Bowers & Wilkins Pi5 S2 to model o oczko niższy od modelu Pi7, również S2. I choć nie testowałem poprzednich iteracji z tej serii, będzie to skutkowało paradoksalnie znacznie świeższym podejściem, bo bez wcześniejszych naleciałości. Nie odpowie to może na pytania, czy warto robić przesiadkę z modeli poprzednich (z tego co kojarzę, seria S2 jest ulepszona na polu czasu pracy na baterii oraz użytego algorytmu ANC). Odpowie jednak nam na to, czym Pi5 S2 są, jak się mierzą i jak wypadają na tle droższego braciszka, który wcześniej zaprezentował się jakby nie patrzeć całkiem ciekawie.
Recenzja jest owocem płatnej współpracy z marką Bowers & Wilkins za pośrednictwem sieci salonów Top HiFi, która podesłała niniejszy sprzęt do testów.
Jakość wykonania
Słuchawki przychodzą do nas w zgrabnym pudełku, dowożąc funkcje takie jak dual-pairing, ANC, etui ładujące (oczywista oczywistość w przypadku TWSów), a także czujniki siedzenia w uszach (o nich obszerniej za moment). Gabaryty oraz wykończenia są identyczne co w Pi7 S2, ale z mniejszą ilością akcentów ozdobnych oraz oczywiście innymi kolorami. Sprzęt kosztuje w sklepach od 1000 do 1300 zł. (sprawdź aktualną cenę i dostępność)
Przetworniki oraz bateria
Na pokładzie mamy jednostki dynamiczne o średnicy 9,2 mm, napędzane do maksymalnie 5 godzin z opcją rozszerzenia całościowego czasu pracy do 19 godzin. Tyle podaje producent.
W rzeczywistości są to wartości bez włączonego trybu ANC. Producent nie podaje ile słuchawki są w stanie wytrzymać w trybie ANC, ale z moich testów wyszło ok. 2,5 godziny. Jest to połowa czasu podanego w danych technicznych dla trybu normalnego.
Tryb ANC moduluje przy tym dźwięk i wzorem Q20i robi to w dość pozytywny sposób z perspektywy strojenia, ale o tym za moment. Wspominam o tym jednak tutaj dlatego, że dźwięk po ANC może nam się bardziej spodobać, niż bez ANC. Postawi nas to przed trudnym wyborem: dłuższy czas pracy przy mniej pasującym strojeniu, a może dwakroć krócej, ale z lepszym wpadaniem w ucho?
Najbardziej dziwią mnie komentarze zamieszczane przez użytkowników, jak np. ten (pisownia oryginalna):
Słuchawki zrobiły na mnie duże wrażenie ! Głośność tych słuchawek jest naprawdę imponująca przy czym Bass jest czysty i wyraźny a tego właśnie szukałem w słuchawkach . Bateria jest naprawdę wytrzymała bo nie rozładowały mi się słuchawki w trakcie słuchania ani razu co sprawia ze można słuchać cały dzień bez konieczności ich ładowania. Dodatkowo bardzo szybko się komunikują z iOS co jest dużym plusem , ich wykonanie jest solidne co widać odrazu po wyjęciu z etui . Maja jedynie jak dla mnie jedna mała wadę , są dosyć duże jak dla mnie ale i tak chętnie zakładam je by poczuć ten Bass i czyste brzmienie muzyki ! Jeżeli zależy komuś na jakości basu i czystości brzmienia to Gorąco polecam te słuchawki !!!
Nie jest możliwe, aby mając do dyspozycji „cały dzień”, czyli 24 godziny, słuchawki oferujące 2,5 godziny w trybie ANC i 5 godzin w trybie normalnym nie rozładowały się ani razu. Nawet interpretując ten komentarz jako przenośnię, czyli odniesienie do całego dnia roboczego (8 godzin), W trybie normalnym zaliczamy przynajmniej jedno ładowanie, a w ANC trzy (można spróbować zredukować to do dwóch, jeśli liczyć przerwę na przysłowiową kupę, siku i kawusię).
Izolacja i wygoda
Słuchawki są względnie wygodne, choć nie obraziłbym się za nieco dłuższe szyjki, przez co wielkość korpusów nie byłaby dla większej ilości osób problemem. Jest to oczywiście finalnie i tak zależne od tego, jak kształtuje się nasza indywidualna anatomia. Izolacja jest niezmiennie bardzo dobra aktywna, dobra pasywna. Nie są to absolutne „odcinacze” jak Etymotic, ale głęboka penetracja kanałów słuchowych w praktyce wcale nie jest bezkarna.
Etui
Szkoda, że zrezygnowano w Pi5 z etui działającego jak repeater. Była to naprawdę fajna sprawa, ale wiadomo, że na czymś trzeba było zaoszczędzić i dopłata do siódemek winna być czymś usprawiedliwiona. Nie jest to więc coś, co należy interpretować jako wadę per se, a logiczną kolej rzeczy. Etui jest wykonane tym razem z takich samych materiałów, jak słuchawki, tworząc jedną, spójną całość. Nie posiada dodatkowego przycisku parowania.
Opakowanie i wyposażenie
Opakowanie sprawia wrażenie, jakby czegoś w środku zabrakło. Słuchawki wesoło latały sobie wewnątrz opakowania bez żadnego zabezpieczenia. Zdaje się, że ktoś przede mną musiał wyjąć piankę zabezpieczającą, bowiem nie pamiętam, aby taka sytuacja miała miejsce w Pi7. Na wyposażeniu, z racji braku funkcji repeatera dla etui, zabrakło kabla USB-C do jack.
Czujniki automatycznego odtwarzania
Rzecz, która jest niesamowicie denerwująca, to automatyczne pauzowanie muzyki. W Pi7 tak nie było, ale tutaj nie można nawet ziewnąć, aby nie zapauzować sobie odtwarzania dźwięku lub video. Oglądanie filmów w trakcie jedzenia to już w ogóle dramat.
W pewnym momencie nawet wyjście do łazienki powodowało, że słuchawki przerywały odtwarzanie. Zapalenie i zgaszenie światła – tak samo. Wniosek jest więc z tego taki, że fotokomórki użyte w słuchawkach są albo zbyt czułe, albo pokutują w sytuacji, gdy anatomia użytkownika nie jest do końca pasująca pod słuchawki.
Mam z tym jednak ogromny problem co do istoty takiego rozumowania. To nie moje uszy mają być dostosowane pod sprzęt, tylko sprzęt pod nie. To po pierwsze. Po drugie, powtórzę się, ale nie pamiętam abym miał z Pi7 S2 takie problemy. Po paru godzinach słuchawki były niesamowicie frustrujące i w zasadzie odechciewało się ich używać.
Nie doszukałem się niestety żadnej metody wyłączenia niefortunnej funkcji Pi5, która wykluczałaby konieczność skorzystania z aplikacji. Tam bowiem założyłem (bo takiej wiedzy nie miałem), że może uda się coś znaleźć i o niej porozmawiamy sobie za moment.
Przykro mi to pisać, bo jako ogromny fan słuchawek nie czerpię radości z pastwienia się nad sprzętem. Zamiast tego mam duży szacunek do dobrze zaprojektowanych urządzeń tego typu.
Wznawianie/pauzowanie po wrzuceniu do etui
Dziwnie zachowywało się również odtwarzanie podczas wkładania słuchawek do etui. Specjalnie uważałem, aby nie dotykać paneli dotykowych Pi5 S2, a mimo to za każdym razem gdy komputer tracił połączenie ze słuchawkami, automatycznie wznawiał odtwarzanie. Tym razem nie było to jednak związane z czujnikami.
Po prostu było to tak, jakby kontroler wysyłał na koniec tuż przy rozłączeniu komendę Resume Play/Pause. Bo w drugą stronę również działało to w taki sposób i odtwarzana aktualnie muzyka automatycznie się pauzowała. Jest to więc chyba taki „ficzer”, wobec którego nie dostałem chyba żadnej notatki i którego w efekcie nie za bardzo pojąłem.
Aplikacja producenta
Jej istnienie to zawsze plus, dla każdych słuchawek. Z reguły pozwala na precyzyjną kontrolę nad słuchawkami, czasami będąc jedynie powieleniem tego, co sprzęt sam z siebie jest w stanie zaoferować użytkownikowi.
B&W widzę natomiast, że uczy się nie do końca dobrych wzorców.
Zacznijmy od tego, że w pudełku zabrakło prawdopodobnie instrukcji obsługi tej pełnej. Nie byłem więc w stanie doszukać się opcji wyłączenia – jeśli takowa w ogóle istnieje – funkcji „czujników zbliżeniowych”, jak to producent później nazwał. Konieczne było więc pobranie aplikacji producenta. Takowa została przeze mnie pobrana i zainstalowana na telefonie. Jej pełna nazwa to Bowers & Wilkins Headphones.
Niestety odkryłem – oczywiście po przydzieleniu wszystkich zezwoleń – że potrzebna jest jeszcze aplikacja Bowers & Wilkins Music.
W porządku, pobieram, instaluję, otwieram… proszę założyć konto. Nie ma innej opcji. A więc już ma miejsce przymuszanie do dokonania określonych czynności i zakładania kont. Ale nic to, idziemy dalej.
Po zainstalowaniu obu aplikacji, założeniu konta, potwierdzeniu prawdziwości konta, sparowanie nastąpiło w drugiej aplikacji. Pośród sugerowanych różnych rzeczy (jak np. aplikacji do streamingu), które kompletnie mnie nie interesowały, a zapewne są częścią struktury reklamowej Bowersa, oczom mym ukazała się wreszcie możliwość skonfigurowania funkcji czujników zbliżeniowych.
Wreszcie słuchawek dało się używać i tak naprawdę była to jedyna rzecz, jakiej tu potrzebowałem. Ale wiedziony ciekawością, zajrzałem do poprzedniej (pierwszej) aplikacji Bowersa, która… nadal odmawiała sparowania z Pi5 S2 i odsyłała do aplikacji Music. Może jest ona przeznaczona do starszych urządzeń producenta? Kto wie. Szczerze, nie miałem ochoty nawet się tego doszukiwać.
W aplikacji pierwszej doszukałem się natomiast – na szczęście wyłączonej domyślnie – opcji zbierania anonimowych danych statystycznych. Czy opcja ta byłaby aktywna, gdybym sparował inne słuchawki? Być może tak, być może nie. Niestety żyjemy w czasach wszechobecnej inwigilacji i wyciągania każdych możliwych danych dotyczących naszych zachowań. Wymuszanie założenia konta, do tej pory oburzające mnie jedynie podczas instalacji systemów Windows, zawsze jest rzeczą interpretowaną przeze mnie negatywnie. Owszem, można myśleć o tym tak, że aplikacja jest darmowa, więc pewną formą „zapłaty” za nią są moje dane lub ich część. Problem w tym, że Pi5 S2 kosztują 1000 zł i w tej cenie współpraca z dedykowaną aplikacją jest raz, że atutem, dwa, że wliczona w cenę urządzenia.
Tak więc po upewnieniu się, że Pi5 S2 pracują na najnowszym oprogramowaniu, z sobie tylko znanym impetem, majestatycznym ruchem ręki przeciągnąłem obie aplikacje na rozkosznie brzmiące pole z napisem „Usuń”. Ponieważ Pi5 S2 zapamiętały (na całe szczęście) moją wolę wyłączenia swoich fatalnie działających czujników zbliżeniowych, nie były one mi już potrzebne, a testy mogłem wykonywać bez żadnego problemu.
Dość bowiem wspomnieć, że czujniki aktywowały się również w trakcie pomiaru akustycznego, co notorycznie rujnowało wyniki. Ponownie powtórzę, że z Pi7 nigdy mi się tak nie zdarzyło, aczkolwiek pomiary wykonywane były w innym pomieszczeniu, przy innym oświetleniu, w innym mieście, a nawet w ogóle w innym województwie. Tak więc wraz z upadkiem jedynej krytycznej przeszkadzajki, testy i pomiary Pi5 S2 stanęły wreszcie przed nami otworem.
Jakość dźwięku
Tonalnie słuchawki prezentują typową szkołę grania Bowersa, dokładnie tak samo, jak model Pi7 S2:
Tak wygląda pasmo przenoszenia Bowersów, zarówno w trybie zwykłym, jak i ANC (kolor turkusowy). Jak widać nie są to idealnie pokrywające się wykresy na przykładzie lewego kanału. Mamy więc tutaj mocny, podkreślony bas z sowitym wygarem, jak również wyraźnie podkreślony sopran. Paradoksalnie, zmiany względem siódemek są dokładnie takie same wektorowo, jak między Px7 a Px8:
W ichnich modelach wokółusznych, Px7 również legitymowały się bardziej wyczynowym brzmieniem w postaci mocniejszego basu i sopranu. Identycznie można to zaobserwować tutaj. I tak samo, pokutuje to trochę, że miałem styczność z modelem lepszym na początku, aniżeli na odwrót. Z drugiej strony to i lepiej, bo w takiej sytuacji odpada nam efekt „WOW” (tj. kredyt od niewiedzy czego można się spodziewać) i zostaje się tylko to, co słuchawki naprawdę sobą oferują.
A co oferują? Jak pisałem, mocny, soczysty bas z potężnym wygarem. W zasadzie tak samo, jak w Soundcore Q20i, słuchawki są nastawione na zastosowania stricte outdoorowe. Bas sam w sobie jest czysty i słuchawki, mimo obecności trzeciej harmonicznej, nie mają specjalnego problemu z dowiezieniem go w dużych ilościach i z dobrą jakością.
Sopran mimo moich obaw nie jest zły i słuchawek słucha mi się lepiej, niż PistonBuds Pro Q30. Tam sopran wręcz się odklejał od reszty, podczas gdy w Pi5, mimo ewidentnego nacisku, trzyma się to jeszcze cały czas tego samego talerza i nie jest serwowane na osobnym.
Średnica jest naturalnie szarą eminencją, bo zakleszczoną między mocno dominującym basem, a wybitym na detalu sopranem. Jest słyszalna, zostawia po sobie pewne pozytywny efekt uboczny w postaci zrobienia miejsca na środku sceny, ale osoby szukające mocno podkreślonych i wypchniętych wokali będą musiały poszukać czegoś innego.
Wreszcie: scena. Tutaj również klasycznie, z mocno zaznaczoną szerokością sceniczną. Wrażenie głębi scenicznej jest dostateczne, ale słuchawkom bliżej jest głowy słuchacza niż dalej. W końcu trudno spodziewać się po dokanałowych TWSach cudów na miarę systemu kolumnowego albo przestronnych słuchawek nagłownych.
Czystość
Słuchawki w trybie BT zachowują się dosyć przyzwoicie przez większość swojego przebiegu:
Zauważalne są jednak wybicia zarówno głównego wskaźnika zniekształceń, jak i trzeciej harmonicznej. W zaokrągleniu:
- 100 Hz = 0,25%
- 1 kHz = 0,18%
- 3,5 kHz = 0,46%
- 6 kHz = 0,48%
- 8 kHz = 3,0%
Teoretycznie w punkcie pomiarowym mamy 0,18%, co jest wynikiem bardzo przyzwoitym. Skazą na tym wyniku jest punkt 8 kHz z 3% THD+N.
W trybie ANC jest jeszcze ciekawiej:
W punkcie 56,5 Hz notujemy niemal idealnie 2,5% THD, będące charakterystycznym wybiciem w takich scenariuszach. Następnie:
- 100 Hz = 0,39%
- 1 kHz = 0,23%
- 3,5 kHz = 0,32% (ze skokiem w 4,13 kHz na 0,65%)
- 6 kHz = 0,46%
- 8 kHz = 2,4%
Wynik dla trybu ANC jest miejscami lepszy, a miejscami gorszy (na basie) względem trybu BT. Nadal widoczne jest jednak nienaturalne zabrudzenie dźwięku na 8 kHz.
Rezonanse, impuls i artefakty
Rzut okiem na wykres CSD powinien unaocznić gdzie występuje problem:
Bardzo intrygujące zachowanie na sopranie. Jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Choć podejrzewam, że trochę słuchawek o podobnym zachowaniu w przeszłości mi się przez blog przewinęło. Było to w czasach, gdy jeszcze takowych pomiarów nie wykonywałem.
Jeszcze lepiej widać to z góry:
W trakcie testów słyszalny był jakby „drugi sinus”, który doskonale mamy uchwycony w formie „laserów”. Wygląda to na potężne artefakty pochodzące od sprzętowej equalizacji.
W trybie ANC również jest to widoczne:
I ponownie „laserówa” w sopranie:
Z tym że tutaj dochodzą nam jeszcze anomalie na basie, wprowadzane jako efekt uboczny systemu ANC. To akurat (niestety) norma.
Impuls nie wygląda najgorzej, ale dla słuchawek BT jego pomiar jest obarczony potencjalnie sporym błędem.
Całokształt
Mimo tego wszystkiego, Bowersów nie słucha się o dziwo źle, zwłaszcza w trybie ANC. Wręcz przeciwnie. Jedynie sopran mógłby być technicznie czystszy, a same słuchawki lepiej dopracowane w tym rejonie, ale patrzę na cenę, patrzę na przebieg THD w trybie zwłaszcza czystego BT i myślę, że wiele osób może być z nich zadowolona. Szczególnie tyczy się to osób lubujących się w czystym basie. Pomiar pokazał, że cytowana przeze mnie opinia, choć raczej nie pochodząca od realnego użytkownika, w tym akurat punkcie nie mija się z prawdą.
I choć tak, jak w przypadku Px8, wolałbym dopłacić do Pi7 dla „lepszego” strojenia, nadal dostajemy tu stosunkowo czyste i dobrze wykonane słuchawki, co do których poza pewnymi zastrzeżeniami stricte technicznymi, największy zarzut mogę uczynić na polu generowania użytkowej irytacji.
Trzeba pamiętać, że tak samo jak Pi7 S2, piątki mają jeszcze bardziej ograniczone zastosowania z racji takiego a nie innego strojenia na planie „V”, ale tyczyć będzie się to myślę głównie słuchania w domowym zaciszu (bas uderzy nas wtedy z całą swoją mocą), a także gatunków mocno operujących na eksponowanym wokalu.
Żywiołem Bowersów są na pewno scenariusze wyjściowe. Te słuchawki są wręcz stworzone do autobusów, pociągów, tramwajów oraz głośnych samochodów. Dobrze tłumią i dodatkowo kompensują otoczenie w zakresie niskich tonów swoim strojeniem. Dlatego odsłuch w domu, gdzie takich warunków nie ma, jest z automatu doświadczeniem gorszym.
Słuchawki najlepiej brzmiały mi w trybie ANC, ponieważ lekko modulują wówczas tonalność i mimo mocniejszego subbasu są ogólnie równiejsze. Efektem ubocznym jest oczywiście konsumpcja baterii. Choć Pi5 S2 są w punkcie pomiarowym czystymi słuchawkami, są również wyraźnie equalizowane cyfrowo, co również widać na pomiarach. Producent wyraźnie więc ścinał zakręty, ale trochę na wzór Hifimana, chyba zakładał, że większość osób nie będzie słuchała Pi5 na tak wysokich poziomach głośności, aby opisywane zjawiska udało się zaobserwować.
Podsumowanie
Podróż przez wszystkie cechy i walory Pi5 S2 była troszkę wyboista, ale udało się ostatecznie dotrwać do końca testów. Były one zarówno ciekawe, jak i miejscami frustrujące i wymagające dopasowania słuchawek do siebie, aby w pełni móc ich używać. A i tak wymaga to poduczenia się nieco specyfiki zachowania tego modelu.
Ze słuchawkami TWS niestety nie przeskoczymy pewnych uwarunkowań anatomicznych, które powodują, że pod koniec dnia każdy musi wyrobić swoje własne zdanie na temat modelu X czy Y. Ale nawet mimo to, wiele jesteśmy w stanie ustalić w ramach recenzji pisanej z perspektywy osoby trzeciej. I to zarówno subiektywnie, jak i obiektywnie.
Jakość wykonania znakomita, a etui bardzo dobra. Trudno jest się przyczepić do czegoś konkretnego, może poza wspomnianym pakowaniem. Może to tak ma być, może nie ma być, więc ocenę wystawiłbym tu na poziomie 9/10.
Strojenie samo w sobie nie jest złe i w trybie ANC, mimo iż jest to wyraźna V-ka, powinno zyskać grono wielbicieli, którzy nie chcą wydawać na TWSy nawet o jeden grosz więcej niż 1000 zł. Tutaj również można byłoby dyskutować nad proporcjami, czysto de gustibus. W trybie ANC jest lepiej, ale kosztem baterii. Dziwią artefakty sinusoidalne na sopranie, które w tym budżecie nie powinny mieć miejsca. Przynajmniej cena jest całościowo niższa niż w Pi7. Całościowo jednak słuchało mi się ich dobrze i z dużą czystością w ogromnej większości pasma przenoszenia, stąd ocena 7/10.
Ergonomia to już niestety zjazd w dół za sprawą źle rozegranego ekosystemu aplikacji oraz skrajnie irytującej funkcji detekcji założenia, którą trzeba wyłączać właśnie tam. Choć detekcję można sobie wyłączyć, wymusza to podjęcie odpowiednich kroków i posiadanie kompatybilnego z aplikacją telefonu. Ponad wszystkim jednak wyłączamy coś, za co zapłaciliśmy, dlatego nie może być to traktowane jako okoliczność łagodząca. Dedykowane tipsy oraz krótki czas pracy pozostały niezmienione względem Pi7. Tym razem niestety poniżej przeciętnej: 4/10.
Z oceną całościową 6,7/10 słuchawki plasują się zatem za Pi7 S2.
Subiektywnie dopiero po wyłączeniu irytujących czujników, nie było problemów z użytkowaniem Pi5 S2. Słuchawki wpadały w ucho i robiły dobre wrażenie, mimo iż strojeniem nie są dokładnie tam, gdzie leżą moje oczekiwania co do „dźwięku idealnego”. Bowers lubuje się w skrajach, nie tak jak Beyerdynamic, ale wciąż jest to na ogół mocny bas i szarpnięcie po detalu. Robi to całkiem dobrze jakościowo i to na tyle, że jak pisałem Pi5 S2 wcale nie odrzucają, a w trybie ANC intrygują, mimo iż naznaczone doświadczeniami z ergonomią wspomnianych czujników oraz pomiarami.
Obiektywnie te ostatnie pokazują, że słuchawki Bowersa mają kilka miejsc, w których pojawiają się rzeczy niepożądane, może wręcz zaskakujące. I nie jest to tym razem kwestia kontroli jakości, a coś zakorzenionego w samej istocie słuchawek TWS, które notorycznie są equalizowane sprzętowo i im bardziej się to dzieje, tym mocniej widać to na pomiarach, niczym na papierku lakmusowym. Dlatego życzyłbym sobie, aby w modelu np. Pi5 S3 producent bardziej dopracował kwestie techniczne, ażebym mógł słuchawki te z czystym sumieniem zarekomendować.
6.7/10
Słuchawki są dostępne m.in. w salonach Top Hifi w cenie 999 zł.
Zalety:
- bardzo dobre wykonanie słuchawek i etui
- aktywna redukcja szumów
- satysfakcjonująca wygoda i izolacja od otoczenia
- panele dotykowe
- obsługa asystenta głosowego
- funkcja automatycznego pauzowania muzyki i wznawiania po wyjęciu słuchawek
- brzmieniowo basowe „V” o całkiem dobrym strojeniu barwowym, zwłaszcza w trybie ANC
- wysoka czystość ogólna dźwięku
- dobra scena na szerokość
Wady:
- duże problemy z czujnikami założenia słuchawek odpowiadającymi za wspomniane pauzowanie
- dziwne środowisko aplikacji producenta oraz konieczność rejestracji
- zbyt mocny jak dla mnie bas
- bardzo dziwne artefakty sinusoidalne na górze
- dedykowane tipsy ze zintegrowanymi filtrami mogą ograniczać możliwości doboru alternatyw
- czas pracy na baterii (zwłaszcza z ANC) mógłby być dłuższy
Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów