Nie jestem do końca pewien co RHA chciało osiągnąć wprowadzając do oferty serię CL, ale być może jednym z priorytetów było uzyskanie maksymalnego możliwego poziomu detaliczności, jaki w ogóle kiedykolwiek i komukolwiek przyszedłby do głowy. Być może rzucono w ten sposób wyzwanie Etymoticowi, być może uznano ultradetaliczność za dogodny fundament na którym użytkownik może się oprzeć. Nie wiem, doprawdy trudno jest mi zgadnąć, bowiem możliwości jest tyle, ile zapewne uszu będzie serię CL próbowało. A czy warto, o tym już sami Państwo zdecydują po lekturze niniejszej recenzji.
Dane techniczne
- Przetworniki: dynamiczne, model CL Dynamic
- Pasmo przenoszenia: 16 Hz -45 kHz
- Impedancja: 150 Ohm
- Czułość: 89 dB
- Moc znamionowa: 10 mW
- Moc maksymalna: 50 mW
- Waga: 35 g
- Kabel: 1,35 m, miedziany
- Wtyk: pozłacany mini jack stereo 3,5 mm, prosty
- Gwarancja: 3 lata
Zawartość zestawu
W zestawie znajdziemy prócz słuchawek bogate wyposażenie dodatkowe:
- instrukcję obsługi
- 5 par dodatkowych tipsów silikonowych
- 2 pary tipsów typu bi-flange
- 2 pary pianek Comply Wax Guard
- blaszkę do przechowywania wszystkich tipsów razem
- etui materiałowe do przechowywania całego wyposażenia
- klips do ubrania
Jakość wykonania i konstrukcja
RHA CL750 są pierwszym modelem z serii Ceramic Line. Choć nie są wyposażone w dodatkową membranę ceramiczną jak flagowy model CL1 Ceramic, wciąż mają w sobie przetworniki mające podnosić jakość (a w zasadzie zakres częstotliwości) generowanego dźwięku. W ramach serii tej mamy w zasadzie na dzień dzisiejszy tylko dwa modele, przy czym 750-tki są najtańsze i od CL1 oddzielone srogą różnicą w cenie.
Konstrukcyjnie słuchawki są w zasadzie niczym innym jak skrzyżowaniem MA750 z kablem od CL1 wmontowanym na stałe. Są świetnie wykonane, oparte o sprawdzone metalowe korpusy w stylu OTE, mające dokładnie te same walory użytkowe co 750-ki, a przynajmniej jeśli chodzi tylko o nie.
Kablem jest jak już pisałem ten sam, który zastosowano w CL1, a więc długi i gruby warkoczyk z przewodnikiem miedzianym i przezroczystą otuliną będącą termoplastycznym elastomerem poliestrowym (TPE). Znów powtórzono manewr z nisko położonym splitterem, ale na całe szczęście tym razem również nie pozbawiono go ściągacza. Ponieważ otulina jest matowa w dotyku i powoduje mocne tarcie, lubi się niestety plątać.
Wtyk jest znacznie bardziej dopracowany niż miało to miejsce w seriach MA i T, jednocześnie gwintowany, dzięki czemu tak jak flagowe CL1 może przyjąć na siebie nasadkę na duży jack. Ta wzięła się tu nie bez powodu – słuchawki są przeznaczone pod wzmacniacze słuchawkowe i mocniejsze odtwarzacze przenośne, legitymując się impedancją na poziomie 150 Ohm. Problem w tym że… nie jest dołączana do CL750. Takową otrzymamy dopiero przy modelu CL1.
Poza tym jednak względem chociażby wymienianych tu MA750 nie odnotowałem żadnych istotnych zmian użytkowych, toteż praktycznie wszystkie uwagi odnośnie wygody, izolacji czy dyskrecji można wyczytać w ich recenzji.
Przygotowanie do odsłuchów
Słuchawki przyjechały jako egzemplarz nowy, toteż jak zawsze zostawiam sobie profilaktycznie pewien czas na dojście słuchawek do siebie. Standardowo jest to okres 24-48 godzin. Jeśli już miałbym wskazać w nich jakieś różnice mające miejsce w tym okresie, to trochę więcej basu z racji całkiem szybkiego dostosowania się tipsów silikonowych do kształtu moich kanałów, aczkolwiek z MA750i takich rzeczy nie odnotowałem.
Podczas testu posiłkowałem się w ocenie wszystkimi pozostałymi modelami RHA, jakie są dostępne na dzień dzisiejszy w ich ofercie:
Bezwzględną referencją w recenzji były natomiast słuchawki Aune E1, będące w dużym uproszczeniu dokanałowym odpowiednikiem wyśmienitych Bowers & Wilkins P7 Wireless.
W zakresie sprzętu stacjonarnego ograniczyłem się tylko do urządzeń:
Prócz powyższego pakietu, rolę źródeł mobilnych pełniły też dwa odtwarzacze:
- iRiver iFP-895
- Shanling M1
oraz dedykowany m.in. właśnie temu modelowi fabryczny „dakowzmacniacz” RHA DACAMP L1.
Utworami testowymi była jak zawsze cała gama plików muzycznych z różnych gatunków (od elektroniki, przez klasykę, po rock alternatywny) i formatów (od MP3 320kbps po pliki FLAC 24/192, zgodnie z możliwościami odtwarzania danego urządzenia).
Jakość dźwięku
Słuchawki grające lekko i zwiewnie (oszczędny bas i neutralna, lekka średnica), ale z bardzo mocno zaznaczonym sopranem w punkcie 5-6 kHz. Ogromna ilość zwracanych detali, aż do przesady, jak również godna pochwały scena na planie elipsy.
Bas
Słuchawki mają najmniej basu ze wszystkich modeli RHA. Jest on przeciętnie nasycony, o krótkich i szybkich uderzeniach, jeszcze nie anorektyczny w ciele, ale przynajmniej anemiczny. Stawia mocno na rytmikę ponad wypełnieniem, wystukując ją aniżeli wybijając i grzmocąc w średnie podzakresy. Zakładając po nich T20, czy nawet i najtańsze MA350, to jakby wkroczyć w inny świat basowości. A przede wszystkim w konieczność dostosowania się naszego ośrodka słuchu do nowej sygnatury i ilości tonów niskich. Powrót w drugą stronę zaś to wrażenie kompletnego wyłączenia basu w CL750.
Średnica
Czytelna i neutralna, znajdująca się w punkcie optymalnym z bliską niską średnicą, ale generalnie nie stawiającą na dociążoną bądź przybliżoną wokalizę. Można powiedzieć, że jest obecna i ani nie ucieka aż tak daleko, ani nie staje się natarczywa. Bardzo wiele ma w sobie z MA750 i skojarzeniom tym wtóruje na swój sposób ich identyczna konstrukcja korpusów, choć naturalnie może to być tylko przypadek.
Góra
Słuchawki są bardzo mocno nastawione na sopran i detalizację, na poziomie wręcz paranoicznym i przypominającym mi pod tym względem wiele demonów znanych z Beyerdynamików T1. Do tego stopnia, że sprzęt ten bardzo szybko doprowadza mnie do migreny od nadmiaru sopranu i to już przy średnich poziomach głośności, niewiele poniżej mojego typowego, nominalnego.
Zwłaszcza szarpnięcia za gitarę akustyczną są takie, jakbyś grał na ultra-cienkich strunach zdolnych do krojenia zamrożonego mięsa. Lubią sybilować, zwłaszcza w punktach 5,5-6 kHz, które są wybite poza granice tolerancji. Niestety ich rasowa detaliczność nie przekłada się na odkrywanie piękna sopranu, ponieważ barwa zmienia się na dosyć nosową i tu problem jest praktycznie ten sam, co w K872 – sopran pokazuje zbyt wiele i z nie do końca należytym rozciągnięciem. Stąd też moja konsternacja, gdy oglądam pudełko od CL750 i widzę na nim znaczek HI-RES Audio.
Scena
Tu akurat jest to mocna strona CL750, ponieważ przez wzgląd na sopran kreują się na całkiem ekspansywną przestrzeń o dobrych parametrach. Słuchawki są bardzo obszerne, jedne z obszerniejszych w ogóle w rodzinie RHA, dlatego bardzo szkoda, że musi się to odbywać aż za tak wielką cenę, jaką jest pewne pocienienie i wysoka ostrość sopranu.
Całościowa tonalność i charakter
Seria Ceramic Line została przez wielu okrzyknięta jako żyletki i skalpele. Nie bez powodu. To słuchawki ostre z definicji i takimi również i ja je odbieram. Technologia oparta o membranę ceramiczną ma tą samą piętę achillesową, którą miały Skullcandy Crusher Wireless, a więc efektowność opartą o punktowe ekstremum tonalne. Tam było ono basowe i oparte o rezonansową membranę stalową z własnym układem zasilającym. Tutaj zaś, nawet bez wkładek czy przetworników ceramicznych, mamy sopranową detonację w rejonie 5-6 kHz.
To właśnie przez ten punkt słuchawki zamiast bardzo fajnej liniowości w stylu Etymotica, prezentują bardzo wyraźne przedetalizowanie dźwięku w stylu Beyerdynamików T1 v2. Zupełnie jakby komuś pojęcie „wysoka rozdzielczość” kojarzyło się po prostu z tak strojonym sopranem, jak opisałem. Słuchawki są przy tym droższe od równiej i lepiej grających MA750, także osiągamy tu naprawdę niezły paradoks.
CL750 w efekcie wymagają bardzo dokładnej i poważnej ingerencji equalizerem w tonalność. Ze względu na punktowy charakter ich sopranowego wybicia, słuchawki te o ile znacznie lepiej radzą sobie z ich własnego L1, o tyle ani nie jest to rzecz absolutnie w pełni i do końca rozwiązująca zaistniały problem, ani też jakkolwiek obdarzona ekonomicznym sensem.
Sopran podczas projekcji dźwięku zwraca naszą uwagę na siebie praktycznie zawsze, gdy w utworze pojawi się sekcja góry, także nie jest to coś, obok czego będzie można przejść całkowicie obojętnie. Nawet osoby lubujące się w bardzo mocno zaznaczonej górze, tj. trebleheadzi, mogą zwrócić uwagę na przesunięcie barwowe w stronę nosowości. Ekspozycja i doświetlenie są dla mnie również o tyle niezrozumiałe, że przekraczają chociażby to, co można usłyszeć w używanych Etymoticach ER4S. Nie jestem jakimś super nadgorliwym fanem tych modeli i preferuję od nich droższe ER4XR, ale gdybym miał dokonać wyboru, byłby on dla mnie bardzo łatwy w takich okolicznościach.
Chociażby dlatego nie mogłem w CL750 rozkoszować się dźwiękiem. Zawsze musiałem podchodzić do nich z dużą rezerwą głośności, wypoczęty, z perspektywy okresu dostosowania się do ich tonalności. Gdyby nie sopran, byłyby to naprawdę świetne słuchawki liniowe do analizowania chociażby składu nagrań, coś w stylu np. K270. Z tak mocnym zaś przebarwieniem w 5-6 kHz jak tutaj, każdy utwór ostatecznie będzie przekłamany, szarpnięcia strun zbyt mocne, dzwoneczki i trójkąty zbyt przebijające, kłujące, talerze bardzo sykliwe, jakby ktoś je nam na złość przy uchu niemalże postawił. W tym wszystkim znajdować się będzie w powietrzu ogromna ilość detali, ale podniesionych do potęgi n-tej i wykańczającej wiele dźwięków tak, że do tej pory nawet na typowo analitycznych słuchawkach nie udało się być może nam osiągnąć takiego poziomu mikrodetaliczności.
Chciałoby się powiedzieć, że błąd RHA leży zatem w samej technologii, która z sopranem czyni nam takie numery, ale moim zdaniem jest nim przede wszystkim połączenie dwóch czynników: niedostatecznego położenia nacisku na damping filtrami, a także dobranie przetwornika dynamicznego nie kompensującego w całości tego, co oferuje ceramik lub cokolwiek, co RHA stara się wokół niego pozycjonować, stroić i produkować. Czy jednak po spełnieniu tychże warunków słuchawki błysnęłyby nam nową jakością – tego naprawdę nie jestem w stanie przewidzieć.
Na pisanie ogólnie o technologii mogę sobie pozwolić m.in. dlatego, że miałem przyjemność słuchać wszystkich modeli RHA, również i CL1. O ile są one pod każdym względem lepsze od CL750, przy bardziej eksponowanym basie, większej rozdzielczości, nie tak punktowym sopranie wciąż są to praktycznie te same pryncypia, a więc nastawienie na zakres częstotliwości wykraczający poza zdolności słuchowe człowieka i detale w normalnych warunkach niespotykane w utworach muzycznych odsłuchiwanych nawet na sprzęcie z definicji jasnym. Tym samym CL750 pozostaje mi sklasyfikować jako dokanałowy odpowiednik Beyerdynamików T1 pierwszej generacji. To chyba będzie najtrafniejsze dla nich porównanie.
Zastosowanie i synergiczność
Słuchawki według mnie sprawdzą się głównie u osób mających słabość do modeli jednoznacznie jasnych i lekkich basowo. Preferować mogą je też podejrzewam osoby z konkretnym ubytkiem słuchu, dla których tylko w taki sposób jest możliwe usłyszenie części detali. Piszę to całkowicie poważnie i bez naśmiewania się lub umniejszania ich aktualnym posiadaczom, swego czasu również powtarzając podobne rzeczy przy AKG, strojonych również w podobny sposób, choć nie aż tak ostro w punkcie 6 kHz. Po rozmowie z lekarzem w kontekście starzenia się słuchu przestałem negować stwierdzenia o tym, że wyższe AKG to „słuchawki dla głuchych” (cyt.).
W zakresie gatunków wskazać można co najwyżej te, które albo mają rozbudowanej góry, ponieważ chociażby w akustyce CL750 są w stanie np. niemiłosiernie przeciągać skrzypce i przekraczać pułap takich słuchawek jak K501 (nota bene uznawanych za bardzo dobre w takich zastosowaniach). Ciekawie natomiast wypadają w syntetycznym gatunku, jakim jest elektronika, zwłaszcza ta przestrzenna i wolniejsza. Tu użytek czerpią z własnych zdolności scenicznych i sopran wcale w tym zadaniu nie przeszkadza.
Przyznam nie znam niestety sprzętu, który byłby w stanie się z nimi perfekcyjnie dogadać. Musiałby być on po prostu „zepsuty” i mieć dramatyczny ubytek w maglowanym już tu paśmie 5-6 kHz. Może Aigo Z6 sprostałby temu zadaniu, przynajmniej sądząc po relacjach ich posiadaczy i opisach, jakie to gęste i spowolnione (w negatywnym tego słowa znaczeniu) odtwarzacze. Shanling M1 ma w sobie regulację niestety pomiędzy naddatkiem, bo w punktach 4 i 8 kHz, toteż jego EQ zaczepia również o sąsiadujące pasma. Najlepiej pasowałoby użyć więc firmowego L1 i zapewne taki był tego wszystkiego cel, ale ekonomia będzie definitywnie przeciw nam. Możliwe jeszcze że AK300 byłby niegłupim pomysłem, ale tu również sprzęt ten w swojej cenie zasługuje na ciekawsze słuchawki z wyższej klasy, po prostu. Jak więc widać, wbrew pozorom ciężkie może być życie posiadacza CL750.
Podsumowanie
RHA CL750 są tak samo jak K872 świetnym przykładem słuchawek, w których jeden element rozsypuje całą układankę i ja – zamiast opisywać wszystko to, co dobre w tych dokanałówkach – magluję tylko to, co złe. Być może niesłusznie, bo czy CL750 to słuchawki beznadziejne użytkowo lub niesłuchalne brzmieniowo? W obu przypadkach nie, a przynajmniej nie do końca. Aby jednak opowiedzieć o tym dokładnie, trzeba podjąć się wysiłku aby przeczytać recenzję w ramach jej faktycznej treści, a nie tylko podsumowania i ocen.
Użytkowo są moim zdaniem dopracowane bardziej i mają mało realnych dzięki temu wad. Brzmieniowo jedynie trochę zbyt powściągliwy bas i natarczywa w rejonie 5-6 kHz góra wraz z mocnym przesunięciem barwy na nosowość dają mi się we znaki. Z tych dwóch bas bym jeszcze przeżył, tak samo zresztą jak przeżyłem go w K872, ale sopran to niestety punkt, w którym nie odpuszczę i CL750 będę karcił do samego końca. Owszem, wyciąga on multum mikro, czy wręcz nanodetali z utworu, a przez to często rzeczy, których nawet sam w dobrze przesłuchanych setki razy utworach nie spodziewałbym się znaleźć, ale za cenę względem całości brzmienia zbyt wielką. Szkoda, bo we wszystkim innym zapowiadały się na naprawdę solidne i liniowo grające słuchawki dla fanów zerowych przebarwień. A tak powstała propozycja dla osób mogących pozwolić sobie na dokładną equalizację lub po prostu lubiących jasny i bezkompromisowy na detalach sopran.
Słuchawki na dzień pisania recenzji są dostępne w cenie ok. 580 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- bardzo solidnie wykonane i z użyciem porządnych materiałów
- metalowe korpusy odporne wizualnie na większość uszkodzeń mechanicznych
- potężnie wyposażone w dodatkowe akcesoria i tipsy
- bardzo solidny kabel i splittery
- duża wygoda, dobra izolacja oraz wysoka dyskrecja użytkowania
- neutralna i poprawna zachowawczo średnica
- bardzo dobra scena, zwłaszcza na boki
- maksymalna detaliczność
Wady:
- bas trącający troszkę anemią
- mocny peak w rejonie 5-6 kHz z przesunięciem barwy na nosowość
- nisko położony Y-splitter mimo wszystko może niektórym jednak przeszkadzać
- lubiący się plątać kabel ze względu na matowość otuliny
- brak nakręcanego adaptera w zestawie, mimo obecności gwintowania wtyku
Serdeczne podziękowania za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Jakubie ! Akurat dziś poczytałem (czekam na reckę CL1)…o CL750. Co do Twojej uwagi o AK300 – obawiam się ,że samotny nie wystarczy CLkom. Słuchalne stały się po zastosowaniu kulistych pianek. Natomiast sytuację poprawiło dodanie „Mocy”, przez dołączenie wzmacniacza AK380 AMP do AK300. Nieźle brzmiały też ze stacjonarnym FCLem II. Jednak Twoje uwagi co do nich są właściwe. Może CL1 będą lepsze (bardziej naturalne) mimo jasności i innej sygnatury niż T20.