Topping L70 jest jednym z tych urządzeń, które z wielu względów bardzo mnie sobą zainteresowały. Zresztą, dawno już nie miałem przyjemności gościć nic od tego producenta na łamach AF. Ostatnim bodajże produktem był całkiem dobry Topping DX5, choć żałowałem tam braku „prawdziwego” wyjścia XLR 4-pin. Model L70 odkupuje winy swojego brata i oferuje pełen balans, aczkolwiek nie w wydaniu pełnoprawnej integry. Tym razem mamy do czynienia z urządzeniem segmentowym i będącym tylko wzmacniaczem słuchawkowym. Choć czy aby na pewno „tylko”? To okaże się w niniejszej recenzji.
Recenzja jest owocem płatnej współpracy z marką Topping za pośrednictwem sklepu Audiomagic, który podesłał niniejszy sprzęt celem wykonania rzeczywistych testów użytkowych i pomiarów. Jest to tym samym ekspertyza niezależna.
Jakość wykonania i konstrukcja Topping L70
Na początek muszę przestrzec trochę co do stanu urządzenia. Jest to demówka-testówka, a takie egzemplarze niestety nie mają łatwego żywota.
W podesłanym egzemplarzu zauważyłem otarcia na pokrętle, na narożnikach obudowy oraz drobne wyszczerbienia na przedniej płytce. Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że jest ona szklana, a nie z pleksi.
Widać też próby odklejania etykiety dolnej oraz naklejki hi-res na górze urządzenia. Po co? Nie mam pojęcia. Może szkoda mu było 7,50 zł? Bo po tyle można kupić sobie sticker tego typu.
Zabrakło także dwóch gumowych kapturków gniazd RCA. Prawdopodobnie ktoś po testach przede mną zapomniał je zwrócić. Fotografuję więc całość tak jak jest.
Wszystko to jednak jest cechami nabytymi na osi czasu, a nie wrodzonymi lub niedopatrzeniami po stronie producenta. Nie można więc zaliczyć ich na poczet kontroli jakości albo wykonania jako takiego. Na tym polu – po odsianiu wymienionych nowalijek – nie widzę na szczęście niczego, co mogłoby spowodować u mnie kręcenie nosem.
A więc żadnych „rozjechanych” potencjometrów jak w Fosi Audio, ani wykrzywionych płytek jak w Shanlingu. Nawet wspomniane bicie i katowanie przez poprzednich recenzentów ten egzemplarz zniósł godnie i z honorem. Powiem więc, że jestem nawet pod wrażeniem.
Solidny aluminiowy korpus
Obudowa Topping L70 to klasyczna konstrukcja wsuwana w obudowę. Najbardziej znane marki promujące taki sposób montażu to niegdyś NuForce i Focusrite. Potem rozpowszechniło się to m.in. dzięki nim.
Panel przedni
Przedni panel to jak już pisałem prawdopodobnie szkło, a przynajmniej sądząc po rzeczonych wyszczerbieniach.
Całkowicie po lewej znajduje się dotykowy przycisk włączający urządzenie i zarządzający wejściem/trybem. Trochę czasu minęło zanim nauczyłem się jego „czułości”.
Zaraz obok mamy pokaźnych rozmiarów wyświetlacz OLED, informujący nas o praktycznie wszystkich parametrach pracy urządzenia.
Potem są gniazda frontowe XLR BAL, 4.4 mm BAL oraz 6,3 mm SE. Możemy zmusić L70 do pracy albo z jednym z nich (tryb indywidualny IND), albo ustawić wszystkie wyjścia jednocześnie (tryb ALL).
Całość zdobi estetyczne i precyzyjne pokrętło z czerwonym pierścieniem, które steruje drabinką R2R dla głośności. W Sabaju skok miałem o 1 dB, tutaj zaś jest to dokładniejsze 0,5 dB.
Panel tylny
Również idąc od lewej, mamy tu pakiet wejść RCA/XLR combo (wreszcie mogę użyć kabli studyjnych TRS). Są też wyjścia RCA/XLR (naturalnie już bez combo), ponieważ Topping L70 może pracować w trybie przedwzmacniacza. Nie ogranicza to więc przyłączalności innych podzespołów do toru audio.
Następna w kolejności jest sekcja TRIGGER, czyli możliwość sprzężenia sterowania z innym, kompatybilnym segmentem z tej serii. Zakładam, że mowa o Topping E70. Jest też śrubka do uziemienia.
Dalej jest przełącznik uziemienia oraz port USB do wgrywania oprogramowania pokładowego.
Całkowicie z prawej strony mamy już tylko włącznik główny wraz z gniazdem IEC. W przeciwieństwie do np. Toppinga DX3 Pro+ czy Sabaja A20h, zasilacz jest w urządzeniu zintegrowany. W sumie tak jak miało to miejsce w modelu DX5.
Aktualizacja firmware z poziomu Arch Linux
Wszystkie testy zostały dla bezpieczeństwa wykonane na firmware w wersji 1.11. Najnowsza dostępna wersja pochodzi jednak z maja 2024 roku i jest oznaczona jako 1.14. Można ją pobrać stąd.
Instrukcja jest dość czytelna, ale jest napisana wyraźnie pod systemy Windows. Postępując zgodnie z nią, musimy mieć na uwadze dwie rzeczy:
- W moim przypadku konieczne było wywołanie przestrzeni na dane (kość ROM ma tylko 32 kb pojemności) w Topping L70 jako root. Mam stworzoną specjalną opcję w menu kontekstowym Thunara, aby móc robić to od ręki (Konfiguracja czynności niestandardowych → polecenie pkexec thunar %f). Użytkownicy Dolphina mogą z tego co wiem zainstalować sobie wtyczkę do tej czynności.
- Urządzenie nie odmontuje/zrestartuje się samoczynnie, jak mówi instrukcja. Musimy ręcznie urządzenie odmontować, następnie wyciągnąć wtyk USB, odczekać ok. 10 sekund i ponownie go podłączyć (nie wolno podłączać zasilania – podłączamy sam kabel USB-C). Po podłączeniu zapali się nam wskazanie RCA, które oznacza flashowanie pamięci ROM, a po chwili pojawi się komunikat powodzenia całej operacji: 8-8. Gdy zniknie i zastąpiony zostanie przez dF0, możemy L70 znów zamontować. Wzmacniacz objawić winien nam nową wersję firmware (VER114).
Po aktualizacji wszystkie nasze ustawienia zostają zapamiętane z tego co widzę, co jest dodatkowym plusem.
Jeśli macie wątpliwości czemu nie zacząłem od razu od sprawdzenia firmware, już odpowiadam: aby nie zbrickować przypadkowo urządzenia przed zebraniem na jego temat kompletu danych. A także aby mieć ewentualną możliwość porównania wyników pod kątem zmian. Tu od razu podpowiem: nie było żadnych.
Obsługa i temperatury
Przyznam, że trochę czasu mi zajęło nauczenie się obsługi L70. W rzeczywistości z perspektywy czasu wydaje się ona całkiem prosta. Przytłaczają na początku możliwości konfiguracji, choć np. regulacja stopnia wzmocnienia nie jest trójstopniowa, jak w A20h, a tylko dwustopniowa. Mam wrażenie, że odpowiada ona ustawieniom L i H1. Brakuje trochę trybu H2, ale cóż.
Może jednak z drugiej strony lepiej że takowego nie ma, ponieważ urządzenie potrafi bardzo mocno się rozgrzać. Zauważyłem, że im bardziej zmusimy Toppinga L70 do pracy, tym szybciej łapie temperaturę. Najlepiej zachowywał się w trybie niskiego wzmocnienia ze słuchawkami o niskiej wymaganej mocy po SE. Nie zauważyłem natomiast, żeby Topping L70 grzał się mocniej/słabiej w zależności od tego, czy sygnał dostarczamy mu zbalansowany, czy niezbalansowany.
Z jednej strony to dobrze, że urządzenie przytomnie wykorzystuje swoją topologię w zależności od stopnia jej eksploatacji. Z drugiej, mam wrażenie, że to właśnie temperatura pracy odpowiada za sporadyczne raporty o awariach tych urządzeń. Topping L70 ma bowiem w sobie wbudowany układ monitorujący parametry pracy urządzenia. Odcina nam dźwięk np. w sytuacji przeciążenia albo problemów z zasilaniem. To właśnie ten ostatni błąd trapił zwłaszcza pierwsze serie L70 (Abnormal headphone amplifier DC). Topping jednak bez problemu wymieniał sprzęt na nowy.
Od razu warto też pewnie to podkreślić, ale nawet podczas żyłowania go do granic możliwości w testach pomiarowych, nie byłem w stanie urządzenia wyłożyć na twardo. Albo inaczej – ani razu nie zdarzyło się, aby po błędzie r5 sprzęt mi nie wstał. A z czego to faktu niezmiernie się cieszę.
Dopasowanie do słuchawek
Mnogość wejść pozwala na nie tylko dobre dopasowanie do toru audio w sensie przyłączeniowym, ale też podłączenie dowolnych słuchawek. Topping L70 nie miał żadnych problemów z pracą nawet z K240 DF czy K1000. Ale też i z wydajnymi słuchawkami o niskiej impedancji radził sobie super.
Ważne jest jednak, aby trzymać się parametrów określonych przez producenta. Słuchawki nie mogą mieć mniejszej impedancji niż 8 Ω.
Jakość dźwięku Topping L70
Na wstępie chciałbym powiedzieć, że ze względu na swoje bardzo wysokie osiągi, Topping L70 jest tutaj pewnym wyzwaniem w zakresie pomiarów. Do tego stopnia, że w kontekście jego recenzji (ale też A90 Discrete i konfrontacji obu z Sabajem A20h) postanowiłem jeszcze bardziej dopracować metodologię pomiarową i jej standaryzację. Zamiast badać maksymalne osiągi, została sensownie urealniona do typowych zastosowań słuchawkowych i środowiska, jakie miewamy w naszych domach. Paradoksalnie jest przez to jeszcze bardziej wyśrubowana i normalizowana pod konkretne wartości, bardziej wymagające względem DUT (ang. Device Under Test).
Żeby jakkolwiek móc odróżnić się wizualnie od poprzednich pomiarów, sygnał testowy jest oznaczony szarym polem na wykresach. Oznaczam teraz również moc i kanał, dla którego wykonywany jest pomiar. Ten z kolei rozszerzyłem o impedancje 16 i 300 Ω. W ten sposób wszyscy, włącznie ze mną, będą wiedzieli, że chodzi o pomiary wykonywane wg nowej już metodologii.
Dlaczego tak i czemu pomiar nie obejmuje wartości teoretycznych i maksymalnych? Ponieważ są one w przypadku wzmacniaczy po prostu nierealistyczne. Nigdy nie osiągniemy takich wyników na żadnych słuchawkach. Kłania się tu w dużej mierze też m.in. konkluzja z artykułu o słyszeniu wzmacniaczy operacyjnych. W celach naukowych można to oczywiście badać, ale ponieważ skupiamy się na słuchawkach, nie ma to sensu.
W efekcie tego, Topping L70 musi (jak i każde następne urządzenie na testach) wykazać się w warunkach wielokrotnie większej czułości na szum i zniekształcenia ze strony aparatury pomiarowej. Wcześniej testowany sprzęt otrzymał w ten sposób chcąc nie chcąc pewną taryfę ulgową. Ale na tym właśnie polega rozwój. Poza tym wiele mówi to, że nawet w tak niby faworyzujących warunkach, wiele sprzętów i tak nie było w stanie zaprezentować się jednoznacznie pozytywnie.
Jedna z dwóch filozofii budowy toru audio
W audio dominują generalnie dwie szkoły budowania toru audio:
- transparentna/neutralna (sprzęt nie bierze udziału w kształtowaniu tonalności wyjściowej, ma być czysty i transparentny),
- synergiczna/koloryzująca (sprzęt wpływa na dźwięk wynikowy, ma koloryzować i wzmacniać określony efekt końcowy).
Osobiście uważam, że sprzęt źródłowy winien być bezwzględnie czysty i krystaliczny. W ten sposób może bowiem oddawać pole słuchawkom (i głośnikom), aby to ich charakter wpływał ostatecznie na uzyskiwany dźwięk. Z czasem zacząłem doceniać taką właśnie filozofię budowania toru audio i hołduję jej do dziś. Topping jest przedstawicielem takiej właśnie filozofii, ale nie daje mu to od razu zwycięstwa i aprobaty.
Nie mam bowiem nic przeciwko urządzeniom koloryzującym dźwięk, o ile robią to umiejętnie i bez ukrytych „kosztów”. Czyli np. nie robią tego za cenę czystości lub nieprzyjemnych zjawisk w dźwięku. Sam miałem takie urządzenia, lubiłem ich dźwięk, mój słuch to akceptował. Nie traktuję takiego podejścia jako jakkolwiek błędnego.
Dlaczeego zatem pożegnałem dawniej Bursona, Aune, NuForce czy Pathosa, po czym przeszedłem na sprzęt albo transparentny i nieaudiofilski, albo wprost studyjny?
Przede wszystkim odpada tzw. audionervosa związana ciągłymi zmianami toru i dopasowywania sprzętu pod słuchawki. Po drugie, mam 100% pewność, że coś, co słyszę lub mierzę, pochodzi ze słuchawek, a nie jest problemem po stronie toru. Po trzecie, dla prawdziwego fanatyka audio, mającego kilkadziesiąt par słuchawek, taka koncepcja oddaje im hołd i przekazuje pierwsze skrzypce. Nie muszę mieć kilkunastu torów specjalnie pod każdą parę, a wszystko mogę porównać wygodnie w locie z jednego sprzętu.
Wygrała więc praktyka i elementarna wygoda. A wspominam o tym, aby czytający wiedział dokładnie jaki jest mój pogląd w tym temacie i tym samym fundament wydawania od paru lat werdyktów w zakresie sprzętu źródłowego.
Wrażenia odsłuchowe
Przechodząc do konkretów, zacznijmy od posłuchania sobie Toppinga L70.
Pierwsze wrażenie odsłuchowe było przyznam bardzo dobre. Nie uświadczyłem absolutnie żadnych problemów, ani też nie dosłyszałem się niczego, co potwierdzałoby własny charakter tego urządzenia. Mam tu na myśli sygnaturę dźwiękową, która miałaby możliwość wpłynięcia na odbiór słuchawek. Wrzucone na ruszt Creative Aurvana SE, Sennheisery HD 58X i 580, albo Beyerdynamic DT1990 PRO MKI, zagrały dokładnie tak, jak oczekiwałem i zapamiętałem z innych torów.
Od samego początku w odsłuchu było krystalicznie czysto, dynamicznie i po prostu dobrze. Dźwięk nie był tylko poprawny, a wręcz idealny. Słuchawki grały tak jak trzeba, bez dziwnych tendencji i koloryzacji. Najbardziej uderzające było wrażenie czystości, ale tutaj wszystko można spokojnie zrzucić na kark autosugestii. Naczytałem się bowiem o tym, jak wysokie wyniki THD+N osiągają te urządzenia, więc podświadomie właśnie tego się tu spodziewałem. I to właśnie usłyszałem.
Jest to podstawowy mechanizm perswazji w audio, który wykorzystują wobec Was recenzenci i prasa branżowa, ale też handlowcy w salonach. Wystarczy, że powiedzą Wam, czego macie się spodziewać po podłączeniu sprzętu X czy Y, a to usłyszycie. A jeśli będziecie się zarzekać, że jesteście na to niepodatni, to przypomina mi się te powiedzenie o zarzekającej się świni, którego z poczucia taktu tu nie przytoczę. Ale żeby nie było, mówię tu głównie o sobie, gdyż sam wiele już razy dałem się w przeszłości nakręcić przedstawicielom handlowym. Do dziś zresztą próbują na różne (i za każdym razem zabawne) sposoby.
W przypadku Toppinga L70 na szczęście takich prób nie było. Sprzęt miał przyjechać na testy, a nie po laurkę. A co wobec mnie i Was jest bardzo w porządku podejściem. Tak więc odsłuch odsłuchem, ale przetestujmy sobie L70 na poważnie…
Tonalność
W wielu recenzjach sprzętu audio spod znaku wzmacniaczy lub DACów, można przeczytać rozbudowane opisy, jak wspaniale/cudownie/inaczej gra dane urządzenie. W przypadku Toppinga L70 również tak się dzieje. Nikt w Polsce nie testował pełnoprawnie L70 z tego co widziałem, więc posłużmy się np. zagranicznym serwisem iiWi Reviews. Opisał on dźwięk jako 9/10 z uwagą:
„Slightly rolled-off upper registers”.
No to sprawdźmy jak wyglądają fakty.
Na pierwszy ogień wrzuciłem zmodyfikowane Sennheisery HD 580 z kablem AC4 po balansie. Porównanie odczytu pasma przenoszenia do Sabaja A20h wykazało brak różnic. Jako druga para poszły także zmodyfikowane Beyerdynamic DT1990 PRO MKI z kablem AC2 po single ended. Porównuję do Sabaja A20h i… znów brak różnic. Żadne zakresy sopranowe nie ulegają podwinięciu i utracie energii, jak twierdzi autor recenzji. Pomiar DT1990 znajduje się w materiałach dodatkowych na końcu tekstu.
Tak jak w ogromnej większości takowych publikacji, autor najprawdopodobniej porusza się po omacku, czyli na słuch (brak pomiarów). Bardzo łatwo dać się w takich warunkach zwieść własnym uszom, w efekcie czego wartość merytoryczna recenzji ulega mocnej redukcji. Nie jest to bowiem opis jakości dźwięku sprzętu, a bardziej tego, co się komuś wydaje, że w nim słyszy.
W każdym razie mogę definitywnie stwierdzić, że nie ma tu zwijania się czegokolwiek.
Czystość
Generalnie Toppingi słyną z tego, że oferują bardzo, ale to bardzo czysty sygnał na wyjściu. Zaś jako produkty – bardzo dobry w efekcie stosunek ceny do możliwości i poziomu technicznego. W tym ostatnim przewyższają wiele urządzeń klasy audiofilskiej i hi-end, których ceny potrafią zwalić niekiedy z nóg. Był to swego czasu bardzo duży ewenement i to do tego stopnia, że pojawiła się masa kontrargumentów (mniej lub bardziej trafionych). Miały one położyć cień na tych urządzeniach i zasiać dozę niepewności w głowach użytkowników.
Jednym z takich argumentów było specjalne zaprojektowanie ich pod kręcenie wysokich liczb na papierze, które w praktyce się nie sprawdzają. Uważam te zarzuty za chybione i formułowane celowo. Rzućmy więc okiem na ową praktykę:
Distortion – Topping L70 (XLR-IN, Low Gain, Single-ended, 6,35 mm, 20 Hz – 20 kHz) | CH 1 | CH 2 | Total |
THD + N, dB, 16 Ω, 1mW | -76,3 | -72,6 | -74,5 |
THD + N, dB, 32 Ω, 1mW | -78,9 | -75,3 | -77,1 |
THD + N, dB, 300 Ω, 8mW | -96,2 | -92,8 | -94,5 |
THD max, dB, 300 Ω, 8mW | -103,1 | -102,2 | -102,7 |
N + D, dBFS (A), 300 Ω, 8mW | -125,1 | -121,8 | -123,5 |
Powyższa tabela prezentuje parametry urealnione do maksymalnych poziomów odsłuchowych, jakie można w miarę bezpiecznie osiągnąć w słuchawkach podczas ich pomiarów (95-102 dB SPL). Wzmacniacz ma pewne dysproporcje między kanałami, ale to normalne zjawisko. Wartości naturalnie rosną wraz z impedancją i mocą wyjściową, ale w każdym przypadku przekraczamy możliwości bezpiecznego odsłuchu, oscylując w granicach standaryzowanego pomiaru SPL dla określenia THD+N słuchawek. Na tym właśnie polega urealnienie, o którym mówiłem względem poprzednich testów wzmacniaczy (ich wyniki w rzeczywistości będą jeszcze gorsze niż wówczas mierzyłem).
Wykonałem dla pewności test THD+N dla DT1990 MKI na A20h i L70. Bez różnic. Nie dawałem więc nawet wykresu. A także porównałem wyniki dla FW1.11 i FW1.14. Również brak znaczących różnic (test dla 32 Ohm).
Impedancja wyjściowa
Choć producent bardzo wyraźnie deklaruje impedancję wyjściową jako bliską 0 Ω, postanowiłem mimo wszystko zweryfikować ten parametr u siebie. Wyszło mi w zaokrągleniu 0,39 Ω. Wynik więc fantastyczny i pokazujący, że mamy styczność ze wzmacniaczem transparentnym.
Szumy własne
Absolutna cisza. Nawet najmniejszego szumu na Creative Aurvana SE oraz Sony MH1 nie uświadczyłem. Pod tym względem odczuwam przewagę nawet nad A20h. Tam może coś delikatnie dałoby się usłyszeć na upartego, aczkolwiek bardziej z pamięci. W Topping L70 na Low Gain nie usłyszałem nic. Przełączając się na High Gain – również.
Jest to bardzo ważny aspekt zwłaszcza dla użytkowników bardzo wydajnego sprzętu o niskiej impedancji. Wiele poważnych urządzeń audio nie potrafi zaoferować tego słynnego „czarnego tła” z każdymi słuchawkami.
Na ogół próbuje się to kontrować argumentem, że to nie są urządzenia przeznaczone do napędzania wszystkich słuchawek, zwłaszcza tak wydajnych i nie wymagających wzmocnienia. Tymczasem wiele jest osób, które posiadają wiele par słuchawek i chcą odpalić je z jednego i tego samego toru.
Topping L70 specjalnie do IEMów przeznaczony raczej nie jest, a jednak daje sobie z nimi radę bez problemu. I dostajemy to wszystko już na etapie projektu tego urządzenia. Bez konieczności inwestowania w dodatkowy osprzęt, kondycjonowanie, kable zasilające itd. Już pomijając, że rzadko kiedy cokolwiek to daje. Natomiast profit jest taki, że każdy może L70 kupić, przetestować i posłuchać. A nawet spróbować pomierzyć, jeśli jest czym i ma się w tym zakresie wiedzę.
Całokształt
Choć Sabaj A20h jest urządzeniem, które oferuje nieco większy zakres możliwości sterowania wzmocnieniem i ma na wyjściu nieco więcej mocy, Topping L70 zrobił na mnie naprawdę spore wrażenie.
Na czysto można powiedzieć, że to rozwinięcie Sabaja w niemal każdą stronę. Przykładowo:
- Zintegrowane zasilanie zamiast osobnego.
- Wielokrotnie więcej pokazujący wyświetlacz.
- Wyjścia z przodu zamiast z tyłu.
- Funkcja przedwzmacniacza.
- Dokładniejsze sterowanie głośnością.
- Wielowyjściowa topologia.
Naprawdę fajnie to wygląda.
Najważniejsze jednak jest brzmienie, które jest dokładnie takie same i tak samo dobre. Bo choć w Toppingu jest ono czystsze, przekracza możliwości tak sprzętu, jak i naszego słuchu. Dlatego mogę o L70 mówić tylko w samych superlatywach.
Urządzenie przebiło w pomiarach granicę -100 dB THD+N już na single-ended, niskim wzmocnieniu i najgorszym kanale. Jest to jeden z najwyższych wyników, jakie udało mi się uzyskać w temacie wzmacniaczy słuchawkowych, choć jest on czysto teoretyczny i ma znaczenie głównie z perspektywy PRE. Najważniejsze dla nas w praktyce są testy wzmacniacza przy małych obciążeniach, bo to właśnie tam może najszybciej się wyłożyć. Badam tam, czy oferuje on margines czystości względem THD słuchawek. Nie było więc sensu silić się na pozostałe testy oraz balans, który wiadomo, że będzie lepszy. Jeśli Topping L70 świetnie sobie poradził na 16 i 32 Ω SE, to nie ma szans, aby wyniku nie udało się powtórzyć w trybie BAL.
Opłacalność
Z perspektywy Amazona wzmacniacz ten pozycjonuje się między A20h a np. SMSL H400. Natomiast w naszych polskich realiach znacznie bliżej mu do tego drugiego i to nie tylko cenowo, ale też możliwościami. Oba urządzenia są jednak na tyle dobre i czyste, że z każdego będzie się zadowolonym.
Moim zdaniem Topping L70, nawet mimo trochę wyższej ceny u nas w kraju, wart jest rozważenia, jeśli szukamy maksymalnie czystego urządzenia. Znów nawiążę do dwóch koncepcji budowania torów audio, o których pisałem wcześniej.
Z punktu widzenia mojej własnej optyki, L70 świetnie sprawuje się jako wzmacniacz pomiarowy. Przy takiej czystości i betonowych parametrach mam absolutną pewność co do uzyskiwanych wyników. A to dla mnie rzecz fundamentalna.
Czy dałoby się taniej? Nawet u samego Toppinga zapewne udałoby się znaleźć alternatywy oferujące podobną czystość. Nie odczuwam jednak, żebym przy L70 za cokolwiek przepłacał. Ale może to wynikać właśnie z faktu, że zaoferowano mi tu ogromną pewność i powtarzalność co do uzyskiwanych rezultatów. Cały czas jestem pod pozytywnym wrażeniem, jakie zbudował w mojej głowie ten kompaktowy wzmacniacz (gabarytowo odpowiada mojemu M4).
Podsumowanie
Co tu dużo mówić, surfujący pingwinek mówi wszystko. Powtórzyć mogę jedynie, że Topping L70 pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie i jego test był płynnym mknięciem po akustycznej fali. Z perspektywy osoby wykonującej pomiary, dodatkowo cenię sobie sprzęt, który zaoferuje mi wszystko to, co potrzebne. Bardzo niska impedancja wyjściowa, duża moc, konfigurowalność, mnogość wyjść, bezwzględna czystość sygnału – to wszystko jest tu dowiezione.
Nie oznacza to, że sprzęt nie ma wad. Osobiście zwróciłem uwagę w pierwszej kolejności na intuicyjność. Trochę czasu minie, zanim można będzie nauczyć się jego obsługi (zwłaszcza bez użycia pilota).
Następnie pojawił się problem temperatur, gdyż sprzęt zauważalnie się nagrzewa i czyni to dosyć szybko. To z kolei łączy się moim zdaniem z raportami, że L70 potrafi wysypywać się po pewnym czasie z błędem. Moim zdaniem Topping mógł termalnie rozwiązać to lepiej i postawić na normalną, wentylowaną obudowę (jak w A30 Pro) i duże radiatory.
Jakość wykonania
Podesłany egzemplarz nosi ślady użytkowania (tudzież znęcania się), jak większość sprzętów typu „demówka”. Jest też nieco zdekompletowany. Ale generalnie nie mam się do czego tu przyczepić od strony tego, co było dowiezione fabrycznie. 10/10
Jakość dźwięku
Perfekcja niemal w każdym calu. Delikatnie słabszy technicznie jeden kanał o kilka dB. W praktyce bez znaczenia. 10/10
Ergonomia i praktyczność
Mnogość wejść i wyjść oraz konfigurowalność wpływają bardzo pozytywnie na ocenę w tej kategorii. Jedynie co do wspomnianej konieczności nauki obsługi oraz temperatur w trakcie pracy (zwłaszcza po balansie) miałbym uwagi. Jako docelowo wzmacniaczowi testowemu jednak mi to nie przeszkadzało. Po pewnym czasie człowiek się do niego przyzwyczaja i zgrzyty na polu obsługi zanikają. Z jego biegiem bardzo zacząłem też doceniać precyzję pokrętła głośności. Jest lepsze nawet niż w A20d i A90 Discrete, nie mówiąc o moim dawnym Bursonie Conductor V2+. Pierwotnie chciałem L70 nagrodzić oceną 8/10, ale myślę, że 9/10 będzie bardziej adekwatne. Tym bardziej, że nie potraktowano Linuksa po macoszemu i update firmware był bez problemu z jego poziomu możliwy.
Sumarycznie
Finalnie na koniec recenzji nic mi się nie zepsuło, nic nie wybuchło, a problemów żadnych nie uświadczyłem. Nawet celowo wywoływane przeciążenia nie odbiły się w żaden sposób negatywnie na L70. I odzwierciedla to ocena końcowa, która uplasowała mi się na chyba rekordowym jak do tej pory poziomie 9.7/10. Po zaokrągleniu rzecz jasna. Wraz z metodologią, także i tu dokonałem zmian. Bowiem we wzmacniaczach słuchawkowych wszystkie ich elementy są moim zdaniem tak samo ważne.
Jakość dźwięku to nie wszystko. Liczy się jeszcze wygoda użytkowania i wszechstronność, ale też jakość wykonania, która ma przełożenie na bezpieczeństwo. Widziałem już wzmacniacze DIY bez zabezpieczeń, które paliły słuchawki. Widziałem również markowe wzmacniacze, które to robiły. Stąd myślę, że uczciwsze będzie przyznanie równej 1/3 wagi dla każdej kategorii.
Choć Topping L70 bardzo mocno rywalizuje z SMSL H400 i czyni to również cenowo, można dostać go w bardzo dobrej cenie na Amazonie. Przy mniejszych gabarytach może to być czynnikiem kluczowym i decydującym o zakupie. Jeśli zaś boimy się tematu gwarancji i wysyłki zagranicznej, pozostaje paleta naszych rodzimych sklepów, w tym oczywiście Audiomagic.
9.7/10
Sprzęt można zakupić na dzień pisania i publikacji recenzji w cenie 1990 zł w Audiomagic, za 1890 zł w naszych krajowych sklepach (sprawdź aktualne ceny i dostępność), jak również w cenie ok. 1200 zł na polskim Amazonie.
Dane techniczne
Dane są dostępne w formie graficznej na stronie produktu u producenta. Zamiast je przepisywać, prościej będzie po prostu je zalinkować.
Materiały dodatkowe
- Poprawność tonalna na przykładzie słuchawek Beyerdynamic DT1990 PRO MKI AMOD (lewy kanał)
- Zniekształcenia harmoniczne wzmacniacza:
– 16 Ω lewy kanał
– 16 Ω prawy kanał
– 32 Ω lewy kanał
– 32 Ω prawy kanał
– 300 Ω lewy kanał
– 300 Ω prawy kanał
Platforma testowa
Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.
- DAC/ADC: Motu M4, Tempotec Sonata BHD Pro
- Wzmacniacz słuchawkowy: Sabaj A20h
- Nadajniki Bluetooth: Asus BT400, Asus PCE-AX58BT, Intel AX210, RealMe 9Pro+
- Słuchawki testowe: Audio-Technica ATH-A990Z, Creative Aurvana SE, Beyerdynamic DT1990 PRO MKI (zmodyfikowane), Hifiman HE400se, Sennheiser HD58X, Sennheiser HD 580 (zmodyfikowane), Sony MH1c
- Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli ACX (jeśli miało ono zastosowanie), dedykowany do HD 580 kabel zbalansowany AC4
- Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
- Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.
Serdeczne podziękowania dla sklepu Audiomagic za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
A jednak wiara w sensowne urzadzenia, które niczego w dzwięku nie zmieniają a pozwalają skonfigurować system w przyzwoitym budżecie, powróciła. Dziękuję za test i za rzeczowe wnioski bo człowiek w tym wszystkim jest sam przeciwko gigantycznej machinie marketingowej.
Proszę uprzejmie i witamy na drodze prawdziwego fanatyka audio. 🙂