Dobre słuchawki nie są złe, ale złe słuchawki nie są dobre. Pod tą idiotyczną, ale logicznie prawidłową maksymą kryje się sens podejścia do kolejnego produktu chińskiej marki Fidue – taniutkiego (przynajmniej na tle kilkukrotnie droższego modelu A83) i całkowicie konwencjonalnego (bo tylko pojedynczego-dynamicznego) A63. Maksyma ta jest tutaj przywołana przeze mnie głównie dlatego, że od oczekiwań słuchacza będzie zależało, czy szuka takiego a nie innego brzmienia i cechy, które serwują niebieskie Fidue będą dla niego strzałem w dziesiątkę, czy może też średnio opłacalną alokacją pieniędzy. Tak się niestety to dzieje przy słuchawkach grających „zwyczajnie”, ale o wszystkim powiemy sobie w miarę brnięcia przez – tym razem stosunkowo krótki – tekst recenzji.
Dane techniczne
– przetwornik: dynamiczny, 8mm z elementami tytanowymi,
– pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz,
– impedancja: 16 Ohm,
– czułość: 105 dB,
– THD: <1%,
– kabel: 1,2m z wtykiem minijack 3,5mm stereo.
W zestawie otrzymujemy jedynie zapasowe tipsy różnych rodzajów oraz pokrowiec.
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki nie przychodzą do nas co prawda z tak efektownym wyposażeniem, jak A83, ale na pewno jest co w pudełku znaleźć i na czym oko zawiesić. Problem w tym, że owe zawieszenie może i przyjemne jest dla oka, ale niekoniecznie dla naszego ucha. A63 mają bowiem jedną, wręcz klasyczną przywarę, którą punktowałem niemiłosiernie przy okazji recenzji Rio – mianowicie pójście drogą przewagi projektu wizualnego nad niezbędną warstwą użytkową produktu. Mówiąc wprost – jakiś geniusz wpadł na pomysł, aby wystylizować korpusy w tak atrakcyjny wizualnie sposób, żeby powstałe dzięki temu ostre krawędzie i kanty miały realną szansę przysporzyć nam sporej dawki dyskomfortu. U mnie niestety taka szansa nadarzała się notorycznie przy co nieco raptem głębszej i szybszej aplikacji. To też ostatecznie może determinować (i niestety determinuje) kwestię izolacji od otoczenia. Na całe szczęście wyprofilowanie i tipsy nie są już tak niefortunne, jak w A83, zatem jeśli krawędzie korpusów nie będą nam wadziły, wszystko powinno być w jak najlepszym porządku.
Za to też odpadła im jedna cała gwiazdka za wygodę, bowiem gdyby nie ten jeden element, można byłoby sklasyfikować A63 jako słuchawki naprawdę wygodne i całkiem łatwe w zakładaniu. Zwłaszcza, że mają predyspozycje ku dobrej żywotności: solidny, prosty wtyk i przede wszystkim dobry kabel znany chociażby z niektórych modeli Brainwavz, z na który to powodów do narzekań jeszcze na szczęście nie miałem. Same korpusy, które wcześniej też potraktowałem za design trochę surowo, jakościowo nie wzbudzają najmniejszych uwag.
Będzie to może więc trochę dziwne, ale na tym etapie nie mam już specjalnie czegoś do dodania w kwestii ich budowy oraz ergonomii. Mają swoje wady jak i zalety, a gdyby nie ponownie błędy projektowe (kształt i krawędzie korpusów), słuchawki można byłoby śmiało polecić jako naprawdę dobre i praktyczne, tymczasem wiele może zależeć od naszej objętości wewnątrz małżowiny i testów z innymi słuchawkami, które mogły ją wcześniej nam unaocznić.
Brzmienie
Dźwięk A63 jest dosyć wyważony i całkowicie normalny już od pierwszego odsłuchu, a przez to łatwy zarówno do zaakceptowania, jak i opisania.
Bas jest wydany o dziwo bez nadmiernego przesadyzmu, z formule pełnej i wyważonej, w zasadzie typowo dynamicznej, bowiem nasyconej trochę kluchowatością i meszkiem, jakiego można byłoby się łatwo tu spodziewać. Zaskoczenia słuchacza z tytułu przesadzonej mocy nie ma, dlatego na drugi plan wyłania się wspomniana równomierność rozprowadzenia i to ona definiuje jego egzystencję. Gdyby odnieść się do droższego znacznie modelu, jakim były A83, można byłoby mieć wrażenie, że już po tym zakresie tonalnym będą to „uspokojone” topowe Fidue.
W ślad za basem kroczy trochę niebezpośrednia, ale bardzo dobrze słyszalna średnica. Jest to na swój sposób progres względem A83, a co powinno pod względem tonalności stanowić w tym miejscu wykrzyknik. Średnica przyciemnia się od swojej wyższej partii, by konsekwentnie wpaść w pewną tendencyjność, ale nie negującą jeszcze całkiem sporej na wielu źródłach naturalności. Ta bierze swój początek w całkiem wyraźnie sklejającym się brzmieniu ogólnym, przez co dźwięk sprawia wrażenie wysoce koherentnego, ale jeszcze nie zamulonego. Takim zapamiętałem ten wydobywający się z bardzo podobnych całościowo SoundMagic’ów E-10, ale A63 wysuwają się w moim zeszycie na prowadzenie, robiąc w dużej mierze to samo, ale lepiej.
Góra prezentuje pewne przytarcie jakościowe, sprawia wrażenie chropowatej i pozbawionej oznak wygładzenia lub szlachetności, ale i tak jak na swoją cenę nie wypada źle. Od ok. 5 kHz zaczyna notować tendencję spadkową z kumulacją w przedziale 10-14 kHz. Dużym plusem w A63 jest jednak fakt, że górne rejestry nie są zalewane przez nadmiar basu lub wysadzoną średnicę.
Scenicznie A63 również nie wypadają najgorzej i choć im słabszy sprzęt, tym wydaje się coraz bardziej zwyczajna i klaustrofobiczna. Zagęszczenie dźwięków wpływa ujemnie w nich na separację, zaś niebezpośredniość średnicy wspomniana przeze mnie wcześniej przekłada się na ulokowanie wokali nieco z przodu. Zabieg ten sam w sobie nie jest co prawda zły i jeśli ktoś ewidentnie nie lubi prezentacji „domózgowej”, powinien być z takiego obrotu spraw zadowolony. Można powiedzieć zatem, że scenicznie mamy tu całkiem dobry, lecz standardowy pakiet możliwości.
Wrażenie „standardowości” dźwięku jest poniekąd też i wnioskiem końcowym dla brzmienia całości, jakie kryje się w A63, a przede wszystkim – powodem dla którego warto się nad nimi zastanowić, czy aby na pewno jest to dźwięk, którego szukamy. Nie będzie tu ani odrzutu z tytułu odruchów konwulsyjnych, ale też iskier i zachwytów. Słuchawki od pierwszego odsłuchu nie zaskakują słuchacza negatywnie, a w przypadku wykonywania testów zaraz po A83 mogą nawet zaserwować sam w sobie zaskakujący wniosek wyrażony przeze mnie już wcześniej – że to „uspokojona” wersja topówek Fidue, znacznie mniej efektowna, wyraźnie wolniejsza, bardziej ospała, ale też dosyć normalna i dzięki temu nie robiąca na słuchaczu ani wrażenia przesadnie euforycznego, ani też odrzucającego. To słuchawki zwyczajne, ciemnawe, muzykalne i zagęszczone, uniwersalne „mułki”, ale odbijające się jeszcze od tytułu mocno przymulonych, o ile źródło nie będzie notorycznie ciągnąć ich do dołu. Tu też wychodzi na jaw ich przeznaczenie, czyli wszelkiej maści słabszy prądowo sprzęt, na którym zyskują równości i szybkości właśnie z tego faktu.
Podsumowanie
Zalety:
+ trwała konstrukcja korpusów i kabla
+ wreszcie bez przesadzonego basu
+ muzykalne, normalne i jak najbardziej typowe brzmienie
+ bardzo łatwo przyswajalne dźwiękowo
+ całkiem rozsądna jeszcze cena
Wady:
– korpusy mogą powodować podrażnienia małżowiny
– utrudnione wyciąganie wynikające z kretyńskiego designu
– brzmieniowo mogą być zbyt poprawne, pospolite i nudne dla wielu osób
Subiektywnym zdaniem:
Z jednej strony słuchawki zaprezentowały się jako spokojne i przewidywalne, muzykalne dynamiki o ładnym dla oka designie. Niestety dla większości osób będzie to dźwięk zbyt pospolity, monotonny i pozbawiony zwiewności. W niektórych sytuacjach potrafią wyrwać się z oków nudy i grania na jedno kopyto, ale tylko przy odpowiednim dla nich synergicznie i prądowo towarzystwie. O ile są więc całkiem dobrze wykonane i żywotne, aczkolwiek z bardzo ryzykownym designem korpusów, o tyle pod względem całości brzmienia są zbyt „poprawne”, aby zagrozić tańszym produktom np. Brainwavz, takim jak M1 czy ProAlpha. Z kolei w ich cenie (200zł) osobiście wybrałbym NuForce NE-700X i ściągał im nadmiar basu, uzyskując w ten sposób bardziej sceniczne i lepiej jakościowo grające słuchawki o wyraźnie większym poziomie rozrywkowości, choć z gorszym kablem. Słowem – słuchawki zwyczajne, ale z tendencjami do przebłysków i o dziwo łatwiejsze do zaakceptowania wprost z pudełka od A83.