Tronsmart T7 Lite to nieco odchudzona wersja większego T7, prezentująca linię ultra-przenośnych i kompaktowych konstrukcji tego producenta. Choć wizualnie wpisuje się w trendy innych głośników, jak np. Sony czy JBL, to nie jest to powód, aby patrzeć na niego lekceważąco, a o czym przekonałem się w niniejszej recenzji na własnych uszach.
Recenzja jest owocem współpracy z marką Tronsmart, która podesłała niniejszy sprzęt do testów celem jego niezależnej oceny użytkowej i brzmieniowej.
Dane techniczne
Dane cytowane z oficjalnej aukcji producenta:
- Wersja Bluetooth: 5.3
- Profil Bluetooth: A2DP/AVRCP/HFP/HSP
- Kodek audio: SBC
- Zasięg Bluetooth: Do 15 m
- Wodoodporność: IPX7
- Moc wyjściowa: 24 W
- Zasilanie wejściowe: 5V/2A, przez port Type-C
- Zakres częstotliwości: 60Hz – 20kHz
- Bateria: 3,7V/4000mAh
- Czas odtwarzania: Wyłączenie LED: Do 24 godzin
- Czas ładowania: 4 godziny
- Maksymalna moc nadawania: 4 dBm
W zestawie:
- 1 x przenośny głośnik T7 Lite
- 1 x kabel do ładowania Type-C
- 1 x karta gwarancyjna
- 1 x podręcznik użytkownika
- 1 x karta SoundPulse
- 1 x smycz
Cena: ok. 140-150 zł (sprawdź aktualną cenę i dostępność)
Jakość wykonania i konstrukcja T7 Lite
Wykonanie T7 Lite jest całkiem dobre. Jedyne, co rzuciło mi się w oczy, to ślady odlewów na bocznych „zderzakach” osłaniających membrany bierne. Sam głośnik jest konstrukcją tubową, mającą jeden rząd przycisków z uchwytem na smycz oraz zaślepionymi portami ładowania (USB-C) i dla karty pamięci.
Głośnik wyposażony jest w trzy membrany bierne oraz tylko dwa małe przetworniki aktywne, które wytworzyć muszą odpowiednie ciśnienie wewnątrz, aby rozruszać resztę. Mamy tu większość rozwiązań znanych z większych głośników Tronsmarta, w tym podświetlenie RGB, wbudowany DSP czy możliwość parowania w stereo. Ta ostatnia rzecz jest bardzo ciekawa i otwierająca dodatkowe horyzonty posiadaczowi, a o czym powiem za moment więcej.
Producent postawił na wytrzymałość, stosując metalową maskownicę ażurową z naciągniętym na nią materiałem maskującym. Przetworniki są schowane pod plastikową obudową z perforacją. Zabezpiecza to T7 Lite przez zabrudzeniami i zachlapaniem.
Czas pracy określono na 24 godziny przy wyłączonym podświetleniu RGB. Jeśli głośnik nie otrzyma żadnego sygnału audio, po 30 minutach samoczynnie się wyłączy. Sygnał możemy wprowadzić wyłącznie za pomocą Bluetooth, ale po zainstalowaniu karty MicroSD, głośnik przemienia się w przenośny odtwarzacz muzyczny.
Podkreślić należy ogromny plus T7 Lite w postaci możliwości dalszej pracy podczas ładowania. Oznacza to, że podłączony do powerbanku nadal będzie odtwarzał dźwięk, nie wymuszając na nas zakończenia użytkowania. Szkoda że Haylou S35 tak nie potrafią.
Głośnik możemy sparować jednocześnie z dwoma urządzeniami, a także equalizować za pomocą dedykowanej aplikacji na telefon Tronsmart App. Dla osób bardzo mobilnych i chcących zabezpieczyć T7 Lite w podróży, producent oferuje opcjonalne etui dostępne na swoim sklepie.
Jakość dźwięku Tronsmart T7 Lite
Model T7 Lite mam wrażenie, że jest ze wszech miar kontynuatorem tego, co oferowane było w ramach znacznie większego modelu Bang SE. Na myśli mam tu bardzo podobny dźwięk oraz praktycznie te same uwagi co do basu. W tym jednak przypadku dochodzą nam ograniczenia nie tylko związane z litrażem jednostki, ale też powierzchnią na której się nasz głośnik znajduje.
Bas
Zaczynając od początku, bas jest w tym głośniku lepszy niż wskazywałyby jego wymiary, ale nadal płytki i skojarzeniami nawiązujący do Bang SE. Ma słyszalne problemy z zejściem, mocno zależy od podłoża i umiejscowienia. Niemniej naprawdę spodziewałem się po nim mniej niż zaoferował. Głośniczek dwoi się i troi, aby dostarczyć nam jak największy bas i paradoksalnie więcej będzie go wówczas, gdy głośność powędruje w górę.
Wtedy to bowiem do głosu mocniej będą dochodziły membrany bierne znajdujące się po bokach urządzenia i na grzbiecie. Jak nazwa wskazuje, nie są to przetworniki w sensie aktywnych jednostek, a jedynie elementy zasilane ciśnieniem powstającym wewnątrz obudowy. Ciśnienie to kreowane jest przez nic innego jak aktywne przetworniki, które występują również modelu T7, ale z tą różnicą, że tam mamy jeszcze pełnoprawny woofer. Dlatego im bardziej zapracowane będą te drugie, tym więcej uzyskamy z tych pierwszych, czego w zwykłym T7 nie trzeba aż tak bardzo czynić.
Czy można było dać tam jednostki aktywne? Zapewne tak, ale mielibyśmy powtórkę z T7 nie-Lite. Tak jak w nim, odbiłoby się to negatywnie na wadze i na pewno poborze prądu. Trzeba bowiem wszystkie przetworniki wyposażyć w magnesy i odpowiednio napędzić. Więcej jednostek aktywnych oznacza większy pobór i konieczność stosowania mocniejszych końcówek mocy, a co jeszcze dodatkowo może ów pobór zwiększyć. Jest to więc system naczyń połączonych. Dlatego w T7 mamy tylko maks. 12 godzin pracy, a w T7 Lite dwakroć tyle. Coś za coś.
Projektanci takich głośników prześcigają się w rozwiązywaniu problemów odpowiedniego wyważenia konstrukcji tak, aby zaoferować możliwie jak najlepsze osiągi przy wciąż jeszcze rozsądnych gabarytach i konsumpcji energii. Sztuka ta udała się Tronsmartowi nieźle, ale to jest trochę tak jak ze wzmacniaczami lampowymi: da się lepiej, da się mocniej, da się wszystko, tylko że są pewne ograniczenia, przez które osiągnąć się tego nie da. W lampach jest to technologia (nawiązuję tutaj do niedawnej recenzji Feliks Audio Elise), a w przenośnych głośnikach litraż i rzeczy, o których wspomniałem. A więc fizyka.
Fizyki niestety nie oszukamy i T7 Lite zaoferuje nam bas, ale bez „oomph” i głębokości, jaką znamy z konwencjonalnych głośników lub po prostu większych modeli. Między T7 a T7 Lite zachodzi taka sama analogia, jak między Bang Mini i Bang SE. Tam również ten pierwszy miał zauważalnie mocniejszy bas i cieplejsze zabarwienie dźwięku, ale pracował do 16 godzin, podczas gdy Bang SE był lżejszy basowo, ale bardziej otwarty, realny i wyciągał 24 godziny. I tam również zachodziło równanie: mniej przetworników + mniejsza moc = oszczędności w energii. Na niekorzyść sytuacji z T7 Lite będzie jednak przemawiał zawsze skromny litraż, dlatego Bang SE radził sobie lepiej.
Tony średnie
Średnica jest o dziwo bardzo fajna i uważam, że może to być najlepszy punkt programu T7. Wokaliści, ale może też ogólnie głosy i dialogi, są bardzo dobrze słyszalne i świeże, otwarte. Nie ma tu efektu zamulenia, mocno nawiązując do jak pisałem modelu Bang SE. Czyni to Tronsmarta idealnym głośnikiem przenośnym do oglądania YouTube, słuchania podcastów albo transmisji sejmowych kłótni, jeśli akurat ktoś ma takie preferencje. Muzyka oparta na wokalu oczywiście również wydaje się bardzo żywa i otwarta, wyprowadzona w angażujący sposób w stronę słuchacza. T7 bardzo pozytywnie mnie w tym miejscu zaskakuje.
Tony wysokie
Góra to przede wszystkim barwa uzależniona mocno od położenia głośnika względem nas, ba, nawet od podłoża i orientacji. W większości sytuacji i konfiguracji sopran T7 Lite był bardzo podobny charakterem do średnicy, a więc nastawiony na ekspozycję, czystość i klarowność. Nie doszukałem się tam tendencji do sybilowania, a co jest naprawdę super w porównaniu do doświadczeń np. z głośnikami Bluedio. Widać nie wszyscy producenci z Chin lubują się w robieniu z głośnika symulatora szlifierki.
Scena i ustawność
Ponieważ głośnik nie jest jednostką stereofoniczną, nie mogę określić jego zdolności do generowania sceny mając tylko jedną sztukę. Powinno jednak być tu bardzo dobrze pod tym względem, tym bardziej, że jest możliwe sparowanie dwóch urządzeń w jeden zespół stereofoniczny. Mamy wówczas do 24 godzin odtwarzania w stereo wireless za 2x 140 zł.
Najlepsze efekty udało mi się uzyskać z T7 Lite w pozycji pionowej. Ponieważ producent przewiduje użytkowanie na leżąco lub stojąco tylko na jednej stronie lub boku, zakładam, że to właśnie w taki sposób należy poprawnie tego głośnika używać. Dlatego też jeśli ktoś będzie nie do końca zadowolony z pozycji leżącej, spróbujcie głośnik do siebie przybliżyć, oddalić albo postawić.
T7 Lite jako zestaw stereo?
Jeśli skupić się w tym miejscu na koncepcji konfiguracji stereo, to nagle okazuje się, że mamy dwa głośniki o bardzo smukłej sylwetce po bokach monitora lub laptopa, które zajmują ekstremalnie mało miejsca i nie mają żadnych kabli. Piszę o tym dlatego, że często spotykam zapytania w stylu „jakie smukłe głośniki do komputera”. I choć pierwsze skojarzenie mam z nieprodukowanymi już chyba Harman/Kardon SoundSticks, być może rozwiązanie na bazie dwóch T7 Lite, mimo że bateryjne i bez subwoofera, stanie się na swój sposób twierdzącą formą odpowiedzi na to pytanie.
Od wielu lat broniłem się przed takimi urządzeniami, ponieważ uznaję za właściwe i zasadne, aby elektro-śmieci nie mnożyć i nie czynić tego z byle powodu. Jednym z nich jest wyrzucanie dobrego sprzętu na złom tylko dlatego, że zużyciu uległy ogniwa znajdujące się w środku, a producent nie przewidział możliwości naprawy swojego urządzenia. Na zasadzie „jak zdechnie to zdechnie, kup sobie nowe”. A może nie chcę i nie potrzebuję kupować? A może chciałbym móc tenże sprzęt sobie naprawić? Jeśli np. wymiana kilku kondensatorów, mostka prostowniczego oraz dwóch tranzystorów mocy jest w stanie postawić na nogi sprzęt X, który kosztował np. prawie 1000 zł, to tym większa później satysfakcja z dobrze wykonanej naprawy.
W przypadku audio najgorszym tematem są słuchawki TWS, za to znacznie lepszym pełnowymiarowe słuchawki oraz głośniki. Są to urządzenia, w które w razie czego można ingerować i spróbować sprzęt naprawić. Jeśli mamy głośnik, który wygląda jak nowy, gra bardzo fajnie, jest ze wszech miar użyteczny i jego jedynym problemem jest ewentualna wymiana ogniwa za 50 zł z przesyłką, to po co wywalać i kupować nowe?
Myślę, że to m.in. właśnie takie produkty spowodowały, że mój stosunek wobec sprzętu bezprzewodowego mocno zmiękł na przestrzeni ostatnich miesięcy i to do tego stopnia, że coraz więcej urządzeń jestem w stanie zaakceptować z baterią na pokładzie. Oczywiście przy założeniu, że jak pisałem nie będzie mi blokowana możliwość ewentualnej ich naprawy. Stąd też coraz chętniej spoglądam na sprzęt bezprzewodowy, starając się jednocześnie opisywać go na blogu.
Do głośników marki Tronsmart mam jak na razie szczęście, bowiem wszystkie dotychczas testowane modele pasowały mi zarówno pod względem użytkowym, jak i brzmieniowym. Co prawda nie jestem w stanie w tak krótkiej recenzji przewidzieć trwałości głośnika albo potencjalnych słabych jego stron na osi czasu. Jest to tym bardziej kluczowe w scenariuszu stereo, ponieważ głośniki będą nabijały setki godzin zarówno na elektronikę wewnętrzną, jak i ogniwa bateryjne. Niestety z zewnątrz nie widzę miejsc, w których można byłoby spróbować rozpocząć naprawę i wymianę ogniwa w razie problemów, ale być może jest to po prostu skrzętnie ukryta możliwość. Niemniej warto w tym miejscu o tym napisać.
Zastosowania i porównania T7 Lite z innym sprzętem
W kontekście porównań jeszcze, aby nie ograniczać się wyłącznie do produktów Tronsmarta, w porównaniu do MS50A otrzymujemy oczywiście znacznie pomniejszony bas, ale za to żywsze pozostałe fragmenty pasma i co najważniejsze, brak terkotania membran na wyższych poziomach głośności. Udało mi się usłyszeć drobne artefakty od wewnętrznej equalizacji sprzętowej, ale nie był to dramat, a wręcz zaskoczenie, że tylko to byłem w stanie wykryć i to w tak małej skali. A porównujemy tu przecież głośnik miniaturowy wielkości bidonu rowerowego z 4x tak dużym głośnikiem semi-wireless (bo wymagającym zasilania przewodowego i jedynie połączenie z komputerem odbywa się bezprzewodowo).
W zakresie odtwarzanego materiału audio jest pełna dowolność. Najgorzej będzie oczywiście z basem, więc mocna i basowa muzyka będzie wymagała raczej drugiego głośnika do pomocy oraz kręcenia takiego zestawu dość wysoko z głośnością. Osobiście rekomendowałbym postawienie wówczas na większe produkty Tronsmarta lub innego producenta. Trudno jest mi zrozumieć sytuację, w której ktoś naprawdę i szczerze oczekiwałby od takich maleństw, że będą kruszyć tynki i denerwować sąsiadów. Z sąsiadami trzeba żyć w zgodzie i zawsze pokazywać wyższe standardy, chociażby dla samego siebie. A tynków kruszyć też nie ma sensu, bo raz, że materiały budowlane drogie, a dwa, że gładziować i szpachlować cały pokój to raczej jedna z ostatnich czynności, które chcielibyśmy robić w wolnej chwili.
Zastosowania T7 Lite są bardzo duże. Głośnik jak pisałem możemy bardzo tanio sparować w prosty system stereo w konwencji absolutnego wireless. Kompletnie zero kabli przez 24 godziny. Przy wykorzystaniu w formie pojedynczego głośnika, podróż i odsłuchy np. w aucie albo parku to rzeczy od razu nasuwające się na myśl. Bardzo pomocny jest on również w scenariuszach, gdzie chcemy pooglądać coś na laptopie, ale wbudowane głośniki nie dają nam absolutnie żadnej możliwości zrozumienia dialogów. Mam tak ze starym Lenovo, do którego bez dodatkowego głośnika albo słuchawek nawet nie ma co podchodzić.
Na koniec powiem jeszcze jedną rzecz. Dawno temu pisałem artykuł zbiorczy o kilkunastu przykładowych głośnikach bezprzewodowych Bluetooth zebranych z rynku na dany moment. Gdybym miał wówczas T7 Lite, ten zdeklasowałby brutalnie wszystko, co się tam przewinęło. Jak pamiętam było to pisane kilka ładnych lat temu i jestem osobiście pozytywnie zaskoczony także i tym faktem, że w tym czasie dokonał się taki progres w miniaturyzacji konstrukcji tego typu. Myślę, że T7 Lite nie jest jedynym przykładem na to, że na rynku spotkamy dziś lub w przyszłości sporo takich konstrukcji, które mimo ewidentnych i oczywistych ograniczeń, będą nadal na tyle praktyczne, że warto będzie je zakupić.
Podsumowanie
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony, że z tak małego i taniego głośniczka kieszonkowego, wyciągnięto tak wiele dobra. Choć jest niepozorny, miejscami nie różni się od mojego termosu Contigo i możliwe, że w nocy byłbym w stanie jedno z drugim pomylić jeśli nie zwróciłbym uwagi na diody LED, producent zapakował tu uproszczony i zeskalowany w dół dźwięk droższego i większego Bang SE, a który mi osobiście również się podobał.
Skojarzenie z Contigo zaś, o ile może w pierwszej chwili wydawać się pejoratywne, w rzeczywistości sugeruje nietypowe zastosowanie: umiejscowienie w slocie na bidon na rowerze. I faktycznie potencjalnie jest to możliwe, o ile oczywiście uchwyt na to pozwala.
Ale wracając do sedna, w cenie 140 zł jeśli już do czegoś konkretnego miałbym się przyczepić, to na pewno będą to trzy rzeczy:
- Konieczność sięgnięcia do instrukcji, aby zapoznać się z ukrytymi sprytnie opcjami, które skrywane są pod przyciskami od rzeczy nieco innych (np. wyłączenie RGB poprzez podwójne krótkie naciśnięcie przycisku POWER).
- W zasadzie nic słyszalnie nie dający tryb DSP. Coś tam się niby zmienia, ale jest to tak subtelne, że niespecjalnie przydatne.
- Trzecia rzecz to pięta achillesowa T7 Lite, a więc bas. Jest go zauważalnie mniej niż w T7, przez co osoby szukające przenośnego „umcyk umcyk” mogą czuć się zawiedzione, zwłaszcza jeśli ich styczność z produktami Tronsmart oscylowała wokół Bang Mini czy właśnie T7.
Poza tym nie widzę nic, co byłoby krytycznym przytykiem, problemem albo dyskwalifikacją. Bardzo ustawny, praktyczny, uniwersalny i opłacalny, przez co z notą całościową 8.5/10 kwalifikujący się wciąż do rekomendacji.
8.5/10
Głośnik jest możliwy do nabycia m.in. w oficjalnym sklepie producenta na Allegro (link) oraz w sklepach producenta (link) i naszych krajowych w cenie ok. 140-150 zł (sprawdź aktualne ceny i dostępność).
Zalety:
- dobre wykonanie jak na tą cenę
- maks. 24 godziny pracy na baterii
- funkcja parowania stereo
- dedykowana aplikacja z dodatkowymi funkcjami i EQ
- możliwość działania jako odtwarzacz przenośny (via karta microSD)
- otwarte i równe granie sekcji średnio-wysokotonowej
- format pasujący nawet w slot na bidon rowerowy
- sprawdzają się nawet w roli bezprzewodowych głośników 2.0
- atrakcyjna cena
Wady:
- ubytki w niskich tonach
- niespecjalnie cokolwiek dający tryb SoundPulse
- troszkę nieintuicyjne poukrywanie wielu funkcji pod tymi samymi przyciskami