The House of Marley, którego skrótowo nazywam od czasu recenzji ich słuchawek jako „Marley”, ma w swojej ofercie jak się okazuje nie tylko nauszniki, ale także i głośniki przenośne. Bag of Riddim 2.0, bo tak w sumie nazywa się w pełni testowane urządzenie, to największy i najwyższy model z serii przenośnej (jedynie One Foundation jest droższy, ale to już zestaw bardziej domowy/stacjonarny).
Dane techniczne
- Moc wyjściowa (RMS): 2 x 20W
- Komunikacja bezprzewodowa: Bluetooth 4.1 / A2DP
- Zasięg Bluetooth: do 15 m
- Gniazda wejściowe: liniowe (jack 3,5 mm), zasilacza sieciowego
- Gniazda wyjściowe: USB (tylko ładowanie)
- Głośnik niskotonowy: 3,5″
- Głośnik wysokotonowy: 1″
- Akumulator: li-ion 4400 mAh
- Czas pracy: do 10 godzin
Zawartość zestawu:
- głośnik Bag of Riddim 2.0
- instrukcja obsługi
- torba podróżna do przenoszenia i użytkowania głośnika
- zasilacz sieciowy z 4 wymiennymi końcówkami
Jakość wykonania i konstrukcja
Głośnik przychodzi do nas w ciekawym, dwuczęściowym opakowaniu rozsuwanym, którego clou stanowi masywny karton ekologiczny. W nim też znajdziemy bohatera tej recenzji, zawiniętego w biały worek bawełniany, a po jego usunięciu – od razu „wbitego” w specjalną torbę-uprząż do przenoszenia i dającą dostęp do najważniejszych gniazd głośnika. Być może stąd też wzięła się nazwa tego urządzenia.
Gniazd nie będzie tu wiele. Do dyspozycji naszej oddano panel z przyciskami kontrolnymi i diodami sygnalizującymi stan pracy (oczywiście jest również żeński lektor po angielsku, choć mógłby być cichszy). Jest to centrum dowodzenia Bag of Riddim. Z przodu pod gumową zaślepką umieszczono gniazdo USB oraz liniowe, pozwalające w pierwszym przypadku ładować urządzenia (funkcja Power Banku), w drugim – pobierać sygnał tą drogą, np. z odtwarzacza przenośnego, zamiast za pośrednictwem Bluetooth (automatyczne wykrywanie sygnału). Z tyłu formalności dopełnia już tylko gniazdo na zasilacz sieciowy, który dostajemy w zestawie wraz z wymiennymi końcówkami. Prócz torby z szelkami opisywanej wcześniej, jest to jedyne akcesorium jakie otrzymujemy, ale czy potrzeba nam czegoś więcej?
Całość jest banalnie prosta konstrukcyjnie: dwa 1” tweetery na kopułkach jedwabnych oraz dwa 3,5” przetworniki główne. Po bokach także dwa porty Bass Reflex (side-firing). Urządzenie posiada naturalnie własną sekcję aktywną, oferującą moc 20 W na kanał, a także mocną antenę, rozszerzającą zasięg głośnika do 15 m. Sprawdziłem – faktycznie sygnał jest solidny i można sobie z Marleyem chodzić po pokojach wyraźnie oddalonych od nadajnika bez żadnych konsekwencji. Do duży atut.
Bateria wbudowana w urządzenie pozwala na pracę do 10 godzin. Marley trzymał się mniej więcej tej deklaracji, ale pamiętać należy, że czas pracy zależny będzie ostatecznie od warunków, w jakich sprzęt będzie użytkowany. Szkoda że za pośrednictwem urządzenia nie można prowadzić rozmów telefonicznych, port USB nie może być wykorzystywany do komunikacji oraz nie pokuszono się w zestawie o pilota, ale cóż. Da się i bez tego żyć. Zwłaszcza że to najczęściej telefon będzie pełnił taką funkcję. Zabrakło mi tu również aptX w jakiejkolwiek wersji. Byłby to miły (i wskazany) dodatek. Z racji przenośności widziałbym również z chęcią wtyk samochodowy do zasilacza.
Jako już uwaga na boku, przyznać muszę, że jakość wykonania tego urządzenia budzi moje uznanie. Przedni panel to gruba deska bambusowa, zaś producent – tak samo jak przy wcześniej recenzowanych słuchawkach Positive Vibration 2 – stawia bardzo mocno także na ekologię. Czuć ją nie tylko w samym pudełku czy wspomnianym panelu bambusowym (który nota bene jest też z tyłu), ale też i obiciu z plecionego materiału uzyskiwanego z konopi. Tak, całkiem stereotypowo, prawda?
Dla nas jednak najważniejsze jest, że sprzęt faktycznie jest masywny, świetnie wykonany i naprawdę nikt nie powinien narzekać na tą jego warstwę. No, może poza faktem, że obicie materiałowe jak zawsze może się mechacić oraz brudzić, zaś sprzęt nie ma praktycznie żadnych widocznych punktów montażowych, śrubek lub czegokolwiek, co sugerowałoby w razie czego miejsce rozpoczęcia demontażu w przypadku konieczności dostania się do środka.
Producent zakłada również raczej domowo-półprzenośne użytkowanie lub takie, które nie będzie odbywało się w niekontrolowanym, najczęściej brudnym i mokrym, środowisku.
Szumy, lagi, przebicia
W tej materii brak egzystencji tylko ostatniej rzeczy mogę potwierdzić. Głośnik nie wydaje z siebie żadnych pisków ani artefaktów pochodzących od komunikacji bezprzewodowej. Miałem jednak przesunięcie dźwięku względem obrazu podczas pracy z adapterem Asus BT400. Najbardziej dla mnie istotne okazało się jednak szumienie w tle podczas pracy, a przynajmniej wtedy, gdy głośnik nie pracował i mimo to otrzymywał sygnał. Ponieważ odsłuchy wykonuję w cichym otoczeniu, jest to dla mnie łatwo słyszalne, ale w kategoriach obiektywnych, szum jest stosunkowo cichy sam w sobie i nie powinien przeszkadzać w typowych scenariuszach, gdzie obok nas tętni życie, a muzyka jest bardziej dynamiczna niż powolny i często przerywany ambient czy neoklasyka. Naturalnie inne gatunki również poszły w ruch, ale dlatego właśnie o tym piszę.
Przygotowanie do odsłuchów
Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści.
Pomiary
System pomiarowy EACS jakim dysponuję jest co prawda zoptymalizowany do pracy ze słuchawkami, ale umożliwia mi również wykonywanie pomiarów akustycznych źródeł w polu wolnym. Niemniej proszę traktować wykres jako eksperymentalny i tworzony przy dużym progu wygładzania wynoszącym 1/6 oktawy.
Jakość dźwięku
Testowanie takich urządzeń jak BOR, gdzie nawet nazwa jest zabawna, zawsze niesie ze sobą sporo frajdy. Takiej zwykłej, ludzkiej. Wystarczy spojrzeć to urządzenie – zespół głośnikowy złożony z czterech przetworników i dwóch bocznych portów BR. Wszystko super, tylko że w formie masywnego monobloku, niczym głośnik centralny. Pytanie zatem zasadnicze, jak to gra?
Okazuje się, że bardzo fajnie, ale ze wszystkich testów jakie przeprowadziłem wynika dobitnie, że jest to głośnik stworzony do użytkowania na małym i bardzo małym dystansie, bo ok. pół-jednego metra. Czemu dystans jest tu ważny – powiem na pewno w dalszej części.
Brzmienie Marleya zaczyna się wyjątkowo nisko jak na głośnik bezprzewodowy typu stereofonicznego, bo już od ok. 40 Hz dostajemy solidnego kopniaka na natężeniu, utrzymującego się w trzech falach w punktach 45 Hz, 65 Hz oraz ok. 140 Hz. Czuć to także w wydmuchiwanym powietrzu z portów BR. Bas stara się realizować wszystkie najważniejsze swoje pryncypia i robi to naprawdę zadziwiająco dobrze, swobodnie, choć falująca linia basowa nie jest tu idealną ku temu okolicznością. Czasami ma się bowiem wrażenie, że bas jest niepotrzebnie utwardzony, gdy energia utworu będzie kumulowała się na drugiej i trzeciej górce widocznej na wykresie. Więcej jednak ujm nie stwierdziłem i znacznie częściej bas robił na mnie bardzo dobre wrażenie, jakoby wyciskał się z tego głośnika na maksimum i do tego na tyle, aby nie przedobrzyć i nie popaść w karykaturalność, zwłaszcza w zakresie wypełnienia, które jest bardzo dobre.
Średnica wtóruje takiemu stanowi rzeczy i także próbuje pokazać się z jak najlepszej strony. Pełna, nasycona, pięknie akcentująca wokal, któremu nadaje zarówno odpowiedniego dociążenia, jak i pozycji nadrzędnej. Douglas Dare w utworze Rex, zarówno w wersji zwykłej, jak i instrumentalnej, zawsze prezentuje się w należnej mu pozycji zgodnie z intencją samego wykonawcy. Naprawdę dla wielu osób może to być główny punkt programu w tym urządzeniu, zaraz obok basu. Bardzo często ma się wrażenie, że słuchamy droższego i większego systemu, niż w rzeczywistości.
Sopran to także intrygująca część tej konstrukcji. Wydaje się ładnie komponować z nieco ocieplonym i naturalnym charakterem BOR’a, a jednocześnie potrafi sypnąć wyraźnym detalem. Zdolność tą zawdzięcza szerokiemu i gładkiemu wzmocnieniu w rejonie szczytowo 5-6 kHz, ale w ramach szerszego wycinka obejmującego obszar od 4 do 7,5 kHz. Ogólnie brzmi to bardzo dobrze i nie stwierdziłem aby był to zakres jakkolwiek nieprzyjemny. Aczkolwiek znów – jeśli utwór się tam zaalokuje, czasami może to przypominać wspólnie z basem wręcz brzmienie na planie V. Jest to jednak mylne wrażenie, choć bardzo ciekawe przy elektronice i nadające temu głośnikowi rzadko spotykanej zdolności do adaptacji względem gatunku, jaki jest w nich odtwarzany.
Przy progu 10 kHz również urządzenie nie pozostaje dłużne i nadal stara się wiernie reprodukować sekcję sopranową, jakoby szykując się na to, co ma zaraz nastąpić. A następuje scena.
I tu wracamy do tego co pisałem na początku, a więc odległości w jakiej dokonywać będziemy odsłuchu, tj. po prostu ten sprzęt użytkować. Zasada jest prosta – im bliżej, tym bardziej wyczuwalna będzie scena. W jakiej skali się poruszamy? Takiej, że w odległości powyżej 1 m od Marleya, scena praktycznie nie istnieje. I nie tylko ona, ale też w ogóle jakakolwiek stereofonia. Dopiero na krótszy dystans wszystko zaczyna się pojawiać. Najpierw wychylenie lewo-prawo, potem głębia. Aczkolwiek z tym pierwszym elementem BOR radzi sobie lepiej.
Jeśli kogokolwiek dziwi takie zachowanie konstrukcji Marleya – zupełnie niepotrzebnie, choć technicznie jest to wada jakby nie patrzeć. Dzieje się tak jednak z dwóch powodów. Po pierwsze, obojętnie czy jest to głośnik BT w formie pojedynczego segmentu wyposażonego w dwa skierowane pod kątem przetworniki tak jak tutaj, czy dwie osobne kolumienki z pojedynczymi przetwornikami, zasady akustyczne obowiązujące każde z tych rozwiązań pozostają niezmienione. Po drugie, przy przetwornikach mających ustalony na sztywno rozstaw, nasza tzw. „baza” ma tym samym stałą i niezmienną szerokość. Jedyne na czym możemy operować, to nasza względem niej pozycja, a co jest całkowicie przy takich głośnikach normalne. Równie dobrze moglibyśmy dwa głośniki od jakiegoś zestawu stereo bardzo mocno do siebie przybliżyć – efekt będzie bardzo podobny, a więc zatracenie cech akustycznych płynących z rozstawu. Aby jeszcze lepiej to wyjaśnić, powiem więcej: Marley zachowuje się na krótkim dystansie jak umownie „dwie kolumienki”, natomiast na większym, jak jedna, a więc jak typowy głośnik Bluetooth, do jakich jesteśmy mocno przyzwyczajeni w niższych przedziałach cenowych. Z tą różnicą, że tam możemy je spiąć często w duety. Tutaj natomiast to sam głośnik jest już swego rodzaju duetem, a naszym zadaniem jest wykorzystać maksymalnie z góry ustaloną przez producenta szerokość powstałej między jego przetwornikami bazy. W sytuacji utrzymania wspomnianego prawidłowego dystansu znaczenie tej wady zaczyna zanikać, niemniej owszem, scena to najsłabsza potencjalnie strona głośnika Marleya „na papierze”.
W odsłuchach cały czas bardziej jednak przebijała się do moich uszu tonalność. Bas na pierwszym miejscu, potem naprzemiennie średnica z sopranem w zależności od tego, z której strony w utworze wieje wiatr. Scenicznie spodziewałem się natomiast specjalnie niczego nie usłyszeć i otrzymać dźwięk po prostu jednorodny i pozbawiony jakiejkolwiek przestrzenności. W tym sensie głośnik przekraczał moje oczekiwania, ponieważ nie dość, że nie komasował dźwięku jak typowy model „dla plażowiczów i młodzieży”, to jeszcze przy prawidłowym użytkowaniu zachowywał się faktycznie jak substytut normalnych głośników 2.0. Z tym że zajmował od nich znacznie mniej miejsca, porównywalnie z jednym głośnikiem centralnym z pełnowymiarowych systemów kina domowego.
Jest to też konstrukcja przeznaczona raczej pod głośniejsze odsłuchy, w których system BR faktycznie ma niezłe używanie, ale też podczas którego nie słychać utrzymującego się w tle szumu podczas pracy. Nie jest on natarczywy, ale zwracał wielokrotnie moją uwagę przy cichszych odsłuchach i ogólnie tego typu partiach. Jednocześnie widać i słychać, że BOR posiada w sobie duże pokłady mocy. Odsłuch wykonywałem na satysfakcjonujących mnie poziomach głośności w zakresie już 12-20%, podczas których czasami mogłem poczuć wibracje od fal odbitych. Daje to więc pewne wyobrażenie możliwości tego urządzenia.
Zastosowania
Podsumujmy sobie więc trochę dotychczasowe obserwacje bardziej od strony praktycznej, aniżeli brzmieniowej. Sprzęt ten nadaje się moim zdaniem najlepiej:
- do odsłuchów w bliskich odległościach,
- do głośniejszej muzyki,
- do każdego w zasadzie gatunku muzycznego,
- do zastosowań półprzenośnych gdzie liczy się mimo wszystko jakość dźwięku, głównie tonalność.
Szkoda natomiast użytkować Bag of Riddim w sytuacjach typowo stacjonarnych lub salonowych, gdzie sprzęt pracuje pod stałym zasilaniem oraz w scenariuszach wszystkich, tylko nie w bliskim polu akustycznym. Niepotrzebny stres na baterię oraz wspominany brak sceny z racji zbyt dużej odległości od źródła dźwięku. Tu tak naprawdę lampka powinna świecić się już nad systemem One Foundation, choć 1100 USD to potężne zwiększenie wydatku ponad znacznie tańszym Bag of Riddim.
Podsumowanie
Głośnik bezprzewodowy House of Marley Bag of Riddim to nie tylko interesująca, ale i fantastycznie wykonana konstrukcja, która choć nie wypełnia roli stricte domowego substytutu kolumn, jest dobrą manifestacją stosunku jakości dźwięku do gabarytów.
Wykonanie i wyposażenie – naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Zasilacz z wymiennymi końcówkami i torba przenośna to wszystko co dostajemy, ale ogólna jakość wykonania jest bardzo wysoka. No i te grube panele bambusowe…
Jakość dźwięku – mimo dosyć pofalowanej sygnatury głośnik jest zaskakująco dobry jak na swoją cenę, zwłaszcza w rejonie basowym. Wad jest mało, a do największych zaliczyć można (przynajmniej dla mnie słyszalny, jako że odsłuchy wykonuję w ciszy) szum podczas pracy, czasami niepotrzebnie utwardzający się bas oraz scenę, która istnieje tylko wtedy, gdy głośnik jest dostatecznie blisko nas. Ogólnie robi całościowo dobre, a nawet bardzo dobre, wrażenie, a jeśli wykluczyć kwestię odległości i założyć w pełni poprawny odsłuch, pozostanie nam się już z grubsza tylko wspomniany szum, który niknie podczas zwykłego, codziennego użytkowania.
Wygoda i ergonomia – stosunkowo ciężki i przez to średnio poręczny, a bez torby już w szczególności. Łatwo brudzące się obicie materiałowe i od pewnego momentu brak ochrony przed zamoczeniem. Jednym słowem – do zastosowań domowo-półprzenośnych w kontrolowanych warunkach.
Opłacalność – w klasie głośników bezprzewodowych naprawdę warto się wokół niego zakręcić, jeśli pozwala na to budżet. W klasie zespołów bardziej stacjonarnych jako takich nadal rywalizacja ze strony konwencjonalnych rozwiązań 2.0 jest spora. Ponad wszystkim jednak o jego opłacalności decydują nasze potrzeby i to, czy tak dużego głośnika nie szkoda nam ścierać w transporcie.
Głośnik Marley Bag of Riddim 2.0 jest do nabycia w salonach Top HiFi w cenie ok. 920 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- kapitalna jakość wykonania i użytych materiałów
- półprzenośna konstrukcja
- możliwość komunikacji bezprzewodowej oraz liniowej (np. z odtwarzaczem nie mającym BT)
- możliwość ładowania urządzeń po USB (funkcja Power Banku)
- rozsądny czas pracy na baterii
- zasilacz sieciowy pozwala kontynuować pracę po wyczerpaniu się akumulatora
- mocna antena i duży zasięg pracy
- zadziwiająco pełne i kompleksowe granie
- jednoczesne ocieplenie i dodatkowy detal na sopranie
- całkiem dobre zejście jak na głośnik takiego formatu
- uniwersalny gatunkowo – co się mu zapuści to zagra
- duża głośność
- dobra kompromisowość między jakością dźwięku, ceną a gabarytami
Wady:
- bas lubi się sporadycznie utwardzać w przekazie
- kompletny zanik sceny poza obszarem bliskiego pola akustycznego
- w miarę cichy szum obecny w tle podczas odtwarzania
- obicie materiałowe podatne na uszkodzenia i zabrudzenia
- nie do końca jest to konstrukcja stacjonarna, ale też nie do końca w pełni przenośna
- lektor mógłby być cichszy lub po prostu podążać za głośnością samego urządzenia
- brak aptX w tej cenie to moim zdaniem trochę niedopatrzenie
Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów