M-Audio Forty Sixty – recenzja genialnych monitorów studyjnych

Monitory studyjne M-Audio Forty Sixty to specjalny gość, który przybył na warsztat dość spontanicznie. Na testy rasowych głośników tego typu od dawna ostrzyłem sobie zęby, a zabawa głośnikami Laudberg i Kanto tylko to wzmogła. Model ORA okazał się bardzo wydajnym z perspektywy wykorzystania dostępnej przestrzeni, a YU4 prezentował się ciekawie od strony możliwości. Była nawet w pewnym momencie na stole koncepcja, aby jeden z takich zestawów spoczął u mnie jako mały i zgrabny system odsłuchowy, ale nie doszła do skutku.

Możliwości moje pozwalają bowiem nawet i na większy system, a co przy konfiguracji 2.0 zaczyna już mieć znaczenie, gdy nie planujemy kupować suba. Zależy mi też na solidnych warunkach serwisowych oraz – a może głównie – sprzęcie do pracy, tak z dźwiękiem, jak i innymi recenzjami. Tym samym, w świetle braku konkretnej oferty, postanowiłem sprawdzić dokładnie ten sam kierunek, który objąłem w temacie sprzętu elektronicznego: dedykowane rozwiązania studyjne. A w nich M-Audio jest akurat tą marką, która znana jest od lat.

Mamy tu więc starego wyjadacza, markę znaną i szanowaną na rynku, a nie audiofilską egzotykę lub jakieś eksperymentalne wynalazki za konkretne kwoty. Bo choć każdy chciałby kawałek tortu uszczknąć dla siebie, to otwartym pozostaje pytanie: czy wciąż tanie monitory BP mają rację bytu? Tak dźwiękową, jak i jakościową? Czy jako entuzjaści tracimy tu coś konkretnego? A może wprost przeciwnie – zyskujemy na wszystkim? Przekonajmy się, ale tym razem za własne pieniądze, bowiem jest to jedyna chyba realna opcja na taki test.

Recenzja jest owocem wspaniałego wsparcia czytelników AF i osób zaprzyjaźnionych, którzy doradzili i częściowo sfinansowali via Ko-Fi zakup opisywanego urządzenia, umożliwiając tym samym jego testy. A którym to bardzo serdecznie dziękuję. ❤️

Recenzja monitorów bliskiego pola M-Audio Forty Sixty

 

Moje podejście do głośników ogólnie

Zacznijmy może jednak od czegoś innego, a więc odpowiedniej perspektywy, jaką przyjmuję nie tyle w tej recenzji, co ogólnie w ramach głośników jako takich.

Tematyka głośnikowa rzadko bowiem gości u mnie na blogu. Wiadomo, specjalizacja, ale zachodzi naturalne ryzyko, że będzie traktowana inaczej. Albo po macoszemu (fuj, bo nie są to słuchawki), albo z sowitą porcją ignorancji (pomijanie rzeczy ważnych dla takich konstrukcji), albo hurraoptymistycznie (łatwy do wywołania efekt „wow” z racji mniejszego doświadczenia).

Na szczęście z mojej strony nie ma tu żadnego problemu. Pierwsze z wymienionych nie zachodzi. Mimo mojej ogromnej sympatii do słuchawek i posiadania właśnie w tym obszarze największego doświadczenia, nigdy nie wykluczałem głośników. Tak więc z pierwszym mam na tyle w sobie elastyczności, aby być otwartym na taką formę prezentacji i preferować ją na równi ze słuchawkową.

Drugiej rzeczy nie będzie, ponieważ mam obecnie już spore możliwości dokładniejszego przetestowania takich konstrukcji. A z racji recenzji prywatnej, nikt mnie nie popędza, nie nadzoruje zadań i nie rozlicza co do minuty z tego, co dziś zrobiłem lub nie. Mogę sobie pisać co chcę i tyle ile chcę. Niech trwa to dzień, dwa, tydzień, miesiąc, jedenaście. Pełen komfort jednym słowem, bez stresu i psychicznego zajeżdżania.

Trzeciej rzeczy również nie będzie, gdyż wspomniane doświadczenie pojawia się z czasem w sposób naturalny. Pozostaje zatem ryzyko, że zadowolić fanatyka słuchawek głośnikami będzie bardzo trudno. Ale i ono jest nikłe, bo opieram się o zdrowy rozsądek i racjonalne podejście do tematu. Zresztą, jak bardzo mądrze powiedział mój znajomy, nie sztuką jest wydać mnóstwa pieniędzy na sprzęt audio, tylko kupić mądrze: dostać jak najwięcej jakości i dopasowania pod siebie, wydając jak najmniej.

Tak więc mając pewność, że moje podejście jest zdroworozsądkowe, możemy przejść do sedna recenzji.

 

Jakość wykonania i konstrukcja M-Audio Forty Sixty

Głośniki są zapakowane wzorowo. Kupujemy je osobno, a każdy znajduje się w osobnym pudełku. W środku skromnie z wyposażeniem: dostajemy instrukcję, kabel zasilający oraz podkładkę samoprzylepną (kolumny nie mają nóżek). W moim przypadku akurat brak nóżek nie był problemem.

Recenzja monitorów bliskiego pola M-Audio Forty Sixty

M-Audio Forty Sixty kosztowały nas dokładnie 598 zł za sztukę. Mówię w liczbie mnogiej, ponieważ jak pisałem, jest to zakup częściowo zamortyzowany przez czytelników. Tak samo było w przypadku Sabaja A20h, choć tam udało się pokryć całość zakupu. Tu już kwota była większa, tak więc nawet mimo częściowości, zawsze jest to wymierna pomoc, za którą bardzo serdecznie dziękuję. Od samego początku środki te planowałem przeznaczać właśnie na takie zakupy, które realnie rozwijają AF-a. I to wcale nie będąc kolejnym zakupem słuchawkowym.

Recenzja monitorów bliskiego pola M-Audio Forty Sixty

Swoją drogą, jako konsumenci mamy tu pewne pole manewru. Czasami sklepy oferują takie monitorki jako zestawy stereo, pakiety bundle (z dodatkowym osprzętem: mikrofonami, słuchawkami, standami itd.) albo B-Stock (zwroty konsumenckie). Możemy wtedy tanio doposażyć budowane przez siebie studio, albo zaoszczędzić parę groszy na sprzęcie niemal nowym i z pełną gwarancją. W moim wypadku zakup został dokonany w sklepie SuperSound i wraz ze standami Behringera z serii Heavy Duty, koszt całkowity wyniósł 1504 zł. Gdybyśmy chcieli zamiast nich kupić podstawki IsoAcoustic Aperta, zapłacilibyśmy wówczas 1995 zł. Jeśli więc tylko mamy miejsce i możliwości, bardziej opłacalną opcją jest pójście w standy. Aperty posiadam już z dawnych lat, więc akurat ten zakup mi tu odpadał, ale recenzja będzie pisana z perspektywy obu i tym samym dwóch propozycji umiejscowienia.

 

Przeznaczenie

Zdawać by się mogło, że ten akapit nie ma sensu, bo każde głośniki tego typu są predysponowane do pracy w studiu. Ale nie do końca.

W ramach tej serii mamy dwa modele: M-Audio Forty Sixty i Forty Eighty. Różnicą między nimi są gabaryty, determinowane przez przetwornik niskotonowy (i moc). W testowanym modelu, najmniejszym z linii, dostajemy przetworniki:

  • 1” bawełnianą kopułkę z szerokim falowodem,
  • 6,5” woofer na membranie z plecionki kevlarowej.

Jak łatwo się domyślić, model wyższy jest oparty na wooferze 8”. M-Audio Forty Sixty ma sekcję aktywną o łącznej mocy 100W oraz oparty jest na przetwornikach Burr-Brown (Texas Instruments). Producent zaimplementował w środku precyzyjną zwrotnicę DSP oraz możliwości bezprzewodowego strumieniowania dźwięku przez Bluetooth 5.0.

Recenzja monitorów bliskiego pola M-Audio Forty Sixty

Głośnik zaprojektowany został przede wszystkim dla muzyków, producentów, DJ-ów oraz twórców treści multimedialnych. Czyli idealnie podług moich zastosowań. Bo choć muzykiem czy DJ-em nie jestem, twórcą treści multimedialnych już prędzej mógłbym się stać.

Zbliżenie na przetwornik 6,5" w monitorach bliskiego pola M-Audio Forty Sixty

Piszę o tym jednak nie bez powodu. W przeciwieństwie do słuchawek, producenci tego typu sprzętu często bardzo precyzyjnie określają zastosowania swoich produktów. Po prostu, mówiąc kolokwialnie, nikt nie wali z nami w pręta. Jeśli M-Audio rekomenduje te modele DJ-om, a w specyfikacji podaje zejście do 40 Hz, to znaczy, że mamy szansę na bardzo konkretny dół pasma. A więc rzeczywiście są to głośniki predysponowane do takich zastosowań.

 

Materiały

Obudowy są wykonane z grubego MDFu otulonego czarną okleiną winylową. Jest to typowe wykończenie wszelakich głośników tego typu i nie tylko. Wszystkie krawędzie są zaoblone, przez co nie ma ryzyka, że nawet podczas transportu, okleina zostanie zadarta i uszkodzona wraz z naszymi palcami i dłońmi.

Tył to płytka metalowa i plastikowy port Bass-Reflex. Znajdują się tam wszystkie gniazda wejściowe, o których powiem za moment. Do płytki przytwierdzono układ zasilający i wzmacniający, traktując ją jako odbiornik ciepła. Podczas pracy część nad gniazdem IEC nagrzewa się, osiągając jakieś 36-38°C. Jako fan radiatorów i jak najwydajniejszego chłodzenia, nie obraziłbym się za takowy.

Przód wykonano z plastiku matowego i połyskliwego (tylko dolna część). Jest to nie tylko element maskujący, ale też estetyczny i profilujący przetworniki (falowody i tunele).

Recenzja monitorów bliskiego pola M-Audio Forty Sixty

Całość jest wykonana naprawdę dobrze i wcale nie czuję, abym obcował z głośnikami za tylko 600 zł od sztuki. Nie czuję też tego na tle takiego Enkl Sound ES2, który kosztując 1600 zł za sztukę, ewidentnie był znacznie gorszym zakupem. Choć naturalnie wszystko zależy od punktu siedzenia i dla kogoś te 600 zł to nadal będzie sporo pieniędzy. Zwłaszcza, że zakup musi obejmować dwie sztuki, jeśli chcemy bawić się w stereo. A tak jest w moim przypadku.

 

Tylny i przedni panel

Każdy panel tylny wyposażony jest w pokrętło głośności (centrowanie w pozycji 0 dB) i fizyczny włącznik kołyskowy. Głośniki nie posiadają funkcji Soft-Power OFF, jak sporo modeli konsumenckich, ani sterowania pilotem. Jest to logiczne, ponieważ sprzęt przeznaczony jest do całodniowej pracy w bliskim polu, więc wszystko mamy pod ręką.

Recenzja monitorów bliskiego pola M-Audio Forty Sixty

Z gniazd jest oczywiście te zasilające, ale też XLR i TRS (oba zbalansowane). Nie ma konwencjonalnych gniazd niezbalansowanych (np. RCA), ale taka specyfika, z której akurat bardzo się cieszę. Podłączenie sprzętu do Motu było więc formalnością.

Recenzja monitorów bliskiego pola M-Audio Forty Sixty

Na przodzie mamy dwa przyciski. Lewy odpowiada za wybór EQ (Hype, Flat, Custom), zaś prawy steruje zachowaniem Bluetooth i/lub połączeniem Wireless Stereo-Link.

Recenzja monitorów bliskiego pola M-Audio Forty Sixty

Akcenty utrzymano w stylistyce czarno-żółtej/złotej. Fani tzw. cygańskiego złota będą wniebowzięci.

 

Obsługa i sterowanie

Denerwujące może się wydawać włączanie każdego głośnika osobno i to jeszcze z tyłu. No ale taka jest specyfika tego typu produktów, więc nie ma co narzekać. Tym bardziej, że producent pomyślał mimo wszystko o wygodzie i umieścił włącznik nad gniazdem IEC. W ten sposób nie blokuje go w żaden sposób.

W miarę dobrze sprawdza się również tryb Bluetooth, który zaimplementowano w wersji 5.0, choć tylko z kodekiem SBC i brakiem możliwości użycia SBC-XQ (cisza). Bitrate plasuje się na poziomie 48,79 KB/s, czyli 390 kbps. Choć audiofile będą twierdzić inaczej, jest to wartość spokojnie wystarczająca do pracy z głośnikami.

Możemy za to bez żadnego problemu jeden z głośników ustawić w tryb parowania, a drugi w trybie linkowania. Wówczas będą się łączyć, jak moduły TWS – wystarczy w obu głośnikach dwukrotnie nacisnąć przycisk Bluetooth, aby zaczęły migać diody LINK. Kanały grają na odwrót bo sparowaliśmy nie ten głośnik? Możemy nawet sobie odwrócić kanały w samych głośnikach, bez konieczności zamiany ich miejscami.

Głównym natomiast sposobem podłączenia M-Audio Forty Sixty będzie balans: TRS lub XLR. Korzystamy tylko z jednego połączenia w danej chwili, jako że głośniki nie mają selektora. Sprawdziłem oba wejścia i nie słyszałem żadnej różnicy. Finalnie pozostałem na połączeniu TRS-TRS oraz wejściach Monitor w Motu, jako że mam wówczas wygodne sterowanie głośnością wprost z interfejsu (pokrętła z tyłu głośników ustawione na 0 dB / center).

Należy jedynie pamiętać o dwóch bardzo ważnych rzeczach. Po pierwsze, sterowanie głośnością w trybie BT odbywa się wyłącznie programowo (cyfrowo). Pokrętła z tyłu są ignorowane, a skok głośności jest dość spory. Po drugie, tryb Wireless Stereo Link powinien być stosowany wyłącznie z Bluetooth. Jeśli głośniki będą zlinkowane, a my będziemy chcieli pracować na gniazdach TRS/XLR, wówczas uzyskamy efekt jakby super-stereo. Źródła pozorne będą na środku renderowane nieprawidłowo. Nie wiem czemu tak się dzieje, ale sprowadza to nas do konkluzji, że M-Audio Forty Sixty powinny być używane albo wyłącznie analogowo z interfejsem, albo wyłącznie w trybie Bluetooth+WSL.

 

Ustawność

Oba monitory sprawdzałem jak pisałem w dwóch konfiguracjach:

  • na podstawkach IsoAcoustic Aperta,
  • na standach Behringer SM5002.

Zaletą pierwszych jest fakt, że można nadać im kąt nachylenia w zakresie do 6°. Jest on kluczowy w tej sytuacji, ponieważ rekomendowanym pozycjonowaniem M-Audio Forty Sixty jest umiejscowienie ucha na górnej krawędzi woofera. A dokładnie tak się sprawy mają, gdy Aperty są ustawione na swoim maksimum.

Zaleta drugich to pełna swoboda rozstawu, regulacji i możliwość wygodnego aranżowania stanowiska odsłuchowego. Najlepsze rezultaty uzyskamy na dystansie w okolicach ok. 1,5 m. Trzeba jedynie uważać, aby nie przesadzić z minimalną wysokością. Behringery mają ją na pułapie 93 cm, co u mnie przy M-Audio Sixty Forty okazało się być idealnie na styk.

Na pewno szeroki sweet spot zrobi tu największą robotę. Nie musimy przy głośnikach siedzieć, jak na szpilkach, w jednym tylko punkcie, który powoduje, że dźwięk wydaje się jakkolwiek normalny. Możemy się wiercić, bujać, pochylać, odsuwać, a wszystko prezentowane jest nadal należycie.

 

Aplikacja producenta

Ten również się tu znajduje i to w dwóch formach:

  • wbudowanej (Hype – podbite skraje lub Flat – brak korekcji),
  • dopasowywanej (tryb Custom via aplikacja producenta).

Ta ostatnia rzecz to coś, co również działa mocno na korzyść M-Audio Forty Sixty. De facto można stwierdzić, że dostajemy tu coś na wzór tego, co robi Qudelix, ale bez wtyczki do Chromium, a tylko w formie samej aplikacji. Wg instrukcji, nazywa się ona M-Audio Studio Control App. W Google Play widnieje jednak jako M-Audio Forty Series Control App. Producent twierdzi w instrukcji, że możemy w niej:

  • zmieniać ustawienia EQ,
  • tworzyć własne korekcje,
  • dopasowywać pozycję głośników w naszej przestrzeni akustycznej,
  • wyciszać je,
  • wygaszać wskazania LED (aczkolwiek można to zrobić ręcznie).

To dlatego nie wypunktowałem głośnikom braku przełączników i korekcji na tylnych panelach. Często bowiem otrzymujemy je w formie sterowania mechanicznego. M-Audio poszedł zupełnie inną drogą i postawił na oprogramowanie.

Aplikacja M-Audio Forty Series App

Duży plus, że nie musimy się rejestrować i przekazywać wrażliwe dane producentowi, a głośniki, nawet po wyłączeniu, zapamiętują zapisane w sobie ustawienia i nie wymagają już potem aplikacji. Wszystkie ustawienia mamy na gotowo pod ręką, a więc Hype, Flat i nasze jedno własne.

 

Własne ustawienia PEQ w praktyce

Nasze własne ustawienie może być konfigurowane za pomocą 5 zakresów od -6 do +6 dB, ale mających swój sztywny podział co kilka oktaw. Im wyższy numerek, tym wyższy minimalny zakres, jaki możemy skorygować. Szkoda, bo przy dużych problemach z pomieszczeniem jest to utrudnienie i konieczność planowania korekcji, ale i tak jest to bardzo przydatne w walce z niekorzystnymi modami pomieszczenia. Trochę szkoda też, że nie można zapisywać różnych własnych ustawień i nimi żonglować. Zniechęca to do dokładnych eksperymentów, ale motywuje do pracy nad rzeczywistą, fizyczną akustyką pomieszczenia.

Aby takie zadanie miało szansę powodzenia, konieczne jest niestety posiadanie dodatkowej aparatury pomiarowej w postaci skalibrowanego mikrofonu pomiarowego. Będziemy mogli zmierzyć nim nasze pomieszczenie i wykryć miejsca, które wymagają korekcji. W sytuacji, gdybyśmy mieli do czynienia z konwencjonalnymi monitorami bliskiego pola, czyli pozbawionymi programowalności, musielibyśmy korzystać z dodatkowego oprogramowania aplikowanego globalnie na system operacyjny. Kłaniałby się więc APO Equalizer (Windows) albo np. Easy Effects (Linux). Można byłoby jeszcze próbować szczęścia z czymś pokroju Qudelix T71, ale nie czarujmy się, rozwiązanie M-Audio, proste bo proste, jest po prostu wygodniejsze.

Taka ciekawostka, że głośniki możemy regulować osobno, lub też (gdy są zlinkowane) jako jeden zestaw. Nie jest to oczywiste od razu, bo Wireless Stereo Link może być jak się okazuje aktywny nawet wówczas, gdy głośniki nie pracują w trybie Bluetooth. Na zdjęciu aplikacji wyżej pokazałem swoje M-Audio w formie odseparowanej, ale jeśli wszystko jest zlinkowane, widzimy je jako pakiet dwóch sztuk. Wówczas każda zmiana, czy to wprowadzana w aplikacji, czy fizycznie na głośniku, jest aplikowana automatycznie do drugiej sztuki. Super sprawa.

Ale zauważcie też, że nie napisałem jeszcze nic o obiecanej nam funkcji dopasowywania pozycji głośników w danym pomieszczeniu. Z prostego powodu: nie ma takowej.

 

Obiecanki, a rzeczywistość

Jakież było bowiem moje zdziwienie, gdy okazało się, że w rzeczywistości spotkałem w aplikacji tylko możliwości equalizacji oraz stosowania predefiniowanych ustawień. Nie ma żadnego dopasowania do pomieszczenia, pozycjonowania głośników czy nawet Mute lub wyłączania LED, o których pisano. M-Audio obiecało w instrukcji więcej, niż rzeczywiście dowiozło. Czy to znaczy, że producent nas okłamał? Złodzieje? Oszukali nas? Teoretycznie tak, ale w praktyce w sumie nie.

Po pierwsze: w instrukcji pisano o innej aplikacji, niż byłem w stanie zainstalować, więc możliwe, że nastąpiła tu po drodze jakaś zmiana. Technicznie jest to potencjalny wytrych, aby odrzucić nasze pretensje już na samym początku.

Po drugie: opcje, których w aplikacji nie ma, są zaimplementowane w samych głośnikach. Mute wywołamy poprzez naciśnięcie i przytrzymanie przycisku Speaker Mode. LEDy wyłączymy jeśli przytrzymamy jednocześnie Speaker Mode i Bluetooth. Czyli funkcje te są, tylko nie w aplikacji. Aczkolwiek i tak szybciej było mi skręcić potencjometr na Motu, nacisnąć pauzę na klawiaturze, a LEDy są konieczne do nadzorowania stanu pracy, więc i tak bym ich nie wyłączał.

Zaś po trzecie, dopasowanie pozycji to tak naprawdę właśnie EQ. Być może miało to funkcjonować w formie prostego kreatora, który ustawiał nam specyficzny tryb EQ w zależności od wskazanej pozycji. Być może nie działało to dobrze lub duplikowało się z samym equalizerem. Tego nie wiemy.
>W pewnym momencie nie miało to jednak dla mnie już znaczenia i nie zaprzątałem tym sobie głowy, bo tak dobrze sprawdzały się ustawienia EQ (w tym predefiniowane). W praktyce więc nie czuję się oszukany, bo technicznie niczego jako konsument nie straciłem.

 

Jakość dźwięku M-Audio Forty Sixty

Na wstępie warto zaznaczyć, że testy głośników były przeprowadzane w pierwszej kolejności bez aplikacji oraz wprowadzania jakichkolwiek samodzielnych korekt do dźwięku. Wszystko było ustawione na domyślnej konfiguracji Flat przez 95% czasu. W reszcie testowałem głównie ustawienia predefiniowane Custom oraz wbudowany tryb Hype.

Głośniki testowałem we wszystkich możliwych połączeniach. Poświęciłem nawet specjalnie czas na zrobienie kompletu 2-metrowych kabli TRS-TRS z podwójnym ekranowaniem i na wtykach drewnianych Fanatum. Połączenie XLR-TRS bazowało na wiązkach 1-metrowych, które również dostosowałem sobie samodzielnie.

Jak już opisywałem, ustawienie i pozycjonowanie głośników odbywało się z uwzględnieniem wytycznych M-Audio, a więc:

  • ucho na wysokości górnej krawędzi woofera
  • utrzymanie maksymalnie jak tylko się da zasady złotego trójkąta
  • pozycjonowanie kolumn wprost na ucho lub delikatnie do zewnątrz
  • szersza (160 cm) i węższa baza (130 cm)
  • mniejszy (0,8 m) lub większy dystans (1,5-1,8 m)
  • podstawki kątowe (6°) lub standy (93 cm)

Zatem…

 

Bas

Na początku bas był strasznie punktowy i odpychający. Ale wystarczyło kilka mocniejszych utworów, aby zawieszenie odpowiednio się rozruszało. Coś, czego niektórzy audiofile wymagają od słuchawek za 14000 zł w ilości 150-200 godzin, tu zaszło w kilka-kilkanaście minut. Nagle pojawiło się wypełnienie, zejście, potęga, a techniczność stała się jedynie kompanem.

Wygrzewanie w słuchawkach zostało zresztą celowo zapożyczone właśnie ze świata głośników. Wiele osób widzi w tym cudowne panaceum na niezadowolenie, podczas gdy tak naprawdę jest to mieszanka ugniatania się padów na osi czasu z adaptacją akustyczną. W przypadku głośników takie czynniki nie zachodzą. Gumowe zawieszenie musi się rozruszać i tyle. Chwila, parę utworów, bum, gotowe. Bez szamańskich obrzędów i wyssanych z palca teorii. Wyjątkiem są może słuchawki Hifimana, których membrany są fundamentalnie wadliwe konstrukcyjnie i rozciągają się na osi czasu, krusząc przy tym ścieżki cewki. Tak oto producentowi udało się sprawić, by przetwornik, który się w teorii nie wygrzewa, pracował mechanicznie. To jest coś niesamowitego.

W każdym razie, przy Kanto ORA pisałem, że świetnie mogłyby się zaprezentować z subem. M-Audio Forty Sixty mam wrażenie, że wyśmiały mi się w twarz w świetle tej koncepcji. Dość powiedzieć, że bas schodzi naprawdę nisko, a to przecież teoretycznie najniższy model. Przetworniki 6,5” są jak się okazuje wystarczające, aby w mojej audiofanatykowej pracowni zaoferować bas podbity, ale względnie wyrównany i schodzący do rzeczywiście realnych 40 Hz. A nawet więcej, bo ok. 35 Hz -0 dB, trzymając się docelowego SPL.

Jedynym zastrzeżeniem z mojej strony będzie słyszalny „dwu-skok” na basie, a na co zwracano już uwagę w komentarzach w sklepach. U mnie wypadł do 300 Hz z dołkiem w 111 Hz. Wydaje się jednak to bardzo celowe, ponieważ M-Audio są dedykowane przede wszystkim jak wspominałem dla DJ-ów. Tak więc jest to mimo wszystko zgodne z założeniami i stąd nie poczytuję tego jako wady.

 

Tony średnie

Osobiście nastawiałem się na pierwsze skrzypce, ale okazało się inaczej. Średnie tony są stosunkowo neutralne, a na początku były wręcz wycofane i nieco pudełkowe. Ewidentnie rozruszanie się przetworników pomogło, a więc znów ukłon w stronę magików od 200 godzin wygrzewania. Kolportowane jest to bardzo celowo, bo wystarczy prosta matematyka: 200 godzin / 8 godzin dziennej pracy non-stop = 25 dni. Czyli jesteśmy 11 dni po terminie 14-dniowego zwrotu. Nawet gdybyśmy kosztem zdrowia słuchali sprzętu przez 12 godzin dziennie, daje to i tak 16+ dni. Sprytnie to sobie obliczono.

Efekt w M-Audio Forty Sixty był natomiast widoczny już po paru utworach. A co do skutku, jest on taki, że dostajemy zakres średni w formie optymalnej, czytelnej, klarownej. Żadnych więc zastrzeżeń z mojej strony, co do jakości dźwięku czy słyszalności średnich tonów, nie było.

 

Tony wysokie

Był to jeden z powodów, dla których zdecydowałem się dokładnie na ten model. M-Audio miały w sobie ogromny procent szansy, że sopran nie będzie wypchnięty, celowo podkreślony lub siarczysty w konsekwencji. Teoretycznie wstęga lubi mieć takie tendencje do podkreślania detalu, więc zapewne byłby to kierunek w stylu FiiO FT1. Mnie zaś interesowało coś innego.

I tak rzeczywiście okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Dzięki swojej bawełnianej kopułce, ale też dzięki Apertom, głośniki są zdumiewająco gładkie, a jednocześnie równe i należycie detaliczne. Jest to fantastyczny balans między przyjemnością a rzetelnością oczekiwaną w studiu. Z tego względu M-Audio ani nie sybilują, ani nie zamulają. Trafiają za to idealnie w punkt i to bez żadnych pomocników (ustawienie FLAT).

M-Audio Forty Sixty wykazują się zauważalnym zakresem personalizacji już od samego rozmieszczenia. Na stole na Apertach, głośniki były jak pisałem nieco bardziej ciepłe na sopranie, bardziej zmiękczone, ale wciąż czytelne.

Standy Behringera dały nieco inne efekty. Tu również spełniony był punkt pozycjonowania opisany w instrukcji. Ale dźwięk był już inny. Głośniki z racji większego przysunięcia do ściany tylnej i większego dystansu, robiły się równiejsze i jeszcze klarowniejsze. Znikał trochę wspomniany efekt zmiękczenia, otwierała się na czytelności i ostrości góra. Na tyle, że w takiej konfiguracji uzyskałem Creative Aurvana SE w formie głośników. Tak świetnie mi to zagrało i jak się okazało – w bezpośrednim porównaniu rzeczywiście dźwięk mocno pokrywał się między nimi.

 

Wrażenia sceniczne

Głośniki grają całkiem szeroko, po raz kolejny sprawiając wrażenie, że głębia sceny jest przesunięta do tyłu. Tu również wiele do gadania ma pomieszczenie, a dokładniej miejsce odsłuchowe. Ogólnie jest bardzo dobrze, ale z dodatkowym fokusem na środku. Bardzo mi się to podoba, ponownie wydając się optymalnym uchwyceniem tematu między pracą, a odsłuchem.

Manipulowanie bazą i odległością ma wpływ na dźwięk przestrzenny i zastępuje tu w zasadzie nie tyle equalizer, co procesor efektowy. Wystarczy dać np. nieco bardziej rozwarty kąt do zewnątrz i szerszą bazę, aby zauważalnie zwiększyć szerokość sceniczną. Analogii doszukiwałbym się tutaj ponownie w CASE, ale też trochę w DT1990 PRO MKI AMOD.

Tak więc jak widać, niby głośniki i słuchawki to dwa osobne światy, a jednak jako fan słuchawek i tak jestem w stanie znaleźć między nimi punkty wspólne, a nawet wprost odpowiedniki.

 

Szumy, trzaski, artefakty

W sumie chyba w każdych głośnikach które testowałem, spotykałem się z mniejszym bądź większym szumem. M-Audio Forty Sixty również nie są od niego wolne, choć ich sytuacja jest trochę specyficzna.

Mianowicie, przetwornik wysokotonowy owszem, charakteryzuje się szumem, ale jest on bardzo delikatny. Zauważalnie mniejszy niż to, co oferują nawet utytułowane głośniki, jak Adam Audio (np. model T5V). W zamian, w bardzo cichych warunkach (czyt. kompletnej ciszy), M-Audio wydobywają z siebie subtelne buczenie, coś jak transformator. Wydobywa się ono tylko z przetworników niskotonowych. Jest ono dla mnie słyszalne w odległości 0,5 m od głośników, ale nie podczas odsłuchu prawidłowego w rekomendowanej odległości 1-1,5 m. Nie przeszkadza wówczas podczas pracy i co najważniejsze: nawet w ciszy nie jest denerwujące, a pomijalne.

Tak więc M-Audio Forty Sixty sprzedają nam mniejszy szum za cenę delikatnego buczenia. Trzyma się to na szczęście cały czas granic normy dla tego przedziału cenowego. Nie jestem pewien, bo piszę to z pamięci, ale nawet w zwykłych głośnikach, takich jak niedawno testowane Laudberg M1, słychać było mocniejszy szum. KEF Q80 + Yamaha A-S201 = znacznie mocniejszy szum.

Dlatego też traktuję to jako jedną z konsekwencji uczynienia M-Audio zestawem tak bardzo atrakcyjnym cenowo. Z drugiej strony, głośniki nie są do słuchania ciszy. Nie spotkałem się też z ani jednym przypadkiem, gdy buczenie lub szum „czterdzieści-sześćdziesiątek” mi jakkolwiek przeszkadzał. Już prędzej w Laudbergach albo wspomnianych KEFach bardziej zwracało to moją uwagę.

Na koniec kwestia artefaktów – żadnych nie stwierdziłem. Bluetooth jest elegancki i nienaganny.

 

Czystość

W pomiarach wstępnych i całkowicie eksperymentalnych wypadły o dziwo bardzo dobrze. W pomieszczeniu nie do końca zaadaptowanym akustycznie (ale i tak 10x lepiej, niż miało to miejsce dawniej w Elblągu), czyli warunkach stricte roboczych, wyciągnąłem -45 dB THD+N. Jest to naprawdę super głośnik w tej cenie pod tym względem. Na niemal całym paśmie trzymamy się poniżej poziomu lampy (1%), oscylując w granicach 0,5% THD, co jest wynikiem kapitalnym i porównywalnym np. do gloryfikowanych słuchawek marki Hifiman za 12 000 zł. Z tą tylko różnicą, że mamy tu głośnik z mnóstwem odbić od pomieszczenia. Co więcej, przy tym samym poziomie SPL płacimy tu o jedno zero mniej, a sprzęt nie zdechnie sam z siebie po 10 miesiącach. Same plusy.

Jedynym miejscem, w którym coś się dzieje, są wczesne odbicia od pomieszczenia na basie, gdzie odnotowałem 2% i 3,5%. To będzie prawdopodobnie rzecz, nad którą sobie z czasem będę chciał popracować.

 

Całokształt

M-Audio Forty Sixty zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie. Wystarczyło je tak naprawdę rozstawić i dać się im rozruszać. Głośniki fenomenalnie radzą sobie zarówno w ogólnych ramach akustycznych, preferowanym przeze mnie strojeniu uwarunkowanym anatomicznie, jak i preferowanych gatunkach muzycznych. Są wręcz jakby stworzone pode mnie, mój gust i zastosowania.

Ich dźwięk jest nie tylko niemal wprost z pudełka taki, jakiego bym oczekiwał, ale też konfigurowalny. Same głośniki zaś wysoce praktyczne i ustawne. Można powiedzieć, że prawie ideał. Prawie, jeśli nie będziemy korzystali z dobrodziejstwa, jakim jest dołączona aplikacja oraz nie popracujemy nad rozstawem. Wspomniany chociażby boost na basie, to rzecz, którą bez problemu załatwimy sobie właśnie w taki sposób. Głośniki same się zaprogramują, zapamiętają ustawienia i będą je miały zakodowane na przednim panelu. Pełen profesjonalizm, jeśli ustawnością nie da się tematu załatwić wcześniej.

Oczywiście tu czy tam dałoby się lepiej, mocniej, dokładniej. No i drożej. Znacznie drożej. Ale jak pisałem nie o to tu chodzi. Nie o najdroższe i najlepsze, tylko o optymalne i sensowne.

 

Zakup rozwojowy

Do zakupu tego konkretnego modelu pchnęła mnie życzliwa rada wspomnianego znajomego, który w temacie głośników jest wielokrotnie bardziej światły ode mnie. Wystarczył jeden rzut okiem, aby stwierdzić, że ta konkretna konstrukcja ma szansę sprawdzenia się u mnie w praktyce. Bo choć nie było możliwości odsłuchu przed zakupem, przy całych możliwościach powodowanych zakupami na odległość, są w każdych głośnikach pewne znaki. Wskazują one na cechy i ograniczenia każdego głośnika, wielokrotnie bardziej i realniej niż w słuchawkach.

Ma to znaczenie zwłaszcza w kontekście mojej nieco wzmożonej czułości na sopran. Widać to w słuchawkach, jako że w obszarze moich preferencji oscylują modele delikatnie cieplejsze i bardziej średnicowe.

Ten sam problem oczywiście objawia się w temacie głośników, tak więc tutaj strzał trzeba było wykonać precyzyjnie w punkt. Dlatego wspominam o tym, aby nie było wrażenia, że to zakup w ciemno, a recenzja pisana jest pod wpływem zachłyśnięcia się. Celem nadrzędnym było przede wszystkim to, aby mieć na czym pracować i do czego się odnosić w przyszłych recenzjach. Właśnie dlatego, aby takiego ryzyka jak wyżej uniknąć.

Ponieważ część zakupu została pokryta ze wsparcia czytelników, chociażby z szacunku do każdej, nawet najmniejszej wpłaty, staram się, aby była to zawsze inwestycja bezpośrednio w rozwój bloga. Przykładem jest recenzowany niedawno Sabaj A20h, który w całości pochodził właśnie z takich środków. Choć sam Motu daje sobie spokojnie radę, z najtrudniejszymi słuchawkami miałby sporo problemów (od 75-80% skacze już mocno THD+N). Sprzęt Sabaja również nie kosztował fortuny, a miał parametry jak z kosmosu.

 

Opłacalność

Skoro już o pieniądzach mowa, to powiem tak: po patrząc na cenę w stosunku do dźwięku i możliwości, M-Audio są nietykalne. Jeśli patrzymy wyłącznie na to, ile wydajemy i co w zamian otrzymujemy, to argument gabarytów przestaje mieć znaczenie. Aktywne monitory mają również taką przewagę, że w każdym jest od razu wbudowany wzmacniacz. Ma to swoje wady (wspomniane buczenie), ale co do zasady odpada nam trzymanie dodatkowego „klocka” oraz jest to już wliczone w koszt jednostki.

Realnymi alternatywami dla M-Audio Forty Sixty będą więc inne konstrukcje tego typu, np. Pionner DJ DM-40D, Adam Audio T5V lub T7V, czy dopłata do modelu Forty Eighty. Wszystko to dostaniemy do kwoty 2000 zł i okolic, a każdy będzie miał swoje określone właściwości i możliwości.

Przykładowo, Pioneery sprawdzą się bardzo dobrze w małym pomieszczeniu, ale u mnie mogłoby być mimo wszystko nieco za mało basu. Adam Audio nieco lepiej pasują do średniego, dając nieco mniej basu w zamian za więcej detalu (wstęga), którego nie potrzebuję. Z kolei większe M-Audio zaoferują lepszy subbas i tonalność jakiej oczekuję, ale wykażą się w większym pomieszczeniu. W moim byłoby już ryzyko, że pojawi się niekontrolowane dudnienie, a więc zamiast odejmować problemów, tylko bym je potencjalnie mnożył.

Jak więc widać, opłacalnych głośników tego typu jest znacznie więcej, ale wybór sprowadza się finalnie do tego, czego oczekujemy i co chcemy osiągnąć. Choć nie można mieć wszystkiego, starajmy się zawsze dostać jak najwięcej za jak najmniej.

 

A co z głośnikami konsumenckimi?

Konkurencją cenową po stronie przeciwnej – czyli rozwiązań typowo konsumenckich – są np. bardzo dobre Edifier S2000 MKIII. Niestety dla Edifierów, M-Audio będą wierniejsze. Owszem, nie ma pilota, drewienka, ale równość tonalna, zejście basu, PEQ z aplikacji… jednym słowem czysty profesjonalizm. Chyba, żeby patrzeć na to przez pryzmat bliskiego vs dalekiego pola. Wówczas okazałoby się, że porównanie do Edifierów jest bez sensu, o ile oba zestawy nie pracują w podobnym środowisku, np. przy komputerze. Wtedy każde z wymienionych wcześniej głośników będą od S2000 MKIII po prostu lepsze.

Inną konkurencją mogłyby być Kanto YU4 (1500-2100 zł). Są większe od ORA, całkiem fajne, z pilotem, możliwością regulacji tonów niskich i wysokich. Wszystko super, ale na to, co oferują, są po prostu za drogie. ORA można było jeszcze usprawiedliwić naprawdę malutkimi wymiarami. Ale wszystko, co wymieniłem w poprzednim akapicie, zeżre YU4 żywcem. Nawet w temacie wygody użytkowania. Tak małe głośniki sprawdzą się bowiem głównie w bliskim polu, więc pilot jest zbędnym dodatkiem, ale którego i tak musimy używać, bo inaczej do większości funkcji… nie będzie dostępu. Plus za Bluetooth, ale rozłącza się po 15 minutach (auto-off), więc jest ogólnie niepraktyczny. Za to w najniższej cenie za YU4 mamy pakiet ze standami i znacznie lepszym dźwiękiem.

Mają też możliwość powalczenia z czymś droższym, miejscami wielokrotnie. Pamiętacie kolumny ProAc DT8 za 12 500 zł, które testowałem 6 lat temu? Gdybym miał dostać za darmo DT8 albo Forty Sixty, brałbym M-Audio bez wahania. Mimo różnicy jednego zera, więc teoretycznie większej wartości. I bez znaczenia, że są to dwa różne typy głośników.

To tylko kilka przykładów, ale logicznie klaruje się z nich konkretna konkluzja. Jeśli tylko mamy miejsce na monitory bliskiego pola i taka forma odsłuchu nas interesuje, uzyskamy zawsze znacznie lepszą jakość dźwięku. I to za, w najgorszym wypadku, podobne pieniądze, a często nawet mniej.

 

Odniesienia do słuchawek

Na sam koniec głośniki przetestowałem sobie dla zabawy w kontekście wszystkich słuchawek, jakie posiadam, a które czułem, że mogą być ich odpowiednikiem. Odpadły oczywiste modele, takie jak HD 800 S, ale wyjąłem chociażby AKG K1000, choć z góry było wiadomo, że w temacie basu nie mają tu czego szukać.

Jakież było moje kolejne zdziwienie, gdy okazało się, że tonalnie dostałem znak równości (umowny oczywiście) z jedną, konkretną parą słuchawek. I nie, nie były to K1000, ani nic z najwyższej półki. Nawet nie ze średniej. Tą jedną parą były poczciwe Creative Aurvana SE. Tak, nasz słynny Dawidek powrócił! Tym razem jednak wszystko odbyło się po Bożemu, toteż zamiast walczyć, z M-Audio ręce sobie podali. A ja pośród obu, oczy przecierałem, po głowie się drapałem, zdumiony kompletnie stałem. Niepozorny Dawidek, na starych przetwornikach Fostera, okazał się najbliższy profesjonalnym monitorom bliskiego pola. Nigdy bym na taki obrót spraw pieniędzy nie postawił. Ale to też pokazuje, że często niepotrzebnie wyważamy już dawno otwarte drzwi. Okazuje się, że otworzył je swego czasu Foster.

W sumie wiem już też, czemu M-Audio Forty Sixty mi się tak podobają. Bo równie mocno podołały mi się Creative Aurvana SE. Niemodowane, niegrzebane, tak jak je opisywałem swego czasu w recenzji, tak są ze mną nadal. Też fajny i mocniejszy bas, też ta górka taka detaliczna, ale wciąż miękka (celuloza robi swoje). Do tego bardzo fajne właściwości sceniczne. Jedynie środek nieco bardziej oddalony, a co jest wzmagane prezentacją słuchawkową samą w sobie. Czyli słuchawki dobre i potężnie opłacalne, jeśli znajdziemy je w dobrych cenach, a także zupełnym przypadkiem sprawdzające się kapitalnie w przyjemnej pracy z dźwiękiem. Dlatego jeśli ktoś z Was szuka „głośnikowych CASE”, to spokojnie może wpisać M-Audio na listę zakupową. A nawet trzymać oba urządzenia jako duet, który wcale nie będzie się wykluczał.

 

A co z pozostałymi modelami?

Czemu analogii nie odnalazłem w K1000, choć mają pseudo-głośnikową konstrukcję? Albo w np. Philips X2HR, które do CASE są bardzo podobne tonalnie? Co z Austrian Audio Hi-X60, modyfikowanymi LCD-XC lub HD 580 / 58X?

Już odpowiadam:

  • AKG K1000 nie mają takiego zejścia i basu. Ich bas kończy się gdzieś w okolicach 50-60 Hz, co jest zbyt małą wartością, aby móc rywalizować z potworami schodzącymi aż do 35 Hz. Do tego są znacznie bardziej średnicowe. To słuchawki nastawione na wokal, nie na produkcję muzyczną.
  • Philips X2HR grają rzeczywiście bardzo podobnie, ale nie tak, jak czynią to CASE. Nie mają takiego basu, a ich góra jest delikatnie bardziej zaostrzona. Nie mają w sobie tej subtelnej aksamitności, jaką daje Foster w CASE-ach.
  • Austrian Audio Hi-X60 ich bas jest słyszalnie bardziej techniczny, oszczędniejszy w ilości. Słyszalna jest też różnica w sopranie, który jest także bardziej techniczny i nastawiony na dekompozycję strukturalną utworów, a nie odsłuch dla przyjemności jako taki.
  • Audeze LCD-XC są po prostu bardziej neutralne. Robią trochę inne rzeczy, choć rzeczywiście jest tu sporo analogii. Nadal jednak są u mnie na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o słuchawki do krytycznego odsłuchu. Jeśli miałbym je pozycjonować w którymś miejscu, byłyby pomiędzy HI-X60 a CASE.
  • Sennheiser HD 580 i HD 58X również nie są w stanie nawiązać rywalizacji, mimo garści modyfikacji i doinwestowania tych pierwszych. Nie mają tak nisko schodzącego basu w obu przypadkach, są znacznie bardziej zaokrąglone i łagodniejsze pod tym względem. Spora różnica będzie też w sopranie. HD 580 są bardziej nosowe w barwie, podczas gdy 58X są cieplejsze, mocno na wzór HD 650. Tak więc jedne czynią przestrzał w jedną stronę, drugie w drugą.

Jak więc widać, Creative Aurvana SE, potem ewentualnie Philips X2HR, na upartego LCD-XC, a potem już coraz większa przepaść różnic. I tak, również jestem zdumiony, cały czas.

 

Podsumowanie

Z M-Audio Forty Sixty jestem podwójnie zadowolony. Raz, że udało się trafić w dziesiątkę zakupowo i to w ciemno. Dwa, że umożliwia to dalsze recenzowanie głośników bez żadnego problemu i obaw o obiektywność. Po prostu mogę z nimi, jako pasjonat, śmiało kontynuować odkrywanie świata małych i średnich monitorków oraz pogłębiania na ich temat swojej wiedzy. Być może jest to skromny początek całkowicie nowej ery mojego bloga, choć w tej chwili już można powiedzieć – portalu. Poziom profesjonalizmu dawno już bowiem przekroczył to, czym Audiofanatyk, a wcześniej Techfanatyk, był na początku. Miałem już na warsztacie monitory studyjne (Mackie chociażby), ale M-Audio Forty Sixty to jest coś z zupełnie innej beczki. Rozumiem już czemu monitory M-Audio cieszą się na ogół dużą sympatią ze strony użytkowników. Jeśli BX-y zachowywały się tak dobrze, jak testowany tu zestaw, to rzeczywiście nic dziwnego.

Głośniki okazały się niezwykle kompetentne, solidne, rzetelne, grające jak głośnikowe wydanie Creative Aurvana SE. Czymś kompletnie odświeżającym było też móc znaleźć bardzo duże pokrycie opisu produktu z rzeczywistością. Na tle niekończącego się bełkotu, kłamstw i bzdur bijącego z kart produktowych sprzętu dla audiofilów, takie coś przywraca nadzieję i wiarę w audio jako hobby. Serio, aż chce się na nich pracować, tworzyć, słuchać. Tak, jak potrafię odpłynąć w dobrych słuchawkach, tak też zdarzyło mi się to właśnie w tych głośnikach.

I choć nadal słuchawki są moją miłością, pasją i pewnie tak już zostanie do końca, przyznać muszę, że ten sposób obcowania z muzyką jest równie urzekający. Bo tu i tu tak naprawdę mamy cały czas te same decybele, kiloherce i utwory. To jest cały czas to samo, tylko w nieco innej formie.

Tak więc…

 

Jakość wykonania

Niemalże perfekcyjna. W oczy rzucają się drobne kwestie spasowania elementów, jak również bardzo delikatny szum + buczenie. Te ostatnie objawia się wyłącznie w chwili, gdy jest bezwzględnie cicho.
Myślałem, czy uczciwie nie będzie tu jeden punkt zabrać, ale jest sporo argumentów przeciw, o których pisałem wcześniej. Dlatego zdecyduję się zaryzykować i jednak pozostawić maksymalną ocenę 10/10.

 

Jakość dźwięku

Na moje uszy jest praktycznie idealnie. Jest tam „bump” na basie, na który też zwracano uwagę w komentarzach na Thomannie, ale jest to kwestią bardziej pomieszczenia i częściowo predyspozycji tych głośników. Wszystko inne w tej cenie jest ponadprzeciętne, zwłaszcza zejście i możliwości rozstawu dzięki szerokiemu sweet-spotowi, dlatego po raz drugi 10/10.

 

Ergonomia i praktyczność

Przydatne możliwości płyną tu z funkcji Bluetooth. Ogromne zaś z aplikacji producenta. Mocno rozszerza to przydatność M-Audio Forty Sixty w codziennym użytkowaniu, szczególnie z perspektywy „linuksowca”. Brakuje troszkę konwencjonalnego wejścia niezbalansowanego, ale w tej klasie sprzętu jest to pomijalne. Typowe umieszczenie włącznika z tyłu też nie jest aż tak uciążliwe, ponieważ znajduje się on nad gniazdem IEC i nie jest w żaden sposób blokowany. Zastosowania? Odtworzyły każdy materiał jakim w nie rzuciłem, zarówno od strony krytycznych odsłuchów, jak i tych dla przyjemności. Prym wiodły gatunki elektroniczne operujące na przestrzeni i niskim paśmie. Coś naprawdę wspaniałego, co powodowało, że świetnie mi się z M-Audio korzystało, dlatego ponownie przyznałbym 10/10.

 

Sumarycznie

Choć wahałem się mocno, czy nie odjąć tego jednego punktu, uznałem finalnie swoje zadowolenie jako czynnik decydujący. Wspomniane buczenie jest bardzo cichutkie, w ciągu dnia w ogóle nie denerwuje. Poza tym takie głośniki kupuje się nie po to, aby podziwiać ciszę, tylko do pracy. Ta jest naprawdę fantastyczna i spełniająca praktycznie wszystkie moje oczekiwania, jakie stawiałem głośnikom tego typu. Stąd po raz pierwszy maksymalna ocena 10.0/10, dosłownie rzutem na taśmę i z wyjaśnieniem w treści recenzji.

W cenie 1200 zł za komplet, te głośniki praktycznie kasują konkurencję do przynajmniej 2000 zł w kategorii własnej. Tak więc mamy potwierdzone, że M-Audio Forty Sixty są świetnymi głośnikami wartymi zakupu. Dodatkowo blog zyskał od razu punkt odniesienia dla przyszłych testów. Tym samym z przyjemnością chciałbym zarekomendować testowane tu monitorki bliskiego pola każdemu, kto szuka bardzo sensownego systemu odsłuchowego za bardzo sensowne pieniądze.

 

10.0/10

 

Sprzęt można zakupić od ok. 1200 zł na polskim Amazonie oraz w naszych rodzimych sklepach ze sprzętem studyjnym (sprawdź aktualną cenę i dostępność w sklepach).

 

Dane techniczne

Dane zacytowane z karty produktu jednego ze sklepów:

  • Moc: 100 W z dwoma wzmacniaczami
  • Woofer: 6,5-calowy głośnik niskotonowy o rozszerzonym paśmie basów
  • Tweeter: 1-calowy przetwornik wysokotonowy z falowodami
  • Konwertery A/D: Profesjonalne konwertery Burr-Brown
  • Zwrotnica i EQ: Precyzyjna wewnętrzna zwrotnica DSP z regulacją EQ
  • Tryby odsłuchu: FLAT i HYPE dostępne na przednim panelu
  • Bezprzewodowe streaming: Bluetooth® 5.0 TWS
  • Kontrola dźwięku: Aplikacja M-Audio Studio Control z korekcją i presetami
  • Wejścia: Analogowe XLR i TRS na tylnym panelu
  • Design: Tylny port bass reflex dla mocnych basów

Wymiary i Waga

  • Waga: 7,2 kg
  • Wymiary: 21,6 x 21,8 x 33,5 cm

Wymiary z opakowaniem

  • Waga: 9,07 kg
  • Wymiary: 34,29 x 32,77 x 47,63 cm

Zawartość Zestawu

  • Studiomonitor Forty Sixty
  • AC Kabel Zasilający (1,5 m)
  • Piankowe Podkładki Izolujące
  • Skrócona Instrukcja Obsługi

 

Platforma testowa

Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.

  • DAC/ADC: Motu M4, Tempotec Sonata BHD Pro
  • Wzmacniacz słuchawkowy: Sabaj A20h
  • Nadajniki Bluetooth: Asus BT400, Asus PCE-AX58BT, Intel AX210, RealMe 9Pro+
  • Słuchawki testowe: wykorzystane zostały niemal wszystkie słuchawki testowe jakie posiadałem w danej chwili, poza oczywistymi modelami o specyficznym strojeniu, jak np. Sennheiser HD 800 S
  • Głośniki testowe: Laudberg M1, Kanto ORA, Kanto YU4
  • Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli ACX (jeśli miało ono zastosowanie), ADX, AC4 oraz innych, specjalnie dobranych na potrzeby prawidłowego podłączenia urządzenia
  • Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
  • Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.
Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

8 komentarzy

  1. Witam! Szukam głośników do użytku mieszkaniowego, głównie laptop, telefon, telewizor. Recenzja brzmi niesamowicie zachęcająco. Nie jestem ekspertem, zastanawia mnie więc jak sprawdzą się do ogólnego odsłuchu muzyki i multimediów w pokoju? Nie zawsze bowiem będę słuchał z pozycji biurka będąc naprzeciw głośników. Czytałem także recenzję Edifier S2000MKIII, które lepiej się sprawdzą w tym przeznaczeniu. Pozdrawiam i z góry dzięki za sugestie

    • Trzeba kupić, sprawdzić, ocenić samodzielnie. Ale prawdopodobnie wygodniejsze będą S2000 MKIII.

  2. Fajnie byłoby porównać z trochę droższym ADAM T7V .Trochę obawiam się o głośnik wysokotonowy, czy nie będzie zbyt krzykliwy. Nie miałem okazji go posłuchać ,choć opinie ma dobre.

    • Bardzo proste porównanie: więcej detalu i sopranu a bas zbliżony do M-Audio. Będzie to bardziej V-ką grało.

  3. Hej 😀

    A jakbyś nie porównał do Laudberg M1, który ostatnio recenzowałeś?
    Szukam czegoś do 1500 złotych, obecnie zamówiłem i testuję Edifier MR4, kupiłem również M60, ale brzmiały moim zdaniem dużo gorzej i zastanawiam się co mógłbym jeszcze porównać do MR4.
    Głośniki będą podłączone do prodigy cube BE i potem do maczka przez 99% czasu.

    Z innej beczki zastanawiam sie też nad słuchawkami, głównie czy warto spróbować beyerdynamic jakieś wersji DT 770 (najpewniej PRO 80) lub czegoś innego, obecnie używam Sony WH-1000XM3 (po kablu jak i BT zależnie od dnia).

    • Dobrze, zgodnie z Twoją prośbą nie będę porównywał.

      Co do słuchawek Oskarze, recenzja jest na temat konkretnych głośników, a DT770 mają swoją własną recenzję. Zaś od kwestii decyzyjnych-zakupowych są zestawienia z serii Polecane. Prowadzę je od wielu lat, właśnie na okoliczność takich pytań. 🙂

  4. Dzień dobry,
    szukam niedużych monitorów (bardzo) bliskiego pola, wielkości podobnej do Fenda R30BT, które posiadam aktualnie, do komputera. Mam je teraz na stojakach przykręcanych do biurka. Odległość od głowy ok 70cm. Czy uważa Pan, że monitory z recenzji będą się nadawać w moim przypadku? Bo wielkościowo są idealne (szerokość, głębokość). Mam niestety mały pokój i kiepskie warunki, bo głośniki stoją przy ścianie, a więc bassreflex na ścianę też. Lubię charakterystykę dźwięku typu V (ale bas nie musi rozsadzać głowy, byleby był zaznaczony) i sądzę, że pasowałaby mi Adam Audio T5V, natomiast są za duże (głębokość). Zastanawiam się nad Adam Audio A4V (bassreflex na przód, dużo możliwości dostrojenia do pomieszczenia, idealny rozmiar), natomiast nie wiem czy do zwykłego słuchania, to nie będzie strzelanie z armaty do muchy (cena)? Kupiłem kiedyś po Pana recenzji wspomnianą Fendę i jestem z niej bardzo zadowolony, ale nadszedł czas na zmiany. A może mógłby Pan z doświadczenia polecić coś innego? Dziękuję i pozdrawiam.

    • Dzień dobry,
      W recenzji wyraźnie podałem optymalne warunki odsłuchowe dla opisywanych monitorów. 70 cm to za mało na tego typu konstrukcje. Lepiej pozostać wówczas przy R30BT.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Logo Audiofanatyk M
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na mój blog i pomoc w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.