Echo Sound Power Guardian – recenzja, wrażenia, pomiary, efekty

Kondycjoner Echo Sound Power Guardian szturmem jakoby wdziera się ostatnio na audiofilskie salony. Moja jego recenzja to poniekąd pokłosie innego artykułu o wpływie kabli, listw, UPSów i gniazdek na dźwięk. Zrodziła się absolutnie bez żadnego planowania, przypadkowo, w toku mojej nieoczekiwanej, acz bardzo kulturalnej interakcji z producentem. Skomentował on rzeczony artykuł na FB i wspomniał, że nie istnieją pomiary takich urządzeń, jak testowany tu filtr/kondycjoner. Co więcej, on sam również nie wykonywał żadnych pomiarów, kalibracji lub badań swojego urządzenia. Jako więc prawdziwy Audiofanatyk, nie mogłem zostawić p. Michała samego z tym problemem. Dlatego zaoferowałem się, że całkowicie za darmo je przetestuję i pomierzę:

Rozmowa z Echo Sound na Facebooku

Do tego stopnia wykazałem się gestem, że nawet odesłanie sprzętu wziąłem na swój koszt. Wszystko po to, aby dla producenta było to jak najbardziej bezkosztowo, a w tym wypadku czuję się znacznie bezpieczniej nie otrzymując od niego żadnych pieniędzy.

W toku rozmów z p. Michałem wyniknęły też częste odniesienia do recenzji u słynnego P. Ryki z portalu hifiphilosophy. Sam również pozwolę sobie się do niej odnosić, jako iż jest to w tej chwili de facto jedyny tak obszerny materiał na temat testowanego urządzenia. Wszystko po to, aby dać nam na tym przykładzie odpowiedź: czy kondycjonery i filtry sieciowe mają wpływ na dźwięk. Albo precyzując: czy Echo Sound Power Guardian ma wpływ na dźwięk przynajmniej w połowie tak spektakularny, jak opisują obaj panowie.

Echo Sound Power Guardian wraz z kabelkami do podłączenia sztucznej masy i gaśnicą.

Urządzenie zostało przesłane do testów i pomiarów bezpośrednio przez firmę Echo Sound bez umowy komercyjnej, bez zobowiązań recenzenckich oraz bez wynagrodzenia. Moja ocena nie dotyczy osoby Wykonawcy, lecz jedynie przedmiotu testu i jego funkcjonalności w warunkach mojego systemu odsłuchowego. Informacje zawarte w tej recenzji oparte są na publicznych wypowiedziach oraz prywatnej korespondencji z Wykonawcą, który udzielił mi ich dobrowolnie. Podczas testów nie ucierpiały żadne pingwinki ani zwierzęta futerkowe.

 

Ekskluzywne wykonanie i prawdziwy Hand Made

Zanim sprzęt przybył na recenzję, otrzymałem od p. Michała drogą mailową kilka informacji. Dzielę się nimi dlatego, że p. Michał nie posiada karty produktu, toteż, jak przyznał, jedynie poprzez recenzje w innych portalach jest w stanie je przekazywać.

Gaśnica jest potrzebna z racji niewiedzy jakie standardy spełnia to urządzenie.

Zasadniczą informacją jest to, że… informacji nie ma zbyt wiele. Sprzęt nie posiada certyfikatu CE oraz szeregu innych informacji oraz wymogów formalnych dla tego typu urządzeń. Powody ku temu były różne i jak mówił p. Michał, były to:

  • wykonywanie ręcznie,
  • działalność poboczna (właściciel prowadzi JDG w ramach innego kodu PKD),
  • wysoki koszt wykonania certyfikacji,
  • mała ważność dodatkowych informacji dla klienta,
  • precedens (inne firmy hand made również tak działają: wskazano Thunder Melody),
  • przekonanie o braku wady w takim podejściu do informacji.

Urządzenie jest więc mocno zanonimizowane i bardzo przez to enigmatyczne. Jednocześnie, jest to część cyt. „wizerunku produktu” i jak rozumiem działanie zamierzone. Powoduje to, że polityka informacyjna i ogólny profil działalności firmy jest mocno awangardowy. Brak jest nawet dedykowanej strony producenta albo rejestracji marki jako znak towarowy.

Producent deklaruje nawet wprost, że nie stać go było na certyfikację CE.

Jednocześnie p. Michał uspokajał mnie, że zostało wykonane wg wszelkich prawideł sztuki elektrycznej/elektronicznej. Deklaracja ta wyrażona została w korespondencji oraz powtórzona ustnie w rozmowie telefonicznej.

Powoduje to, że urządzenie najprawdopodobniej obarczone jest wadą prawną i nie powinno być dopuszczone do obrotu.

Niemniej BHP to BHP i skoro sprzęt nie ma żadnych zabezpieczeń, na wszelki wypadek postanowiłem się asekurować samodzielnie (a co widać na zdjęciach).

Echo Sound Power Guardian

Różne środki bezpieczeństwa przy sprzęcie, o którym nic nie wiem, to u mnie proceduralny standard i w żadnym wypadku złośliwość. Tym razem nie były potrzebne, a „szeroki front gaśnicowy” mógł bezpiecznie spocząć obok, choć w zasięgu ręki cały czas był. Dodatkowo postanowiłem przed jakimkolwiek podłączeniem urządzenia sprawdzić, czy np. mamy prawidłowe przejścia. Przypomniał mi się bowiem przypadek PS Audio i napięcia puszczonego na bolec uziemiający. Tak więc to nie tak, że p. Michałowi nie wierzę, ale „strzeżonego Pan Bóg strzeże”.

 

Wzorowa i obfita komunikacja

Tu też jest ciekawa sprawa. Dopiero rzucając okiem na recenzję na innym portalu zauważyłem, że p. Michał i Echo Sound to ta sama osoba. Od razu przeskoczyłem na Facebooka i okazało się, że pod artykułem o kablach wypowiadały się oba konta. Bardzo doceniam więc starania p. Michała, który najwyraźniej aż się rozdwoił, by ze mną porozmawiać. Nigdy nie spotkałem się z tak wielką troską i szczerze mnie to ujęło.

Mogą się to wydawać drobne i pozbawione znaczenia gesty, ale przypominają mi się tu od razu obrazy Malczewskiego i ukryty w nich symbolizm. Takowegoż doszukuję się też i tutaj, bowiem wystarczy zwrócić uwagę na… nazwę firmy. Echo, a więc pogłosem się niosący dźwięk, toteż obecny w dyskusji podwójnie. Jestem pewien, że absolutnie nikt na to nie zwrócił uwagi. Myślę, że każdy potencjalny klient będzie w siódmym niebie, a przynajmniej mając styczność z tak wielką troską i komunikacją wręcz wzorową. Podczas gdy z innymi firmami musimy czekać godzinami na połączenie z konsultantem, albo męczymy się z botami, tu mamy prawdziwego człowieka. Mało tego że prawdziwego, ale niby jednego, a w rzeczywistości mówiącego za dwóch.

Wspominam o tym również dlatego, że p. Michał – przy całym szacunku – nie prowadzi dużej firmy. W sumie nawet nie wiadomo, czy prowadzi jakąkolwiek. Strony producenta nie ma, sklepu nie ma, dystrybutora również nie ma. O ew. ubezpieczeniu OC również nic nie wiemy. Wiemy natomiast, że wszystko odbywa się przez Facebooka.

Sam we własnej komunikacji staram się – mimo kompletnego zarobienia – być responsywny na tyle, ile pozwala mi zdrowie, czas i dostępność. No i transparentny względem mojej pracy na AF. Ale i tak czynić mi się to udaje tylko w jednej osobie, nie dwóch. Zatem chapeau bas.

 

Czego można się spodziewać?

W jedynej istniejącej na temat ESPG recenzji, jej autor zaznaczał, iż od samego początku był nastawiony do testów dość sceptycznie. Nie śmiałbym w żaden sposób wpływać na metodologię poznawczą autora tamtejszych treści, ani się broń Boże ponad niego wywyższać. Sam jednak nie zdecydowałem się na takowe podejście i – wiedziony doświadczeniem – zastosowałem standardową dla mnie filozofię czystej kartki.

Oznacza ona, że mój stosunek od samego początku musi być neutralny. Obojętnie, czy mam wątpliwości, czy nie, urządzenie musi mieć szansę wykazania się tak samo, jak inne. Niemniej, producent zdradza na Facebooku klientom, czego mogą się spodziewać w wersji tu testowanej (i chyba nawet dokładnie tego egzemplarza, bo ukazało się to tego samego dnia, co odebranie odsyłanej sztuki):

Post Echo Sound na Facebooku

Ogłoszenie jest w swej treści niezmiernie interesujące i za jakiś czas do niego wrócę. Natomiast mam przed sobą nie lada wyzwanie, bowiem do tematu dźwięku jako takiego, dochodzi mi jeszcze wizja (telewizor). Akurat tak się fajnie składa, że jestem grafikiem, więc z obrazem również pracowałem i zdrowe oko wciąż mam. P. Michał zaznaczał jednak na Facebooku, że nie pod takie cele projektował swoje urządzenie. Pojawia się zatem pytanie…

 

O co chodzi z tym telewizorem?

Na tym polega ten jeden krok, poczyniony bliżej obiektywizmu, aby sprawdzić każde urządzenie na tyle wszechstronnie, na ile jest to możliwe. Jeśli oczywiście coś takiego istnieje. W świecie zdominowanym przez wartości niewymierne, metafizyczne i czysto uznaniowe, ile się uda zweryfikować, tyle nasze.

Owa konkurencyjna recenzja i opis p. Michała cytowany wyżej, są ze sobą ściśle połączone. Recenzja była bowiem pierwsza i jej autor pokusił się w niej nawet o testy oparte o wpływ na… obraz telewizora. I wiecie co? Okazało się, że również i tam zaistniała różnica na plus. Choć p. Michał zastrzegł, że jego filtr nie był pod to projektowany, należy szczerze gratulować pomysłowości i skrupulatności recenzenta.

On to, dzięki swojej ogromnej błyskotliwości, znalazł być może całkowicie nowy sposób testowania takich urządzeń. Zawsze to bowiem jeden dodatkowy test, który przybliży nas do prawdy.

Mój wcześniejszy artykuł o wpływie kabli zasilających na dźwięk został odebrany żartobliwie zwłaszcza w akapicie o śrubkach. Tymczasem producent jakby w myślach mych czytając, zastosował w swoim produkcie śrubki miedziane, przepięknie się mieniące. Widać dbałość o nawet tak drobne detale. Jest to najlepszy dowód, że śrubki również mają znaczenie.

 

Zastrzeżone, autorskie wnętrze urządzenia

Jestem głęboko przekonany, że takich smaczków i niuansów doszukałbym się więcej, ale w tej recenzji postanowiłem nie publikować żadnych materiałów dotyczących wnętrza. W tym przypadku tą część konstrukcji spowijać będzie aura tajemniczości.

Echo Sound Power Guardian

Czy więc w środku była najwyższej klasy elektronika, mapa skarbów lub cygańskie złoto – tego się w tym tekście na razie nie dowiemy. Od p. Michała otrzymałem kilka zdjęć części z wczesnego etapu składania urządzenia, ale bez kluczowych komponentów filtrujących i kondycjonujących. Wystosowano również zastrzeżenie, że zdjęć nie mogę opublikować i że jest to jego część intelektualna. Tym bardziej nie śmiałbym być swobodnym dysponentem części p. Michała i to jeszcze tej związanej z jego intelektem.

Plomba gwarancyjna Echo Sound Power Guardian

Co prawda nie podpisywałem żadnej umowy czy NDA, ale ponieważ jestem recenzentem zawsze podchodzącym do osób przysyłających mi sprzęt po dżentelmeńsku, nie mogło być inaczej, jak uszanować jego zakaz.

Plomba gwarancyjna Echo Sound Power Guardian

Mam co prawda pewne domysły na bazie wiedzy ogólnej na temat tego, jak takie urządzenia są skonstruowane. Ale mimo wszystko zostawiam sobie margines niepewności. Bo być może rzeczywiście jest tam bardzo ciekawa, autorska i skomplikowana elektronika. Tłumaczyłoby to oczywiście konieczność plombowania urządzenia oraz braku zgody na publikację zdjęć.

 

Gwarancja, specyfikacja i inne formalności

Z doświadczenia w opisywaniu na przestrzeni lat różnych urządzeń DIY (tj. Hand Made) wiem, że czytelnicy bardzo często pytają mnie potem o różne rzeczy. Dlatego wysłałem do p. Michała szereg pytań, celem uzyskania jeszcze większej ilości interesujących mnie – jako potencjalnego klienta – informacji.

Poniżej prezentuję zarówno rzeczy, o które pytałem wcześniej, jak i te, które udało się uzyskać później oraz z własnego rozeznania. Wszystko po to, abyśmy mieli wszystko w jednym miejscu:

 

 Cecha
Stan
Uwagi / forma przekazania deklaracji
 Gwarancjatak
5 lat, udzielana ustnie, via SMS
 Warunki gwarancji
nieznane
 Serwis pogwarancyjny
tak
via SMS
 Dowód zakupubrak
via SMS
 Możliwość zwrotu konsumenckiegonieznana
 Ubezpieczenie OC oraz sumy gwarantowane
nieznane
 Podmiot odpowiedzialny
nieznany
 Certyfikacja CE i testy własne
brak
via e-mail i Facebook
 Atesty bezpieczeństwanieznane
 Zgodność z dyrektywą GPSRnieznana
 Specyfikacja techniczna
brak
via SMS
 Tabliczka znamionowa, numer seryjny
brak
via SMS
 Zabezpieczenie przeciwzwarciowe lub wyłącznik bezpieczeństwabrak
 Zakres filtrowanych częstotliwości oraz skuteczność tłumienianieznane
 Zasada działania zbierania ładunków przez filtr masy
niejasna
zadeklarowano nadchodzącą publikację na Facebooku na ten temat
 Strona producenta
brak
tylko Facebook
 Sklep do dokonywania zakupówbrak
tylko Facebook

Otrzymałem prośbę od producenta, aby przedstawić informacje i dane z tabelki w pozytywnym kontekście. Jedyny kontekst pozytywny, jaki mi przychodzi do głowy, jest taki, że być może wszystko jest w porządku, a ja sam niepotrzebnie szukam dziury w całym. Bo jak mówił p. Michał, cyt.:

„kluczową rzeczą dla każdego będzie w ostateczności działanie, odsłuch”.

I w rzeczy samej w pełni się z tym zgadzam. Niemniej, w ramach własnej inicjatywy skontaktowałem się z jednym z klientów p. Michała na Facebooku z prośbą o dodatkowe, niezależne potwierdzenie tego, co wymieniłem wyżej (tj. zakresu dostarczanych rzeczywiście dokumentów, tabliczki itd.). Do dnia publikacji jednak nie uzyskałem odpowiedzi z nieznanych mi powodów.

 

Wymagane 30-40 godzin dla filtru masy

Otrzymałem również informację od p. Michała, aby urządzeniu dać popracować pod prądem przez 30-40 godzin. Dzieje się tak, ponieważ o ile kondycjoner działa od razu i płynie przez niego prąd wartkim nurtem, o tyle filtr masy wymaga cierpliwości.

Dlaczego akurat 30-40? Trudno powiedzieć, ale jeśli dobrze pamiętam, po prostu tak jest i należy to zaakceptować. Wszystko po to, aby, jak mnie słusznie pouczono, należycie zrozumieć istotę rzeczy i spojrzeć na to w szerszym kontekście, który każe sądzić, iż 30-40 godzin to wartości istotne. Znalazły się tu nie bez powodu i dokładnie w takim przedziale, jak podany. Jest to kolejny dowód ogromnej troski p. Michała o świadomość jego klientów, którzy mogą nie zdawać sobie z tego sprawy.

Kabelki przyłączeniowe do filtru masy

Zapytałem oczywiście p. Michała o powody takiego, a nie innego, zakresu czasowego, ale wyjaśnienie przerosło mój prosty, chłopski rozum. Bo jako, że ze wsi jestem rodowity i się z tym nie kryję, tłumaczę to sobie zawsze w prosty sposób. Sprzęt musi nabrać odpowiedniego rozpędu.

Z niego wyłania się potem rozmach, a z rozmachu – monumentalność. Któż z nas nie marzy o monumentalnym dźwięku, który powala niczym młot burzący? Sam osobiście pamiętam go jeszcze z czasów posiadania Audeze LCD-3. Tych starych, których ciepły i wręcz ciemny dźwięk z okrutnym basem trząsł mi głową w posadach. Kark bolał więc nie tyle od ich masy, co dźwiękowej i bezlitosnej stymulacji.

 

Prostota działania nie wymagająca wyjaśnień

Brak tabliczki znamionowej, numeru seryjnego czy certyfikatu CE to nie jedyne ciekawe aspekty Echo Sound Power Guardian. Brakuje również instrukcji obsługi. To kolejna interesująca rzecz, ale w żadnym wypadku nie budząca obaw lub pytań. Z prostego względu: urządzenie jest bajecznie proste w użyciu, a sam Twórca ręczy za wszystko ustnie (tudzież SMSem).

Na przedzie urządzenia znajduje się pojedyncze gniazdko Schuko, a na tyle gniazdko IEC i odczep głośnikowy. Nie ma tu absolutnie nic więcej, żadnych złączek, włączników, wskaźników – słowem, kompletnie niczego. Po prostu przynieś, postaw, podłącz do prądu, podłącz urządzenie i już, wszystko działa od razu. Pomijając oczywiście moduł filtra masy (odczep), który przez rzeczone 30-40 godzin musi się należycie jak pisałem rozpędzić.

Filtr masy w urządzeniu Echo Sound, który nic nie daje

Co prawda, sprzęt nie posiada również danych technicznych, ale p. Michał przekonuje, że są one zbędne. Jeśli urządzenie jest w obsłudze „proste jak drut”, a ponad wszystkim działa i potwierdzają to recenzje oraz słowa samego Twórcy urządzenia, to jest to dla większości absolutnie wystarczające. Umówmy się poza tym, że typowy użytkownik takich urządzeń nie jest szczególnie zainteresowany np. zakresami filtracji, przepisami bezpieczeństwa albo tolerancją maksymalną parametrów wejściowo-wyjściowych.

Z doświadczenia i rozmów z handlowcami wiem, że dla audiofila liczy się coś zupełnie innego: głębia dźwięku. Toteż jej będę starał się tu doszukać.

 

Cennik

Wcześniej wymieniana lista to też myślę jeden z sekretów takiej a nie innej ceny tego urządzenia. W recenzji na hifiphilosophy był podany dokładny cennik. Jednakże po otrzymaniu produktu na testy, p. Michał poinformował mnie o zmianie jego ceny. Zdumiała mnie taka koincydencja, ale cóż, wilcze prawo producenta ustalać ceny kiedy chce. Dopiero potem odkryłem, że zmiana ceny była już wcześniej.

Echo Sound Power Guardian z dodatkowym filtrem będzie od teraz kosztował więc 4800 zł (wcześniej 4500 zł jak podawała recenzja P. Ryki, również już zaktualizowana).

O inne wersje nie pytałem, ponieważ założyłem, że zmiana tyczy się tylko tej z filtrem. Zwykła miała kosztować 3500 (bez zmian, ale w ogłoszeniach z marca 2024 było to 4000 zł), a SE z lepszą elektroniką 4000 zł (obecnie 4500 zł). Możliwe, że od czasu publikacji tamtej recenzji, w wariancie z „kondycjonerem masy” jakiś kluczowy komponent zdrożał. Stawiałbym, że właśnie wspomniany filtr masy lub części konieczne do jego budowy. Ale nie mam żadnych konkretnych informacji na ten temat.

Echo Sound na Audiostereo

Czy natomiast 4800 zł to dużo? W audiofilskim świecie takie kwoty to tak naprawdę grosze i taki sprzęt może być interpretowany przez niektórych użytkowników, jako okazja. Ja zaś uważam, że wszystko ma swoje źródło i powód, ale o tym kiedy indziej.

 

Sprzęt testowy również niech będzie Hand Made

Postanowiłem wykonać ukłon w stronę p. Michała, wystawiając w ramach toru audio własny wzmacniacz słuchawkowy i przyspieszając jego projekt. Mowa oczywiście o AF HA500, czyli projekcie „Bóbr”.

Wzmacniacz ten jest eksperymentalną jednostką pomiarową i jej tajniki przytoczyłem w osobnej recenzji tego urządzenia. Posiada parametry absolutnie wystarczające do skutecznej weryfikacji wszelakiej maści słuchawek. Dlaczegóż więc nie mógłby i tu się sprawdzić? Zresztą, nie chciałem zdradzać tego sekretu w recenzji, ale właśnie m.in. testy Power Guardiana były finalnym impulsem (tj. „potrzebą”) za jego powstaniem już teraz.

Wszystko przez zasilanie – tu wykorzystamy sprytnie konstrukcję HA500. Jeśli coś może wpłynąć pozytywnie na bicie od toroida, to właśnie takie filtry, jak w Echo Sound Power Guardian. Jest to myślę perfekcyjne środowisko testowe, które pośrednio wskaże nam wpływ kondycjonera Echo Sound na składową stałą. I to tym bardziej ciekawe, że po rzeczywiście finalnym zaprojektowaniu (mniejszej) obudowy, wzmacniacz będzie na stałe służył nam wszystkim w przyszłych recenzjach.

Do tego dochodzi jeszcze nowy narybek, czyli AF DA500, „projekt Wydra”. Eksperymentalny DAC, który w testach osiągnął wyniki lepsze niż swego czasu topowe konstrukcje Audio-GD za 16 tysięcy złotych! W takim towarzystwie naprawdę trudno o zarzuty, że tor do weryfikacji empirycznej (i pomiarów) nie był odpowiednio wysokiej jakości. Tym bardziej, że mimo bycia produktem hand made, mam opracowane pełne specyfikacje i tabliczki znamionowe. Nie potrzebuję też na szczęście drogiej certyfikacji (użytek własny). Plus mam gniazda Furutecha (rodowane i złocone)!

Recenzja DACa AF DA500

Pozostałe elementy toru nie ulegają zmianom względem tego, co już do tej pory było prezentowane w innych recenzjach. A więc dalej Motu, dalej Arch Linux oraz reszta sprzętu studyjnego po staremu. Wszystko po to, aby zachować identyczne środowisko testowe, co np. w artykule o kablach zasilających.

 

Jakość dźwięku Echo Sound Power Guardian w odsłuchach ujęta

Jako osoba wiele lat już z pieców audio chleb jedząca, mam myślę bardzo dobrą świadomość tego, co słyszę, a czego nie. Regularnie się badam, więc skoro lekarz mówi, że głuchy nie jestem, to nie jestem. Nawet więcej, słyszę aż za dużo, a co czasami jest problematyczne. Ale tym bardziej predysponuje mnie do tego hobby. Głupi też nie jestem, choć jeśli patrzeć po moich starych recenzjach, cały czas uczę się czegoś nowego. Ale fundament musi do stania się mądrzejszym być i tak właśnie go traktuję. Dystans zaś między głupotą, a mądrością, jest tak równy, jak ten wobec samego siebie.

Widocznie jednak jestem głupi, albo przynajmniej głuchy, wbrew diagnozom lekarskim mego słuchu, albowiem nic nie słyszę. To znaczy słyszę wszystko, ale zmian nie słyszę. Żadnych, najmniejszych, nic nie rzuciło mi się w uszy. A sprawdzałem wszystkie, nawet najznakomitsze słuchawki, jakie posiadałem. W tym egzotyki pokroju K1000.

Byłem bardzo podłamany, bo naprawdę chciałem usłyszeć to wszystko, o czym pisali p. Michał oraz recenzja trzecia. Wręcz zmuszałem swój umysł do jeszcze bardziej wytężonego skupienia, krzycząc w myślach „słysz nieposłuszny móżdżku, słysz!!!”. A ten nie chciał mnie słuchać. Ot świnia niesalonowa jedna.

Ostatnią parą, która została się na mojej głowie, były LCD-XC, które również i p. Michał posiadł za sprawą mojej recenzji. Zaszczycony czuję się z tego powodu ogromnie, ale i tu niestety nic nie usłyszałem. Ze wzmacniacza + Motu, z Motu bezpośrednio, z użyciem DA500 – nic.

Przerzuciłem się nawet na duet monitorów studyjnych M-Audio… i wciąż nic. Móżdżek wciąż słyszy taki sam dźwięk.

 

Po nitce do kłębka…

W akcie trochę wręcz desperacji, usiadłem i zacząłem myśleć. Tak intensywnie, że doszedłem do wniosku, iż może powinienem cofnąć się po krokach p. Piotra, autora tejże recenzji trzeciej. Spróbujmy z jego listą obserwacji, może tak będzie łatwiej:

  • Poprawa widoczności, wzrost transparentności, usunięcie rozmycia i przymglenia – nie zauważyłem, widzę tak samo, z oczami nic mi się nie poprawiło.
  • Poprawiona separacja i uobecnienie – sprzęt tak samo stoi odseparowany od podłoża, obecny wciąż w pokoju.
  • Pogłębiło się brzmienie i wyostrzyły kontury – bas nadal brzmi mi tak samo głęboko, jeśli to o nim mowa. A kontury… dalej widzę tak samo, uff, okulary więc mi niepotrzebne.
  • Poszczególne dźwięki prawdziwsze, efektowniejsze, zyskujące na wadze – nie no, wtedy słuchawki byłyby już od tej wagi niewygodne.
  • Indywidualizm brzmieniowy – tak, dźwięk był bardzo indywidualnie serwowany, bo byłem sam w pokoju, czyli bez zmian u mnie.
  • Dźwięk bardziej przekonujący i silniej działający – trochę się powtarzamy, ale głośność pozostała na niezmienionym poziomie, jeśli o to chodzi.
  • Poszerzyło się pasmo akustyczne – jeśli tak, to moje koślawe uszy, które tak bardzo lekarz chwalił, tego za diabła nie rejestrują.
  • Dźwięk mocniej wyodrębniony z tła – mowa o dynamice? Ja tam w tle nic nie słyszę szczególnego w zakresie różnicy, ale kto wie. W końcu jestem człowiekiem, swoje ułomności mam. RTA wyjaśni.
  • Mocniejsze wybijanie rytmu przekładające się na dynamikę – aha, ok, czyli to rzeczywiście o nią chodziło.
  • Efekt wytarcia z kurzu i przemycia ekranu – monitor mam czysty, a kurz wycieram co jakiś czas, więc sprzęt był tu akurat bezrobotny. Bardzo przepraszam. Gdybym wiedział, zostawiłbym to tak, jak było.

Oj dużo tego jest.

 

Dwa finalne punkty na liście

Zostały one opisane przez p. Piotra Rykę bardziej obszernie. Cytuję za hifiphilosophy:

Muzyka jawiła się jako żywsza, bardziej złożona, bardziej czytelna i bardziej atakująca zmysły, ale przy pełnej kulturze i znacznie poprawionym obrazowaniu jakości nagrań.

oraz

Dobitnie przyrastała szczegółowość – o wiele lepiej było słychać igły na płytach w nagraniach źródłowo gramofonowych, chrzęst papierowych rolek u rolkowych[1], pracę mechaniki fortepianu, podział na prawą i lewą rękę pianisty, naciskanie pedału, echo studia, szelesty ubrań, odmienności toucher wirtuozów.

Gdyby nie to, że sam mam do czynienia z prawdziwym wirtuozem pióra, mistrzem recenzenckiej poetyki, nierozszyfrowanym przez pospólstwa masy, pomyślałbym, że chodzi o głośność. Bo i rzeczywiście, gdy tylko niechcący szturchnąłem gałkę i uczyniłem odrobinkę głośniejszym muzykę – bum. Wszystko stało się żywsze, bardziej złożone, czytelne i atakujące zmysły. Bardziej detaliczne, obrazowe w nagraniach, ale nadal przy pełnej kulturze, tak, jak opisuje p. Piotr.

Tylko, czy aby jest to zasługa testowanego urządzenia? Na poprzedni poziom głośności już nie wrócę, bo nie mam jak, a na oko to, jak mawia przysłowie, chłop w szpitalu umarł. Kontury mi się przesunęły, ale przysięgam, że nie zrobiłem tego celowo. Czułem się jak serialowy Grigorij i grający go Włodzimierz Press: albumy przeleciały, odsapnąłem, ręka drgnęła. No i koniec.

Zatem przejdźmy do kolejnego etapu testów – tego bezpośrednio obiecanego przeze mnie p. Michałowi.

 

Jakość dźwięku Echo Sound Power Guardian pomiarami objęta

Tym po raz wtóry będzie standardowy pakiet testów, a więc jakakolwiek próba zweryfikowania rzeczywistości inaczej, niż na słuch. Badamy przypomnę sygnał na wyjściu toru audio i szukamy w nim zmian względem różnych kombinacji sprzętowych. Mówiąc inaczej, poszukujemy odpowiedzi, czy mój sprzęt pomiarowy, w moim torze audio, po zastosowaniu kondycjonera p. Michała, zarejestruje inne zachowanie.

Idea jest tu bardzo prosta i niezmienna, a którą można ująć w formie bardzo konkretnej tezy. Brzmi ona tak: jeśli Echo Sound Power Guardian rzeczywiście ma słyszalny wpływ na dźwięk, to zauważymy różnice w pomiarach. Bo ucho może tego nie zarejestrować, jako iż jest tysiąckroć mniej czułe od wyspecjalizowanych w takich zadaniach mikrofonów pomiarowych.

Jeśli udałoby się nam wykryć tu i teraz różnice i miałoby to charakter powtarzalny, to byłby to ewidentny dowód na to, że:

  1. sprzęt p. Michała rzeczywiście wpływa na dźwięk,
  2. jest spora szansa, że inny sprzęt tego typu również to uczyni.

Aby to usłyszeć, musiałaby to być różnica wykraczająca poza pewien próg percepcji. Moglibyśmy ustalić tu granicę na poziomie 3 dB. Co prawda dla sygnałów sinusoidalnych, w środkowym paśmie (500 Hz – 4 kHz), ucho ludzkie może wychwycić różnicę już od ok. 1 dB, ale w praktyce 3 dB to już wyraźnie zauważalna różnica. Dla wielu ludzi jest to subiektywnie „głośniejszy” dźwięk. Taka jest też tolerancja u chińskich producentów przetworników dynamicznych i przyjęta tam jako (niestety) standard.

W każdym razie, istnieje tu realna szansa na to, że dokona się precedens na skalę chyba nie tylko już Polski, ale i świata. Cóż teraz? Ano pozostaje tylko jedno…

 

Cóż szkodzi pasmo pomierzyć?

Po raz kolejny zdecydowałem się wykorzystać Audeze LCD-XC po modyfikacjach. To naprawdę fantastyczne słuchawki, które wiele pokazują. Należycie czułe, dostatecznie czyste, posiada je Twórca urządzenia. Posadziwszy je na fantomie, odczekałem zgodnie z procedurami z norm IEC odpowiedni czas, po czym dokonałem pomiaru:

  1. bezpośrednio ze swojego UPSa (stary Mustek PowerMust 2012 po naprawach),
  2. z Echo Sound Power Guardian (ESPG),
  3. ponownie Echo Sound Power Guardian, ale z wykorzystaniem filtra masy (GF).

Wyniki tonalne:

Pomiary Echo Sound Power Guardian

Niestety znowu historii nie udało się nam napisać. Wykresy pasma przenoszenia, tak jak przy kablach zasilających, znów się pokryły. I to bezbłędnie. Audeze zagrały jak na złość tak samo i ani myślały uczynić inaczej. Dlatego nie było sensu robić pomiarów na innym sprzęcie, wliczając w to monitory studyjne. Słuchawki zostały wybrane tu nieprzypadkowo, jako medium kontrolne, więc raczej nie one są tu problemem i przeszkodą przed zarejestrowaniem zmian.

Jakby się tak zastanowić, to p. Piotr, recenzent największy, pisał wprost, że mu się jakieś obrazy wyostrzyły podczas odsłuchów. Może to była tylko taka przenośnia? Promyk nadziei we mnie się jeszcze tli, że chodziło o czystość. Więc zbadajmy i ją.

 

Cóż szkodzi czystość sprawdzić?

Przypomnę, że czystość, a więc THD+N, weryfikujemy na stopniach wyjściowych. Sprawdzam, czy sprzęt (wzmacniacz/słuchawki) odnotowują zmianę w czystości dźwięku generowanego. Większa czystość = większa jakość, choć wszystko poniżej 0,5% można uznać za i tak bardzo czyste dla naszego słuchu.

Pomiar słuchawek – nominalny (tylko UPS):

Pomiary Echo Sound Power Guardian

Power Guardian:

Pomiary Echo Sound Power Guardian

Załączony filtr masy:

Pomiary Echo Sound Power Guardian

Jak widać, obraz nie uległ wyostrzeniu, bo tak można byłoby to interpretować. Wahania wartości są w granicach błędu pomiarowego.

Zobaczmy więc co się dzieje na wyjściu wzmacniacza HA500 na RTA. Został on obciążony symulacją Audeze: ładunkiem 21 Ohm przy zachowaniu tej samej głośności, która towarzyszyła LCD-XC.

Nominalnie (tylko UPS):

Pomiary Echo Sound Power Guardian

Power Guardian:

Pomiary Echo Sound Power Guardian

Plus filtr masy:

Pomiary Echo Sound Power Guardian

Paradoksalnie, najczystszy okazał się… sam UPS, którym jest przypomnę stary (15 lat), wyremontowany (osobiście) Mustek PowerMust 2012. O ile wynik nadal mieści się w granicach błędu pomiarowego, był różnicą powtarzalną. Doprawdy nie wiedziałem, że pod biurkiem mam komputerowego, 15-letniego UPSa, przebijającego audiofilski kondycjoner za 4800 zł. Tutaj nie dość, że Echo Sound Power Guardian nic nie poprawił, to jeszcze wygląda, jakby próbował wręcz coś popsuć na jego tle.

Ale tak małego ułamka jego działalności na szczęście nie usłyszymy. Dlatego po raz kolejny ogłaszam generalnie brak zmian. A także determinację do dalszego z mojej strony drążenia zaistniałych tu zjawisk i tematów. Być może więc będzie dalszy ciąg, aby móc rozwikłać tą zagadkę od innej strony.

 

Jakość dźwięku Echo Sound Power Guardian w obrazie zaklęta

W swojej absolutnie już szczytowej desperacji i fanatycznej chęci stworzenia kondycjonerowi Echo Sound okazji do wykazania się, doznałem olśnienia. Przecież jestem dyżurnym fanem retro-gamingu, a tak się składa, że niedawno złożyłem sobie mikro-konsolę. Ot nic wielkiego, bo Raspberry Pi4 z projektu serwera audio, w którym zamiast 1 TB mSD z muzyką i Volumio, znalazła się karta 200 GB z Batocerą.

Owszem, producent pisał u mnie na Facebooku, że nie do takich celów projektował swoje urządzenie. Jest to więc teoretycznie użytkowanie go niezgodnie z przeznaczeniem. Ale dla mego rozgrzeszenia powiem, że on sam wskazywał takie zastosowanie jako atut, nawet w dyskusjach z innymi użytkownikami.

Dyskusja z Echo Sound na temat wpływu na sygnał telewizora.

Skoro więc mam stary telewizor CRT Sony Trinitron, to korzystając z okazji, czyż nie jest to najczulsze paradoksalnie urządzenie tego typu? Zatem…

 

Cóż szkodzi obejrzeć?

Absolutnie nic, ale po raz kolejny nie zauważyłem – tym razem dosłownie – różnicy. Z braku profesjonalnej aparatury i kalibratora (nawet jako grafik nie dorobiłem się swego czasu takowego), jedyne, co mogłem uczynić, to zrobić zdjęcia kontrolne. Niestety zapomniałem, że to CRT, więc mamy „paski” od odświeżania. Co teraz? Jeno wiersz tylko…

Pozostała więc broń najstraszniejsza: słynne „oko grafika”.
Jednakże zmiana w obrazie i przed nim umyka.
Klops po raz wtóry, czwarty to już czy piąty.
Tak nieskuteczne są wobec niego me osądy.

Jest to o tyle dziwne, że p. Piotr w swojej recenzji bardzo wyraźnie opisywał wpływ Echo Sound Power Guardian na wizję. Tak wyraźnie, że sam producent urządzenia zaczął je pod tym kątem reklamować. Owszem, tam był topowy OLED użyty, a ja co najwyżej nędznym kineskopem z lat dawno minionych mogę się pochwalić. Ale to właśnie tutaj winne być widoczne największe zmiany, jako iż w torze jednak wciąż mocno analogowym Echo Sound Power Guardian byt swój mógł zaznaczyć.

W recenzji p. Piotra czytamy, cyt.:

Najbardziej zauważalne różnice dla „z i bez” Guardiana, to przy jego użyciu zdjęcie z obrazu fosforyzacji i równoległa poprawa naturalności barw przy jednoczesnym pogłębieniu zarówno ich samych, jak i głębi przestrzeni. Ale też równoczesny wzrost detaliczności, dzięki lepszemu tych barw zróżnicowaniu, których sprawiona większa różność oraz trafność tonalna dawała lepsze wzajemne odcięcia płaszczyzn i wyróżnianie z tła. Następowało też minimalne ściemnienie obrazu, czyniące go bardziej klimatycznym i lepiej modelującym kształty – wolnym od sztucznych jaskrawizn i spłaszczania.

U mnie w Sony Trinitron fosforu było akurat pod dostatkiem, toteż zakładałem, że będzie z czego ściągać i odejmować. Ale niestety niczego z tego nie odjęto. Ani okiem ludzkim, ani okiem duszy, w której zaczęło grać srogie rozczarowanie i zawód. Co najwyżej odjęto mi niepotrzebnie chwilę z życia.

 

Wnioski z doznań empirycznych i pomiarowych

Naprawdę nie lubię sympatycznym i życzliwym ludziom przynosić wieści smutnych. Trzymałem kciuki za powodzenie całej recenzji zapewne tak samo mocno, jak Twórca urządzenia. Niestety, nie było mi dane usłyszeć zmian na słuch, dojrzeć ich w pomiarach, ani nawet gołym okiem na ekranie telewizora. Powtórzyłem wszystkie kroki z cudzej recenzji, zweryfikowałem w swoim systemie wszystko, co mogłem, ale cóż to pomogło. Zaś w desperacji kompletnej inne artykuły z sieci jeszcze tylko atmosferę zagęściły.

Chciałbym napisać, że dużym plusem w tym wszystkim jest to, iż Echo Sound Power Guardian nie przyniósł żadnych zmian negatywnych. Mogę to oznajmić tylko względem odsłuchów. Niczego tam nie popsuł lub uczynił mniej strawnym, a przygotowanej wcześniej gaśnicy (na wszelki wypadek) używać jakoś też nie musiałem. Widocznie moja skromna osoba nie jest godna, by móc w pełni rozpoznać walory testowanego sprzętu. Za to jeszcze skromniejsza aparatura pomiarowa wykazała, że – minimalnie bo minimalnie – Power Guardian podbiera ułamki czystości z HA500.

Marka Echo Sound, która nie jest nawet zarejestrowana w CEiDG jako działalność

Ale wiecie co? To też jest rezultat w porządku. Skoro to sprzęt audiofilski, a ja audiofilem nie jestem, to po prostu nie jest on dla mnie przeznaczony? Dlatego współpracować nie chce. Ale może jest w tym wszystkim zupełnie inne wytłumaczenie?

 

Autorska, samo-kondycjonująca się sieć?

Wcale nie jest to argument ad absurdum i postarajcie się ze mną zestroić umysłami na moment. Wiecie, kolektyw, jak w najlepszych czasach PGR-ów.

Analizowałem bardzo dogłębnie ten temat i okazało się, że mój dom, to prawdopodobnie audiofilski Złoty Graal. Po pierwsze, kluczowa była jak sądzę miedź. Wyraźnie pamiętam, że zamawiałem atestowane kable elektryczne z najczystszej polskiej miedzi z KGHM-u. Długo szukałem i grzebałem w dokumentacjach, aż okazało się, że sprzedają je niemalże pod moim nosem w PSB, czyli naszych Polskich Składach Budowlanych (czytaj: w Mrówce). Gdyby ci biedni ludzie wiedzieli tam, że na półce leżą kable klasy audiofilskiej tak wysokiej, że sieć na ich bazie sama by się kondycjonowała, tego by nie było w 5 minut. Wszystko zostałoby wykupione. Kładziesz taki kabel i oszczędzasz miliony na kondycjonery i filtry.

Dalej: kluczowe są gniazdka. Testowałem niedawno takowe od Furutecha, ale nie przyniosły one żadnych zmian w dźwięku. Wiecie dlaczego? Przez najbardziej skrywany sekret audiofilski. Są nim gniazdka Quadra za 7,50 zł /szt. Kompletna taniocha, ale przygotowana tak dla niepoznaki. Audiofile celowo nie piszą o nich ani słowa, bo nie chcą, aby sekret się niechcący wyjawił. Ale oto dziś ja to czynię, narażając się na gniew branży okrutny. Po prostu te gniazdka są tak dobre, jak te Furutecha i działają w ten sam sposób! Kto by się tego spodziewał?

Co więcej: bezpieczniki różnicowe. Zaznajomieni w temacie audiofile skrzętnie utrzymują ich wyjątkowość w najgłębszym sekrecie. U mnie bezpieczniki to niemieckie Schneider Electric, też cieszące się nieformalnie wielkim poważaniem w światku audiofilskim, choć na forach celowo się o nich nie mówi. Do tego jeszcze ściany mi dobrze tłumią i działają jak ekran kanapkowy (ten sam, który p. Michał stosuje u siebie w kablach). Wniosek? U mnie po prostu nie ma czego polepszać i kondycjonować. Dlatego urządzenie Echo Sound było po prostu bezrobotne.

 

Weryfikacja na innej, starej sieci elektrycznej

Wpadłem więc na absolutnie genialny pomysł, aby zawieźć cały sprzęt i aparaturę do moich rodziców. Tam bowiem, w poniemieckich ścianach, kryją się partyzanci… znaczy się, pamiętające jeszcze czasy Gomułki kable z aluminium. Co jak co, ale pole bitwy dla takiego sprzętu wyborne, prawda?

Jakieś było moje zdumienie, gdy już na pierwszych testach odsłuchowych i pomiarowych, ta niesłychanie wątpliwa instalacja sprawiła, iż filtr po raz kolejny nie wpłynął na odsłuchy. Ale nie tylko. Na dane wynikowe również.

W tym momencie przeżyłem autentyczny szok. Okazuje się, że wszystkie moje rozważania, były niepotrzebne. Snułem teorie o własnym geniuszu projektowania sieci elektrycznych (w sumie nadal mogą być prawdziwe!). Tymczasem na nędznym, post-komunistycznym tworze, który wegetował w ścianach domu moich rodziców, zmian żadnych ponownie nie uświadczyłem.

Opisy producenta, a nawet jego klientów, nie pozostawiały żadnych złudzeń co do wymiaru zmian oczekiwanych. Tak samo opisy w profesjonalnej, komercyjnej (bo zapłaconej), recenzji p. Piotra Ryki, jeszcze bardziej majestatyczny obraz przed oczami i w uszach rysowały. Wizje trójwymiarowego, oczyszczonego dźwięku i pozbawionego fosforyzacji obrazu, rozpędzały zapewne niejedną wyobraźnię bardziej, niż tegoroczne sondaże przedwyborcze. A tu nic. Co się dzieje?

 

Transparentność kluczem do wyjaśnienia zagadki?

Jako żywo, nawet sam producent zapewniał, że działanie jest na bardzo wysokim poziomie:

Dyskusja z Echo Sound na temat wpływu na sygnał audio.

Niech mnie więc Bóg broni, abym kogoś o nieszczerość oskarżał. Prędzej w sobie winy i wady byłbym gotów szukać. Zdałem sobie przeto sprawę, że pominąłem jedną, istotną rzecz: zmianę w samopoczuciu. Choć jestestwo urządzenia w moim systemie nie przekładało się na słyszalne zmiany, a w Sony Trinitronie na widoczne, jednak czułem się pewniej. Wiedziałem bowiem, że tam pod biurkiem leży urządzenie, które coś robi, choć u mnie tego nie widać/słychać. Po prostu jest. Producent wspominał o najlepszych efektach w systemie transparentnym. I tak sobie myślę: czy aby to nie tor ma być transparentny, tylko Echo Sound Power Guardian takowym się mieni?

Jeśli tak, to doprawdy wyczerpuje definicję prawdziwego audiofilskiego majstersztyku. I co z tego, że nie wpływa on na dźwięk słyszalnie lub wymiernie? Przecież korzystam ze sprzętu studyjnego, który z natury rzeczy jest transparentny (albo po prostu studyjny). Szukam więc czegoś, czego nie zobaczę i nie usłyszę, bo jest to tak transparentne, że tego nie widać. Ale właśnie na tym ma to polegać! Transparentności mamy nie widzieć i nie słyszeć, bowiem taka jest jej istota! Eureka!

To trochę tak, jakby próbować zobaczyć powietrze. Póki nie jest zanieczyszczone lub nie będzie się unosić jakaś mgła, nic nie zobaczymy. Ośmielę się więc i na kolejne rozwinięcie: wszyscy klienci tego urządzenia, jego producent oraz recenzent mają nietransparentne i zanieczyszczone tory, dlatego słyszą zmiany.

 

Śmiertelna wada mej teorii

Jednak ta teoria ma jedną zasadniczą wadę: na starej sieci elektrycznej o wątpliwej jakości żadnych zmian również nie uświadczyłem. A przecież to są najlepsze możliwe warunki do obserwacji. Przypominają mi się zatem sugestie i rady branży, która każe sprzęt mieć jakości najwyższej, kwoty 100 000 zł osiągający najlepiej. Tam bowiem zmiany definitywnie dojrzeć i usłyszeć by się udało. Ciekawe, czy w sprzęcie pomiarowym za tyle samo lub więcej również. Złośliwcy i judasze by zapewne powiedzieli, że fanatyk biedny jest i głuchy, albo nawet celowo trzyma tak tani sprzęt, aby krzywdę branży audiofilskiej biednej czynić. Stałoby to jednak w jaskrawej sprzeczności z moim etosem pracy, który nawet i gaśnicę każe mi trzymać pod ręką, bo taki jestem przepisowy. Poza tym prosty chłop ze wsi jestem, gdzież mi tam wymyślne spiski i mistyfikacje.

Skoro więc nie po mojej stronie błąd się dokonuje, to wyjaśnienia są tego następujące:

  • wszyscy mają sieci elektryczne i jakość prądu gorszą niż stara instalacja na aluminiowych kablach z czasu Gomułki, stąd różnice,
  • albo inne egzemplarze celowo (?) pogarszają dźwięk i to właśnie słychać, ale jest to odbierane jako zaleta, a ja dostałem sztukę super-transparentną specjalnie pod pomiary,
  • albo samo urządzenie nie robi nic z dźwiękiem i to, co wszyscy słyszą, tylko im się wydaje.

Każda z tych teorii rozpala przyznam moją wyobraźnię okrutnie. A przecież i więcej teorii mamy tu namnożone.

 

Szukania wyjaśnienia zatem ciąg dalszy

Czy jest szansa, że rzeczywiście przypadkowo wpadłem na genialny schemat stworzenia instalacji samo-kondycjonującej się i bezwzględnie transparentnej? I to bez użycia transformatora separującego? Tak i jestem przekonany, że rzeczywiście zaistniał taki ewenement. Ale test z telewizorem już sobie odpuściłem, bo nie mam tak rozbudowanego warsztatu, aby czuć się na siłach wiążąco spór rozstrzygnąć. Ale w dźwięku? To co innego.

Przyznam szczerze, że dziełem niesamowitym jest każda z recenzji p. Piotra i jako osoba po fachu, tym bardziej niech mój komplement ma należyty wydźwięk. Zresztą, od zawsze podziwiałem jego kunszt piśmienniczy. Sam takich recenzji pisać nie potrafię, ale chciałbym umieć przynajmniej słyszeć w połowie tyle, co p. Piotr, recenzent przesławny. Ot marzenie skromnego miłośnika dźwięku, ubogiego intelektualnie i językowo.

A co, jeśli założymy, że muzyka słuchana przeze mnie była nieodpowiednia do usłyszenia zmian? Że kondycja słuchu nie taka, słuchawki złe, głośniki nie takie, bo do studia, a nie muzyki? Nadal mi się to nie klei jako wyjaśnienie, skoro pomiar elektryczny na ogromnej przecież czułości, wykazał wręcz minimalne pogorszenie się czystości. Może to po raz kolejny pomiary są złe i nie pokazują wszystkiego, albo nie to co trzeba? Czy jednak słuch ludzki nie jest bardziej ułomny niż mikrofony pomiarowe? Jeśli aparatura moja nie jest dość czuła, to może rzeczywiście nie da się tego zmierzyć i tym samym na próżno cokolwiek próbuję ustalić?

Problem tylko w tym, że mierzymy tu również elektrycznie. A to zupełnie inny sprzęt niż fantom z mikrofonami. Im dłużej nad tym myślę, tym więcej niewiadomych. Rozumem już trochę osoby, które wypierają w pewnym momencie wszystkie takie informacje i po prostu idą do salonu posłuchać. Albo od razu kupują, by przekonać się na własne uszy co jest prawdą, a co fałszem. Tak zresztą rekomendują handlowcy, a więc ludzie, którzy definitywnie znają się na rzeczy.

 

Intelektualne rozszerzenie własności horyzontów mych

Mamy więc przynajmniej kilka wniosków, które oscylują wokół niemożności zarejestrowania zmian. Zaraz będzie ich kilkanaście, jeśli recenzji czym prędzej nie zakończę. Albo to z powodu zbyt dobrej (serio) sieci elektrycznej się wszystko dzieje, albo genialnej transparencji tego typu urządzeń, do których tor mój nie dorósł. Bo o niedoskonałości narzędzi pomiarowych nawet nie mówię (choć pokazały nawet minimalną gorszość, więc coś jednak zmierzyły). Czym innym bowiem są fale na morzu od tych w wannie podczas kąpieli, choć tu i tu woda.

Zastanówmy się jednak: cokolwiek by to nie było, czy to jakkolwiek źle? Jak parokrotnie osoby z branży audio stwierdziły, nawet w komentarzach pod artykułem o kablach zasilających: jeśli klient słyszy różnicę, to słyszy różnicę. Jeśli to jest dobra różnica i podoba mu się to, co słyszy, to dobrze, prawda? Czy ma to jakiekolwiek znaczenie, że tego nie ma i dzieje się to tylko w jego głowie na bazie autosugestii? No właśnie, ważne jest zadowolenie. Jego i konstruktora, tudzież sprzedawcy tegoż urządzenia.

Na tym polega bycie prawdziwym audiofilem i nie powinienem faktami i liczbami zabierać czyjegoś szczęścia. Jest to podłe i złośliwe, a wszystko to tym bardziej przeciwne jest nadrzędnemu celowi, jakim jest osiągnięcie audiofilskiej nirwany – stanu błogości i upojenia dźwiękiem. Realnym czy nie, bez znaczenia. Ważne, aby dobrze się słuchało i zmysły głaskało. A jak wiadomo, prawda musi się rymować. Ale czy na pewno? Mamy tu przynajmniej kilka wniosków, które oscylują wokół niemożności zarejestrowania zmian, a ja mnożę kolejne. Tymczasem jest jeszcze jedna, zupełnie odmienna teoria co do tego, co tu zaszło…

 

Enigma

Tak, to urządzenie to najprawdziwsza, autentyczna, enigma.

Nic tak naprawdę o nim nie wiadomo, wszystko spowija tu mrok tajemnicy i aura sekretu. Nie można zajrzeć do środka, nie można określić jak działa, czy w ogóle działa i w jakim zakresie. U innych osób wykazuje w odsłuchach bezdyskusyjny wpływ na dźwięk, aby przyjść do mnie i nie wykazać czegokolwiek. Sabotaż? Możliwe, ale w jakim celu? Prototyp? Nigdy nie był takowym opisywany. Uszkodzenie? Niemożliwe – sprzęt coś robi pomiarowo ze wzmacniaczem, więc chyba działa. Gdybym tylko mógł zajrzeć do środka, być może odgadłbym co robi, co może zrobić i dlaczego u mnie nic takiego nie zachodzi. Takiej szansy zostałem plombami pozbawiony, ale na tym polega istota bycia enigmą – enigmatyczność. Tajemniczość, że nawet klienci utrzymują zmowę milczenia. Być może jest ona podyktowana tym, że są tam użyte sekretne części, których świat ujrzeć nie powinien? I to części tak sekretne, że… nawet sam producent może nie wiedzieć dokładnie jak działają?

Ale po cóż to wszystko, ktoś zapyta? I tu przypomniało mi się, dlaczego u mnie w rodzinie takim poważaniem darzy się koty. Bo kotu można powiedzieć w tajemnicy wszystko, a on nikomu tego nie powie. Producent więc zastosował tu tak głęboką samodyscyplinę, tak ogromny geniusz, że swój produkt utajnił przed samym sobą. Tak naprawdę on nie wie czy to działa, jak działa i dlaczego działa (lub nie działa, bo tego przypomnę nie wie). My też nie wiemy. Mało tego! Nikt nie wie dlaczego to urządzenie powstało! Być może wszystko to jest tylko i wyłącznie mistyfikacją, mającą nas przekonać do rzeczywistości, która nie istnieje? Być może wszystko to, co przekazał mi producent w SMSach, również jest częścią tego misternie utkanego spektaklu?

 

No ale jest jeszcze recenzja na hifiphilosophy…

No właśnie, a recenzja na przytaczanym tu tak obficie przeze mnie portalu p. Piotra Ryki? To również część tegoż spektaklu? Przecież to niemożliwe.

A jednak przyjmijmy na chwilę, że rzeczywiście jest to fałszywka. Albo jeszcze lepiej – bardzo skrupulatnie i dokładnie skrojona satyra, która w rzeczywistości śmieje się z nas wszystkich. I to nie byle jaka satyra! Satyra i szydera tak głęboko ukryta, tak mocno zakopana, że czyniąca to nawet z samego producenta i to za jego własne pieniądze! Czyżbyśmy byli świadkami absolutnie genialnej, błyskotliwej, dopracowanej w najdrobniejszych szczegółach mistyfikacji? Pytanie tylko dlaczego w takim razie ten sprzęt trafił również i do mnie? Czyżbym stał się na własne życzenie częścią jakiejś szeroko zakrojonej gry? Tak wielowymiarowej i perfekcyjnie skrojonej, niczym szachy 5D? Tylko kto jest w tym wszystkim rozgrywającym, a kto pionkiem? I dlaczego nie ma innych recenzji, a ta zapowiedziana na stereoikolorowo się nie odbyła?

Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi. Niestety, nie jestem w stanie na to (jeszcze) odpowiedzieć. Póki nie jestem w stanie zajrzeć do środka, poznać powodów dla tak mocno skrywanego sekretu, że nawet dokumentów tenże sprzęt nie posiada, nic z tego. Musiałbym przeprowadzić gruntowną analizę, niemalże śledztwo, a potem sprawdzać po kolei każdy element pod względem zasady działania. A na to nie ma już w tej recenzji miejsca – jest ona dostatecznie długa. Zaś umysł mój od wszystkich tych teorii gibie się niczym galaretka owocowa. Czas więc póki co podróż zakończyć, trochę jakby bez echa.

 

Na koniec, cóż szkodzi eksperta zapytać?

Będę się upierał okrutnie, że jednak z konsultacjami udałem się do takowego. A któryż to ogromny, obszerny, profesjonalny swój komentarz do niniejszej treści uczynił:

Za to też ogromne wyrazy uznania i wdzięczności. Ze swojej strony zachęcam do obejrzenia, polajkowania i subskrybowania kanału Ton Składowy. W tego typu materii jest bowiem znacznie lepszym fachowcem ode mnie.

 

Podsumowanie

Jest mi przykro, jako amatorskiemu konstruktorowi DIY, że Echo Sound Power Guardian niestety wykazał brak słyszalnego wpływu na dźwięk oraz wręcz pogorszenie wyników pomiarowych. Cóż, niestety czasami i tak bywa. Nie jest to pierwszy raz, gdy wszyscy słyszą (a nawet widzą) dramatyczne zmiany, pozbawione fosforyzacji plany dźwiękowe, poszerzone sceny i większe kontury, a ja nie. Nie jest to też pierwszy raz, gdy wtóruje za moimi uszami aparatura pomiarowa i obydwiema drogami zmian nie stwierdziłem.

Echo Sound prezentuje poza tym bardzo awangardowe i minimalistyczne podejście do informacji, formalności, certyfikacji, specyfikacji oraz wymogów dla takich urządzeń. Są one bowiem w wielu miejscach ograniczone nawet nie do minimum, a wprost do zera. Nawet dowodu zakupu zdaje się nie otrzymujemy. Za to gwarancja jest oferowana i to aż na 5 lat, ustnie. Plus serwis pogwarancyjny. Sam, jak już mówiłem parokrotnie, jestem prosty chłop ze wsi, więc z awangardą u mnie na bakier. Przy cenie wynoszącej 4800 zł, bliżej mi myślę jednak do tradycjonalisty.

Ale jeśli klienci są zadowoleni, producent jest zadowolony, recenzent z innego portalu jest zadowolony, wszyscy są zadowoleni i radośnie słyszą różnicę, to tylko mi smutno, że u mnie tego brak. To pewnie moja wina, bo zdaje się, że nie jestem w grupie docelowej klientów tego urządzenia. A i pytam o rzeczy czasami mam wrażenie trochę nietypowe dla tejże grupy klientów. Stąd cały mój problem, że czuję się miejscami wręcz jak kontroler ze skarbówki.

Ze względu na powyższe, sprzęt jest enigmą, a ja nie mogę z czystym sumieniem rekomendować takiego urządzenia do zastosowań konsumenckich. Jest to wg mnie jedyna odpowiedzialna i słuszna decyzja w obecnej sytuacji. Pozostaje więc brak możliwości oceny + smutny pingwinek. Tak smutny, jak ja.

 

Dane techniczne

– brak oficjalnych danych technicznych lub dokumentacji produktu

 

Platforma testowa

Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.

  • Interfejs studyjny: Motu M4
  • DAC/AMP: AF DA500, AF HA500
  • Nadajniki Bluetooth: Asus BT400, Asus PCE-AX58BT, RealMe 9Pro+
  • Słuchawki testowe: w zasadzie wszystkie słuchawki, jakie posiadałem w danej chwili
  • Monitory odsłuchowe: M-Audio Forty Sixty
  • Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli prototypowej
  • Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
  • Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.
Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

18 komentarzy

  1. Ten sprzet opisywal tez blog Stereo i Kolorowo. Ale test zostal usuniety po czasie przez autora, a byl bardzo zbiezny z Pana (wiem, bo zdazylem przeczytac przed usunieciem).

    • Bardzo serdecznie dziękuję za tą informację. To niezmiernie ciekawy trop, który zostanie definitywnie sprawdzony.

    • Aktualizacja: bardzo dziękuję, skontaktowałem się z p. Ludwikiem i potwierdziłem rzeczywiście istnienie pełnej recenzji. Jej treść zostanie opublikowana w formie zarchiwizowanej w drugiej części recenzji.

  2. Mógłbym tu powtórzyć (po części) swój komentarz, który zamieściłem pod artykułem „Czy kable zasilające mają wpływ na dźwięk”. Z jedną wszak zasadniczą różnicą. Tam stwierdziłem, że żaden realny kabel zasilający nie jest w stanie wpłynąć na to, co dostaje się na wejście urządzenia. W przypadku tzw. kondycjonera (nie bardzo wiem, co taka nazwa miałaby oznaczać) domyślny wpływ na napięcie zasilające może być bardzo istotny, ale pojęciowo ograniczony. Może on być filtrem dolnoprzepustowym, redukującym zakłócenia występujące w sieci zasilającej. I tylko tym. Powtórzę to, co stwierdziłem poprzednio. „Zakłócenia te mogłyby zaburzyć percepcję muzyki, ale, jako kompletnie nie skorelowane z sygnałem użytecznym, nie wpłynęłyby na brzmienie muzyki. Mogłyby być słyszane, zwłaszcza w chwilach ciszy, jako odrębne dźwięki (np trzaski lub odgłosy CB-radio).” Mogłyby, gdyby były, ale nie zawsze są.
    W ramach testowania konkretnego kondycjonera można się było pokusić o zmierzenie charakterystyki tłumienności dla hipotetycznych zakłóceń, zarówno sinusoidalnych w zakresie wykraczającym poza częstotliwości akustyczne, jak i impulsowych. Co do doboru sygnałów testowych można byłoby się oprzeć na normach dotyczących badania odporności na zakłócenia (np. PN-EN 55022). Takie badanie pozwoliłoby w pewnym stopniu na zidentyfikowanie (od strony funkcjonalnej) konstrukcji kondycjonera, a zwłaszcza, czy jest on w stanie pełnić jakąkolwiek funkcję.
    Kolejnym zagadnieniem, które wymieniłem we wspomnianym komentarzu, jest wrażliwość urządzenia (w tym wypadku audio) na to, co pojawia się na wejściu zasilającym z kondycjonerem i bez. Testy przeprowadzone przez Autora wskazują na to, że wrażliwość ta jest zerowa – zgodnie z oczekiwaniami. Chodzi przy tym o wrażliwość na poziomie parametrów toru elektroakustycznego, czyli tego, co decyduje o brzmieniu. Jest jeszcze inna strona medalu. Prawie każde współczesne urządzenie elektroakustyczne zawiera bogate układy cyfrowe, które mogą być wrażliwe na zakłócenia impulsowe (np. zawieszenie się jakiegoś układu mikroprocesorowego), ale nie ma to żadnego związku z brzmieniem i raczej producenci audiofilskich gadżetów tym problemem się nie interesują. A kondycjoner, rozumiany jako filtr przeciwzakłóceniowy, mógłby być przydatny (w cenie rzędu 1000 PLN)

    • W tym konkretnym wypadku urządzenie nie zostało zweryfikowane pod kątem norm PN-EN, LVD, EMC i innych, więc trudno powiedzieć. Być może odpowiedź udzielona zostanie w spodziewanej części drugiej recenzji. Na razie bowiem badałem tylko skutki (czyli wpływ na dźwięk), ale nie pochyliłem się nad przyczynami (dlaczego tegoż wpływu nie zarejestrowałem).

    • Pytanie „dlaczego nie zarejestrowano wpływu na dźwięk” nie do końca ma sens. Z tego prostego powodu, że uzyskany wynik (brak wpływu na dźwięk) jest wynikiem ze wszech miar spodziewanym. Oczywiście jeśli się bazuje na wiedzy, a nie na mitach. Nie ma żadnego racjonalnego powodu, aby taki wpływ był. Nigdy w opisach tzw. kondycjonerów nie zauważyłem jakiegokolwiek sensownego wyjaśnienia mechanizmu oddziaływania tych urządzeń. Czy ci, którzy je konstruują, sami tego mechanizmu nie znają? To w jaki sposób je konstruują? Chętnie bym coś na ten temat usłyszał.

    • Panie Jakubie,

      Przeczytałem Pańską recenzję, a w zasadzie artykuł, i rozumiem Pański punkt widzenia i w większości go podzielam (no w tym artykule myślę podzielam 100%, sam bym podobnie kombinował gdybym miał „to coś” na testach. Inna sprawa że bym tego najzwyczajniej w świecie nie kupił, gdyż jest to praktycznie nieodsprzedawalne). Poczytuję Pana od lat, nawet raz słuchawki do recenzji wysłałem, by w taki czy inny sposób ubogacić Pański portal.

      Nie mniej jednak, czytając powyższy artykuł, przy samej końcówce poczułem się jakbym nagle, bez ostrzeżenia, dostał z pięści w twarz od osoby z którą życzliwie rozmawiam.

      Wstawiając linki do Tonu Składowego naraża się Pan na utratę czytelników, a nazywając go ekspertem naprawdę stawia to Pana w negatywnym świetle.

      Ton Składowy wśród wielu moich znajomych uchodzi za naczelnego ignoranta polskiego audio-internetu. Osobiście dałem mu szansę i kilka z nim vlogów obejrzałem za każdym razem odnosząc negatywne wrażenie jego samego, jak i jego wywodów.

      Jeśli jest on dla Pana jakimkolwiek autorytetem, to zostaje wyrazić mi szczere współczucie i tylko życzyć, aby miał on jak najmniejszy wpływ na Pański portal.

      Życzę sukcesów i wszystkiego dobrego.

    • Myślę panie Marcinie, że prezentowanie różnych punktów widzenia co do zasady nie jest niczym złym. Dlatego nie sądzę, aby miało mnie to stawiać w negatywnym świetle lub komuś się narażać. Na tej samej zasadzie pojawiają się tu często materiały Amira z ASR. Choć oczywiście każdy będzie widział zawsze to, co chce widzieć i tutaj zupełnie to rozumiem.

      Pozwoliłem sobie poprosić Ton Składowy o komentarz również do drugiej części recenzji, która właśnie się ukazała. Obaj zajmujemy się zupełnie innymi biegunami tematyki audio, a opisywany sprzęt – myślę że zgodzi się pan ze mną w tym miejscu – jest bardziej w domenie tematyki właśnie Tonu Składowego. Tematyka audiovoodoo to raczej nie moje klimaty, a taki sprzęt mi tu przysłano, toteż doradzono mi, aby przesłać to do TS i to też uczyniłem. Nie zmienia to faktu, że obaj jesteśmy twórcami niezależnymi od siebie i innych. Tak samo obie części mojej recenzji były pisane wyłącznie przeze mnie i na bazie informacji, które pozyskałem samodzielnie w toku jej realizacji.

      Autorytetem są dla mnie rozum, fakty, a nie mity. Na swój portal mam bardzo konkretną wizję, którą staram się systematycznie realizować. Mogę jedynie zdradzić, że audiovoodoo nie jest jego częścią, toteż Tonowi Składowemu w żadnym razie widowni odbierać nie zamierzam. 🙂

      Wzajemnie dziękuję.

    • I ja serdecznie dziękuję za komentarz. Akurat tutaj rzeczywiście będzie można mówić o cyklu publikacji, gdyż planowana jest część druga recenzji. W końcu jestem inżynierem, więc lubię wiedzieć czemu rzeczy działają lub nie.

  3. Bardzo dobry artykuł. Nie dziwi mnie, że kilkunastoletni UPS Line-interactive dał najlepszy prąd. Reguluje on napięcie i ma podstawową filtrację prąd. Lepszy UPS ma topologię Online z podwójną konwersją prądu, jest wstanie znacznie poprawić jakość napięcia wyjściowego i zapewnić podłączonym urządzeniom pracę pozbawioną zakłóceń. UPS ten chroni wrażliwe urządzenia elektroniczne przed najczęstszymi problemami z zasilaniem, w tym awariami, spadkami napięcia, przepięciami, zakłóceniami, skokami wysokiego napięcia, zmianami częstotliwości, przepięciami przełączania i zniekształceniami harmonicznymi. Prąd ma kształt czystej sinusoidy. (największą wadą jest ciągła praca wiatraków lub wiatraka). Urządzenie to podłączamy do jakiejkolwiek sieci, bez przeróbek do zwykłego gniazdka i działa. Koszt poniżej 1700 zł (lepsze urządzenie). U mnie te urządzenie moim zdaniem zdało egzamin.

  4. Panie Jakubie, bardzo dziękuję za Pana pracę. Sam szukałem jakiś czas temu „dobrego sprzętu” do słuchania muzyki wieczorami i tak trafiłem na te łamy. Nabyłem sprzęt z listy tutaj rekomendowanej (mniejsze o to jaki) i powiem szczerze – przekroczył moje możliwości percepcji. Nawet próbowałem ślepych testów różnych „gęstych” formatów i.. nie rozróżniam.
    Tak więc dalej nie szukam ale poczytać wracam. Audionervosy też nie mam, tylko zwyczajnie cieszę się muzyką (oczywiście na miarę mojego przeciętnego słuchu).
    Co co meritum, to tak jak nie dziwi nikogo, że machanie patyczkiem zwanym różdżką nie wywołuje w ”realu” efektów jak np w Harrym Potterze tak też nie dziwi, że nie zadziałał „kondycjoner”. Ale czasem warto się upewnić:)
    Darz Bóbr!

    • Bardzo serdecznie dziękuję i polecam się na przyszłość. A także spodziewaną część drugą (planowana emisja: czwartek).

  5. Witam.Panie J..i ja chciałem dodać tu od siebie parę uwag i moich spostrzeżeń.Otóż śledziłem przebieg całej tej mistyfikacji Echo Sound i postaram się napisać jak ja to widzę.Gość który wysłał Panu na testy kondycjoner zakładam że zanim do tego doszło obgadaliście cały temat jak to się odbędzie a także domniewam że poinformował Pana że z przygodą audio dopiero zaczyna i próbuje na wszelkie sposoby zbudować podwaliny pod swoją przyszłą markę,więc robi wszystko żeby w jakiś sposób zaistnieć,tak wielu graczy rynkowych kiedyś zaczynało,właśnie od DIY i nie ma w tym nic złego.Choć on sam na swojej stronie nic nie wspominał że to produkty DIY ani to że jest firmą,a Pan zapewne był świadom tych informacji i mimo to podjął się testu,który wykonał i po całej wrzawie dodał do testu dopisek DIY którą zresztą sam Pan rozdmuchał.Uznał też Pan że skoro tak wygląda cała sytuacja to nie pozostaje nic innego jak odezwać się do kolegi Ton Składowy i zrobić z tego świetną aferę,no przecież już lepszy temat nie mógł się trafić,co za rodzynek.Będzie o czym mówić a i klakiery będą przyklaskiwać,pisać swoje wypociny.Czy Pan sobie zdaje sprawę ile ten człowiek poniósł pracy,środków finansowych,swojego czasu na to żeby to wszystko stworzyć i nie wydaje mi się że robił to wszystko tylko dla tego by nabijać ludzi na kasę,trzeba to jasno podkreślić i sobie uświadomić.Opracowanie topologi takiego filtra zajęło mu na bank sporo czasu i wykonać coś takiego nie jest łatwo,trzeba wykazać się jakąś wiedzą w tym temacie i nie zakładam że jej nie miał.Oglądałem jego stronę i miał oprócz filtra bardzo ciekawe kable,osobiście mocno mnie zainteresowały,ale już się nie dowiem bo jej nie ma.Tu trzeba szerzej spojrzeć na to wszystko bo gościu jest bardzo wszechstronny i kto wie co by miał jeszcze z czasem do zaoferowania.Wracając do testu śmiem twierdzić że to Pana sprzęt był tu problemem a nie filtr,tym bardziej że u Pana Ryki wypadł wyśmienicie i jest w jego posiadaniu i do dnia dzisiejszego wszystkie testy na nim właśnie wykonuje.Swoją drogą Pan Ryka na rynku wypracował sobie świetną renomę i piszę pięknym literackim piórem które czyta się wybornie i on sam podejmując się tego testu też był świadomy że ten gość to nie firma tak jak i Pan,tylko w przeciwieństwie do Pana podszedł do niego jak do człowieka i chciał propagować Polskie urządzenia i kto wie czy nie przyszłą firmę z ugruntowaną pozycją,a Pan go zgniótł z Tonem Składowym w zalążku jak robaka i wszystko w imię triumfu,przyklasków swoich klakierów.Piszę to wszystko bo jestem audiofilem a także przedśiębiorcą i przeszedłem w tym temacie długą drogę jedną jak i drugą i mogę Panu powiedzieć tylko że w audio ma wszystko znaczenie,ale Pan jest na wczesnym etapie i z tego co widzę zostanie Pan na nim i nic się w tej kwestii nie zmieni .Mogę jedynie Panu poradzić żeby na przyszłość nie brał się Pan za testy kondycjonerów,bezpieczników.filtrów masy i innych urządzeń bo spełznie to na niczym,nic z tego dobrego nie wyniknie..Byłoby szkoda żeby Pan kolejne rzeczy zmieszał z błotem,bo do tego trzeba mieć adekwatny sprzęt jak i to co jest wokół niego którego Panu brakuje a Pan będzie go wynosił pod niebiosa jaki to on jest wspaniały,no niestety prawda jest zgoła odmienna.Rozumiem że audio ma różną hierarchię gotówkową jak i mentalną u ludzi i czasem lepiej żeby te rożne światy ze sobą się nie ścierały bo kończy się to idiotyzmami.Jedni mentalnie ewoulują a inni stoją w miejscu,nie rozumieją pewnych zachodzących zmian,kierują się tylko wykresami które często nie mają przedłożenia i w ostatecznym rozrachunku poruszają się w audio w kółko jak ślepe ćmy .Osobiście uważam że powinien Pan przeprosić tego gościa,w końcu zaoferował Panu swój produkt podparty już dobrą recenzją u Pana Ryki a Pan go przeżuł i wypluł jak zużytą gumę miętową czy jaką Pan tam lubi.Panie J..poważnie,brakuje Panu ogłady którą tak Pan często podkreśla na swoim blogu,fachowego podejścia i ludzkich uczuć,właśnie tym testem dał Pan temu wyraz.Gdybym miał się jeszcze do czegoś doczepić to widzę że w swoim portfolio reklamuje Pan własnoręcznie wykonane kable do słuchawek,czy one mają jakikolwiek certyfikat ,czy są dobrze zlutowane jak należy a czy Pana stojaki pod słuchawki także mają atest pod kątem małych dzieci,czy farba na nich nie jest toksyczna? i czy były wykonywane z uwzględnieniem jak najmniejszego śladu węglowego,czy może są importowane z ChRl gdzie mają to w poszanowniu i osobiście Pan wypala wyłącznie napis Fanatum?.Czy nadruk na koszulkach nie posiada farby która generuje rakotwórcze związki dla nosiciela który z dumą je nosi na swojej owłosionej klacie i poprzez spływający pot latem po włosach dostaje mu się poprzez skórę do krwiobiegu?.Sam Pan widzi jak ktoś chce to można przyczepić się do wszystkiego a jakże proste jest zrobienie takich kabelków jak Pan robi czy ten gość kable zasilające,nie ma przy tym żadnej filozofii i nie trzeba mieć doktoratu,tylko trochę wiedzy i dobrą rękę do lutownicy oraz zdolności manualne.Pan jak i ten gościu je macie ,więc podaj Pan mu rękę na zgodę,przeproś a i może na chmielówkę się umówcie w ramach zbratania a wszystko w imię dobrego audio.Pzdr

    • Bardzo panu dziękuję za ten niesamowicie interesujący komentarz. Zdaje się, że sam pan konstruktor we własnej osobie, bo tak jakoś styl podobny i argumenty całkiem znajome, tylko nick taki trochę niepodobny.

      Stosowna odpowiedź z mojej strony pojawi się jak pisałem na dniach. Myślę, że nada pańskiemu wywodowi bardzo interesującego kontekstu.

      Pozdrawiam.

  6. Czcigodny pocisku czy przycisku 😀 . No to powiem tak – co do kolegi Ton Składowy to ja zasugerowałem Twórcy AFa że takie bzdury jak wpływ kondycjonowania prądu na dźwięk to temat właśnie też dla niego i warto z nim się skontaktować. Pierwsze słyszę że kondycjonowanie prądu (co to właściwie jest jakaś nowomowa – dla mnie to stabilizacja napięcia po prostu – można je uzyskać na różny sposób) cokolwiek daje dla urządzenia audio z sekcja zasilania czy impulsową czy np realizowana zasilaczem stabilizowanym… Dopiero potem mamy już działanie samego urządzenia. Trzeba być naprawdę oszustem żerującym na nowomowie audiofilskiej albo odklejeńcem bez wiedzy, który szuka po omacku zlepku części na aliexpresie (wszak chińczyk dostarczy dowolne gówno jakie biała twarz chce zakupić w swoich urojeniach). Jak takie coś chcemy nazywać jakąś niesamowitą inżynieryjną wiedzą to jest to żałosne. Człowieku piszesz takie głupoty że aż szkoda że tego AF nie sfiltrował – pewnie zrobił zdjęcia środka i szykuje bombę – i tego Ci życzę. Sam spodziewam się kupy części z aliexpresu połączonych gównem i patykami, zalanych jakimś czymś albo oklejonych dywanem od turka żeby przypadkiem ktoś, jak to rozkręci, to nie zauważył że nic to nie robi (albo co gorzej robi, lecz same złe rzeczy a może i niebezpieczne). Był taki gość, napisał książkę, panie pocisk, zacytuję:
    Kończ waść wstydu oszczędź.

    Jestem przekonany że ten żałosny skowyt dziecka, któremu zabrano grabki w piaskownicy – a nie, przepraszam, człowiekowi, któremu powiedziano jasno „król jest nagi” – ucichnie po kolejnym artykule AFa na ten temat.

    Paradoksalnie sam kolega pocisk do tego doprowadzi tym rozdrapywaniem ran czego sobie szczerze życzę i czekam niecierpliwie na zapowiadany drugi artykuł o tym pseudo urządzeniu.

  7. Czasem sobie czytam audiofilskie treści i spory i jako prosty techniczny człowiek, za każdym razem mam taką refleksję: jeśli coś faktycznie jest „słychać”, to czemu nie zrobić randomizowanych, zobiektywizowanych badań według prostych, doskonale znanych i sprawdzonych metod, np. podwójnej ślepej próby?
    I gdy ta refleksja mnie najdzie, to zaraz mam następną: z wiarą religijną się nie dyskutuje, bo każdy argument jej przeczący per saldo umacnia wyznawcę w swojej wierze.
    No i jak żyć?
    Najlepiej na trzeźwo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Logo Audiofanatyk M
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na mój blog i pomoc w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.