Z padów musiałem jednak zrezygnować ze względu na puszczanie pigmentu i z tego co wiem problem jest dosyć powszechny z padami tego producenta.
Druga rzecz, że na tym tle rolą XC wcale nie jest bycie zamkniętą alternatywą dla otwartych LCD i elementem uzupełniającym ofertę audiofilską, muzykalną i wciąż kameralną. Trzeba je interpretować jako wprost całkowicie odrębny model o bardziej profesjonalnym nacechowaniu, różniący się przede wszystkim mniejszą głębią przekazu, dający wszystko bardziej szczerze, jaśniej, dokładniej, rzetelniej, mniej klimatycznie, z mniejszym wspomnianym ładunkiem emocjonalnym. Dźwięk staje się przejrzysty, nastawiony na szczerą rozmowę, pokazuje wszystko to, co w sobie ma. Jak na przesłuchaniu, z lampką prosto w ślepia.
To największy i najbardziej uderzający element dźwięku LCD-XC. Przed chwilą słuchaliśmy modelu czarującego nas i uwodzącego niczym HD650, głębia, emocje, eufoniczność, a tu nagle mamy na głowie mocny zwrot w filozofii kreowania dźwięku, model znacznie bardziej ekshibicjonistyczny co do dźwięku, demaskatorski, dociekliwy, celny i dokładny. Tego nie ma w żadnym innym modelu, nawet w Sine/iSine, gdzie w tych pierwszych również jest wariant zamknięty.
Ponieważ posiadam prywatnie LCD-2, bardzo łatwo jest mi je porównywać z XC łeb w łeb. Dwójki są od pierwszych sekund bardziej kameralne, mają większą głębię sceny i przechylają się w stronę muzykalności, odstępując od umownej referencji tonalnej, do której w zasadzie mają ze wszystkich modeli najbliżej. Natomiast z pamięci i doświadczenia z innymi modelami: LCD-4 są o kapkę bardziej jeszcze kameralne, wyraźnie bardziej sceniczne. LCD-3 są ciemniejsze i cieplejsze, mając zredukowany zakres 7 kHz i mocny bas. LCD-X są natomiast jeszcze od nich cieplejsze, przebijając nawet 2C pod tym względem i będąc najcieplejszym modelem w ogóle w tej rodzinie, a co zawdzięczają mocnemu dampingowi w formie przyklejonego do grilli grubego filcu (LCD-2/3/4 wykorzystują gąbkę o wyraźnie większej przepuszczalności).
Należy sobie uzmysłowić więc, że przeznaczenie modelu XC nie jest wcale na pierwszym miejscu do domowego, relaksacyjnego odsłuchu, choć oczywiście słuchawki spokojnie mogą sprawdzić się w tej roli, zwłaszcza na tak skonfigurowanym pod nie torze. Domyślnie przeznaczone są dla użytkownika bardziej profesjonalnego, który od kameralności, urokliwości i sceny mocniej ceni sobie jednak rzetelność, dokładność, szczegółowość, a także szybkość. Słuchawki podają nam wszystko na twarz i jak na talerzu, a dodatkowo korygowane przez wtyczkę Reveal, mają szansę stać się w dużej mierze wspomnianą referencją tonalną. Nie oznacza to, że przysłowiowo pozamiatają wszystko wokół, ale będą solidnym narzędziem pracy i punktem odniesienia, z podkreśleniem tego pierwszego właśnie słowa. Natomiast pojęcie referencji oczywiście jest dosyć ryzykowne, ale jeśli mam w rękach np. K872, które miały być wg producenta takową, miały wyznaczać standardy słuchawek zamkniętych (ponoć HD820 również), to niestety, ale do XC sporo im brakuje, zarówno technicznie, jak i do samego tego tytułu.
Nie bierze się to stąd, że LCD-XC są modelem nacechowanym najbardziej analitycznie ze wszystkich z serii LCD, z jakimi miałem styczność, z samego tego faktu. A raczej z tego, że zrealizowano to w dużej mierze z głową. W dużej mierze, ponieważ nie uniknięto problemów i potknięć, chociażby mocno wyskalowanej w górę wagi słuchawek, którą później starano się zbić lub rozłożyć lepiej na głowie. To drugie wyszło Audeze lepiej. Tak samo zmiana strojenia na nieco inne bardziej zaczyna już pasować do ich przeznaczenia, niż czyniło to kiedyś, przez co słuchawki nie powodują już zagwozdki co do swoich zastosowań. Niemniej XC wciąż są unikatowe, żadna para z jaką miałem styczność nie miała dokładnie takiego strojenia i nie kładła jednoczesnego nacisku na takie aspekty dźwięku, jak one. To powoduje zarówno atuty i dodatkowe możliwości, jak i oczywiście pewne ograniczenia.
Ograniczeniem nadrzędnym LCD-XC jest to, że z racji zamkniętej konstrukcji, ich posiadacz musi godzić się jak pisałem na mniejsze zdolności sceniczne. To największa zmiana względem modeli otwartych, ale też najprawdopodobniej jedyne wyrzeczenie, jakie przyjdzie nam przełknąć. Scena redukuje się na głębi oraz holografii ogólnej, ale zyskuje konkretny fokus na średnicy oraz szerokość sceniczną. Tak samo redukuje się separacja międzykanałowa, ale korzysta na tym muzyka, która wykorzystuje często tylko jeden kanał dla danego sampla. W modelach z serii numerycznej LCD jest tak, że ma się wrażenie, iż jeden z przetworników nie gra prawidłowo, jeśli odchylenie wynosi więcej niż 0,5 dB. LCD-XC nie sprawiają tego wrażenia i nawet przekraczając wspomnianą granicę nie powodują reakcji „coś jest nie tak, to nie gra równo, może to utwór?”. W efekcie nigdy nie odnotowałem w nich konieczności sprawdzenia kanałów poprzez inwersję lewego z prawym, aby zweryfikować położenie źródeł pozornych.
Nie interpretowałem tego jednak nigdy jako wady czy winy otwartych LCD w rozumieniu per se, ale bardziej jako właściwość, która wynika z elementarnych zasad odbioru muzyki za pomocą słuchawek, a więc odseparowanych od siebie głośników, zamiast na kolumnach, gdzie część dźwięku z jednego kanału i tak wpada do ucha przeciwnego. Pamiętam, że na części utworów bardzo rzucało mi się to w uszy na LCD-3 i bodajże też LCD-4, za to znacznie mniej na np. MX4 i właśnie na XC. Nie pamiętam przyznam jak było na LCD-X, ale mogę zakładać, że efekty będą podobne co na pozostałych numerycznych modelach.
Wracając do sceny, przypomnijmy sobie chociażby to, co było w K270 Playback i Studio – to modele zamknięte, które miały przecież identyczne właściwości sceniczne, co XC. Też grały mocno na szerokość, z bliską średnicą, Playback wykańczały precyzyjnie skraje, Studio miały świetny bas i ciepłe, muzykalne nacechowanie. Żadna z tych par nie odrzucała mnie scenicznie w sposób jednoznaczny i podkreślałem to zwłaszcza przy recenzji Studio. Wielokrotnie też opisywałem potem na forum, że w K270 S potrafiłem pracować jako w jedynej parze przez cały dzień, wykorzystując skrzętnie ich właściwości, głównie świetną izolację i muzykalność. LCD-XC nie mają co prawda ani tak dużej muzykalności, ani izolacji, ale co do zasady łączą wszystkie cechy obu modeli K270 w jedno, każąc co najwyżej muzykalności czy sceny poszukać jeszcze troszkę torem i okablowaniem, na które są mocno wyczulone. LCD-2 z kolei nie mają takich priorytetów jak K270, wręcz przeciwnie. To model świetnie strojony pod względem naturalności, gdzie liczy się czarowanie i wdzięk brzmieniowy. Mniej dokładny, bardziej nastawiony na odsłuch już w domu tego, co wyprodukowało się wcześniej w studiu za pomocą właśnie XC, z głębią i wyrazem. I najlepsze jest to, że będzie to brzmiało potem fantastycznie zarówno na Dwójkach, jak i XC, zwłaszcza jeśli każda z tych par będzie miała specjalnie dedykowany i strojony pod siebie tor: LCD-2 pod jasność, LCD-XC pod ciepło i scenę. Nie jest to oczywiście wymóg czy jakakolwiek żelazna zasada, ale jak wielokrotnie wspominałem staram się dążyć z każdą parą słuchawek do osiągnięcia jak największego wyważenia swoich cech i wyrównania.
LCD-XC mają zatem ogromną liczbę zalet i cech unikatowych dla serii LCD, które są nastawione pod konkretne zastosowania. Porównywałem je bardzo obficie z K270 w obu wariantach, a także z innymi modelami zamkniętymi i z tej perspektywy XC pokazały mi kilka bardzo ciekawych właściwości, których wcześniej przy pierwszej recenzji nie byłem w stanie dojrzeć, jak również nie brałem pod uwagę ze względu na obraną przez siebie optykę. Jeśli podchodzić będziemy do nich jak do sprzętu typowo „audiofilskiego”, prawdopodobnie wyda nam się, że są to rzeczy, za które czasami trzeba zapłacić typową dla sprzętu audio metodą wymiany czegoś za coś. Zrównanie przekazu w zamian za zamkniętość, izolację jako taką i lepsze opanowanie tego, co dzieje się w słuchawkach. Mniejsza kameralność dźwięku w zamian za jego równość i rzetelność. Mniejszy powab i czarowanie w zamian za dokładność. Mniejsza głębia w zamian za bliższy i czytelniejszy wokal. Mniejsza separacja kanałów w zamian za spójność i brak wrażenia, że przetworniki nie grają równo przy lekkim przesunięciu balansu między próbkami w utworze. Wszystko to brzmi jak przepis na poważne słuchawki monitorujące, przeznaczone do krytycznych odsłuchów i kontroli struktury utworu. I tak właśnie jest w rzeczywistości. Efekty uboczne, jak np. nadmierną gorliwość w przesunięciu barwy, można natomiast skorygować za pomocą wtyczki Reveal, przybliżając LCD-XC do pojęcia referencji, od której łatwo jest ocenić tonalność i sceniczność innych par. Ale poniekąd właśnie o to chodziło.
Moim zdaniem i na moje uszy, celem LCD-XC jest zaprezentowanie w miarę znormalizowanego i przede wszystkim czytelnego, dokładnego dźwięku, mającego dużo cech typowych dla słuchawek magnetostatycznych, takich jak równy i porządnie schodzący bas czy dodatkowe plusy do czystości i responsywności. Zamykanie tego typu przetworników przy zachowaniu odpowiedniego strojenia to jest zawsze dużą sztuką, aby utrzymać to wszystko w sensownych ramach, choć oczywiście może się wydawać (i wielu wydaje się) inaczej. Posiadając LCD-2, przesiadki między jednym a drugim modelem, choć mające bardzo mocny wspólny fundament, mają też konkretne zmiany w dźwięku. Na LCD-2 od razu bas robi się mniej szczegółowy, średnica odstępuje od nas, pojawia się głębia dźwięku, holografia oraz przyciemnienie góry. Zmiany są tym mniejsze, im mniej doinwestowane są LCD-2. Mowa tu przede wszystko o okablowaniu, bowiem na dobrze dopasowanym Dwójki są w stanie uciec XC-kom pod względem scenicznym jeszcze bardziej.
Teoretycznie większość tych zmian z punktu widzenia muzyki uznalibyśmy na plus dla Dwójek. Jako słuchacz, konsument, audiofil, słowem ktokolwiek będący na końcu łańcucha pokarmowego. Ale jeśli mówimy o produkcji dźwięku, pracy z muzyką od strony bardziej krytycznej, a nie tylko odsłuchowej, funkcji weryfikacyjnej, kontrolnej, jednak więcej sensu mogą mieć LCD-XC. Choć może inaczej – nie tyle więcej sensu, co sens sam w sobie, aby egzystować razem z nimi lub dowolną w sumie parą otwartych LCD. Potrafią świetnie się uzupełniać, jako ich przeciwwaga. To natomiast podkreśla ich dosyć unikalną pozycję w rodzinie i tym bardziej wzmacnia tezę o tym, że powinny być traktowane osobno, nie jako zamknięte wydanie zwykłych LCD, a po prostu inaczej strojone słuchawki do innych zastosowań.
Nie oznacza to jednak, że XC zamykają się w temacie produkcji muzyki i zastosowań profesjonalnych. Słuchałem na nich tych samych albumów co na LCD-2 i o ile Dwójki czarowały mnie sceną i klimatem, w kategoriach dokładności i precyzji Dwójki przed XC kapitulowały. Tu już powab i kameralność niosły ze sobą konkretne konsekwencje i powodowały, że relaks dominował nad kontrolą. W XC jest odwrotnie, kontrola dominuje nad relaksem. Przyjemność w XC czerpie się nie z barwy i holografii, a kontroli i wiedzy o wszystkim, co dzieje się w utworze. Wiele osób pożąda słuchawek, które – jak pisało w swoich wątkach zakupowych na forach, komentarzach, czy też mailach – pokazywałyby utwór dokładnie takim, jakim został nagrany. W pełnej intencji wykonawcy, nagrywającego. Trudno jest zgadnąć takie rzeczy, ale co do samego utworu, znam dwie pary, które są w stanie pokazać go w taki sposób i na wysokim poziomie odsłuchowym: AKG K1000 i właśnie LCD-XC. Ewentualnie zaliczyć mogę do tego grona jeszcze equalizowane i sparowane z RHA L1 zamknięte AKG K270 Playback. Ok, zatem nie dwie pary, a trzy. Choć na upartego można byłoby jeszcze dorzucić tu equalizowane K240 DF. Ale nie chodzi o to, aby się licytować i wymieniać model za modelem, który może taką funkcję pełnić. Najmniejszym trudem pełnią ją K1000 i XC. Wszystko inne będzie w mniejszy lub większy sposób kolorowało przekaz lub narzucało na niego swoje własne nacechowania. Oczywiście XC i K1000 również mają swoje cechy własne, właściwości, słabości, choć pomagają tym pierwszym drobne modyfikacje co do konstrukcji, aby lepiej radziła sobie z kierunkowością fali akustycznej (mocniejszy bas), a tym drugim korekcje wprowadzane przez Reveal. Subtelne, ale wystarczające w zupełności, aby je podług własnego gustu wyrównać.
Wcześniej nie było takiej możliwości i LCD-XC można, a nawet trzeba, było korygować jedynie ręcznie, klasycznym equalizerem, ze wszelkimi tego konsekwencjami. Ale też trzeba przyznać, że słuchawki grały do tej pory trochę inaczej. Testowane wcześniej LCD-XC z 2014 i 2015 roku, miały wspólne cechy brzmieniowe i nie różniły się od siebie. Rzeczy natomiast, którymi zapadły mi w pamięć, były wyraźny i mocny bas w stylu TH900 oraz podkreślony sopran w zakresie ok. 2-4 kHz. W nowszych wersjach, tj. 2017 i 2018, bas zelżał, pozostając mocnym, ale nie do przesady. Górka z kolei powędrowała nam trochę dalej, bo na punkt 6 kHz. Zmiany teoretycznie niewielkie liczbowo, ale wprowadzające przebudowanie tonalne na tyle słyszalne, że zmieniła się barwa, a także sposób kontroli słuchawek. Do tego doszedł jeszcze wspominany Reveal, który dodatkowo pozwala na redukowanie temperatury sopranu i robienie z XC modelu bardziej potulnego, jakoby sterując jego czułością na sybilanty (których w standardzie tutaj i tak nie uświadczymy) i czyniąc w ten sposób ukłon w stronę tym razem użytkowników domowych, tych faktycznie już bardziej „audiofilskich”.
Otwiera to całkowicie nowe pole do manewru, mnożąc użytkownikowi możliwości cyfrowego dostosowania swoich słuchawek ponad ich naleciałościami tonalnymi i uwarunkowaniami technicznymi. Nadal jednak słuchawki posiadają i będą posiadały swój profesjonalny charakter i nie da się zrobić z nich regularnego członka LCD-kowej rodziny, o ile nie wejdziemy do gry z konkretnymi modyfikacjami, polegającymi na zdejmowaniu puszek i robieniu z nich modelu otwartego, tudzież zabawy w redukcję wytłumienia (i tym samym wzmacnianie rezonansów oraz obniżenie poziomu tłumienia otoczenia). Niemniej nawet mimo faktu, że to jeden z niewielu modeli zamkniętych w ofercie Audeze, a w ramach tej serii przez bardzo długi czas de facto jedyny, jak pisałem świetnie się uzupełnia z LCD-2 i nie powoduje, że mam przemożną chęć ściągnięcia ich i założenia Dwójek. Choć oczywiście lubię sobie żonglować jedną i drugą parą. Bardzo dobrze się uzupełniają i właśnie to jest w tym wszystkim najlepsze, że jedna para nie wyklucza drugiej, nie powstaje między nimi konflikt i zachodzenie na siebie, a wszystko sprowadza się jedynie do decyzji i ochoty.
Przykład jak może to funkcjonować w praktyce można zaobserwować np. w utworze „2” Nilsa Frahma z albumu All Melodies. LCD-2 oferują bardziej dyfuzyjny przekaz, przestrzenny, z ładną głębią, ale też mniejszą ilością informacji co do detali i większą czułością co do separacji kanałów. LCD-XC natomiast serwują znacznie bardziej konwencjonalny, zwyczajny przekaz, teoretycznie pozbawiony uroku, ale dokładniejszy, ze znacznie lepszą kontrolą tego co się dzieje, wejściem w mikrodetale, konstrukcję utworu. To jak czerpanie emocji z samego faktu, że odkrywa się wszystkie elementy danej ścieżki dźwiękowej, wszystkie próbki, sposób ich połączenia ze sobą. To słuchawki bardziej „inżynierskie”, „ścisłe”, podczas gdy LCD-2 są słuchawkami bardziej „humanistycznymi”, opisującymi dźwięk emocjami i słowami, a nie jak XC – cyframi i faktami. Chociaż między nimi również znajdują się mocje, tak samo jak w LCD-2 cyfry i fakty. Po prostu każda z tych par na pierwszym miejscu stawia zupełnie odmienne wartości.
W LCD-XC znacznie łatwiej jest natomiast ten fakt teraz zaakceptować, gdy słuchawki w promocyjnej cenie można dostać w wersji Creator Package za niecałe 4450 zł. Tak genialnie dokładnie grających słuchawek po prostu nie da się dostać w takiej kwocie i tak, jak sporo osób zachwyca się kosztującymi tylko 1500 zł AudioQuestami, tak samo moim zdaniem na wszelką atencję zasługują LCD-X i XC w swoich bardzo promocyjnych cenach. To też był m.in. jeden z powodów, dla których sam je kupiłem. W tym konkretnym utworze, ale ogólnie w całym albumie All Melodies, naprawdę czułem się w nich jak w słuchawkach referencyjnych, szybkich i grających w punkt, jakby przygotowujących grunt pod LCD-2, weryfikujących utwory, czy kwalifikują się jakością i składnią, aby zostać dopuszczonymi do dalszego odsłuchu, już tego bardziej przyjemniejszego, bo de gustibus. W tym względzie są to słuchawki niemniej demaskatorskie, niż K1000 czy HD800, jednocześnie zamknięte i sprawdzające się w różnych sytuacjach.
Choć jestem ogólnie fanem słuchawek scenicznych, uwielbiam kompleksowo realizowane sceny, niekoniecznie duże, ale mające przymiotniki przynajmniej przypominające mi moje stare recablowane Lambdy SR-202, choć nie mam wobec tej kameralności otwartych Audeze nic do zarzucenia i uwielbiam tego typu prezentację, to jednak nadspodziewanie często spędzam czas właśnie w XC. I to wcale nie wtedy, gdy piszę recenzje, ale odsłuchowo, całkowicie dla siebie, z włączonym Revealem, przesłuchując wszystkie swoje albumy jeszcze raz, wyłapując ich cechy szczególne, aspekty budowy, ale znajdując cały czas w tym wszystkim przyjemność. Do tego ich praktyczna, zamknięta konstrukcja, w której nikomu nie przeszkadzam i jednocześnie nikt mi nie przeszkadza. Tylko ja i odsłuch, niczym nie zmącony, nieprzerwany, dokładny, wnikliwy. Oczywiście chciałoby mi się przede wszystkim więcej sceny, najlepiej takiej jak w otwartych LCD, albo iSine. Niestety jeśli takie jest nasze życzenie, trzeba zdecydować się na modyfikacje i odkręcić puszki, aby XC stały się modelem otwartym i pozbawionym dampingu. Zamknięta konstrukcja jest tu nieugięta i nie pozostawia nam pola manewru. Musimy się z tym konkretnym aspektem LCD-XC pogodzić, ale też docenić płynące z tego tytułu możliwości. Słuchawki są dokładniejsze, bardziej koherentne, łatwiejsze w przyswojeniu i odsłuchu, dające niesamowicie wygodną izolację od otoczenia, pomagającą jeszcze lepiej wyłapywać smaczki i niuanse. Samo w sobie jest to myślę dużą wartością dodaną, zwłaszcza jeśli XC pełnią rolę tak jak u mnie – uzupełniającą. Wtedy sami odkryjemy w jakich momentach warto po nie sięgać.
Zastosowania i synergiczność
Choć oczywiście nie oznacza to, że nie mogę sam spróbować udzielić odpowiedzi na to pytanie. A także zadać te bardziej fundamentalne. Kiedy wybrać LCD-XC, a kiedy jednak zdecydować się na model otwarty? Czy może lepiej zakupić otwarte, a do takich zastosowań jakąś bardzo tanią parę zamkniętą?
Słuchawki te sprawdzają się w krytycznych odsłuchach w głośniejszych otoczeniach, gdzie liczy się czytelność, dokładność, responsywność i rzetelność. Słuchawki są bardzo szybkie i mające wszystkie przymiotniki modeli planarnych, dlatego sprawdzą się tam, gdzie kameralność i klimat mogłyby nam bardziej przeszkadzać niż pomagać. Nie ograniczają się tylko do produkcji dźwiękowej, choć w tych zastosowaniach moim zdaniem mają szansę pokazać się z dobrej strony, nie gorszej niż np. MX4, ale nie wykluczają też odsłuchów domowych na cieplejszym sprzęcie i po doinwestowaniu np. w lepsze okablowanie. Są bardzo uniwersalne gatunkowo, potrafią zagrać praktycznie każdą muzykę, a z Revealem strawić do tego nawet trochę gorsze realizacje, oczywiście pokazując wcześniej, że takimi właśnie są. Mogą też pełnić spokojnie rolę słuchawkowego punktu odniesienia względem innych modeli, ułatwiając ocenę ich tonalności oraz proporcje. Przy dużej liczbie porównań potrafią pokazać dosyć ładnie którym słuchawkom brakuje średnicy czy niskiego basu, a które prezentują np. dobrą scenę.
Otwarte LCD możemy wybrać wówczas, gdy interesuje nas przede wszystkim duża przyjemność płynąca ze strojenia oraz holografia. Gdy chcemy być bawieni i czarowani, jak przystało na konsumentów. Niekoniecznie musi to być akurat model 2, może to być dowolna inna para, nawet LCD-X, o ile będzie nam pasowało ich przyciemnienie. Z tego grona wykluczam jednak LCD-2C, które klasowo odstają od reszty peletonu. LCD-2CC nie słuchałem, więc się nie wypowiem, na przekór dzisiejszej modzie. Nie sądzę jednak aby sytuacja była tam specjalnie odmienna. Otwarte modele LCD mogą też sprawdzić się nam lepiej w sytuacji, gdy zależy nam na słuchawkach jakkolwiek lżejszych od XC, dających trochę więcej oddechu uszom oraz lepiej zgrywających się z jaśniejszym sprzętem.
Co do tematu tańszego substytutu za grosze, owszem, można próbować wykpić się z tematu słuchawkami tańszymi o podobnych właściwościach, ale będzie to bardzo trudne i okupione dużą ilością kompromisów. Na pewno też brakiem wielu cech, które XC uskuteczniają z perspektywy czysto technicznej swoich przetworników, a co za tym idzie – akustycznej. Nie będziemy mieli dostępu do takiej precyzji, dokładności, responsywności. Z zejściem basu też może być problem i najprawdopodobniej – będzie.
Temat będzie więc zrealizowany tutaj po prostu z uproszczeniami, dodatkowo słyszalnymi na tle otwartych LCD. Te natomiast dadzą nam jak pisałem cieplejsze strojenie i scenę. Te dwie rzeczy są w zupełności wystarczające, aby zaoferować nam rozkoszowanie się muzyką, jeśli tylko warunki odsłuchowe nam na to pozwolą.
U mnie osobiście słuchawki sprawdzają się bardzo dobrze w roli bardziej izolującej pary referencyjnej, na hybrydzie 8-żyłowej z niedawnego testu zbiorczego i z cieplejszego źródła, choć po zastosowaniu Reveala w ustawieniu na dedykowanym im profilu z natężeniem 30-40% – nawet niekoniecznie. Gdy natomiast zależy mi już na odsłuchu relaksacyjnym, wtórnym co do pierwszego, bardzo często wybieram LCD-2. Gdy trafiam na ciemniejsze albumy, albo wymagam bardziej dokładnego odsłuchu, wracam na XC lub zastanawiam się nad wyborem innej pary, bowiem mam do dyspozycji jeszcze chociażby K1000 czy HD800. Obu jednak nie mogę użyć w sytuacji, gdy w pomieszczeniu odsłuchowym jest głośno, zwłaszcza w lecie przy działających wentylatorach, klimatyzacji. Wtedy XC okazują się naprawdę nieocenione i dopiero przy mocnych źródłach hałasu zaczynamy zastanawiać się, czy nie przejść np. na dokanałówki lub bardziej izolujące słuchawki pełnowymiarowe, nawet za cenę wygody.
Słuchawki nie sprawiają problemów z napędzeniem i potrzebują relatywnie mało mocy, aby się rozbujać. Niemniej dla uzupełnienia i formalności, wypiszmy sobie pokrótce sprawdzanie się LCD-XC ze sprzętem, jaki znam lub w momencie pisania recenzji miałem na warsztacie, tudzież w posiadaniu.
+ Audio-GD HE-9 (9116 zł)
Ponieważ zestawienie efektów synergicznych postanowiłem posegregować według cen sprawdzonych przeze mnie urządzeń w formie malejącej, na samym szczycie znalazł się potężny mocowo i ogromny gabarytowo wzmacniacz od chińskiego Audio-GD, a którego wstępne odsłuchy przypadły właśnie na okoliczność testów LCD-XC. Sparowanie jednego z drugim nie dało wcale złych rezultatów, ale jednak słuchawkom tym rekomendowałbym inne rozwiązania. Przede wszystkim możliwości napędowe oferowane przez Audio-GD znacznie przewyższają ich zapotrzebowanie. Po drugie, z XC nie potrzebują ani nacisku na skraje pasma, ani też bliższej średnicy. HE-9 gra tu praktycznie tak samo, jak strojone są XC, oba urządzenia posiadają te same właściwości i ich cechy nakładają się na siebie. Nie jest to ujma dla Audio-GD, a po prostu normalna kolej rzeczy, jako że sprzęt ten był – a czego jestem niemal pewien – projektowany w zamyśle pod zupełnie inne słuchawki i co najważniejsze: otwarte. Gdybyśmy wzięli tu sobie zamiast XC np. TH900, byłoby to samo, a więc niepotrzebne naciski na skraje, które w Fostexach są jeszcze bardziej uwypuklone. Jedynie średnica okazałaby się na plus. Jak więc widać jest to problem po prostu dopasowania słuchawek do sprzętu, ponieważ z LCD-2, HE-6 czy K1000 nie było już żadnych problemów. Dlatego też od HE-9 z LCD-XC preferowałem sygnał wprost z Conductora (pełniącego zresztą dla niego rolę DACa), albo z Pathosa Aurium. W obu przypadkach efekty synergiczne były lepsze i korekcyjne, rozwijając dźwięk w stronę aspektów w XC słabiej zakreślanych, jak głębia sceny czy gładszy sopran.
+ Copland DAC215 (8500 zł)
Choć od testów tej hybrydowej integry słuchawkowej minęło trochę czasu, można ją tu zasugerować. To spory koszt i o 1000 zł większy od Conductora, ale będzie to opcja ciekawa dla osób lubiących wokal o jak najbliższym i najmocniejszym wyrazie. Wszystko przez to, że na Coplandzie wzmocnieniu ulega średnica. Sprzęt ten jest dedykowany moim zdaniem do pracy ze słuchawkami na planie „V”, świetnie sprawdzał się z HD800, ale jeśli tylko zachowany będzie wymóg bliskiego wokalu, można go tu spokojnie rozważyć. Dobry bas i gładkość na sopranie na pewno będą dla XC korzystnymi uwarunkowaniami. Scena na szerokość także nie powinna być w żaden sposób redukowana, jak również i ogólnie ich właściwości sceniczne winny być do pewnego stopnia wzmocnione.
+ Burson Conductor v2+ (7400 zł)
Standardowo do takich modeli jak XC polecić można przestronnego i organicznego Bursona Conductor V2+ (komfortowy odsłuch plasował się na głośności 25%, dla porównania LCD-2 to 28%, MX4 to ponownie 25%). Sprzęt ten jest u mnie na wyposażeniu od jeśli dobrze pamiętam października-listopada 2016 roku i nieprzerwanie pełni rolę głównego źródła dźwięku przy odsłuchach słuchawek wyższego formatu. XC nie mają żadnego problemu z efektem tłumienia, kontrolą basu czy tonalnością, choć Conductor do korekcyjnych jednoznacznie sprzętów także nie należy. Czerpią bardzo dużo z jego rozsądnej linii basowej, umiejętności precyzyjnego prowadzenia dźwięku, a także dodatkowej głębi sceny i ogólnie sceniczności, która w każdym wydaniu będzie dla XC-ków korzystna. Spokojnie można go tu zarekomendować.
+ Pathos Aurium (5500 zł)
Na pewno koniecznie trzeba wylistować tu ostatnio odkrytego przeze mnie Pathosa Aurium o bardzo podobnym brzmieniu co Conductor, służącym mu zresztą za źródło na tą chwilę. To świetny, również organiczny wzmacniacz hybrydowy (niestety DACa trzeba będzie dosztukować), który nie ma szans, aby się nie spodobał z tymi słuchawkami, nawet mimo faktu, że ponad Conductorem lubi podkreślić niskie tony i nadać jeszcze mocniejszego „smaczku” do dźwięku. Tu również XC nie mają jeszcze problemów z kontrolą basu, mimo pewnego wrażenia luźności. Co ciekawe, nie mogę tego powiedzieć o 400-Ohmowych AKG K340, które z Pathosem traciły kontrolę i proporcje basowe. Choć cały czas jeszcze testuję ten wzmacniacz, była to jednak jedyna sytuacja zwracająca moją uwagę i z każdą inną parą, włącznie z LCD-2 czy K1000, nie było najmniejszych problemów. Nas interesować będą tu natomiast tylko LCD-XC i fakt, że z nimi wszystko jest tu dokładnie takie, jakim być powinno, muzykalnie i organicznie, ale z głębią i przytupem, poczuciem większej monumentalności. Na pewno będę wracał jeszcze do tego połączenia we właściwej recenzji tytułowego urządzenia.
+ Aune S6/S7 (łącznie 5000 zł)
O dziwo całkiem dobrze dogadują się z zestawem Aune po balansie, ale głównie w sytuacji, gdy zyskają dodatkowe, cieplejsze okablowanie oraz zastosowana będzie wtyczka Reveal. Z racji bardziej neutralnego charakteru tego toru, ustawienie wtyczki będzie większe od tego, jakie możliwe jest do zastosowania z Conductorem. Całość można zaproponować osobom koniecznie chcącym iść w system zbalansowany oraz jak najbardziej neutralny, faworyzując cechy natywne dla samych słuchawek, a więc jako zakup po XC i wtedy, gdy zrobią na nas swoim dźwiękiem jednoznacznie pozytywne wrażenie.
+ Lehmann Rhinelander (1800 zł)
Co prawda będzie to opcja bardziej budżetowa, ale też warto sprawdzić sobie w ramach wzmacniaczy zarówno klasyczne, oryginalne Lehmanny, jak i podstawowego Rhinelandera. Choć jest to wzmacniacz nastawiony raczej na okiełznanie słuchawek jasnych i scenicznych samych z siebie, z LCD-XC może zaoferować przede wszystkim spokój i solidność co do fundamentu odsłuchowego. Takimi cechami bowiem legitymował się u mnie podczas testów. Aczkolwiek będę brutalny i powiem tak: te słuchawki zasługują moim zdaniem na więcej, bo i stać je na więcej. To trochę tak, jak byśmy kosztowali się na Porsche, a potem kombinowali po kosztach z instalacją gazową u Pana Czesia w warsztacie po godzinkach. Teoretycznie kto komu zabroni, ale w głębi duszy każdy wie, że tak nie można. Identycznie sprawa ma się z Iconem HDP, który choć będzie pasował do XC tonalnie, jest układem już raczej zbyt niskiego pułapu i o za dużym poziomie szumu tła, aby w pełni dać się zarekomendować. Na pewno tak jak Rhinelander będzie to świetny sprzęt na przeczekanie, ale docelowo warto mierzyć w coś wyższej klasy.
+ AIM SC808 / 3x SS V5i (łącznie ok. 1100 zł)
Dla najbardziej oszczędnych i korzystających z komputera pozostaje też polowanie na używanego, ale sprawnego AIM SC808, któremu na pokładzie umieści się trzy kości Burson SS V5i. Będzie to podobny układ tonalny co Copland, ale za ułamek ceny. Jedyny problem to nie do końca dobrze kontrolowany bas z racji wysokiego poziomu impedancji wyjściowej i trzeba będzie brać na to poprawkę. Jak pisałem, osobiście tonalnie nie miałem nic do tego połączenia, ale zachowanie basu powodowało, że stosunkowo szybko wracałem na inne połączenia i kombinacje ze sprzętem, który nie miał tak wysokiej impedancji wyjściowej. Wniosek jest taki więc, że dla tak wysokiej klasy słuchawek nie ma sensu już w tym względzie oszczędzać i jeśli chcemy koniecznie wykorzystać SC808, sugerowałbym zastosowanie kości 2x SS V5 + LM4562, a przede wszystkim traktować tak skonfigurowaną kartę jako DACa RCA, aniżeli all-in-one.
Xonara Essence STX i Tempotec Serenade nie polecę z racji zbyt niskiej klasy dźwięku dla takich słuchawek. W przypadku wzmacniaczy czysto lampowych temat jest kuszący by w niego wejść, ale należy upewnić się, że impedancja wyjściowa danego urządzenia nie jest wysoka, a także że nie ma ono problemu z pracą ze słuchawkami niskoohmowymi. 20 Ohm to jednak mała wartość i choć preferowałbym wyższą dla lepszej kontroli, będzie trzeba tu brać na nią poprawkę.
Alternatywy i konkurenci
W zasadzie konkurentem głównym dla regularnych LCD-XC (Creator Edition wygrywają ceną) jest MrS Ether C Flow, ale ponieważ nie mam możliwości pozyskania tego modelu, nie jestem w stanie w jakikolwiek sposób ich ze sobą porównać. Przepraszam więc, jeśli ktoś z czytelników liczył na takowe porównanie lub pomiary. Może kiedyś się to uda nadrobić.
Tak jeszcze sięgając pamięcią, niespecjalnie popularne u nas ZMF mogą być także pewną alternatywą, zwłaszcza, że słyszałem iż mają modele zarówno cieplejsze, jak i bardziej wyrównane, ale to również jest temat do sprawdzenia w przyszłości. Nie sądzę aby uczestniczyła w tym procesie moja własna kieszeń, ponieważ – co tu ukrywać – skoro posiadam XC, nie mam konsumenckiej potrzeby na kolejną zamkniętą parę z tej klasy. Decyzję za nimi natomiast podjąłem świadomie po wielu porównaniach wykonanych na egzemplarzu 2017, więc to też nie jest kwestia dobre-lepsze.
vs Fostex TH900 MKI
Skupiając się natomiast na tym, co jest mi w 100% znane, na pewno do głowy przychodzą mi testowane niedawno Fostex TH900, również poniekąd jako konkurent cenowy. Choć wykonywałem już do nich porównanie w recenzji 900-tek, powtórzmy jeszcze raz tamtejsze ustalenia. TH900 będą grały mocniejszym basem, bardziej oddaloną średnicą, nieco mocniej zaznaczoną górą. Będzie to bardzo dobra rozdzielczość na tle XC-ków, na tyle aby nie wstydzić się przed nimi bycia modelem bądź co bądź dynamicznym, a także większy nacisk będzie kładziony na głębię sceny. XC sypną nam równiejszym, słabszym, ale dokładniejszym i mniej pulchnym basem, znacznie bliższą średnicą, trochę ciemniejszą górą, sceną słyszalnie szerszą, ale płytszą. Komfort będzie leżał po stronie TH900 – mniejsza waga robi tu swoje. Choć w XC potrafię siedzieć w nowej wersji cały dzień i też jakoś nic mi nie jest. Brać należy jednak poprawkę, że przyzwyczajony jestem do cięższych słuchawek (LCD-2).
vs Fostex TH610
Trochę jakoby zaraz za TH900 jest też model TH610, znacznie tańszy i przez to na pewno bardziej atrakcyjny dla potencjalnego użytkownika. Kusić więc może dylemat „a może jednak TH610?”. 610-tki wciąż powinny mieć mocniejszy od LCD-XC bas, ale słabszy niż miało to miejsce przy TH900. Wciąż pulchny i nie tak dokładny. Średnica nadal trzymająca się w oddaleniu, choć bliższa niż w TH900. Góra natomiast gładsza i przyjemniejsza, jakoby sama w sobie już miała zaaplikowane coś na kształt Reveala. Scena naturalnie jest mniejsza od tej z TH900, nadal szczycąca się głębią większą od XC, ale na szerokość oddająca im wyraźnie pola.
vs Audio-Technica ATH-W1000Z
Przytoczyć można także standardowo takie słuchawki jak Audio-Technica ATH-W1000Z. Tu jednak będzie to kompletnie inna prezentacja. W1000Z są znacznie bardziej analogowe, mniej czyste od XC, z luźnym i nie do końca dokładnym basem o dużej miękkości. Przytulna średnica i przede wszystkim ciepły sopran nadają im ciemniejszej karnacji, jakże odmiennej od surowego, dokładnego serwowania wszystkiego na twarz w XC. Scenicznie natomiast jest to wielki nokaut dla XC, znacznie większa obszarowo i holograficznie, rozbudowana we wszystkie strony. Trudno się dziwić – W1000Z uważam za jedne z najbardziej scenicznych słuchawek zamkniętych z jakimi miałem styczność. Wygoda na pewno również będzie in plus dla W1000Z, choć pady wymagają przyzwyczajenia.
vs Beyerdynamic T5p v2
Tradycyjnie wyjąć można na światło dzienne Beyerdynamici T5p v2. Aczkolwiek tu będzie dosyć podobnie jak w TH900 czy TH610. Mocny bas o bardzo trudnej kontroli, łatwość w napędzeniu, niezgorsza scena, przyjemniej strojona od T1 v2 góra. Na pewno można się nad nimi zastanawiać, gdy priorytetem są znacznie większa wygoda i przenośność.
vs AKG K872
Teoretycznie konkurentem dla tego modelu są także AKG K872. Brzmienie jest tu jednak kompletnie odwrotne od tego, co prezentują XC. Bas jest dosyć mocny i jest to punkt wspólny między jedną a drugą parą, natomiast wszystko inne – już nie. Średnica jest wyraźnie bardziej zdystansowana, zaś góra zarówno podbita i zaznaczająca w tym miejscu swoją niską rozdzielczość, jak i całościowo ma się wrażenie lekkiego kocyka, mimo wszystko. Efekt jest tu bardzo podobny, jak gdybyśmy na XC przesadzili z ustawieniem natężenia. AKG grają natomiast bardziej przestronną sceną, jako dziedziczoną po K812 PRO. Referencyjność jest tu jednoznacznie po stronie XC, tak samo zresztą jak w recenzji K872 okazało się, że z RHA L1 są nią po dotarciu K270 P, z którymi zresztą XC mają sporo wspólnego.
vs AKG K270 Playback / Studio
A skoro już przy tym jesteśmy, to może też i parę słów także i na ten temat, jako taka ciekawostka.
K270 Playback oraz Studio, oba te modele łączą się i zawierają poniekąd w XC. Po K270 P słuchawki te odziedziczyły ich tendencję do zwracania multum detali w ramach basu i sopranu. Playbacki miały świetnie wykańczane skraje, pokazywały mikrodetale bez przeostrzeń. Miały też całkiem dobrą scenę jak na zamknięte, zwłaszcza na szerokość. Wszystko to jest obecne w XC. Z kolei po modelu Studio odziedziczono jakoby mocniejszy bas i bliższą średnicę. Jest to model co prawda bardzo podobny do MX4, znacznie bardziej zbliżony do nich strojeniem, ale te dwie cechy akurat obecne są zarówno w nich, jak i w XC-kach.
Wybierając między Playback a Studio często był to dylemat między posiadaniem ciastka, a zjedzeniem ciastka. Playback nie miały tak fajnego basu i muzykalności jak Studio. Studio nie miały tak dokładnie wykończonych skrajów i większej sceny jak Playback. Tymczasem XC to opcja zjeść ciastko i mieć ciastko, jednocześnie i wraz z podniesieniem wszystkiego na wyższy szczebel jakości ogólnej odsłuchu. Tu z basem i bliską średnicą nie ma jak pisałem problemów, natomiast dokładność i detaliczność wciąż jest obecna. Dodatkowe strojenie Revealem pozwala na płynne lawirowanie między „stylem Playbacków” a „stylem Studio”. Dlatego m.in. tak bardzo XC w nowym wydaniu mi się spodobały. I dlatego tak wielkim poważaniem darzyłem i nada darzę 270-tki, w każdej z ich wersji.
Podsumowanie
Do Audeze można mieć na przestrzeni czasu pretensje o wiele rzeczy, ale zawsze miałem wrażenie, że jeśli już czymś mają nadrobić to, co nabroili (np. z mnożeniem rewizji bez ich czytelnego oznaczania), to dźwiękiem. Konsekwentnie rozwijają swoje słuchawki, to trzeba im przyznać, dlatego jesteśmy tu gdzie jesteśmy – w ponownej recenzji teoretycznie tego samego modelu, który już raz był testowany. A jednak innego, trochę zmienionego brzmieniowo, mocniej pod kątem wygody, sumarycznie lepszego pod prawie każdym względem („prawie” – bo nie miałem nic przeciwko srebrnym kostkom i gładkiemu lakierowi muszli oraz taśmom 4-żyłowym).
Ponad wszystkim zdaje się, że wreszcie udało mi się znaleźć ich przeznaczenie i zastosowanie. Porównania z innymi drogimi słuchawkami zamkniętymi, z moimi własnymi zabytkowymi modelami o przeznaczeniu studyjnym lub monitorowym, to wszystko pokazuje, że model ten nie został stworzony na ślepo, aby tylko był jako coś zamkniętego w ofercie, ale dla bardzo konkretnego celu i zastosowań. Coś, co umknęło mi przy pierwszej ich recenzji i spowodowało, że nie do końca byłem w stanie je zrozumieć, może też i w konsekwencji docenić.
Współcześnie oferowane LCD-XC prezentują ten sam poziom dźwiękowy co stare, ale z trochę innym strojeniem od 2016 roku, na większą równość i też nieco większą nosowość. Pojawiają się dodatkowe możliwości płynące z zastosowania wtyczki Reveal oraz znacznie lepsza wygoda z tytułu wymienionej opaski i pałąka (względem wszystkich wersji, w tym z 2017 roku i początku obecnego). Dzięki niej w słuchawkach wreszcie można siedzieć nawet cały dzień, jako że (wciąż wysoka) waga znacznie lepiej rozkłada się po głowie. Izolacja pozostała na niezmienionym poziomie, trochę ponad standardem.
Słuchawki sprawdzą się nie tylko w swojej domenie, a więc zastosowaniach bardziej profesjonalnych i polegających na krytycznych odsłuchach kontrolnych, ale też u wszystkich tych osób, dla których zamknięte planary z zacięciem analitycznym nastawione na czytelność, mikrodetale i bliski wokal z basem schodzącym bardzo nisko, są dokładnie tym, czego się oczekuje. W tym wszystkim jedynym zastrzeżeniem będzie to, że LCD-XC nie mają tak holograficznej sceny, jak otwarte odpowiedniki z tej serii. Jest za to szersza, bardziej rozbudowana na boki i z lepszym fokusem. Koherencja, detaliczność i kontrola to największe z ich atutów i w przypadku krytycznych odsłuchów kameralność zwykłych modeli mogłaby więcej przeszkadzać niż pomagać. Dlatego XC są często wybierane właśnie przez osoby zajmujące się dźwiękiem na płaszczyźnie trochę bardziej zaawansowanej, niż tylko fotelowy odsłuch dla relaksu, ale też uniwersalność, łatwość w napędzeniu i wrażliwość na tonalność toru wcale tego w XC nie wykluczają.
Na koniec rzecz dla wszystkich zapewne najbardziej interesująca – opłacalność. Wersja Music Creator Edition jest prawdziwą ofertą z gatunku „nie do odrzucenia”. Choć jest ona – jak podaje sam producent na swojej stronie – limitowana czasowo, skutecznie winduje współczynnik ceny do możliwości do góry i czyni model ten znacznie bardziej dostępnym dla zwykłego użytkownika, nie tylko profesjonalisty. Obok tak potężnej obniżki, realizowanej za cenę tylko braku kufra, adaptera na mały jack i może kabla XLR, które zresztą można sobie potem dosztukować wedle potrzeb i uznania (i wciąż być na plusie), bardzo trudno jest przejść do porządku dziennego, jakby nic się nie wydarzyło. Promocja ta niesie ze sobą pewną ciekawostkę: mimo zaznaczenia, że jest ograniczona czasowo, trwa już niemal okrągły rok, także pozostaje ten specyficzny element niepewności, jak długo jeszcze ten sen będzie trwał i kiedy przyjdzie się z niego obudzić. Póki co jednak MCE to MCE, ze świetną w tej chwili ekonomią, także cały ten pakiet pozostaje mi nagrodzić właśnie za bardzo wysoką opłacalność znaczkiem Rekomendacji.
Słuchawki w promocyjnej wersji Music Creator Edition, a także w pozostałych wariantach i modelach, dostępne są w salonach Top HiFi już od 4444 zł.
Zalety:
- trwała konstrukcja i bardzo dobre wykonanie ogólne
- znacznie wygodniejsze od dotychczasowych modeli opartych na klasycznych opaskach z obiciem
- wymienny, pleciony kabel zastępujący awaryjne taśmy sygnałowe
- sam fakt wymiennego okablowania, dającego tu dodatkowe możliwości
- profesjonalne brzmienie nastawione na bliskość, czytelność, detaliczność
- wysoka spójność tonalna oraz responsywność
- wysoka ogólna jakość dźwięku w klasie słuchawek zamkniętych
- dobra scena na szerokość
- tradycyjnie ładnie reagują z lepszym okablowaniem i po złączu zbalansowanym
- potrafią to i owo wybaczać słabszym systemom i jednocześnie premiować te lepszej klasy
- duża podatność na efekty płynące z wtyczki Reveal
- bardzo wysoka opłacalność wersji Creator Edition
Wady:
- zredukowane ogólne wrażenia sceniczne względem modeli otwartych
- wtyczka Reveal mimo średniej praktyczności w większości przypadków może być bardzo wskazana i tym samym wpisana w ergonomię tych słuchawek
- szkoda że wyposażenie w tej wersji aż tak mocno zredukowano
- mimo mocnego poprawienia wygody nadal jest to ponad 700 g na naszej głowie
- konieczna wymiana okablowania na lepsze, aby słuchawki mogły osiągnąć pełnię potencjału w zakresie sceny i rozdzielczości
Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za szybkie i sprawne dostarczenie przedmiotu tejże recenzji.
Witam,
Na zdjeciach w skepie top Hi Fi widać starszą wersję, czy w tej cenie 4444zł dostajemy wersje creator edition z nowym pałąkiem i kablem?
Najlepiej będzie Panie Marku zapytać i upewnić się przed zakupem. Jak Pan widzi na zdjęciach, dostałem wersję już z nowym pałąkiem. Kabel natomiast na pewno dostanie Pan nowy, ponieważ zmienił się znacznie wcześniej niż pałąk.
Dziękuje bardzo za odpowiedź, złożyłem już zapytanie.
Artykuł jest świetny i miło mi że tak szybko się pojawił, myślałem że jednak bardziej pod koniec roku będzie, a tu taka niespodzianka, super i gratuluje nowej pary słuchawek 🙂
Recenzja roku, dzięki Ci AF
Bardzo dziękuję. Fakt, jest to chyba najdłuższa w tym roku recenzja, czystego tekstu było na 20 stron.
Ja bym jeszcze dodał jako użytkownik tych wersji LCD-XC ze problem ze starymi lub kiepskimi nagraniami które mogą być uciążliwe do słuchania na xc przez ilość szumów które umieją pokazać jest w prosty sposób do uniknięcia poprzez ustawienie wtyczki REVEAL na min 70% jej mocy (wet). Sprytny chwyt Audeze która pozwala słuchać starszych nagrań na tych słuchawkach co jest raczej uciążliwe bez wtyczki Reveal.
To rzeczywiście chyba recenzja roku i to nie tylko na tym blogu, ale generalnie 'słuchawkowa’. Gratulacje.
Wszystkie istotne aspekty wnikliwie omówione, porównania dokonane. Ja osobiście poddałem się w walce z ciężarem Audeze (w starszej wersji) w poszukiwaniu słuchawek zamkniętych. Minimalny niedosyt – urządzenia przenośne jako źródła sygnału do pełnowymiarowych słuchawek traktowane są tradycyjnie drugoplanowo w testowaniu, a jest to chyba jeden z trendów słuchawkowego audio. Niemniej o Audeze dzięki AF wiemy prawie wszystko, o co chcielibyśmy zapytać.
Bardzo dziękuję za ciepłe słowa i wyrazy uznania.
Drugoplanowość sprzętu przenośnego wynika z faktu, że specjalizuję się w sprzęcie pełnowymiarowym i taki też preferuję w użytkowaniu. XC nie są słuchawkami przeznaczonymi do zastosowań mobilnych, nawet mimo faktu, że dosyć łatwo jest je napędzić. Mój Shanling M1 daje sobie z nimi radę na 50-60% głośności i ustawionym niskim wzmocnieniu, ale jakość dźwięku w pełni daje się uzyskać tylko na sprzęcie stacjonarnym z prawdziwego zdarzenia. Możliwe, że gdy sprzęt przenośny zacznie dominować w recenzjach, nastąpią dodatkowe inwestycje po mojej stronie także i w tym kierunku.
Dzwoniłem dzisiaj do TopHiFi. Zarówno XC jak i X w promocji są sprzedawane ze „starym” pałąkiem. Oczywiście to ciągle świetna cena, ale jednak może być dla kogoś bardzo istotna informacja.
Z kolei ja otrzymałem informację, żeby przed zamówieniem upewniać się każdorazowo w docelowym oddziale, że jest na stanie wersja nowa. Zakładam, że po prostu nie wszędzie są jeszcze dostępne nowe warianty i stąd cała sytuacja.
Dzwoniłem do centrali. Może faktycznie w poszczególnych oddziałach jest inaczej.
Witam,
Mam do Pana pytanie o zestaw sluchawkowy oparty na sluchawkach zamknietych i wzmacniaczu sluchawkowym, calosc w kwocie 10.000zl. Slucham glownie muzyki klasycznej i rocka w stylu Queen, Led Zeppelin, Pink Floyd. Co Pan poleca? Pozdrawiam milo
Audeze lcd xc z burson conductor v2 bez plusa, czyli sam wzmacniacz. Wyjdzie ok 9tys. Jak ma być dac do tego zestawu to używka – nuforce dac 80. Pozdrawiam
Dzień Dobry,
Czy planuje Pan recenzje Hifiman Ananda i Sundara oraz Mrspeakers aeon flow otwarte i zamknięte ? Czy długość kabla w słuchawkach ma duże znaczenie, powiedzmy między 1,5m a 6,0m ? Jeżeli tak to jakie kable nie będą tracić swojej jakości przy odległościach około 6 metrów ? Z góry dziękuję za odpowiedzi. pzdr.
Witam,
Nie ma na tą chwilę takich planów. Plus przy MrS dystrybutor raczej nie będzie chciał ze mną współpracować sądząc po tym jak pisali o moim blogu jego pracownicy 🙂
Co do kabli – to pytanie proszę zadać na forum.
Pozdrawiam.
Witam. Czekam na recenzje monoprice M1060c. Dziękuję
Witam.
Jeśli nabędzie Pan i podeśle mi na testy wymienione słuchawki, wtedy jak najbardziej. ?
Mam m.in. LCD-X i jako zamknięte polecam Monolith Monoprice M1060C w podobnej tonacji. Cena do jakości to chyba najlepszy model słuchawek na rynku. Osobiście nie widzę żadnego sensu, argumentu by dopłacać 3-4x do LCD-XC.
Osobiście zaś widzę, zwłaszcza w kontekście jakości wykonania i finalnego strojenia, ale szanuję posiadanie odmiennego zdania na ten temat. 😉
Dzień dobry,
swego czasu na forum (18.01.2021 r.) padła deklaracja o Autorskich planach drewnianych muszli. Jak sytuacja w temacie? Zakupiłem carbon cup a, że kupuję oczami chętnie LCD-XC upiększę :-).
Pozdrawiam
T.
Witam,
Co prawda proces projektowania się wydłużył, ale prace wcale nie zostały porzucone. Są już na dosyć zaawansowanym etapie i jesteśmy po pierwszych prototypach. Na razie zapowiada się obiecująco i trzymam kciuki że projekt wypali :).
Również pozdrawiam.