NuForce UDH-100 jest kolejnym z segmentów wyższej klasy tego producenta, które budowane o ten sam kadłubek są kierowane do różnorodnych użytkowników o różnych od siebie potrzebach. W tym konkretnym wypadku mamy więc w rękach kosztujący 2,5 tysiąca złotych segment będący wzmacniaczem słuchawkowym z wbudowanym DACiem. Trochę zdaje się szkoda, że NuForce już go nie produkuje, ale zobaczmy, czy żal po nim jest tu jakkolwiek uzasadniony.
Dane techniczne
– wejście: USB 2.0
– wyjścia: RCA + jack 6,5 mm
– maksymalne próbkowanie: 24-bit/192 kHz
– impedancja słuchawek: 16 – 600 Ohm
– THD: wyjście liniowe – 0,0014% @ 100k Ohm, wyjście słuchawkowe – 0,0026% @ 300 Ohm
– pasmo przenoszenia: 20 – 20 000 Hz +/- 0,15 dB
– SNR: wyjście liniowe – 108 dB @ 1 kHz, wyjście słuchawkowe – 108 dB @ 1 kHz
– waga: 1,8 kg
– w zestawie: kabel USB, kabel zasilający IEC, pilot
Jakość wykonania i konstrukcja
UDH jest wykonany identycznie, jak wszystkie poprzednie segmenty, takie jak DDA-100 czy DAC-80. Wszystko jest tu robione na jedno i te same kopyto, także nie wiem, czy jest sens w ogóle wspominać o kwestiach związanych z obudową.
Jedyną diodą jest malutka czerwona kropka oznaczająca działanie urządzenia, dlatego w praktyce brak wyświetlacza w tym konkretnym wariancie NuForce’owych klocków dezorientuje. Podczas pracy nie zauważyłem, aby specjalnie mocno cały układ się nagrzewał (również dzięki otworom wentylacyjnym), także na tym polu można zanotować sobie w zeszyciku plus.
Uwagę jednak zamiast tego zwracają tylko jedna para wyjść RCA, która pozwala na wyprowadzenie sygnału jedynie w formie analogowej i to tylko na jedno urządzenie, a także pilot zdalnego sterowania identyczny, jak było w przypadku DDA. Z tą jednak różnicą, że nie działa przycisk INPUT oraz głośność można regulować cyfrowo tylko poprzez trzymanie przycisków na pilocie. Pojedyncze naciśnięcie nie powoduje żadnej reakcji. Dziwi też zastosowanie cyfrowej kontroli w sytuacji, gdy pokrętło tego urządzenia jest analogowym potencjometrem. Wygląda to tak, jakby NuForce po prostu dorzucał wspomnianego pilota hurtem bez zastanawiania się nad jego sensem.
Jeśli zauważyliście, że w danych technicznych nie ma podanej mocy wzmacniacza, to informuję, że nie jest to z mojej strony błąd. NuForce nie podaje takiej informacji, a strona WWW w ogóle ma aktualnie dane techniczne wykasowane. Ciekawe, prawda? W opisie u Polskiego dystrybutora można jednak przeczytać „wzmacniacz klasy A o mocy 500 mW”, co znając ich praktyki każe mi przypuszczać, że jest to moc dla 30 lub 32 Ohmów. Jakie są zatem faktycznie możliwości napędowe – nie wiemy.
Ale nic to, pozwolę sobie darować opisy i przytyki, które i tak powtarzają się we wszystkich ich urządzeniach, i przejdę od razu do meritum – a więc brzmienia, gdyż to właśnie ono mnie interesowało od samego początku najbardziej.
Brzmienie
Głównym celem UDH-100 było zdaje się dostarczenie brzmienia w bardzo podobnej formule, co testowany poprzednio DDA-100. Okazało się jednak, że nie tylko wspomniana formuła, ale w ogóle całe brzmienie bardzo mocno przypomina kolumnowego braciszka. Pytanie tylko, czy w słuchawkowym wydaniu wyjdzie to jakkolwiek na zdrowie.
UDH ma jednak znacznie więcej wspólnego nie tyle z nim, a z charakterem oferowanym przez – uwaga – uDACa-2. Osobom, którym nie chce się czytać mojej recenzji tego układu przypomnę, że uDAC-2 był oparty o układ ESS Sabre i charakteryzował się neutralnym brzmieniem o oszczędnym basie i tendencji do klasyfikacji jako jasna kostka. Z tej perspektywy można traktować zatem UDH jako kolokwialnie mówiąc „wymizianą” do granic jakościowych możliwości wersję wspomnianego uDACa.
Mamy więc tu serwowany odchudzony względem charakteru Icona HDP bas, który swego czasu, wraz z innymi cechami brzmieniowymi, zadecydował o moim szybkim jego zakupie. Tak, jak HDP dociążał i nieco koloryzował dół oraz łączenie się go ze średnicą, tak UDH przeciąga całość jeszcze bardziej na stronę transparentności i klarowności. Czasami zastanawiałem się, czy aby nie robi tego zbyt mocno, ze względu na fakt zanotowania drobnego, ale obecnego wyprania przekazu z kolorów i emocji.
Fakt faktem jednak mniejsza masa w średnicy i słabsza podstawa basowa skutkują odciążeniem oraz otwarciem się brzmienia. Coś bardzo przyjemnego, jeśli dysponuje się odpowiednimi słuchawkami, a przez ową „odpowiedniość” rozumieć należy podbudowaną średnicę i linię basową, której przydałaby się odrobina większej kontroli. Pierwsze słuchawki, jakie mogą przyjść tu na myśl, to modyfikowane AKG Q701 i faktycznie daje to o dziwo dobre rezultaty i to nawet bez odblokowywania portów Bass Reflex, choć z fabrycznymi modelami nie traktowałbym ich jako preferowanego połączenia. Znacznie lepsze efekty osiągnąć moglibyśmy ze słuchawkami faktycznie gęstszymi, takimi jak HE-300, czy nawet HD600, na których być może chcemy nieco nagiąć ich pierwotny charakter w stronę większego wyrównania tonalnego – z tak serwowaną średnicą i łączeniem się jej z dołem może się to wybornie spodobać. W przeciwnym razie jednak – rozczarować.
Za tym wszystkim snuje się bardziej do uszu naszych dochodząca góra, której absolutnie nie można odmówić rozdzielczości i rozciągnięcia, jednocześnie bez nadmiernego wyostrzania i surowości znanej ze wspomnianego wcześniej przeze mnie uDACa-2. W zasadzie tutaj nawet nie ma szans na jakiekolwiek porównania, bo malutki DAC tego samego producenta zostaje dosłownie zmiażdżony na proch, HDP także w tym miejscu kapituluje i musi uznać jednak mimo wszystko pewien dystans między nim, a UDH po wyjściu słuchawkowym. Zresztą dziwiłbym się okrutnie, gdyby było inaczej. UDH w przeciwieństwie do niego nie sprawia wrażenia, że „natłuszcza” najwyższą górę, tutaj każda pojedyncza struna na tych samych utworach w testach A-B była wyraźniejsza i ostrzejsza, bardziej precyzyjna, ale kosztem mniejszej masy instrumentu i w ten sposób trochę bardziej od HDP ryzykująca, że w przypadku maksymalnie kapryśnych słuchawek coś jednak nie będzie do końca nam tam funkcjonowało. Nie jest to tyle przywara formułowana stricte w kierunku UDH, co ogólnie, ponieważ wiele układów prezentuje tego typu styl. Należy więc być jak najbardziej świadomym ewentualnego ryzyka, nawet jeśli jest ono tylko minimalnie większe od „średniej krajowej”.
Tonalność układa się nam zatem następująco: neutralny dół z płynnym przejściem w równie neutralną średnicę, a następnie wejście w lekko podkreśloną i wspaniale rozciągniętą górę. Skąd ja to znam? A tak, DDA. No właśnie, to jest dokładnie to, o czym mówiłem wcześniej. Brzmienie jest tutaj niczym chude mięso – trochę inaczej smakuje, nie ma powabnego tłuszczyku, ale na swój sposób jest dzięki temu zdrowsze i bardziej lekkostrawne. W DDA była jednak pewna rzecz, która mocno rzuciła mi się w uszy – scena i holografia, które wystrzeliły mi pięknie we wszystkie strony. Jak więc sprawa ma się tutaj?
Równie efektownie, choć poza nieco większą separacją i holografią, nie zanotowałem specjalnych różnic ponad HDP, który sam z siebie operuje naprawdę fenomenalną sceną. Ta w UDH jest wciąż genialna, traktowana poważnie, a nie po macoszemu, nieprzykręcana z żadnej strony, niedociskana do ziemi niczym podatnik przez urzędników. W tej kostce czuć sporą otwartość i rozmach, dzięki czemu potrafi ona otworzyć nam jeszcze szerzej drzwi i ukazać większy horyzont, niż do tej pory mogliśmy usłyszeć. Jeśli komuś zależy na scenie, definitywnie powinien wpisać sobie UDH-100 na listę zakupową. I to szybko, bowiem model ten zaczyna być przez NU wycofywany. Dlaczego? O tym poniżej.
Nie samą sceną człowiek żyje
Pozwolę sobie wrócić na chwilę do uwag odnośnie tonalności, bowiem UDH zaczyna być już tak wysokim układem i o takiej specyfice grania, że ryzyko utraty synergiczności staje się w naturalny sposób bardziej widoczne, zwłaszcza, jeśli do gry wrzucę tańszy, ale bardziej uniwersalny układ (HDP) oraz droższy, ale wciąż z tego samego jeszcze przedziału cenowego (Quattro DAC). Czasami aż do bólu widoczne.
Sformułowana przeze mnie parę akapitów wcześniej przywara nie została zamieszczona w tekście specjalnie podle tylko i wyłącznie góry, bowiem tyczyć się może wszystkich pojedynczych aspektów brzmieniowych i być jednocześnie zależną bardzo mocno od słuchawek. Przykład pierwszy z brzegu – Westone 4R, a jakże. Wiecie czemu je tak lubię? Bo potrafią być czasami tak samo wredne, jak ja. Na sam koniec testów postanowiłem dla czystej zabawy podłączyć je pod UDH używając oryginalnej przelotki NuForce na małego jacka. Sądziłem, że z tak ładnie neutralną średnicą i wyciągniętą w dal górą będzie świetnie. Okazało się jednak mimo wszystko gorzej, niż na tańszym o tysiąc złotych HDP. Jak więc śpiewał Kuba Sienkiewicz: „aaaa miało być tak pięknieeee…”.
No dobrze, co więc się stało się? Ano nic, wszystko było świetnie, wręcz rewelacyjnie, póki utwory testowe nie zaczęły wchodzić w linię basową. Okazało się wtedy, że Westone zaczęły gubić tą swoją „magię”, ten kolor, który tak mocno ceniłem w ich recenzji. Mówiąc całkowicie bezpośrednio i technicznie – mniejsza moc na dole sprawiła, że bez wyraźniejszego wykopu padała mi na twarz rytmika i dźwięk nie miał już ani swojej pierwotnej mocy, ani treści, ani tym samym poziomu zaangażowania. Stracił po prostu swoją unikalną w tym modelu urokliwość, zaczął sypać się jak domek z kart, robić byle jaki, wyprany z kolorów, wyprzedawać się z posagu, mógłbym przytoczyć tu czterdzieści innych stwierdzeń opisujących słyszane zjawisko. Góra była fantastyczna, fakt, a scena nawet z ubytkiem głębi W4R dawała tu wyśmienicie radę. No ale niestety średnica wraz z basem zostawały już na tle HDP w tyle wyraźnie. Przełączenie się ponownie na HDP – wszystko wróciło do normy i to naprawdę wysoko położonej, a różnice brzmieniowe na tle tego, co faktycznie się poprawiało, nie były już tak oczywiste i tym samym w tym konkretnym, unikatowym podkreślę, przypadku, UDH musiał rad nie rad uznać większą przyjemność płynącą z tańszej dziurki tego samego producenta.
Ciekawostka zasługująca na osobny akapit jest taka, że wspomnianego problemu nie notowałem z Q701, one poradziły sobie znacznie lepiej i nie było to tak mocno odczuwalne, ale znów na Quattro ani nie było problemów na wspomnianych Westone, choć wzmacniacz wbudowany w produkt Matrixa był znacznie mocniejszy i niespecjalnie dostosowany do tak wydajnych słuchawek. Cena tego produktu powinna teoretycznie sugerować, że problemy będą równie wielkie lub większe, jak na UDH, a tymczasem było zupełnie na odwrót i Matrix grał wyśmienicie ze wszystkim tak bardzo, że człowiek absolutnie nie żałował wydanych na niego pieniędzy. Z UDH takiej sztuki nie udało się powtórzyć.
Czy to oznacza, że UDH jest układem złym? Nie do końca. Po prostu należy mieć świadomość, że nie jest to sprzęt mimo wszystko uniwersalny i zdarzyć się może nam kamień, którego skosić się nam nie uda, tylko sobie kosę niepotrzebnie stępimy. To jest niestety ryzyko jak z każdym innym sprzętem, dlatego chciałem przytoczyć kwestię Westone, jako przykład zadający kłam teorii, jakoby kupowanie droższych kostek było automatycznym gwarantem epickich efektów końcowych. Nie jest i nie będzie, trzeba jeszcze mieć wciąż trochę oleju i myśleć przed zakupem, a przede wszystkim wiedzieć dokładnie jak grają nasze słuchawki. Zawsze, bez względu na to, czy to DAC za marne 500 zł, czy jakieś cudo audiofilskie za 10 000 zł. Tak właśnie jest i przed wejściem w droższe audio należy sobie to wyjaśnić przed lustrem, ew. gumowym młotkiem, albo pustym portfelem i gorączkową odsprzedażą na serwisach aukcyjnych i komisach na forach audio już po fakcie. Tak czy inaczej – ostrzegałem.
UDH okazał się zatem układem mocno neutralnym, powściągliwym, lekkim, o jasnawym charakterze i jak (niemal) zawsze w przypadku NU – niebywałej wręcz scenie okraszonej wysoką klarownością klasy DACa-80 (uDAC-3 był odstępstwem od ekspansywnej głębi sceny). To niestety trochę nadmiernie odchudzony brzmieniowo DAC + AMP, który ma szansę sprawdzić się z wieloma słuchawkami oraz gustami tych słuchaczy, którym zależy na jak najwierniejszym odzwierciedleniu charakteru swoich słuchawek z naciskiem na wysoką neutralność, totalny brak pogrubiania i maksymalną scenę – z wszelkimi tego konsekwencjami. Ale też wszystkich tych, dla których liczy się nabycie sprzętu będącego zwartym pakietem z najważniejszymi rzeczami, bez zbędnego bajerowania.
Bardzo przypomina sobą to, co opisywałem w recenzji DACa i końcówki mocy w jednym, a więc DDA-100, a więc cechy brzmieniowe, które kręcą się wokół tego samego NuForce’owego punktu i nawet na tej samej karuzeli, choć sprzęt towarzyszący i jego tolerancja diametralnie się od siebie różnią, bowiem najwyraźniej to, co nie służy słuchawkom, wyśmienicie potrafi jak widać sprawdzić się w systemach stereo. Dlatego też DDA zebrał ode mnie gro pochwał, a UDH totalnie obszedł się smakiem i przy podobnej linii tonalnej nie zrobił ze słuchawkami podobnego wrażenia, choć przyznam, że pierwsze było bardzo entuzjastyczne. Gdyby to były kolumny – kto wie, oczywiście o ile w ogóle UDH zmusiłbym do działania, ale o tym niżej.
Zastosowanie
Jak już pisałem, UDH stara się być takim swego rodzaju DDA wydanym głównie pod słuchawki, aczkolwiek wraz z parą wyjść RCA skutecznie odróżnia się na jego tle, gdyż zamiast naciskać na wyjścia i wejścia cyfrowe, pozwala na sparowanie się z dowolną analogową końcówką mocy (np. STA-100) lub przedwzmacniaczem z większą ilością wyjść i w ten sposób rozbudowanie zestawu na oba fronty – kolumnowy i słuchawkowy. Kluczowym staje się więc dobranie sobie nie tyle adekwatnych do niego słuchawek, ale też końcówki i w konsekwencji kolumn, o ile będziemy chcieli używać go w roli głównego DACa. Parowałbym go przede wszystkim z mulącymi i gęstymi słuchawkami, takimi jak Sennheisery HD650, HiFiMANy HE-300, a także z każdymi innymi słuchawkami o zbyt mocnym basie, zbyt wydumanej, zaczadzonej średnicy oraz przyciemnionej górze z brakiem wyczuwalnej sceny. Ta kostka może z nimi zdziałać niemałe cuda.
Głównym zastosowaniem tego układu jest więc przede wszystkim bycie DACiem i wzmacniaczem słuchawkowym w jednym, dopasowanym do większości słuchawek na rynku od kwoty na oko 1000zł w górę, oczywiście wciąż w granicach rozsądku, wyznaczanych przez konsekwentne zatajanie faktycznej mocy wzmacniacza montowanego na pokładzie. Nie chce mi się specjalnie wierzyć w tą całą „klasę A”, ponieważ z moimi Q701 do standardowego dla siebie poziomu głośności doszedłem dopiero w połowie skali, podczas gdy na HDP była to 1/3, o Aune T1 i Matrixach w ogóle nie wspominając, ponieważ przy takim ustawieniu musiałbym zamykać bloga ze względu na trwałe uszkodzenie słuchu.
Z tego względu ponownie przestaje mnie dziwić, że NU postanowił się ostatecznie wycofać z tego produktu, ponieważ jeśli producent nie podaje jakichś parametrów, to oznacza to tylko tyle, że to nic ciekawego i nie należy się tym chwalić. Tak samo zresztą jak ponownie występującymi problemami ze sterownikami USB i to właśnie o nich mówiłem w podsumowaniu brzmienia.
Oczywiście chodzi o problemy z kontrolerem USB Tenora, który to znów zaczął płatać mi figle na głównej maszynie na identycznej zasadzie, jak miało to miejsce przy DACu-80, dlatego testy mogłem przeprowadzić na spokojnie dopiero w biurze w pracy. Przy DACu-80 można było jeszcze jako tako próbować puścić sobie sygnał via TOSLINK lub coaxial i problem obejść szerokim łukiem, tutaj jednak jeśli nie uda się uruchomić urządzenia po USB, to niestety można całość spakować do pudełka i w terminie 10 dni odesłać do sprzedawcy. Podejrzewam, że winny jest tu konflikt sprzętowy z kontrolerem AMD, ponieważ na dwóch różnych płytach opartych o układ tego producenta występował problem, zaś na dwóch różnych od Intela – już nie. NuForce rozłoży przed Wami ręce, bo nie on pisze sterowniki z tego co wiem, a Tenor, także to tam należałoby kierować ewentualne pretensje, choć do NU również – za konsekwentne trzymanie się czegoś, co nie działa zawsze prawidłowo.
Podsumowanie
UDH-100 pokazał się z interesującej strony, przywołując na myśl brzmienie DDA, ale tym razem w wydaniu słuchawkowym. Ta interesująca strona jednak nie jest ani do końca pozytywna, ani na tyle uniwersalna, aby móc ją zaoferować każdemu o każdej porze dnia i nocy. Bez świadomości tego, jak grają nasze słuchawki, dosyć trudno będzie nam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy osiągniemy z UDH dobrą synergię, czy też nie. UDH to „techniczniak” i tak samo należy go tu rozpatrywać, nie doszukiwać się „brzmień lampowych” oraz „analogowości”, bo można się będzie jednak trochę rozczarować, a na co sprowadzić mogą się również problemy z USB, który jest jedynym wejściem sygnału dla tego urządzenia. Urządzenie staje się więc dla mnie, wraz z całym swoim bagażem, pomnikiem kolejnego trochę zmarnowanego potencjału.
Tak czy inaczej przy takiej kwocie, jaką przychodzi nam zapłacić za ten sprzęt, po podliczeniu interesującego brzmienia (lekkie, zwiewne, przestrzenne) i mniej interesujących możliwości (problematyczne sterowniki, tylko jedno wejście sygnału, tak samo tylko jedno wyjście analogowe, średnio pasujący do klasy A wzmacniacz), naprawdę spodziewałem się czegoś więcej (a po równoległych testach Matrix Quattro DACa – znacznie więcej), bez wpadek i problemów niegodnych tej półki cenowej. Także mimo szczerego początkowego zaciekawienia, pozostaje ugryzienie się w wargę i odejmowanie kolejnych gwiazdek z oceny końcowej za rzeczy, których być w tej cenie po prostu w moim odczuciu nie powinno. To zaś prowadzi nas do zadania pytania nieuniknionego – czy można kupić lepiej? Obawiam się, że można. Co takiego? Zależy kto czego szuka. Jeśli tym brzmieniem jest to, co oferuje UDH i jednocześnie nie ma się komputera z płytą pod AMD, można z powodzeniem szczęścia popróbować, zwłaszcza, jeśli natrafimy na dobrze wycenioną używkę. W przeciwnym razie i przy większych wymaganiach (zwłaszcza ze strony słuchawek) – raczej rekomendowałbym dalsze poszukiwania.